Zbigniew Kuźmiuk: Astronomiczne koszty obsługi długu publicznego
Jeszcze nie przebrzmiały echa złożenia w Sejmie przez rząd Tuska projektu budżetu na 2025 rok z astronomicznym wręcz deficytem blisko 290 mld zł, a ta ekipa odważyła się skierować do Sejmu nowelizację budżetu na 2024 rok, gdzie zaproponowano podwyższenie deficytu na ten rok do 240 mld zł. Przypomnijmy, że jeszcze w lipcu minister finansów Andrzej Domański,w mediach po wielokroć zapewniał, że w tegorocznym budżecie wszystko idzie zgodnie z planem, gospodarka rośnie, bezrobocie spada, więc wpływy budżetowe są bardzo mocne. Nie bardzo wiadomo, co takiego stało się w sierpniu, wrześniu i październiku tego roku, że pod koniec tego ostatniego miesiąca ten sam minister musiał się przyznać, że do zaplanowanych dochodów budżetowych zabraknie mu aż 56 mld zł, czyli ponad 8 proc. planowanych dochodów budżetowych. Z taką propozycją nowelizacji ustawy budżetowej, aby wspomniane brakujące 56 mld zł dochodów budżetowych zamienić na zwiększenie deficytu budżetowego o tę samą kwotę do 240 mld zł, niespodziewanie przyszedł do Sejmu minister finansów Andrzej Domański.
- Wojna na Ukrainie: Nieoficjalnie Trump wybrał specjalnego wysłannika
- Tylko pięć partii w Sejmie: Zobacz najnowszy sondaż
- KRRiT otrzymuje skargi na TVN: Chodzi o antysemityzm
To było informacją wręcz szokującą
Przypomnijmy, że w nowelizacji przewidziano zmniejszenie dochodów z podatku VAT o ok. 23 mld zł (z planowanych 316,5 mld zł do 293,5 mld zł), co po podniesieniu stawki VAT na żywność z 0 proc. na 5 proc. (dodatkowe dochody z tego tytułu to ok. 12 mld zł), przeniesieniu ok. 12 mld zł z grudnia 2023 na styczeń 2024 mechanizmem przyśpieszonych zwrotów, wzroście gospodarczym wynoszącym 3 proc. PKB i już obecnie 5-proc. inflacji było informacją wręcz szokującą. Ponadto gdyby doprowadzić do porównywalności wpływów z VAT w 2023 roku (wzrost PKB zaledwie 0,1 proc.), które wyniosły 244 mld zł i powinny być powiększone o 16 mld zł jako skutki tarcz energetycznej i żywnościowej oraz o wspomniane 12 mld zł przeniesione mechanizmem przyśpieszonych zwrotów VAT z grudnia 2023 na styczeń 2024, to wtedy te wpływy wyniosłyby 272 mld zł, a w 2024 roku po nowelizacji i odjęciu wspomnianych 12 mld zł niecałe 282 mld zł, a więc wzrost VAT w tym roku wyniesie niecałe 10 mld zł, czyli mniej niż 4 proc. Przypomnijmy także, że minister Domański zaplanował w grudniu 2023 wzrost VAT w tym roku o 62,5 mld zł w stosunku do 2023 roku i dopiero to porównanie pokazuje skalę klęski ministra finansów, jeżeli chodzi o wpływy z VAT w tym roku. Ponadto w nowelizacji przewidziano także spadek dochodów z CIT aż o 11,5 mld zł (z przewidywanych 70 mld zł do 58,5 mld zł), przy 3-proc. wzroście PKB i inflacji sięgającej obecnie już 5 proc.
- Ławrow o polityce Trumpa ws. Ukrainy: Padły zaskakujące słowa
- Przekazanie myśliwców MiG-29 Ukrainie: Andrzej Duda podał warunek
- Hołownia ogłosił swój start w wyborach: Jest komentarz Trzaskowskiego
Astronomiczne koszty obsługi długu
Co więcej, rządząca koalicja przeforsowała tę zmianę zaledwie w 3 dni i już w poprzedni piątek, ostatecznie przegłosowała nowelizację budżetu na 2024 rok, bez mrugnięcia okiem, godząc się na astronomiczny deficyt rzędu 240 mld zł. Ten deficyt razem z deficytem przewidywanym na rok 2025 w wysokości aż 290 mld zł, a więc łącznie w ciągu zaledwie 2 lat, chodzi o przewidywane deficyty sięgające aż 530 mld zł, powiększające dług publiczny, liczony metodą unijną z 49,6 proc. PKB w 2023 roku do 59,8 proc. PKB w 2025 roku i aż 61,3 proc. PKB w roku 2027. W tej sytuacji, aby obsłużyć potrzeby pożyczkowe netto budżetu państwa, tylko w tym roku trzeba pożyczyć przynajmniej 220 mld zł, a w roku następnym blisko 370 mld zł, a więc łącznie prawie 600 mld zł. Takie pieniądze polskie państwo oczywiście jest w stanie pożyczyć, ale będzie wiązało się to z gwałtownym wzrostem kosztów obsługi długu Skarbu Państwa, które jeszcze w 2023 roku wynosiły około 60 mld zł, w 2024 blisko 67 mld zł, w roku 2025 sięgną 76 mld zł, w roku 2026 wyniosą około 92 mld zł, w kolejnych latach przekroczą 100 mld zł rocznie. Koszty te to tej pory były wyraźnie niższe od 2 proc. PKB, w latach 2023-2025 odpowiednio 1,8 proc., 1,85 proc., 1,9 proc., natomiast od roku 2026 będzie to już zdecydowanie powyżej 2 proc. PKB, w roku 2027, aż 2,32 proc. PKB.
„Pieniędzy nie ma i nie będzie”
Niestety przekroczenie przez koszty obsługi długu 2 proc. PKB powoduje, że znajdziemy się pod „specjalną obserwacją” rynków finansowych, a to oznacza gwałtowne podwyższenie kosztów pożyczania. Już obecnie oprocentowanie 10-letnich polskich obligacji wzrosło do 5,75 proc., a do niedawna oscylowało w granicach 5 proc. i to są niestety koszty rządzenia Polską przez ekipę, której znakiem rozpoznawczym jest ciągle stwierdzenie byłego ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego: „pieniędzy nie ma i nie będzie”.