Marek Budzisz: O rosyjskiej „maskirowce”, czyli o co może chodzić w projekcie North Stream 2

Warto obserwować co się dzieje z kursem rubla, bo to jeden z najlepszych markerów pozwalających zorientować się jak wyglądają rzeczywiste nastroje wśród rosyjskich „kapitanów przemysłu”. Przedwczoraj (22 sierpnia) rubel zaczął tracić wobec dolara i euro już od samego rana. Analitycy wskazywali, na dwie zasadnicze przyczyny takiego zachowania rosyjskiej waluty. Otóż Bank Centralny na początku tygodnia wznowił politykę skupowania z rynku walut wymienialnych, mimo że jeszcze w ubiegły piątek informował o czasowym zaniechaniu tej polityki. Dodatkowo, na rynek przeniknęła informacja, że zapasy złota, zgromadzone przez Bank Centralny są na rekordowym poziomie. Wszystko to razem ocenione zostało dość jednoznacznie – otóż władze za wszelką cenę dążą do zwiększenia rezerw przygotowując się na nadejście jeszcze gorszych, niźli obecnie czasów.
 Marek Budzisz: O rosyjskiej „maskirowce”, czyli o co  może chodzić w projekcie North Stream 2
/ screen yt
W efekcie o godzinie 20.00 czasu miejscowego kurs euro podniósł się o 1 rubla, a wobec dolara o 1,3 rubla, chwilami przebijając psychologiczną barierę 69 rubli za 1 dolara. Analitycy dostrzegli, że najsilniejsza przecena miejscowej waluty miała miejsce ok. godziny 18.50, kiedy to minister rozwoju gospodarczego zapowiedział, że jego resort w najbliższym czasie skoryguje prognozy dla rosyjskiej gospodarki. Trzeba pamiętać, że resort ministra Orieszkina już w czerwcu przeprowadził operacje korygowania (czytaj obniżki) wskaźników i powtórzenie tej operacji raptem po upływie dwóch miesięcy nie świadczy dobrze o kondycji i perspektywach rosyjskiej gospodarki. W pierwszej kolejności minister odnosił się do prognoz swego resortu dotyczącego kursu waluty. Przypomnijmy, że w czerwcu zakładano, że na koniec roku dolar kosztował będzie 61,7 rubla, na koniec 2019, 63,8 rubla a na koniec 2020 – 64,1 rubla. Jak widać, władze zamierzały osłabić kurs rosyjskiej waluty, bo w dłuższej perspektywie wpływa to korzystnie na konkurencyjność eksportu, ale tempo słabnięcia rubla jest obecnie zbyt wielkie, co grozi zarówno powrotowi inflacji, jak i niebezpiecznym zawirowaniom na rosyjskim rynku bankowym. Przy okazji Orieszkin napomknął, o rekordowym wycofywaniu się zachodnich inwestorów z rosyjskiego rynku finansowego, co też nie sprzyjało uspokojeniu sytuacji. Informacje te potwierdza ostatni raport analityków Reiffeisenbanku, którzy szacują, że z rachunków korporacyjnych od początku kwietnia wycofano 17,3 mld dolarów, czyli 6,5 % wszystkich lokat firm w walutach wymienialnych (wliczając w to też firmy rosyjskie). Dodatkowo na rynek dotarła informacja, że władze Banku Centralnego chcą zaostrzyć kryteria transferu walut przez obecne w Rosji spółki – córki zachodnich banków. Wszystko to zinterpretowane zostało jako pogarszające się perspektywy dla rosyjskiej waluty i stąd spadki.
         Jeśli idzie o zapowiedzi ministra Orieszkina na temat perspektyw rosyjskiego PKB, to coraz większa grupa występujących w rosyjskich mediach ekspertów jest przekonana, że w gruncie rzeczy przygotowują one kraj do nadchodzącej w 2019 roku recesji. Tym bardziej, że rozkręcająca się wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami doprowadzić może do spowolnienia światowej gospodarki, co dla Rosji, eksportera surowców jest zjawiskiem groźnym.
         Spadki na rosyjskiej giełdzie walutowej są też efektem ogólnego poczucia braku stabilności na światowym rynku, a szczególnie obaw o to jakimi sankcjami Amerykanie obłożą rosyjskie firmy. Szczególnie mocno spadały ostatnio kursy rosyjskich banków kontrolowanych przez państwo – kurs akcji WTB osiągnął najniższy poziom od 2014 roku, a największy rosyjski bank – Sbierbank, zwłaszcza po tym jak poinformował, że na osłabieniu tureckiej liry straci miliard dolarów, musiał pogodzić się z tym, że jego akcje osiągnęły najniższy od roku poziom. Jednym słowem rynek jest rozchwiany i podatny na plotki, pogłoski i histeryczne zachowania – uważają obserwatorzy. Mimo, że ostatnie amerykańskie sankcje zapowiedziano przed kilkunastoma dniami i następnych nie można spodziewać się na dniach, to każde pogłoski w tej materii wywołują nerwowe reakcje. Przedwczorajszą wypowiedź prezydenta Putina, który po spotkaniu z prezydentem Finlandii w Soczi powiedział, że „liczy na to, że Stany Zjednoczone zrozumieją, że polityka nakładania sankcji jest nieefektywna, zwłaszcza jeśli chodzi o taki kraj jak Rosję” odczytano jako zapowiedź, że sankcje jeszcze potrwają i to wcale nie krótko.
         W efekcie, dążąc do uspokojenia sytuacji na rynku walutowym wczoraj (23 sierpnia) rosyjski Bank Centralny poinformował, że wstrzymuje operacje skupu walut wymienialnych z rynku. A dodatkowo, pojawiły się niemal natychmiast oferty sprzedaży dużych pakietów walut, co odczytano jako rozpoczęcie, choć po cichu, polityki interwencji. Według deklaracji płynących z Banku Centralnego skupowanie walut wstrzymano na miesiąc. Działania te doprowadziły do tego, że rubel wczoraj i dziś rano odrobił część strat.
         Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja na rynku jest nerwowa i reaguje on na wszystkie informacje dotyczące sytuacji międzynarodowej a rosyjskie władze muszą liczyć się nawet z wybuchem paniki.
         Znacznie zmniejsza to skłonność Moskwy do udzielania pomocy finansowej zaprzyjaźnionym państwom. Mógł się o tym przekonać białoruski prezydent Łukaszenka, który wczoraj prowadził z Putinem rozmowy w Soczi. Ich efekt nie jest znany, ale na podstawie przecieków i już zapadających decyzji można oceniać, że w gruncie rzeczy nic nie uzyskał. Mińsk zwracał się do Moskwy o udzielenie pożyczki w wysokości 1 mld dolarów, po to aby móc spłacić kredyty, których terminy spłaty przypadają w tym roku. Dodatkowo, jak argumentowały rosyjskie media, przedmiotem sporu między Mińskiem a Moskwą była nieoficjalna zapowiedź zmiany rosyjskiego ambasadora na Białorusi. Miał nim zostać Michaił Babicz, który uchodzi za zwolennika twardego kursu wobec republik postsowieckich. Ten wywodzący się z KGB rosyjski urzędnik jest człowiekiem „do zadań specjalnych”. Warto przypomnieć, że w latach 2003 – 2004 stał na czele rządu Czeczenii, potem kierował rosyjskimi pogranicznikami i był członkiem rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, która podejmowała decyzję o aneksji Krymu. Z tego właśnie powodu Kijów odmówił zgody, kiedy w 2016 Babicz miał zostać rosyjskim ambasadorem na Ukrainie. Nieoficjalne negocjacje z Mińskiem w sprawie nominacji dla niego ciągnęły kilka miesięcy, ponoć, białoruskie władze były przeciwne, ale teraz wszystko jest już jasne. Dziś rano prezydent Putin podpisał nominacje dla niego. A na dodatek otrzymał nie tylko funkcje ambasadora Rosji w Mińsku, ale również specjalnego pełnomocnika rosyjskiego prezydenta dla rozwoju relacji handlowych i ekonomicznych z Białorusią. A te ostatnie, z punktu widzenia Mińska wyglądają źle i perspektyw poprawy nie widać, będzie tylko gorzej. Wprowadzone wiosną ograniczenia dla importu białoruskiego mleka do Rosji w większej części pozostają nadal w mocy. Doprowadziło to do sytuacji dość nieoczekiwanej. Otóż związek rosyjskich producentów słodyczy zwrócił się z oficjalnym listem do wicepremiera Siulianowa, odpowiadającego w rosyjskim rządzie za blok gospodarczy z prośbą aby „coś z tym zrobić”, bo jeśli polityką ograniczeń nie ulegnie zmianie, to już pod koniec roku w Rosji będzie brakowało mleka w proszku i nie będą oni w stanie produkować.
         Mińsk jest tez bardzo zaniepokojony zapowiedzianą reformą rosyjskiego systemu opodatkowania eksportu węglowodorów polegająca na nałożeniu jednolitego podatku na producentów, niezależnie od tego czy ropa jest eksportowana czy przetwarzana w Rosji. Jej skutki mogą być dla białoruskiej gospodarki niezwykle bolesne, bo w pozbawią jest znaczącej części dochodów z przetwórstwa tanio kupowanej rosyjskiej ropy. Może dlatego, jak zauważyli rosyjscy dziennikarze białoruski prezydent po rozmowach z Putinem wyglądał na bardzo zmęczonego i niezadowolonego. Argumentują oni, że chyba niewiele albo zupełnie nic nie uzyskał, skoro zrezygnował z zapowiedzianej już wcześniej wspólnej z Putinem wyprawy na turniej sambo, czym musiał sprawić znanemu miłośnikowi judo (sambo jest mieszaną rosyjską formułą łączącą elementy judo i zapasów), prezydentowi Rosji, sporą przykrość.
         Rosyjskie media zauważyły tez, że Łukaszenka w krótkiej, 10 zdaniowej wypowiedzi po zakończeniu spotkania z Putinem w Soczi aż 8 razy użył, opisując wzajemne relacje, sformułowania „problemy”.
         Jeśli myślimy o Białorusi, to trzeba na chwilę, wrócić do ostatniej wizyty Putina w Niemczech. W Polsce wiele uwagi poświęca się możliwości zbliżenia między Moskwą w Berlinem, co jest zupełnie zrozumiałe w obliczu wyraźnie anty- atlantyckiego skrętu polityki niemieckiej (choćby biorąc pod uwagę propozycje niemieckiego ministra spraw zagranicznych wyrażone w ostatnim artykule opublikowanym w Handelsblatt), a na to jak taka współpraca może wpłynąć na sytuację Mińska zupełnie nie zwraca się uwagi. Pisze o tym znana rosyjska dziennikarka Julia Łatynina, warto więc jej wywodom poświęcić nieco uwagi. Otóż w 100 % zgadza się ona z poglądem, że projekt North Stream 2 jest przedsięwzięciem geopolitycznym, nie zaś ekonomicznym. Z punktu widzenia Rosji nie ma on większego sensu, dla akcjonariuszy Gazpromu też nie jest zbyt lukratywny.  W jej opinii nawet straty Ukrainy z tytułu zamknięcia czy znacznego ograniczenia rosyjskiego tranzytu gazu, szacowane na około 2 mld dolarów, nie są na tyle dojmujące, aby Zachód nie był w stanie równoważyć tego posunięcia. Anty-ukraińska broń gazowa okazała się bronią jednorazowego użycia, a teraz i tak Kijów kupuje całość swego zapotrzebowania na gaz korzystając z zachodniego rewersu. Oczywiście jej zdaniem, cały projekt obliczony jest na związanie z Moskwą Berlina. Tylko po co, zastanawia się dziennikarka? I zwraca uwagę, że już zmiana systemu opodatkowania eksportu rosyjskich węglowodorów kosztowała będzie Mińsk stratę ok. 3 mld dolarów, czyli 5 % lokalnego PKB. A jeśli dodać do tego wyłączenie będącego w 100 % własnością Gazpromu gazociągu przecinającego Białoruś? Dziś nie jest to możliwe, bo taki ruch musiałby się równać zmniejszeniu dostaw na Zachód, a Moskwa ani nie chce, ani nie może tego robić, ale po otwarciu North Stream 2 będzie można i zaopatrywać odbiorców w Niemczech i utrzymać tranzyt przez Ukrainę. Tylko jak na tym wyjdzie Mińsk? Trzeba brać pod uwagę, że całość infrastruktury gazowej na Białorusi kontroluje dziś Gazprom, chodzi nie tylko o instalacje przesyłowe, ale również linie wewnętrzne, w tym i zaopatrujące ludność. Organizacja rewersu w takich warunkach będzie niezwykle, jej zdaniem trudna, jeśli w ogóle możliwa. I wówczas, po powstaniu North Stream 2, gazociąg stanie się bronią, tylko, że nie wymierzona w Ukrainę, ale w Białoruś. Państwo kulturowo bliskie Rosji, którym rządzi starzejący się dyktator o los, którego nikt w Europie nie będzie się troszczył. Takie, które przecież dziś tworzy z Rosją jedno związkowe państwo. Wystarczy tylko „pogłębić integrację”, a nawet będzie można doprowadzić do jej pełnego wymiaru, czyli inkorporacji. I problem kolejnej kadencji Putina też się przy okazji rozwiąże, bo przecież zapisy konstytucyjne przestaną obowiązywać skoro  powstanie nowe państwo. A przy tym Rosja rozwiąże sporo swoich problemów – i te związane z depopulacja, i ze zbliżaniem się NATO do jej granic i z zaopatrzeniem w żywność, i z możliwością usadowienia się Chin przy swojej zachodniej granicy. Czyżby zatem w całym projekcie North Stream 2 chodziło o coś zupełnie innego niźli myśli świat? Pamiętajmy, że Rosjanie są mistrzami świata, jeśli chodzi o „maskirowkę”.
 
 

 

POLECANE
Szpital w Koninie jednak będzie przyjmował pacjentów z ostatniej chwili
Szpital w Koninie jednak będzie przyjmował pacjentów

– Nie będziemy odsyłać pacjentów do innych ośrodków – zadeklarowała w czwartek dyrektor szpitala w Koninie (woj. wielkopolskie) Krystyna Brzezińska.

Komunikat dla mieszkańców Podkarpacia z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Podkarpacia

W Cisnej odbyło się uroczyste podpisanie umowy na zabezpieczenie osuwiska przy DW 893. Szacowana wartość inwestycji to ponad 15 mln złotych. Zakończenie do końca 2026 r.

Akcyza na alkohol ostro w górę. Jest decyzja z ostatniej chwili
Akcyza na alkohol ostro w górę. Jest decyzja

Od 1 stycznia 2026 r. stawki akcyzy na wyroby alkoholowe wzrosną o 15 proc. , a od 1 stycznia 2027 r. - o 10 proc. – poinformowało w czwartek Ministerstwo Finansów. Resort zapowiedział też podwyżkę opłaty cukrowej.

Media: Trump wycofuje się z rozmów między Ukrainą i Rosją z ostatniej chwili
Media: Trump wycofuje się z rozmów między Ukrainą i Rosją

Prezydent USA Donald Trump wycofuje się z negocjacji pokojowych między Ukrainą i Rosją – napisał w czwartek brytyjski dziennik „Guardian” powołując się na urzędników z amerykańskiej administracji.

Jest prezydencki projekt ustawy zamrażającej ceny prądu. Chudszy od rządowego o 90 stron z ostatniej chwili
Jest prezydencki projekt ustawy zamrażającej ceny prądu. "Chudszy" od rządowego o 90 stron

W czwartek po południu do Sejmu trafił prezydencki projekt ustawy zamrażającej ceny energii. Jak przekazał szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki, kwestie cen prądu mieszczą się na 8 stronach. Dla porównania, rządowy projekt liczył niemal 100 stron.

ZUS wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
ZUS wydał pilny komunikat

W pierwszym półroczu 2025 roku Zakład Ubezpieczeń Społecznych odzyskał łącznie 150,5 mln zł. To efekt intensywnych kontroli zwolnień lekarskich oraz obniżenia świadczeń wypłacanych po zakończeniu zatrudnienia. ZUS coraz częściej ujawnia przypadki, w których zwolnienia L4 wykorzystywane są do dorabiania, podróży czy prowadzenia działalności gospodarczej.

Ustawa wiatrakowa wróciła do Sejmu. Hennig-Kloska: Rząd się nie podda z ostatniej chwili
Ustawa wiatrakowa wróciła do Sejmu. Hennig-Kloska: "Rząd się nie podda"

– Rząd się nie podda. Ministerstwo Klimatu i Środowiska dalej będzie pracować nad ustawą o rozwoju turbin wiatrowych na lądzie – skomentowała czwartkowe weto prezydenta minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska.

Cimoszewicz jednak winien wypadku? Jest decyzja sądu z ostatniej chwili
Cimoszewicz jednak winien wypadku? Jest decyzja sądu

Konieczna jest uzupełniająca opinia biegłych badających wypadki drogowe – uznał w czwartek Sąd Okręgowy w Białymstoku, w procesie apelacyjnym Włodzimierza Cimoszewicza. Były premier w pierwszej instancji został nieprawomocnie uniewinniony od zarzutu potrącenia rowerzystki na przejściu dla pieszych.

Policja zatrzymała znanych gangsterów. Wśród nich słynnego Słowika z ostatniej chwili
Policja zatrzymała znanych gangsterów. Wśród nich słynnego "Słowika"

Policjanci zatrzymali trzech byłych gangsterów, którzy próbowali wymusić 100 tys. zł od warszawskiego przedsiębiorcy. Do zatrzymania doszło w hotelu podczas przekazania gotówki. Wśród zatrzymanych jest Andrzej Z. ps. "Słowik", jeden z najbardziej znanych przywódców w Polsce.

PZPN wydał pilny komunikat. Poważne zarzuty z ostatniej chwili
PZPN wydał pilny komunikat. Poważne zarzuty

PZPN zawiesił piłkarza Sokoła Kleczew za podejrzenie match-fixingu. Sprawa trafiła do organów ścigania – informuje w czwartek PZPN.

REKLAMA

Marek Budzisz: O rosyjskiej „maskirowce”, czyli o co może chodzić w projekcie North Stream 2

Warto obserwować co się dzieje z kursem rubla, bo to jeden z najlepszych markerów pozwalających zorientować się jak wyglądają rzeczywiste nastroje wśród rosyjskich „kapitanów przemysłu”. Przedwczoraj (22 sierpnia) rubel zaczął tracić wobec dolara i euro już od samego rana. Analitycy wskazywali, na dwie zasadnicze przyczyny takiego zachowania rosyjskiej waluty. Otóż Bank Centralny na początku tygodnia wznowił politykę skupowania z rynku walut wymienialnych, mimo że jeszcze w ubiegły piątek informował o czasowym zaniechaniu tej polityki. Dodatkowo, na rynek przeniknęła informacja, że zapasy złota, zgromadzone przez Bank Centralny są na rekordowym poziomie. Wszystko to razem ocenione zostało dość jednoznacznie – otóż władze za wszelką cenę dążą do zwiększenia rezerw przygotowując się na nadejście jeszcze gorszych, niźli obecnie czasów.
 Marek Budzisz: O rosyjskiej „maskirowce”, czyli o co  może chodzić w projekcie North Stream 2
/ screen yt
W efekcie o godzinie 20.00 czasu miejscowego kurs euro podniósł się o 1 rubla, a wobec dolara o 1,3 rubla, chwilami przebijając psychologiczną barierę 69 rubli za 1 dolara. Analitycy dostrzegli, że najsilniejsza przecena miejscowej waluty miała miejsce ok. godziny 18.50, kiedy to minister rozwoju gospodarczego zapowiedział, że jego resort w najbliższym czasie skoryguje prognozy dla rosyjskiej gospodarki. Trzeba pamiętać, że resort ministra Orieszkina już w czerwcu przeprowadził operacje korygowania (czytaj obniżki) wskaźników i powtórzenie tej operacji raptem po upływie dwóch miesięcy nie świadczy dobrze o kondycji i perspektywach rosyjskiej gospodarki. W pierwszej kolejności minister odnosił się do prognoz swego resortu dotyczącego kursu waluty. Przypomnijmy, że w czerwcu zakładano, że na koniec roku dolar kosztował będzie 61,7 rubla, na koniec 2019, 63,8 rubla a na koniec 2020 – 64,1 rubla. Jak widać, władze zamierzały osłabić kurs rosyjskiej waluty, bo w dłuższej perspektywie wpływa to korzystnie na konkurencyjność eksportu, ale tempo słabnięcia rubla jest obecnie zbyt wielkie, co grozi zarówno powrotowi inflacji, jak i niebezpiecznym zawirowaniom na rosyjskim rynku bankowym. Przy okazji Orieszkin napomknął, o rekordowym wycofywaniu się zachodnich inwestorów z rosyjskiego rynku finansowego, co też nie sprzyjało uspokojeniu sytuacji. Informacje te potwierdza ostatni raport analityków Reiffeisenbanku, którzy szacują, że z rachunków korporacyjnych od początku kwietnia wycofano 17,3 mld dolarów, czyli 6,5 % wszystkich lokat firm w walutach wymienialnych (wliczając w to też firmy rosyjskie). Dodatkowo na rynek dotarła informacja, że władze Banku Centralnego chcą zaostrzyć kryteria transferu walut przez obecne w Rosji spółki – córki zachodnich banków. Wszystko to zinterpretowane zostało jako pogarszające się perspektywy dla rosyjskiej waluty i stąd spadki.
         Jeśli idzie o zapowiedzi ministra Orieszkina na temat perspektyw rosyjskiego PKB, to coraz większa grupa występujących w rosyjskich mediach ekspertów jest przekonana, że w gruncie rzeczy przygotowują one kraj do nadchodzącej w 2019 roku recesji. Tym bardziej, że rozkręcająca się wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami doprowadzić może do spowolnienia światowej gospodarki, co dla Rosji, eksportera surowców jest zjawiskiem groźnym.
         Spadki na rosyjskiej giełdzie walutowej są też efektem ogólnego poczucia braku stabilności na światowym rynku, a szczególnie obaw o to jakimi sankcjami Amerykanie obłożą rosyjskie firmy. Szczególnie mocno spadały ostatnio kursy rosyjskich banków kontrolowanych przez państwo – kurs akcji WTB osiągnął najniższy poziom od 2014 roku, a największy rosyjski bank – Sbierbank, zwłaszcza po tym jak poinformował, że na osłabieniu tureckiej liry straci miliard dolarów, musiał pogodzić się z tym, że jego akcje osiągnęły najniższy od roku poziom. Jednym słowem rynek jest rozchwiany i podatny na plotki, pogłoski i histeryczne zachowania – uważają obserwatorzy. Mimo, że ostatnie amerykańskie sankcje zapowiedziano przed kilkunastoma dniami i następnych nie można spodziewać się na dniach, to każde pogłoski w tej materii wywołują nerwowe reakcje. Przedwczorajszą wypowiedź prezydenta Putina, który po spotkaniu z prezydentem Finlandii w Soczi powiedział, że „liczy na to, że Stany Zjednoczone zrozumieją, że polityka nakładania sankcji jest nieefektywna, zwłaszcza jeśli chodzi o taki kraj jak Rosję” odczytano jako zapowiedź, że sankcje jeszcze potrwają i to wcale nie krótko.
         W efekcie, dążąc do uspokojenia sytuacji na rynku walutowym wczoraj (23 sierpnia) rosyjski Bank Centralny poinformował, że wstrzymuje operacje skupu walut wymienialnych z rynku. A dodatkowo, pojawiły się niemal natychmiast oferty sprzedaży dużych pakietów walut, co odczytano jako rozpoczęcie, choć po cichu, polityki interwencji. Według deklaracji płynących z Banku Centralnego skupowanie walut wstrzymano na miesiąc. Działania te doprowadziły do tego, że rubel wczoraj i dziś rano odrobił część strat.
         Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja na rynku jest nerwowa i reaguje on na wszystkie informacje dotyczące sytuacji międzynarodowej a rosyjskie władze muszą liczyć się nawet z wybuchem paniki.
         Znacznie zmniejsza to skłonność Moskwy do udzielania pomocy finansowej zaprzyjaźnionym państwom. Mógł się o tym przekonać białoruski prezydent Łukaszenka, który wczoraj prowadził z Putinem rozmowy w Soczi. Ich efekt nie jest znany, ale na podstawie przecieków i już zapadających decyzji można oceniać, że w gruncie rzeczy nic nie uzyskał. Mińsk zwracał się do Moskwy o udzielenie pożyczki w wysokości 1 mld dolarów, po to aby móc spłacić kredyty, których terminy spłaty przypadają w tym roku. Dodatkowo, jak argumentowały rosyjskie media, przedmiotem sporu między Mińskiem a Moskwą była nieoficjalna zapowiedź zmiany rosyjskiego ambasadora na Białorusi. Miał nim zostać Michaił Babicz, który uchodzi za zwolennika twardego kursu wobec republik postsowieckich. Ten wywodzący się z KGB rosyjski urzędnik jest człowiekiem „do zadań specjalnych”. Warto przypomnieć, że w latach 2003 – 2004 stał na czele rządu Czeczenii, potem kierował rosyjskimi pogranicznikami i był członkiem rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, która podejmowała decyzję o aneksji Krymu. Z tego właśnie powodu Kijów odmówił zgody, kiedy w 2016 Babicz miał zostać rosyjskim ambasadorem na Ukrainie. Nieoficjalne negocjacje z Mińskiem w sprawie nominacji dla niego ciągnęły kilka miesięcy, ponoć, białoruskie władze były przeciwne, ale teraz wszystko jest już jasne. Dziś rano prezydent Putin podpisał nominacje dla niego. A na dodatek otrzymał nie tylko funkcje ambasadora Rosji w Mińsku, ale również specjalnego pełnomocnika rosyjskiego prezydenta dla rozwoju relacji handlowych i ekonomicznych z Białorusią. A te ostatnie, z punktu widzenia Mińska wyglądają źle i perspektyw poprawy nie widać, będzie tylko gorzej. Wprowadzone wiosną ograniczenia dla importu białoruskiego mleka do Rosji w większej części pozostają nadal w mocy. Doprowadziło to do sytuacji dość nieoczekiwanej. Otóż związek rosyjskich producentów słodyczy zwrócił się z oficjalnym listem do wicepremiera Siulianowa, odpowiadającego w rosyjskim rządzie za blok gospodarczy z prośbą aby „coś z tym zrobić”, bo jeśli polityką ograniczeń nie ulegnie zmianie, to już pod koniec roku w Rosji będzie brakowało mleka w proszku i nie będą oni w stanie produkować.
         Mińsk jest tez bardzo zaniepokojony zapowiedzianą reformą rosyjskiego systemu opodatkowania eksportu węglowodorów polegająca na nałożeniu jednolitego podatku na producentów, niezależnie od tego czy ropa jest eksportowana czy przetwarzana w Rosji. Jej skutki mogą być dla białoruskiej gospodarki niezwykle bolesne, bo w pozbawią jest znaczącej części dochodów z przetwórstwa tanio kupowanej rosyjskiej ropy. Może dlatego, jak zauważyli rosyjscy dziennikarze białoruski prezydent po rozmowach z Putinem wyglądał na bardzo zmęczonego i niezadowolonego. Argumentują oni, że chyba niewiele albo zupełnie nic nie uzyskał, skoro zrezygnował z zapowiedzianej już wcześniej wspólnej z Putinem wyprawy na turniej sambo, czym musiał sprawić znanemu miłośnikowi judo (sambo jest mieszaną rosyjską formułą łączącą elementy judo i zapasów), prezydentowi Rosji, sporą przykrość.
         Rosyjskie media zauważyły tez, że Łukaszenka w krótkiej, 10 zdaniowej wypowiedzi po zakończeniu spotkania z Putinem w Soczi aż 8 razy użył, opisując wzajemne relacje, sformułowania „problemy”.
         Jeśli myślimy o Białorusi, to trzeba na chwilę, wrócić do ostatniej wizyty Putina w Niemczech. W Polsce wiele uwagi poświęca się możliwości zbliżenia między Moskwą w Berlinem, co jest zupełnie zrozumiałe w obliczu wyraźnie anty- atlantyckiego skrętu polityki niemieckiej (choćby biorąc pod uwagę propozycje niemieckiego ministra spraw zagranicznych wyrażone w ostatnim artykule opublikowanym w Handelsblatt), a na to jak taka współpraca może wpłynąć na sytuację Mińska zupełnie nie zwraca się uwagi. Pisze o tym znana rosyjska dziennikarka Julia Łatynina, warto więc jej wywodom poświęcić nieco uwagi. Otóż w 100 % zgadza się ona z poglądem, że projekt North Stream 2 jest przedsięwzięciem geopolitycznym, nie zaś ekonomicznym. Z punktu widzenia Rosji nie ma on większego sensu, dla akcjonariuszy Gazpromu też nie jest zbyt lukratywny.  W jej opinii nawet straty Ukrainy z tytułu zamknięcia czy znacznego ograniczenia rosyjskiego tranzytu gazu, szacowane na około 2 mld dolarów, nie są na tyle dojmujące, aby Zachód nie był w stanie równoważyć tego posunięcia. Anty-ukraińska broń gazowa okazała się bronią jednorazowego użycia, a teraz i tak Kijów kupuje całość swego zapotrzebowania na gaz korzystając z zachodniego rewersu. Oczywiście jej zdaniem, cały projekt obliczony jest na związanie z Moskwą Berlina. Tylko po co, zastanawia się dziennikarka? I zwraca uwagę, że już zmiana systemu opodatkowania eksportu rosyjskich węglowodorów kosztowała będzie Mińsk stratę ok. 3 mld dolarów, czyli 5 % lokalnego PKB. A jeśli dodać do tego wyłączenie będącego w 100 % własnością Gazpromu gazociągu przecinającego Białoruś? Dziś nie jest to możliwe, bo taki ruch musiałby się równać zmniejszeniu dostaw na Zachód, a Moskwa ani nie chce, ani nie może tego robić, ale po otwarciu North Stream 2 będzie można i zaopatrywać odbiorców w Niemczech i utrzymać tranzyt przez Ukrainę. Tylko jak na tym wyjdzie Mińsk? Trzeba brać pod uwagę, że całość infrastruktury gazowej na Białorusi kontroluje dziś Gazprom, chodzi nie tylko o instalacje przesyłowe, ale również linie wewnętrzne, w tym i zaopatrujące ludność. Organizacja rewersu w takich warunkach będzie niezwykle, jej zdaniem trudna, jeśli w ogóle możliwa. I wówczas, po powstaniu North Stream 2, gazociąg stanie się bronią, tylko, że nie wymierzona w Ukrainę, ale w Białoruś. Państwo kulturowo bliskie Rosji, którym rządzi starzejący się dyktator o los, którego nikt w Europie nie będzie się troszczył. Takie, które przecież dziś tworzy z Rosją jedno związkowe państwo. Wystarczy tylko „pogłębić integrację”, a nawet będzie można doprowadzić do jej pełnego wymiaru, czyli inkorporacji. I problem kolejnej kadencji Putina też się przy okazji rozwiąże, bo przecież zapisy konstytucyjne przestaną obowiązywać skoro  powstanie nowe państwo. A przy tym Rosja rozwiąże sporo swoich problemów – i te związane z depopulacja, i ze zbliżaniem się NATO do jej granic i z zaopatrzeniem w żywność, i z możliwością usadowienia się Chin przy swojej zachodniej granicy. Czyżby zatem w całym projekcie North Stream 2 chodziło o coś zupełnie innego niźli myśli świat? Pamiętajmy, że Rosjanie są mistrzami świata, jeśli chodzi o „maskirowkę”.
 
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe