M. Ossowski, red. nacz. "TS": Dulkiewicz nieraz udowodniła, że istotne dla mnie wartości dla niej nie mają znaczenia
Sądziłem jednak, że dotarła ona do granicy, której przekroczyć się nie da. Myliłem się. Jest mi przykro, że prezydent mojego miasta, miasta, w którym polskość po odzyskaniu niepodległości była brutalnie tępiona, które zostało tragicznie dotknięte wybuchem II wojny światowej, które wreszcie współcześnie stało się symbolem wolności i Solidarności, z pełnym przekonaniem i bez cienia zażenowania porównuje sytuację w Polsce do tej, jaka była w III Rzeszy. W retorykę pani prezydent wpisuje się też wypowiedź dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności, który – a jakże, w niemieckich mediach – odnosi się do ludzi zasilających oddziały WOT, nazywając służących w tej formacji żołnierzy niestabilnymi maniakami broni. Trudno nie odnieść wrażenia, że nie są to przypadkowe wypowiedzi, a wpisujące się w pewien trend zaplanowane działania. Jeśli do tego wszystkiego dołożymy płynące z tego samego środowiska głosy o odebraniu prawa do używania znaku Solidarności przez NSZZ „Solidarność” i zapowiedzi utworzenia Nowej Solidarności, otrzymamy obraz środowiska hołdującego stwierdzeniu, że polskość to nienormalność. Obrazu tego nie są w stanie zamazać płaczliwe wypowiedzi o zwalczaniu Gdańska przez rząd, zagrożonej praworządności czy wszechobecnym poczuciu zagrożenia. Tego typu postawy urzeczywistnionej wypowiedziami i całym szeregiem zachowań nie da się bowiem usprawiedliwić żadnym obiektywnym miernikiem oceny, w szczególności dozwoloną krytyką obozu rządzącego czy troską o lepszą i sprawiedliwszą Polskę. Nie potrafię sobie przypomnieć podobnych w tonie i sile przekazu wypowiedzi przedstawicieli innych narodów. I na myśl tylko cisną się słowa wypowiedziane przez Winstona Churchilla, że „niewiele jest zalet, których by Polacy nie mieli, i niewiele jest też wad, przed którymi umieliby się ustrzec”.