[Felieton "TS"] Grzegorz „GrzechG” Gołębiewski: Zjednoczona i podzielona prawica
Stanem powszechnym, w polskiej i światowej polityce, jest niepewność. Trzeba to przyjąć do wiadomości i działać w tych nowych, arcytrudnych warunkach. Skupiamy się – co zrozumiałe – na skutkach pandemii koronawirusa, na liczbie nowych przypadków, ofiarach śmiertelnych, ale COVID-19 wywrócił do góry nogami świat, w jakim żyliśmy dość bezpiecznie przez ostatnie dekady. Na to wszystko nakłada się wojna kulturowa, której ostrze wycelowane jest w nasz stary, dobry chrześcijański świat wartości. Polska, jak na razie, jest jego bastionem. Rządy PiS, po zwycięskich wyborach w 2019 i 2020 roku, zderzyły się więc z wieloma przeciwnościami natury globalnej, na które nie mają żadnego wpływu. To fakt niepodważalny, więc tym bardziej trzeba sobie postawić pytanie, co w takim razie czyni obóz władzy, by żadne wewnętrzne spory nie pogłębiały i tak już trudnej sytuacji politycznej i gospodarczej. Jak zachowują się ludzie władzy w tych nowych okolicznościach, czy są odpowiedzialni?
Odpowiedź jest krótka i prosta: wielu z nich niestety nie. Każda władza się zużywa, to banał. Każda władza w systemie demokratycznym narażona jest na wewnętrzne tarcia, więc spór, jaki nadal trwa w Zjednoczonej Prawicy, nie jest niczym wyjątkowym i z góry nagannym, bo każdy chce mieć w tym układzie jak najwięcej władzy i wpływów, by realizować swoją wizję państwa, wprowadzać w życie swój program polityczny. Niekwestionowanym liderem tego obozu jest Jarosław Kaczyński. To on wskazał Andrzeja Dudę jako kandydata PiS na Prezydenta RP, to on konsekwentnie realizuje od początku swojej kariery politycznej program budowy silnej, niepodległej Polski. Jest zrozumiałe, że są inni politycy, którzy mają ambicję zajęcia jego miejsca w przyszłości, ale mamy dziś taki czas, w którym każdy rozsądny i odpowiedzialny polityk prawicy powinien swoje rozdygotane ego włożyć do słoika i dobrze go zakręcić na co najmniej dwa, trzy lata. To prawda, że Jarosław Kaczyński chce wzmocnienia pozycji Mateusza Morawieckiego, bo najpewniej dostrzega potrzebę, by premierem był polityk, który potrafi uzyskać niezbędne kompromisy z niechętnym nam, co najmniej, dziś Zachodem. To wydaje się tak banalnie proste i oczywiste, a jednak przez moment byliśmy tylko krok od upadku rządu i przyspieszonych wyborów parlamentarnych. I zagrożenie to wcale nie minęło, choć liderzy podpisali porozumienie koalicyjne.
Można zrzucać ten brak odpowiedzialności części polityków władzy na oderwanie się od rzeczywistości, na „naturalne” dziś funkcjonowanie w różnych bańkach medialnych, co osłabia realny kontakt z rzeczywistością, ale niestety, tworzą się też „bańki polityczne”, równie oderwane od życia milionów ludzi, jak te medialne. W sytuacji, gdy za wschodnią granicą mamy potencjalnie ognisko wewnętrznej wojny i kolejnej inwazji Rosji i w momencie, gdy część elit zachodnich chce za wszelką cenę odwrócić bieg spraw w Polsce metodą „na praworządność”, można i trzeba powiedzieć to głośno, żeby „mniejsi” liderzy prawicy zeszli na ziemię. Właśnie teraz, tak jak nigdy po 1989 roku, potrzebny jest Polsce stabilny i sprawny rząd, niepodgryzany od wewnątrz przez osobiste ambicje i marzenia o sukcesji. Negowanie Jarosława Kaczyńskiego jako lidera obozu władzy, działania przeciwko premierowi, ciągłe targi, w sytuacji globalnego i wewnętrznego kryzysu, doprowadzą nie tylko do upadku rządu prawicy, ale przede wszystkim wywołają chaos i skończą się zepchnięciem Polski na polityczny margines Europy, ze wszystkimi tego politycznymi i gospodarczymi konsekwencjami.