Waszyngton, Berlin i Leopardy. Kto naciskał na Niemcy?

Przez ostatnie dwa miesiące linie frontu na Ukrainie po ukraińskich sukcesach w drugiej połowie 2022 roku są w zasadzie zamrożone. Podstawowy problem militarny Kijowa to szybkie uzyskanie przewagi nad siłami rosyjskimi. Od kilku miesięcy wiadomo, że decydujące znaczenie dla strony ukraińskiej będą mieć czołgi. Przeszkodą w realizacji dostaw były Niemcy, największy europejski producent nowoczesnych maszyn typu Leopard. Pod silną presją, także Polski, Berlin zmienił stanowisko.
 Waszyngton, Berlin i Leopardy. Kto naciskał na Niemcy?
/ fot. Wikimedia Commons/Mateusz Włodarczyk

Zbliża się pierwsza rocznica rosyjskiej inwazji, Ukraina i Rosja przygotowują się do wiosennej ofensywy. Dla obu stron jest konieczne, aby przełamać impas w wojnie na wyniszczenie i osiągnąć decydującą przewagę nad wrogiem. Czołgi dostarczone Ukrainie przez państwa NATO zagwarantowałyby jej wojskom lądowym odpowiednią siłę ognia, mobilność i ochronę. Ukraińcy przebiliby się przez rosyjskie linie obronne, przejęli inicjatywę i wznowili zmasowane natarcie. – Potrzebujemy kilkuset czołgów – oświadczył na Telegramie szef gabinetu prezydenta Ukrainy Andrij Jermak. – Naszym celem jest przywrócenie granic z 1991 roku i ukaranie wroga za jego zbrodnie.

Najbardziej pożądane przez Ukraińców są niemieckie Leopardy 2. I tu pomogła amerykańska, a także polska presja na oporny rząd niemiecki i na kanclerza Olafa Scholza.

Scholz zapowiedział 25 stycznia, że rząd federalny zdecydował dostarczyć siłom zbrojnym Ukrainy czołgi Leopard 2. „Jest to wynik intensywnych konsultacji, które odbyły się z najbliższymi europejskimi i międzynarodowymi partnerami Niemiec” – czytamy w opublikowanym 25 stycznia oświadczeniu rzecznika rządu RFN Steffena Hebestreita. Zapowiada się, że Niemcy szybko skompletują dla Ukrainy dwa bataliony czołgów Leopard 2. W pierwszym etapie dostarczą kompanię 14 Leopardów z zapasów Bundeswehry. Inni europejscy partnerzy przekażą czołgi ze swej strony - poinformował Hebestreit. W tym Polska przekaże również 14 Leopardów 2.
Szkolenie ukraińskich załóg w Niemczech ma się rozpocząć „szybko”. Oprócz szkolenia pakiet pomocowy obejmie również logistykę, amunicję i konserwację sprzętu. Niemcy wydadzą natychmiast krajom partnerskim, które dostarczą Ukrainie Leopardy, odpowiednie zezwolenia na ich przekazanie – poinformowano w rządowym oświadczeniu RFN.

Państwa, które zdecydowały się przekazać swoje czołgi, to oprócz Polski także Finlandia, Hiszpania, Holandia i Dania. Decyzję niemieckiego rządu poprzedziły zdecydowane naciski na RFN ze strony wielu państw NATO. Polska odegrała tu niemałą rolę. – Presja ma sens, a wielotygodniowe, wielomiesięczne działania polskiego rządu przyniosły dobry skutek dla Ukrainy – tak wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk skomentował decyzję Niemiec dotyczącą Leopardów 2. – To dobra wiadomość także dla Europy. – Koalicja czołgowa stała się faktem. Ukraina potrzebuje jak najwięcej Leopardów. Do planowanych ukraińskich operacji konieczna jest brygada tych czołgów, na początek setka.

Ramstein i co dalej?

22 stycznia w Ramstein w Niemczech odbyło się spotkanie czołowych polityków państw europejskich i USA z zasadniczym problemem: dalsze militarne wsparcie dla Ukrainy. Okazało się, że około 20 krajów ma na stanie Leopardy, w tym oprócz Polski Kanada, Dania, Finlandia, Holandia, Norwegia, Austria, Hiszpania, Szwecja i Turcja. Turcja nie udziela i nie udzieli żadnego militarnego wsparcia Ukrainie.

Problem był z decyzją Berlina, który może dostarczyć całą „brygadę Leopardów”. Na szczęście w dwa dni po konferencji w Ramstein nastąpił zwrot pomimo niechęci SPD, partii kanclerza Olafa Scholza, która wyraziła zaniepokojenie „eskalacją operacji wojskowych po stronie ukraińskiej”. SPD uważa, że grozi to państwom zachodnim „poważnym odwetem Moskwy”.

Amerykańscy kongresmeni naciskają na Biały Dom, aby wyeksportował czołgi bojowe M1 Abrams na Ukrainę, twierdząc, że nawet symboliczna liczba z USA będzie dopingować europejskich sojuszników do zrobienia tego samego.

Spotkanie w Ramstein: napięcie USA – RFN

22 stycznia na konferencji w Ramstein doszło do otwartego sporu między USA a Niemcami. Informacja pochodzi z wewnętrznego raportu sekretarza obrony USA Lloyda Austina o tej konferencji i rozmowach z Niemcami. Doszło tam do „ostrej wymiany zdań” między Austinem a Wolfgangiem Schmidtem – jednym z najbliższych doradców kanclerza Scholza. Samo spotkanie sekretarza obrony USA i kanclerza RFN było „napięte”. Chodziło o zdumiewającą presję Scholza na Amerykanów, aby przekazali kilkaset Abramsów Ukrainie. Argument: bez tego nie będzie dostaw Leopardów dla Ukrainy, co wywołało poważną irytację w Białym Domu. Amerykanie byli szczególnie zirytowani faktem, że rząd RFN wysuwał swoje żądania publicznie. Jak przypomina dziennik „Bild”, Berlin już wcześniej zapowiedział, że warunkiem ewentualnej dostawy czołgów Leopard będzie przekazanie przez USA własnych czołgów Abrams. Kanclerz Scholz dał jasno do zrozumienia prezydentowi Bidenowi: „Dostarczymy Leopardy dla Ukrainy, jeśli USA dostarczy tyle samo Abramsów”.

„Obywatele w mundurach”

Pacyfizm jest w RFN bardzo popularny. Liczba młodych Niemców deklarujących odmowę służby wojskowej wzrosła pięciokrotnie w następstwie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Dla wielu Niemców jest zupełnie zrozumiałe, że członkowie Bundeswehry nie chcą się zaangażować w obronę swojego kraju. W Niemczech nie ma zresztą żołnierzy, są „obywatele w mundurze”. To trafny eufemizm dla ludzi, którzy żyli wygodnie pod amerykańskim parasolem bezpieczeństwa przez ponad siedem dekad. Żyją zresztą nadal. To częściowo wyjaśnia, dlaczego Niemcy stają się coraz bardziej problematycznym sojusznikiem NATO od początku wojny na Ukrainie. Do tego Berlin robi wiele, aby utrudnić dostarczanie Ukrainie niezbędnej broni.

Antyukraińska saga

Niemiecka „antyukraińska saga” rozpoczęła się bezpośrednio po lutowej inwazji. Minister finansów RFN powiedział ambasadorowi Ukrainy, że „nie ma sensu wysyłać pomocy, bo Pana kraj i tak przetrwa tylko kilka godzin”. Najnowszy epizod tej negatywnej sagi dotyczy wysłania czołgów na Ukrainę. Niemcy, obok USA jeden z największych producentów czołgów, w gruncie rzeczy konsekwentnie odmawiają dostaw na Ukrainę, argumentując, że dostarczenie zachodnich czołgów dla Kijowa może wywołać powszechną wojnę.

Do tego kanclerz Scholz podkreśla przy każdej niemal okazji, że „Waszyngton też nie wysyła czołgów". Oczywiście Scholz świadomie ignoruje dwa fakty. Po pierwsze – dostawa Leopardów z Niemiec to dużo łatwiejsza operacja logistyczna niż transport kilkuset Abramsów z USA transportem przede wszystkim morskim. Lądowa dostawa z Niemiec byłaby realizowana o wiele szybciej i nie wymagałaby zablokowania na dłuższy czas portów w Gdyni i w Aleksandropolis. Po drugie – Stany Zjednoczone udzieliły Ukrainie jak dotąd pomocy wojskowej w wysokości 25 mld dol., czyli 10 razy więcej niż Niemcy.

Nieoficjalnie eksperci wojskowi Waszyngtonu oceniają niemieckie podejście do wsparcia Ukrainy jako „cyniczne” i „bezczelne”. Uzasadnione podejrzanym – wspomnianym już – pacyfizmem zrodzonym z „mrocznej brunatnej przeszłości”. Ich zdaniem niemiecka strategia geopolityczna polega na tym, aby nic nieliczącego się nie robić. Z uzasadnieniem, że jest to zabezpieczenie przed powrotem do nazizmu.

Oczywiście – realnie to nie pacyfizm i nienawiść do nazizmu są tym, co tak naprawdę kieruje polityką zagraniczną RFN. To są interesy najważniejszych niemieckich firm, a więc – całej niemieckiej gospodarki. Niemcy powstrzymujące się od wspierania Ukrain, nie mają żadnych skrupułów w sprzedawaniu broni reżimom autorytarnym, takim jak te na Bliskim Wschodzie, np. Katar.

Geopolityka – czyli powrót do rosyjskiego gazu

Niewątpliwie Berlin wciąż ma ogromną nadzieję, że Ukraina jakoś dogada się z Rosją, aby Niemcy mogły kontynuować biznes jak zwykle. Ponownie importować tani rosyjski gaz i handlować tym gazem. Stąd ta zastanawiająca opieszałość i niechęć dla wsparcia militarnego Kijowa. Nawet jeśli Niemcy ostatecznie wyślą jakieś czołgi na Ukrainę, dostarczą ich jak najmniej i dopiero po wyczerpaniu wszystkich możliwych opcji opóźnienia.

W ostatnich latach wiele uwagi poświęcono Nord Stream i Nord Stream 2, niefortunnemu rosyjsko-niemieckiemu projektowi gazowemu. Ta gazowa symbioza niemiecko-rosyjska ma dość długą historię. Napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Niemcami rozpoczęły się w późnych latach 50. Gdy Bonn związało się z rosyjskimi interesami energetycznymi, a Sowiety rozpoczęły na wielką skalę zaopatrywać Niemcy w gaz wielkimi rurociągami.

Przez cały okres zimnej wojny niemieckie zaangażowanie w NATO było napędzane strategią korzystania na wszelki wypadek z ochrony zapewnianej przez Sojusz, przy jednoczesnym rozszerzaniu stosunków handlowych/gazowych z Sowietami. Napędzane głównie polityką ustępstw kanclerza Willy'ego Brandta, znaną jako Ostpolitik. To był jeden z powodów, dla których Niemcy byli przeciwnikami prezydenta Ronalda Reagana i jego twardej postawy wobec Sowietów. Obawiali się, że Reagan zniszczy ich biznes na wschodzie. Zanim mur berliński upadł, eksport z RFN do Związku Sowieckiego osiągnął rekordową kwotę prawie 12 mld marek.
Dwuznaczny stosunek Niemiec do Ukrainy jest logicznym przedłużeniem tej strategii, która dobrze służyła niemieckiej gospodarce od czasów zimnej wojny. Była też przeforsowana przez RFN decyzja o zablokowaniu członkostwa Ukrainy w NATO w 2008 roku.

Ciche, ale intensywne marzenia o rosyjskim gazie

Całkiem niedawno premier Saksonii Michael Kretschmer wezwał do naprawy gazociągu Nord Stream 1, który w zeszłym roku został wysadzony w powietrze przez nieznanych sabotażystów. Uzasadnienie oficjalne: „Trzeba, aby Niemcy zachowały możliwość kupowania rosyjskiego gazu po zakończeniu wojny”. Na razie oficjalnie takie głosy słychać rzadko. Jednak trzeba wreszcie dostrzec, że niemiecka polityka kieruje się logiką ekonomiczną wywodzącą się z czasów Bismarcka i ma głęboki sens.

W NATO za półdarmo?

Pieniądze, które Niemcy zaoszczędziły dzięki temu, że nie ponosiły kosztów na swoją obronność – pozwoliły im sfinansować jedno z najbardziej hojnych państw opiekuńczych na świecie. Kiedy kilka lat temu sojusznicy zażądali, aby Berlin wreszcie podniósł wydatki na obronność do obowiązujących 2 proc. PKB, ówczesny wicekanclerz Sigmar Gabriel (SPD) nazwał ten cel „absurdalnym”. Z niemieckiego punktu widzenia miał rację. Po co kupować krowę, skoro możesz mieć jej mleko za darmo – ocenili ostatnio Amerykanie dojeni finansowo przez Niemców.

Dał się początkowo na to nabrać prezydent Joe Biden. Zrobił wszystko, co w jego mocy, aby okazać uznanie dla wszystkiego, co niemieckie. Kierunek proniemiecki wprawdzie się skończył, jednak swoisty pragmatyzm Waszyngtonu sprawia, że ze względu na swoją wielkość i położenie geograficzne w centrum Europy Niemcy są dla USA nadal ważne jako duży partner i lokalizacja dużej bazy wojskowej (Ramstein) w centrum Europy. Bundeswehra stała się parodią siły militarnej, a RFN wciąż nie wywiązuje się z obowiązku przeznaczania 2 proc. PKB na cele obronne zgodnie z wymogami NATO. Zdaniem Waszyngtonu Niemcy są złym sojusznikiem, ale przynajmniej są złym sojusznikiem Ameryki. A mogłyby być sojusznikiem Rosji. Wcale nie złym, co się już zdarzało.

Tekst pochodzi z 5 (1775) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Wody Polskie wydały komunikat z ostatniej chwili
Wody Polskie wydały komunikat

Nad Polskę napłynął niż genueński, który przynosi obfite opady deszczu i burze. W niedzielę wieczorem Wody Polskie wydały komunikat.

Unia Europejska ugięła się przed Waszyngtonem. Jest komunikat Trumpa z ostatniej chwili
Unia Europejska ugięła się przed Waszyngtonem. Jest komunikat Trumpa

Prezydent USA Donald Trump poinformował w niedzielę po spotkaniu z szefową KE Ursulą von der Leyen, że w ramach porozumienia handlowego między UE a USA ustanowiono stawkę celną w wysokości 15 proc.

Ulewy nad Polską. Burmistrz Głuchołaz wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
Ulewy nad Polską. Burmistrz Głuchołaz wydał pilny komunikat

Nad Polskę napłynął niż genueński, który przynosi obfite opady deszczu i burze. Burmistrz Głuchołaz Paweł Szymkowicz wydał komunikat.

Gwałtowna ulewa sparaliżowała Kielce. Są nagrania z ostatniej chwili
Gwałtowna ulewa sparaliżowała Kielce. Są nagrania

W niedzielę około godz. 17 przez Kielce przeszła ogromna ulewa. Ulice błyskawicznie zamieniły się w rwące potoki – informuje serwis Kielce Nasze Miasto.

Ulewy nad Polską. IMGW wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
Ulewy nad Polską. IMGW wydał pilny komunikat

IMiGW podnosi stopień alertów związanych z intensywnymi opadami deszczu i burzami. Ostrzeżenia III stopnia zostały wydane dla południowej części woj. łódzkiego i zachodniej części woj. małopolskiego oraz świętokrzyskiego. Do II stopnia wzrosły ostrzeżenia dla woj. warmińsko-mazurskiego i pomorskiego.

Ulewy nad Polską. Burmistrz Nysy uderza w Wody Polskie z ostatniej chwili
Ulewy nad Polską. Burmistrz Nysy uderza w Wody Polskie

– Niestety, większość przepustów, rowów jest w stanie nieruszonym od czasu powodzi, są zarośnięte, niedrożne i o tym cały czas informujemy Wody Polskie: mieszkańcy, sołtysi, strażacy, natomiast efekt jest dosyć mizerny – mówi w niedzielę burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz.

Komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Dokładnie 2 306 644 pasażerów obsłużył Port Lotniczy Wrocław w pierwszym półroczu 2025 roku – to o 15% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku – informuje lotnisko we Wrocławiu.

Hołownia mówił o zamachu stanu. Prezydent reaguje z ostatniej chwili
Hołownia mówił o zamachu stanu. Prezydent reaguje

Szefowa KPRP Małgorzata Paprocka poinformowała w niedzielę, że na polecenie prezydenta Andrzeja Dudy, rozmawiała w piątek z marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią na temat jego wypowiedzi o nakłanianiu do "zamachu stanu".

Żurek po wyjściu z toalety wpadł pod przemysłowy odkurzacz. 5 lat procesował się o odszkodowanie Wiadomości
Żurek po wyjściu z toalety wpadł pod przemysłowy odkurzacz. 5 lat procesował się o odszkodowanie

Wczoraj wieczorem internauci przypomnieli zdarzenie sprzed lat z udziałem Waldemara Żurka. W 2018 roku sędzia znany z otwartej krytyki ówczesnego rządu PiS miał w pracy ulec wyjątkowemu wypadkowi. Gdy wychodził z toalety, rozmawiając jednocześnie przez telefon, został potrącony przez automatyczną maszynę do czyszczenia podłóg.

Nitras traci wpływy w PO? Jest przetrącony. Nikt go nie zna z ostatniej chwili
Nitras traci wpływy w PO? "Jest przetrącony. Nikt go nie zna"

Sławomir Nitras po porażce Rafała Trzaskowskiego w wyborach traci wpływy w Platformie Obywatelskiej – informuje dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz.

REKLAMA

Waszyngton, Berlin i Leopardy. Kto naciskał na Niemcy?

Przez ostatnie dwa miesiące linie frontu na Ukrainie po ukraińskich sukcesach w drugiej połowie 2022 roku są w zasadzie zamrożone. Podstawowy problem militarny Kijowa to szybkie uzyskanie przewagi nad siłami rosyjskimi. Od kilku miesięcy wiadomo, że decydujące znaczenie dla strony ukraińskiej będą mieć czołgi. Przeszkodą w realizacji dostaw były Niemcy, największy europejski producent nowoczesnych maszyn typu Leopard. Pod silną presją, także Polski, Berlin zmienił stanowisko.
 Waszyngton, Berlin i Leopardy. Kto naciskał na Niemcy?
/ fot. Wikimedia Commons/Mateusz Włodarczyk

Zbliża się pierwsza rocznica rosyjskiej inwazji, Ukraina i Rosja przygotowują się do wiosennej ofensywy. Dla obu stron jest konieczne, aby przełamać impas w wojnie na wyniszczenie i osiągnąć decydującą przewagę nad wrogiem. Czołgi dostarczone Ukrainie przez państwa NATO zagwarantowałyby jej wojskom lądowym odpowiednią siłę ognia, mobilność i ochronę. Ukraińcy przebiliby się przez rosyjskie linie obronne, przejęli inicjatywę i wznowili zmasowane natarcie. – Potrzebujemy kilkuset czołgów – oświadczył na Telegramie szef gabinetu prezydenta Ukrainy Andrij Jermak. – Naszym celem jest przywrócenie granic z 1991 roku i ukaranie wroga za jego zbrodnie.

Najbardziej pożądane przez Ukraińców są niemieckie Leopardy 2. I tu pomogła amerykańska, a także polska presja na oporny rząd niemiecki i na kanclerza Olafa Scholza.

Scholz zapowiedział 25 stycznia, że rząd federalny zdecydował dostarczyć siłom zbrojnym Ukrainy czołgi Leopard 2. „Jest to wynik intensywnych konsultacji, które odbyły się z najbliższymi europejskimi i międzynarodowymi partnerami Niemiec” – czytamy w opublikowanym 25 stycznia oświadczeniu rzecznika rządu RFN Steffena Hebestreita. Zapowiada się, że Niemcy szybko skompletują dla Ukrainy dwa bataliony czołgów Leopard 2. W pierwszym etapie dostarczą kompanię 14 Leopardów z zapasów Bundeswehry. Inni europejscy partnerzy przekażą czołgi ze swej strony - poinformował Hebestreit. W tym Polska przekaże również 14 Leopardów 2.
Szkolenie ukraińskich załóg w Niemczech ma się rozpocząć „szybko”. Oprócz szkolenia pakiet pomocowy obejmie również logistykę, amunicję i konserwację sprzętu. Niemcy wydadzą natychmiast krajom partnerskim, które dostarczą Ukrainie Leopardy, odpowiednie zezwolenia na ich przekazanie – poinformowano w rządowym oświadczeniu RFN.

Państwa, które zdecydowały się przekazać swoje czołgi, to oprócz Polski także Finlandia, Hiszpania, Holandia i Dania. Decyzję niemieckiego rządu poprzedziły zdecydowane naciski na RFN ze strony wielu państw NATO. Polska odegrała tu niemałą rolę. – Presja ma sens, a wielotygodniowe, wielomiesięczne działania polskiego rządu przyniosły dobry skutek dla Ukrainy – tak wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk skomentował decyzję Niemiec dotyczącą Leopardów 2. – To dobra wiadomość także dla Europy. – Koalicja czołgowa stała się faktem. Ukraina potrzebuje jak najwięcej Leopardów. Do planowanych ukraińskich operacji konieczna jest brygada tych czołgów, na początek setka.

Ramstein i co dalej?

22 stycznia w Ramstein w Niemczech odbyło się spotkanie czołowych polityków państw europejskich i USA z zasadniczym problemem: dalsze militarne wsparcie dla Ukrainy. Okazało się, że około 20 krajów ma na stanie Leopardy, w tym oprócz Polski Kanada, Dania, Finlandia, Holandia, Norwegia, Austria, Hiszpania, Szwecja i Turcja. Turcja nie udziela i nie udzieli żadnego militarnego wsparcia Ukrainie.

Problem był z decyzją Berlina, który może dostarczyć całą „brygadę Leopardów”. Na szczęście w dwa dni po konferencji w Ramstein nastąpił zwrot pomimo niechęci SPD, partii kanclerza Olafa Scholza, która wyraziła zaniepokojenie „eskalacją operacji wojskowych po stronie ukraińskiej”. SPD uważa, że grozi to państwom zachodnim „poważnym odwetem Moskwy”.

Amerykańscy kongresmeni naciskają na Biały Dom, aby wyeksportował czołgi bojowe M1 Abrams na Ukrainę, twierdząc, że nawet symboliczna liczba z USA będzie dopingować europejskich sojuszników do zrobienia tego samego.

Spotkanie w Ramstein: napięcie USA – RFN

22 stycznia na konferencji w Ramstein doszło do otwartego sporu między USA a Niemcami. Informacja pochodzi z wewnętrznego raportu sekretarza obrony USA Lloyda Austina o tej konferencji i rozmowach z Niemcami. Doszło tam do „ostrej wymiany zdań” między Austinem a Wolfgangiem Schmidtem – jednym z najbliższych doradców kanclerza Scholza. Samo spotkanie sekretarza obrony USA i kanclerza RFN było „napięte”. Chodziło o zdumiewającą presję Scholza na Amerykanów, aby przekazali kilkaset Abramsów Ukrainie. Argument: bez tego nie będzie dostaw Leopardów dla Ukrainy, co wywołało poważną irytację w Białym Domu. Amerykanie byli szczególnie zirytowani faktem, że rząd RFN wysuwał swoje żądania publicznie. Jak przypomina dziennik „Bild”, Berlin już wcześniej zapowiedział, że warunkiem ewentualnej dostawy czołgów Leopard będzie przekazanie przez USA własnych czołgów Abrams. Kanclerz Scholz dał jasno do zrozumienia prezydentowi Bidenowi: „Dostarczymy Leopardy dla Ukrainy, jeśli USA dostarczy tyle samo Abramsów”.

„Obywatele w mundurach”

Pacyfizm jest w RFN bardzo popularny. Liczba młodych Niemców deklarujących odmowę służby wojskowej wzrosła pięciokrotnie w następstwie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Dla wielu Niemców jest zupełnie zrozumiałe, że członkowie Bundeswehry nie chcą się zaangażować w obronę swojego kraju. W Niemczech nie ma zresztą żołnierzy, są „obywatele w mundurze”. To trafny eufemizm dla ludzi, którzy żyli wygodnie pod amerykańskim parasolem bezpieczeństwa przez ponad siedem dekad. Żyją zresztą nadal. To częściowo wyjaśnia, dlaczego Niemcy stają się coraz bardziej problematycznym sojusznikiem NATO od początku wojny na Ukrainie. Do tego Berlin robi wiele, aby utrudnić dostarczanie Ukrainie niezbędnej broni.

Antyukraińska saga

Niemiecka „antyukraińska saga” rozpoczęła się bezpośrednio po lutowej inwazji. Minister finansów RFN powiedział ambasadorowi Ukrainy, że „nie ma sensu wysyłać pomocy, bo Pana kraj i tak przetrwa tylko kilka godzin”. Najnowszy epizod tej negatywnej sagi dotyczy wysłania czołgów na Ukrainę. Niemcy, obok USA jeden z największych producentów czołgów, w gruncie rzeczy konsekwentnie odmawiają dostaw na Ukrainę, argumentując, że dostarczenie zachodnich czołgów dla Kijowa może wywołać powszechną wojnę.

Do tego kanclerz Scholz podkreśla przy każdej niemal okazji, że „Waszyngton też nie wysyła czołgów". Oczywiście Scholz świadomie ignoruje dwa fakty. Po pierwsze – dostawa Leopardów z Niemiec to dużo łatwiejsza operacja logistyczna niż transport kilkuset Abramsów z USA transportem przede wszystkim morskim. Lądowa dostawa z Niemiec byłaby realizowana o wiele szybciej i nie wymagałaby zablokowania na dłuższy czas portów w Gdyni i w Aleksandropolis. Po drugie – Stany Zjednoczone udzieliły Ukrainie jak dotąd pomocy wojskowej w wysokości 25 mld dol., czyli 10 razy więcej niż Niemcy.

Nieoficjalnie eksperci wojskowi Waszyngtonu oceniają niemieckie podejście do wsparcia Ukrainy jako „cyniczne” i „bezczelne”. Uzasadnione podejrzanym – wspomnianym już – pacyfizmem zrodzonym z „mrocznej brunatnej przeszłości”. Ich zdaniem niemiecka strategia geopolityczna polega na tym, aby nic nieliczącego się nie robić. Z uzasadnieniem, że jest to zabezpieczenie przed powrotem do nazizmu.

Oczywiście – realnie to nie pacyfizm i nienawiść do nazizmu są tym, co tak naprawdę kieruje polityką zagraniczną RFN. To są interesy najważniejszych niemieckich firm, a więc – całej niemieckiej gospodarki. Niemcy powstrzymujące się od wspierania Ukrain, nie mają żadnych skrupułów w sprzedawaniu broni reżimom autorytarnym, takim jak te na Bliskim Wschodzie, np. Katar.

Geopolityka – czyli powrót do rosyjskiego gazu

Niewątpliwie Berlin wciąż ma ogromną nadzieję, że Ukraina jakoś dogada się z Rosją, aby Niemcy mogły kontynuować biznes jak zwykle. Ponownie importować tani rosyjski gaz i handlować tym gazem. Stąd ta zastanawiająca opieszałość i niechęć dla wsparcia militarnego Kijowa. Nawet jeśli Niemcy ostatecznie wyślą jakieś czołgi na Ukrainę, dostarczą ich jak najmniej i dopiero po wyczerpaniu wszystkich możliwych opcji opóźnienia.

W ostatnich latach wiele uwagi poświęcono Nord Stream i Nord Stream 2, niefortunnemu rosyjsko-niemieckiemu projektowi gazowemu. Ta gazowa symbioza niemiecko-rosyjska ma dość długą historię. Napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Niemcami rozpoczęły się w późnych latach 50. Gdy Bonn związało się z rosyjskimi interesami energetycznymi, a Sowiety rozpoczęły na wielką skalę zaopatrywać Niemcy w gaz wielkimi rurociągami.

Przez cały okres zimnej wojny niemieckie zaangażowanie w NATO było napędzane strategią korzystania na wszelki wypadek z ochrony zapewnianej przez Sojusz, przy jednoczesnym rozszerzaniu stosunków handlowych/gazowych z Sowietami. Napędzane głównie polityką ustępstw kanclerza Willy'ego Brandta, znaną jako Ostpolitik. To był jeden z powodów, dla których Niemcy byli przeciwnikami prezydenta Ronalda Reagana i jego twardej postawy wobec Sowietów. Obawiali się, że Reagan zniszczy ich biznes na wschodzie. Zanim mur berliński upadł, eksport z RFN do Związku Sowieckiego osiągnął rekordową kwotę prawie 12 mld marek.
Dwuznaczny stosunek Niemiec do Ukrainy jest logicznym przedłużeniem tej strategii, która dobrze służyła niemieckiej gospodarce od czasów zimnej wojny. Była też przeforsowana przez RFN decyzja o zablokowaniu członkostwa Ukrainy w NATO w 2008 roku.

Ciche, ale intensywne marzenia o rosyjskim gazie

Całkiem niedawno premier Saksonii Michael Kretschmer wezwał do naprawy gazociągu Nord Stream 1, który w zeszłym roku został wysadzony w powietrze przez nieznanych sabotażystów. Uzasadnienie oficjalne: „Trzeba, aby Niemcy zachowały możliwość kupowania rosyjskiego gazu po zakończeniu wojny”. Na razie oficjalnie takie głosy słychać rzadko. Jednak trzeba wreszcie dostrzec, że niemiecka polityka kieruje się logiką ekonomiczną wywodzącą się z czasów Bismarcka i ma głęboki sens.

W NATO za półdarmo?

Pieniądze, które Niemcy zaoszczędziły dzięki temu, że nie ponosiły kosztów na swoją obronność – pozwoliły im sfinansować jedno z najbardziej hojnych państw opiekuńczych na świecie. Kiedy kilka lat temu sojusznicy zażądali, aby Berlin wreszcie podniósł wydatki na obronność do obowiązujących 2 proc. PKB, ówczesny wicekanclerz Sigmar Gabriel (SPD) nazwał ten cel „absurdalnym”. Z niemieckiego punktu widzenia miał rację. Po co kupować krowę, skoro możesz mieć jej mleko za darmo – ocenili ostatnio Amerykanie dojeni finansowo przez Niemców.

Dał się początkowo na to nabrać prezydent Joe Biden. Zrobił wszystko, co w jego mocy, aby okazać uznanie dla wszystkiego, co niemieckie. Kierunek proniemiecki wprawdzie się skończył, jednak swoisty pragmatyzm Waszyngtonu sprawia, że ze względu na swoją wielkość i położenie geograficzne w centrum Europy Niemcy są dla USA nadal ważne jako duży partner i lokalizacja dużej bazy wojskowej (Ramstein) w centrum Europy. Bundeswehra stała się parodią siły militarnej, a RFN wciąż nie wywiązuje się z obowiązku przeznaczania 2 proc. PKB na cele obronne zgodnie z wymogami NATO. Zdaniem Waszyngtonu Niemcy są złym sojusznikiem, ale przynajmniej są złym sojusznikiem Ameryki. A mogłyby być sojusznikiem Rosji. Wcale nie złym, co się już zdarzało.

Tekst pochodzi z 5 (1775) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe