Miasto nie usunęło porzuconych beczek z podejrzaną cieczą, a strażacy potwierdzili nieprawdę w raporcie

Społecznicy z Bytomia zajmujący się ujawnianiem problemu dzikich wysypisk, odkryli na terenach gminnych nieużytków na obrzeżach Zabrza – Biskupic porzucone dwa wielkie zbiorniki wypełnione chemicznym płynem. Jeden z nich był wywrócony, a chemikalia wyciekały do gleby. Powiadomiono więc straż pożarną, która po zakończonej interwencji odnotowała w raportach, że zagrożenie usunięto. Jakież było zdziwienie społeczników, gdy jeszcze tego samego dnia potwierdzili pozostawienie na miejscu zarówno owych pojemników, jak i gęstej brei zawierającej mieszankę ziemi i chemicznego płynu. Nie pomogła ani telefoniczna interwencja w komendzie wojewódzkiej, ani rozmowa z dyspozytorem zabrzańskiej komendy strażaków. Obydwaj panowie byli przekonani, że problemu już nie ma. Temat ruszył z miejsca dopiero po interwencji podjętej przez redakcję lokalnego Głosu Zabrza i Rudy Śl. I wyszło wówczas na jaw, że po raz pierwszy znalezisko ujawniono już 11 kwietnia, jednakże urząd miejski zwlekał z usunięciem tego zagrożenia ekologicznego.
 Miasto nie usunęło porzuconych beczek z podejrzaną cieczą, a strażacy potwierdzili nieprawdę w raporcie
/ foto: Łukasz Daćków
 
- Dla mnie to skandaliczne zachowanie straży pożarnej i urzędu miejskiego. Przecież na dobrą sprawę mamy do czynienia z potwierdzeniem nieprawdy w oficjalnych dokumentach służbowych strażaków. A gdy próbowaliśmy dobijać się w zabrzańskim urzędzie miejskim usłyszeliśmy, że odpady te są „obserwowane i bezpieczne, bo bezpośrednio nie zagrażają życiu ludzi i są zlokalizowane na terenie mało uczęszczanym". Pozostał niesmak, rozczarowanie i zażenowanie. Zastanawiające, że kiedy dowiedziała się o sprawie opinia publiczna, jednak chemikalia postanowiono z tego miejsca usunąć. Czy przez rozgłos stały się bardziej toksyczne?
– pyta ironicznie społecznik z Bytomia Łukasz Daćków.
 
Cuchnąca ciecz
 
W środę (8 maja) po odkryciu w polu na styku Bytomia i Zabrza dwóch tysiąclitrowych zbiorników, z których sączyła się cuchnąca chemikaliami gęsta maź, społecznicy wezwali straż pożarną. Zastęp z Bytomia dokonał badań wycieku, stwierdzając, że część wskaźników przekracza normę i sugerując, że powinna zostać wezwana jednostka chemiczna. Ponieważ jednak okazało się, iż miejsce, w którym chemikalia porzucono to już teren Zabrza, wezwano jednostkę zabrzańską. Na miejscu pojawiła się również policja i straż miejska. 
- Jakież było nasze zdziwienie, kiedy odkryliśmy po południu, że jedyne, co z wyciekiem i pojemnikami zrobiły owe służby, to przysypanie ich cienką warstwą ziemi. Zaczęliśmy zatem karuzelę telefonów
– wspomina Daćków, który osobiście odwiedził naszą redakcję, by zdać relację z rozwoju zaskakujących zdarzeń.

W straży pożarnej w Zabrzu społecznicy się dowiedzieli, że sprawa została już „załatwiona”, miejsce zabezpieczone, a interwencja w tym miejscu zakończona. 
- Pan utrzymywał, że chemikalia zostały zebrane wraz z warstwą ziemi. Trochę dziwne biorąc pod uwagę, że staliśmy tuż obok breji z chemii i piachu… Kiedy naciskaliśmy, że jesteśmy skłonni przyjechać do siedziby straży z nagranym filmikiem, na którym widać, że nic nie zrobiono, osoba z którą rozmawialiśmy przez telefon stwierdziła, że możemy przyjechać
– wspomina społecznik.

Po dotarciu na miejsce społecznicy nie zostali jednak wpuszczeni na teren komendy straży pożarnej, bo było po godzinach jej „biurowego” urzędowania. Potem społecznicy po bezskutecznym dociekaniu w siedzibie straży miejskiej, zatelefonowali do Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Katowicach.
- Usłyszeliśmy, że z notatki służbowej z tej konkretnej interwencji wynika, iż chemikalia zostały zebrane wraz z warstwą ziemi, co oczywiście nie było prawdą
– dodaje Daćków.

W jego ocenie niewłaściwym było pozostawienie niebezpiecznych dla otoczenia substancji samych sobie, pozwalając, by dalej wnikały w glebę.
 - Przysypanie ich ziemią stanowiło zagrożenie dla spacerowiczów, bywających w okolicy dzieci czy wreszcie dzikich zwierząt. Wyglądało, jakby cała interwencja ograniczyła się do otoczenia znaleziska biało - czerwoną taśmą
 – podsumowuje nasz rozmówca.
 
Komendant w akcji
 
W środę wieczorem (8 maja) przekazane redakcji alarmujące pisemne zgłoszenie społeczników dziennikarze wysłali do Wojciecha Strugacza, rzecznika prasowego zabrzańskiej straży pożarnej. Już następnego ranka temat ten bardzo poważnie został potraktowany przez komendanta jednostki Kamila Kwoska. Jeszcze tego samego dnia w porozumieniu z gminą, na miejsce wysłano specjalny wóz strażacki i beczki z chemikaliami zostały załadowane i przewiezione do stacji segregacji odpadów FCC przy ul. Bytomskiej. Tutaj czekają na opłacenie przez miasto usługi utylizacji.

Jak się okazuje, po raz pierwszy te same beczki znaleziono już 11 kwietnia, wtedy też straż pożarna przeprowadzała wspólnie z policją pierwszą interwencję.
- Generalnie zbiorniki te były szczelne, tylko jeden z nich był wywrócony i dlatego substancja wyciekała na zewnątrz. Beczkę postawiliśmy więc do pionu i wrzuciliśmy do niej zebraną breję. Temat zaś przekazaliśmy Urzędowi Miejskiemu, bo to jego teren, zaś zadaniem straży pożarnej nie jest utylizowanie odpadów. Nie wiedzieliśmy, iż gmina nic w sprawie nie zrobiła. Gdy tylko dowiedzieliśmy się od redakcji o sprawie, komendant poprosił urzędników o zdecydowane działanie, oferując do pomocy nasz sprzęt  
– wyjaśnia Wojciech Strugacz. 
Przekłamany raport

Rzecznik strażaków zapewnia też, iż już podczas pierwszej interwencji specjalny pluton chemiczny z Katowic wykluczył, aby substancja zalegająca w pojemnikach była toksyczna czy niebezpieczna. Oceniono, że ma ona charakter ropopochodny. 

Dlaczego jednak po ponownym zgłoszeniu tematu pozostawiono nieuprzątniętą ciecz swobodnie wsiąkającą w glebę, a w raporcie wpisano wykonanie zadania?
- Druga interwencja wynikała z faktu, iż ponownie ktoś wywrócił jeden z pojemników. Powtórzyliśmy więc dokładnie ten sam schemat działania: postawiliśmy pojemnik, a zebraną breję umieściliśmy w nim. Nie mam pojęcia jak to się stało, że nie wszystko zostało wyzbierane. Może po prostu ktoś z naszych coś przeoczył na miejscu
– zastanawia się Strugacz. I potwierdza, że społeczników nie wpuszczono na teren komendy mimo zaproszenia ich przez dyspozytora jednostki.
– Rozmawiając przez telefon mylnie założył on, że ludzie przyjdą w godzinach urzędowania komendy. Został już zdyscyplinowany w tym zakresie przez przełożonych 
– wyjaśnia Strugacz.

Nie potrafił nam jednak jasno wyjaśnić, dlaczego po prostu ktoś nie wyszedł do tych ludzi do tzw. stróżówki przy wejściu na teren jednostki…
 
Urząd liczył na sprawców
 
Artur Nowakowski, naczelnik Wydziału Zarządzania Nieruchomościami i Ochrony Ludności UM w Zabrzu uważa, iż postępował w sprawie zgodnie z przepisami i procedurami. 
- Zaraz po pierwszym zgłoszeniu zostało wszczęte przez Wydział Ekologii postępowanie administracyjne w tej sprawie. Ponieważ policja zatrzymała domniemanych sprawców, liczyliśmy że to od nich uda się wyegzekwować usunięcie porzuconych śmieci. Stąd nasze oczekiwanie na rozwój zdarzeń. Zwłaszcza, że teren był trudno dostępny dla zwykłych ciężarówek, z dala od domostw ludzkich, zaś substancje nie były toksyczne i niebezpieczne. Po nagłośnieniu sprawy w mediach uznaliśmy jednak, że nie można już dłużej czekać, gdyż ktoś celowo może doprowadzić do całkowitego rozszczelnienia obydwu pojemników. Uzyskałem zgodę wiceprezydenta Lewandowskiego na natychmiastowe zajęcie się problemem i tak też uczyniliśmy 
– wyjaśnia naczelnik Nowakowski.

Tymczasem okazuje się, że wbrew twierdzeniom urzędników, policja nie ustaliła jak dotąd sprawców porzucenia beczek z chemikaliami.
- Mamy ustalone dwie osoby podejrzewane o ten czyn, ale na razie szukamy dowodów ewentualnej ich winy i nie przedstawiono im żadnych zarzutów w tej sprawie. Na chwilę obecną nie można więc nawet mówić o nich jako o sprawcach 
– podsumowuje Agnieszka Żyłka, rzecznik prasowa zabrzańskiej policji.
Przemysław Jarasz
Głos Zabrza i Rudy Śl.

 

POLECANE
Wielka Brytania pod presją migracyjną. Rekordowe liczby z ostatniej chwili
Wielka Brytania pod presją migracyjną. Rekordowe liczby

Liczba migrantów, którzy nielegalnie przybyli do Wielkiej Brytanii, przepływając kanał La Manche łodziami, przekroczyła 30 tys. od początku 2025 r. – wynika z opublikowanych w niedzielę danych brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych (Home Office).

Klaus Bachmann oburzony odwołaniem Krzysztofa Ruchniewicza z Instytutu Pileckiego z ostatniej chwili
Klaus Bachmann oburzony odwołaniem Krzysztofa Ruchniewicza z Instytutu Pileckiego

Kontrowersyjny niemiecki publicysta Klaus Bachmann skomentował w „Berliner Zeitung” decyzję o odwołaniu Krzysztofa Ruchniewicza ze stanowiska dyrektora Instytutu Pileckiego. Jak twierdzi, przyczyną dymisji "były obawy rządu przed krytyką ze strony prawicy".

Dorota Wysocka-Schnepf grozi Krzysztofowi Stanowskiemu i Robertowi Mazurkowi z ostatniej chwili
Dorota Wysocka-Schnepf grozi Krzysztofowi Stanowskiemu i Robertowi Mazurkowi

Dziennikarka Dorota Wysocka-Schnepf zapowiedziała pozwy wobec Krzysztofa Stanowskiego i Roberta Mazurka. Powodem ma być – jak twierdzi – „piętnowanie” jej 14-letniego syna. Na jej wpis dosadnie odpowiedział twórca Kanału Zero. 

Gen. Kellogg: Rosja nie chce końca wojny. Wciąż eskaluje konflikt z ostatniej chwili
Gen. Kellogg: Rosja nie chce końca wojny. Wciąż eskaluje konflikt

- Ostatni rosyjski atak na Kijów jest eskalacją, a nie sygnałem, że Rosja chce dyplomatycznie zakończyć tę wojnę - ocenił w niedzielę specjalny wysłannik ds. Ukrainy gen. Keith Kellogg. Prezydent Trump twierdząco odpowiedział na pytanie, czy jest gotowy nałożyć nowe sankcje na Rosję

Ważny komunikat dla mieszkańców Łodzi z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Łodzi

Dobra wiadomość dla pasażerów z Łodzi i regionu. Od czerwca 2026 roku uruchomione zostaną bezpośrednie połączenia kolejowe do Płocka. Pociągi obsługiwać będzie Łódzka Kolej Aglomeracyjna (ŁKA).

Ewakuacja budynków w Warszawie. Pilny komunikat Żandarmerii Wojskowej z ostatniej chwili
Ewakuacja budynków w Warszawie. Pilny komunikat Żandarmerii Wojskowej

Żandarmeria Wojskowa poinformowała o zaskakujących ustaleniach po sobotnim wybuchu na poligonie w Warszawie-Rembertowie. W mieszkaniu rannych osób odkryto znaczne ilości materiałów wybuchowych oraz pozostałości po granatach i pociskach moździerzowych. Ze względów bezpieczeństwa zarządzono ewakuację okolicznych budynków przy ul. Zawiszaków w Warszawie.

Minister Finansów USA: Jesteśmy gotowi nałożyć sankcje na Rosję, jeśli Europa do nas dołączy z ostatniej chwili
Minister Finansów USA: Jesteśmy gotowi nałożyć sankcje na Rosję, jeśli Europa do nas dołączy

Jesteśmy gotowi zwiększyć presję na Rosję, ale potrzebujemy, by nasi europejscy partnerzy poszli za nami - powiedział w niedzielę minister finansów USA Scott Bessent. Jak stwierdził, nałożenie wspólnych sankcji i ceł na państwa kupujące rosyjską ropę doprowadzi do załamania rosyjskiej gospodarki.

Jeśli chociaż połowa konkretów będzie zrealizowana.... Adam Bielan zdradził kulisy rozmów Trump-Nawrocki z ostatniej chwili
"Jeśli chociaż połowa konkretów będzie zrealizowana...". Adam Bielan zdradził kulisy rozmów Trump-Nawrocki

Europoseł PiS Adam Bielan ujawnił szczegóły wrześniowego spotkania prezydenta Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem. W rozmowie z Tomaszem Sakiewiczem w programie „Polityczna kawa” na antenie Telewizji Republika polityk podkreślił, że relacje między przywódcami mają charakter wyjątkowy i bezprecedensowy.

ZUS wydał ważny komunikat z ostatniej chwili
ZUS wydał ważny komunikat

Zakład Ubezpieczeń Społecznych przypomina o ważnych terminach dla uczniów i studentów, którzy pobierają rentę rodzinną po zmarłym rodzicu. Brak odpowiednich dokumentów w wyznaczonym czasie może oznaczać utratę świadczenia.

Świat zapomniał o niemieckich zbrodniach, najszybciej zapomnieli Niemcy, a najgorzej, że i my zapominamy tylko u nas
Świat zapomniał o niemieckich zbrodniach, najszybciej zapomnieli Niemcy, a najgorzej, że i my zapominamy

Świat zapomniał, świat już zapomniał o tym czym była II Wojna Światowa, świat zachodni już dawno zapomniał czym była nierozliczona do dziś okupacja Polski, Rosji, Białorusi czy Ukrainy.

REKLAMA

Miasto nie usunęło porzuconych beczek z podejrzaną cieczą, a strażacy potwierdzili nieprawdę w raporcie

Społecznicy z Bytomia zajmujący się ujawnianiem problemu dzikich wysypisk, odkryli na terenach gminnych nieużytków na obrzeżach Zabrza – Biskupic porzucone dwa wielkie zbiorniki wypełnione chemicznym płynem. Jeden z nich był wywrócony, a chemikalia wyciekały do gleby. Powiadomiono więc straż pożarną, która po zakończonej interwencji odnotowała w raportach, że zagrożenie usunięto. Jakież było zdziwienie społeczników, gdy jeszcze tego samego dnia potwierdzili pozostawienie na miejscu zarówno owych pojemników, jak i gęstej brei zawierającej mieszankę ziemi i chemicznego płynu. Nie pomogła ani telefoniczna interwencja w komendzie wojewódzkiej, ani rozmowa z dyspozytorem zabrzańskiej komendy strażaków. Obydwaj panowie byli przekonani, że problemu już nie ma. Temat ruszył z miejsca dopiero po interwencji podjętej przez redakcję lokalnego Głosu Zabrza i Rudy Śl. I wyszło wówczas na jaw, że po raz pierwszy znalezisko ujawniono już 11 kwietnia, jednakże urząd miejski zwlekał z usunięciem tego zagrożenia ekologicznego.
 Miasto nie usunęło porzuconych beczek z podejrzaną cieczą, a strażacy potwierdzili nieprawdę w raporcie
/ foto: Łukasz Daćków
 
- Dla mnie to skandaliczne zachowanie straży pożarnej i urzędu miejskiego. Przecież na dobrą sprawę mamy do czynienia z potwierdzeniem nieprawdy w oficjalnych dokumentach służbowych strażaków. A gdy próbowaliśmy dobijać się w zabrzańskim urzędzie miejskim usłyszeliśmy, że odpady te są „obserwowane i bezpieczne, bo bezpośrednio nie zagrażają życiu ludzi i są zlokalizowane na terenie mało uczęszczanym". Pozostał niesmak, rozczarowanie i zażenowanie. Zastanawiające, że kiedy dowiedziała się o sprawie opinia publiczna, jednak chemikalia postanowiono z tego miejsca usunąć. Czy przez rozgłos stały się bardziej toksyczne?
– pyta ironicznie społecznik z Bytomia Łukasz Daćków.
 
Cuchnąca ciecz
 
W środę (8 maja) po odkryciu w polu na styku Bytomia i Zabrza dwóch tysiąclitrowych zbiorników, z których sączyła się cuchnąca chemikaliami gęsta maź, społecznicy wezwali straż pożarną. Zastęp z Bytomia dokonał badań wycieku, stwierdzając, że część wskaźników przekracza normę i sugerując, że powinna zostać wezwana jednostka chemiczna. Ponieważ jednak okazało się, iż miejsce, w którym chemikalia porzucono to już teren Zabrza, wezwano jednostkę zabrzańską. Na miejscu pojawiła się również policja i straż miejska. 
- Jakież było nasze zdziwienie, kiedy odkryliśmy po południu, że jedyne, co z wyciekiem i pojemnikami zrobiły owe służby, to przysypanie ich cienką warstwą ziemi. Zaczęliśmy zatem karuzelę telefonów
– wspomina Daćków, który osobiście odwiedził naszą redakcję, by zdać relację z rozwoju zaskakujących zdarzeń.

W straży pożarnej w Zabrzu społecznicy się dowiedzieli, że sprawa została już „załatwiona”, miejsce zabezpieczone, a interwencja w tym miejscu zakończona. 
- Pan utrzymywał, że chemikalia zostały zebrane wraz z warstwą ziemi. Trochę dziwne biorąc pod uwagę, że staliśmy tuż obok breji z chemii i piachu… Kiedy naciskaliśmy, że jesteśmy skłonni przyjechać do siedziby straży z nagranym filmikiem, na którym widać, że nic nie zrobiono, osoba z którą rozmawialiśmy przez telefon stwierdziła, że możemy przyjechać
– wspomina społecznik.

Po dotarciu na miejsce społecznicy nie zostali jednak wpuszczeni na teren komendy straży pożarnej, bo było po godzinach jej „biurowego” urzędowania. Potem społecznicy po bezskutecznym dociekaniu w siedzibie straży miejskiej, zatelefonowali do Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Katowicach.
- Usłyszeliśmy, że z notatki służbowej z tej konkretnej interwencji wynika, iż chemikalia zostały zebrane wraz z warstwą ziemi, co oczywiście nie było prawdą
– dodaje Daćków.

W jego ocenie niewłaściwym było pozostawienie niebezpiecznych dla otoczenia substancji samych sobie, pozwalając, by dalej wnikały w glebę.
 - Przysypanie ich ziemią stanowiło zagrożenie dla spacerowiczów, bywających w okolicy dzieci czy wreszcie dzikich zwierząt. Wyglądało, jakby cała interwencja ograniczyła się do otoczenia znaleziska biało - czerwoną taśmą
 – podsumowuje nasz rozmówca.
 
Komendant w akcji
 
W środę wieczorem (8 maja) przekazane redakcji alarmujące pisemne zgłoszenie społeczników dziennikarze wysłali do Wojciecha Strugacza, rzecznika prasowego zabrzańskiej straży pożarnej. Już następnego ranka temat ten bardzo poważnie został potraktowany przez komendanta jednostki Kamila Kwoska. Jeszcze tego samego dnia w porozumieniu z gminą, na miejsce wysłano specjalny wóz strażacki i beczki z chemikaliami zostały załadowane i przewiezione do stacji segregacji odpadów FCC przy ul. Bytomskiej. Tutaj czekają na opłacenie przez miasto usługi utylizacji.

Jak się okazuje, po raz pierwszy te same beczki znaleziono już 11 kwietnia, wtedy też straż pożarna przeprowadzała wspólnie z policją pierwszą interwencję.
- Generalnie zbiorniki te były szczelne, tylko jeden z nich był wywrócony i dlatego substancja wyciekała na zewnątrz. Beczkę postawiliśmy więc do pionu i wrzuciliśmy do niej zebraną breję. Temat zaś przekazaliśmy Urzędowi Miejskiemu, bo to jego teren, zaś zadaniem straży pożarnej nie jest utylizowanie odpadów. Nie wiedzieliśmy, iż gmina nic w sprawie nie zrobiła. Gdy tylko dowiedzieliśmy się od redakcji o sprawie, komendant poprosił urzędników o zdecydowane działanie, oferując do pomocy nasz sprzęt  
– wyjaśnia Wojciech Strugacz. 
Przekłamany raport

Rzecznik strażaków zapewnia też, iż już podczas pierwszej interwencji specjalny pluton chemiczny z Katowic wykluczył, aby substancja zalegająca w pojemnikach była toksyczna czy niebezpieczna. Oceniono, że ma ona charakter ropopochodny. 

Dlaczego jednak po ponownym zgłoszeniu tematu pozostawiono nieuprzątniętą ciecz swobodnie wsiąkającą w glebę, a w raporcie wpisano wykonanie zadania?
- Druga interwencja wynikała z faktu, iż ponownie ktoś wywrócił jeden z pojemników. Powtórzyliśmy więc dokładnie ten sam schemat działania: postawiliśmy pojemnik, a zebraną breję umieściliśmy w nim. Nie mam pojęcia jak to się stało, że nie wszystko zostało wyzbierane. Może po prostu ktoś z naszych coś przeoczył na miejscu
– zastanawia się Strugacz. I potwierdza, że społeczników nie wpuszczono na teren komendy mimo zaproszenia ich przez dyspozytora jednostki.
– Rozmawiając przez telefon mylnie założył on, że ludzie przyjdą w godzinach urzędowania komendy. Został już zdyscyplinowany w tym zakresie przez przełożonych 
– wyjaśnia Strugacz.

Nie potrafił nam jednak jasno wyjaśnić, dlaczego po prostu ktoś nie wyszedł do tych ludzi do tzw. stróżówki przy wejściu na teren jednostki…
 
Urząd liczył na sprawców
 
Artur Nowakowski, naczelnik Wydziału Zarządzania Nieruchomościami i Ochrony Ludności UM w Zabrzu uważa, iż postępował w sprawie zgodnie z przepisami i procedurami. 
- Zaraz po pierwszym zgłoszeniu zostało wszczęte przez Wydział Ekologii postępowanie administracyjne w tej sprawie. Ponieważ policja zatrzymała domniemanych sprawców, liczyliśmy że to od nich uda się wyegzekwować usunięcie porzuconych śmieci. Stąd nasze oczekiwanie na rozwój zdarzeń. Zwłaszcza, że teren był trudno dostępny dla zwykłych ciężarówek, z dala od domostw ludzkich, zaś substancje nie były toksyczne i niebezpieczne. Po nagłośnieniu sprawy w mediach uznaliśmy jednak, że nie można już dłużej czekać, gdyż ktoś celowo może doprowadzić do całkowitego rozszczelnienia obydwu pojemników. Uzyskałem zgodę wiceprezydenta Lewandowskiego na natychmiastowe zajęcie się problemem i tak też uczyniliśmy 
– wyjaśnia naczelnik Nowakowski.

Tymczasem okazuje się, że wbrew twierdzeniom urzędników, policja nie ustaliła jak dotąd sprawców porzucenia beczek z chemikaliami.
- Mamy ustalone dwie osoby podejrzewane o ten czyn, ale na razie szukamy dowodów ewentualnej ich winy i nie przedstawiono im żadnych zarzutów w tej sprawie. Na chwilę obecną nie można więc nawet mówić o nich jako o sprawcach 
– podsumowuje Agnieszka Żyłka, rzecznik prasowa zabrzańskiej policji.
Przemysław Jarasz
Głos Zabrza i Rudy Śl.


 

Polecane
Emerytury
Stażowe