[Nasz Wywiad] Maciej Dobrowolski Radio Rekord FM: Disco polo zjada komercja
– W tamtym czasie nie funkcjonowała ani nazwa disco polo, ani muzyka biesiadna. O tym gatunku mówiło się muzyka chodnikowa. Sprzedawała się bowiem z chodników. Kupcy rozkładali na powstających jak grzyby po deszczu bazarach łóżka polowe i handlowali często pirackimi kasetami. Z kilkudziesięciu takich stoisk w miastach i miasteczkach wpadająca w ucho muzyka docierała do klientów. Była inna od tej, którą dostarczało przez lata Polskie Radio i Telewizja Polska, dzięki którym ludzie mieli dostęp do mniej więcej jednego gatunku muzycznego i zamkniętej grupy wykonawców polskich i zagranicznych. W dobie przemian roku 1989 w show biznesie wydarzyło się jednak coś niezwykłego. Pojawili się artyści znikąd, dosłownie.
– Czym się wyróżniali?
– Byli bardzo podobni do swoich słuchaczy. Grali tak jak ludzie na weselach, ogniskach, domowych imprezach. To była prawdziwa rewolucja kulturowa początku lat 90. Ci ludzie wypełnili gigantyczną, dotąd pustą, niszę. Zamietli pod stół wszystkich wielkich artystów ówczesnej sceny muzyką, której nikt wcześniej oficjalnie nie grał i nie wydawał. A przecież kasety mógł w tych czasach kopiować każdy. I każdy mógł je sprzedawać bez ograniczeń i jakichkolwiek reguł. Co ciekawe, pierwsze kasety z muzyką, dziś nazywaną disco polo, wyprodukowano w Stanach Zjednoczonych. Tę epokę rozpoczął chicagowski zespół Polskie Orły, ale czy ktoś jeszcze o nich pamięta?
– Skąd więc fenomen tego gatunku?
– Muzyka disco polo na dobre zadomowiła się w Polsce, mimo że wielu wróżyło jej krótki żywot, bo i wielu była nie w smak. Bardzo trudno znaleźć proste powody fenomenu tego gatunku, gdyż miało na to wpływ wiele czynników. Na pewno istotne jest to, że zespoły grające ten rodzaj muzyki odbierane były jako swojskie, nasze, zwyczajne. Tak zwyczajne, jak zwyczajni byli ludzie w tamtych czasach przełomu politycznego i gospodarczego. To był ogrom ludzi – porównuję go do „pospolitego ruszenia” Solidarności w roku 1980 i 1981, i myślę, że nie ma w tym przesady. To był element przemian robiony przez zwyczajnych sąsiadów zza płotu.
– Disco polo to typowo polska muzyka?
– Nazwa disco polo jest polska, ale ten rodzaj muzyki nie jest jedynie polskim wynalazkiem. W tym samym czasie na Białorusi kształtował się podobny gatunek. Na początku lat 90. Białoruś była zdecydowanie innym niż dzisiaj krajem: wyłaniającym się ze Związku Radzieckiego, zyskującym niepodległość i przez to otwartym na Zachód. Podobnie jak Polska Białoruś chłonęła wiele europejskości, wolności, władzy ludzi, demokracji, fenomenu Solidarności, który tam był bardzo pozytywnie odbierany. Podwaliny rodzącego się nurtu muzycznego na Białorusi były identyczne jak w naszym kraju. Podobnie zresztą było na Bałkanach, w dawnej Jugosławii. Tam także powstawały identycznie brzmiące zespoły jak np. legendarna Colonia. Mimo że nie było wtedy internetu, zarówno polscy, jak i bałkańscy czy białoruscy twórcy plagiatowali wzajemnie swoje piosenki, dodając jedynie rodzime słowa. Analizując pierwsze wielkie hity disco polo, bardzo łatwo zauważymy, że są one kopiami innych piosenek.
(...)
– Dziś disco polo to nie tylko muzyka, ale również ogromny biznes…
– Początkowo disco polo było muzyką „z paździerza”, spontanicznie produkowaną i sprzedawaną bez jakiejkolwiek kontroli. Jednak to się zmieniło. Dzisiaj mówimy przede wszystkim o gigantycznym biznesie, bezapelacyjnie największym – fonograficznie, koncertowo, medialnie. To są potężne pieniądze. Typowo komercyjne podejście i włączenie się w niego fachowców ucywilizowało rynek disco polo.
Więcej w najnowszym [5] numerze Tygodnika Solidarność oraz w jego wersji cyfrowej dostępnej TUTAJ