Marcin Królik: Obrońcy klimatu najbardziej kompromitują tę sprawę

Najważniejsze to wreszcie ukrócić cierpienia gwałconych krów. Można też zjadać zmarłych, a nawet dzieci. Taką twarz ma dzisiaj troska o klimat. Przypomina się klasyczna anegdota o facecie wołającym, że się pali. Za którymś razem może naprawdę wybuchnąć pożar, ale jemu już nikt nie uwierzy. Przeraża mnie taka perspektywa.
 Marcin Królik: Obrońcy klimatu najbardziej kompromitują tę sprawę
/ screen YT

Ponieważ na froncie klimatycznym panuje ostatnio wielkie wzmożenie, co i rusz pojawiają się nowe wrzutki. Jeszcze nie ucichły echa wystąpienia Grety Thunberg, a już po mediach społecznościowych zaczął krążyć kolejny dowód na słuszność tezy, którą zawarłem w tytule. Jest to króciutki filmik ze spotkania z - nie przepadam za tym słowem, ale chyba nie mam za bardzo wyboru - kontrowersyjną członkinią amerykańskiej Izby Reprezentantów, Alexandrą Ocasio-Cortez. Spotkanie odbywało się w nowojorskim ratuszu, a to, co się na nim wydarzyło, choć wydaje się kuriozalne, powinno zapalić nam czerwone lampki ostrzegawcze.

Na nagraniu widać młodą eko-aktywistkę, która, cała rozemocjonowana, tłumaczy amerykańskiej polityk, że wszyscy jesteśmy trucicielami planety, że zostało nam już zaledwie kilka miesięcy oraz że partia Cortez powinna w następnej kampanii forsować hasło "Musimy zacząć jeść dzieci!". Dlaczego? Cóż, to proste - w atmosferze jest za dużo CO2. Dziewczyna przywołuje też wypowiedź szwedzkiego profesora, który zachęcał, by w imię walki z globalnym ociepleniem rozważyć zjadanie zmarłych. Z tego, co donoszą Internety, rzekomo miała to być prowokacja organizacji o nazwie LaRouchePAC, której celem było sprowokowanie Ocasio-Cortez.

Nie jestem fanem tej egzaltowanej gwiazdy amerykańskiej lewicy, ale przyznam, że nawet zrobiło mi się jej żal. Wyraźnie poczuła się zażenowana i jakoś próbowała z tego wybrnąć, bąkając do mikrofonu, że na pewno mamy trochę więcej czasu i bez wątpienia istnieje wiele innych rozwiązań, które można wdrożyć. A ja, oglądając to, zastanawiałem się, czy można się jeszcze śmiać, czy pora już zacząć się bać tego, co jeszcze wymyślą eko-szaleńcy. Bo może nowojorska hucpa rzeczywiście była polityczną prowokacją, ale już wystąpienie szwedzkiego naukowca, na które powoływała się tamta dziewczyna, nie.

Gość nazywa się Magnus Söderlund. Jest wykładowcą w sztokholmskiej Wyższej Szkole Handlowej, gdzie prowadzi między innymi kursy z czegoś, co nazywa się marketingiem konsumenckim. Podczas odbywającej się w Sztokholmie konferencji na temat przyszłości żywnościowej rzeczywiście wygłosił przemówienie zatytułowane "Czy możesz sobie wyobrazić jedzenie ludzkiego ciała?". Przekonywał w nim, że misja ratowania planety jest tak istotna, iż można posunąć się do kanibalizmu, który mógłby stać się alternatywą wobec produkcji mięsa i nabiału. Potem opowiadał o tym w szwedzkiej telewizji. Chyba nie wspomniał, czy sam byłby na to gotów, lub czy może już próbował.

No tak, żarty żartami, a facet zajmuje się marketingiem, więc może po prostu chce zabłysnąć. Tylko że już sam fakt, iż stać go było na formułowanie podobnych makabrycznych bzdur na ponoć poważnym evencie - a w każdym razie takie wrażenie sprawiającym - świadczy, że na naszych oczach rozwija się tolerancja dla szermującego ekologią fanatyzmu. Zwłaszcza że upiorny bełkot Söderlunda wpisuje się w dłuższy łańcuch różnych wypowiedzi, z których wynika, że dla ekologistów mięso staje się powoli nowym węglem. Czy w najbliższym czasie możemy być świadkami nagonki na kotleta? No, kto wie.

Nie, nie będę się pastwił nad wynurzeniami pani europosłanki Sylwii Spurek. Jednak pozwolę sobie zwrócić uwagę na niedawny komentarz redakcyjny Bloomberga, nawołujący do rezygnacji z jedzenia mięsa przez jeden dzień w tygodniu. I podejrzewam, że autorzy raczej nie mieli na myśli postnego piątku. W tekście można między innymi przeczytać, że odmówienie sobie jednego hamburgera oznacza oszczędność ponad 1421 litrów wody oraz takiej ilości energii, która jest nam potrzebna do ładowania smartfona przez pół roku. Otrzymujemy też alarmistyczne wyliczenia, że globalne spożycie mięsa od lat 60 XX wieku wzrosło już dwukrotnie. Pojawia się również oczywiście popularny ostatnio argument z gazami cieplarnianymi.

I co, już zaczęli państwo panikować, jak zaapelowała święta Greta? Ja, przyznaję, trochę tak, bo jakoś mi to wszystko dziwnie znajomo brzmi. Czy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat nie słuchaliśmy podobnych racjonalizacji na temat szkodliwości węgla? O innych kwestiach ważnych dla światowej falangi postępu nie wspominając. Czy to zawsze nie odbywa się tak samo? Najpierw porozmawiajmy, zastanówmy się, spróbujmy, a potem mija kilka, kilkanaście lat i od debatowania przechodzimy do procesu legislacyjnego. A spróbuj, faszysto, być przeciw!

I teraz zależy mi, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie uważam, by temat zmian klimatycznych był jakąś błahostką, którą można wykpić. Fakty są takie, że klimat rzeczywiście się zmienia. Obserwujemy to. Ja sam pamiętam o wiele bardziej mroźne zimy i łagodniejsze lata. Sądzę ponadto, że - jak to się mądrze mówi - antropogeniczna geneza tego zjawiska brzmi całkiem rozsądnie. A dlaczego tak uważam? Nie, nie ze względu na dane, których nie brak. Po prostu spróbujcie kilka godzin posiedzieć w zamkniętym pokoju i przekonajcie się, jaki ma to wpływ na powietrze w tym pomieszczeniu, nie mówiąc o waszej głowie. A teraz przemnóżcie to sobie przez ileś milionów. No właśnie.

Chciałbym, żeby było inaczej. Wciąż liczę, że ktoś przedstawi niepodważalny argument na naturalność tych procesów lub przynajmniej na znikomy udział w nich człowieka. Wyczekuję tego jak Fox Mulder ostatecznego dowodu na spisek rządu z obcymi. Podczas ostatniego szczytu ONZ - tego samego, na którym wystąpiła Greta Thunberg - niektóre media ekscytowały się deklaracją pięciuset naukowców negujących ocieplenie klimatu i wskazujących na zagrożenia związane z usilnym propagowaniem tezy przeciwnej. Problem niestety w tym, że przedstawili dość oklepane kontrargumenty, a na dodatek w większości nie mieli nic wspólnego z klimatologią.

Skoro zatem brak w tej kwestii zadowalającego konsensusu, muszę - niestety - zakładać, że teoria o antropogeniczności jest słuszna. Pytanie tylko, co z tym zrobić i jak. Bo że z niekorzystnymi zjawiskami coś zrobić się da, udowadnia sprawa dziury ozonowej. Słyszeli Państwo o niej ostatnio? Ja tak - że się zmniejszyła. Pamiętają Państwo całą panikę wokół odpowiedzialnego za nią freonu? Jak się okazuje, można było się porozumieć i wypracować rozwiązania mające na celu zredukowanie jego emisji do atmosfery. Być może było to możliwe, bo nie robiono wokół tej sprawy aż tak medialnej i politycznej histerii.

Teraz, jak się wydaje, nie ma na to szans. Temat ocieplenia klimatu na dobre ugrzązł w mule ideologii. I tak oto z jednej strony mamy świętą Gretę, z drugiej coraz wyraźniej dostrzegalną taktykę salami, w której najbardziej przerażające jest to, że eko-doktrynerzy w rodzaju pani doktor Spurek rzeczywiście mają narzędzia do tego, by zmusić nas do pląsania w ich cyrku. Ciekawe tylko, kto najbardziej na tym zyska. Producenci paneli słonecznych? Laboratoria pracujące nad pozyskiwaniem sztucznego mięsa? Armia urzędników, którzy najpewniej zostaną zatrudnieni do pilnowania nowych nakazów i zakazów?

Tylko że zanim do tego dojdzie, my, zwykli zjadacze mordującego klimat schabu, zostaniemy zapewne skutecznie zniechęceni do zastanawiania się, gdzie kończy się realny problem, a gdzie zaczyna obłęd. I tylko naprawdę szkoda, że problem od tego nie zniknie. A kto wie, czy się nie pogłębi - no bo przecież te eko-fidrygałki ktoś gdzieś musi wyprodukować. Jak Państwo myślą, ile toksycznych gazów puszczą do atmosfery wytwórcy ogniw fotowoltaicznych? Czy zastanawiali się Państwo, jak zgubny wpływ na środowisko naturalne miał jacht, którym do Nowego Jorku przybyła Greta Thunberg? Ile energii zżera smartfon pani Sylwii Spurek podczas tweetowania?

No ale furda tam - najważniejsze, żeby wreszcie ukrócić cierpienia gwałconych krów. Tak to niestety wygląda. Taką twarz ma dzisiaj rzekoma troska o naszą lepszą przyszłość. Aż strach się bać, prawda? Przypomina się ta klasyczna anegdota o facecie wołającym, że się pali. Gdy przyjeżdża wezwana straż, ten mówi, że tylko żartował. I tak kilka razy, aż jego krzyki już przestają na kimkolwiek robić wrażenie.  I wtedy naprawdę może wybuchnąć pożar. Przeraża mnie taka perspektywa.

Marcin Królik

 

POLECANE
Karol Nawrocki o sytuacji na granicy z Niemcami: Zwołam Radę Gabinetową Wiadomości
Karol Nawrocki o sytuacji na granicy z Niemcami: Zwołam Radę Gabinetową

Prezydent elekt Karol Nawrocki zapowiedział w poniedziałek, że po zaprzysiężeniu na prezydenta, czyli po 6 sierpnia, zwoła Radę Gabinetową w sprawie sytuacji na zachodniej granicy z Niemcami. Podkreślił, że będzie chciał poznać wszelkie dane statystyczne dot. nielegalnych migrantów.

Starcie Donalda Tuska z Samuelem Pereirą Wiadomości
Starcie Donalda Tuska z Samuelem Pereirą

Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej doszło do starcia między Donaldem Tuskiem z Samuelem Pereirą. Dziennikarz wPolsce24 zapytał się szefa rządu na temat nagrań udostępnionych przez jego stację. Chodzi o taśmy z udziałem Romana Giertycha.

Pokojowe cuda Trumpa tylko u nas
Pokojowe cuda Trumpa

Nie wiemy, ilu ludziom ocalił życie w ostatnich tygodniach Donald Trump. Nie da się tego policzyć. Jednak jest pewne, że wielu mieszkańcom Afryki i Azji.

Nie dam się zastraszyć. Robert Bąkiewicz odpowiada Tuskowi ws. Ruchu Obrony Granic Wiadomości
"Nie dam się zastraszyć". Robert Bąkiewicz odpowiada Tuskowi ws. Ruchu Obrony Granic

Lider Ruchu Obrony Granic Robert Bąkiewicz zamieścił oświadczenie ws. wypowiedzi premiera Donalda Tuska na temat sytuacji na granicy z Niemcami.

Kto będzie w Kancelarii Prezydenta odpowiadał za sprawy międzynarodowe? Karol Nawrocki ujawnił nazwisko polityka
Kto będzie w Kancelarii Prezydenta odpowiadał za sprawy międzynarodowe? Karol Nawrocki ujawnił nazwisko

Prezydent elekt Karol Nawrocki w rozmowie na antenie Polsat News poinformował, kto w jego kancelarii będzie odpowiadał za sprawy międzynarodowe.

Jacek Sasin o sytuacji w PiS: Nie zmienia się zwycięskiego lidera polityka
Jacek Sasin o sytuacji w PiS: Nie zmienia się zwycięskiego lidera

– Nie zmienia się zwycięskiego lidera w czasie wyścigu wyborczego, a my jesteśmy na początku drogi – podkreślił Jacek Sasin, komentując kongres PiS oraz wybór Jarosława Kaczyńskiego na prezesa ugrupowania.

Teheran nie zrezygnuje ze wzbogacania uranu? Jest komunikat ambasadora Iranu Wiadomości
Teheran nie zrezygnuje ze wzbogacania uranu? Jest komunikat ambasadora Iranu

Ambasador Iranu przy ONZ Amir Said Irawani zadeklarował, że jego kraj "nigdy nie przestanie wzbogacać uranu". Dyplomata argumentował w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS, że Teheran ma do tego "niezbywalne prawo" jako państwo-strona traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT).

Andrzej Duda: Dziękuje wszystkim, którzy zaangażowali się w ochronę granicy Wiadomości
Andrzej Duda: Dziękuje wszystkim, którzy zaangażowali się w ochronę granicy

Prezydent Andrzej Duda podziękował wszystkim, którzy działają na granicy z Niemcami, m.in. tym osobom, które zaangażowały się w Ruch Obrony Granic.

Nowy komunikat Sądu Najwyższego. Tak wyglądała część protestów wyborczych Wiadomości
Nowy komunikat Sądu Najwyższego. Tak wyglądała część "protestów wyborczych"

Sąd Najwyższy opublikował dokumenty, którymi nie zajmie się w ramach protestów wyborczych. W komunikacie podkreśla, że otrzymał na przykład wydruki wiadomości mailowej od Romana Giertycha, w której znajdowała się instrukcja składania protestu wyborczego.

Kim był Tadeusz Duda? Sąsiedzi mordercy spod Limanowej przerywają milczenie z ostatniej chwili
Kim był Tadeusz Duda? Sąsiedzi mordercy spod Limanowej przerywają milczenie

Tadeusz Duda, 57-latek ze Starej Wsi pod Limanową, zabił swoją córkę i zięcia, a także ciężko ranił teściową. Choć dramatyczne wydarzenia rozegrały się w piątek 27 czerwca, z każdym dniem na jaw wychodzą kolejne szczegóły. Mieszkańcy Starej Wsi, Zalesia i Młyńczysk opowiadają o tym, kim był Duda i jak doszło do koszmaru, którym od kilku dni żyje cała Polska.

REKLAMA

Marcin Królik: Obrońcy klimatu najbardziej kompromitują tę sprawę

Najważniejsze to wreszcie ukrócić cierpienia gwałconych krów. Można też zjadać zmarłych, a nawet dzieci. Taką twarz ma dzisiaj troska o klimat. Przypomina się klasyczna anegdota o facecie wołającym, że się pali. Za którymś razem może naprawdę wybuchnąć pożar, ale jemu już nikt nie uwierzy. Przeraża mnie taka perspektywa.
 Marcin Królik: Obrońcy klimatu najbardziej kompromitują tę sprawę
/ screen YT

Ponieważ na froncie klimatycznym panuje ostatnio wielkie wzmożenie, co i rusz pojawiają się nowe wrzutki. Jeszcze nie ucichły echa wystąpienia Grety Thunberg, a już po mediach społecznościowych zaczął krążyć kolejny dowód na słuszność tezy, którą zawarłem w tytule. Jest to króciutki filmik ze spotkania z - nie przepadam za tym słowem, ale chyba nie mam za bardzo wyboru - kontrowersyjną członkinią amerykańskiej Izby Reprezentantów, Alexandrą Ocasio-Cortez. Spotkanie odbywało się w nowojorskim ratuszu, a to, co się na nim wydarzyło, choć wydaje się kuriozalne, powinno zapalić nam czerwone lampki ostrzegawcze.

Na nagraniu widać młodą eko-aktywistkę, która, cała rozemocjonowana, tłumaczy amerykańskiej polityk, że wszyscy jesteśmy trucicielami planety, że zostało nam już zaledwie kilka miesięcy oraz że partia Cortez powinna w następnej kampanii forsować hasło "Musimy zacząć jeść dzieci!". Dlaczego? Cóż, to proste - w atmosferze jest za dużo CO2. Dziewczyna przywołuje też wypowiedź szwedzkiego profesora, który zachęcał, by w imię walki z globalnym ociepleniem rozważyć zjadanie zmarłych. Z tego, co donoszą Internety, rzekomo miała to być prowokacja organizacji o nazwie LaRouchePAC, której celem było sprowokowanie Ocasio-Cortez.

Nie jestem fanem tej egzaltowanej gwiazdy amerykańskiej lewicy, ale przyznam, że nawet zrobiło mi się jej żal. Wyraźnie poczuła się zażenowana i jakoś próbowała z tego wybrnąć, bąkając do mikrofonu, że na pewno mamy trochę więcej czasu i bez wątpienia istnieje wiele innych rozwiązań, które można wdrożyć. A ja, oglądając to, zastanawiałem się, czy można się jeszcze śmiać, czy pora już zacząć się bać tego, co jeszcze wymyślą eko-szaleńcy. Bo może nowojorska hucpa rzeczywiście była polityczną prowokacją, ale już wystąpienie szwedzkiego naukowca, na które powoływała się tamta dziewczyna, nie.

Gość nazywa się Magnus Söderlund. Jest wykładowcą w sztokholmskiej Wyższej Szkole Handlowej, gdzie prowadzi między innymi kursy z czegoś, co nazywa się marketingiem konsumenckim. Podczas odbywającej się w Sztokholmie konferencji na temat przyszłości żywnościowej rzeczywiście wygłosił przemówienie zatytułowane "Czy możesz sobie wyobrazić jedzenie ludzkiego ciała?". Przekonywał w nim, że misja ratowania planety jest tak istotna, iż można posunąć się do kanibalizmu, który mógłby stać się alternatywą wobec produkcji mięsa i nabiału. Potem opowiadał o tym w szwedzkiej telewizji. Chyba nie wspomniał, czy sam byłby na to gotów, lub czy może już próbował.

No tak, żarty żartami, a facet zajmuje się marketingiem, więc może po prostu chce zabłysnąć. Tylko że już sam fakt, iż stać go było na formułowanie podobnych makabrycznych bzdur na ponoć poważnym evencie - a w każdym razie takie wrażenie sprawiającym - świadczy, że na naszych oczach rozwija się tolerancja dla szermującego ekologią fanatyzmu. Zwłaszcza że upiorny bełkot Söderlunda wpisuje się w dłuższy łańcuch różnych wypowiedzi, z których wynika, że dla ekologistów mięso staje się powoli nowym węglem. Czy w najbliższym czasie możemy być świadkami nagonki na kotleta? No, kto wie.

Nie, nie będę się pastwił nad wynurzeniami pani europosłanki Sylwii Spurek. Jednak pozwolę sobie zwrócić uwagę na niedawny komentarz redakcyjny Bloomberga, nawołujący do rezygnacji z jedzenia mięsa przez jeden dzień w tygodniu. I podejrzewam, że autorzy raczej nie mieli na myśli postnego piątku. W tekście można między innymi przeczytać, że odmówienie sobie jednego hamburgera oznacza oszczędność ponad 1421 litrów wody oraz takiej ilości energii, która jest nam potrzebna do ładowania smartfona przez pół roku. Otrzymujemy też alarmistyczne wyliczenia, że globalne spożycie mięsa od lat 60 XX wieku wzrosło już dwukrotnie. Pojawia się również oczywiście popularny ostatnio argument z gazami cieplarnianymi.

I co, już zaczęli państwo panikować, jak zaapelowała święta Greta? Ja, przyznaję, trochę tak, bo jakoś mi to wszystko dziwnie znajomo brzmi. Czy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat nie słuchaliśmy podobnych racjonalizacji na temat szkodliwości węgla? O innych kwestiach ważnych dla światowej falangi postępu nie wspominając. Czy to zawsze nie odbywa się tak samo? Najpierw porozmawiajmy, zastanówmy się, spróbujmy, a potem mija kilka, kilkanaście lat i od debatowania przechodzimy do procesu legislacyjnego. A spróbuj, faszysto, być przeciw!

I teraz zależy mi, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie uważam, by temat zmian klimatycznych był jakąś błahostką, którą można wykpić. Fakty są takie, że klimat rzeczywiście się zmienia. Obserwujemy to. Ja sam pamiętam o wiele bardziej mroźne zimy i łagodniejsze lata. Sądzę ponadto, że - jak to się mądrze mówi - antropogeniczna geneza tego zjawiska brzmi całkiem rozsądnie. A dlaczego tak uważam? Nie, nie ze względu na dane, których nie brak. Po prostu spróbujcie kilka godzin posiedzieć w zamkniętym pokoju i przekonajcie się, jaki ma to wpływ na powietrze w tym pomieszczeniu, nie mówiąc o waszej głowie. A teraz przemnóżcie to sobie przez ileś milionów. No właśnie.

Chciałbym, żeby było inaczej. Wciąż liczę, że ktoś przedstawi niepodważalny argument na naturalność tych procesów lub przynajmniej na znikomy udział w nich człowieka. Wyczekuję tego jak Fox Mulder ostatecznego dowodu na spisek rządu z obcymi. Podczas ostatniego szczytu ONZ - tego samego, na którym wystąpiła Greta Thunberg - niektóre media ekscytowały się deklaracją pięciuset naukowców negujących ocieplenie klimatu i wskazujących na zagrożenia związane z usilnym propagowaniem tezy przeciwnej. Problem niestety w tym, że przedstawili dość oklepane kontrargumenty, a na dodatek w większości nie mieli nic wspólnego z klimatologią.

Skoro zatem brak w tej kwestii zadowalającego konsensusu, muszę - niestety - zakładać, że teoria o antropogeniczności jest słuszna. Pytanie tylko, co z tym zrobić i jak. Bo że z niekorzystnymi zjawiskami coś zrobić się da, udowadnia sprawa dziury ozonowej. Słyszeli Państwo o niej ostatnio? Ja tak - że się zmniejszyła. Pamiętają Państwo całą panikę wokół odpowiedzialnego za nią freonu? Jak się okazuje, można było się porozumieć i wypracować rozwiązania mające na celu zredukowanie jego emisji do atmosfery. Być może było to możliwe, bo nie robiono wokół tej sprawy aż tak medialnej i politycznej histerii.

Teraz, jak się wydaje, nie ma na to szans. Temat ocieplenia klimatu na dobre ugrzązł w mule ideologii. I tak oto z jednej strony mamy świętą Gretę, z drugiej coraz wyraźniej dostrzegalną taktykę salami, w której najbardziej przerażające jest to, że eko-doktrynerzy w rodzaju pani doktor Spurek rzeczywiście mają narzędzia do tego, by zmusić nas do pląsania w ich cyrku. Ciekawe tylko, kto najbardziej na tym zyska. Producenci paneli słonecznych? Laboratoria pracujące nad pozyskiwaniem sztucznego mięsa? Armia urzędników, którzy najpewniej zostaną zatrudnieni do pilnowania nowych nakazów i zakazów?

Tylko że zanim do tego dojdzie, my, zwykli zjadacze mordującego klimat schabu, zostaniemy zapewne skutecznie zniechęceni do zastanawiania się, gdzie kończy się realny problem, a gdzie zaczyna obłęd. I tylko naprawdę szkoda, że problem od tego nie zniknie. A kto wie, czy się nie pogłębi - no bo przecież te eko-fidrygałki ktoś gdzieś musi wyprodukować. Jak Państwo myślą, ile toksycznych gazów puszczą do atmosfery wytwórcy ogniw fotowoltaicznych? Czy zastanawiali się Państwo, jak zgubny wpływ na środowisko naturalne miał jacht, którym do Nowego Jorku przybyła Greta Thunberg? Ile energii zżera smartfon pani Sylwii Spurek podczas tweetowania?

No ale furda tam - najważniejsze, żeby wreszcie ukrócić cierpienia gwałconych krów. Tak to niestety wygląda. Taką twarz ma dzisiaj rzekoma troska o naszą lepszą przyszłość. Aż strach się bać, prawda? Przypomina się ta klasyczna anegdota o facecie wołającym, że się pali. Gdy przyjeżdża wezwana straż, ten mówi, że tylko żartował. I tak kilka razy, aż jego krzyki już przestają na kimkolwiek robić wrażenie.  I wtedy naprawdę może wybuchnąć pożar. Przeraża mnie taka perspektywa.

Marcin Królik


 

Polecane
Emerytury
Stażowe