Maria Ochman: Jest kilka powodów kryzysu w służbie zdrowia

– Minister Izabela Leszczyna jak dotąd nie znalazła czasu, by spotkać się ze związkowcami. To z kim ona planuje rozmawiać na temat zmiany ustawy dotyczącej wynagrodzeń? Jeśli nie chce szukać rozwiązania przy stole, a na ulicy, to nie ma problemu. Nie poddamy się bez walki – mówi Maria Ochman, przewodnicząca Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ „Solidarność”, w rozmowie z Marcinem Krzeszowcem. [Wywiad został przeprowadzony przed posiedzeniem Prezydium Zespołu Trójstronnego, które odbyło się 23 października w Ministerstwie Zdrowia, w którym wzięła udział minister Izabela Leszczyna].
Maria Ochman Maria Ochman: Jest kilka powodów kryzysu w służbie zdrowia
Maria Ochman / fot. M. Żegliński

– W ostatnim czasie media obiegły informacje o szpitalach, które zawiesiły prace oddziałów, przesunęły planowane wizyty lub ograniczyły swoje świadczenia. Powód jest jeden – nie otrzymały pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia. Z problemami borykają się szpitale w Żywcu, Koninie, Lubaczowie, Rzeszowie, Busku-Zdroju czy Szamotułach. Kto ponosi winę za ten kryzys?

– Jest kilka powodów tej sytuacji. Pierwszy z nich jest taki, że NFZ zwlekał z zapłaceniem szpitalom za drugi kwartał. Placówki medyczne nie mogą kredytować narodowego płatnika, bo mają zobowiązania w stosunku do pracowników i dostawców. Fundusz mocno opóźniał się z wypłatami, a do tego pojawiły się bulwersujące informacje o pustce w kasie NFZ. Trzeba również zwrócić uwagę na to, że zaczęli odchodzić lekarze. Jeżeli szpitale nie płaciły, to lekarze zaczęli szukać innej pracy, a oddziały trzeba było zamknąć. Stąd problemy.

"Zawsze gdy tylko rząd PO dochodzi do władzy, to mamy kryzys"

– W czasie pandemii wykonywano mniej zabiegów, dzięki czemu NFZ zgromadził duże oszczędności, tzw. fundusz zapasowy. W kolejnych latach szpitale dostawały pieniądze z tej bazy za świadczenia, które były wykonane ponad limit. Teraz jednak pieniądze się skończyły i mamy kryzys. To wersja resortu zdrowia.

– Zawsze gdy tylko rząd Platformy Obywatelskiej dochodzi do władzy, to mamy kryzys. Rzeczywiście były pieniądze „pocovidowe”, ale nie dlatego, że nie wykonywano zabiegów. Przecież szpitale pracowały w trybie pandemicznym i wiele środków było wydawanych. Powstał fundusz covidowy, do którego skierowano środki nie tylko na szczepionki i wyposażenie, ale również na dodatki do wynagrodzeń dla pracowników medycznych, w tym dla salowych, o co walczyła Solidarność.

Oczywiście w czasie pandemii powstał tzw. dług zdrowotny, który polegał na tym, że ludzie przez dwa lata się nie badali i nie chodzili na konsultacje lekarskie. Po niej trzeba było szybko wdrożyć diagnostykę i leczenie pacjentów. Powstał nawet specjalny program diagnostyczny, a szpitale wykonywały wiele świadczeń ponad limit. NFZ to wszystko opłacał, więc nie było hamulców. Być może teraz dyrektorzy pomyśleli, że będzie tak samo, i te wszystkie – co ważne – „nadwykonania” zostaną szybko opłacone.

Zastanawiające jest natomiast, że ani w grudniu zeszłego roku, kiedy powołano nowy rząd, ani w pierwszych miesiącach tego roku, nie mieliśmy alarmujących informacji o jakiejś zapaści finansowej w budżecie NFZ. Te dane zaczęły się pojawiać dopiero wiosną i latem. Dlaczego? Myślę, że były co najmniej dwa powody. Po pierwsze – Ministerstwo Zdrowia chce znaleźć usprawiedliwienie dla wygaszenia przyznanych przez poprzedni rząd podwyżek. Dla minister Leszczyny te podwyżki to przecież samo zło i przyczyna zadłużenia szpitali. Drugim powodem może być szukanie pretekstu do tego, by przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego albo je po prostu sprywatyzować.

– W 2023 roku zadłużenie szpitali wzrosło o 10 procent do 22 miliardów złotych. W tym roku Ministerstwo Zdrowia szacuje, że dług będzie na podobnym poziomie. Czy Pani zdaniem szpitale mogą być rentowne, czy zawsze potrzebna będzie ta kroplówka od państwa?

– To jest bardzo ciekawe pytanie, które postawiłam na ostatnim posiedzeniu Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia. Odkąd rozpoczęła się reforma systemu ubezpieczeń zdrowotnych w 1999 roku, szpitale powiatowe, miejskie, ale także część specjalistycznych zaczęły się dramatycznie zadłużać. Przez ostatnie ćwierćwiecze oddłużenia dokonywano kilkakrotnie. Obecnie do tego celu mają być wykorzystane środki z KPO. Jak ponure memento wraca pytanie, gdzie jest przyczyna takiego stanu rzeczy? Co legło u podstaw tego, że te szpitale ciągle się zadłużają? I to niezależnie, ile razy je oddłużymy, ile nie damy im pieniędzy.

Chcę jednak zwrócić uwagę, że nie wszystkie szpitale są zadłużone. Mamy dzisiaj wiceministra zdrowia, który przez wiele lat kierował placówką szpitalną i miał zawsze wynik na plusie. Ja znam kilku, jeśli nie kilkunastu, dyrektorów, którzy mówią mi: wypłaciliśmy wszystkie wynagrodzenia, daliśmy jeszcze podwyżki pracownikom administracyjno-technicznym i się bilansujemy, jesteśmy na plusie. Zatem jak się chce, to można.

– Z czego wynika ten permanentnie ujemny bilans?

– Oczywiście znowu przyczyn jest kilka. To jest kwestia tego, jakie świadczenia i procedury wykonują szpitale, czy są one lepiej czy gorzej opłacane przez Fundusz. Decyduje ekonomia, choć w ochronie zdrowia nie to powinno być najważniejsze.
Druga kwestia to umiejętności menedźerskie i zawieranie kontraktów z NFZ na świadczone usługi. Dzisiaj Fundusz z wiadomych powodów nie ogłasza konkursów, ale kiedyś można było do nich stawać. Ponadto na dyrektorów placówek niestety bardzo często wybierani są ludzie z lokalnych nominacji politycznych.

Jakby tego było mało, pomiędzy powiatami odbywa się swoista rywalizacja o to, który z nich ma szpital oferujący bogatszą ofertę, który z nich ma lepszych lekarzy, i tak dalej. Jeden starosta powiedział mi tak: „Najniższe wynagrodzenie dla lekarza w moim szpitalu to 60 tysięcy złotych, ale 12 kilometrów dalej jest placówka, gdzie płacą 80 tysięcy, i ten lekarz ode mnie ucieka. Jeśli chcę, żeby został u mnie, to podnoszę stawkę...”. Najwyższy czas przyjrzeć się kwestii umów cywilnoprawnych.

Pracownicy medyczni i pozamedyczni zostali parę lat temu objęci ustawą o sposobie ustalenia najniższego wynagrodzenia. Chodziło o to, żeby pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę nie mogli zarabiać mniej niż określono w ustawie. A co z lekarzami? Niestety płace większości lekarzy wynikają z umów cywilnoprawnych, na które nie mamy wpływu i do których nie mamy absolutnie żadnego wglądu. Dziś 100 tysięcy miesięcznie dla lekarza już nikogo nie bulwersuje i nie dziwi, a rekordzista zarobił w sierpniu ponad 300 tysięcy!

Co dalej? Trzeba doprowadzić do odpowiedniej podaży usług medycznych pod potrzeby zdrowotne na danym terenie. I to nie minister Leszczyna to wymyśliła. Ten temat był wielokrotnie poruszany przez ekspertów w naszej branży. Nie tylko ze względu na zmiany demograficzne – choć na pewno są one kluczowe – ale także z punktu widzenia poprawy jakości świadczonych usług i ich efektywności.
Nie chodzi przy tym o nieprzemyślane likwidowanie oddziałów i szpitali. Gdy słyszę takie głosy ze strony polityków, to staje mi przed oczyma potężny wypadek komunikacyjny, do którego doszło w szczerym polu. Były dziesiątki rannych, a najbliższy szpital, oddalony o zaledwie kilka kilometrów od miejsca tragedii, był spółką prawa handlowego, gdzie nie było szpitalnego oddziału ratunkowego, bo... się nie opłacał! Straszny dramat i bezradność ratowników.

"Lokalne społeczności muszą być przekonane, że proponowane zmiany przyniosą im korzyści"

– Minister Izabela Leszczyna zapewniła niedawno na antenie TVP Info, że „nie ma mowy o likwidacji szpitali”, a „każdy szpital powiatowy zostanie w miejscu, w którym jest”. Jej zdaniem potrzebna jest konsolidacja, a więc przekształcenie oddziałów szpitalnych, by dopasować je do potrzeb pacjentów.

– To jest dokładnie to, o czym Solidarność mówiła od dawna, czyli dostosowanie podaży do potrzeb lokalnych społeczności. Pytanie, czy pani Leszczyna zdaje sobie sprawę, że to wymaga dialogu ze środowiskiem pracowniczym, lekarskim i z politykami. Co zrobimy z personelem, jeśli zamkniemy oddział ginekologiczno-położniczy i w tym miejscu stworzymy geriatrę albo kolejną internę? Co pani minister zrobi z położnymi? Lekarze może znajdą pracę, ale reszta? Muszą powstać jakieś propozycje pakietów pracowniczych. Lokalne społeczności muszą być przekonane, że proponowane zmiany przyniosą im korzyści.

– Minister zdrowia mówiła też o ustawie podnoszącej wynagrodzenia w służbie zdrowia, a właściwie jej nowelizacji z 2022 roku, którą forsował NSZZ „S”. „Ze względu na podwyżki wynagrodzeń w ochronie zdrowia dorzuciliśmy 80 miliardów złotych w ciągu trzech lat. Ta ustawa miała obowiązywać przez trzy lata. Jeśli będzie obowiązywała w niezmienionej formule, to szpitale zawsze będą miały kłopot” – stwierdziła Izabela Leszczyna.

– Pani minister ma rację, że były duże podwyżki w ostatnich latach. Dzięki dialogowi społecznemu z rządem Zjednoczonej Prawicy w Zespole Trójstronnym powstało rozwiązanie ustawowe, na które były wskazane środki finansowe. Niech pani minister nie opowiada głupot, że szpitale nagle zadłużyły się przez podwyżki dla pracowników. Przez całe osiem lat, kiedy rządziła koalicja PO – PSL, nie było ani grosza podwyżek, a szpitale zadłużyły się po kokardę. Wtedy minister Bartosz Arułkowicz mówił do kolegów politycznych: „Zlikwiduj szpital, to dam Ci 200 baniek”. Tak Platforma leczyła służbę zdrowia.

Zadłużenie szpitali nie wzięło się z podwyżek dla pracowników. Takie prymitywne przerzucanie odpowiedzialności na stronę społeczną, żeby ludzie skakali sobie do gardeł, jest bardzo w stylu Platformy. To wmawianie pacjentom: „Patrzcie, musicie czekać dłużej w kolejkach, bo pieniądze na wasze leczenie zjadły podwyżki dla medyków”.

Zaraz minie rok od objęcia rządów przez Platformę, a minister Leszczyna jak dotąd nie znalazła czasu, by spotkać się ani ze związkowcami, ani z Trójstronnym Zespołem ds. Ochrony Zdrowia, ani z Radą Dialogu Społecznego. To z kim ona chce rozmawiać na temat zmiany ustawy dotyczącej wynagrodzeń? Z dyrektorami? Życzę powodzenia, bo wtedy stronie społecznej zostanie tylko jedno narzędzie, czyli protest. Nie możemy zgodzić się na to, że gospodarka będzie się rozwijała, a nasze wynagrodzenia będą stały w miejscu. Jeśli minister Leszczyna nie chce szukać rozwiązania przy stole, a na ulicy, to nie ma problemu. Nie poddamy się bez walki.

– Rząd PO – PSL przez osiem lat nie podniósł wynagrodzeń pracownikom medycznym?

– Od 2007 roku pracownicy służby zdrowia nie dostali ani złotówki podwyżki. Dopiero w 2015 roku „na odchodne” ówczesny minister zdrowia prof. Marian Zembala dał pielęgniarkom premie – cztery razy po 400 złotych. Roszczenia płacowe odżyły wtedy z dużą mocą.
Później w 2016 roku zaczęła powstawać ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia dla pracowników służby zdrowia. Od tego momentu te pieniądze zaczęły w kolejnych latach docierać do personelu. Następnie, w 2021 roku, kiedy skończyła się pandemia, premier Mateusz Morawiecki rozmawiał z nami w ramach Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia. Powiedział wówczas, że jeśli wynegocjujemy porozumienie, to część pieniędzy z tej osławionej „poduszki covidowej” przeznaczy na wzrost wynagrodzeń. I tak się stało.

"Liczy się efektywność, efektywność i jeszcze raz efektywność"

– W tym roku wydatki na ochronę zdrowia mają wynieść prawie 191 miliardów złotych, a w przyszłym roku mają sięgnąć blisko 222 (wzrost o około 16 procent). Te kwoty mogą wydawać się ogromne, ale na tle Europy wypadają chyba dosyć blado?

– Moim zdaniem nie wyglądamy blado. Powtarzam – liczy się efektywność, efektywność i jeszcze raz efektywność: odpowiednie zarządzanie środkami, celowość ich wydawania, uszczelnianie systemu i dopasowanie ich do lokalnych potrzeb.
Wtedy nie będziemy tych pieniędzy marnotrawić. Musimy też w końcu zacząć rozmawiać o wynagrodzeniach lekarzy na umowach cywilnoprawnych i zlikwidowaniu tych kominów płacowych.

– Polska ma otrzymać ponad 17 miliardów złotych z KPO na ochronę zdrowia, z czego 10 miliardów zostanie przeznaczonych na modernizację przeszło 200 szpitali. Nie ma jednak nic za darmo. Jakie reformy musimy przeprowadzić, by otrzymać unijne pieniądze?

– Nie mam pojęcia, bo minister Leszczyna w ogóle nie prowadzi z nami dialogu społecznego, a na spotkania Trójstronnego Zespołu wysyła swoich zastępców, którzy nic nie wiedzą. Nie dostaliśmy nawet do zaopiniowania ustawy o przekształceniu szpitali. Ani Solidarność, ani OPZZ. To jest coś niebywałego! Być może te pieniądze z KPO pójdą na oddłużenie placówek, a warunkiem będzie prywatyzacja szpitali? Może te środki trafią do kieszeni niektórych ugrupowań politycznych, lekarzy bądź firm prowadzących interesy na szpitalach? Będziemy się temu bacznie przyglądali.

– W koalicji rządzącej ciągle trwają dyskusje na temat składki zdrowotnej. Lewica nie zgadza się na jej obniżkę dla przedsiębiorców. „Położymy się Rejtanem w tej sprawie” – zapewniała poseł Anna Maria Żukowska. Jakie zdanie ma w tej sprawie Solidarność?

– Kibicuje w tym wypadku Lewicy, bo nie może być tak, że pracodawcy będą płacić mniej niż pracownicy zatrudnieni na umowach o pracę.

Trzeba zastanowić się również nad inną kwestią. Czy nie prościej byłoby, żeby procedury wysokospecjalistyczne, choroby rzadkie, programy bezpłatnych leków dla seniorów i osób poniżej 18. roku życia oraz ratownictwo medyczne – które i tak powinny być pod nadzorem Ministerstwa Zdrowia – były ponownie finansowane bezpośrednio z budżetu państwa?
Poprzedni rząd przeniósł te zadania na Narodowy Funduszu Zdrowia, ale nie dał na to pieniędzy. Budżet zyskał kilkanaście miliardów oszczędności, ale NFZ otrzymał większy garb do dźwigania.

Maria Ochman

Maria Ochman – w latach 1983–1998 pracowała jako terapeuta w Ośrodku Leczniczo-Rehabilitacyjnym dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących, do Solidarności wstąpiła w 1989 roku, od 2002 roku sprawuje funkcję przewodniczącej Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ „Solidarność”, od 2015 roku jest członkiem Rady NFZ delegowanym przez reprezentatywne organizacje związkowe.


 

POLECANE
40 Polaków. Pierwsza egzekucja w KL Auschwitz z ostatniej chwili
40 Polaków. Pierwsza egzekucja w KL Auschwitz

Na murze kościoła salezjańskiego pw. Miłosierdzia Bożego w Oświęcimiu na Zasolu umieszczona jest tablica z nazwiskami czterdziestu więźniów Polaków, rozstrzelanych osiemdziesiąt cztery lata temu.

Rosyjski generał kłamał w raportach z frontu. To było zbyt wiele nawet jak na rosyjskie realia polityka
Rosyjski generał kłamał w raportach z frontu. To było zbyt wiele nawet jak na rosyjskie realia

Gen. Giennadij Anaszkin, dowódca zgrupowania wojsk rosyjskich "Południe”, został zdymisjonowany z powodu nieprawdziwych doniesień o zajęciu kilku miejscowości na wschodzie Ukrainy – podały w sobotę niezależne portale rosyjskie, cytowane przez Onet.

Putin z atrakcyjną zachętą dla tych, którzy się zaciągną do rosyjskiej armii Wiadomości
Putin z atrakcyjną zachętą dla tych, którzy się zaciągną do rosyjskiej armii

Władimir Putin podpisał w sobotę ustawę umożliwiającą umorzenie mężczyznom walczącym na Ukrainie i ich żonom zaległych kredytów do wysokości 10 mln rubli (92 tys. euro). Czy będzie sukces?

Niewiarygodna sytuacja w Lillehammer. Skoczek zepchnięty z belki Wiadomości
Niewiarygodna sytuacja w Lillehammer. Skoczek zepchnięty z belki

Podczas kwalifikacjach przed sobotnim konkursem Pucharu Świata w Lillehammer, Norweg Kristoffer Eriksen Sundal ruszył z belki startowej, mimo że nie świeciło się zielone światło do startu. Skoczek został zepchnięty przez zjeżdżającą platformę reklamową.

IKEA Polska nominowana do Biologicznej Bzdury Roku gorące
IKEA Polska nominowana do "Biologicznej Bzdury Roku"

Tytuły Biologicznej Bzdury Roku przyznaje popularyzujący naukę biolog i bloger prowadzący blog „To tylko teoria” Łukasz Sakowski. Dziś ogłosił nominację dla IKEA Polska.

Orban zaprosił Netanjahu. Gwarantuje mu nietykalność z ostatniej chwili
Orban zaprosił Netanjahu. Gwarantuje mu nietykalność

Premier Węgier Viktor Orban potępił w piątek decyzję Międzynarodowego Trybunału Karnego o wydaniu nakazu aresztowania Benjamina Netanjahu. Zapowiedział też zaproszenie go do Budapesztu i zagwarantował mu nietykalność.

Przesiedleńcy niemieckiego pochodzenia, w odróżnieniu od imigrantów, dobrze się w Niemczech integrują z ostatniej chwili
Przesiedleńcy niemieckiego pochodzenia, w odróżnieniu od imigrantów, dobrze się w Niemczech integrują

W 2020 roku 21,9 mln z 81,9 mln mieszkańców Niemiec miało pochodzenie migracyjne. Z czego 62 procent urodziło się poza granicami Niemiec, a 38 procent przyszło na świat w Niemczech jako potomkowie migrantów pierwszej generacji...

Cyklon Bert sieje spustoszenie w Europie. Tysiące ludzi odciętych od świata Wiadomości
Cyklon Bert sieje spustoszenie w Europie. Tysiące ludzi odciętych od świata

Jak powiadomiła agencja Reutera potężny cyklon, który przechodzi nad, Europą, pozbawił prądu dziesiątki tysięcy domów, gospodarstw rolnych i firm w Irlandii i Wielkiej Brytanii.

Świetne informacje dla narciarzy! W Polsce ruszyły już pierwsze wyciągi Wiadomości
Świetne informacje dla narciarzy! W Polsce ruszyły już pierwsze wyciągi

Amatorzy białego szaleństwa mogą już w ten weekend zacząć sezon narciarski. W Beskidach rano ruszyła stacja narciarska na Białym Krzyżu. Otwarto też stoki w Tyliczu w Beskidzie Sądeckim i UFO w Bukowinie Tatrzańskiej.

Nie żyje policjant postrzelony na warszawskiej Pradze z ostatniej chwili
Nie żyje policjant postrzelony na warszawskiej Pradze

Jak poinformowała TV Republika, ratownikom nie udało się uratować życia rannego w akcji na warszawskiej Pradze policjanta.

REKLAMA

Maria Ochman: Jest kilka powodów kryzysu w służbie zdrowia

– Minister Izabela Leszczyna jak dotąd nie znalazła czasu, by spotkać się ze związkowcami. To z kim ona planuje rozmawiać na temat zmiany ustawy dotyczącej wynagrodzeń? Jeśli nie chce szukać rozwiązania przy stole, a na ulicy, to nie ma problemu. Nie poddamy się bez walki – mówi Maria Ochman, przewodnicząca Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ „Solidarność”, w rozmowie z Marcinem Krzeszowcem. [Wywiad został przeprowadzony przed posiedzeniem Prezydium Zespołu Trójstronnego, które odbyło się 23 października w Ministerstwie Zdrowia, w którym wzięła udział minister Izabela Leszczyna].
Maria Ochman Maria Ochman: Jest kilka powodów kryzysu w służbie zdrowia
Maria Ochman / fot. M. Żegliński

– W ostatnim czasie media obiegły informacje o szpitalach, które zawiesiły prace oddziałów, przesunęły planowane wizyty lub ograniczyły swoje świadczenia. Powód jest jeden – nie otrzymały pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia. Z problemami borykają się szpitale w Żywcu, Koninie, Lubaczowie, Rzeszowie, Busku-Zdroju czy Szamotułach. Kto ponosi winę za ten kryzys?

– Jest kilka powodów tej sytuacji. Pierwszy z nich jest taki, że NFZ zwlekał z zapłaceniem szpitalom za drugi kwartał. Placówki medyczne nie mogą kredytować narodowego płatnika, bo mają zobowiązania w stosunku do pracowników i dostawców. Fundusz mocno opóźniał się z wypłatami, a do tego pojawiły się bulwersujące informacje o pustce w kasie NFZ. Trzeba również zwrócić uwagę na to, że zaczęli odchodzić lekarze. Jeżeli szpitale nie płaciły, to lekarze zaczęli szukać innej pracy, a oddziały trzeba było zamknąć. Stąd problemy.

"Zawsze gdy tylko rząd PO dochodzi do władzy, to mamy kryzys"

– W czasie pandemii wykonywano mniej zabiegów, dzięki czemu NFZ zgromadził duże oszczędności, tzw. fundusz zapasowy. W kolejnych latach szpitale dostawały pieniądze z tej bazy za świadczenia, które były wykonane ponad limit. Teraz jednak pieniądze się skończyły i mamy kryzys. To wersja resortu zdrowia.

– Zawsze gdy tylko rząd Platformy Obywatelskiej dochodzi do władzy, to mamy kryzys. Rzeczywiście były pieniądze „pocovidowe”, ale nie dlatego, że nie wykonywano zabiegów. Przecież szpitale pracowały w trybie pandemicznym i wiele środków było wydawanych. Powstał fundusz covidowy, do którego skierowano środki nie tylko na szczepionki i wyposażenie, ale również na dodatki do wynagrodzeń dla pracowników medycznych, w tym dla salowych, o co walczyła Solidarność.

Oczywiście w czasie pandemii powstał tzw. dług zdrowotny, który polegał na tym, że ludzie przez dwa lata się nie badali i nie chodzili na konsultacje lekarskie. Po niej trzeba było szybko wdrożyć diagnostykę i leczenie pacjentów. Powstał nawet specjalny program diagnostyczny, a szpitale wykonywały wiele świadczeń ponad limit. NFZ to wszystko opłacał, więc nie było hamulców. Być może teraz dyrektorzy pomyśleli, że będzie tak samo, i te wszystkie – co ważne – „nadwykonania” zostaną szybko opłacone.

Zastanawiające jest natomiast, że ani w grudniu zeszłego roku, kiedy powołano nowy rząd, ani w pierwszych miesiącach tego roku, nie mieliśmy alarmujących informacji o jakiejś zapaści finansowej w budżecie NFZ. Te dane zaczęły się pojawiać dopiero wiosną i latem. Dlaczego? Myślę, że były co najmniej dwa powody. Po pierwsze – Ministerstwo Zdrowia chce znaleźć usprawiedliwienie dla wygaszenia przyznanych przez poprzedni rząd podwyżek. Dla minister Leszczyny te podwyżki to przecież samo zło i przyczyna zadłużenia szpitali. Drugim powodem może być szukanie pretekstu do tego, by przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego albo je po prostu sprywatyzować.

– W 2023 roku zadłużenie szpitali wzrosło o 10 procent do 22 miliardów złotych. W tym roku Ministerstwo Zdrowia szacuje, że dług będzie na podobnym poziomie. Czy Pani zdaniem szpitale mogą być rentowne, czy zawsze potrzebna będzie ta kroplówka od państwa?

– To jest bardzo ciekawe pytanie, które postawiłam na ostatnim posiedzeniu Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia. Odkąd rozpoczęła się reforma systemu ubezpieczeń zdrowotnych w 1999 roku, szpitale powiatowe, miejskie, ale także część specjalistycznych zaczęły się dramatycznie zadłużać. Przez ostatnie ćwierćwiecze oddłużenia dokonywano kilkakrotnie. Obecnie do tego celu mają być wykorzystane środki z KPO. Jak ponure memento wraca pytanie, gdzie jest przyczyna takiego stanu rzeczy? Co legło u podstaw tego, że te szpitale ciągle się zadłużają? I to niezależnie, ile razy je oddłużymy, ile nie damy im pieniędzy.

Chcę jednak zwrócić uwagę, że nie wszystkie szpitale są zadłużone. Mamy dzisiaj wiceministra zdrowia, który przez wiele lat kierował placówką szpitalną i miał zawsze wynik na plusie. Ja znam kilku, jeśli nie kilkunastu, dyrektorów, którzy mówią mi: wypłaciliśmy wszystkie wynagrodzenia, daliśmy jeszcze podwyżki pracownikom administracyjno-technicznym i się bilansujemy, jesteśmy na plusie. Zatem jak się chce, to można.

– Z czego wynika ten permanentnie ujemny bilans?

– Oczywiście znowu przyczyn jest kilka. To jest kwestia tego, jakie świadczenia i procedury wykonują szpitale, czy są one lepiej czy gorzej opłacane przez Fundusz. Decyduje ekonomia, choć w ochronie zdrowia nie to powinno być najważniejsze.
Druga kwestia to umiejętności menedźerskie i zawieranie kontraktów z NFZ na świadczone usługi. Dzisiaj Fundusz z wiadomych powodów nie ogłasza konkursów, ale kiedyś można było do nich stawać. Ponadto na dyrektorów placówek niestety bardzo często wybierani są ludzie z lokalnych nominacji politycznych.

Jakby tego było mało, pomiędzy powiatami odbywa się swoista rywalizacja o to, który z nich ma szpital oferujący bogatszą ofertę, który z nich ma lepszych lekarzy, i tak dalej. Jeden starosta powiedział mi tak: „Najniższe wynagrodzenie dla lekarza w moim szpitalu to 60 tysięcy złotych, ale 12 kilometrów dalej jest placówka, gdzie płacą 80 tysięcy, i ten lekarz ode mnie ucieka. Jeśli chcę, żeby został u mnie, to podnoszę stawkę...”. Najwyższy czas przyjrzeć się kwestii umów cywilnoprawnych.

Pracownicy medyczni i pozamedyczni zostali parę lat temu objęci ustawą o sposobie ustalenia najniższego wynagrodzenia. Chodziło o to, żeby pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę nie mogli zarabiać mniej niż określono w ustawie. A co z lekarzami? Niestety płace większości lekarzy wynikają z umów cywilnoprawnych, na które nie mamy wpływu i do których nie mamy absolutnie żadnego wglądu. Dziś 100 tysięcy miesięcznie dla lekarza już nikogo nie bulwersuje i nie dziwi, a rekordzista zarobił w sierpniu ponad 300 tysięcy!

Co dalej? Trzeba doprowadzić do odpowiedniej podaży usług medycznych pod potrzeby zdrowotne na danym terenie. I to nie minister Leszczyna to wymyśliła. Ten temat był wielokrotnie poruszany przez ekspertów w naszej branży. Nie tylko ze względu na zmiany demograficzne – choć na pewno są one kluczowe – ale także z punktu widzenia poprawy jakości świadczonych usług i ich efektywności.
Nie chodzi przy tym o nieprzemyślane likwidowanie oddziałów i szpitali. Gdy słyszę takie głosy ze strony polityków, to staje mi przed oczyma potężny wypadek komunikacyjny, do którego doszło w szczerym polu. Były dziesiątki rannych, a najbliższy szpital, oddalony o zaledwie kilka kilometrów od miejsca tragedii, był spółką prawa handlowego, gdzie nie było szpitalnego oddziału ratunkowego, bo... się nie opłacał! Straszny dramat i bezradność ratowników.

"Lokalne społeczności muszą być przekonane, że proponowane zmiany przyniosą im korzyści"

– Minister Izabela Leszczyna zapewniła niedawno na antenie TVP Info, że „nie ma mowy o likwidacji szpitali”, a „każdy szpital powiatowy zostanie w miejscu, w którym jest”. Jej zdaniem potrzebna jest konsolidacja, a więc przekształcenie oddziałów szpitalnych, by dopasować je do potrzeb pacjentów.

– To jest dokładnie to, o czym Solidarność mówiła od dawna, czyli dostosowanie podaży do potrzeb lokalnych społeczności. Pytanie, czy pani Leszczyna zdaje sobie sprawę, że to wymaga dialogu ze środowiskiem pracowniczym, lekarskim i z politykami. Co zrobimy z personelem, jeśli zamkniemy oddział ginekologiczno-położniczy i w tym miejscu stworzymy geriatrę albo kolejną internę? Co pani minister zrobi z położnymi? Lekarze może znajdą pracę, ale reszta? Muszą powstać jakieś propozycje pakietów pracowniczych. Lokalne społeczności muszą być przekonane, że proponowane zmiany przyniosą im korzyści.

– Minister zdrowia mówiła też o ustawie podnoszącej wynagrodzenia w służbie zdrowia, a właściwie jej nowelizacji z 2022 roku, którą forsował NSZZ „S”. „Ze względu na podwyżki wynagrodzeń w ochronie zdrowia dorzuciliśmy 80 miliardów złotych w ciągu trzech lat. Ta ustawa miała obowiązywać przez trzy lata. Jeśli będzie obowiązywała w niezmienionej formule, to szpitale zawsze będą miały kłopot” – stwierdziła Izabela Leszczyna.

– Pani minister ma rację, że były duże podwyżki w ostatnich latach. Dzięki dialogowi społecznemu z rządem Zjednoczonej Prawicy w Zespole Trójstronnym powstało rozwiązanie ustawowe, na które były wskazane środki finansowe. Niech pani minister nie opowiada głupot, że szpitale nagle zadłużyły się przez podwyżki dla pracowników. Przez całe osiem lat, kiedy rządziła koalicja PO – PSL, nie było ani grosza podwyżek, a szpitale zadłużyły się po kokardę. Wtedy minister Bartosz Arułkowicz mówił do kolegów politycznych: „Zlikwiduj szpital, to dam Ci 200 baniek”. Tak Platforma leczyła służbę zdrowia.

Zadłużenie szpitali nie wzięło się z podwyżek dla pracowników. Takie prymitywne przerzucanie odpowiedzialności na stronę społeczną, żeby ludzie skakali sobie do gardeł, jest bardzo w stylu Platformy. To wmawianie pacjentom: „Patrzcie, musicie czekać dłużej w kolejkach, bo pieniądze na wasze leczenie zjadły podwyżki dla medyków”.

Zaraz minie rok od objęcia rządów przez Platformę, a minister Leszczyna jak dotąd nie znalazła czasu, by spotkać się ani ze związkowcami, ani z Trójstronnym Zespołem ds. Ochrony Zdrowia, ani z Radą Dialogu Społecznego. To z kim ona chce rozmawiać na temat zmiany ustawy dotyczącej wynagrodzeń? Z dyrektorami? Życzę powodzenia, bo wtedy stronie społecznej zostanie tylko jedno narzędzie, czyli protest. Nie możemy zgodzić się na to, że gospodarka będzie się rozwijała, a nasze wynagrodzenia będą stały w miejscu. Jeśli minister Leszczyna nie chce szukać rozwiązania przy stole, a na ulicy, to nie ma problemu. Nie poddamy się bez walki.

– Rząd PO – PSL przez osiem lat nie podniósł wynagrodzeń pracownikom medycznym?

– Od 2007 roku pracownicy służby zdrowia nie dostali ani złotówki podwyżki. Dopiero w 2015 roku „na odchodne” ówczesny minister zdrowia prof. Marian Zembala dał pielęgniarkom premie – cztery razy po 400 złotych. Roszczenia płacowe odżyły wtedy z dużą mocą.
Później w 2016 roku zaczęła powstawać ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia dla pracowników służby zdrowia. Od tego momentu te pieniądze zaczęły w kolejnych latach docierać do personelu. Następnie, w 2021 roku, kiedy skończyła się pandemia, premier Mateusz Morawiecki rozmawiał z nami w ramach Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia. Powiedział wówczas, że jeśli wynegocjujemy porozumienie, to część pieniędzy z tej osławionej „poduszki covidowej” przeznaczy na wzrost wynagrodzeń. I tak się stało.

"Liczy się efektywność, efektywność i jeszcze raz efektywność"

– W tym roku wydatki na ochronę zdrowia mają wynieść prawie 191 miliardów złotych, a w przyszłym roku mają sięgnąć blisko 222 (wzrost o około 16 procent). Te kwoty mogą wydawać się ogromne, ale na tle Europy wypadają chyba dosyć blado?

– Moim zdaniem nie wyglądamy blado. Powtarzam – liczy się efektywność, efektywność i jeszcze raz efektywność: odpowiednie zarządzanie środkami, celowość ich wydawania, uszczelnianie systemu i dopasowanie ich do lokalnych potrzeb.
Wtedy nie będziemy tych pieniędzy marnotrawić. Musimy też w końcu zacząć rozmawiać o wynagrodzeniach lekarzy na umowach cywilnoprawnych i zlikwidowaniu tych kominów płacowych.

– Polska ma otrzymać ponad 17 miliardów złotych z KPO na ochronę zdrowia, z czego 10 miliardów zostanie przeznaczonych na modernizację przeszło 200 szpitali. Nie ma jednak nic za darmo. Jakie reformy musimy przeprowadzić, by otrzymać unijne pieniądze?

– Nie mam pojęcia, bo minister Leszczyna w ogóle nie prowadzi z nami dialogu społecznego, a na spotkania Trójstronnego Zespołu wysyła swoich zastępców, którzy nic nie wiedzą. Nie dostaliśmy nawet do zaopiniowania ustawy o przekształceniu szpitali. Ani Solidarność, ani OPZZ. To jest coś niebywałego! Być może te pieniądze z KPO pójdą na oddłużenie placówek, a warunkiem będzie prywatyzacja szpitali? Może te środki trafią do kieszeni niektórych ugrupowań politycznych, lekarzy bądź firm prowadzących interesy na szpitalach? Będziemy się temu bacznie przyglądali.

– W koalicji rządzącej ciągle trwają dyskusje na temat składki zdrowotnej. Lewica nie zgadza się na jej obniżkę dla przedsiębiorców. „Położymy się Rejtanem w tej sprawie” – zapewniała poseł Anna Maria Żukowska. Jakie zdanie ma w tej sprawie Solidarność?

– Kibicuje w tym wypadku Lewicy, bo nie może być tak, że pracodawcy będą płacić mniej niż pracownicy zatrudnieni na umowach o pracę.

Trzeba zastanowić się również nad inną kwestią. Czy nie prościej byłoby, żeby procedury wysokospecjalistyczne, choroby rzadkie, programy bezpłatnych leków dla seniorów i osób poniżej 18. roku życia oraz ratownictwo medyczne – które i tak powinny być pod nadzorem Ministerstwa Zdrowia – były ponownie finansowane bezpośrednio z budżetu państwa?
Poprzedni rząd przeniósł te zadania na Narodowy Funduszu Zdrowia, ale nie dał na to pieniędzy. Budżet zyskał kilkanaście miliardów oszczędności, ale NFZ otrzymał większy garb do dźwigania.

Maria Ochman

Maria Ochman – w latach 1983–1998 pracowała jako terapeuta w Ośrodku Leczniczo-Rehabilitacyjnym dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących, do Solidarności wstąpiła w 1989 roku, od 2002 roku sprawuje funkcję przewodniczącej Krajowego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ „Solidarność”, od 2015 roku jest członkiem Rady NFZ delegowanym przez reprezentatywne organizacje związkowe.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe