[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak OV: Wiara w kryzysie
![Syn Marnotrawny, John Macallan Swan 1888 [Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak OV: Wiara w kryzysie](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c/uploads/news/137882/1743349644809375af8fc1f2d301be40.jpg)
Powody dramatu
Zwykle, kiedy przyglądałam się przypowieści o synu marnotrawnym, znacznie bardziej wzrok mój padał na miłosiernego ojca lub starszego syna. Tym razem jednak to kryzys relacyjny młodszego syna, który zaowocował jego finansowym, moralnym i emocjonalnym bankructwem, wydobył mi się na powierzchnię tego biblijnego tekstu znacznie bardziej niż cokolwiek innego.
Na ogół patrząc na młodszego syna widzimy egoistycznego gnojka, który chce sobie poużywać życia w najniższych jego aspektach i na ten cel wyrzuca wszelkie swoje środki, wynikające z rodzinnej schedy. Tyle tylko, że nie patrzymy wtedy na sprawę z szerszej perspektywy. Co, poza niefrasobliwością młodzika, mogło być powodem tak ekstremalnego ruchu jak porzucenie własnej rodziny? Biorąc pod uwagę reakcję starszego brata na powrót młodego, mogło chodzić o jakiś spór między nimi, o wypominanie młodemu, że nie jest dziedzicem włości i należy mu się jedynie połowa rodzinnych pieniędzy, ale już nie dom i ziemia. Mógł nie czuć się tam chciany. A może plany ojca spowodowały u młodzieńca bunt przeciw aranżowanej przyszłości. Może bracia wzajemnie oskarżali się o większą przychylność ojca, a może były to jeszcze inne sprawy. Trudno powiedzieć Dość, że młody, w gniewnym uniesieniu, popełnił głupotę, a potem próbował o tym zapomnieć szastając pieniędzmi na prawo i lewo, mierząc się de facto z samotnością do czasu, gdy sakiewka okazała się pusta. Młodszym bratem z pewnością kierowała niedojrzałość emocjonalna i nie potrafił się on zatrzymać, by naprawić błędy. Cała jego sytuacja było narastającym kryzysem wiary w miłość i dobre intencje ojca. Ojciec zaś, rozumiejąc tragiczne efekty nagromadzonego braku zaufania, czekał każdego dnia na odnalezienie się pogubionego dziecka.
Zbawienny kryzys?
Kryzys wiary nie kojarzy nam się raczej z niczym dobrym i pożądanym. Powtarzanie sobie we wspólnocie plotki o kłopotach z wiarą jednego z jej członków budzi w najlepszym wypadku współczucie, w najgorszym pogardę lub potępienie. I faktem jest, że kryzys wiary, jak każdy inny kryzys, boli. Powoduje zagubienie, poszukiwanie na siłę sensu tego, co się z nami dzieje. Można na tę sprawę patrzeć tylko w znaczeniu analitycznym rozbierając sytuację na czynniki pierwsze, by stwierdzić, jaka jest przyczyna owego załamania - czy to wynik naszego zaniedbania, Bożego dopustu, efektu kryzysu psychicznego, choroby, depresji etc. Można także budować drogę wyjścia z sytuacji chaosu. I na pewno warto się temu wszystkiemu przyglądać. Dziś jednak chodzi mi o coś innego, mianowicie o oswojenie się z myślą, że kryzys jest częścią życia, która właściwie wykorzystana może stać się, nomen omen, zbawienna.
Radość spowiednika
Bardzo dawno temu w stan szoku wprowadził mnie spowiednik, który ucieszył się, że wpadłam w kłopoty z pewnym prymitywnym grzechem. Dlaczego? Ponieważ takie zaliczenie gleby przez młodą osobę ze sztywnym podejściem do wiary i skłonnością do moralnego puryzmu, mogło mnie uratować od zadęcia i pychy, czyli grzechu dużo bardziej zwodniczego i trudniejszego do odsłonięcia.
Tamta sytuacja była dla mnie kryzysowa, ale pozwoliła odnaleźć odpowiedzi dotyczące relacji z Bogiem i tego, kto tu jest Zbawcą.
Stan kryzysu
Bywa, że czujemy, że nasza forma związku z Bogiem, jakoś się wyczerpała, że wewnętrznie zaproszeni jesteśmy do czegoś więcej, do znalezienia bliższych ścieżek. Nie wiedząc jeszcze o co może chodzić mamy szansę popaść w kryzys. Właściwe i spokojne przeżywanie tego wymagającego czasu może być kluczem do pozwolenia Bogu na przeniesienie nas na inną płaszczyznę porozumienia, na zagłębienie się w Jego obecności, na otwarcie drzwi większej intymności. Przeżywanie kryzysu wymaga odwagi opuszczania bezpiecznych z pozoru kolein naszych religijnych przyzwyczajeń, i nie mam tu na myśli porzucania tego, co dla wiary fundamentalne, tylko odrzucanie tych figur, które moglibyśmy określić mianem: „bo zawsze tak było”. Czasem to małe kroczki lub drobne akty, czasem coś, co odwraca nasz utarty kierunek myślenia, czasem z kolei zatrzymanie pędu i danie sobie szansy na powrót do tego, co ważne.
Kiedy przeżywamy zachwianie podstawy naszej duchowej egzystencji, jaką jest wiara w istnienie Boga, może to zatrząść w posadach naszym spokojem, wywoływać smutek i chaos. Dobre przyjęcie i wewnętrzne przemyślenie tego stanu może paradoksalnie prowadzić do większego stopnia zaufania wobec Boga.
Łaska wiary
Wiele razy zdarzyło mi się słyszeć od ludzi, że brakuje im łaski wiary, dlatego pozostają oni osobami niewierzącymi. Nie jest to właściwe spojrzenie, bo zakładałoby to jakiś rodzaj predestynacji - jedni będą zbawieni, bo została im owa łaska dana, inni nie, bo jej po prostu nie otrzymali. Trzy cnoty teologalne, czyli wiara, nadzieja i miłość wylewane są na każdego - rzecz jasna, niektórzy ludzie obdarzeni zostali okolicznościami, które pomagają tym cnotom się rozwijać, inni mniej, ale to nie ilość łaski różni te osoby, a podejście do przeciwności dostarczanych przez własny umysł.
Wspólnota
Bywa, że widzimy, jak osuwamy się w kryzys i zaczynamy się w tym stanie szarpać, bać się go, wstydzić i ukrywać przed innymi. Tymczasem Kościół powinien służyć temu, by nawzajem pomagać sobie we wspólnym dźwiganiu ciężarów, zamiast wytykać sobie trudności, z którymi się borykamy. Kryzys może być nam dany, by lepiej rozumieć innych i bardziej zaufać Bogu, kiedy sami z siebie już do niczego nie jesteśmy zdolni. Takie kryzysy, choć z pozoru jawią się jako regres, w rzeczywistości mogą być „małymi czyśćcami”, które otrząsają nas z niewłaściwych wyobrażeń o sobie, świecie i Bogu. Powiedziałabym wręcz, że należałoby się wnikliwie przyjrzeć wierze osób, które nigdy nie przeszły żadnego kryzysu, by sprawdzić ich faktyczną dojrzałość.
- Ramadanowy iftar w katolickim kościele w Molenbeek
- Problem molestowania duchownych? Parafianka skazana za nękanie proboszcza
- Kard. Parolin o Franciszku: przedstawiamy mu tylko najważniejsze kwestie, by go nie męczyć
- Ewangelia na IV Niedzielę Wielkiego Postu (Niedziela Laetare) z komentarzem [video]
- Psalm niedzielny: uwielbienie Boga nie wystarczy, liczą się słowa i czyny
Propozycja
Mam propozycję, by przy następnym kryzysie duchowym zacząć nie od paniki, tylko od dziękczynienia i deklaracji zaufania, a potem patrzeć na to, co będzie się z nami działo i czy łatwiej będzie się nam poruszać w ciemnym tunelu bez odium winy, energię poświęcając na drogę, nie na wstyd.
De profundis
„Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, o Panie, słuchaj głosu mego!
Nakłoń swoich uszu ku głośnemu błaganiu mojemu!
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie, Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia, aby Cię otaczano bojaźnią.
W Panu pokładam nadzieję, nadzieję żywi moja dusza: oczekuję na Twe słowo.
Dusza moja oczekuje Pana bardziej niż strażnicy świtu,
U Pana bowiem jest łaskawość i obfite u Niego odkupienie.
On odkupi Izraela ze wszystkich jego grzechów” (Ps 130).