Nowy niemiecki plan: Zyski dla Niemiec, koszty dla wszystkich
Co musisz wiedzieć?
- Były główny gospodarczy doradca Angeli Merkel prof. Lars-Hendrik Röller opublikował na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung tekst pt. "Niemcy powinny być siłą napędową UE"
- W tekście postuluje budowę niemieckiej hegemonii gospodarczej w Europie
- Ekspert Instytutu Sobieskiego Sebastian Meitz analizuje tekst Larsa-Hendrika Röllera
Nie minęły trzy tygodnie od głośnego wywiadu Angeli Merkel dla węgierskiego Partizána, a zza Odry znów słychać znajome tony. Tym razem głos zabrał prof. Lars-Hendrik Röller, były główny doradca gospodarczy kanclerz Merkel, Szerpa G7 i G20, dziś szef think tanku Berlin Global Dialogue. Na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung opublikował tekst, w którym stwierdza z pełną stanowczością, iż: „Niemcy powinny być siłą napędową Unii Europejskiej.”
Tytuł artykułu mógłby przejść niezauważony, gdyby nie fakt, że jego autorem jest człowiek, który przez dekadę współtworzył niemiecką strategię gospodarczą i politykę europejską. To nie teoretyk, lecz niezwykle wpływowa osoba, która w latach 2011-2022 miała realny wpływ na kształtowanie polityki Niemiec. Tym bardziej więc warto przeczytać uważnie jego diagnozę.
Artykuł przeszedł w Polsce niemal bez echa. A szkoda, bo mówi o współczesnych Niemczech więcej niż niejeden raport wywiadu.
Niemiecki niepokój
Röller zaczyna od tezy, która brzmi jak ostrzeżenie:
„Geopolityczna zmienność staje się tłem rzeczywistości. Jak Niemcy znajdą swoją rolę w multipolarnym świecie?”
To nie jest abstrakcyjne pytanie. To wyraz autentycznego niepokoju elity politycznej, która po dekadach względnego komfortu nagle odkryła, że jej miejsce w świecie przestaje być oczywiste.
Niemiecki protekcjonizm
Autor stawia następnie kolejne:
„Czy nacjonalizm i protekcjonizm staną się nową normą? Czy coraz częściej interesy będą przedkładane nad instytucje, a transakcjonizm nad wartości?”
Na pierwszy rzut oka to refleksja nad globalnym kryzysem liberalnego porządku. W rzeczywistości jednak brzmi jak usprawiedliwienie dla przyszłych decyzji Berlina. Niemcy nie potępiają już protekcjonizmu, lecz przygotowują grunt pod jego własną, oczywiście sprzedawaną jako „europejska”, wersję.
To klasyczna strategia – uprzedzić narrację, by móc później przedstawić działania w kategoriach rozsądku i konieczności. Nowy paradygmat brzmi więc – mniej zasad, więcej interesu.
Koniec niemieckiego monopolu
„Struktury wielostronne, które zapewniły Niemcom i Europie stabilność i dobrobyt, zaczynają się chwiać. Zmieniają się stosunki sił i rynki.”
Röller stawia trafną diagnozę. Tyle tylko, że to Niemcy przez lata były największym beneficjentem tych multilateralnych struktur. System, do którego z taką determinacją przekonywał wszystkich Berlin, był w istocie idealnie dopasowany do jego gospodarki – otwartej, eksportowej, bazującej na taniej energii i globalnych łańcuchach dostaw.
Dziś, gdy świat przestaje działać na niemieckich zasadach, z Berlina wylewa krokodyle łzy z powodu „kryzysu multilateralizmu”. Ale to nie system się zużył. Skończył się niemiecki monopol i to ta konstatacja najbardziej uwiera Niemców.
Niemiecki model dobrobytu – czas rozliczeń
„Dla Europy, a w szczególności dla Niemiec, których model gospodarczy charakteryzuje się otwartością, eksportem i zasadami wielostronnymi, cena niepewności rośnie.”
To jedno z najuczciwszych zdań w całym tekście. Röller wie, że niemiecki model dobrobytu był konsekwencją wyjątkowych okoliczności historycznych. Tanie surowce z Rosji, niemal nieograniczone rynki zbytu w Chinach, amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa i wspólna waluta, która zwiększała konkurencyjność niemieckiego eksportu.
Dziś każdy z tych filarów pęka. Berlin odkrywa, że globalizacja przestała pracować na korzyść Niemiec.
Niemcy nie są już motorem Europy
„W tej sytuacji Niemcy coraz bardziej tracą znaczenie gospodarcze. (…) Są też kraje w Europie, takie jak Holandia, Dania czy Szwajcaria, które w ciągu ostatnich dwóch dekad znacznie zwiększyły swoją wydajność gospodarczą w porównaniu z Niemcami.”
Ta daleko idąca samokrytyka jest w pełni uzasadniona. Fakty są jednoznaczne – spadek produktywności, stagnacja inwestycji, deindustrializacja, nieudana transformacja energetyczna i poważny problem migracyjny.
Hamulcowy Europy
Niemcy przestały być „motorem Europy”. Stają się jej hamulcowym. A im trudniej utrzymać dawną pozycję, tym częściej słychać wezwania do „europejskiej solidarności”.
W tym kontekście uderza jedno – w całym tekście nie ma ani słowa o Polsce. To symptomatyczne. W niemieckiej debacie o przyszłości Europy Polska pozostaje nieobecna, choć jej rola polityczna i gospodarcza w regionie rośnie. Być może właśnie ten fakt uzasadnia to niedostrzeganie, czy w tym wypadku celowe pomijanie, Polski, o którym nie tak dawno w Berlinie mówił prof. Andrzej Nowak.
Pragmatyzm z kompasem – nowa wersja starej polityki
„Tym bardziej Niemcy muszą występować na arenie międzynarodowej w ramach europejskiej wspólnoty, aby pokazać swoją siłę. Należy tam działać zgodnie z zasadą ‘pragmatyzm – ale z kompasem’ i w tym sensie być siłą napędową Unii Europejskiej.”
Sformułowanie „pragmatyzm z kompasem” brzmi bardzo szlachetnie, ale nie dajmy się zwieść. To nowa odsłona dobrze starej niemieckiej realpolitik – takiej, która potrafi ubrać interes narodowy w język europejskich wartości. „Pragmatyzm” to elastyczność wobec autorytarnych partnerów, gdy wymaga tego handel. „Kompas” to minimum zasad – na tyle, by nie za bardzo kłuło w oczy w Brukseli.
Cztery zadania dla Europy – i jeden cel dla Niemiec
W dalszej części Röller wymienia cztery zadania dla Europy. Każde z nich brzmi rozsądnie, ale wszystkie prowadzą w jednym kierunku – do odbudowy niemieckiej pozycji gospodarczej pod szyldem integracji europejskiej.
- Dywersyfikacja sojuszy „Choć zachodnia wspólnota wartości i partnerstwo transatlantyckie są i pozostaną bardzo ważne, potrzebują one pragmatycznego uzupełnienia: Europa powinna działać w tym zakresie w sposób oparty na współpracy, elastyczny i otwarty”. Ten ekspercki język można przetłumaczyć bardzo prosto. Relacje transatlantyckie były istotne, dopóki pierwsze skrzypce grały Niemcy. Teraz, gdy głos Polski i innych państw regionu jest coraz lepiej słyszany w Waszyngtonie, Berlin uznaje, że należy je „pragmatycznie uzupełnić”. Pragmatyzm w tym kontekście oznacza jedno – samodzielną politykę wobec Chin, Indii i państw Zatoki, prowadzoną z pominięciem Brukseli, ograniczając rolę Stanów Zjednoczonych w Europie i – co najistotniejsze z naszej perspektywy – bez konsultacji z Polską i innymi państwami Unii Europejskiej.
- Pogłębienie współpracy europejskiej. „Abyśmy mogli z powodzeniem wykorzystać technologie przyszłości – takie jak technologia kwantowa, sztuczna inteligencja, zrównoważona produkcja czystej energii – również pod względem ekonomicznym, musimy w Europie jeszcze ściślej i głębiej współpracować.” „Pogłębienie współpracy” brzmi jak apel o integrację, ale w niemieckim wydaniu oznacza koncentrację decyzji, zasobów i regulacji w jednym centrum. To nie jest wizja wspólnoty technologicznej. To projekt przejęcia kontroli nad innowacjami technologicznymi przez Berlin.
- Uwolnić innowacyjność dzięki szybkości. „Pragmatyzm oznacza w tym przypadku kształtowanie przepisów w taki sposób, aby umożliwiały one innowacje, a nie je hamowały”. To zdanie w ustach przedstawiciela państwa, które nie tylko wymyśliło, ale również uczyniło z biurokracji narodową cnotę, budzi uśmiech. Ale sens jest poważniejszy. Berlin nie planuje deregulacji dla wszystkich. Chodzi o przyspieszenie procedur dla własnych projektów przemysłowych, od zielonej transformacji, przez energetykę jądrową, po projekty w dziedzinie obronności, przy jednoczesnym utrzymaniu restrykcji wobec konkurentów.
- Odnowienie relacji gospodarczych z krajami wschodzącymi. „Partnerstwa z Afryką, Ameryką Łacińską lub Azją Południowo-Wschodnią powinny opierać się na wzajemnych korzyściach: dostęp do surowców i rynków w zamian za inwestycje w lokalną wartość dodaną i edukację”. To deklaracja nowej polityki gospodarczej – neokolonializm 2.0 opakowany jako współpraca rozwojowa. W praktyce oznacza to pozyskanie przez Berlin surowców i budowę wpływów w zamian za unijne granty. Wzajemne zyski to eufemizm. Koszty mają być unijne, czyli wspólne. Zyski – najlepiej niemieckie.
Berlin Global Dialogue – laboratorium soft power
„Właśnie w tym miejscu pojawia się Berlin Global Dialogue. Jest to pracownia poświęcona tworzeniu nowych zasad i współpracy – miejsce, w którym polityka, gospodarka i nauka wspólnie badają, jak może funkcjonować oparta na zasadach współpraca międzynarodowa.”
Wbrew nazwie i deklaracjom nie mamy do czynienia z żadną pracownią czy forum do prowadzenia dialogu. W praktyce jest to laboratorium niemieckiego soft power. Berlin doszedł do wniosku, że nie ma dziś wystarczającej siły i pozycji, aby otwarcie narzucać swoje reguły, więc wybiera strategię subtelniejszą – moderowanie dyskusji.
Ale warto pamiętać, że to moderator ustala zasady, rytm i język rozmowy. To hegemonia w wersji light.
Pragmatyzm z kompasem – finał i sens
„Jeśli Europa połączy teraz pragmatyzm z kompasem, będzie mogła współdecydować o zasadach nowego porządku świata.”
To ostatnie zdanie eseju prof. Röllera. Brzmi szlachetnie, dla niektórych być może nawet inspirująco. Ale kilka akapitów wcześniej autor pisze coś znacznie ważniejszego:
„Należy bronić czasów, w których Niemcy pełniły rolę gospodarczego lidera i miały wpływ na kształtowanie warunków ramowych na całym świecie.”
Pragnienie gospodarczej hegemonii
I to właśnie to zdanie, a nie ostatnie zdanie o Europie, stanowi clue całego eseju. Cała retoryka o „kompasie”, „wartościach” i „europejskiej wspólnocie” służy tylko jednemu - przywróceniu Niemcom roli gospodarczego hegemona, który znów będzie kształtował reguły gry. Berlin od lat poucza Europę na temat „solidarności” i „europejskich wartości”, ale w praktyce te piękne deklaracje kończą się tam, gdzie zaczynają się prawdziwe interesy ekonomiczne.
Kiedy więc dziś niemieccy eksperci wzywają do „pragmatyzmu z kompasem”, warto pamiętać, że w tym kompasie igła zawsze wskazuje Berlin. W polityce międzynarodowej liczy się bowiem tylko jedno – suwerenny interes własnego państwa. Cała reszta to didaskalia. Warto o tym pamiętać.
[Sebastian Meitz - ekspert Instytutu Sobieskiego.
Menedżer z wieloletnim doświadczeniem w sektorach regulowanych – w tym obronnym i lotniczym. Jako członek zarządów spółek Skarbu Państwa odpowiadał m.in. za obszary strategii, bezpieczeństwa i innowacji. Wcześniej zdobywał doświadczenie w międzynarodowych firmach doradczych, łącząc je z pracą akademicką w Polsce i Niemczech.
Specjalizuje się w analizie przemysłu obronnego, relacjach transatlantyckich oraz stosunkach polsko-niemieckich, łącząc perspektywę zarządczą z praktyką pracy na styku państwa i biznesu.
Absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim, studiów doktoranckich w zakresie ekonomii na SGH oraz Executive MBA w Waszyngtonie. Stypendysta Ludwig-Maximilians-Universität w Monachium i London School of Economics, absolwent Leadership Academy for Poland i European Academy of Diplomacy. Z Instytutem Sobieskiego związany w latach 2006–2007 i ponownie od 2025 r.]
[Sekcje "Co musisz wiedzieć" i FAQ, a także śródtytuły od Redakcji]
Najczęściej zadawane pytania (FAQ)
Kim jest prof. Lars-Hendrik Röller? To niemiecki ekonomista, były główny doradca gospodarczy kanclerz Angeli Merkel i reprezentant Niemiec w grupach G7 i G20. Obecnie kieruje think tankiem Berlin Global Dialogue.
Czego dotyczy nowy tekst prof. Röllera? W artykule opublikowanym w Frankfurter Allgemeine Zeitung Röller twierdzi, że Niemcy powinny ponownie stać się siłą napędową Unii Europejskiej i kształtować europejską politykę gospodarczą w duchu „pragmatyzmu z kompasem”.
Dlaczego tekst Röllera budzi kontrowersje? Zdaniem eksperta Instytutu Sobieskiego, Sebastiana Meitza, postulaty Röllera oznaczają faktyczne dążenie do odbudowy niemieckiej dominacji gospodarczej w UE – kosztem innych państw członkowskich, szczególnie z Europy Środkowo-Wschodniej.
Czym jest Berlin Global Dialogue? To niemiecki think tank i forum dyskusyjne poświęcone współpracy międzynarodowej i globalnym regulacjom gospodarczym. Według krytyków stanowi instrument niemieckiego „soft power” – narzędzie wpływu poprzez debatę i narrację.
Jakie wnioski płyną z analizy Sebastiana Meitza? Autor uważa, że nowa niemiecka doktryna gospodarcza to kontynuacja tradycyjnej polityki realnego wpływu Berlina w Europie. Pod hasłem „europejskiej wspólnoty” Niemcy chcą odzyskać rolę ekonomicznego hegemona kontynentu.
Dlaczego Polska jest nieobecna w niemieckiej debacie? Meitz zauważa, że mimo rosnącej roli Polski w regionie, w niemieckich analizach strategii europejskiej nasz kraj pozostaje marginalizowany – co może być świadomą decyzją polityczną.




