Krzysztof Mroczko: Druga katastrofa, czyli jeszcze o filmie "Smoleńsk"

Katastrofa filmowa opowiadająca o katastrofie lotniczej czyli o tym, dlaczego po raz kolejny przegrywamy wojnę.
 Krzysztof Mroczko: Druga katastrofa, czyli jeszcze o filmie "Smoleńsk"
/ screen YouTube

Powoli cichnie wrzawa medialna po premierze filmu „Smoleńsk”. Opinie, podobnie jak w każdej innej sprawie w naszym kraju, były i wciąż są mocno podzielone. Niemniej jednak uważne spojrzenie na to, co proponuje sobą historia straszliwej katastrofy pokazuje również inną klęskę naszego państwa, które wciąż jeszcze istnieje jedynie teoretycznie, niezależnie od tego, że ostatnio podobno już posiada teoretyczną godność. Po raz kolejny okazuje się, że nie umiemy opowiadać historii o własnych dziejach.

Na ekranach nie tylko powtórzona została ogromna katastrofa, twórcy poszli o krok dalej i zafundowali widzom drugą katastrofę. Widz otrzymuje zatem coś w promocji, niczym w markecie. Podobnie jak w markecie, nabyty produkt pozostawia dużo do życzenia pod względem jakości. Niestety, reklamacji w tym zakresie pewnie nie będzie, choć może za lat kilkadziesiąt powstanie wreszcie film opowiadający o jednym z najważniejszych wydarzeń XXI wieku w sposób taki, by widzów po ekranizacji pozostawić z wrażeniem obcowania ze sztuką, a nie produkcyjniakiem stworzonym na potrzeby przewodniej siły narodu.

Smoleńsk, trzeba powiedzieć to otwarcie, to kolejna klęska polskiej kinematografii historycznej. To już nawet nie przegrana bitwa, ale cała seria bolesnych porażek. Skala jest tak duża, że właściwie można mówić już o zbliżającej się kapitulacji w wojnie. Smutne przykłady ostatnich lat, gnioty w postaci „Bitwy warszawskiej”, „Westerplatte” czy zgrzebna komiksowość „Miasta '44” pokazują, że zrobienie dobrego filmu historycznego jest w naszym kraju kompletnie niemożliwe. Nawet największe, w sensie rozmiarów choćby, dzieło jakim jest „Czas honoru”, najlepsze ujęcia posiada wówczas, gdy korzysta z wojennych kronik filmowych. Jedyny „Jack Strong”, opisujący historię pułkownika Kuklińskiego był w stanie przyciągnąć widzów do kin i sprawić, że wychodzili zadowoleni z seansu.

O co chodzi, skąd taka niemoc artystyczna twórców? Najczęściej odpowiada się na to pytanie, że są to filmy polityczne, więc paraliżuje się tutaj artyzm. Hm, banalność tego stwierdzenia jakoś do końca nie przekonuje, bo usprawiedliwia wszystkich odpowiedzialnych za artystyczną wizję filmu. Reżyser, scenarzysta czy aktorzy czują się zwolnieni z faktu dobrego wykonania swojej pracy, bo przecież trzeba poruszać się w ramach gatunku. Kompletna bzdura, o czym wszyscy zainteresowani wiedzą najlepiej. Nawet z kiepskiego scenariusza można coś wycisnąć, a tu nic, po prostu nic się nie dzieje.

Skąd wynika ta niemoc zatem? Jeszcze przed trzema dekadami powstawały w naszym kraju seriale i filmy historyczne, które do dziś można oglądać z poczuciem obcowania z dziełem sztuki. W czasach cenzury, zamówień politycznych, zakazu podejmowania określonych tematów twórcy starali się pokazać dane zagadnienia w taki sposób, by wydobyć z nich to co najlepsze pod każdym względem, również i artystycznym. I tak oglądamy „Hubala”. „Lotną”, „Westerplatte” (oczywiście to sprzed pół wieku) i całą masę innych filmów wojennych z prawdziwą przyjemnością.

Co tam zresztą największe tytuły, skoro mogły pod rządami generała Jaruzelskiego być kręcone takie seriale, które podejmowały trudne problemy śląskiej tożsamości narodowej, ich przywiązania do Polski i Niemiec, dramatów rodzinnych i innych. Dziś nikt nie ma żadnych wątpliwości, postaci są ciosane z jednej bryły i nie posiadają ani cienia ani choćby wątpliwości. Zęby bolą od samego patrzenia, a, jak już to dawno zauważyłem, na ekranie pocieranie się o siebie drewnianych postaci ognia nie wywołuje. Socrealizm serialowy i filmowy sprawia, że o historii najlepiej opowiadały przedstawienia zrealizowane w ramach Teatru Telewizji.

Na wstępie pisałem o przegrywaniu wojny. Zupełnie słusznie, o czym niewiele osób chce w ogóle wiedzieć. Dopóki nie nauczymy się robić porządnych realizacji, o tyle możemy zapomnieć o istnieniu naszej obecności w historii. Niemcy zrobili swój serial, Rosjanie co chwilę kręcą jakiś film lub serial, a naszym dokonaniem jest po raz kolejny zaprzepaszczenie szansy na to, by opowiedzieć o najgorszej w dziejach naszego kraju katastrofie lotniczej w sposób taki, by poza opowiadaniem fabuły pokazać również warsztat i artyzm. Na razie mamy zaś poziom amatorskich grup rekonstrukcyjnych, które może i są ładnie ubrane, ale na tym kończą się ich możliwości. W ten sposób wojna o pamięć jest przegrana, co dostrzec można gołym okiem nawet nie będąc krytykiem filmowym.

Minęło pięćset lat od chwili, gdy Jan Kochanowski pisał: „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi”. Jak pokazuje to historia polskiego filmu historycznego, poeta prawdziwym wieszczem był, jego słowa są ważne. Nie tylko zresztą w tym aspekcie, ale to już temat na kolejną opowieść.


 

POLECANE
Dane z 97 proc. obwodów. Oto wyniki z ostatniej chwili
Dane z 97 proc. obwodów. Oto wyniki

Rafał Trzaskowski przed Karolem Nawrockim po pierwszej turze wyborów prezydenckich. PKW podała dane z 97,06 proc. obwodów.

Wybory prezydenckie 2025. Są wyniki late poll Ipsos z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie 2025. Są wyniki late poll Ipsos

Tuż po północy pracownia Ipsos opublikowała wyniki late poll. Rafał Trzaskowski zdobył 31,1 proc. głosów, a Karol Nawrocki 29,1 proc. i to oni zmierzą się w drugiej turze wyborów prezydenckich.

Joe Biden ciężko chory. Agresywna forma raka z ostatniej chwili
Joe Biden ciężko chory. "Agresywna forma raka"

Były prezydent USA Joe Biden zmaga się z agresywnym rakiem prostaty Gleason 9 z przerzutami do kości.

Jarosław Kaczyński dla Tysol.pl: Prawica wyraźnie wygrała z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński dla Tysol.pl: Prawica wyraźnie wygrała

- Wynik jest z naszego punktu widzenia bardzo korzystny i dający otwarcie na zwycięstwo - powiedział dziś w rozmowie z Tysol.pl Jarosław Kaczyński, prezes PiS.

Trzaskowski kontra Nawrocki w drugiej turze. Pierwszy taki sondaż z ostatniej chwili
Trzaskowski kontra Nawrocki w drugiej turze. Pierwszy taki sondaż

Rafał Trzaskowski w drugiej turze wyborów prezydenckich może liczyć na 46 proc. głosów. Karol Nawrocki cieszy się poparciem 44 proc. — wynika z sondażu Opinia24 dla TVN24.

Polonia z Kanady wybrała Karola Nawrockiego pilne
Polonia z Kanady wybrała Karola Nawrockiego

Karol Nawrocki okazał się zwycięzcą wśród osób głosujących w Kanadzie - wynika z danych Państwowej Komisji Wyborczej. Kandydat wspierany przez PiS zdobył 42,65 proc. głosów, podczas gdy Rafał Trzaskowski - 27,73 proc.

Kogo poprą wyborcy Razem? Zandberg: Wyborcy to mądrzy ludzie, którzy mają swoje poglądy pilne
Kogo poprą wyborcy Razem? Zandberg: "Wyborcy to mądrzy ludzie, którzy mają swoje poglądy"

Jak wynika z sondażu exit poll wykonanego przez Ipsos dla TVP, TVN24 i Polsat News, Adrian Zandberg uzyskał 5,2 proc. poparcia zajmując piąte miejsce w niedzielnych wyborach prezydenckich.

Kogo poprze Mentzen w drugiej turze? Znamienne słowa z ostatniej chwili
Kogo poprze Mentzen w drugiej turze? Znamienne słowa

Sławomir Mentzen zabrał głos po ogłoszeniu wyników exit poll pierwszej tury wyborów prezydenckich.

Karol Nawrocki liderem pierwszej tury wśród Polonii w USA z ostatniej chwili
Karol Nawrocki liderem pierwszej tury wśród Polonii w USA

Karol Nawrocki okazał się zwycięzcą wśród osób głosujących w Stanach Zjednoczonych - wynika z danych Państwowej Komisji Wyborczej. Kandydat wspierany przez PiS zdobył 42,3 proc. głosów, podczas gdy Rafał Trzaskowski - niecałe 30 proc.

Wiemy w których województwach wygrał Nawrocki, a w których Trzaskowski z ostatniej chwili
Wiemy w których województwach wygrał Nawrocki, a w których Trzaskowski

Karol Nawrocki w I turze wyborów prezydenckich zwyciężył w w sześciu województwach, a Rafał Trzaskowski w 10 - wynika z sondażu exit poll przeprowadzonego przez Ipsos dla TVN24, Polsat News i TVP.

REKLAMA

Krzysztof Mroczko: Druga katastrofa, czyli jeszcze o filmie "Smoleńsk"

Katastrofa filmowa opowiadająca o katastrofie lotniczej czyli o tym, dlaczego po raz kolejny przegrywamy wojnę.
 Krzysztof Mroczko: Druga katastrofa, czyli jeszcze o filmie "Smoleńsk"
/ screen YouTube

Powoli cichnie wrzawa medialna po premierze filmu „Smoleńsk”. Opinie, podobnie jak w każdej innej sprawie w naszym kraju, były i wciąż są mocno podzielone. Niemniej jednak uważne spojrzenie na to, co proponuje sobą historia straszliwej katastrofy pokazuje również inną klęskę naszego państwa, które wciąż jeszcze istnieje jedynie teoretycznie, niezależnie od tego, że ostatnio podobno już posiada teoretyczną godność. Po raz kolejny okazuje się, że nie umiemy opowiadać historii o własnych dziejach.

Na ekranach nie tylko powtórzona została ogromna katastrofa, twórcy poszli o krok dalej i zafundowali widzom drugą katastrofę. Widz otrzymuje zatem coś w promocji, niczym w markecie. Podobnie jak w markecie, nabyty produkt pozostawia dużo do życzenia pod względem jakości. Niestety, reklamacji w tym zakresie pewnie nie będzie, choć może za lat kilkadziesiąt powstanie wreszcie film opowiadający o jednym z najważniejszych wydarzeń XXI wieku w sposób taki, by widzów po ekranizacji pozostawić z wrażeniem obcowania ze sztuką, a nie produkcyjniakiem stworzonym na potrzeby przewodniej siły narodu.

Smoleńsk, trzeba powiedzieć to otwarcie, to kolejna klęska polskiej kinematografii historycznej. To już nawet nie przegrana bitwa, ale cała seria bolesnych porażek. Skala jest tak duża, że właściwie można mówić już o zbliżającej się kapitulacji w wojnie. Smutne przykłady ostatnich lat, gnioty w postaci „Bitwy warszawskiej”, „Westerplatte” czy zgrzebna komiksowość „Miasta '44” pokazują, że zrobienie dobrego filmu historycznego jest w naszym kraju kompletnie niemożliwe. Nawet największe, w sensie rozmiarów choćby, dzieło jakim jest „Czas honoru”, najlepsze ujęcia posiada wówczas, gdy korzysta z wojennych kronik filmowych. Jedyny „Jack Strong”, opisujący historię pułkownika Kuklińskiego był w stanie przyciągnąć widzów do kin i sprawić, że wychodzili zadowoleni z seansu.

O co chodzi, skąd taka niemoc artystyczna twórców? Najczęściej odpowiada się na to pytanie, że są to filmy polityczne, więc paraliżuje się tutaj artyzm. Hm, banalność tego stwierdzenia jakoś do końca nie przekonuje, bo usprawiedliwia wszystkich odpowiedzialnych za artystyczną wizję filmu. Reżyser, scenarzysta czy aktorzy czują się zwolnieni z faktu dobrego wykonania swojej pracy, bo przecież trzeba poruszać się w ramach gatunku. Kompletna bzdura, o czym wszyscy zainteresowani wiedzą najlepiej. Nawet z kiepskiego scenariusza można coś wycisnąć, a tu nic, po prostu nic się nie dzieje.

Skąd wynika ta niemoc zatem? Jeszcze przed trzema dekadami powstawały w naszym kraju seriale i filmy historyczne, które do dziś można oglądać z poczuciem obcowania z dziełem sztuki. W czasach cenzury, zamówień politycznych, zakazu podejmowania określonych tematów twórcy starali się pokazać dane zagadnienia w taki sposób, by wydobyć z nich to co najlepsze pod każdym względem, również i artystycznym. I tak oglądamy „Hubala”. „Lotną”, „Westerplatte” (oczywiście to sprzed pół wieku) i całą masę innych filmów wojennych z prawdziwą przyjemnością.

Co tam zresztą największe tytuły, skoro mogły pod rządami generała Jaruzelskiego być kręcone takie seriale, które podejmowały trudne problemy śląskiej tożsamości narodowej, ich przywiązania do Polski i Niemiec, dramatów rodzinnych i innych. Dziś nikt nie ma żadnych wątpliwości, postaci są ciosane z jednej bryły i nie posiadają ani cienia ani choćby wątpliwości. Zęby bolą od samego patrzenia, a, jak już to dawno zauważyłem, na ekranie pocieranie się o siebie drewnianych postaci ognia nie wywołuje. Socrealizm serialowy i filmowy sprawia, że o historii najlepiej opowiadały przedstawienia zrealizowane w ramach Teatru Telewizji.

Na wstępie pisałem o przegrywaniu wojny. Zupełnie słusznie, o czym niewiele osób chce w ogóle wiedzieć. Dopóki nie nauczymy się robić porządnych realizacji, o tyle możemy zapomnieć o istnieniu naszej obecności w historii. Niemcy zrobili swój serial, Rosjanie co chwilę kręcą jakiś film lub serial, a naszym dokonaniem jest po raz kolejny zaprzepaszczenie szansy na to, by opowiedzieć o najgorszej w dziejach naszego kraju katastrofie lotniczej w sposób taki, by poza opowiadaniem fabuły pokazać również warsztat i artyzm. Na razie mamy zaś poziom amatorskich grup rekonstrukcyjnych, które może i są ładnie ubrane, ale na tym kończą się ich możliwości. W ten sposób wojna o pamięć jest przegrana, co dostrzec można gołym okiem nawet nie będąc krytykiem filmowym.

Minęło pięćset lat od chwili, gdy Jan Kochanowski pisał: „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi”. Jak pokazuje to historia polskiego filmu historycznego, poeta prawdziwym wieszczem był, jego słowa są ważne. Nie tylko zresztą w tym aspekcie, ale to już temat na kolejną opowieść.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe