Ukraina trzy lata po Euromajdanie - niechciani na Zachodzie, nie chcący na Wschód
Jednym z najważniejszych problemów jest rzecz jasna agresja rosyjska. Odziały rosyjskiej floty i piechoty morskiej już w marcu 2014 roku zajęły Półwysep Krymski, który po „referendum” najpierw ogłosił niepodległość, aby wkrótce zostać włączonym do Federacji Rosyjskiej. Aneksja Krymu nie została uznana przez społeczność międzynarodową i do dziś pozostaje jednym z punktów zapalnych. Po rozpoczęciu okupacji półwyspu z Krymu na Ukrainę uciekło kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców – głównie Tatarów, pamiętających brutalną deportację w głąb Rosji w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Również od marca 2014 roku w obwodach ługańskim i donieckim trwa zbrojna walka pomiędzy ukraińską armią i Gwardią Narodową a oddziałami tamtejszych samozwańczych republik, czynnie wspieranymi przez wojska rosyjskie. Do połowy lutego bieżącego roku w walkach tych poległo około 10 tysięcy żołnierzy obu stron. Mimo ogłoszenia zawieszenia broni wynegocjonowanego w Mińsku we wrześniu 2014 roku, wystrzały nie umilkły nawet na jeden dzień. Obie strony używają broni ciężkiej – artylerii i pojazdów pancernych.
Opór materii
Reformy Ukrainy są również hamowane przez czynniki wewnętrzne. Jedną z głównych bolączek tego kraju jest oligarchizacja gospodarki – znacząca część miejscowych firm pozostaje w rękach wąskiej grupki ludzi, którzy kierują się w swych poczynaniach wyłącznie własnym interesem. Już w pierwszym wystąpieniu po objęciu urzędu prezydent Petro Poroszenko zapowiadał walkę z owym systemem, lecz problem polega na tym, że sam prezydent wywodzi się z owego grona. Był jednym z najbogatszych Ukraińców, potentatem między innymi w branży cukierniczej. Niektórzy z oligarchów rzeczywiście stracili wpływy (choć nie majątki), lecz dotyczy to przede wszystkim tych, którzy w konflikcie z Rosją opowiedzieli się po stronie Kremla. Pozostali zachowali stan posiadania i ciągle są niezwykle znaczącą siłą.
Wielkie opory napotyka również walka z wszechobecną na Ukrainie korupcją. Naciski władz na reformę wymiaru sprawiedliwości i aparatu państwowego oraz samorządowego wciąż napotykają na bierność aparatu urzędniczego, osadzonego tam nierzadko jeszcze za czasów Związku Radzieckiego.
Trudne zmiany
Przez trzy lata dokonało się jednak na Ukrainie wiele przemian. Kraj ten coraz bardziej uniezależnia się od wschodniego sąsiada w dziedzinie energetycznej – straszak gazowy, przez lata stosowany z powodzeniem przez Kreml wobec Kijowa, przestaje działać. Ukraina sprowadza dziś gaz głównie z Zachodu. Gorzej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o węgiel – w ostatnich dniach Ukrainie zagroził poważny kryzys energetyczny, którego przyczyną było zablokowanie dostaw węgla antracytowego, wydobywanego w tym kraju jedynie w obwodach znajdujących się w rękach separatystów. Co ciekawe – dostawy zablokowali nie Rosjanie, lecz byli żołnierze ukraińskiej armii i Gwardii Narodowej, protestujący w ten sposób przeciwko kontaktom handlowym ze zbuntowanymi obwodami. Premier Wołodymir Hrojsman zapowiedział nawet możliwość ograniczenia dostaw prądu dla przemysłu i ludności, nazywając poczynania weteranów „sabotażem gospodarczym”.
Wielka przemiana nastąpiła również w mentalności samych Ukraińców – do czego przyczyniła się przede wszystkim wojna z Rosją. Dziś na Ukrainie w niezwykle znaczącym stopniu wzrosła świadomość narodowa, Ukraińcy utożsamiają się ze swoim państwem, przestali odbierać się jako „młodszych braci Moskali”. Dowodem na to może być sukces obywatelskiego bojkotu rosyjskich towarów; prowadzona od blisko trzech lat akcja „Nie kupuj rosyjskiego” doprowadziła do spadku o połowę wartości eksportu z Rosji na Ukrainę – zarówno towarów spożywczych, jak i przemysłowych. Zmieniły się również ukraińskie media – przed Euromajdanem prezentujące w większości proklemlowski punkt widzenia.
Wzrost nastrojów patriotycznych na Ukrainie nie przekłada się jednak na wzrost poparcia dla miejscowych nacjonalistów (co jest często, a błędnie powtarzane w polskich mediach). Trzy największe organizacje nacjonalistyczne – Prawy Sektor, Korpus Narodowy i Swoboda nie są w stanie przyciągnąć znaczącej rzeszy sympatyków. W ostatniej manifestacji, zorganizowanej w rocznicę rzezi na Majdanie Niepodległości, udział wzięło zaledwie około 7 tysięcy ludzi, przy czym znacząca ich część przyjechała spoza Kijowa. Głównymi hasłami owej demonstracji były żądania: zerwania stosunków dyplomatycznych z Rosją, wprowadzenia pełnej blokady terytoriów opanowanych przez separatystów oraz przeprowadzenia nowych wyborów parlamentarnych. W poprzednich przeprowadzonych w październiku 2014 roku Swoboda uzyskała niecałe pięć procent głosów i sześć mandatów do 450-osobowej rady Najwyższej, zaś hałaśliwy Prawy Sektor – zaledwie 1,8 procenta i jeden mandat.
Zachodnie zagrożenia
Prozachodnie dążenia Ukrainy mogą jednak w najbliższym czasie napotkać na wiele przeszkód – i to właśnie z zachodniej strony. Wprawdzie w jednym z pierwszych wystąpień po objęciu prezydentury Trump zażądał od Rosji zwrotu Krymu, to bardzo niepokojące informacje nadchodzą z otoczenia nowego włodarza Stanów Zjednoczonych. Niesłychane oburzenie wywołały w Kijowie doniesienia gazety „New York Times”, wedle której osobisty adwokat Trumpa Michael Cohen miał przedstawić prezydentowi plan (w przygotowaniu którego miał brać także udział ukraiński deputowany Andrij Artemienko, niekryjący swoich proputinowskich sympatii), który zakłada przeprowadzenie na Ukrainie referendum w sprawie wydzierżawienia Krymu Rosji na 50 lub 100 lat. W zamian za to Putin miałby wycofać swoją armię z Donbasu i zaprzestać wspierania rebeliantów.
Dwa kolejne zagrożenia dla prozachodniej Ukrainy wiążą się z nadchodzącymi w tym roku wyborami w krajach, które uczestniczą w negocjacjach pomiędzy Rosją a Ukrainą w ramach tak zwanego formatu normandzkiego – we Francji i Niemczech. Możliwe, choć mało prawdopodobne zwycięstwo w wyborach nad Sekwaną kandydatki nacjonalistycznego Frontu Narodowego Marine Le Pen byłoby dla Kijowa prawdziwą katastrofą. O związkach tej partii z Moskwą, głównie polegających na szczodrym obdarowywaniu funduszy wyborczych FN przez różnorakie rosyjskie instytucje, ćwierkają nawet najbardziej małomówne wróble. Równie groźna z ukraińskiego punktu widzenia (choć na razie mało dostrzegana w pozostałych krajach Europy) byłaby dla Kijowa wygrana w wyborach parlamentarnych w Niemczech tamtejszej partii socjaldemokratycznej. SPD to ugrupowanie mentalnie wciąż tkwiące w połowie ubiegłego wieku. Dowiodła tego chociażby w niedawnym wywiadzie dla „Die Welt” Hilde Mattheis, przewodnicząca frakcji Demokratycznej Lewicy działającej w ramach SPD, która uważa, że „30 lat po zakończeniu zimnej wojny należy ponownie przemyśleć NATO jako projekt kolektywnej obrony”, a plan wydatków na obronność na poziomie 2 proc. powinien być „ponownie przedyskutowany”. Nie są tajemnicą związki wielu działaczy SPD z rosyjskim biznesem – czego najjaśniejszym przykładem jest były kanclerz z ramienia tej partii Gerhard Schroeder, który po odejściu z polityki został przewodniczącym rady Dyrektorów Gazociągu Północnego, kontrolowanego przez Gazprom.
Leszek Masierak
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (09/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj