Adrian Wachowiak: Czas oswoić smoka, czyli najlepsze całoroczne życzenia świąteczne

Kiedy byłem smarkaczem wiele tygodni prowadzących do świąt Bożego Narodzenia spędzałem na rozważaniach o tym jak będą wyglądały rodzinne wizyty. A dokładniej rozmyślałem intensywnie o czym będziemy rozmawiać przy świątecznym stole, jakie tematy poruszymy, no i oczywiście o tym w jaki sposób przekonam wszystkich do moich racji. Już mając 10, 11 lat żyłem polityką, oglądałem serwisy informacyjne, czy debaty prezydenckie. Trochę później też programy publicystyczne. Większość kolegów kopała piłkę lub łaziła po drzewach w pobliskim lasku, a ja prowadziłem zażarte dyskusje z Kiślem – pozdrawiam Jarek – na temat kto będzie lepszym prezydentem: Wałęsa czy Mazowiecki. Ludzie, jak my żeśmy się wtedy kłócili. I żeby wszystko było jasne – nie to że byłem jakimś kujonem (w sumie wręcz przeciwnie): też godzinami kopałem piłkę (za co zapłaciłem choćby złamanym obojczykiem), też łaziłem po drzewach, piwnicach i budowałem szałasy z ukradzionych znaków drogowych. Ale oprócz normalnych rzeczy, które robi każdy nastolatek, robiłem też rzeczy nienormalne, bo przecież do takich należy tak mocne zaangażowanie w sprawy polityczne kraju w szczenięcym wieku. Zmiany po 89’ roku miały na mnie ogromny wpływ. Dyskusje mogłem prowadzić równie długo co kopać piłkę…
 Adrian Wachowiak: Czas oswoić smoka, czyli najlepsze całoroczne życzenia świąteczne
/ fot. autor

Kisiel wolał żółwią siłę spokoju, a ja… Wałka. Oczywiście Lechu “bendem prezydentem” Wałęsa był wtedy dla praktycznie wszystkich Polaków nieskazitelny, nikt nie wiedział o jego współpracy z SB. Zresztą, tak na marginesie, układanie się Mazowieckiego z komunistami też nie było powszechnie znane, bo niby skąd? Śmiesznie to wszystko wygląda z perspektywy czasu… Ale cokolwiek by nie powiedzieć o tych naszych rozmowach, przynajmniej je prowadziliśmy. A przecież właśnie o to chodzi – o to żebyśmy ze sobą rozmawiali. Inaczej, bez dialogu, bez możliwości przedstawienia swoich racji, dzielimy się na okopane obozy, skaczemy sobie do gardeł, udając tylko na co dzień, że wszystko jest ok. W szczególności widać to na forum rodzinnym, gdzie staramy się ukryć, że takie czy inne poglądy, tego czy innego członka rodziny nie stanowią problemu. Udajemy że wszystko jest w porządku, ale jak już się spotkamy to nawet o pogodzie pogadać trudno, a atmosfera jest gęsta niczym w angielskim pubie przed wprowadzeniem zakazu palenia.

Ok, wróćmy do tych moich smarkatych marzeń i naiwnych wyobrażeń, do tych planów dotyczących rodzinnych debat, podczas których miażdżę wszystkich swoimi argumentami. Chyba nie muszę Wam mówić, że te wizje rozmów na temat palących, ważnych problemów, czy to społecznych, czy politycznych, nigdy nie zostały zrealizowane? Raz, kto by w ogóle słuchał co do powiedzenia ma taki gówniarz? Pod tym względem w mojej rodzinie od zawsze królowała zasada “dzieci i ryby głosu nie mają”. I dwa, co jest dużo ważniejsze, panowało (i zdaje się panuje nadal) przekonanie, że u cioci na imieninach i/lub przy świątecznym stole o polityce się nie rozmawia. Tak już jest, chyba wszędzie, że za każdym razem gdy ktoś otworzy buzię i powie o dwa słowa za dużo, natychmiast jest uciszany, bo nie wolno “politykować”. Cóż… jedni przypisują te słowa Napoleonowi Bonaparte, inni jego ministrowi Spraw Zagranicznych Talleyrandowi, tak czy siak ten cytat pasuje tu jak ulał: “To więcej niż zbrodnia, to błąd”. Problemem jednak nie jest sam fakt braku rozmowy na tematy polityczne podczas rodzinnych imprez, a brak umiejętności rozmawiania w ogóle. Polityka jest tylko wymówką. W dobie smartfonów, lub jak kto woli w dobie kultury obrazkowej, umiejętność prowadzenia dialogu stała się wręcz elitarna (w sensie liczby ludzi, którzy sztukę konwersacji praktykują). Ale zanim przejdę do tytułowych życzeń, zastanówmy się, czy może są jakieś inne powody, dla których jakikolwiek wtręt polityczny w rodzinnym gronie kończy się prewencyjnym spałowaniem, że się wyrażę obrazowo.

Zatrzymajmy się na chwilę i spróbujmy odpowiedzieć na pytanie skąd w ogóle ta niechęć się bierze. Po pierwsze: “przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka”. W czasach Polski Ludowej jednym z nieodzownych atrybutów funkcjonowania w “najweselszym baraku komunistycznym” była autocenzura. Mówiąc wprost: ludzie bali się, że władza ich podsłuchiwała, więc rozpolitykowane rozmowy prowadzili nieliczni. Jak do tego dodać szerszy kontekst historyczny – okres zaborów i niemiecką okupację, to trudno się dziwić, że przeciętni Kowalscy omijali tematy, których poruszanie mogło im potencjalnie zaszkodzić, czy wręcz sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. Po drugie, co z kolei dotyczy najnowszej historii Polski po 1989 roku, lewicowa część Solidarności, która przy Okrągłym Stole dogadała się z komunistami, określiła się mianem nowej elity i skutecznie zmonopolizowała dialog społeczny w taki sposób, że każde zdanie odmienne było nazywane “oszołomstwem”. I wreszcie po trzecie, najbardziej współczesne: “nie róbmy polityki, budujmy stadiony”. Zawołanie Platformy, którego twarzą stał się Donald Tusk stało się symbolem “polityki ciepłej wody w kranie”, czy sprowadzania zarządzania krajem do zaspokajania potrzeb materialnych, gdzie na jakąkolwiek większą ideę czy wizję miejsca było brak. Ale zostawmy to. Wspomniałem o polityce, bo raz, nie da się od niej uciec, a dwa (o czym już wyżej pisałem) jest ona tylko wymówką, której używamy, żeby ze sobą w ogóle nie rozmawiać. Zanim ktoś zaprzeczy, umówmy się, że “dyskusje” o pogodzie rozmową nazwać trudno. Chodzi mi tutaj o coś całkiem innego, dużo ważniejszego. Coś co powoduje duże kłopoty i niekiedy śmiertelne zagrożenie.

Chyba nikogo przekonywać nie trzeba, że bez skutecznej komunikacji problemów rozwiązać się nie da. A życie to pasmo problemów i ich rozwiązywanie stanowi nieodłączną jego część. Jak mamy je rozwiązywać skoro ze sobą nie rozmawiamy? Niestety jest tak, że większość z nas woli “zamiatanie pod dywan” i święty spokój. Zamiast trudnych pytań i niewygodnych odpowiedzi wybieramy trzymanie buzi na kłódkę bądź inne uniki. Dlatego potrafimy milczeć latami (nawet pomimo regularnych kontaktów). Mówimy do siebie, ale nie rozmawiamy. Żyjemy obok siebie i oszukujemy się nawzajem, że wszystko jest w najlepszym porządku, podczas gdy świat wokół się rozpada. Uczymy się omijać trudne rozmowy i z biegiem lat stajemy się w tym mistrzami świata. Rekordziści i szczęściarze potrafią przemilczeć tak całe życie. Innych powstałe w ten sposób problemy zjadają żywcem. Być może po prostu brakuje nam odwagi lub chęci, by powiedzieć drugiemu człowiekowi co myślimy i czujemy? Być może uważamy, że to i tak nic nie zmieni, a sprawy tylko się pogorszą? Każdy ma swoją odpowiedź. I tak kawałek po kawałku małe problemy, często wręcz żałośnie śmieszne, rozmowy których unikamy i niewypowiedziane słowa tworzą sytuację, w której stajemy się przepełnieni żalem i goryczą. Bo nierozwiązane problemy rosną i wypełniają nam życie. Brzmi znajomo, nieprawdaż?

Kapitalny przykład, by zobrazować ten schemat, który w mniejszym lub większym stopniu dotyczy każdego z nas, opisał Jordan Peterson w swoim bestsellerze “12 zasad życiowych”. Peterson przytacza książeczkę dla dzieci autorstwa Jacka Kenta “There’s no such thing as a dragon” (“Nie ma czegoś takiego jak smok” – tłum. AW). Opowiada ona o małym chłopcu o imieniu Billy, któremu mama nie wierzy, że w jego pokoju jest smok. Ale on istnieje naprawdę i zjada chłopcu naleśniki. Za każdym razem kiedy mama nie daje wiary w istnienie smoka, on staje się większy. Rośnie i wypełnia dom. Aż w końcu staje się na tyle duży, że przejmuje kontrolę nad nim i jego mieszkańcami.

Ta historia ma wymiar symboliczny. Okłamujemy siebie i innych, że smok nie istnieje. A on żywi się tymi zamiecionymi pod dywan kłopotami, zranionymi uczuciami, żalami i niewypowiedzianymi słowami. I rośnie. Za każdym razem, gdy omijamy problem, czyli oszukujemy siebie i innych, że smok nie istnieje, gdy dla świętego spokoju zaciskamy usta i unikamy rozmowy, której i tak uniknąć się nie da, nasz smok staje się coraz większy. Aż któregoś dnia przejmuje kontrolę nad naszym życiem. Nie ma od niego ucieczki, bo życie bez problemów nie istnieje. Ale z czasem walka z nim staje się bardzo trudna, często niemożliwa. Bo nakarmiony naszym tchórzostwem i wygodnictwem smok staje się silniejszy od nas i zaczyna sterować naszym życiem. Mieliśmy szansę poradzić sobie z problemem, gdy ten był mały – mogliśmy oswoić tego smoka zanim urósł. Ale z jakiegoś powodu uznaliśmy, że jak kogoś lub coś zignorujemy, to ten ktoś lub coś zniknie. Błąd, który popełniają praktycznie wszyscy (ja np. do dziś nie mówiłem nikomu o moich dziecięcych fantazjach, w których cała rodzina rozmawia nie tylko o pogodzie). Błąd, który rodzi rozgoryczenie i żal. Błąd, dzięki któremu żywimy urazę i stajemy się samotni (także wśród ludzi, często najbliższych). Błąd, który prowadzi nas ku rozpaczy, beznadziei i desperacji. Wreszcie błąd, który powoduje zazdrość, frustrację, nienawiść i potworne znudzenie. Czas oswoić tego smoka, zaakceptować jego istnienie. Czas zacząć z nim rozmawiać.

Wiem, że zdecydowana większość z nas, delikatnie mówiąc, nie przepada za konfrontacją. Poza psychopatami nikt nie lubi się kłócić. Ale przecież różnicy zdań nie da się z życia codziennego wyrugować. Właśnie dlatego używamy dywanu, gdzie zamiatamy pożywienie dla smoka, co nie tylko nie rozwiązuje problemów, a jedynie odciąga w czasie ich bolesną egzekucję. Ciężko nam przychodzi rozmowa o naszych uczuciach (wszystko jedno czy to pozytywnych, czy negatywnych), o naszych skrytych pragnieniach, marzeniach, ale także żalach, urazach i pretensjach. Dlatego po mistrzowsku opanowaliśmy sztukę unikania. Ale dlatego właśnie proponuję, żebyśmy wszyscy w te święta odłożyli telefony, wyłączyli telewizory i po prostu pogadali. I nie chodzi wcale o słodkie pitu-pitu, bo są święta i nie wypada mówić rzeczy, które zrodzą nieprzyjemną sytuację. Jest dokładnie odwrotnie: święta są kapitalnym czasem na takie rodzinne dyskusje i rozmowy o sprawach, o których na co dzień pamiętać nie chcemy, mimo tego że gryzą nas niemiłosiernie. Czy w Wigilię kiedy dzielimy się opłatkiem nie powinniśmy przepraszać za nasze błędy i wybaczać urazy? Czy to nie jest ten moment, w którym powinniśmy się pokusić o szczerość i powiedzieć co nam “leży na wątrobie”? Nie trzeba zaraz krzyczeć i przeklinać. Wystarczy wyciągnąć rękę do drugiego człowieka i postarać się naprawić zepsute relacje. Wystarczy pogadać. Ale tak szczerze, od serca. Tak, zdaję sobie sprawę jakie to trudne. Ale oddałbym wszystkie prezenty za tę możliwość. Czy się uda? Nie wiem. Ale wiem za to, że próbować trzeba, nawet wówczas gdy nie ma szans na powodzenie, jak mawiał Michał Anioł.

“W każdym człowieku jest przepaść, którą można wypełnić jedynie Bogiem” – stwierdził dawno temu Pascal. Dlatego razem z Rodziną składam Wam życzenia wesołych, radosnych i przede wszystkim zdrowych świąt Bożego Narodzenia. Jezus Chrystus urodził się w Betlejem. Już czas, by narodził się w naszych sercach.

Adrian Wachowiak


 

POLECANE
Bruksela: KE zaproponowała zakaz importu gazu z Rosji ze skutkiem natychmiastowym z ostatniej chwili
Bruksela: KE zaproponowała zakaz importu gazu z Rosji ze skutkiem natychmiastowym

Komisja Europejska przedstawiła we wtorek projekt rozporządzenia, na mocy którego 1 stycznia 2026 r. wejdzie w życie ze skutkiem natychmiastowym zakaz importu do UE rosyjskiego gazu, także LNG. Wyjątkiem od zakazu objęci mają być sygnatariusze umów długoterminowych oraz kraje otoczone lądem.

Berlin w ogniu. Lewicowi ekstremiści przyznali się do podpaleń z ostatniej chwili
Berlin w ogniu. Lewicowi ekstremiści przyznali się do podpaleń

Berlin stał się w ostatnich dniach sceną serii brutalnych ataków wymierzonych w globalne korporacje. Anonimowa grupa lewicowych ekstremistów podpaliła niemal 40 samochodów należących do Amazon i Deutsche Telekom. Sprawcy tłumaczą swoje działania "antymilitarystycznym sprzeciwem" wobec domniemanej współpracy firm z izraelskimi służbami.

Ekshumacje ofiar Rzezi Wołyńskiej w Ugłach. Dlaczego nie rozpoczęto prac? Wiadomości
Ekshumacje ofiar Rzezi Wołyńskiej w Ugłach. "Dlaczego nie rozpoczęto prac?"

Jak podaje portal Wirtualna Polska, pomimo uzyskania zgody ze strony Ukrainy na ekshumacje ofiar Rzezi Wołyńskiej w Ugłach, prace nie zostały rozpoczęte.

Zbigniew Ziobro: Dziś Karol Nawrocki to dla Niemiec wróg numer jeden Wiadomości
Zbigniew Ziobro: Dziś Karol Nawrocki to dla Niemiec wróg numer jeden

''Dziś Karol Nawrocki to dla Niemiec wróg numer jeden'' – stwierdził poseł Zbigniew Ziobro. Przypomniał też o roli polskiego przywódcy ws. ustanawiania traktatów unijnych.

Wielki dziki kot. Trwają poszukiwania groźnego zwierzęcia [WIDEO] z ostatniej chwili
"Wielki dziki kot". Trwają poszukiwania groźnego zwierzęcia [WIDEO]

Trwają poszukiwania wielkiego dzikiego kota, którego widziano nieopodal Lipska. Prawdopodobnie chodzi o pumę, choć pewności nie ma. Władze apelują, by zachować ostrożność.

Ukraińcy nie chcą zostawać w Polsce. Przeszkadza im brak akceptacji Wiadomości
Ukraińcy nie chcą zostawać w Polsce. Przeszkadza im "brak akceptacji"

Autorzy raportu Gremi Personal przepytali 1560 Ukraińców z największych miast w Polsce (Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Gdańska, Poznania, Łodzi i Szczecina) o ich dalsze plany. Odpowiedzi wskazują, że 13,2 proc. łączy swoją przyszłość z Polską i ma zamiar zostać tutaj na stałe.

Nitras wolałby zapomnieć o wpisie nt. Kubicy. Obajtek mu przypomniał Wiadomości
Nitras wolałby zapomnieć o wpisie nt. Kubicy. Obajtek mu przypomniał

Sławomir Nitras prawdopodobnie żałuje dziś wpisu na platformie X z marca 2021 r. Drwił wówczas z polskiego mistrza Roberta Kubicy. Teraz, po gigantycznym sukcesie kierowcy, europoseł Daniel Obajtek przypomina obecnemu ministrowi sportu tamte słowa z odpowiednim komentarzem. 

KPRM Tuska paraliżuje śledztwo ws. Gonzaleza/Rubcowa Wiadomości
KPRM Tuska paraliżuje śledztwo ws. Gonzaleza/Rubcowa

Według doniesień "Rzeczpospolitej" trwa spór między Kancelarią Premiera, a sądem okręgowym w Warszawie ws. tajnych dokumentów dotyczących Pablo Gonzaleza vel Rubcowa.

Politycy EPL mają naciskać na wymianę Tuska z ostatniej chwili
Politycy EPL mają naciskać na wymianę Tuska

"Plotki sugerują, że wpływowi polscy eurodeputowani z Europejskiej Partii Ludowej (EPL) naciskają na przewodniczącego EPL Manfreda Webera, aby rozważył zastąpienie Tuska, jeśli frakcja ma nadzieję utrzymać swoje wpływy w Polsce" – donosi serwis "The European Conservative". 

Los Angeles płonie... z korzyścią dla prawie wszystkich tylko u nas
Los Angeles płonie... z korzyścią dla prawie wszystkich

Los Angeles znów "płonie" - krzyczą nagłówki na portalach. To drugie co do wielkości miasto USA często płonie. Jeśli nie jest to pożar całych dzielnic (np. przed kilkoma miesiącami) z przyczyn naturalnych, to palą się samochody i sklepy. Tak było w roku 2020, w trakcie zamieszek po śmierci George'a Floyda. I tak jest znów dziś.

REKLAMA

Adrian Wachowiak: Czas oswoić smoka, czyli najlepsze całoroczne życzenia świąteczne

Kiedy byłem smarkaczem wiele tygodni prowadzących do świąt Bożego Narodzenia spędzałem na rozważaniach o tym jak będą wyglądały rodzinne wizyty. A dokładniej rozmyślałem intensywnie o czym będziemy rozmawiać przy świątecznym stole, jakie tematy poruszymy, no i oczywiście o tym w jaki sposób przekonam wszystkich do moich racji. Już mając 10, 11 lat żyłem polityką, oglądałem serwisy informacyjne, czy debaty prezydenckie. Trochę później też programy publicystyczne. Większość kolegów kopała piłkę lub łaziła po drzewach w pobliskim lasku, a ja prowadziłem zażarte dyskusje z Kiślem – pozdrawiam Jarek – na temat kto będzie lepszym prezydentem: Wałęsa czy Mazowiecki. Ludzie, jak my żeśmy się wtedy kłócili. I żeby wszystko było jasne – nie to że byłem jakimś kujonem (w sumie wręcz przeciwnie): też godzinami kopałem piłkę (za co zapłaciłem choćby złamanym obojczykiem), też łaziłem po drzewach, piwnicach i budowałem szałasy z ukradzionych znaków drogowych. Ale oprócz normalnych rzeczy, które robi każdy nastolatek, robiłem też rzeczy nienormalne, bo przecież do takich należy tak mocne zaangażowanie w sprawy polityczne kraju w szczenięcym wieku. Zmiany po 89’ roku miały na mnie ogromny wpływ. Dyskusje mogłem prowadzić równie długo co kopać piłkę…
 Adrian Wachowiak: Czas oswoić smoka, czyli najlepsze całoroczne życzenia świąteczne
/ fot. autor

Kisiel wolał żółwią siłę spokoju, a ja… Wałka. Oczywiście Lechu “bendem prezydentem” Wałęsa był wtedy dla praktycznie wszystkich Polaków nieskazitelny, nikt nie wiedział o jego współpracy z SB. Zresztą, tak na marginesie, układanie się Mazowieckiego z komunistami też nie było powszechnie znane, bo niby skąd? Śmiesznie to wszystko wygląda z perspektywy czasu… Ale cokolwiek by nie powiedzieć o tych naszych rozmowach, przynajmniej je prowadziliśmy. A przecież właśnie o to chodzi – o to żebyśmy ze sobą rozmawiali. Inaczej, bez dialogu, bez możliwości przedstawienia swoich racji, dzielimy się na okopane obozy, skaczemy sobie do gardeł, udając tylko na co dzień, że wszystko jest ok. W szczególności widać to na forum rodzinnym, gdzie staramy się ukryć, że takie czy inne poglądy, tego czy innego członka rodziny nie stanowią problemu. Udajemy że wszystko jest w porządku, ale jak już się spotkamy to nawet o pogodzie pogadać trudno, a atmosfera jest gęsta niczym w angielskim pubie przed wprowadzeniem zakazu palenia.

Ok, wróćmy do tych moich smarkatych marzeń i naiwnych wyobrażeń, do tych planów dotyczących rodzinnych debat, podczas których miażdżę wszystkich swoimi argumentami. Chyba nie muszę Wam mówić, że te wizje rozmów na temat palących, ważnych problemów, czy to społecznych, czy politycznych, nigdy nie zostały zrealizowane? Raz, kto by w ogóle słuchał co do powiedzenia ma taki gówniarz? Pod tym względem w mojej rodzinie od zawsze królowała zasada “dzieci i ryby głosu nie mają”. I dwa, co jest dużo ważniejsze, panowało (i zdaje się panuje nadal) przekonanie, że u cioci na imieninach i/lub przy świątecznym stole o polityce się nie rozmawia. Tak już jest, chyba wszędzie, że za każdym razem gdy ktoś otworzy buzię i powie o dwa słowa za dużo, natychmiast jest uciszany, bo nie wolno “politykować”. Cóż… jedni przypisują te słowa Napoleonowi Bonaparte, inni jego ministrowi Spraw Zagranicznych Talleyrandowi, tak czy siak ten cytat pasuje tu jak ulał: “To więcej niż zbrodnia, to błąd”. Problemem jednak nie jest sam fakt braku rozmowy na tematy polityczne podczas rodzinnych imprez, a brak umiejętności rozmawiania w ogóle. Polityka jest tylko wymówką. W dobie smartfonów, lub jak kto woli w dobie kultury obrazkowej, umiejętność prowadzenia dialogu stała się wręcz elitarna (w sensie liczby ludzi, którzy sztukę konwersacji praktykują). Ale zanim przejdę do tytułowych życzeń, zastanówmy się, czy może są jakieś inne powody, dla których jakikolwiek wtręt polityczny w rodzinnym gronie kończy się prewencyjnym spałowaniem, że się wyrażę obrazowo.

Zatrzymajmy się na chwilę i spróbujmy odpowiedzieć na pytanie skąd w ogóle ta niechęć się bierze. Po pierwsze: “przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka”. W czasach Polski Ludowej jednym z nieodzownych atrybutów funkcjonowania w “najweselszym baraku komunistycznym” była autocenzura. Mówiąc wprost: ludzie bali się, że władza ich podsłuchiwała, więc rozpolitykowane rozmowy prowadzili nieliczni. Jak do tego dodać szerszy kontekst historyczny – okres zaborów i niemiecką okupację, to trudno się dziwić, że przeciętni Kowalscy omijali tematy, których poruszanie mogło im potencjalnie zaszkodzić, czy wręcz sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. Po drugie, co z kolei dotyczy najnowszej historii Polski po 1989 roku, lewicowa część Solidarności, która przy Okrągłym Stole dogadała się z komunistami, określiła się mianem nowej elity i skutecznie zmonopolizowała dialog społeczny w taki sposób, że każde zdanie odmienne było nazywane “oszołomstwem”. I wreszcie po trzecie, najbardziej współczesne: “nie róbmy polityki, budujmy stadiony”. Zawołanie Platformy, którego twarzą stał się Donald Tusk stało się symbolem “polityki ciepłej wody w kranie”, czy sprowadzania zarządzania krajem do zaspokajania potrzeb materialnych, gdzie na jakąkolwiek większą ideę czy wizję miejsca było brak. Ale zostawmy to. Wspomniałem o polityce, bo raz, nie da się od niej uciec, a dwa (o czym już wyżej pisałem) jest ona tylko wymówką, której używamy, żeby ze sobą w ogóle nie rozmawiać. Zanim ktoś zaprzeczy, umówmy się, że “dyskusje” o pogodzie rozmową nazwać trudno. Chodzi mi tutaj o coś całkiem innego, dużo ważniejszego. Coś co powoduje duże kłopoty i niekiedy śmiertelne zagrożenie.

Chyba nikogo przekonywać nie trzeba, że bez skutecznej komunikacji problemów rozwiązać się nie da. A życie to pasmo problemów i ich rozwiązywanie stanowi nieodłączną jego część. Jak mamy je rozwiązywać skoro ze sobą nie rozmawiamy? Niestety jest tak, że większość z nas woli “zamiatanie pod dywan” i święty spokój. Zamiast trudnych pytań i niewygodnych odpowiedzi wybieramy trzymanie buzi na kłódkę bądź inne uniki. Dlatego potrafimy milczeć latami (nawet pomimo regularnych kontaktów). Mówimy do siebie, ale nie rozmawiamy. Żyjemy obok siebie i oszukujemy się nawzajem, że wszystko jest w najlepszym porządku, podczas gdy świat wokół się rozpada. Uczymy się omijać trudne rozmowy i z biegiem lat stajemy się w tym mistrzami świata. Rekordziści i szczęściarze potrafią przemilczeć tak całe życie. Innych powstałe w ten sposób problemy zjadają żywcem. Być może po prostu brakuje nam odwagi lub chęci, by powiedzieć drugiemu człowiekowi co myślimy i czujemy? Być może uważamy, że to i tak nic nie zmieni, a sprawy tylko się pogorszą? Każdy ma swoją odpowiedź. I tak kawałek po kawałku małe problemy, często wręcz żałośnie śmieszne, rozmowy których unikamy i niewypowiedziane słowa tworzą sytuację, w której stajemy się przepełnieni żalem i goryczą. Bo nierozwiązane problemy rosną i wypełniają nam życie. Brzmi znajomo, nieprawdaż?

Kapitalny przykład, by zobrazować ten schemat, który w mniejszym lub większym stopniu dotyczy każdego z nas, opisał Jordan Peterson w swoim bestsellerze “12 zasad życiowych”. Peterson przytacza książeczkę dla dzieci autorstwa Jacka Kenta “There’s no such thing as a dragon” (“Nie ma czegoś takiego jak smok” – tłum. AW). Opowiada ona o małym chłopcu o imieniu Billy, któremu mama nie wierzy, że w jego pokoju jest smok. Ale on istnieje naprawdę i zjada chłopcu naleśniki. Za każdym razem kiedy mama nie daje wiary w istnienie smoka, on staje się większy. Rośnie i wypełnia dom. Aż w końcu staje się na tyle duży, że przejmuje kontrolę nad nim i jego mieszkańcami.

Ta historia ma wymiar symboliczny. Okłamujemy siebie i innych, że smok nie istnieje. A on żywi się tymi zamiecionymi pod dywan kłopotami, zranionymi uczuciami, żalami i niewypowiedzianymi słowami. I rośnie. Za każdym razem, gdy omijamy problem, czyli oszukujemy siebie i innych, że smok nie istnieje, gdy dla świętego spokoju zaciskamy usta i unikamy rozmowy, której i tak uniknąć się nie da, nasz smok staje się coraz większy. Aż któregoś dnia przejmuje kontrolę nad naszym życiem. Nie ma od niego ucieczki, bo życie bez problemów nie istnieje. Ale z czasem walka z nim staje się bardzo trudna, często niemożliwa. Bo nakarmiony naszym tchórzostwem i wygodnictwem smok staje się silniejszy od nas i zaczyna sterować naszym życiem. Mieliśmy szansę poradzić sobie z problemem, gdy ten był mały – mogliśmy oswoić tego smoka zanim urósł. Ale z jakiegoś powodu uznaliśmy, że jak kogoś lub coś zignorujemy, to ten ktoś lub coś zniknie. Błąd, który popełniają praktycznie wszyscy (ja np. do dziś nie mówiłem nikomu o moich dziecięcych fantazjach, w których cała rodzina rozmawia nie tylko o pogodzie). Błąd, który rodzi rozgoryczenie i żal. Błąd, dzięki któremu żywimy urazę i stajemy się samotni (także wśród ludzi, często najbliższych). Błąd, który prowadzi nas ku rozpaczy, beznadziei i desperacji. Wreszcie błąd, który powoduje zazdrość, frustrację, nienawiść i potworne znudzenie. Czas oswoić tego smoka, zaakceptować jego istnienie. Czas zacząć z nim rozmawiać.

Wiem, że zdecydowana większość z nas, delikatnie mówiąc, nie przepada za konfrontacją. Poza psychopatami nikt nie lubi się kłócić. Ale przecież różnicy zdań nie da się z życia codziennego wyrugować. Właśnie dlatego używamy dywanu, gdzie zamiatamy pożywienie dla smoka, co nie tylko nie rozwiązuje problemów, a jedynie odciąga w czasie ich bolesną egzekucję. Ciężko nam przychodzi rozmowa o naszych uczuciach (wszystko jedno czy to pozytywnych, czy negatywnych), o naszych skrytych pragnieniach, marzeniach, ale także żalach, urazach i pretensjach. Dlatego po mistrzowsku opanowaliśmy sztukę unikania. Ale dlatego właśnie proponuję, żebyśmy wszyscy w te święta odłożyli telefony, wyłączyli telewizory i po prostu pogadali. I nie chodzi wcale o słodkie pitu-pitu, bo są święta i nie wypada mówić rzeczy, które zrodzą nieprzyjemną sytuację. Jest dokładnie odwrotnie: święta są kapitalnym czasem na takie rodzinne dyskusje i rozmowy o sprawach, o których na co dzień pamiętać nie chcemy, mimo tego że gryzą nas niemiłosiernie. Czy w Wigilię kiedy dzielimy się opłatkiem nie powinniśmy przepraszać za nasze błędy i wybaczać urazy? Czy to nie jest ten moment, w którym powinniśmy się pokusić o szczerość i powiedzieć co nam “leży na wątrobie”? Nie trzeba zaraz krzyczeć i przeklinać. Wystarczy wyciągnąć rękę do drugiego człowieka i postarać się naprawić zepsute relacje. Wystarczy pogadać. Ale tak szczerze, od serca. Tak, zdaję sobie sprawę jakie to trudne. Ale oddałbym wszystkie prezenty za tę możliwość. Czy się uda? Nie wiem. Ale wiem za to, że próbować trzeba, nawet wówczas gdy nie ma szans na powodzenie, jak mawiał Michał Anioł.

“W każdym człowieku jest przepaść, którą można wypełnić jedynie Bogiem” – stwierdził dawno temu Pascal. Dlatego razem z Rodziną składam Wam życzenia wesołych, radosnych i przede wszystkim zdrowych świąt Bożego Narodzenia. Jezus Chrystus urodził się w Betlejem. Już czas, by narodził się w naszych sercach.

Adrian Wachowiak



 

Polecane
Emerytury
Stażowe