Halina Kaczmarczyk dla "TS": W okolicy 24 grudnia zależy mi na „Merry Christmas”
Niedawno odwiedziłam ministerstwo transportu, aby opłacić rejestrację samochodu na następny rok. I tutaj zaczęły się schody. Okazało się, że od 8 miesięcy jeżdżę nie swoim autem, bo przy zakupie nie dopełniłam wszystkich administracyjnych zaklęć i obrzędów, potrzebnych do ostatecznego przełożenia aktu własności. W ministerstwie obsługiwało mnie dziewczę w hidżabie, nastawione tak, jakby chciało ten samochód zarekwirować. W końcu pojawiła się jej szefowa, podobnie jak ja – blondynka. Uprzejmie wyjaśniła problem, coś tam naklikała, a drukarka wypluła potwierdzenie, że wozidło jest moje. Podziękowałam i dramatycznym głosem wyrecytowałam MERRY CHRISTMAS. Szefowa niewyraźnie mruknęła coś w odpowiedzi, dziewczę w hidżabie posłało mi spojrzenie bazyliszka, kilka urzędniczek odpowiedziało „happy holidays”, a kolejka składająca się z 10 osób chórem niczym z greckiej tragedii odparła „MERRY CHRISTMAS”. Czarny elegancki starszy pan posłał mi cudowny dentystyczny uśmiech.
Potem pojechałam do kanadyjskiego sklepu papierniczego, aby nabyć pisaczki. Zdjęłam z wieszaka opakowanie cienkopisów, dołożyłam kalendarz na przyszły rok i stanęłam przed kasą. Po zakończeniu transakcji usłyszałam MERRY CHRISTMAS od pani kasjerki mówiącej po angielsku z akcentem zbliżonym do mojego. Odparłam entuzjastycznie MERRY CHRISTMAS i posłałam radosny uśmiech z komentarzem: – Żadnych tam „Happy Holidays”.
– Och! – zakrzyknęła korpulentna – jak się okazało – Słowaczka. – Jeśli im się nie podoba, niech wracają, skąd przyszli. My musiałyśmy się dostosować, nie było taryfy ulgowej.
Jestem niewierząca i wcześniej nie zwracałam na to uwagi, jednak tu chodzi przecież o naszą kulturę, jeśli nawet nie o religię. Mieszkam w Ontario, ale pracuję w Michigan i bardzo się cieszę, że wygrał Trump. On uważa, że należy mówić „Merry Christmas”.
Do samochodu wsiadłam podniesiona na duchu. Na granicy amerykańskiej blond celnikowi w okularach krótkowidza rzuciłam na odjezdne „Merry Christmas”. Odmruknął to samo, mimo zaleceń odgórnych, nie tylko dotyczących obsługi pogranicza.
Czy USA obroni się przed siłową sekularyzacją, gdy dekoracje świąteczne w Białym Domu przypominają noworoczne przystrojenie Kremla z okresu ZSRR? Nie ma tam nic związanego z Bożym Narodzeniem. W hallu głównym prezydenckiej siedziby naustawiano styropianowych bałwanów. Gdyby oni wiedzieli, co to znaczy w naszej, polskiej kulturze… U nich to „snowman” (śnieżny człowiek), a u nas? Jakież jest bogactwo tego słowa! Natomiast na oficjalnych choinkach państwa Obamów ani jednego stylowego aniołka czy choćby brzuchatego Mikołajka, a rolę tradycyjnych reniferów pełnią nadnaturalnej wielkości wizerunki psów córek Obamy. Zrobić im świecące oczy i będą psy Baskerville'ów.
Kiedy kończę pisać, jest 14 grudnia. Do głosowania elektorskiego jeszcze 5 dni. Niech już będzie wiadomo, że Trump zostanie prezydentem, pomimo propagandy i nacisków na elektorów. Mimo braku zaangażowania religijnego w okolicy 24 grudnia zależy mi na „MERRY CHRISTMAS”.
Halina Kaczmarczyk
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (52/2016) dostępnego też w wersji cyfrowej tutaj