Nowa władza wyklina Wyklętych

Plany usunięcia podziemia antykomunistycznego ze szkolnej podstawy programowej, postulat likwidacji IPN-u, decyzje o zaprzestaniu organizacji ważnych uroczystości patriotycznych. Czy Żołnierze Niezłomni znów znajdą się na indeksie?
Żołnierze Niezłomni
Żołnierze Niezłomni / grafika własna

Pod koniec stycznia 2024 roku oburzenie środowisk niepodległościowych wywołało zerwanie znaku Polski Walczącej i tablicy poświęconej Żołnierzom Wyklętym z gmachu historycznego budynku Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

Trudno nie uznać tego gestu za symboliczny w świetle działań nowego rządu w różnych aspektach polityki historycznej i edukacji, a także zapowiedzi likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej, decyzji o zaprzestaniu organizowania przez Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych uroczystości upamiętniających Józefa Kurasia „Ognia” oraz Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych oraz odwołania szefa samego urzędu Jana Józefa Kasprzyka.

„Czemu mnie o Tobie w szkole nie uczyli?”

Rotmistrz Witold Pilecki, Danuta Siedzikówna, ps. „Inka”, gen. August Emil Fieldorf, ps. „Nil”, major Hieronim Dekutowski, ps. „Zapora” – te i wiele innych postaci dzięki pracy organizacji społecznych, a następnie polityce historycznej państwa znalazły miejsce w zbiorowej świadomości Polaków. Działania obecnego rządu jasno wskazują na to, że będą z niej znowu eliminowani. „Czemu mnie o Tobie w szkole nie uczyli? Ktoś bardzo nie chce, by w tym kraju ludzie dumni byli. Czas byśmy wreszcie grzech niewiedzy zmyli, to my, młodzi Polacy, przed Tobą czoła chylimy!” – rapował Tadek Polkowski w swojej piosence o rotmistrzu Pileckim. Te słowa niestety mogą stać się za chwilę znowu aktualne, ponieważ reforma edukacyjna planowana przez minister Barbarę Nowacką przewiduje usunięcie z programu nauczania m.in. Żołnierzy Wyklętych. Decyzje obecnego rządu wpisują się w trendy edukacyjne Unii Europejskiej kładącej nacisk na zupełnie inne dziedziny wiedzy niż historie o bohaterach wywodzących swój etos z formacji chrześcijańskiej i patriotycznej. Wyklęci są dla Europy i świata także wyrzutem sumienia jako ci, którzy przeciwstawili się obu wielkim totalitaryzmom – niemieckiemu nazizmowi i sowieckiemu komunizmowi – woląc wybrać raczej śmierć niż zdradę. To postawa niewygodna dla tych, którzy chcą pisać historię na nowo, relatywizując ją bądź zamieniając miejsca katów i ofiar. „Jeśli oni byli bohaterami, to kim byliśmy my?” – zapytał kiedyś Wojciech Jaruzelski, odnosząc się do członków podziemia antykomunistycznego. No właśnie.

Żołnierze Wyklęci byli przywracani polskiej zbiorowej pamięci dzięki oddolnej ciężkiej pracy mnóstwa ludzi dobrej woli i środowisk patriotycznych. Włożyliśmy ogromny wysiłek w to, żeby nareszcie naszych Bohaterów godnie upamiętnić i żeby wiedza o ich życiu stała się powszechna. Chcieliśmy, aby z bycia „Wyklętymi” weszli do panteonu „Niezłomnych”. Ta praca trwała bardzo długo, po 2015 roku stała się łatwiejsza dzięki polityce historycznej państwa, a obecnie znów będą nam ją utrudniać przedstawiciele środowisk postkomunistycznych, dla których Wyklęci – Niezłomni są wyrzutem sumienia. Jesteśmy jednak zaprawieni w pracy u podstaw i działaniach w trudnych warunkach, także nas to nie zniechęci. W latach 2007–2015 sporo przeżyliśmy, składaliśmy się nieraz z prywatnych pieniędzy po kilka złotych na to, żeby naszych Bohaterów upamiętnić wieńcem i zniczami, czy oddolnie organizowaliśmy spotkania z Weteranami. Jesteśmy zahartowani, będziemy dalej działać. Mamy doświadczenie i siłę, którą dają nam Wyklęci z Nieba. Zacytuję w tym miejscu ostatnie słowa majora Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora”: „My nigdy nie poddamy się” – mówiła w rozmowie z portalem Tysol.pl wiceprezes Fundacji „Łączka” Beata Sławińska.

CZYTAJ TAKŻE: Tortury, bestialstwo, zapomnienie. Wyklętych skazywano na podwójną śmierć

„Morwa”, „Kowboj” i „Pomidor”

Atmosfera „oddolnych” spotkań z kombatantami wspominającymi swoich dowódców była niezapomniana. Pamiętam wieczór w Domu Pielgrzyma „Amicus” przy sanktuarium św. Stanisława Kostki. Honorowymi gośćmi byli wówczas podkomendni „Zapory”: pułkownik Marian Pawełczak, ps. „Morwa”, oraz majorzy Zbigniew Matysiak, ps. „Kowboj”, oraz Marian Chmielewski, ps. „Pomidor”. Sala była wypełniona po brzegi, atmosfera wspaniała, opowieści zarówno budzące respekt, ale i wzruszające, a także okraszone humorem i autoironią. Starsi panowie młodzi duchem, weseli, serdeczni, niestwarzający dystansu. Opowiadając o swoim zamordowanym przez komunistów dowódcy, wzruszali się, twardym żołnierzom łamał się głos. Miłości, którą obdarzali „Zaporę”, nie dało się udawać. Pomyślałam wtedy, że to właśnie jest ta siła, która z jednej strony decydowała o tym, że młodzi chłopcy byli gotowi pójść w ogień za swoim dowódcą, a z drugiej strony o tym, że on sam, po schwytaniu przez komunistów i przejściu najokrutniejszych tortur, nikogo nie wydał.

Ta właśnie siła jest solą w oku ówczesnych – a i współczesnych – mentalnych (a często także i materialnych) spadkobierców totalitarnego systemu i tej siły nie da się pokonać, bo ona sama pokonała granice śmierci. W duchowych spotkaniach z Wyklętymi jest ogromna, choć nie zawsze dostrzegalna okiem, moc. Potwierdzi to każdy z wolontariuszy pracujących na warszawskiej „Łączce”. Każdy z nich ma swoją historię związaną z ulubionym bohaterem, często bardzo osobistą, dyskretną, przeżywaną indywidualnie. Jak wielokrotnie podkreślał prof. Krzysztof Szwagrzyk, Wyklęci towarzyszą duchem tym, którzy chcą ich poznać, pomagają, a związanym z nimi wydarzeniom towarzyszą nadzwyczajne sytuacje. Kilkakrotnie zdarzało się, że kiedy na „Łączkę” przyjeżdżały rodziny pomordowanych w więzieniu na Rakowieckiej, pytając: „Czy odnajdziecie mojego ojca, brata, wuja?”, po pewnym czasie okazywało się, że właśnie dokładnie tego dnia, w chwili ich wizyty, z powązkowskich dołów śmierci zostały podjęte szczątki ukochanego członka rodziny, na którego pochówek tyle lat czekali. Nie mogli tego wiedzieć od razu, bo ta wiedza wymaga długiego procesu badań genetycznych odnalezionych kości.

Pragnienie czystego źródła

Na pogrzeb Danuty Siedzikówny, ps. „Inki”, do Gdańska przyjechały tłumy ludzi z biało–czerwonymi flagami i kwiatami, wiał wiatr, świeciło słońce. Tłum wypełniał szczelnie bazylikę Mariacką i jej okolice. Kiedy w kazaniu zostały przypomniane ostatnie słowa „Inki”: „Niech żyje Polska!”, podchwycili je wszyscy zgromadzeni ludzie, rozległy się one mocnym echem. Pomyślałam wówczas: jak bardzo musi cieszyć się „Inka”, słysząc z Nieba swój własny okrzyk sprzed kilkudziesięciu lat – wówczas samotny, wykrzyczany w piwnicy, zdawałoby się beznadziejny, a teraz podjęty przez tylu rodaków, „wydobyty na powierzchnię” i zwielokrotniony. Ten obraz jest symbolem walki Wyklętych i ich powrotu do polskiej świadomości. Młodzi ludzie, często zmęczeni promocją pseudoautorytetów, celebrytów „znanych z tego, że są znani” czy „bohaterów ze skazą” w rodzaju Lecha Wałęsy, potrzebowali sięgnąć do czystego źródła, odnaleźć wzorce wytyczone przez ludzi, którzy nie zawiedli, pozostali wierni do końca i swój system wartości potwierdzili własnym życiem, nie wahając się za tę wierność zapłacić najwyższej ceny. To dlatego mrówcza i cierpliwa praca u podstaw licznych organizacji społecznych – zaczynając od Ligi Republikańskiej i jej pierwszej obwoźnej wystawy o Żołnierzach Wyklętych zorganizowanej w latach 90. – trafiła na podatny grunt.

W uroczystościach upamiętniających Żołnierzy Niezłomnych, w ich pogrzebach, odsłanianiu pomników, poświęconych im koncertach i wystawach, a przede wszystkim w spotkaniach z nimi samymi uczestniczyły chętnie i bez przymusu tłumy młodych ludzi. Podjęcie tematu Wyklętych przez rząd Zjednoczonej Prawicy z jednej strony umożliwiło powszechne poznanie ich postaci dzięki nauce o Niezłomnych w szkołach, sprawniejsze funkcjonowanie instytucji i fundacji powołanych do promowania ich dziedzictwa. Z drugiej jednak strony obecność „oficjeli” na związanych z Wyklętymi uroczystościach nieco odbierała im „oddolny” i „buntowniczy” charakter, który niewątpliwie przyciągał wcześniej młodych ludzi. Młodzież, która chciała oddać hołd rotmistrzowi Pileckiemu, niekoniecznie pragnęła czynić to wspólnie z np. Mateuszem Morawieckim. Ten mechanizm jest zapewne nieunikniony – z chwilą wchodzenia danego tematu do głównego nurtu nabiera on często charakteru urzędowego i zaczyna kojarzyć się z opisanym przez Gombrowicza mechanizmem powtarzania, iż „Juliusz Słowacki wielkim poetą był”. Nie znaczy to rzecz jasna, że z tego powodu nie należy nauczać o Wyklętych w szkołach. Program szkolny tworzy w narodzie wspólnotę świadomościową i to właśnie dzięki temu, że nauczyliśmy się w szkole o Juliuszu Słowackim, możemy później śmiać się przy lekturze Gombrowicza. Bez wspólnej bazy mentalnej stajemy się coraz bardziej zatomizowani. Wyklęci – Niezłomni to tak szeroki temat, zawierający tyle dramatów, rozterek, wyborów, postaw, że z tego źródła możemy czerpać właściwie bez końca. Może ono inspirować filmowców, dramatopisarzy, poetów, historyków i wszystkich nas, żyjących w niełatwych czasach i poszukujących zrozumienia swoich życiowych dylematów i znalezienia prawdziwych – a nie plastikowych – autorytetów.

Wyklęci w etosie Solidarności

Etos Wyklętych obejmuje także wielu niezwykłych, świętych kapłanów, poczynając od więźnia Rakowieckiej, sekretarza Prymasa Wyszyńskiego abp. Antoniego Baraniaka, który mimo najwymyślniejszych tortur fizycznych i psychicznych trwających trzy lata, nie złamał się i nie złożył fałszywych zeznań przeciwko Prymasowi. „Baraniak, nie możesz się ześwinić” – powtarzał sobie wówczas proste, żołnierskie słowa. Do ideałów reprezentowanych przez Żołnierzy Niezłomnych sięgali także kapelani Solidarności – bł. ks. Jerzy Popiełuszko czy ks. Stefan Niedzielak, kapelan AK i WiN-u.

Dla działaczy podziemnej Solidarności etos AK i innych formacji niepodległościowych był czymś nieustannie żywym, także dzięki osobistym kontaktom z weteranami II wojny światowej i członkami podziemia komunistycznego z epoki stalinizmu. Jednym z takich kontynuatorów walki o wolność w sztafecie pokoleń był Antoni Lenkiewicz, przedwojenny harcerz, więzień stalinowski, a następnie członek Solidarności i rzecznik głodujących kolejarzy w Lokomotywowni Wrocław w okresie stanu wojennego. – W zakładzie karnym przy Kleczkowskiej we Wrocławiu w grudniu 1981 r. tłumaczył uwięzionym wraz z nim działaczom Solidarności, często dużo od niego młodszym i mniej doświadczonym, że należy konsekwentnie odmawiać rozmów z esbekami i niczego nie podpisywać. Podtrzymywał ich na duchu, inicjował wspólne śpiewanie pieśni. Młodsi internowani nazywali go „Wodzem”. W listach z więzienia niewiele pisał o sprawach doczesnych. Za to wiele jest w nich słów nadziei i wiary w sens walki za Ojczyznę. Nieustannie podkreślał, że to ci, którzy manifestują swoją siłę militarną, są słabi i w ostatecznym rozrachunku przegrają – wspominała w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” córka Antoniego Lenkiewicza, Agata Kłopotowska. – A Ojciec do starości jeździł po całym kraju, wygłaszał w kościołach prelekcje historyczne. I ciągle powtarzał: „Nasze będzie zwycięstwo!”.

CZYTAJ TAKŻE: Piotr Bernatowicz, szef Centrum Sztuki Współczesnej: Grozi nam regres kulturowy

Tekst pochodzi z 9 (1830) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Trudna sytuacja w prawie całym kraju. IMGW ostrzega: najgorzej będzie w nocy gorące
Trudna sytuacja w prawie całym kraju. IMGW ostrzega: najgorzej będzie w nocy

Gołoledź i marznące opady sparaliżowały drogi w niemal całej Polsce. IMGW ostrzega przed bardzo trudnymi warunkami do jazdy, a służby apelują o ostrożność po serii groźnych wypadków i kolizji.

Tȟašúŋke Witkó: Opadające rosyjskie portki tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Opadające rosyjskie portki

Emmanuel Jean-Michel Frédéric Macron odebrał w ostatnim czasie publiczną lekcję pokory, zafundowaną mu przez Siergieja Wiktorowicza Ławrowa. Wyłącznie ze względu na panującą obecnie świąteczno-noworoczną porę, nie wskażę części ciała, w którą Francuz otrzymał od Rosjanina sążnistego, dyplomatycznego kopniaka, a jedynie dla ułatwienia dodam, że nad Loarą tytułują ją słowem „fesses”.

Samuel Pereira: Polityczna amnezja i świąteczna projekcja tylko u nas
Samuel Pereira: Polityczna amnezja i świąteczna projekcja

Wigilia to nie jest zwykły wieczór. To moment czuwania – nie tylko w sensie religijnym, ale też ludzkim. Zatrzymania się. Wyłączenia szumu i odkładania sporów na bok. Nawet jeśli ktoś nie wierzy, rozumie intuicyjnie, że to most między codziennością a czymś ważniejszym. Dlatego właśnie tak boleśnie widać, gdy ktoś próbuje ten most zamienić w kolejną barykadę.

Wiadomo, ilu Polaków musi opuścić USA. MSZ podał liczbę z ostatniej chwili
Wiadomo, ilu Polaków musi opuścić USA. MSZ podał liczbę

MSZ ujawniło skalę deportacji Polaków z USA. Jak podano w komunikacie, na dzień 6 listopada 2025 r. 68 osób było w rękach amerykańskiego Urzędu Celno-Imigracyjnego, a około 130 obywateli Polski ma w tym roku opuścić kraj.

Tragedia w Boże Narodzenie. Śmiertelnie ugodził partnerkę z ostatniej chwili
Tragedia w Boże Narodzenie. Śmiertelnie ugodził partnerkę

Makabryczne Boże Narodzenie w Strzale pod Siedlcami. Podczas świątecznej kolacji, 53-letni mężczyzna w trakcie kłótni śmiertelnie ugodził nożem swoją 55-letnią partnerkę.

Uszkodzone tory kolejowe na Opolszczyźnie. Jest komunikat z ostatniej chwili
Uszkodzone tory kolejowe na Opolszczyźnie. Jest komunikat

Policja poinformowała w piątek po południu, że funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei stwierdzili brak fragmentu szyny kolejowej na linii kolejowej relacji Sławięcice - Rudziniec. Badane są przyczyny zdarzenia.

Tego najbardziej obawiają się Polacy w 2026 roku. Jest sondaż z ostatniej chwili
Tego najbardziej obawiają się Polacy w 2026 roku. Jest sondaż

W 2026 roku Polacy najbardziej obawiają się problemów z dostępem do służby zdrowia oraz pogorszenia zdrowia własnego lub bliskich - wynika z badania pracowni United Surveys na zlecenie Wirtualnej Polski.

Prezydent Karol Nawrocki rozmawiał z Donaldem Trumpem. Jest komunikat z ostatniej chwili
Prezydent Karol Nawrocki rozmawiał z Donaldem Trumpem. Jest komunikat

Odbyła się kolejna rozmowa telefoniczna prezydenta Karola Nawrockiego z prezydentem USA Donaldem Trumpem - poinformowała w piątek po godz. 15 Kancelaria Prezydenta Karola Nawrockiego.

Karambol na S8. Trasa do Warszawy zablokowana z ostatniej chwili
Karambol na S8. Trasa do Warszawy zablokowana

Dziewięć samochodów osobowych uczestniczyło w karambolu, do którego doszło na drodze ekspresowej S8 pod Rawą Mazowiecką w woj. łódzkim. Pięć osób zostało poszkodowanych. Trasa w stronę Warszawy jest nieprzejezdna.

Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego

Gołoledź występuje na trasie A1 od 190. do 196. kilometra w kierunku Łodzi. Auta wpadają w poślizg i wypadają z drogi - podała w piątek kujawsko-pomorska straż pożarna. Dotychczas nie odnotowano osób rannych.

REKLAMA

Nowa władza wyklina Wyklętych

Plany usunięcia podziemia antykomunistycznego ze szkolnej podstawy programowej, postulat likwidacji IPN-u, decyzje o zaprzestaniu organizacji ważnych uroczystości patriotycznych. Czy Żołnierze Niezłomni znów znajdą się na indeksie?
Żołnierze Niezłomni
Żołnierze Niezłomni / grafika własna

Pod koniec stycznia 2024 roku oburzenie środowisk niepodległościowych wywołało zerwanie znaku Polski Walczącej i tablicy poświęconej Żołnierzom Wyklętym z gmachu historycznego budynku Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

Trudno nie uznać tego gestu za symboliczny w świetle działań nowego rządu w różnych aspektach polityki historycznej i edukacji, a także zapowiedzi likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej, decyzji o zaprzestaniu organizowania przez Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych uroczystości upamiętniających Józefa Kurasia „Ognia” oraz Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych oraz odwołania szefa samego urzędu Jana Józefa Kasprzyka.

„Czemu mnie o Tobie w szkole nie uczyli?”

Rotmistrz Witold Pilecki, Danuta Siedzikówna, ps. „Inka”, gen. August Emil Fieldorf, ps. „Nil”, major Hieronim Dekutowski, ps. „Zapora” – te i wiele innych postaci dzięki pracy organizacji społecznych, a następnie polityce historycznej państwa znalazły miejsce w zbiorowej świadomości Polaków. Działania obecnego rządu jasno wskazują na to, że będą z niej znowu eliminowani. „Czemu mnie o Tobie w szkole nie uczyli? Ktoś bardzo nie chce, by w tym kraju ludzie dumni byli. Czas byśmy wreszcie grzech niewiedzy zmyli, to my, młodzi Polacy, przed Tobą czoła chylimy!” – rapował Tadek Polkowski w swojej piosence o rotmistrzu Pileckim. Te słowa niestety mogą stać się za chwilę znowu aktualne, ponieważ reforma edukacyjna planowana przez minister Barbarę Nowacką przewiduje usunięcie z programu nauczania m.in. Żołnierzy Wyklętych. Decyzje obecnego rządu wpisują się w trendy edukacyjne Unii Europejskiej kładącej nacisk na zupełnie inne dziedziny wiedzy niż historie o bohaterach wywodzących swój etos z formacji chrześcijańskiej i patriotycznej. Wyklęci są dla Europy i świata także wyrzutem sumienia jako ci, którzy przeciwstawili się obu wielkim totalitaryzmom – niemieckiemu nazizmowi i sowieckiemu komunizmowi – woląc wybrać raczej śmierć niż zdradę. To postawa niewygodna dla tych, którzy chcą pisać historię na nowo, relatywizując ją bądź zamieniając miejsca katów i ofiar. „Jeśli oni byli bohaterami, to kim byliśmy my?” – zapytał kiedyś Wojciech Jaruzelski, odnosząc się do członków podziemia antykomunistycznego. No właśnie.

Żołnierze Wyklęci byli przywracani polskiej zbiorowej pamięci dzięki oddolnej ciężkiej pracy mnóstwa ludzi dobrej woli i środowisk patriotycznych. Włożyliśmy ogromny wysiłek w to, żeby nareszcie naszych Bohaterów godnie upamiętnić i żeby wiedza o ich życiu stała się powszechna. Chcieliśmy, aby z bycia „Wyklętymi” weszli do panteonu „Niezłomnych”. Ta praca trwała bardzo długo, po 2015 roku stała się łatwiejsza dzięki polityce historycznej państwa, a obecnie znów będą nam ją utrudniać przedstawiciele środowisk postkomunistycznych, dla których Wyklęci – Niezłomni są wyrzutem sumienia. Jesteśmy jednak zaprawieni w pracy u podstaw i działaniach w trudnych warunkach, także nas to nie zniechęci. W latach 2007–2015 sporo przeżyliśmy, składaliśmy się nieraz z prywatnych pieniędzy po kilka złotych na to, żeby naszych Bohaterów upamiętnić wieńcem i zniczami, czy oddolnie organizowaliśmy spotkania z Weteranami. Jesteśmy zahartowani, będziemy dalej działać. Mamy doświadczenie i siłę, którą dają nam Wyklęci z Nieba. Zacytuję w tym miejscu ostatnie słowa majora Hieronima Dekutowskiego, ps. „Zapora”: „My nigdy nie poddamy się” – mówiła w rozmowie z portalem Tysol.pl wiceprezes Fundacji „Łączka” Beata Sławińska.

CZYTAJ TAKŻE: Tortury, bestialstwo, zapomnienie. Wyklętych skazywano na podwójną śmierć

„Morwa”, „Kowboj” i „Pomidor”

Atmosfera „oddolnych” spotkań z kombatantami wspominającymi swoich dowódców była niezapomniana. Pamiętam wieczór w Domu Pielgrzyma „Amicus” przy sanktuarium św. Stanisława Kostki. Honorowymi gośćmi byli wówczas podkomendni „Zapory”: pułkownik Marian Pawełczak, ps. „Morwa”, oraz majorzy Zbigniew Matysiak, ps. „Kowboj”, oraz Marian Chmielewski, ps. „Pomidor”. Sala była wypełniona po brzegi, atmosfera wspaniała, opowieści zarówno budzące respekt, ale i wzruszające, a także okraszone humorem i autoironią. Starsi panowie młodzi duchem, weseli, serdeczni, niestwarzający dystansu. Opowiadając o swoim zamordowanym przez komunistów dowódcy, wzruszali się, twardym żołnierzom łamał się głos. Miłości, którą obdarzali „Zaporę”, nie dało się udawać. Pomyślałam wtedy, że to właśnie jest ta siła, która z jednej strony decydowała o tym, że młodzi chłopcy byli gotowi pójść w ogień za swoim dowódcą, a z drugiej strony o tym, że on sam, po schwytaniu przez komunistów i przejściu najokrutniejszych tortur, nikogo nie wydał.

Ta właśnie siła jest solą w oku ówczesnych – a i współczesnych – mentalnych (a często także i materialnych) spadkobierców totalitarnego systemu i tej siły nie da się pokonać, bo ona sama pokonała granice śmierci. W duchowych spotkaniach z Wyklętymi jest ogromna, choć nie zawsze dostrzegalna okiem, moc. Potwierdzi to każdy z wolontariuszy pracujących na warszawskiej „Łączce”. Każdy z nich ma swoją historię związaną z ulubionym bohaterem, często bardzo osobistą, dyskretną, przeżywaną indywidualnie. Jak wielokrotnie podkreślał prof. Krzysztof Szwagrzyk, Wyklęci towarzyszą duchem tym, którzy chcą ich poznać, pomagają, a związanym z nimi wydarzeniom towarzyszą nadzwyczajne sytuacje. Kilkakrotnie zdarzało się, że kiedy na „Łączkę” przyjeżdżały rodziny pomordowanych w więzieniu na Rakowieckiej, pytając: „Czy odnajdziecie mojego ojca, brata, wuja?”, po pewnym czasie okazywało się, że właśnie dokładnie tego dnia, w chwili ich wizyty, z powązkowskich dołów śmierci zostały podjęte szczątki ukochanego członka rodziny, na którego pochówek tyle lat czekali. Nie mogli tego wiedzieć od razu, bo ta wiedza wymaga długiego procesu badań genetycznych odnalezionych kości.

Pragnienie czystego źródła

Na pogrzeb Danuty Siedzikówny, ps. „Inki”, do Gdańska przyjechały tłumy ludzi z biało–czerwonymi flagami i kwiatami, wiał wiatr, świeciło słońce. Tłum wypełniał szczelnie bazylikę Mariacką i jej okolice. Kiedy w kazaniu zostały przypomniane ostatnie słowa „Inki”: „Niech żyje Polska!”, podchwycili je wszyscy zgromadzeni ludzie, rozległy się one mocnym echem. Pomyślałam wówczas: jak bardzo musi cieszyć się „Inka”, słysząc z Nieba swój własny okrzyk sprzed kilkudziesięciu lat – wówczas samotny, wykrzyczany w piwnicy, zdawałoby się beznadziejny, a teraz podjęty przez tylu rodaków, „wydobyty na powierzchnię” i zwielokrotniony. Ten obraz jest symbolem walki Wyklętych i ich powrotu do polskiej świadomości. Młodzi ludzie, często zmęczeni promocją pseudoautorytetów, celebrytów „znanych z tego, że są znani” czy „bohaterów ze skazą” w rodzaju Lecha Wałęsy, potrzebowali sięgnąć do czystego źródła, odnaleźć wzorce wytyczone przez ludzi, którzy nie zawiedli, pozostali wierni do końca i swój system wartości potwierdzili własnym życiem, nie wahając się za tę wierność zapłacić najwyższej ceny. To dlatego mrówcza i cierpliwa praca u podstaw licznych organizacji społecznych – zaczynając od Ligi Republikańskiej i jej pierwszej obwoźnej wystawy o Żołnierzach Wyklętych zorganizowanej w latach 90. – trafiła na podatny grunt.

W uroczystościach upamiętniających Żołnierzy Niezłomnych, w ich pogrzebach, odsłanianiu pomników, poświęconych im koncertach i wystawach, a przede wszystkim w spotkaniach z nimi samymi uczestniczyły chętnie i bez przymusu tłumy młodych ludzi. Podjęcie tematu Wyklętych przez rząd Zjednoczonej Prawicy z jednej strony umożliwiło powszechne poznanie ich postaci dzięki nauce o Niezłomnych w szkołach, sprawniejsze funkcjonowanie instytucji i fundacji powołanych do promowania ich dziedzictwa. Z drugiej jednak strony obecność „oficjeli” na związanych z Wyklętymi uroczystościach nieco odbierała im „oddolny” i „buntowniczy” charakter, który niewątpliwie przyciągał wcześniej młodych ludzi. Młodzież, która chciała oddać hołd rotmistrzowi Pileckiemu, niekoniecznie pragnęła czynić to wspólnie z np. Mateuszem Morawieckim. Ten mechanizm jest zapewne nieunikniony – z chwilą wchodzenia danego tematu do głównego nurtu nabiera on często charakteru urzędowego i zaczyna kojarzyć się z opisanym przez Gombrowicza mechanizmem powtarzania, iż „Juliusz Słowacki wielkim poetą był”. Nie znaczy to rzecz jasna, że z tego powodu nie należy nauczać o Wyklętych w szkołach. Program szkolny tworzy w narodzie wspólnotę świadomościową i to właśnie dzięki temu, że nauczyliśmy się w szkole o Juliuszu Słowackim, możemy później śmiać się przy lekturze Gombrowicza. Bez wspólnej bazy mentalnej stajemy się coraz bardziej zatomizowani. Wyklęci – Niezłomni to tak szeroki temat, zawierający tyle dramatów, rozterek, wyborów, postaw, że z tego źródła możemy czerpać właściwie bez końca. Może ono inspirować filmowców, dramatopisarzy, poetów, historyków i wszystkich nas, żyjących w niełatwych czasach i poszukujących zrozumienia swoich życiowych dylematów i znalezienia prawdziwych – a nie plastikowych – autorytetów.

Wyklęci w etosie Solidarności

Etos Wyklętych obejmuje także wielu niezwykłych, świętych kapłanów, poczynając od więźnia Rakowieckiej, sekretarza Prymasa Wyszyńskiego abp. Antoniego Baraniaka, który mimo najwymyślniejszych tortur fizycznych i psychicznych trwających trzy lata, nie złamał się i nie złożył fałszywych zeznań przeciwko Prymasowi. „Baraniak, nie możesz się ześwinić” – powtarzał sobie wówczas proste, żołnierskie słowa. Do ideałów reprezentowanych przez Żołnierzy Niezłomnych sięgali także kapelani Solidarności – bł. ks. Jerzy Popiełuszko czy ks. Stefan Niedzielak, kapelan AK i WiN-u.

Dla działaczy podziemnej Solidarności etos AK i innych formacji niepodległościowych był czymś nieustannie żywym, także dzięki osobistym kontaktom z weteranami II wojny światowej i członkami podziemia komunistycznego z epoki stalinizmu. Jednym z takich kontynuatorów walki o wolność w sztafecie pokoleń był Antoni Lenkiewicz, przedwojenny harcerz, więzień stalinowski, a następnie członek Solidarności i rzecznik głodujących kolejarzy w Lokomotywowni Wrocław w okresie stanu wojennego. – W zakładzie karnym przy Kleczkowskiej we Wrocławiu w grudniu 1981 r. tłumaczył uwięzionym wraz z nim działaczom Solidarności, często dużo od niego młodszym i mniej doświadczonym, że należy konsekwentnie odmawiać rozmów z esbekami i niczego nie podpisywać. Podtrzymywał ich na duchu, inicjował wspólne śpiewanie pieśni. Młodsi internowani nazywali go „Wodzem”. W listach z więzienia niewiele pisał o sprawach doczesnych. Za to wiele jest w nich słów nadziei i wiary w sens walki za Ojczyznę. Nieustannie podkreślał, że to ci, którzy manifestują swoją siłę militarną, są słabi i w ostatecznym rozrachunku przegrają – wspominała w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” córka Antoniego Lenkiewicza, Agata Kłopotowska. – A Ojciec do starości jeździł po całym kraju, wygłaszał w kościołach prelekcje historyczne. I ciągle powtarzał: „Nasze będzie zwycięstwo!”.

CZYTAJ TAKŻE: Piotr Bernatowicz, szef Centrum Sztuki Współczesnej: Grozi nam regres kulturowy

Tekst pochodzi z 9 (1830) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane