Zapraszamy na niezwykła wystawę. "Prawda i wolność": ks. Jerzy Popiełuszko

Dźwignią, która sprawiła, że czas sprzed czterdziestu lat wraca, jakby ktoś rzucił nas o asfalt, okazała się sztuka: świetne obrazy, fotogramy i grafiki z lat 80. i późniejszych.
Tomasz Tatarczyk, Łódź Charona, 2010, olej/płótno Zapraszamy na niezwykła wystawę.
Tomasz Tatarczyk, Łódź Charona, 2010, olej/płótno / Muzeum Okręgowe w Toruniu, fot. Krzysztof Deczyński

 Na wystawę czasową trafiamy zwykle, by zobaczyć coś dotąd nieznanego: to nie galeria sztuki starożytnej, przez którą raz na kilka lat wypada przeciągnąć dzieci, żeby zapamiętały, czym różni się kolumna jońska od tej drugiej. Wystawa czasowa to dar nowości: nowe płótna, nowe rzeźby. Nawet jeśli jakiś obraz był już przez nas kiedyś widziany – teraz, otoczony nieznanymi dotąd pracami, znów staje się odkryciem. 

A na staromiejskiej Dziekanii – fotogramy w większości znane z podręczników. Postny zapis męczeństwa, gruboziarnista prawda o PRL. Ksiądz Jerzy – speszony maturzysta i seminarzysta z przylizanym przedziałkiem. Nawet na zdjęciu z kleryckiej służby wojskowej, odbywanej w Bartoszycach, w warunkach bliskich kompanii karnej, wygląda jeszcze trochę niepoważnie, z belką starszego szeregowego i odstającymi uszami, upozowany do pamiątkowego zdjęcia z RKM. Za to na plażach na Florydzie i nad Morzem Czarnym, gdzie trafił w latach 70. – chłopak, nie da się ukryć, jak malowanie (czy w ogóle wypada tak pisać o męczenniku?). To też popularne zdjęcia, ale najbardziej znane pojawiają się oczywiście w chwilę później: ksiądz Jerzy w koloratce i koszuli z podwiniętymi rękawami na strajku w Akademii Medycznej, w przyciasnym kasku w Hucie; z uśmiechem, za który można było dać się pokroić, ale i z kościstą żuchwą, wściekły, na strajkowym wiecu; przygarbiony, ale ze wzrokiem utkwionym w górze, przy kościelnych mikrofonach. I jedno z ostatnich chyba zdjęć, z jakiegoś chrztu w 1984 r., już po nabożeństwie: ze śmiertelnie zmęczoną twarzą przysiadł obok szczęśliwych rodziców i katechumena w beciku, trzymając w rękach niewiarygodnej szpetoty nadmuchiwanego króliczka. I to już prawie wszystko, jeśli chodzi o zdjęcia. Potem już tylko „ogromne morze ludzkich głów” w listopadowej mgle, matka i ojciec (z kościstą żuchwą). Zagubiona gromadka płetwonurków i ubeków na błotnistej plaży u stóp tamy i szaroczarne prześcieradło. 

Z archiwum Tomasza Gutrego. Przypominamy, jak atakowano manifestantów w czerwcu 1989 roku

Czytaj także: [Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Hodgeson i inni

Przybliżenie opowieści 

Twórcy wystawy podjęli szczęśliwą decyzję o rezygnacji z piedestału, o przybliżeniu opowieści. Tak często stosowane koturny są naprawdę niepotrzebne: męczeńska śmierć wnosi na piedestał wyższy o kilka stadiów od tego, co murują z cementu i pozłotki pełni dobrej woli twórcy wielu przykościelnych pokazów. A Jerzy Popiełuszko – chłopak z podlaskiej wsi, niezgrabny maturzysta i wojak – był najbardziej z ludu, jak można sobie wyobrazić (może to jest sekret świętości, której nie ima się żadne szyderstwo?). Gdyby Jerzy Urban i gen. Czesław Kiszczak pozwolili mu pożyć trzy lata dłużej, goląc się, nuciłby pewnie za odtwarzaną z grundiga taśmą hit Róż Europy z 1987 r.: „My studenci Uniwersytetu – my, robotnicy Huty Warszawa”. 
Dźwignią, która sprawiła, że czas sprzed czterdziestu lat wraca, jakby ktoś rzucił nas o asfalt, okazała się sztuka: obrazy, fotogramy i grafiki z lat 80. i późniejszych. Często powstające współcześnie ze śmiercią księdza, czasem wprost ją komentujące – jak przeszywająca niczym obcas zgniatający paznokieć (por. Leszek Pękala był w tej technice operacyjnej mistrzem) grafika Piotra Młodożeńca. To sztuka z najwyższej półki, wolna od uproszczeń i dosłowności, jakiej nie szczędziły nam różne obrazy „solidarnościowe” czy „posmoleńskie”. Naprawdę, katalog wystawy w MAW można chwilami czytać jak ofertę aukcyjną Sotheby’s czy Christie’s: Korolkiewicz. Lebenstein. Młodożeniec. Tatarczyk. Sroka. Czasem jest to „realizm socjalny” (ale bynajmniej nie stalinowski „socrealizm!”): „Tramwaj” Jerzego Benedyktowicza z 1971 r. (na co dzień w zbiorach Zachęty) jest opowieścią o wszystkich jadących na pierwszą zmianę. Czasem – wściekły ekspresjonizm, jak w „Spokoju” Antoniego Fałata. A obok – młodszy od nich Stanisław Baj, z transową, najbardziej znaną, a tak tu pasującą, „Rzeką Bug”. 

Muzeum Archidiecezji odwołało się nie tylko do swoich najlepszych zasobów (chociaż nie brakuje na wystawie i płócien z innych placówek), ale i do „pamięci instytucjonalnej”: przecież świetne rysunki Lebensteina ilustrujące Apokalipsę św. Jana po raz pierwszy w Polsce można było legalnie zobaczyć właśnie w salach dawnego gmachu muzeum na Solcu. Lata osiemdziesiąte są na tej wystawie obecne w całej swojej ostrości i tragizmie. Między grafiką Jana Młodożeńca nadającą się na szablon graffiti (dwie przysadziste sylwetki ciskają do wody skrępowaną trzecią) a odmalowanymi hiperrealistycznie ośnieżonymi kamieniami grobu ks. Jerzego (Łukasz Korolkiewicz), między spłowiałymi jakby aniołami Jana Lebensteina a ostrymi plamami Leona Tarasewicza – powraca dawny czas. 

Powraca również za sprawą trzeciej składowej: pamiątek, świadectw czasu. Tych jest niewiele: ubogie to było mieszkanie i kruche ciało, a co się zachowało – trafiło do innych muzeów lub na relikwie. Ale rękopis kazania – szybki a czytelny, wolny już od licealnej kulfonowatości – jest, przecięty umieszczonym w tej samej gablotce medalikiem (gdyby Muzeum Archidiecezji mogło nie ćwiczyć wystawowego „tetrisa” w trzech niedużych salkach...). I reprodukcja donosu Tadeusza Stachnika, TW „Tarcza”, chwalącego się, że zdołał pozyskać zaufanie i przyjaźń figuranta (jest w tej tekturce cierpkość pocałunku pod drzewem oliwnym). I zmięte półbuty męskie, brązowe ze skaju, ze ściętą zelówką, nasiąknięte Wisłą – gotowe konkurować brzydotą nawet z króliczkiem. 

Wystawa 

Bardzo to skondensowane: Baj i odstające uszy, plan dnia w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchowym („6.00 – pobudka, 6.30 – medytacje”) i zamierzenie monotonnie czytany przed Andrzeja Mastalerza protokół z sekcji zwłok. I „Ściana bezsilności” Korolkiewicza – zawilgocony mur parafii św. Stanisława Kostki, zarzucony zwiędłymi kwiatami, z szarym filtrem beznadziei. Można iść po tych tłocznych od treści salach za obrazami jak za nicią przewodnią, otwierającą nas na szersze przestrzenie. 

A przecież – zaryzykujmy dopowiedzenie jeszcze jednej kwestii – ta wystawa, choć tyle zawdzięcza dobrej sztuce, nie jest wystawą „artystyczną”, gromadzącą po prostu malarskie echa tragedii z lat 80. Upewniają mnie w tym ostatnie z eksponatów. Jeden z nich to kilim z rodzinnego domu ks. Jerzego, wiszący pewnie w Okopach gdzieś nad tapczanem. Kontury jak przy tkaniu maszynowym (choć niby kilimy są zawsze ręcznej roboty). Gryzące w oczy kolory, na przemian buraczkowy i jasnozielony: każdy chciałby mieć w domu Lebensteina, nikt chyba nie chciałby takiej topornej makatki. Tyle że zielony motyw na buraczkowym tle to winne grono. 
I drugi eksponat, jeszcze bardziej niezwykły, jedyny chyba, którego nie widziałem nigdy przedtem: z jednym z „nadmorskich” zdjęć księdza Jerzego (lata 70., krzyczący coś dla żartu chłopak w rozchełstanej koszuli i mokrych dżinsach) zestawione zostało zdjęcie jego rodziców idących plażą gdzieś we Włoszech (wizyta u papieża?) w latach 90.: mrużących oczy od słońca, ale i uśmiechniętych. 

Ten spokojny uśmiech – po zdjęciach z dni pogrzebu tych dwóch twarzy, skamieniałych – ten uśmiech i to gryzącozielone winne grono z kilimu, które trafi za chwilę do tłoczni – dają do zrozumienia, że ta wystawa, tak wiernie przywołująca klimaty lat 80., tak odważnie sięgająca po dobre malarstwo współczesne, nie traktuje jednak do końca ani o historii, ani o sztuce. Nie tylko. 

Plakat

 

 

Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, ul. Dziekania 1; 7 czerwca – 3 listopada br. Scenariusz wystawy: dr Łukasz Kossowski, kuratorzy: Paweł Kęska, Iwona Gąsiorek, Roksana Gawrońska.


 

POLECANE
Ogromny pożar w Rudzie Śląskiej. Strażacy walczą z żywiołem z ostatniej chwili
Ogromny pożar w Rudzie Śląskiej. Strażacy walczą z żywiołem

Około godziny 16. doszło do pożaru o dużej skali w Rudzie Śląskiej. Ogień objął w całości budynek tzw. Chińskiego Marketu. Na miejscu zdarzenia operuje 9 zastępów straży pożarnej, jednak skala pożaru wskazuje, że może być potrzebne dodatkowe wsparcie.

Nie wykazywał oznak życia - pacjent z głęboką hipotermią uratowany w kieleckim szpitalu Wiadomości
Nie wykazywał oznak życia - pacjent z głęboką hipotermią uratowany w kieleckim szpitalu

Gdy służby ratunkowe znalazły 42-letniego mężczyznę, był nieprzytomny, skrajnie wychłodzony i nie wykazywał oznak życia. Tak zwana temperatura głęboka mężczyzny wynosiła 22 st. C.

Katastrofa lotnicza w Wilnie. Nowe informacje z ostatniej chwili
Katastrofa lotnicza w Wilnie. Nowe informacje

Pojawiły się pierwsze ustalenia w sprawie samolotu DHL, który rozbił się w pobliżu lotniska w Wilnie. Według rzecznika niemieckiego MSZ, nie ma obecnie dowodów na to, że był to rosyjski sabotaż.

Rumunia: Szok po wyborach prezydenckich. Czy podobnie będzie po parlamentarnych? polityka
Rumunia: Szok po wyborach prezydenckich. Czy podobnie będzie po parlamentarnych?

Pierwsze miejsce Calina Georgescu, mało znanego, nieposiadającego zaplecza partyjnego prawicowego polityka zaskoczyło Rumunów, a media i komentatorzy mówią o „szoku” i „politycznym trzęsieniu ziemi”. Pojawiają się kolejne pytania: czy w wyborach parlamentarnych 1 grudnia może wygrać radykalna prawica?

Niemcy: Scholz został oficjalnym kandydatem SPD na kanclerza polityka
Niemcy: Scholz został oficjalnym kandydatem SPD na kanclerza

W poniedziałek zarząd SPD oficjalnie nominował Olafa Scholza jako kandydata na kanclerza Niemiec w przedterminowych wyborach parlamentarnych, które odbędą się 23 lutego 2024 r.

Wojewoda dolnośląski odwołany. Wiadomo, kto go zastąpi z ostatniej chwili
Wojewoda dolnośląski odwołany. Wiadomo, kto go zastąpi

Jak podaje Centrum Informacyjne Rządu, na wniosek szefa resortu Spraw Wewnętrznych i Administracji, premier Donald Tusk powołał Annę Żabską na nowego wojewodę dolnośląskiego. 

Czy Ukraińcy i Białorusini chcą zostać w Polsce? Najnowszy raport NBP pilne
Czy Ukraińcy i Białorusini chcą zostać w Polsce? Najnowszy raport NBP

W poniedziałek NBP upubliczniło raport, poświęcony sytuacji ekonomicznej przebywających w Polsce osób narodowości ukraińskiej i białoruskiej. Jaki procent przybyszów ze wschodu rozważa wyjazd z naszego kraju w inne strony świata?

z ostatniej chwili
Prof. Andrzej Nowak prostuje: nie jestem przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego, choć gorąco popieram dr. Karola Nawrockiego

Podczas sobotniego spotkania w zabytkowej Sali Sokoła w Krakowie ogłoszono, że dr Karol Nawrocki, wspierany przez Komitet Obywatelski, będzie kandydatem na prezydenta rekomendowanym przez środowiska związane z Prawem i Sprawiedliwością. Media szeroko relacjonowały to wydarzenie, informując, że przewodniczącym komitetu został prof. Andrzej Nowak. Sam zainteresowany zaprzeczył jednak tym doniesieniom i przedstawił swoje stanowisko.

Eksperci pozytywnie oceniają sytuację w polskim przemyśle z ostatniej chwili
Eksperci pozytywnie oceniają sytuację w polskim przemyśle

W poniedziałek Główny Urząd Statystyczny przekazał, że produkcja przemysłowa w Polsce urosła w październiku 2024 r. o 4,7 proc. rok do roku. Wcześniej prognozy mówiły o 1,8 proc. wzroście. 

Trzy nowe odcinkowe pomiary prędkości. Tutaj pojawiły się nowe kamery Wiadomości
Trzy nowe odcinkowe pomiary prędkości. Tutaj pojawiły się nowe kamery

W całym 2023 roku odcinkowy pomiar prędkości wykrył 320 tys. przypadków jej przekroczenia. Za tą skutecznością w wyłapywaniu kierowców lubiących docisnąć gaz idzie rozbudowa sieci tych urządzeń .

REKLAMA

Zapraszamy na niezwykła wystawę. "Prawda i wolność": ks. Jerzy Popiełuszko

Dźwignią, która sprawiła, że czas sprzed czterdziestu lat wraca, jakby ktoś rzucił nas o asfalt, okazała się sztuka: świetne obrazy, fotogramy i grafiki z lat 80. i późniejszych.
Tomasz Tatarczyk, Łódź Charona, 2010, olej/płótno Zapraszamy na niezwykła wystawę.
Tomasz Tatarczyk, Łódź Charona, 2010, olej/płótno / Muzeum Okręgowe w Toruniu, fot. Krzysztof Deczyński

 Na wystawę czasową trafiamy zwykle, by zobaczyć coś dotąd nieznanego: to nie galeria sztuki starożytnej, przez którą raz na kilka lat wypada przeciągnąć dzieci, żeby zapamiętały, czym różni się kolumna jońska od tej drugiej. Wystawa czasowa to dar nowości: nowe płótna, nowe rzeźby. Nawet jeśli jakiś obraz był już przez nas kiedyś widziany – teraz, otoczony nieznanymi dotąd pracami, znów staje się odkryciem. 

A na staromiejskiej Dziekanii – fotogramy w większości znane z podręczników. Postny zapis męczeństwa, gruboziarnista prawda o PRL. Ksiądz Jerzy – speszony maturzysta i seminarzysta z przylizanym przedziałkiem. Nawet na zdjęciu z kleryckiej służby wojskowej, odbywanej w Bartoszycach, w warunkach bliskich kompanii karnej, wygląda jeszcze trochę niepoważnie, z belką starszego szeregowego i odstającymi uszami, upozowany do pamiątkowego zdjęcia z RKM. Za to na plażach na Florydzie i nad Morzem Czarnym, gdzie trafił w latach 70. – chłopak, nie da się ukryć, jak malowanie (czy w ogóle wypada tak pisać o męczenniku?). To też popularne zdjęcia, ale najbardziej znane pojawiają się oczywiście w chwilę później: ksiądz Jerzy w koloratce i koszuli z podwiniętymi rękawami na strajku w Akademii Medycznej, w przyciasnym kasku w Hucie; z uśmiechem, za który można było dać się pokroić, ale i z kościstą żuchwą, wściekły, na strajkowym wiecu; przygarbiony, ale ze wzrokiem utkwionym w górze, przy kościelnych mikrofonach. I jedno z ostatnich chyba zdjęć, z jakiegoś chrztu w 1984 r., już po nabożeństwie: ze śmiertelnie zmęczoną twarzą przysiadł obok szczęśliwych rodziców i katechumena w beciku, trzymając w rękach niewiarygodnej szpetoty nadmuchiwanego króliczka. I to już prawie wszystko, jeśli chodzi o zdjęcia. Potem już tylko „ogromne morze ludzkich głów” w listopadowej mgle, matka i ojciec (z kościstą żuchwą). Zagubiona gromadka płetwonurków i ubeków na błotnistej plaży u stóp tamy i szaroczarne prześcieradło. 

Z archiwum Tomasza Gutrego. Przypominamy, jak atakowano manifestantów w czerwcu 1989 roku

Czytaj także: [Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Hodgeson i inni

Przybliżenie opowieści 

Twórcy wystawy podjęli szczęśliwą decyzję o rezygnacji z piedestału, o przybliżeniu opowieści. Tak często stosowane koturny są naprawdę niepotrzebne: męczeńska śmierć wnosi na piedestał wyższy o kilka stadiów od tego, co murują z cementu i pozłotki pełni dobrej woli twórcy wielu przykościelnych pokazów. A Jerzy Popiełuszko – chłopak z podlaskiej wsi, niezgrabny maturzysta i wojak – był najbardziej z ludu, jak można sobie wyobrazić (może to jest sekret świętości, której nie ima się żadne szyderstwo?). Gdyby Jerzy Urban i gen. Czesław Kiszczak pozwolili mu pożyć trzy lata dłużej, goląc się, nuciłby pewnie za odtwarzaną z grundiga taśmą hit Róż Europy z 1987 r.: „My studenci Uniwersytetu – my, robotnicy Huty Warszawa”. 
Dźwignią, która sprawiła, że czas sprzed czterdziestu lat wraca, jakby ktoś rzucił nas o asfalt, okazała się sztuka: obrazy, fotogramy i grafiki z lat 80. i późniejszych. Często powstające współcześnie ze śmiercią księdza, czasem wprost ją komentujące – jak przeszywająca niczym obcas zgniatający paznokieć (por. Leszek Pękala był w tej technice operacyjnej mistrzem) grafika Piotra Młodożeńca. To sztuka z najwyższej półki, wolna od uproszczeń i dosłowności, jakiej nie szczędziły nam różne obrazy „solidarnościowe” czy „posmoleńskie”. Naprawdę, katalog wystawy w MAW można chwilami czytać jak ofertę aukcyjną Sotheby’s czy Christie’s: Korolkiewicz. Lebenstein. Młodożeniec. Tatarczyk. Sroka. Czasem jest to „realizm socjalny” (ale bynajmniej nie stalinowski „socrealizm!”): „Tramwaj” Jerzego Benedyktowicza z 1971 r. (na co dzień w zbiorach Zachęty) jest opowieścią o wszystkich jadących na pierwszą zmianę. Czasem – wściekły ekspresjonizm, jak w „Spokoju” Antoniego Fałata. A obok – młodszy od nich Stanisław Baj, z transową, najbardziej znaną, a tak tu pasującą, „Rzeką Bug”. 

Muzeum Archidiecezji odwołało się nie tylko do swoich najlepszych zasobów (chociaż nie brakuje na wystawie i płócien z innych placówek), ale i do „pamięci instytucjonalnej”: przecież świetne rysunki Lebensteina ilustrujące Apokalipsę św. Jana po raz pierwszy w Polsce można było legalnie zobaczyć właśnie w salach dawnego gmachu muzeum na Solcu. Lata osiemdziesiąte są na tej wystawie obecne w całej swojej ostrości i tragizmie. Między grafiką Jana Młodożeńca nadającą się na szablon graffiti (dwie przysadziste sylwetki ciskają do wody skrępowaną trzecią) a odmalowanymi hiperrealistycznie ośnieżonymi kamieniami grobu ks. Jerzego (Łukasz Korolkiewicz), między spłowiałymi jakby aniołami Jana Lebensteina a ostrymi plamami Leona Tarasewicza – powraca dawny czas. 

Powraca również za sprawą trzeciej składowej: pamiątek, świadectw czasu. Tych jest niewiele: ubogie to było mieszkanie i kruche ciało, a co się zachowało – trafiło do innych muzeów lub na relikwie. Ale rękopis kazania – szybki a czytelny, wolny już od licealnej kulfonowatości – jest, przecięty umieszczonym w tej samej gablotce medalikiem (gdyby Muzeum Archidiecezji mogło nie ćwiczyć wystawowego „tetrisa” w trzech niedużych salkach...). I reprodukcja donosu Tadeusza Stachnika, TW „Tarcza”, chwalącego się, że zdołał pozyskać zaufanie i przyjaźń figuranta (jest w tej tekturce cierpkość pocałunku pod drzewem oliwnym). I zmięte półbuty męskie, brązowe ze skaju, ze ściętą zelówką, nasiąknięte Wisłą – gotowe konkurować brzydotą nawet z króliczkiem. 

Wystawa 

Bardzo to skondensowane: Baj i odstające uszy, plan dnia w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchowym („6.00 – pobudka, 6.30 – medytacje”) i zamierzenie monotonnie czytany przed Andrzeja Mastalerza protokół z sekcji zwłok. I „Ściana bezsilności” Korolkiewicza – zawilgocony mur parafii św. Stanisława Kostki, zarzucony zwiędłymi kwiatami, z szarym filtrem beznadziei. Można iść po tych tłocznych od treści salach za obrazami jak za nicią przewodnią, otwierającą nas na szersze przestrzenie. 

A przecież – zaryzykujmy dopowiedzenie jeszcze jednej kwestii – ta wystawa, choć tyle zawdzięcza dobrej sztuce, nie jest wystawą „artystyczną”, gromadzącą po prostu malarskie echa tragedii z lat 80. Upewniają mnie w tym ostatnie z eksponatów. Jeden z nich to kilim z rodzinnego domu ks. Jerzego, wiszący pewnie w Okopach gdzieś nad tapczanem. Kontury jak przy tkaniu maszynowym (choć niby kilimy są zawsze ręcznej roboty). Gryzące w oczy kolory, na przemian buraczkowy i jasnozielony: każdy chciałby mieć w domu Lebensteina, nikt chyba nie chciałby takiej topornej makatki. Tyle że zielony motyw na buraczkowym tle to winne grono. 
I drugi eksponat, jeszcze bardziej niezwykły, jedyny chyba, którego nie widziałem nigdy przedtem: z jednym z „nadmorskich” zdjęć księdza Jerzego (lata 70., krzyczący coś dla żartu chłopak w rozchełstanej koszuli i mokrych dżinsach) zestawione zostało zdjęcie jego rodziców idących plażą gdzieś we Włoszech (wizyta u papieża?) w latach 90.: mrużących oczy od słońca, ale i uśmiechniętych. 

Ten spokojny uśmiech – po zdjęciach z dni pogrzebu tych dwóch twarzy, skamieniałych – ten uśmiech i to gryzącozielone winne grono z kilimu, które trafi za chwilę do tłoczni – dają do zrozumienia, że ta wystawa, tak wiernie przywołująca klimaty lat 80., tak odważnie sięgająca po dobre malarstwo współczesne, nie traktuje jednak do końca ani o historii, ani o sztuce. Nie tylko. 

Plakat

 

 

Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, ul. Dziekania 1; 7 czerwca – 3 listopada br. Scenariusz wystawy: dr Łukasz Kossowski, kuratorzy: Paweł Kęska, Iwona Gąsiorek, Roksana Gawrońska.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe