Najnowszy numer "Tygodnika Solidarność": Powstanie żyje!
– kontynuuje Ossowski.– W jaki sposób Polska przetrwała lata zaborów? Owszem, również w wyniku pewnych decyzji politycznych, uporu Drzymały czy gospodarczego potencjału, w zaborze rosyjskim Polacy należeli do elity ekonomicznej carskiej Rosji, ale przede wszystkim dzięki krzepieniu ducha, dzięki marzeniom o wolnej Polsce, które swój namacalny kształt znajdowały w przegranych przecież Powstaniach
Waldemar Żyszkiewicz przedstawia historię dr Stefana Żeglińskiego, dziadka naszego redakcyjnego kolegi, Marcina Żeglińskiego.
Miał 36 lat, gdy został komendantem powstańczego szpitala polowego batalionu NOW-AK „Harnaś”. Przez miesiąc, w skrajnie trudnych warunkach, kierował jego pracami. Po zniszczeniu kamienicy przy ul. Konopczyńskiego i zajęciu dzielnicy przez Niemców przeprowadził udaną ewakuację placówki, ratując życie szczupłego personelu i 180 pacjentów.
Po wybuchu Powstania na terenie szpitala przy ul. Kopernika działał szpital powstańczy batalionu „Harnaś”, jednego z oddziałów Narodowej Organizacji Wojskowej SN, która w 1942 r. weszła w skład Armii Krajowej. Gdy ze względu na wzmagający się ostrzał z pobliskich pozycji wroga sytuacja w szpitalu przy ul. Kopernika stawała się coraz trudniejsza, zapadła decyzja o zorganizowaniu szpitala polowego w kamienicy przy ul. Konopczyńskiego.
Jego organizacją zajęła się Danuta Bujalska, „Danka”, „428”, żołnierz NOW, przeszkolona pielęgniarka i studentka tajnego wydziału lekarskiego UW. A także córka ostatniego ministra zdrowia II Rzeczypospolitej, która w nowej placówce pełniła obowiązki lekarza. Szpital zlokalizowano w okazałym, położonym na skarpie gmachu, zbudowanym na zlecenie towarzystwa emerytalnego BGK, a jego komendantem został dr Żegliński.
Z prof. Wiesławem Wysockim, historykiem z UKSW rozmawia Mateusz Kosiński.
– Czy dyskusja o sensie powstania, która się przetoczyła w Polsce kilka lat temu, jest dobra? Nie jest to odmitologizowanie zrywu?
– Gdyby nie było powstania, NKWD miałaby więcej roboty, wtedy drugi przeciwnik byłby bardziej obciążony zbrodniami w Warszawie. Przypominam, że bezpieka w 1949 r. przyszła do matki Baczyńskiego, żeby aresztować jej syna. Ze zdziwieniem dowiedzieli się, że w 1944 r. zginął. To najlepszy dowód, że listy proskrypcyjne były przez długie lata w użyciu. To pokazuje, że skala ofiar komunistycznych byłaby większa.
Ważne jest to, że mamy pewien mit, że Polacy chcą walczyć o swoje, że tak ukochali wolność, że gotowi są do najwyższych ofiar. Powstanie Warszawskie było deprecjonowane, później deprecjonowano tylko przywódców, twierdząc, że bezwolna masa powstańców była ogłupiana przez sanacyjnych dowódców. Mimo wszystko powojenne społeczeństwo Warszawy nogami poświadczało szacunek dla powstańców. Ta legenda pozostała żywa, co więcej dzisiaj jest żywa w skali całej Polski. Cały kraj świętuje pamięć o tym wydarzeniu. To jeden z tych przykładów bezgranicznego oddania, nawet w sytuacji najtrudniejszej. Nawet w sytuacji beznadziejnej, opuszczeni przez Zachód, atakowani przez dwóch wrogów podjęliśmy desperacką walkę o wolność. Oni na dwa miesiące stworzyli Rzeczpospolitą Warszawską.
– Czy pamięć o Powstaniu Warszawskim była jednym z kamieni węgielnych Solidarności?
– Myślę, że tak. Odwoływano się do tego. Ignacy Matuszewski, oficer, który uratował złoto polskie w 1939 r., który stracił w powstaniu jedynaczkę, studentkę zamordowaną przez Niemców, napisał, że Powstanie żyje. Ono zwyciężyło, mimo że żołnierze przegrali swój bój. Ono żyło, bo przekazało pewien ideał następnemu pokoleniu. Te ofiary tysięcy ludzi są jednak pewną wartością, pewnym znakiem, symbolem, edukacyjnym świadectwem tego, że imponderabiliów – to pojęcie z dwudziestolecia międzywojennego – nie można się wyzbyć. Żeby pokonać Polaków, trzeba ich co do jednego wybić. Inaczej zawsze będą dążyć do odzyskania wolności.
Teresa Wójcik przedstawia subiektywny przegląd najważniejszych książek dotyczących Powstania Warszawskiego.
– Czy dyskusja o sensie powstania, która się przetoczyła w Polsce kilka lat temu, jest dobra? Nie jest to odmitologizowanie zrywu?
– Gdyby nie było powstania, NKWD miałaby więcej roboty, wtedy drugi przeciwnik byłby bardziej obciążony zbrodniami w Warszawie. Przypominam, że bezpieka w 1949 r. przyszła do matki Baczyńskiego, żeby aresztować jej syna. Ze zdziwieniem dowiedzieli się, że w 1944 r. zginął. To najlepszy dowód, że listy proskrypcyjne były przez długie lata w użyciu. To pokazuje, że skala ofiar komunistycznych byłaby większa.
Ważne jest to, że mamy pewien mit, że Polacy chcą walczyć o swoje, że tak ukochali wolność, że gotowi są do najwyższych ofiar. Powstanie Warszawskie było deprecjonowane, później deprecjonowano tylko przywódców, twierdząc, że bezwolna masa powstańców była ogłupiana przez sanacyjnych dowódców. Mimo wszystko powojenne społeczeństwo Warszawy nogami poświadczało szacunek dla powstańców. Ta legenda pozostała żywa, co więcej dzisiaj jest żywa w skali całej Polski. Cały kraj świętuje pamięć o tym wydarzeniu. To jeden z tych przykładów bezgranicznego oddania, nawet w sytuacji najtrudniejszej. Nawet w sytuacji beznadziejnej, opuszczeni przez Zachód, atakowani przez dwóch wrogów podjęliśmy desperacką walkę o wolność. Oni na dwa miesiące stworzyli Rzeczpospolitą Warszawską.
– Czy pamięć o Powstaniu Warszawskim była jednym z kamieni węgielnych Solidarności?
– Myślę, że tak. Odwoływano się do tego. Ignacy Matuszewski, oficer, który uratował złoto polskie w 1939 r., który stracił w powstaniu jedynaczkę, studentkę zamordowaną przez Niemców, napisał, że Powstanie żyje. Ono zwyciężyło, mimo że żołnierze przegrali swój bój. Ono żyło, bo przekazało pewien ideał następnemu pokoleniu. Te ofiary tysięcy ludzi są jednak pewną wartością, pewnym znakiem, symbolem, edukacyjnym świadectwem tego, że imponderabiliów – to pojęcie z dwudziestolecia międzywojennego – nie można się wyzbyć. Żeby pokonać Polaków, trzeba ich co do jednego wybić. Inaczej zawsze będą dążyć do odzyskania wolności.
Z kolei Bartosz Boruciak prezentuje wydarzenia muzyczne towarzyszące rocznicy.
Obchody 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego to nie tylko patetyczne apele, sztampowe wystawy, ale koncerty, które przyciągają młodszych i starszych słuchaczy. Każdy meloman znajdzie coś dla siebie.
Zanim pójdziemy na koncert, warto posłuchać płyty „For Warsaw with love” nagranej przez Michała Urbaniaka w ramach corocznego cyklu Pamiętamy’44 i obchodów 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Album Michała Urbaniaka to 12 utworów obejmujących bliskie artyście gatunki muzyczne: jazz, blues, czy hip-hop. Na krążku można usłyszeć kompozycje autora, a także jego interpretacje utworów Theloniousa Monka czy Billa Evansa i Milesa Davisa. Michał Urbaniak do nagrania płyty zaprosił wielu znakomitych muzyków, m.in.: pianistę Herbiego Hancocka, basistę Marcusa Millera, gitarzystę Davida Gilmore’a, trębacza Michaela Patchesa Stewarta czy perkusistę Lenny’ego White’a.
– „For Warsaw with love” to moja muzyczna podróż z bagażem miłości do czarnych twórców jazzu, bluesa i hip-hopu, groove i rytmu, ludzi i miast, z dedykacją dla tych, których już nie ma, i dla tych, którzy jeszcze są i będą… – mówi Michał Urbaniak.
O stosunku polskich partii politycznych do Powstania Warszawskiego pisze Jakub Pacan.
Powstanie Warszawskie to na tyle doniosłe wydarzenie we współczesnej Polsce, tak bardzo zadomowione w zbiorowej świadomości Polaków, że żadna partia polityczna nie może przejść obok niego obojętnie. Postawa wyborców im na to nie pozwala. Młode pokolenie pokochało opowieść o Powstaniu ’44. Jego bohaterowie weszli do popkultury. Modne są koszulki z symboliką tamtych wydarzeń. Jednostki specjalne wojska i policji oraz drużyny harcerskie nawiązują w swych nazwach do legendarnych dowódców i oddziałów AK z czasów powstania, np. cichociemnych. Powstaniu poświęcone są strony internetowe. Dzisiejszy patriotyzm nie może istnieć bez Powstania Warszawskiego.
Powstanie Warszawskie też jest obiektem rywalizacji politycznej między poszczególnymi ugrupowaniami. Na szczęście rywalizacja ta dotyczy przeważnie sporu, jak czcić kolejne rocznice, by były jak najbardziej godnie obchodzone. Brak udziału liderów głównych opcji parlamentarnych, ale i tych będących poza Sejmem na uroczystościach traktowane jest jako nietakt.
Prawo i Sprawiedliwość w sposób naturalny i najbardziej eksponowany poczuwa się do dziedzictwa Powstania Warszawskiego. Rodzice Jarosława i Lecha Kaczyńskich byli żołnierzami AK. Bracia wychowali się w kulcie tamtego zrywu. To śp. Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy otworzył Muzeum Powstania Warszawskiego w 2004 roku.
O kampanii wyborczej Jakub Pacan rozmawia z prof. Norbertem Maliszewskim z UKSW.
– Jakie jest dzisiaj przesłanie kampanijne Platformy Obywatelskiej w kontekście umiejscowienia na scenie politycznej?
– PO stara się wrócić do 2011 roku i być szerokim centrum, bez określania w sposób ścisły swojego miejsca, gdyż stara się zbierać wszystkie siły i na lewo, i na prawo, i w centrum, które są anty-PiS. Z tym, że Grzegorz Schetyna nauczył się nie wyrażać tego wprost, bo wie już, że twarde stawianie na anty-PiS sprowadzi na niego zbyt ostrą krytykę. Wyborcy z coraz większą niechęcią reagują na ten negatywny przekaz. Stąd „szóstka Schetyny”, która ma zadowolić różne grupy wyborców. Ta taktyka w oczywisty sposób nie zadowoli wszystkich. Wsie, małe miasteczka, ale i liberałowie z dużych miast nie przekonają się do pomysłów „szóstki” i żadne objazdy po mniejszych miejscowościach posłów PO nic nie dadzą. Zresztą wystarczy zobaczyć reakcje ludzi na spotkaniach ze sztabowcami PO, np. Bartoszem Arłukowiczem.
– Rdzeniem strategii kampanijnej jest stworzenie oferty wyróżniającej się spośród innych partii politycznych. Swoją „szóstką” Schetyna skopiował postulaty lewicy i PiS-u. Gdzie dzisiaj jest miejsce PO?
– Schetyna liczy na taki scenariusz, w którym kampania przyniesie polaryzację PiS versus PO i przy dużej frekwencji mniejsze partie, czyli PSL i blok lewicowy, będą miały małe poparcie, co skłoni ich wyborców do przeniesienia swoich głosów na PO. Platforma liczy tutaj na głosowanie strategiczne wyborców opozycji. To może się nie sprawdzić. Może się okazać, że wyborcy opozycji czekają na jakieś bardziej zdefiniowane pomysły i programy i PO będzie w kłopocie.
W dziale „Zagranica” tekst Haliny Kaczmarczyk – „Libia niezmiennie politycznym daniem głównym”
Przyczynkiem do prób obalenia Kadafiego stały się wojny i potyczki z południowym sąsiadem, które trwały przez całe lata osiemdziesiąte. Warto wspomnieć, że w roku 1981 omal nie doszło do połączenia Libii i Czadu w federację, ale podniósł się międzynarodowy lament i Kadafi został okrzyknięty uzurpatorem, najeźdźcą i grabieżcą. Od tamtej pory Kadafiemu jedynie przybywało epitetów, a Ronald Reagan (1981 - 1989) traktował go jak prywatnego wroga.
Trudno ustalić kto rozpoczął serię zbrojnych napaści, niemniej to znowu, okręty USA wpływały do Zatoki Syrty, nie szukały już piratów, ale zatruwały spokój w tym rejonie Morza Śródziemnego. Waszyngtońscy prawnicy od stosunków międzynarodowych nadzorowali legalności prowokacji w zatoce, w której wody terytorialne sięgają 44 kilometry od brzegu, a ona cała liczy sobie około 250 kilometrów w stronę lądu i 500 kilometrów szerokości między cyplami. Niewątpliwie zatem każdy statek innej bandery niż libijska mógł tam wpływać, ale nikt paza USA w tym czasie nie prezentował broni Libijczykom w ten sposób.
Kłopoty w Muzeum Narodowym, o czym informuje Marcin Koziestański!
Solidarność działająca przy Muzeum Narodowym w Warszawie domaga się odwołania prof. Jerzego Miziołka ze stanowiska dyrektora oraz przywrócenia do pracy zwolnionego dyscyplinarnie prof. Antoniego Ziembę, badacza i muzealnika o najwyższych kwalifikacjach naukowych.
Prof. Antoni Ziemba, wybitny ekspert i przewodniczący Kolegium Kuratorów Muzeum Narodowego w Warszawie, został zwolniony po tym, jak dyrektor Jerzy Miziołek zarzucił mu działanie na szkodę muzeum. Chodziło o list Ziemby, adresowany do Stowarzyszenia Muzealników Polskich, w którym wyraził swoje zaniepokojenie związane z sytuacją w Muzeum Narodowym oraz prosił o interwencję. Przeciw decyzji o zwolnieniu Ziemby zaprotestowało międzynarodowe grono naukowców, a pod listem w jego obronie podpisało się dwieście osób. W obronę profesora wzięła także zakładowa Solidarność, która 24 lipca przed budynkiem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zorganizowała pikietę. W jej trakcie związkowcy i pracownicy muzeum żądali przywrócenia profesora do pracy i odwołania ze stanowiska dyrektora Miziołka.
W numerze również felietony:
- Waldemar Biniecki
- Paweł Janowski
- Mieczysław Gil
- Karol Gac
- Cezary Krysztopa