"Jesteśmy silni i będziemy walczyć o zakład". W Łodzi pikietowali pracownicy likwidowanej fabryki Beko Europe
Pracę ma stracić 1100 pracowników. Fabryka ma zostać zamknięta najpóźniej w kwietniu przyszłego roku.
- Oszukali nas. Obiecali nam świetlaną przyszłość, obiecali nam złote góry, a potem z dnia na dzień powiedzieli, że zamykają ten zakład. Zostajemy tak naprawdę bez niczego. Mieliśmy umowy na stałe, stabilizację, w tych czasach bardzo potrzebną. Przecież tu pracują małżeństwa, starsi pracownicy, którzy są kilka lat przed emeryturą. Sytuacja jest dramatyczna, a rynek pracy nie oferuje nam zbyt wiele
- mówi nam Magdalena Ledzion, samotnie wychowująca dzieci matka, która w fabryce w Łodzi przepracowała 17 lat.
"Będziemy walczyć"
- Zostaliśmy potraktowani bardzo źle. O zamknięciu zakładu i tym, że tracimy pracę, dowiedzieliśmy się z dnia na dzień. Ale dziś zebrała się duża grupa pracowników. Głęboko wierzymy, że zakład zostanie uratowany. Musimy tylko o to zawalczyć
- mówi z kolei Artur Wojtas.
- Pracuję tu już 24 lata i zawsze byliśmy traktowani jak jedna wielka rodzina. Zawsze mogliśmy liczyć na dyrekcję i dział HR w przypadku jakichkolwiek problemów. Bardzo się nami interesowali. Mieliśmy nawet hasło "One whirpool", gdy naszym właścielem był amerykański koncern. W momencie, kiedy przejęła nas firma turecka, zostaliśmy potraktowani jak śmieci
- opowiada Przemysław Wyrzing.
- Chcemy pokazać, że jestesmy silni, jesteśmy razem i że walczymy o to, co próbują nam zabrać
- dodaje Artur Wojtas.
"To od was zależy, czy wygracie"
Dziś przez trzy godziny niemal wszyscy pracownicy łódzkiej fabryki Beko Europe pikietowali przed swoim zakładem. Wsparł ich Region Ziemia Łódzka NSZZ "Solidarność".
- Nie może tak być, że przychodzi właściciel i mówi: likwidujemy, sprzedajemy. Ale wcześniej ten sam pracodawca korzystał z ulg podatkowych. Jesteśmy tu, żeby Wam pomóc, ale to od was będzie zależało, czy wygracie, czy nie. Macie wsparcie prezydenta, marszałka i wojewody
- mówił do zebranych przewodniczący Zarzadu Regionu Ziemia Łódzka NSZZ "Solidarność" Waldemar Krenc, nawiązując do wczorajszego posiedzenia WRDS, podczas którego przyjęto stanowisko w obronie pracowników łódzkiego Beko.
- Śmiano się z nas, kiedy mówiliśmy o negatywnych skutkach Zielonego Ładu. A co jest dzisiaj w uzasadnieniu likwidacji waszego zakładu? Zbyt duże koszty energii. A to jest efekt podatków, którymi zostaliśmy obciążeni poprzez ten Zielony Ład
- dodał.
- Mam nadzieję, że ten zakład będzie obroniony. Wierzę w to. Ale jeżeli wy nie będziecie się o to bili, to ludzie z zewnątrz wam w tym nie pomogą. Jeżeli sami nie będziemy bronić własnego zakładu, nie mamy co liczyć na innych
- zaznaczył przewodniczący Krenc.
"Chcemy uratować zakład"
Sami pracownicy zakładu są nastawieni bojowo.
- Teraz wszystko zależy od negocjacji z pracodawcą, które mają zacząć się w poniedziałek. Przede wszystkim chcielibyśmy ratować swój zakład, bo nie uważamy, że jesteśmy w ekonomicznym dołku, tak jak to jest przedstawiane. Jeśli to się nie uda, będziemy walczyć o godne odprawy i godne warunki odejścia
- powiedział nam Sebastian Grabarczyk, przewodniczący Solidarności w Beko w Łodzi.
- Mamy w branży problem. Dotyczy to hutnictwa, dotyczy to branży elektromaszynowej. Zaczyna dziać się coś bardzo złego
- dodał Adam Ratajczy, przewodniczący Regionalnej Sekcji Branży Metalowców NSZZ "S" w Łodzi.
Podczas pikiety zbierano także podpisy pod referendum w sprawie Zielonego Ładu.
CZYTAJ TAKŻE: Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność" zdecydowanie sprzeciwia się zwolnieniom w Beko