Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Dzień po - raki

Jak by to było, gdyby na całym świecie ludzie tłoczyli się w sklepach należących do jednej sieci, sieci polskiej, której cały pomysł na sukces, od początku do końca związany był z Polską i z polskim językiem. Gdzie wszyscy krążyliby od półki do półki, od sali do sali i próbowali, tak naturalnie, jakby to była część ich życia, odczytywać te nazwy, te wszystkie ‘rz’, ‘szcz’, te ‘ść” z pełnym spokojem, bo przecież to wszystko – wiadomo – Polska.
      
      Polska ogłosiła, że jednak nie kupimy od Francuzów helikopterów, bo francuska oferta się Polsce nie podoba, Francuzi się obrazili, i z wielu stron nadeszły głosy dwojakiego rodzaju. Przede wszystkim problem jest w tym, że skoro Francuzi są z nas niezadowoleni, stanowi to już ostateczny dowód na to, że rządy Prawa i Sprawiedliwości to dla Polski wstyd i hańba, no a poza tym, że skoro Francja nie zapewni Polakom miejsc pracy, to nam już tylko pozostanie praca na kasach w portugalskiej Biedronce. Oczywiście, czytelnicy tego bloga nie muszą słuchać moich mądrości, by wiedzieć, jak się sprawy mają, niemniej jednak, w związku z owym atakiem typowych antypolskich kompleksów, chciałbym przypomnieć swój stary dość, bo jeszcze z roku 2009, tekst o firmie o nazwie IKEA. Zachęcam.
 
 
      Jak już chyba tu wspominałem, jakiś czas temu dostałem od swojej żony polecenie pomalowania jednego z naszych pokoi. Ponieważ pokój jest bardzo duży i wysoki, a ja… jak by to powiedzieć… do tego typu prac domowych nie mam szczególnych predyspozycji, kontuzję, która mi się w międzyczasie przytrafiła, przyjąłem z pewną ulgą. Jak wszyscy jednak wiemy, wszystko dobre kiedyś się kończy, więc trzeba było się wziąć za tę drabinę i efekt jest taki, że mogę kogo trzeba poinformować, że pokój jest pomalowany. Prawie. W każdym razie byłby pomalowany już wczoraj, gdyby nie Święto Wniebowzięcia, względnie dzisiaj, gdyby nie niedziela. Nieważne. Do czego zmierzam? Otóż w czasie malowania, potłukłem dwa z całej kupy starych, oprawionych w ramki zdjęć, które moja żona zawiesiła na ścianie naszego pokoju, żeby było ładnie. Ponieważ zdjęcia mają wisieć w komplecie, postanowiłem dziś pojechać do sklepu IKEA, z którego oferty niekiedy korzystamy, i zakupić dwie ramki. Ramki z IKEI to wprawdzie tylko ramki z IKEI, ale coś trzeba było zrobić. Choćby prowizorycznie. Więc, jak mówię, pojechałem do IKEI po ramki.
      Jestem pewien, że większość osób, które czyta te teksty, doskonale wie, czym jest IKEA, począwszy od najbardziej generalnej informacji, a skończywszy na tym wszystkim, co się powszechnie określa, jako filozofię owego projektu. Jestem pewien również, że nawet wśród najwierniejszych klientów sklepu IKEA, jest mnóstwo takich, którzy już mieli okazję wielokrotnie wypowiedzieć wszystkie możliwe uwagi na temat tego co w tym czymś jest dobrego, jak i złego i nie jest im potrzebna jeszcze jedna dyskusja. Mimo to, chciałbym choć przez chwilę poopowiadać o tym, co czuję ja, za każdym razem, gdy odwiedzam ten szwedzki kombinat. Chciałbym podzielić się tymi refleksjami, choćby dlatego, że mam głębokie przekonanie, iż pewien aspekt tego całego wydarzenia, pozostaje często jakby zupełnie niezauważony. Mam na myśli patriotyzm. Patriotyzm szwedzki.
       Kiedy słowo ‘ patriotyzm’ pojawia się w naszych rozmowach, najczęściej myślimy o patriotyzmie Amerykanów, Rosjan, może Francuzów, być może Włochów, no i oczywiście przede wszystkim o patriotyzmie naszym, polskim. Odnoszę przy tym wrażenie, że z jakiegoś powodu, o pewnych narodach tradycyjnie nie myślimy w tego typu kategoriach. Kraje takie jak Holandia, czy Dania, czy Norwegia, czy właśnie Szwecja, robią wrażenie zbyt zimnych, czystych, zbyt może emocjonalnie sterylnych, byśmy chcieli oczekiwać od nich jakiejś szczególnej narodowej identyfikacji. I oto, zachodzę do szwedzkiego sklepu IKEAi widzę Szwecję. Od początku do końca, od wejścia do wyjścia, wręcz od samego logo firmy po najdrobniejszy napis w przejściach, widzę Szwecję. Mało tego, wszędzie widzę szwedzki język. Każdy najdrobniejszy mebel, każdy najmniejszy fragment wyposażenia domu, którym handluje IKEA ma szwedzką nazwę. A co najciekawsze, każda z tych nazw, z jednej strony, brzmi dla nas kompletnie obco – Grevbäck, Aspvik, Smådal, Bestå Burs – a z drugiej strony, nikt z nas się ani nie dziwi, ani niecierpliwi; wręcz przeciwnie – uważa, że tak własnie ma być, bo to właśnie jest Szwecja. I trudno przecież, żeby było inaczej.
       I myślę sobie, jak by to było, gdyby u nas, w Polsce pojawił się ktoś tak zdolny, tak zdeterminowany, i – jak przypuszczam – tak kochający ten nasz kraj i tę nasza kulturę, by wypromować coś podobnego na podobną skalę, jak to zrobił Ingvar Kamprad, twórca IKEI, mieszkaniec wioski o nazwie Elmtaryd leżącej gdzieś w Szwecji, w parafii (tak, w parafii!) Agunnaryd. Jak by to było, gdyby na całym świecie ludzie tłoczyli się w sklepach należących do jednej sieci, sieci polskiej, której cały pomysł na sukces, od początku do końca związany był z Polską i z polskim językiem. Gdzie wszyscy krążyliby od półki do półki, od sali do sali i próbowali, tak naturalnie, jakby to była część ich życia, odczytywać te nazwy, te wszystkie ‘rz’, ‘szcz’, te ‘ść” z pełnym spokojem, bo przecież to wszystko – wiadomo – Polska.
      Oczywiście nie jestem aż tak naiwny, żeby nie wiedzieć, co się lęgnie w tym momencie w wielu pochylonych nad moim tekstem głowach. Doskonale znam i te nastroje i te kompleksy i również tę niezwykłą przebiegłość, które niektórym, z całą pewnością, będą kazały na te moje słowa zareagować okrzykiem: „Ależ z czym do świata? Gdzie Polska, gdzie Szwecja? Zapomnijmy! My Polacy? Do sprzątania u bauera, co najwyżej!” I od razu zatem powiem. Nie ma zgody. To w ogóle nie o to chodzi. Nie ma absolutnie jednego dowodu na to, że Szwedom było łatwiej, albo że oni byli mądrzejsi, albo że im bardziej sprzyjał los. A nawet jeśli ktoś mi pokaże takie dowody, to ja i tak zmierzam do czegoś kompletnie jeszcze innego. Ja chcę porozmawiać o Polsce teraz i o tym, co dzisiejsza Polska – skoro już najcięższy czas z pozoru ma już za sobą – może ze sobą zrobić i jaką drogę do przyszłości może wybrać. A przede wszystkim o tym, co w tej sprawie, żeby jakoś tej naszej Polsce pomóc, mają zamiar zrobić ci wszyscy, których uczucia do Polski zawierają się w całości we wzruszeniu ramion i pogardliwie wykrzywionym uśmiechu. Ci wszyscy, którzy zapytani o Polskę i o szanse dla Polski, potrafią jedynie patrzeć z cielęcym uwielbieniem na Europę i pilnować, żeby ani jedna część z ich podatków, nie poszła „na tych, cholera, panie, nierobów!”
      Byłem dziś w tej IKEI, kupić ramki i, przy okazji, zaszedłem – z synem moim i swoim bratem – do tej ich restauracji. Na miejscu był tłok niezwykły, bo to raz, że niedziela, a dwa, że – jak się okazuje – Szwedzi mają dziś święto jedzenia raków. Właśnie tak. Dziś podobno Szwedzi jedzą raki i się bawią. Przyszły więc te tłumy, każdy kto sobie zażyczył, dostał talerz z jednym rakiem, kilkoma krewetkami i jakimś sosem. Rak, choć do jedzenia nie nadawał się w ogóle, wyglądał pięknie, krewetki prawie tak samo pięknie, a na dodatek z boku siedziała grupa poprzebieranych w ludowe stroje muzyków – jak to w charakterystyczny dla siebie sposób, określił mój brat, „szwedzkich moherów” – i grali i śpiewali do tych raków. A ja widziałem współczesną Szwecję, nowoczesną Europę i myślałem (smutny jak cholera) o gołąbkach, o bigosie i o wielkości, od której wielu z nas, w najbardziej idiotyczny sposób, postanowiło się odwrócić, bo paru sprytnych szarlatanów im wmówiło, że to żadna wielkość.
      I teraz, kiedy zaczynam ten nowy akapit, jestem – cholera – już bardzo zdenerwowany. Ledwo wczoraj, mieliśmy potrójne święto. Wielkie sierpniowe święto Wniebowzięcia NMP, wspaniałą rocznicę Cudu nad Wisła, no i – tak akurat się złożyło – urodziny Anny Walentynowicz. I akurat w tym dniu cała publiczna domena otaczająca ten dumny i wielki naród, wypełniona była, od rana do wieczora, koncertem jednej nędznej piosenkarki, której cały sukces widać w pełnym świetle dopiero dziś, kiedy już te smutne 70 tys. ogłupiałych fanów jakoś dotarło do swoich domów i jedyne co im pozostało, to dreptać w kółko i powtarzać sobie, ze owszem, było zawodowo. Szkoda tylko, że tak jakoś bez duszy i bez tego czegoś. No i że ich królowa jakoś nie zauważyła tych tysięcy białych serduszek, które oni tak pełni nadziei cały miniony piątek wycinali. I nagle okazuje się, że jedyni, którzy tak naprawdę mogą się czuć dziś mocno, to ci, którzy jeszcze raz osiągnęli swój czarny cel. Z miłości do czego? Nie wiem. Może do raków. Najgorsze, że nawet nie swoich.
 
Zapraszam wszystkich do księgarni na stronę www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki, w tym ta najnowsza, z listami od ś.p. Zyty Gilowskiej.
 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Wojna wybuchnie w ciągu godziny. Niepokojące doniesienia niemieckiego dziennika z ostatniej chwili
"Wojna wybuchnie w ciągu godziny". Niepokojące doniesienia niemieckiego dziennika

Jeśli przywódcy Republiki Serbskiej - większościowo serbskiej części Bośni i Hercegowiny - ogłoszą secesję, w ciągu godziny wybuchnie w kraju wojna - ostrzega niemiecki dziennik "Die Welt".

Burza w Pałacu Buckingam. Samotna podróż księcia Harry'ego z ostatniej chwili
Burza w Pałacu Buckingam. Samotna podróż księcia Harry'ego

Media obiegły informacje dotyczące księcia Harry'ego, który podjął ważną decyzję. Arystokrata pojawi się w Wielkiej Brytanii, jednak wizyta ta może nie spełnić oczekiwań wielu osób.

Trzyletnia dziewczynka w szpitalu. 23-latek usłyszał zarzuty z ostatniej chwili
Trzyletnia dziewczynka w szpitalu. 23-latek usłyszał zarzuty

Zarzuty fizycznego znęcania się nad trzyletnią dziewczynką usłyszał 23-latek, który w piątek został zatrzymany przez policję w Wejherowie po tym, gdy dziecko trafiło do szpitala. Prokuratura przygotowuje wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny.

Strajk na największym lotnisku w Wielkiej Brytanii z ostatniej chwili
Strajk na największym lotnisku w Wielkiej Brytanii

Jutro rozpocznie się czterodniowy strajk na najbardziej ruchliwym i popularnym lotnisku w Wielkiej Brytanii. Swoje niezadowolenie dotyczące warunków pracy wyrazić mają funkcjonariusze Straży Granicznej. O szczegółach poinformował związek zawodowy PCS.

Siatkarze Jastrzębskiego Węgla mistrzami Polski z ostatniej chwili
Siatkarze Jastrzębskiego Węgla mistrzami Polski

Siatkarze Jastrzębskiego Węgla wywalczyli czwarty w historii i drugi z rzędu tytuł mistrza Polski. W niedzielę pokonali u siebie Aluron CMC Wartę Zawiercie 3:1 25:19, 21:25, 25:23, 25:18) w trzecim decydującym meczu finałowym i wygrali tę rywalizację 2-1.

Dużo się dzieje. Niepokojące doniesienia z Pałacu Buckingham z ostatniej chwili
"Dużo się dzieje". Niepokojące doniesienia z Pałacu Buckingham

Ostatnie tygodnie w Pałacu Buckingham nie należały do spokojnych. Zarówno członkowie rodziny królewskiej, jak i poddani martwią się o księżną Kate i króla Karola III, którzy zmagają się z chorobą nowotworową. W sprawie żony księcia Williama pojawiły się nowe informacje.

To byłaby rewolucja. Deklaracja premier Włoch przed wyborami do PE z ostatniej chwili
"To byłaby rewolucja". Deklaracja premier Włoch przed wyborami do PE

Premier Włoch Giorgia Meloni ogłosiła w niedzielę, że będzie "jedynką" na wszystkich listach swej macierzystej partii Bracia Włosi w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu.

Rekord sprzedaży. Chodzi o przedmiot z Titanica z ostatniej chwili
Rekord sprzedaży. Chodzi o przedmiot z Titanica

W Anglii odbyła się licytacja, na której pojawił się złoty zegarek kieszonkowy, który niegdyś należał do Johna Jacoba Astora, jednego z najbogatszych pasażerów Titanica. Zegarek, który przetrwał katastrofę, został odnowiony, a następnie sprzedany za rekordową sumę - aż sześciokrotność ceny wywoławczej.

Padłem. Znany aktor w szpitalu z ostatniej chwili
"Padłem". Znany aktor w szpitalu

Media obiegła niepokojąca informacja dotycząca znanego aktora Macieja Stuhra. Na swoim profilu na Instagramie poinformował, że trafił na SOR.

Szydło: Tusk powie Polakom to, co chcą teraz usłyszeć z ostatniej chwili
Szydło: Tusk powie Polakom to, co chcą teraz usłyszeć

– Tusk nie będzie teraz wprost popierał paktu migracyjnego czy pomysłów z opodatkowaniem państw członkowskich, a w tym kierunku to wszystko zmierza – uważa była premier, a obecnie europoseł PiS Beata Szydło.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: Dzień po - raki

Jak by to było, gdyby na całym świecie ludzie tłoczyli się w sklepach należących do jednej sieci, sieci polskiej, której cały pomysł na sukces, od początku do końca związany był z Polską i z polskim językiem. Gdzie wszyscy krążyliby od półki do półki, od sali do sali i próbowali, tak naturalnie, jakby to była część ich życia, odczytywać te nazwy, te wszystkie ‘rz’, ‘szcz’, te ‘ść” z pełnym spokojem, bo przecież to wszystko – wiadomo – Polska.
      
      Polska ogłosiła, że jednak nie kupimy od Francuzów helikopterów, bo francuska oferta się Polsce nie podoba, Francuzi się obrazili, i z wielu stron nadeszły głosy dwojakiego rodzaju. Przede wszystkim problem jest w tym, że skoro Francuzi są z nas niezadowoleni, stanowi to już ostateczny dowód na to, że rządy Prawa i Sprawiedliwości to dla Polski wstyd i hańba, no a poza tym, że skoro Francja nie zapewni Polakom miejsc pracy, to nam już tylko pozostanie praca na kasach w portugalskiej Biedronce. Oczywiście, czytelnicy tego bloga nie muszą słuchać moich mądrości, by wiedzieć, jak się sprawy mają, niemniej jednak, w związku z owym atakiem typowych antypolskich kompleksów, chciałbym przypomnieć swój stary dość, bo jeszcze z roku 2009, tekst o firmie o nazwie IKEA. Zachęcam.
 
 
      Jak już chyba tu wspominałem, jakiś czas temu dostałem od swojej żony polecenie pomalowania jednego z naszych pokoi. Ponieważ pokój jest bardzo duży i wysoki, a ja… jak by to powiedzieć… do tego typu prac domowych nie mam szczególnych predyspozycji, kontuzję, która mi się w międzyczasie przytrafiła, przyjąłem z pewną ulgą. Jak wszyscy jednak wiemy, wszystko dobre kiedyś się kończy, więc trzeba było się wziąć za tę drabinę i efekt jest taki, że mogę kogo trzeba poinformować, że pokój jest pomalowany. Prawie. W każdym razie byłby pomalowany już wczoraj, gdyby nie Święto Wniebowzięcia, względnie dzisiaj, gdyby nie niedziela. Nieważne. Do czego zmierzam? Otóż w czasie malowania, potłukłem dwa z całej kupy starych, oprawionych w ramki zdjęć, które moja żona zawiesiła na ścianie naszego pokoju, żeby było ładnie. Ponieważ zdjęcia mają wisieć w komplecie, postanowiłem dziś pojechać do sklepu IKEA, z którego oferty niekiedy korzystamy, i zakupić dwie ramki. Ramki z IKEI to wprawdzie tylko ramki z IKEI, ale coś trzeba było zrobić. Choćby prowizorycznie. Więc, jak mówię, pojechałem do IKEI po ramki.
      Jestem pewien, że większość osób, które czyta te teksty, doskonale wie, czym jest IKEA, począwszy od najbardziej generalnej informacji, a skończywszy na tym wszystkim, co się powszechnie określa, jako filozofię owego projektu. Jestem pewien również, że nawet wśród najwierniejszych klientów sklepu IKEA, jest mnóstwo takich, którzy już mieli okazję wielokrotnie wypowiedzieć wszystkie możliwe uwagi na temat tego co w tym czymś jest dobrego, jak i złego i nie jest im potrzebna jeszcze jedna dyskusja. Mimo to, chciałbym choć przez chwilę poopowiadać o tym, co czuję ja, za każdym razem, gdy odwiedzam ten szwedzki kombinat. Chciałbym podzielić się tymi refleksjami, choćby dlatego, że mam głębokie przekonanie, iż pewien aspekt tego całego wydarzenia, pozostaje często jakby zupełnie niezauważony. Mam na myśli patriotyzm. Patriotyzm szwedzki.
       Kiedy słowo ‘ patriotyzm’ pojawia się w naszych rozmowach, najczęściej myślimy o patriotyzmie Amerykanów, Rosjan, może Francuzów, być może Włochów, no i oczywiście przede wszystkim o patriotyzmie naszym, polskim. Odnoszę przy tym wrażenie, że z jakiegoś powodu, o pewnych narodach tradycyjnie nie myślimy w tego typu kategoriach. Kraje takie jak Holandia, czy Dania, czy Norwegia, czy właśnie Szwecja, robią wrażenie zbyt zimnych, czystych, zbyt może emocjonalnie sterylnych, byśmy chcieli oczekiwać od nich jakiejś szczególnej narodowej identyfikacji. I oto, zachodzę do szwedzkiego sklepu IKEAi widzę Szwecję. Od początku do końca, od wejścia do wyjścia, wręcz od samego logo firmy po najdrobniejszy napis w przejściach, widzę Szwecję. Mało tego, wszędzie widzę szwedzki język. Każdy najdrobniejszy mebel, każdy najmniejszy fragment wyposażenia domu, którym handluje IKEA ma szwedzką nazwę. A co najciekawsze, każda z tych nazw, z jednej strony, brzmi dla nas kompletnie obco – Grevbäck, Aspvik, Smådal, Bestå Burs – a z drugiej strony, nikt z nas się ani nie dziwi, ani niecierpliwi; wręcz przeciwnie – uważa, że tak własnie ma być, bo to właśnie jest Szwecja. I trudno przecież, żeby było inaczej.
       I myślę sobie, jak by to było, gdyby u nas, w Polsce pojawił się ktoś tak zdolny, tak zdeterminowany, i – jak przypuszczam – tak kochający ten nasz kraj i tę nasza kulturę, by wypromować coś podobnego na podobną skalę, jak to zrobił Ingvar Kamprad, twórca IKEI, mieszkaniec wioski o nazwie Elmtaryd leżącej gdzieś w Szwecji, w parafii (tak, w parafii!) Agunnaryd. Jak by to było, gdyby na całym świecie ludzie tłoczyli się w sklepach należących do jednej sieci, sieci polskiej, której cały pomysł na sukces, od początku do końca związany był z Polską i z polskim językiem. Gdzie wszyscy krążyliby od półki do półki, od sali do sali i próbowali, tak naturalnie, jakby to była część ich życia, odczytywać te nazwy, te wszystkie ‘rz’, ‘szcz’, te ‘ść” z pełnym spokojem, bo przecież to wszystko – wiadomo – Polska.
      Oczywiście nie jestem aż tak naiwny, żeby nie wiedzieć, co się lęgnie w tym momencie w wielu pochylonych nad moim tekstem głowach. Doskonale znam i te nastroje i te kompleksy i również tę niezwykłą przebiegłość, które niektórym, z całą pewnością, będą kazały na te moje słowa zareagować okrzykiem: „Ależ z czym do świata? Gdzie Polska, gdzie Szwecja? Zapomnijmy! My Polacy? Do sprzątania u bauera, co najwyżej!” I od razu zatem powiem. Nie ma zgody. To w ogóle nie o to chodzi. Nie ma absolutnie jednego dowodu na to, że Szwedom było łatwiej, albo że oni byli mądrzejsi, albo że im bardziej sprzyjał los. A nawet jeśli ktoś mi pokaże takie dowody, to ja i tak zmierzam do czegoś kompletnie jeszcze innego. Ja chcę porozmawiać o Polsce teraz i o tym, co dzisiejsza Polska – skoro już najcięższy czas z pozoru ma już za sobą – może ze sobą zrobić i jaką drogę do przyszłości może wybrać. A przede wszystkim o tym, co w tej sprawie, żeby jakoś tej naszej Polsce pomóc, mają zamiar zrobić ci wszyscy, których uczucia do Polski zawierają się w całości we wzruszeniu ramion i pogardliwie wykrzywionym uśmiechu. Ci wszyscy, którzy zapytani o Polskę i o szanse dla Polski, potrafią jedynie patrzeć z cielęcym uwielbieniem na Europę i pilnować, żeby ani jedna część z ich podatków, nie poszła „na tych, cholera, panie, nierobów!”
      Byłem dziś w tej IKEI, kupić ramki i, przy okazji, zaszedłem – z synem moim i swoim bratem – do tej ich restauracji. Na miejscu był tłok niezwykły, bo to raz, że niedziela, a dwa, że – jak się okazuje – Szwedzi mają dziś święto jedzenia raków. Właśnie tak. Dziś podobno Szwedzi jedzą raki i się bawią. Przyszły więc te tłumy, każdy kto sobie zażyczył, dostał talerz z jednym rakiem, kilkoma krewetkami i jakimś sosem. Rak, choć do jedzenia nie nadawał się w ogóle, wyglądał pięknie, krewetki prawie tak samo pięknie, a na dodatek z boku siedziała grupa poprzebieranych w ludowe stroje muzyków – jak to w charakterystyczny dla siebie sposób, określił mój brat, „szwedzkich moherów” – i grali i śpiewali do tych raków. A ja widziałem współczesną Szwecję, nowoczesną Europę i myślałem (smutny jak cholera) o gołąbkach, o bigosie i o wielkości, od której wielu z nas, w najbardziej idiotyczny sposób, postanowiło się odwrócić, bo paru sprytnych szarlatanów im wmówiło, że to żadna wielkość.
      I teraz, kiedy zaczynam ten nowy akapit, jestem – cholera – już bardzo zdenerwowany. Ledwo wczoraj, mieliśmy potrójne święto. Wielkie sierpniowe święto Wniebowzięcia NMP, wspaniałą rocznicę Cudu nad Wisła, no i – tak akurat się złożyło – urodziny Anny Walentynowicz. I akurat w tym dniu cała publiczna domena otaczająca ten dumny i wielki naród, wypełniona była, od rana do wieczora, koncertem jednej nędznej piosenkarki, której cały sukces widać w pełnym świetle dopiero dziś, kiedy już te smutne 70 tys. ogłupiałych fanów jakoś dotarło do swoich domów i jedyne co im pozostało, to dreptać w kółko i powtarzać sobie, ze owszem, było zawodowo. Szkoda tylko, że tak jakoś bez duszy i bez tego czegoś. No i że ich królowa jakoś nie zauważyła tych tysięcy białych serduszek, które oni tak pełni nadziei cały miniony piątek wycinali. I nagle okazuje się, że jedyni, którzy tak naprawdę mogą się czuć dziś mocno, to ci, którzy jeszcze raz osiągnęli swój czarny cel. Z miłości do czego? Nie wiem. Może do raków. Najgorsze, że nawet nie swoich.
 
Zapraszam wszystkich do księgarni na stronę www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki, w tym ta najnowsza, z listami od ś.p. Zyty Gilowskiej.
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe