Trump wygrał właśnie dlatego

Co przesądziło o zwycięstwie Trumpa? Oczywistością jest, że Kamala Harris była słabą kandydatką, bez pomysłu na przekonanie do siebie wyborców. Oczywiście, że kluczowe w zwycięstwie Trumpa były dwa główne tematy, czyli migracja i inflacja, w sprawie których ludzie mieli dużo większe zaufanie do Trumpa. Jednak decydujące okazały się inne, o wiele poważniejsze czynniki.
Donald Trump Trump wygrał właśnie dlatego
Donald Trump / Wikipedia CC BY-SA 3,0 Gage Skidmore

Jednak decydujące okazały się inne, o wiele poważniejsze czynniki. Wynikają one z głębokich przemian, jakie zachodzą w USA. I z działania zbiorowej podświadomości.


Koszmarne dysproporcje

Absolutnie decydującą polityczną rolę odegrało stałe, postępujące od dziesięcioleci obniżanie się poziomu życia, w połączeniu z niewiarą, że demokraci lub republikanie mogą zatrzymać ten proces. Czegoś takiego jeszcze nie było w historii USA. Stany rozwijały się i osiągnęły relatywnie najwyższy poziom życia na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku. Od tego czasu była już wyłącznie jazda w dół dla - podkreślam to bardzo mocno - całej "working class" ("klasy pracującej") i większości należących do klasy średniej. Istnieje silna pamięć o tym okresie w historii Stanów, stąd chwytliwość głównego hasła Trumpa, wzywającego, by "znów uczynić Amerykę wspaniałą". Mityczny powrót do "złotego wieku". Bo współczesność jest daleka od zapamiętanej świetności. Dane statystyczne stawiają włosy na głowie: mniej niż 20 tysięcy najbogatszych amerykańskich gospodarstw domowych kontroluje obecnie ponad jedną dziesiątą bogactwa kraju. 1% najbogatszych posiada ponad 31% bogactwa, podczas gdy 50% najuboższych, czyli ponad 92 miliony gospodarstw domowych, mają nie więcej niż 2.5%, co w praktyce oznacza, że ci ludzie mają jedynie potężne zadłużenie na kartach kredytowych. Kongresowe Biuro Budżetowe poinformowało, że średni dochód roczny 1% najlepiej zarabiających wyniósł ponad 3,1 mln USD na głowę, czyli 42-krotność średniego dochodu gospodarstw domowych w dolnych 90%. W roku 1979, ta dysproporcja wynosiła zaledwie 12 do 1. Aż 95% zysków ekonomicznych po ożywieniu gospodarczym, które rozpoczęło się po kryzysie w roku 2007, trafiło do 1% najbogatszych Amerykanów. W czasie pandemii COVID-19 majątek miliarderów w USA wzrósł o 70%, podczas gdy setki tysięcy małych biznesów padły.

 

Globalizacja, bieda i obojętność władz

Dlaczego tak się dzieje? W Stanach wielkie korporacje przestały produkować i zatrudniać. Jest to efekt globalizacji - upadek przemysłu zatrudniającego robotnika amerykańskiego, zastąpienie go tańszym pracownikiem azjatyckim - chińskim lub indyjskim. Ofiarami zubożenia lub zabójczej stagnacji stały się miliony Amerykanów. I - co decydujące - ani demokraci ani republikanie nie umieli sobie z tym poradzić, składając przedwyborcze obietnice po to, by nigdy ich nie dotrzymywać. Kolejne rządy i kolejni prezydenci ten kolosalny problem pozornie lekceważyli, ale w rzeczywistości zawsze byli tak uwikłani finansowo i politycznie w siatkę trwałych zależności od wielkiego biznesu, że nie chcieli lub nie mogli niczego zmienić. Dlatego nastał - po raz pierwszy w historii USA - czas na kandydata antysystemowego. Był już taki przed wielu laty - Ross Perot, ale okazało się, że kandydat niezależny, spoza dwu najważniejszych partii, nie ma szans, bo tylko dwie partie mają pieniądze, aparat wykonawczy i struktury w każdym z 50 stanów.

 

Czas na "buntownika"

Trump to rozumiał i dlatego kandydował zarówno w roku 2016 jak i w 2020 i 2024 jako republikanin. Jednak Trump - wszyscy to wiedzą - nie ma nic wspólnego z głównym nurtem partii republikańskiej. Partyjne elity go nie chciały. Postrzegały go jako groźnego, brutalnego buntownika. Dlatego musiał najpierw je pokonać i trwale zmienić partię republikańską. Udało mu się to, bo tak zadecydowali republikańscy wyborcy - już trzy razy nominując go na swojego kandydata. Też widzieli w nim realizację archetypu "buntownika". Z tą podstawową różnicą, że oni właśnie czekali na kogoś takiego. Kogoś, kto bez wahania przewróci stolik, na którym od niepamiętnych czasów rozgrywana jest jałowa partia politycznych szachów pomiędzy republikanami i demokratami. I Trump to zrobił. Spójrzcie na ludzi, których wyznacza dziś do swojego gabinetu - to sami antysystemowi buntownicy!

Trump jest indywidualnością ponadpartyjną i Jungowski archetyp "buntownika" idealnie do niego pasował. Szwajcarski psychiatra Carl Jung wyodrębnił 12 archetypów osobowości, które są zarazem symbolami kulturowymi i obrazami funkcjonującymi w zbiorowej "nieświadomości". One rządzą z ukrycia naszym postrzeganiem innych ludzi. Gdy polityk wceluje w któryś z tych pozytywnych archetypów, zaczyna się jazda! Trump wcelował. Był "aideologiczny", a w swoim programie powoływał się stale na zdrowy rozsądek, logikę i racjonalne podejście do problemów. To zadziałało, ponieważ obecna polityka jest opętana ideologicznie i utraciła racjonalizm. Wzywał do zdroworozsądkowej rewolucji. Przykłady z brzegu: pierwsze, co zrobił Biden, gdy został prezydentem, to wydanie nakazu przyjmowania mężczyzn, którzy uważają się za kobiety, do żeńskich konkurencji w sporcie. Oraz ogłoszenie zakazu wiercenia nowych złóż gazu i ropy. I otwarcie granicy z Meksykiem. A Trump zapowiada, że natychmiast to zmieni. Tym buntem w imię rozsądku trafia do wyborcy jak nikt wcześniej.

 

Demokraci z "buntownika" stworzyli "bohatera"

Bardzo ważnym czynnikiem, który zadecydował o jego zwycięstwie, był kolosalny błąd jaki popełniły wspólnie partia demokratyczna, administracja Bidena i media tzw. "głównego nurtu". Chcieli zniszczyć Trumpa i osiągnęli dokładnie przeciwny rezultat. Wzmocnili go i zmienili mu Jungowski dobry archetyp na wręcz idealny. W ogóle nie odczytali, jaki archetyp Trump ucieleśniał i wszystkimi swoimi akcjami przeciwko niemu tylko jego zgodność z archetypem nadmuchiwali jak gigantyczny balon, wzmacniali każdym kolejnym procesem sądowym i każdą kolejną plotką o "rosyjskich wpływach". Od swoich wrogów otrzymał więc najlepszy prezent: idealną, doskonale pasującą do niego narrację. Przecież archetypowy "buntownik" musi być prześladowany przez zgniłą władzę i okrutnego tyrana. Gdy do niego strzelają, kula mija jego głowę o pół centymetra, bo Opatrzność chroni buntownika w słusznej sprawie. I w ten sposób przekształca go w "bohatera", który niczego i nikogo się nie boi, nigdy nie poddaje, nie ustępuje, a los - pod wrażeniem jego stanowczości - bezwarunkowo mu sprzyja. Trump, głoszący hasła walki z "deep state" ("głębokim państwem") , prezentował się się jako jedyny rycerz, zdolny do pokonania tego jadowitego smoka. I stał się właśnie głównym celem ataków państwa, które chciało go zniszczyć finansowo, upokorzyć, poniżyć aresztowaniami i zmuszaniem do zbędnego siedzenia w sali sądowej, wykorzystywało Departament Sprawiedliwości do prób umieszczenia go w więzieniu, nasyłało na niego FBI, atakowało jego rodzinę, zarzucało mu - bezpodstawnie - podległość wrogom USA (obalone zarzuty o wpływie Rosji na wybory), usiłowało usunąć z list wyborczych. Państwo udowadniało tym samym, że jest potworem. Do tego trzeba dodać podejrzaną nieudolność Secret Service w przypadku tylko o włos nieudanego zamachu na Trumpa. To wszystko miało kolosalny i dokładnie odwrotny skutek od zamierzonego: nie pokonało Trumpa, ale wprowadziło go w symboliczną rolę natchnionego bohatera, walczącego - w imię interesów milionów tych dolnych 50% - ze skorumpowaną, bezczynną, nieudolną, kłamliwą i obojętną na los zwyczajnych ludzi władzą. Narracja ta miała swój moment kulminacyjny, zapamiętany przez miliony. Metamorfoza "buntownika" w "bohatera" nastąpiła z chwilą, gdy po strzale zamachowca, z twarzą zalaną krwią, Trump wzniósł w górę zaciśniętą pięść i zawołał "walczcie, walczcie!". Twórcy literatury rycerskiej lepiej by tego nie wymyślili.

 

Teraz czeka go wcielenie w archetyp "władcy"

Trump symbolizuje więc dziś nie tylko sprzeciw, opór, bunt, ale także niezłomność, odwagę i determinację. Tego w amerykańskiej polityce jeszcze nie było. Żaden polityk nie może wymarzyć sobie niczego lepszego - takiego wpisania się w zbiorową podświadomość. Zarzuty, że jest populistą, to dla "bohatera" najwyższy komplement. Jako były "buntownik", a obecnie "bohater" popierany przez lud, ze swej natury musi być populistą. To jego sposób istnienia i gwarancja zwycięstw.

A co będzie dalej i jak Trump zmierzy się z wejściem w rolę kolejnego archetypu, który na niego czeka - archetypu "władcy"? Zobaczymy. Pamiętając, że bycie "królem" jest znacznie trudniejsze niż "buntownikiem" czy "bohaterem".


 

POLECANE
Nawrocki wyprzedził Tuska. Najnowszy sondaż zaufania z ostatniej chwili
Nawrocki wyprzedził Tuska. Najnowszy sondaż zaufania

Pracownia IBRiS na zlecenie Onetu przeprowadziła sondaż, w jakim zadała pytanie, którym politykom najbardziej ufają Polacy. Jak się okazuje, w czołówce doszło do zaskakujących zmian.

Trump zaczął porządki. Stan wyjątkowy na granicy z Meksykiem z ostatniej chwili
Trump zaczął porządki. Stan wyjątkowy na granicy z Meksykiem

Donald Trump po zaprzysiężeniu na prezydenta podpisał niezwłocznie ponad 20 rozporządzeń i dokumentów, wcielając tym samym w życie swoje obietnice wyborcze.

Projekt korekty płci ma zielone światło pilne
Projekt korekty płci ma zielone światło

"Rząd prawdopodobnie skieruje do Sejmu projekt o uzgodnieniu płci. Chodzi o to, by osoby transpłciowe nie musiały pozywać własnych rodziców" – pisze we wtorek "Rzeczpospolita".

Grenlandia. Co zrobi Donald Trump? tylko u nas
Grenlandia. Co zrobi Donald Trump?

6 czerwca 1951 roku amerykańska marynarka wojenna rozpoczęła gigantyczną, tajną operację pod kryptonimem Blue Jay (Niebieska Sójka). Ze stoczni w Norfolk w Wirginii wypłynęła flotylla 120 statków z dwunastoma tysiącami ludzi na pokładzie i ładunkiem ponad 300 tysięcy ton. Celem była Grenlandia.

Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz o przyszłych relacjach z Trumpem: Będą dużo bardziej transakcyjne polityka
Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz o przyszłych relacjach z Trumpem: Będą dużo bardziej transakcyjne

– Relacje będą dużo bardziej transakcyjne – stwierdziła na antenie TVN24 minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Wyjaśniła również, że przemówienie prezydenta USA Donalda Trumpa "nie było łączące", a także, że zostało ono skierowane głównie do Amerykanów.

Joe Biden: Opuszczam urząd, ale nie odpuszczam walki polityka
Joe Biden: Opuszczam urząd, ale nie odpuszczam walki

W poniedziałek Donald Trump został uroczyście zaprzysiężony na 47. prezydenta USA. Jego poprzednik Joe Biden podczas wizyty w bazie wojskowej Joint Base Andrews w Maryland skomentował przemówienie Trumpa.

Nasze kraje łączą wieloletnie więzi przyjaźni. Prezydent Andrzej Duda pogratulował Trumpowi polityka
"Nasze kraje łączą wieloletnie więzi przyjaźni". Prezydent Andrzej Duda pogratulował Trumpowi

Prezydent Andrzej Duda za pośrednictwem portalu X z okazji zaprzysiężenia na prezydenta USA złożył gratulacje Donaldowi Trumpowi. Polski przywódca liczy na dalszy rozwój polsko-amerykańskich relacji. "Nasze kraje łączą wieloletnie więzi przyjaźni" – napisał Andrzej Duda.

Kazachstan: Sześciu policjantów skazanych za tortury Wiadomości
Kazachstan: Sześciu policjantów skazanych za tortury

Na trzy lata więzienia oraz pozbawienie stopni służbowych skazał sąd w mieście Kaskełen w obwodzie ałmackim na południu Kazachstanu sześciu funkcjonariuszy policji, którym udowodniono stosowanie tortur podczas zamieszek w styczniu 2022 r. – poinformował portal Radia Swoboda.

Donald Tusk pogratulował Donaldowi Trumpowi z ostatniej chwili
Donald Tusk pogratulował Donaldowi Trumpowi

W poniedziałek Donald Trump został zaprzysiężony na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wcześniej na 50. wiceprezydenta USA został zaprzysiężony JD Vance. Donaldowi Trumpowi pogratulował… Donald Tusk.

Donald Trump ogłasza koniec Zielonego Ładu. Beata Szydło: Czas na Unię Europejską z ostatniej chwili
Donald Trump ogłasza koniec Zielonego Ładu. Beata Szydło: Czas na Unię Europejską

– Ogłoszę dziś stan wyjątkowy w energetyce, będziemy "wiercić, kochanie, wiercić" – powiedział prezydent Donald Trump w przemówieniu inauguracyjnym. Zapowiedział też zakończenie Nowego Zielonego Ładu i wycofanie przepisów promujących samochody elektryczne.

REKLAMA

Trump wygrał właśnie dlatego

Co przesądziło o zwycięstwie Trumpa? Oczywistością jest, że Kamala Harris była słabą kandydatką, bez pomysłu na przekonanie do siebie wyborców. Oczywiście, że kluczowe w zwycięstwie Trumpa były dwa główne tematy, czyli migracja i inflacja, w sprawie których ludzie mieli dużo większe zaufanie do Trumpa. Jednak decydujące okazały się inne, o wiele poważniejsze czynniki.
Donald Trump Trump wygrał właśnie dlatego
Donald Trump / Wikipedia CC BY-SA 3,0 Gage Skidmore

Jednak decydujące okazały się inne, o wiele poważniejsze czynniki. Wynikają one z głębokich przemian, jakie zachodzą w USA. I z działania zbiorowej podświadomości.


Koszmarne dysproporcje

Absolutnie decydującą polityczną rolę odegrało stałe, postępujące od dziesięcioleci obniżanie się poziomu życia, w połączeniu z niewiarą, że demokraci lub republikanie mogą zatrzymać ten proces. Czegoś takiego jeszcze nie było w historii USA. Stany rozwijały się i osiągnęły relatywnie najwyższy poziom życia na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku. Od tego czasu była już wyłącznie jazda w dół dla - podkreślam to bardzo mocno - całej "working class" ("klasy pracującej") i większości należących do klasy średniej. Istnieje silna pamięć o tym okresie w historii Stanów, stąd chwytliwość głównego hasła Trumpa, wzywającego, by "znów uczynić Amerykę wspaniałą". Mityczny powrót do "złotego wieku". Bo współczesność jest daleka od zapamiętanej świetności. Dane statystyczne stawiają włosy na głowie: mniej niż 20 tysięcy najbogatszych amerykańskich gospodarstw domowych kontroluje obecnie ponad jedną dziesiątą bogactwa kraju. 1% najbogatszych posiada ponad 31% bogactwa, podczas gdy 50% najuboższych, czyli ponad 92 miliony gospodarstw domowych, mają nie więcej niż 2.5%, co w praktyce oznacza, że ci ludzie mają jedynie potężne zadłużenie na kartach kredytowych. Kongresowe Biuro Budżetowe poinformowało, że średni dochód roczny 1% najlepiej zarabiających wyniósł ponad 3,1 mln USD na głowę, czyli 42-krotność średniego dochodu gospodarstw domowych w dolnych 90%. W roku 1979, ta dysproporcja wynosiła zaledwie 12 do 1. Aż 95% zysków ekonomicznych po ożywieniu gospodarczym, które rozpoczęło się po kryzysie w roku 2007, trafiło do 1% najbogatszych Amerykanów. W czasie pandemii COVID-19 majątek miliarderów w USA wzrósł o 70%, podczas gdy setki tysięcy małych biznesów padły.

 

Globalizacja, bieda i obojętność władz

Dlaczego tak się dzieje? W Stanach wielkie korporacje przestały produkować i zatrudniać. Jest to efekt globalizacji - upadek przemysłu zatrudniającego robotnika amerykańskiego, zastąpienie go tańszym pracownikiem azjatyckim - chińskim lub indyjskim. Ofiarami zubożenia lub zabójczej stagnacji stały się miliony Amerykanów. I - co decydujące - ani demokraci ani republikanie nie umieli sobie z tym poradzić, składając przedwyborcze obietnice po to, by nigdy ich nie dotrzymywać. Kolejne rządy i kolejni prezydenci ten kolosalny problem pozornie lekceważyli, ale w rzeczywistości zawsze byli tak uwikłani finansowo i politycznie w siatkę trwałych zależności od wielkiego biznesu, że nie chcieli lub nie mogli niczego zmienić. Dlatego nastał - po raz pierwszy w historii USA - czas na kandydata antysystemowego. Był już taki przed wielu laty - Ross Perot, ale okazało się, że kandydat niezależny, spoza dwu najważniejszych partii, nie ma szans, bo tylko dwie partie mają pieniądze, aparat wykonawczy i struktury w każdym z 50 stanów.

 

Czas na "buntownika"

Trump to rozumiał i dlatego kandydował zarówno w roku 2016 jak i w 2020 i 2024 jako republikanin. Jednak Trump - wszyscy to wiedzą - nie ma nic wspólnego z głównym nurtem partii republikańskiej. Partyjne elity go nie chciały. Postrzegały go jako groźnego, brutalnego buntownika. Dlatego musiał najpierw je pokonać i trwale zmienić partię republikańską. Udało mu się to, bo tak zadecydowali republikańscy wyborcy - już trzy razy nominując go na swojego kandydata. Też widzieli w nim realizację archetypu "buntownika". Z tą podstawową różnicą, że oni właśnie czekali na kogoś takiego. Kogoś, kto bez wahania przewróci stolik, na którym od niepamiętnych czasów rozgrywana jest jałowa partia politycznych szachów pomiędzy republikanami i demokratami. I Trump to zrobił. Spójrzcie na ludzi, których wyznacza dziś do swojego gabinetu - to sami antysystemowi buntownicy!

Trump jest indywidualnością ponadpartyjną i Jungowski archetyp "buntownika" idealnie do niego pasował. Szwajcarski psychiatra Carl Jung wyodrębnił 12 archetypów osobowości, które są zarazem symbolami kulturowymi i obrazami funkcjonującymi w zbiorowej "nieświadomości". One rządzą z ukrycia naszym postrzeganiem innych ludzi. Gdy polityk wceluje w któryś z tych pozytywnych archetypów, zaczyna się jazda! Trump wcelował. Był "aideologiczny", a w swoim programie powoływał się stale na zdrowy rozsądek, logikę i racjonalne podejście do problemów. To zadziałało, ponieważ obecna polityka jest opętana ideologicznie i utraciła racjonalizm. Wzywał do zdroworozsądkowej rewolucji. Przykłady z brzegu: pierwsze, co zrobił Biden, gdy został prezydentem, to wydanie nakazu przyjmowania mężczyzn, którzy uważają się za kobiety, do żeńskich konkurencji w sporcie. Oraz ogłoszenie zakazu wiercenia nowych złóż gazu i ropy. I otwarcie granicy z Meksykiem. A Trump zapowiada, że natychmiast to zmieni. Tym buntem w imię rozsądku trafia do wyborcy jak nikt wcześniej.

 

Demokraci z "buntownika" stworzyli "bohatera"

Bardzo ważnym czynnikiem, który zadecydował o jego zwycięstwie, był kolosalny błąd jaki popełniły wspólnie partia demokratyczna, administracja Bidena i media tzw. "głównego nurtu". Chcieli zniszczyć Trumpa i osiągnęli dokładnie przeciwny rezultat. Wzmocnili go i zmienili mu Jungowski dobry archetyp na wręcz idealny. W ogóle nie odczytali, jaki archetyp Trump ucieleśniał i wszystkimi swoimi akcjami przeciwko niemu tylko jego zgodność z archetypem nadmuchiwali jak gigantyczny balon, wzmacniali każdym kolejnym procesem sądowym i każdą kolejną plotką o "rosyjskich wpływach". Od swoich wrogów otrzymał więc najlepszy prezent: idealną, doskonale pasującą do niego narrację. Przecież archetypowy "buntownik" musi być prześladowany przez zgniłą władzę i okrutnego tyrana. Gdy do niego strzelają, kula mija jego głowę o pół centymetra, bo Opatrzność chroni buntownika w słusznej sprawie. I w ten sposób przekształca go w "bohatera", który niczego i nikogo się nie boi, nigdy nie poddaje, nie ustępuje, a los - pod wrażeniem jego stanowczości - bezwarunkowo mu sprzyja. Trump, głoszący hasła walki z "deep state" ("głębokim państwem") , prezentował się się jako jedyny rycerz, zdolny do pokonania tego jadowitego smoka. I stał się właśnie głównym celem ataków państwa, które chciało go zniszczyć finansowo, upokorzyć, poniżyć aresztowaniami i zmuszaniem do zbędnego siedzenia w sali sądowej, wykorzystywało Departament Sprawiedliwości do prób umieszczenia go w więzieniu, nasyłało na niego FBI, atakowało jego rodzinę, zarzucało mu - bezpodstawnie - podległość wrogom USA (obalone zarzuty o wpływie Rosji na wybory), usiłowało usunąć z list wyborczych. Państwo udowadniało tym samym, że jest potworem. Do tego trzeba dodać podejrzaną nieudolność Secret Service w przypadku tylko o włos nieudanego zamachu na Trumpa. To wszystko miało kolosalny i dokładnie odwrotny skutek od zamierzonego: nie pokonało Trumpa, ale wprowadziło go w symboliczną rolę natchnionego bohatera, walczącego - w imię interesów milionów tych dolnych 50% - ze skorumpowaną, bezczynną, nieudolną, kłamliwą i obojętną na los zwyczajnych ludzi władzą. Narracja ta miała swój moment kulminacyjny, zapamiętany przez miliony. Metamorfoza "buntownika" w "bohatera" nastąpiła z chwilą, gdy po strzale zamachowca, z twarzą zalaną krwią, Trump wzniósł w górę zaciśniętą pięść i zawołał "walczcie, walczcie!". Twórcy literatury rycerskiej lepiej by tego nie wymyślili.

 

Teraz czeka go wcielenie w archetyp "władcy"

Trump symbolizuje więc dziś nie tylko sprzeciw, opór, bunt, ale także niezłomność, odwagę i determinację. Tego w amerykańskiej polityce jeszcze nie było. Żaden polityk nie może wymarzyć sobie niczego lepszego - takiego wpisania się w zbiorową podświadomość. Zarzuty, że jest populistą, to dla "bohatera" najwyższy komplement. Jako były "buntownik", a obecnie "bohater" popierany przez lud, ze swej natury musi być populistą. To jego sposób istnienia i gwarancja zwycięstw.

A co będzie dalej i jak Trump zmierzy się z wejściem w rolę kolejnego archetypu, który na niego czeka - archetypu "władcy"? Zobaczymy. Pamiętając, że bycie "królem" jest znacznie trudniejsze niż "buntownikiem" czy "bohaterem".



 

Polecane
Emerytury
Stażowe