[Tylko u nas] dr Piotr Łysakowski: Polsko-niemieckie obrazki. Tak było

Po raz kolejny piszę o tym co widziałem i co w jakiś sposób rzutuje na nasze dzisiaj – nie o sobie.
 [Tylko u nas] dr Piotr Łysakowski: Polsko-niemieckie obrazki. Tak było
/ grafika modyfikowana

Po raz kolejny piszę o tym co widziałem i co w jakiś sposób rzutuje na nasze dzisiaj – nie o sobie.

 

Pierwsza poważna impreza jaką prowadzimy w ramach Polsko Niemieckiej Współpracy Młodzieży to oprawa wizyty Helmuta Kohla w Polsce (nie pamiętam dokładnie roku – było to na pewno do połowy lat 90/tych ubiegłego wieku) – jej kumulacją jest spotkanie Kanclerza z młodymi ludźmi z obu krajów na terenie Uniwersytety Jagiellońskiego (Collegium Novum – tam gdzie w 1939 roku aresztowano Profesorów później wywiezionych do Sachsenhausen) – nie pamiętam wiele z tego spotkania – było dość „matowe” jak i cały Kanclerz, który będąc interesującym i odważnym politykiem był całkowicie „wyprany” z jakiejkolwiek charyzmy. To co zapadło mi w pamięci to: siedzący za Helmutem Kohlem gość zwany w slangu służb chroniących ViP/ów „kulochwytem” równie duży (a nawet większy) jak osoba chroniona i na dodatek jeszcze ubrany w kamizelkę kuloodporną oraz fakt wzmocnienia fotela na którym siedział gość specjalnymi metalowymi „zastrzałami”, by siedzisko wytrzymało Jego ciężar i biegający we wszystkie możliwe strony, wyraźnie nadaktywny funkcjonariusz BOR/u. Później rozpoznałem go jako jedynego skazanego za zaniedbania w organizacji lotu do Smoleńska – doszedł (a właściwie dobiegł) do rangi generała. Nie mogłem się tez oprzeć (to uwaga na marginesie) wrażeniu, że mój niemiecki szef zachowywał się jak na „człowieka zachodu” nieco zbyt nerwowo (z jednej strony rozumiem napięcie, z drugiej przypominało mi to żywo czasy komunistyczne) spodziewałem się od faceta z klasą (a taki był) więcej luzu i dystansu do samej wizyty jak i naszej działalności przy tejże – przedsięwzięcie (jak to w takich przypadkach) skoro już wystartowało musiało się przecież udać.

 

2001 rocznica polsko – niemieckiego układu o „...Dobrym Sąsiedztwie...” i przy okazji powstania „mojej firmy” - organizujemy w Słubicach i Frankfurcie nad Odrą uroczystości. Będą w nich uczestniczyli Premier RP i niemiecki Kanclerz. Pojawia się istotna kwestia – zadzwoniła do „firmy” Pani - ma chorego na białaczkę synka (o ile pamiętam miała jeszcze jedno dziecko) wychowuje Go sama. Chłopczyk jest w CZD potrzebuje pilnie pomocy (szpik) czy możemy w jakikolwiek Jej (a właściwie Dzieciaczkowi) pomóc. Myślimy z Kolegami – jest pomysł – postaramy się zorganizować w czasie wspomnianej wyżej uroczystości koncert (gwiazdy – jakie jeszcze nie wiadomo) połączony ze „zbiórką” szpiku dla malca. W tzw międzyczasie zawozimy Chłopaczkowi mały telewizor jakieś potrzebne rzeczy, staramy się pomóc na tyle na ile możemy. Chęć (czy może lepiej gotowość) udziału w koncercie zadeklarował Pan Stanisław Soyka i Myslowitz – zrobią to za darmo, nie ma problemu godzą się od razu – są wspaniali. Trzeba tylko zapewnić „bezkolizyjny” przejazd przez granicę. Dzięki staraniom w polskiej Straży Granicznej i Bundesgrenzschutz sprawa jest błyskawicznie (dziś jeszcze raz serdecznie za to dziękuję) załatwiona. Potrzebujemy jeszcze wsparcia medialnego – przedsięwzięcie musi być nagłośnione, by miało sens. Zwracamy się do największej wówczas gazety pisząc osobiście do jej redaktora naczelnego – 0 odpowiedzi, 0 reakcji. Później (już trakcie imprezy) na pytanie „dlaczego !?” usłyszałem, że temat nie jest „...nośny...”. Ta sama gazeta później mocno (i bardzo bobrze) angażowała się w podobną akcję zbiórki szpiku dla umierającej znanej polskiej siatkarki. Zwracamy się także do fundacji ówczesnej „Pierwszej Damy” i tu o dziwo, bez szczególnych problemów, otrzymujemy pomoc. Pozostaje jeszcze jedno – rozmawiam telefonicznie z gościem prowadzącym wielkie zbiórki finansowe dla chorych, starych, dzieci, szpitali. Oda razu i na wstępie tłumaczę, że nie chcemy kasy, jesteśmy instytucją państwową, chcemy tylko prosić o nagłośnienie kwestii (jego nazwisko może pomóc). Na „dzień dobry” słyszę, że „...Niemcy to...............y” powoli tłumaczę raz jeszcze, że sprawa ważna bo „...chore dziecko...bo przecież trzeba pomóc i nieludzkie byłoby zostawienie malca samemu sobie...”. W końcu daje się udobruchać i obiecuje pomoc. Słabo to wyszło ostatecznie nie pomógł tam gdzie było to najpotrzebniejsze. Niezależnie od powyższego koncert się odbył (pomagały przy nim jeszcze dwie fundacje – jedna polska jedna niemiecka) szpik zebrano – los dopisał jednak do całej historii dramatyczny finał - chłopaczek niestety umarł w dniu imprezy. Przy okazji organizowania tego przedsięwzięcia zdarzyła się jeszcze jedna (zupełnie) dramatyczna sytuacja – otóż ni z tego ni z owego pojawiła się na miejscu grupa „aktywistów” ze znanej organizacji tropiącej „polski faszyzm”. Szykowali się do zakłócenia „imprezy” przyczyną był występ jednego z zaproszonych gości, który został zdefiniowany jako faszysta (właśnie) z tego powodu, że kilka tygodni wcześniej występował w Poznaniu i śpiewał dla „konserwatystów”. Sprawę udało się „załatwić” - po prostu zakomunikowałem im, że jeśli przeszkodzą to ich po prostu „...zniszczę...” (artykułowałem to nieco inaczej – ale ostatecznie zrozumieli, że życie dziecka jest ważniejsze od...tropienia faszystów tam gdzie ich w rzeczywistości nie ma bo i nigdy nie było).

 

Jeżdżę od 2 godzin po Gdańsku samochodem z fajnym gościem (senator) – wydał właśnie (po niemiecku) album o mieście – ja po jakimś wykładzie dotyczącym wymian młodzieży jadę do TVP Gdańsk, on też miał tam jakiś występ zabrałem więc ze sobą. Rozmowa wartka, miła opowiada o mieście, o sobie, o tym jak gra w piłkę (tu możemy się łatwo porozumieć), wszystko z pewnym dystansem do siebie, sporą autoironią. Że słaby, że chciałby lepiej, ale to i tak fajne – bo w grupie i z przyjaciółmi no i przecież to relaks. Wspomina o grze z Marszałkiem Sejmu (też z Gdańska) śmieje się z „borowików” (dzisiaj to się już inaczej nazywa), którzy kompletnie nie „pothafią”, ale muszą, a poza tym „służba nie dhużba”. Tak sobie gadamy, w końcu mówi (cytat prawie wierny – pamiętam do dziś) „...wie Pan co ja to nie lubię specjalnie pracować, przemęczać się...najfajniej jest oglądać mecze w telewizji, samemu pograć no i w tym pierwszym przypadku wypić jakieś winko...”. Potem przypomniałem sobie (boleśnie) to co mówił jako obywatel rządzonego przez niego państwa. Przy okazji obiecał, że będzie wspierał wszystkie działania mające na celu wzmocnienie wymiany (i polityki) młodzieżowej. Gdy zwrócono się do niego w tej sprawie parę miesięcy później odpowiedział (wg zaprzyjaźnionego Księdza, który go o to – między innymi w moim imieniu - prosił), że generalnie to go zupełnie nie interesuje.

 

Kończy się pionierska praca w „Jugendwerku” z jednej strony żałuję bo było fajnie, z drugiej przestałem się rozwijać – trzeba czegoś nowego. Jako, że „nic nowego” nie ma nieprzekonany do końca zgłaszam swoją kandydaturę na następną kadencję. Później okazało się, że urzędująca Pani Minister „...zakazała wspierania twojej kandydatury...” i (na dodatek) „...nienawidziła Pana...” (cytaty wierne – działaczka młodzieżówki SLD i urzędników ministerstwa, w którym później miałem okazję pracować) – pisałem już zresztą o tym w „poprzednich obrazkach” ale warto o tym dzisiaj przypominać. Do dziś nie bardzo kumam skąd ta „nienawiść” (do mnie) bo wspomnianej Pani Minister nie znałem i w zasadzie miałem tylko jedną okazję, by z nią rozmawiać. Mogę się tylko domyślać kto, co i dlaczego – dziś nie ma to zresztą jakiegokolwiek znaczenia. Wspominam też o tym z tego prostego powodu, że ciągle mówi się jak to dzisiaj rządzący obchodzą się z ludźmi i że to nadzwyczajne – otóż wcale nie – miałem „przyjemność” być potraktowany w ten sposób w latach 1989 – 2007 pewno trzy razy – za każdym razem widoczny był motyw polityczny (i żeby nie być gołosłownym to odniesienia do powyższego można znaleźć w protokołach Sejmu RP).

 

Przygody w Ministerstwie Sportu i te biznesowe opiszę w kolejnych „obrazkach” – są ciekawe, ba wręcz dramatyczne niekiedy. Teraz tylko jeden z „tamtego” czasu. Po jakimś spędzie w Sejmie zwrócił się do mnie jeden z v/ce Marszałków (późniejszy Marszałek i …) z prośbą o spotkanie (znamy / liśmy się dobrze jeszcze z okresu studiów i po – opisałem jedno z naszych spotkań w poprzednich „obrazkach”). Zjedliśmy dobry obiad (nie było to „u Sowy”, nie były to ośmiorniczki – obiad był z tych tańszych i chyba nikt nie podsłuchiwał rozmowa zresztą nie była chyba aż tak istotna). Miło się siedziało – do dziś zachodzę w głowę czego chciał (ciemny jestem) i co sugerował, zresztą teraz to zupełnie nieistotne. Ważne, co pamiętam, że gdy rozmowa zeszła na tematy bieżące stwierdził odpowiadając na moje żale i pretensje skierowane wobec Jego formacji wynikające z plajty pomysłu POPiS/u „...wiesz, tak na prawdę to wina jest równo rozłożona 50 % na 50%...”. Kilka dni później słyszałem Go w jakiejś rozgłośni radiowej mówił coś zupełnie innego. To co mówi dzisiaj to już (jak to mawiał Kipling) „...zupełnie inna hitoria...”. Kończąc spotkanie poprosiłem (któryś raz zresztą z rzędu) o wsparcie (i wytworzenie ponadpartyjnego konsensusu w tej kwestii) pomysłu stworzenia polsko ukraińskiej instytucji wspierającej wymianę młodzieży (chodziło o oficjalną strukturę taką jak „mój Jugendwerk”). Obiecał (po raz kolejny) wsparcie pomysłu – i oczywiście nic się nie stało – tak jak nie stało się w latach 2007 – 2015 kiedy rządzili. Kolejny raz zabrakło wizjonera, który pociągnąłby sprawę (bo pomysł był) na płaszczyźnie administracyjnej – i znowu spora szansa na naszą aktywność i polski sukces poszła się... nie napiszę co. Kilkanaście lat straconych i nie wiem czy są do odrobienia.

 

Kilka lat później po opisanej wyżej gdańskiej peregrynacji (początek 2008 roku) – siedzę w hallu hotelu sejmowego czekam na przyjaciela Senatora (za 2 lata zginie tragicznie pod Smoleńskiem). Przed wejściem dwa, trzy duże BMW, za przyczajeni filarami ludzie z „BOR/u”. Zakładam, że pewno ktoś przyjechał, jakiś gość zagraniczny – nie wydaje mi się, że to ktoś z rządzących bo przecież kilka tygodni temu deklarowali, że kończą z „Bizancjum” poprzedniej władzy i „...teraz już bez sygnałów i zabezpieczonych kolumn VIP/ów...”, a ja, naiwnie, wierzę w to co się mówi. Ni z tego ni z owego słyszę znany (przypomina mi się własne wychodzenie na boisko i oczekiwanie na piłkarzy reprezentacji, którzy wychodzili na stadion X/lecia tunelem od strony dzisiejszego dworca „Stadion”) odgłos butów piłkarskich – wbiega w dresiku, zgrzany mój „znajomy” z Gdańska. Ochrona za nim migusiem do pokoju (w końcu jest premierem Rządu RP). Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że następnego dnia leciał do Moskwy na pierwsze rozmowy z pułkownikiem Putinem – w moim pojęciu powinien siedzieć na tyłku i wkuwać przygotowana lekcję (ciekawe czy taka była !?) – „moje przekonanie”, jak widać, można sobie w buty wsadzić. Pokazano potem, relacjonując wizytę i przedstawiając ją jako sukces rozwalonego w złotym fotelu „samca alfa” i skulonego przedstawiciela Polski naprzeciwko. Zaprzyjaźnione źródła (nie wiem czy można im wierzyć !?) donosiły, że „wywieziono” go z Kremla bramą, którą w 1612 roku uciekali Polacy. Przygotowanie do wizyty było jak widać perfekcyjne.


 

POLECANE
Chciał wepchnąć kobietę pod pociąg. Nie trafi do aresztu z ostatniej chwili
Chciał wepchnąć kobietę pod pociąg. Nie trafi do aresztu

Warszawska prokuratura nie wniosła o areszt 42-latka po próbie wepchnięcia kobiety pod pociąg na Młocinach – informuje w czwartek Interia.

IMGW wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
IMGW wydał pilny komunikat

W czwartek Polska temperatura na południu kraju może sięgnąć nawet 32°C – informuje synoptyk IMGW Michał Kowalczuk. Na Pomorzu prognozowane są przelotne burze z opadami do 20 mm. W związku z prognozowanymi upałami Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał alerty pierwszego i drugiego stopnia.

Pobicie Adama Niedzielskiego. Nowe fakty ws. ujęcia sprawców z ostatniej chwili
Pobicie Adama Niedzielskiego. Nowe fakty ws. "ujęcia" sprawców

Prokuratura w Siedlcach zajmie się pobiciem byłego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Sprawcy zgłosili się na policję. Mężczyźni byli pijani – poinformowała w czwartek PAP mł. asp. Barbara Jastrzębska z siedleckiej policji.

Atak ukraińskich dronów. Płoną rosyjskie rafinerie z ostatniej chwili
Atak ukraińskich dronów. Płoną rosyjskie rafinerie

Po nocnym ataku ukraińskich dronów wybuchł pożar w rafinerii Afipski w Kraju Krasnodarskim na południowym zachodzie Rosji – poinformował w czwartek rosyjski portal Lenta, powołując się na władze lokalne. Obiekt był już wcześniej – w sierpniu oraz w ubiegłych latach – celem ataków bezzałogowców.

Nowy sondaż: Co Polacy myślą o wecie prezydenta ws. Ukraińców? Tuskowi to się nie spodoba z ostatniej chwili
Nowy sondaż: Co Polacy myślą o wecie prezydenta ws. Ukraińców? Tuskowi to się nie spodoba

Zdecydowana większość Polaków pozytywnie ocenia decyzję prezydenta Karola Nawrockiego o zawetowaniu ustawy dotyczącej pomocy obywatelom Ukrainy — wynika z sondażu przeprowadzonego przez pracownię SW Research dla Onetu.

Nawrocki zmienia reguły gry tylko u nas
Nawrocki zmienia reguły gry

Nawrocki gra w polityce rolę nietypową. Nie tylko krytykuje, ale też proponuje alternatywy, systematyzuje i przypomina. To nie jest już prezydent, który podpisuje albo wetuje. To nie jest też strażnik konstytucyjnego ognia, którego realny wpływ kończy się na groźbie zawetowania ustawy. Karol Nawrocki postawił sobie za cel coś znacznie ambitniejszego – stworzenie politycznego laboratorium, w którym to on rozdaje pytania do testu, a rządzący muszą odpowiadać.

Seria spotkań prezydenta Nawrockiego. Wiadomo, które państwa odwiedzi po powrocie z USA z ostatniej chwili
Seria spotkań prezydenta Nawrockiego. Wiadomo, które państwa odwiedzi po powrocie z USA

Prezydent Karol Nawrocki spotka się 3 września w Waszyngtonie z prezydentem USA Donaldem Trumpem, a w drodze powrotnej 5 września w Rzymie z premier Włoch Georgią Meloni i z papieżem Leonem XIV. To jednak nie wszystko.

Adam Niedzielski pobity. Opanujcie się! z ostatniej chwili
Adam Niedzielski pobity. "Opanujcie się!"

W środę były minister zdrowia Adam Niedzielski został pobity w centrum Siedlec. Napastnicy mieli głośno krytykować decyzje byłego ministra podczas pandemii COVID-19. Do sprawy odniósł się były premier Mateusz Morawiecki.

PGE wydała pilny komunikat dla klientów z ostatniej chwili
PGE wydała pilny komunikat dla klientów

PGE Obrót ostrzega przed kampanią phishingową "Zwrot nadpłaty". To nie są wiadomości spółki – uważaj na fałszywe linki i prośby o dane. Wydano specjalny komunikat w tej sprawie.

To kapitulacja. Niemcy mają problem z ostatniej chwili
"To kapitulacja". Niemcy mają problem

Projekt rządu Niemiec, wprowadzający nowy model służby wojskowej, to kapitulacja przed rzeczywistością – twierdzą niemieckie media.

REKLAMA

[Tylko u nas] dr Piotr Łysakowski: Polsko-niemieckie obrazki. Tak było

Po raz kolejny piszę o tym co widziałem i co w jakiś sposób rzutuje na nasze dzisiaj – nie o sobie.
 [Tylko u nas] dr Piotr Łysakowski: Polsko-niemieckie obrazki. Tak było
/ grafika modyfikowana

Po raz kolejny piszę o tym co widziałem i co w jakiś sposób rzutuje na nasze dzisiaj – nie o sobie.

 

Pierwsza poważna impreza jaką prowadzimy w ramach Polsko Niemieckiej Współpracy Młodzieży to oprawa wizyty Helmuta Kohla w Polsce (nie pamiętam dokładnie roku – było to na pewno do połowy lat 90/tych ubiegłego wieku) – jej kumulacją jest spotkanie Kanclerza z młodymi ludźmi z obu krajów na terenie Uniwersytety Jagiellońskiego (Collegium Novum – tam gdzie w 1939 roku aresztowano Profesorów później wywiezionych do Sachsenhausen) – nie pamiętam wiele z tego spotkania – było dość „matowe” jak i cały Kanclerz, który będąc interesującym i odważnym politykiem był całkowicie „wyprany” z jakiejkolwiek charyzmy. To co zapadło mi w pamięci to: siedzący za Helmutem Kohlem gość zwany w slangu służb chroniących ViP/ów „kulochwytem” równie duży (a nawet większy) jak osoba chroniona i na dodatek jeszcze ubrany w kamizelkę kuloodporną oraz fakt wzmocnienia fotela na którym siedział gość specjalnymi metalowymi „zastrzałami”, by siedzisko wytrzymało Jego ciężar i biegający we wszystkie możliwe strony, wyraźnie nadaktywny funkcjonariusz BOR/u. Później rozpoznałem go jako jedynego skazanego za zaniedbania w organizacji lotu do Smoleńska – doszedł (a właściwie dobiegł) do rangi generała. Nie mogłem się tez oprzeć (to uwaga na marginesie) wrażeniu, że mój niemiecki szef zachowywał się jak na „człowieka zachodu” nieco zbyt nerwowo (z jednej strony rozumiem napięcie, z drugiej przypominało mi to żywo czasy komunistyczne) spodziewałem się od faceta z klasą (a taki był) więcej luzu i dystansu do samej wizyty jak i naszej działalności przy tejże – przedsięwzięcie (jak to w takich przypadkach) skoro już wystartowało musiało się przecież udać.

 

2001 rocznica polsko – niemieckiego układu o „...Dobrym Sąsiedztwie...” i przy okazji powstania „mojej firmy” - organizujemy w Słubicach i Frankfurcie nad Odrą uroczystości. Będą w nich uczestniczyli Premier RP i niemiecki Kanclerz. Pojawia się istotna kwestia – zadzwoniła do „firmy” Pani - ma chorego na białaczkę synka (o ile pamiętam miała jeszcze jedno dziecko) wychowuje Go sama. Chłopczyk jest w CZD potrzebuje pilnie pomocy (szpik) czy możemy w jakikolwiek Jej (a właściwie Dzieciaczkowi) pomóc. Myślimy z Kolegami – jest pomysł – postaramy się zorganizować w czasie wspomnianej wyżej uroczystości koncert (gwiazdy – jakie jeszcze nie wiadomo) połączony ze „zbiórką” szpiku dla malca. W tzw międzyczasie zawozimy Chłopaczkowi mały telewizor jakieś potrzebne rzeczy, staramy się pomóc na tyle na ile możemy. Chęć (czy może lepiej gotowość) udziału w koncercie zadeklarował Pan Stanisław Soyka i Myslowitz – zrobią to za darmo, nie ma problemu godzą się od razu – są wspaniali. Trzeba tylko zapewnić „bezkolizyjny” przejazd przez granicę. Dzięki staraniom w polskiej Straży Granicznej i Bundesgrenzschutz sprawa jest błyskawicznie (dziś jeszcze raz serdecznie za to dziękuję) załatwiona. Potrzebujemy jeszcze wsparcia medialnego – przedsięwzięcie musi być nagłośnione, by miało sens. Zwracamy się do największej wówczas gazety pisząc osobiście do jej redaktora naczelnego – 0 odpowiedzi, 0 reakcji. Później (już trakcie imprezy) na pytanie „dlaczego !?” usłyszałem, że temat nie jest „...nośny...”. Ta sama gazeta później mocno (i bardzo bobrze) angażowała się w podobną akcję zbiórki szpiku dla umierającej znanej polskiej siatkarki. Zwracamy się także do fundacji ówczesnej „Pierwszej Damy” i tu o dziwo, bez szczególnych problemów, otrzymujemy pomoc. Pozostaje jeszcze jedno – rozmawiam telefonicznie z gościem prowadzącym wielkie zbiórki finansowe dla chorych, starych, dzieci, szpitali. Oda razu i na wstępie tłumaczę, że nie chcemy kasy, jesteśmy instytucją państwową, chcemy tylko prosić o nagłośnienie kwestii (jego nazwisko może pomóc). Na „dzień dobry” słyszę, że „...Niemcy to...............y” powoli tłumaczę raz jeszcze, że sprawa ważna bo „...chore dziecko...bo przecież trzeba pomóc i nieludzkie byłoby zostawienie malca samemu sobie...”. W końcu daje się udobruchać i obiecuje pomoc. Słabo to wyszło ostatecznie nie pomógł tam gdzie było to najpotrzebniejsze. Niezależnie od powyższego koncert się odbył (pomagały przy nim jeszcze dwie fundacje – jedna polska jedna niemiecka) szpik zebrano – los dopisał jednak do całej historii dramatyczny finał - chłopaczek niestety umarł w dniu imprezy. Przy okazji organizowania tego przedsięwzięcia zdarzyła się jeszcze jedna (zupełnie) dramatyczna sytuacja – otóż ni z tego ni z owego pojawiła się na miejscu grupa „aktywistów” ze znanej organizacji tropiącej „polski faszyzm”. Szykowali się do zakłócenia „imprezy” przyczyną był występ jednego z zaproszonych gości, który został zdefiniowany jako faszysta (właśnie) z tego powodu, że kilka tygodni wcześniej występował w Poznaniu i śpiewał dla „konserwatystów”. Sprawę udało się „załatwić” - po prostu zakomunikowałem im, że jeśli przeszkodzą to ich po prostu „...zniszczę...” (artykułowałem to nieco inaczej – ale ostatecznie zrozumieli, że życie dziecka jest ważniejsze od...tropienia faszystów tam gdzie ich w rzeczywistości nie ma bo i nigdy nie było).

 

Jeżdżę od 2 godzin po Gdańsku samochodem z fajnym gościem (senator) – wydał właśnie (po niemiecku) album o mieście – ja po jakimś wykładzie dotyczącym wymian młodzieży jadę do TVP Gdańsk, on też miał tam jakiś występ zabrałem więc ze sobą. Rozmowa wartka, miła opowiada o mieście, o sobie, o tym jak gra w piłkę (tu możemy się łatwo porozumieć), wszystko z pewnym dystansem do siebie, sporą autoironią. Że słaby, że chciałby lepiej, ale to i tak fajne – bo w grupie i z przyjaciółmi no i przecież to relaks. Wspomina o grze z Marszałkiem Sejmu (też z Gdańska) śmieje się z „borowików” (dzisiaj to się już inaczej nazywa), którzy kompletnie nie „pothafią”, ale muszą, a poza tym „służba nie dhużba”. Tak sobie gadamy, w końcu mówi (cytat prawie wierny – pamiętam do dziś) „...wie Pan co ja to nie lubię specjalnie pracować, przemęczać się...najfajniej jest oglądać mecze w telewizji, samemu pograć no i w tym pierwszym przypadku wypić jakieś winko...”. Potem przypomniałem sobie (boleśnie) to co mówił jako obywatel rządzonego przez niego państwa. Przy okazji obiecał, że będzie wspierał wszystkie działania mające na celu wzmocnienie wymiany (i polityki) młodzieżowej. Gdy zwrócono się do niego w tej sprawie parę miesięcy później odpowiedział (wg zaprzyjaźnionego Księdza, który go o to – między innymi w moim imieniu - prosił), że generalnie to go zupełnie nie interesuje.

 

Kończy się pionierska praca w „Jugendwerku” z jednej strony żałuję bo było fajnie, z drugiej przestałem się rozwijać – trzeba czegoś nowego. Jako, że „nic nowego” nie ma nieprzekonany do końca zgłaszam swoją kandydaturę na następną kadencję. Później okazało się, że urzędująca Pani Minister „...zakazała wspierania twojej kandydatury...” i (na dodatek) „...nienawidziła Pana...” (cytaty wierne – działaczka młodzieżówki SLD i urzędników ministerstwa, w którym później miałem okazję pracować) – pisałem już zresztą o tym w „poprzednich obrazkach” ale warto o tym dzisiaj przypominać. Do dziś nie bardzo kumam skąd ta „nienawiść” (do mnie) bo wspomnianej Pani Minister nie znałem i w zasadzie miałem tylko jedną okazję, by z nią rozmawiać. Mogę się tylko domyślać kto, co i dlaczego – dziś nie ma to zresztą jakiegokolwiek znaczenia. Wspominam też o tym z tego prostego powodu, że ciągle mówi się jak to dzisiaj rządzący obchodzą się z ludźmi i że to nadzwyczajne – otóż wcale nie – miałem „przyjemność” być potraktowany w ten sposób w latach 1989 – 2007 pewno trzy razy – za każdym razem widoczny był motyw polityczny (i żeby nie być gołosłownym to odniesienia do powyższego można znaleźć w protokołach Sejmu RP).

 

Przygody w Ministerstwie Sportu i te biznesowe opiszę w kolejnych „obrazkach” – są ciekawe, ba wręcz dramatyczne niekiedy. Teraz tylko jeden z „tamtego” czasu. Po jakimś spędzie w Sejmie zwrócił się do mnie jeden z v/ce Marszałków (późniejszy Marszałek i …) z prośbą o spotkanie (znamy / liśmy się dobrze jeszcze z okresu studiów i po – opisałem jedno z naszych spotkań w poprzednich „obrazkach”). Zjedliśmy dobry obiad (nie było to „u Sowy”, nie były to ośmiorniczki – obiad był z tych tańszych i chyba nikt nie podsłuchiwał rozmowa zresztą nie była chyba aż tak istotna). Miło się siedziało – do dziś zachodzę w głowę czego chciał (ciemny jestem) i co sugerował, zresztą teraz to zupełnie nieistotne. Ważne, co pamiętam, że gdy rozmowa zeszła na tematy bieżące stwierdził odpowiadając na moje żale i pretensje skierowane wobec Jego formacji wynikające z plajty pomysłu POPiS/u „...wiesz, tak na prawdę to wina jest równo rozłożona 50 % na 50%...”. Kilka dni później słyszałem Go w jakiejś rozgłośni radiowej mówił coś zupełnie innego. To co mówi dzisiaj to już (jak to mawiał Kipling) „...zupełnie inna hitoria...”. Kończąc spotkanie poprosiłem (któryś raz zresztą z rzędu) o wsparcie (i wytworzenie ponadpartyjnego konsensusu w tej kwestii) pomysłu stworzenia polsko ukraińskiej instytucji wspierającej wymianę młodzieży (chodziło o oficjalną strukturę taką jak „mój Jugendwerk”). Obiecał (po raz kolejny) wsparcie pomysłu – i oczywiście nic się nie stało – tak jak nie stało się w latach 2007 – 2015 kiedy rządzili. Kolejny raz zabrakło wizjonera, który pociągnąłby sprawę (bo pomysł był) na płaszczyźnie administracyjnej – i znowu spora szansa na naszą aktywność i polski sukces poszła się... nie napiszę co. Kilkanaście lat straconych i nie wiem czy są do odrobienia.

 

Kilka lat później po opisanej wyżej gdańskiej peregrynacji (początek 2008 roku) – siedzę w hallu hotelu sejmowego czekam na przyjaciela Senatora (za 2 lata zginie tragicznie pod Smoleńskiem). Przed wejściem dwa, trzy duże BMW, za przyczajeni filarami ludzie z „BOR/u”. Zakładam, że pewno ktoś przyjechał, jakiś gość zagraniczny – nie wydaje mi się, że to ktoś z rządzących bo przecież kilka tygodni temu deklarowali, że kończą z „Bizancjum” poprzedniej władzy i „...teraz już bez sygnałów i zabezpieczonych kolumn VIP/ów...”, a ja, naiwnie, wierzę w to co się mówi. Ni z tego ni z owego słyszę znany (przypomina mi się własne wychodzenie na boisko i oczekiwanie na piłkarzy reprezentacji, którzy wychodzili na stadion X/lecia tunelem od strony dzisiejszego dworca „Stadion”) odgłos butów piłkarskich – wbiega w dresiku, zgrzany mój „znajomy” z Gdańska. Ochrona za nim migusiem do pokoju (w końcu jest premierem Rządu RP). Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że następnego dnia leciał do Moskwy na pierwsze rozmowy z pułkownikiem Putinem – w moim pojęciu powinien siedzieć na tyłku i wkuwać przygotowana lekcję (ciekawe czy taka była !?) – „moje przekonanie”, jak widać, można sobie w buty wsadzić. Pokazano potem, relacjonując wizytę i przedstawiając ją jako sukces rozwalonego w złotym fotelu „samca alfa” i skulonego przedstawiciela Polski naprzeciwko. Zaprzyjaźnione źródła (nie wiem czy można im wierzyć !?) donosiły, że „wywieziono” go z Kremla bramą, którą w 1612 roku uciekali Polacy. Przygotowanie do wizyty było jak widać perfekcyjne.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe