„Jeśli bałagan na biurku oznacza bałagan w głowie, to o czym świadczy puste biurko?” – miał podobno powiedzieć Einstein. Zdania co do rzeczywistego autorstwa tego bon motu są wprawdzie podzielone, ale gdyby nikt nie chciał się do niego przyznać, to biorę go jak swój. Bałagan na moim biurku jest częścią mojej osobowości. Myli się jednak ten, komu się wydaje, że nie ma w nim sensu. Otóż jest. Jest to bałagan chronologiczny. Poszczególne warstwy tego bałaganu są ułożone dokładnie w takiej kolejności, w jakiej mają być ułożone. Szacunku do tej filozofii nauczyła się po kilku awanturach również Małżonka, która mój schowek na szczotki, z którego dokonuję destrukcji światowego postępu, omija szerokim łukiem, choćby dlatego, że na jego widok może ją trafić jaśnisty szlag.
Od kiedy pamiętam, skupiałem się wyłącznie na zadaniu, które miałem wykonać, czy to była praca domowa, rysunki, lepienie z plasteliny, czytanie książki czy projekty architektoniczne na studiach. Najbardziej spektakularnie wyglądało to w przypadku tych ostatnich. Pokoik bowiem miałem mały, a projekty w czasach, w których robiło się je jeszcze nie w komputerze, tylko na kalce technicznej, zajmowały połowę jego powierzchni. A że projektów było dużo, a każdy na kilku kalkach, to wyobraźcie sobie, co się działo na biurku. Żeby więc cokolwiek na nim zrobić, musiałem zdjąć z niego stos wcześniej zarysowanych kalek i położyć na tapczanie. Z kolei po to, żeby pójść spać, brałem ten cały stos z tapczanu i kładłem na biurko. Oczywiście z pełną pieczołowitością zachowując chronologiczny układ oraz niepowtarzalny wzór zasuszonych pomiędzy poszczególnymi elementami pająków.
Inną charakterystyczną dla mnie cechą było nocne markowanie. Przez jakiś czas udawało mi się wmawiać sobie, że powinienem chodzić spać o 23.00, ale natury nie da się oszukać. Zawsze najlepiej pracowało mi się w nocy, kiedy wszyscy już spali, co oczywiście wiązało się z daleko posuniętą niechęcią do wczesnego wstawania. Również ten felieton piszę o godzinie pierwszej w nocy, a jeszcze się cieszę, że udało mi się to zrobić tak wcześnie.
No i wyobraźcie sobie, że przeczytałem ostatnio artykuł o tym, że istnieje korelacja pomiędzy ponadprzeciętną inteligencją a zestawem trzech wad: bałaganiarstwem, zamiłowaniem do nocnego trybu życia i skłonnością do używania przekleństw. Natychmiast pokazałem go Żonie. – Zobacz – powiedziałem – jaki skarb masz w domu. Myślałaś, że jestem zwykłym bałaganiarzem? Ja jestem, proszę ja ciebie, ponadprzeciętnie inteligentny! Nie byłaby sobą, gdyby mi tego aktu miłości własnej brutalnie nie zburzyła. – Tu jest mowa o trzech cechach – zauważyła, przyznaję dość przytomnie – A ty przecież nie klniesz.
– Przecież to ze względu na ciebie i dzieci, ale jeśli trzeba, to mogę zacząć!
Cezary KrysztopaWersja cyfrowa artykułu, który ukazał się w najnowszym numerze "TS" (44/2016). Cały numer do kupienia tutaj