Rafał Woś: Jaruzelski 13 grudnia 1981 roku dokonał demontażu tzw. demokracji ludowej

Nie pamiętam wprowadzenia stanu wojennego. Nie mogę pamiętać, bo urodziłem się kilka miesięcy po tym, jak generał Wojciech Jaruzelski dokonał na Wisłą wojskowego puczu. Nie oznacza to jednak, że nie wyciągam z tej „godziny zero” współczesnej polskiej historii własnych lekcji koniecznych do rozumienia dzisiejszej rzeczywistości.
 Rafał Woś: Jaruzelski 13 grudnia 1981 roku dokonał demontażu tzw. demokracji ludowej
/ fot. M. Żegliński

13 grudnia 1981 roku zaczął się w Polsce neoliberalizm – zgadzam się w pełni z tą oceną wygłoszoną przez weterana pierwszej Solidarności Karola Modzelewskiego w jego autobiograficznej książce „Zajeździmy kobyłę historii” z roku 2013. Modzelewski był postacią niezwykle ciekawą, funkcjonującą jednocześnie w – by tak rzec – dwóch wykluczających się politycznych opowieściach wynikających ze stanu wojennego. Środowiskowo do końca życia (zmarł w 2019 roku) związany oczywiście z kręgami liberalnej inteligenckiej wierchuszki dawnej „S”, która zbudowała po roku 1989 imperium światopoglądowe „Gazety Wyborczej”. Było to więc dokładnie to samo środowisko, które pod koniec lat 80. poparło dogadanie się opozycji z pokoleniem PZPR-owskich młodych wilczków. A potem razem z nimi wprowadzało w Polsce kapitalizm według neoliberalnych recept, od których radykalizmu włos na głowie jeżył się nawet wysłannikom MFW i Banku Światowego. Jednak politycznie Karol Modzelewski był przecież wobec tamtych rozwiązań zawsze w ostrej i konsekwentnej kontrze, należąc do końca do grona najostrzejszych krytyków wolnorynkowego fundamentalizmu elit III RP. Będąc z tego powodu w środowiskach liberalnych najpierw ignorowany i zamilczany, a dopiero potem – gdy już nie stanowił żadnego politycznego zagrożenia – traktowany jako listek figowy. Taki specyficzny pogrudniowy los.

Spawacz i „klęska Solidarności”

W niczym nie umniejsza to jednak celności diagnozy Modzelewskiego o początkach polskiego neoliberalizmu, który miał się urodzić właśnie o północy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Dosłownie chodziło Modzelewskiemu o to, że generał Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny w Polsce, usiłował złamać kręgosłup pierwszej – tamtej jednoznacznie socjalnie i radykalnie propracowniczo nastawionej – Solidarności. Czy to się „Spawaczowi” (moja ulubiona ksywka Jaruzelskiego) udało? Modzelewski twierdził – z przykrością – że tak. W efekcie tamtego brutalnego ataku, gdy „S” wyszła z podziemia i wróciła na scenę dziejów w drugiej połowie lat 80., była już zupełnie innym ruchem. Niby pod tym samym znakiem i teoretycznie z tymi samymi wartościami, ale w praktyce nie ta sama, bo już o dalece mniej robotniczym i ludowym charakterze, dużo bardziej zdominowana przez liberalnie nastawionych inteligentów w stylu Adama Michnika, Jacka Kuronia czy Bronisława Geremka. W takich warunkach liberałowie z łatwością dokonali przechwycenia Solidarności. A to z kolei sprawiło, że w pierwszej fazie polskich przemian związek osłaniał swoim parasolem najbardziej radykalne antypracownicze posunięcia Leszka Balcerowicza. Co weszło do historii jako „klęska Solidarności” – opisana kilka lat później w książce amerykańskiego politologa Davida Osta pod tym samym tytułem.

Ale ja lubię tezę Modzelewskiego jeszcze pociągnąć, rozbudować i poszerzyć o dalsze wnioski. Uważam na przykład, że Jaruzelski 13 grudnia 1981 roku dokonał faktycznego i ostatecznego demontażu tzw. demokracji ludowej. Oczywiście, że demokracja ludowa nie była nigdy systemem pluralistycznym i liberalnym, ale nie było też tak, że był to ustrój przez cztery dekady swojego istnienia dokładnie jednakowy. Był stalinizm, ale był też okres Gierkowski – dwa światy różniące się od siebie jak noc i dzień. A po stanie wojennym przyszedł regres. Polska stała się na całą dekadę lat 80. faktyczną wojskową dyktaturą, nie bardzo odbiegającą stylem rządzenia od podobnych reżimów w Ameryce Południowej czy Afryce. Już w przededniu stanu wojennego Jaruzelski skomasował w jednym ręku wszystkie ośrodki władzy na wszystkich poprzednich etapach istnienia PRL-u jednak (i nie bez przyczyny) rozdzielone. Od lutego 1981 roku był więc premierem, w październiku tego samego roku został pierwszym sekretarzem KC PZPR, a wojsko kontrolował już przecież od dawna. 13 grudnia był domknięciem puczu i oznaczał zaprowadzenie faktycznej dyktatury jednego ośrodka władzy ze wszystkimi tego faktu brzydkimi konsekwencjami, takimi jak zwiększenie brutalności aparatu represji, pogłębienie kryzysu politycznego w kraju oraz faktyczne załamanie gospodarki (za co generałowie próbowali oczywiście obwinić poprzedników, sobie nie mając nic do zarzucenia – o czym za chwilę).

Jaruzelski jako rzecznik nowej klasy

W tych warunkach Jaruzelski – idąc śladem współczesnych mu wojskowych dyktatorów w stylu choćby Augusta Pinocheta – miał zupełnie wolne ręce do wprowadzania w Polsce radykalnej zmiany ustroju, w tamtym wypadku kapitalizmu. Od pewnego momentu według logiki, by podzielić się władzą polityczną z tą bardziej układną częścią opozycji, ale przy jednoczesnym zachowaniu kontroli nad najcenniejszymi zasobami: gospodarczymi oraz propagandowymi. Całą tę zmianę ukryto za parawanem „wolnego rynku” również po to, by uzyskać przychylność Zachodu. Oczywiście, że to nie Wojciech Jaruzelski był tego planu głównym autorem. Tamta idea wyszła od młodszych. Politycznie symbolami tamtego „ostatniego pokolenia PZPR-u” będą twórcy późniejszych sukcesów SLD: Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller czy Marek Belka, ale to też tylko symbole. Aktorzy wzięci do sztuki firmowania przemiany na scenie politycznej. Reprezentowali oni ambitne pokolenie, które chciało zrzucić cisnący ich gors realnego socjalizmu. To stały schemat opisany najlepiej przez Milovana Dżilasa w jego „Nowej klasie”, a żywy i prawdziwy w Polsce lat 80 i 90. XX wieku. Większość z inicjatorów tamtego polskiego skoku w kapitalizm na zawsze pozostanie w cieniu, gdzieś na styku służb mundurowych, biznesu, dyplomacji, mediów. Dyktator Jaruzelski był z tego punktu widzenia elementem nieodzownym. Dał czas i możliwość przygotowania i przeprowadzenia całej operacji. Solidarnościowców, którzy ten proces podżyrowali swoim opozycyjnym autorytetem, znaleziono bez trudu. Udzielili oni komunie oficjalnej absolucji. A z tych, co nie chcieli się z tym pogodzić, zrobiono „oszołomów”. Tak w skrócie wyglądał przepis na III RP. Bez 13 grudnia musiałby wyglądać inaczej.

Ale przecież lekcja tamtych doświadczeń nie kończy się na sporach o naturę polskiego kapitalizmu oraz tego, kto zajmie jakie miejsce w nowym porządku dziobania. Mamy jeszcze samo doświadczenie grudniowego wojskowego puczu. Architekci stanu wojennego przedstawiali i będą go przedstawiać jako akt wyższej konieczności. Sposób na ocalenie kraju przed radziecką interwencją. Spór o to, czy „by weszli czy nie”, pozostanie pewnie na zawsze nierozwiązany. Warto tu jednak zwrócić uwagę na coś innego. Niezależnie od odpowiedzi na pytanie o radziecką interwencję za decyzją junty Jaruzelskiego o grudniowym zamachu stały także inne cele. Każda historyczna decyzja ma przecież wiele motywacji. Nie inaczej było wtedy. I właśnie wśród tamtych motywacji musiała być także chęć zalegitymizowania się ówczesnych władców PRL w oczach społeczeństwa. Musimy przecież pamiętać, że wtedy (grudzień 1981) generalska ekipa była wciąż relatywnie nowa. Mijał właśnie dopiero rok z kawałkiem od obalenia Edwarda Gierka przez połączone wysiłki Jaruzelskiego i Stanisława Kani. Ale z sukcesją w PRL-u zawsze było problem. To nie była przecież żadną miarą demokracja parlamentarna, gdzie napięcia rozładowuje się poprzez mechanizm wyborów i zmiany rządu. W PRL-u sukcesje zawsze odbywały się w sposób bardziej dramatyczny – poprzez pałacowe przewroty. I za każdym razem „nowi” stawali wobec wyzwania, by jednak w jakiś tam sposób wytłumaczyć tę zmianę społeczeństwu i zyskać przynajmniej wstępną wiarę, że teraz „będzie lepiej”. Zarówno Władysław Gomułka (1956), jak i Gierek (1970/1971) swoje intronizacje organizowali w sposób aksamitny. Nie było wsadzania poprzedników do więzienia, pokazowych procesów, upokarzania ani nawet szczególnego rozliczania przegranych. Konflikty zamiatano pod dywan, wysyłając rywali na dalsze odcinki albo na emeryturę.

Polak do Polaka strzelać nie powinien

To Jaruzelski potraktował swoich poprzedników jak wrogów publicznych. Gierka i jego ekipę wyrzucono z partii i na pewien czas zamknięto do więzienia. Jeden z członków tej ekipy Zdzisław Grudzień nawet w obozie internowania w Głębokiem umarł. Podjęto też rozbudowaną ofensywę propagandową, która miała pokazać, że „co złego, to tamci”, a winą za wszystko obarczono „życie na kredyt epoki Gierkowskiej”. W ten sposób generałowie liczyli, że dostaną czystą kartę i kredyt zaufania od społeczeństwa. To jednak… nie nastąpiło. Ta metoda ostrego rozliczenia po prostu nie zadziałała, z czego może płynąć morał, że w Polsce stawianie spraw na ostro, z użyciem wojska oraz przemocy nie przynosi pożądanych skutków. Aż do końca dekady lat 80. ekipa Jaruzelskiego nie zdołała oprzeć swojej władzy na autentycznym szerokim poparciu ludzi. Pod tym względem nie mieli nawet tego, co miał Gomułka na początku swojego panowania albo Gierek do roku 1976. I to też jest bardzo ważna lekcja, że Polak do Polaka strzelać nie może, ani nawet nie powinien wsadzać go do więzienia. Również dlatego, że się to… nie opłaca. Paradoksalnie dopiero otwarcie procesu dogadywania się z opozycją przyniosło komunistom sukces. A osobiście Jaruzelskiemu nawet pewien rodzaj legendy (o tym, że – niczym Michaił Gorbaczow – dobrowolnie podzielił się władzą). Ale jak się to dokonało i co z tego wynikło, to już oczywiście temat na zupełnie inną polityczno-historyczną opowieść.

Autor jest publicystą portalu Salon24.pl.

 


 

POLECANE
Polska zamyka rosyjski konsulat w Poznaniu. Jest komentarz Rosji z ostatniej chwili
Polska zamyka rosyjski konsulat w Poznaniu. Jest komentarz Rosji

Rzecznik rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa skomentowała podczas wtorkowej konferencji prasowej decyzję Polski o zamknięciu rosyjskiego konsulatu w Poznaniu.

Prof. Paweł Skrzydlewski: Dziś Niemców trzeba się bać gorące
Prof. Paweł Skrzydlewski: Dziś Niemców trzeba się bać

- Dziś moim zdaniem to ma właśnie miejsce w Niemczech i dlatego trzeba się bać Niemców. Gdyby jednak Niemcy zrobili autentyczny rachunek sumienia i wyrzekli się zła, gdyby naprawili, co jest w ich mocy z tego, co złego wyrządzili naradom Europy – z pewnością mogliby stać się autentyczną i pozytywną siłą Europy - mówi Annie Wiejak Prof. Paweł Skrzydlewski po konferencji Schuman Trimarium Forum.

Rodzice ks. Olszewskiego pod Prokuraturą Krajową. To nagranie łamie serce z ostatniej chwili
Rodzice ks. Olszewskiego pod Prokuraturą Krajową. To nagranie łamie serce

We wtorek pod Prokuraturą Krajową zjawili się rodzice przetrzymywanego od miesięcy w areszcie ks. Michała Olszewskiego.

Sikorski: Polska zamyka rosyjski konsulat w Poznaniu z ostatniej chwili
Sikorski: Polska zamyka rosyjski konsulat w Poznaniu

Szef MSZ Radosław Sikorski poinformował, że za ostatnimi próbami dywersji w Polsce i krajach sojuszniczych stoi Rosja, dlatego zdecydował o wycofaniu zgody na funkcjonowanie konsulatu Rosji w Poznaniu. Jego personel zostanie uznany za osoby niepożądane w Polsce.

Potężna awaria w znanym banku. Nie działały usługi z ostatniej chwili
Potężna awaria w znanym banku. Nie działały usługi

Aplikacja mobilna i bankowość internetowa, kantor walutowy i usługa Business Pro działają już prawidłowo - przekazał Alior Bank, informując o zażegnaniu występującej we wtorek awarii usług.

Przy S7 znaleziono szczątki dwóch osób z ostatniej chwili
Przy S7 znaleziono szczątki dwóch osób

Jak podaje radio RFM FM, przy drodze ekspresowej S7 na wysokości miejscowości Niepiekła niedaleko Płońska w woj. mazowieckim, odnaleziono szczątki dwóch osób. 

Szydło: Zła sytuacja gospodarstw domowych wzięła się z decyzji KE i PE polityka
Szydło: Zła sytuacja gospodarstw domowych wzięła się z decyzji KE i PE

– Sytuacja gospodarstw domowych jest coraz trudniejsza. Ludzie tracą pracę, mają problemy finansowe. I to nie wzięło się z niczego – mówiła w Parlamencie Europejskim eurodeputowana PiS Beata Szydło.

Wiadomość dla mieszkańców Płocka z ostatniej chwili
Wiadomość dla mieszkańców Płocka

W Płocku z uwagi na Wszystkich Świętych i Zaduszki nastąpią zmiany w ruchu. Przy cmentarzu Komunalnym 1 listopada zamknięta będzie część ul. Bielskiej i drogi krajowej nr 60. Przy dwóch innych cmentarzach od 1 do 3 listopada zamknięta będzie część al. Kobylińskiego.

Wiadomości
Al Pacino postawił na tę polską aktorkę. To będzie nowa odsłona absolutnego hitu

Światowej sławy gwiazdor postanowił podjąć współpracę z popularną polską aktorką. Wybrał ją na współproducentkę adaptacji "Króla Leara", w której zagra nie tylko on sam, ale także wiele innych aktorskich sław.

Prof. Boštjan M. Turk: Europa powinna odzyskać suwerenność i stopniowo uwolnić się spod kurateli Brukseli tylko u nas
Prof. Boštjan M. Turk: Europa powinna odzyskać suwerenność i stopniowo uwolnić się spod kurateli Brukseli

W miarę upływu XXI wieku zachodni przywódcy wydają się coraz mniej zdolni do wypełniania swoich misji. Coraz więcej z nich jest niepokojąco słabych, ciągnąc za sobą w słabość cały Zachód. Ta rosnąca słabość jest jednym z powodów mnożenia się konfliktów.

REKLAMA

Rafał Woś: Jaruzelski 13 grudnia 1981 roku dokonał demontażu tzw. demokracji ludowej

Nie pamiętam wprowadzenia stanu wojennego. Nie mogę pamiętać, bo urodziłem się kilka miesięcy po tym, jak generał Wojciech Jaruzelski dokonał na Wisłą wojskowego puczu. Nie oznacza to jednak, że nie wyciągam z tej „godziny zero” współczesnej polskiej historii własnych lekcji koniecznych do rozumienia dzisiejszej rzeczywistości.
 Rafał Woś: Jaruzelski 13 grudnia 1981 roku dokonał demontażu tzw. demokracji ludowej
/ fot. M. Żegliński

13 grudnia 1981 roku zaczął się w Polsce neoliberalizm – zgadzam się w pełni z tą oceną wygłoszoną przez weterana pierwszej Solidarności Karola Modzelewskiego w jego autobiograficznej książce „Zajeździmy kobyłę historii” z roku 2013. Modzelewski był postacią niezwykle ciekawą, funkcjonującą jednocześnie w – by tak rzec – dwóch wykluczających się politycznych opowieściach wynikających ze stanu wojennego. Środowiskowo do końca życia (zmarł w 2019 roku) związany oczywiście z kręgami liberalnej inteligenckiej wierchuszki dawnej „S”, która zbudowała po roku 1989 imperium światopoglądowe „Gazety Wyborczej”. Było to więc dokładnie to samo środowisko, które pod koniec lat 80. poparło dogadanie się opozycji z pokoleniem PZPR-owskich młodych wilczków. A potem razem z nimi wprowadzało w Polsce kapitalizm według neoliberalnych recept, od których radykalizmu włos na głowie jeżył się nawet wysłannikom MFW i Banku Światowego. Jednak politycznie Karol Modzelewski był przecież wobec tamtych rozwiązań zawsze w ostrej i konsekwentnej kontrze, należąc do końca do grona najostrzejszych krytyków wolnorynkowego fundamentalizmu elit III RP. Będąc z tego powodu w środowiskach liberalnych najpierw ignorowany i zamilczany, a dopiero potem – gdy już nie stanowił żadnego politycznego zagrożenia – traktowany jako listek figowy. Taki specyficzny pogrudniowy los.

Spawacz i „klęska Solidarności”

W niczym nie umniejsza to jednak celności diagnozy Modzelewskiego o początkach polskiego neoliberalizmu, który miał się urodzić właśnie o północy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Dosłownie chodziło Modzelewskiemu o to, że generał Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny w Polsce, usiłował złamać kręgosłup pierwszej – tamtej jednoznacznie socjalnie i radykalnie propracowniczo nastawionej – Solidarności. Czy to się „Spawaczowi” (moja ulubiona ksywka Jaruzelskiego) udało? Modzelewski twierdził – z przykrością – że tak. W efekcie tamtego brutalnego ataku, gdy „S” wyszła z podziemia i wróciła na scenę dziejów w drugiej połowie lat 80., była już zupełnie innym ruchem. Niby pod tym samym znakiem i teoretycznie z tymi samymi wartościami, ale w praktyce nie ta sama, bo już o dalece mniej robotniczym i ludowym charakterze, dużo bardziej zdominowana przez liberalnie nastawionych inteligentów w stylu Adama Michnika, Jacka Kuronia czy Bronisława Geremka. W takich warunkach liberałowie z łatwością dokonali przechwycenia Solidarności. A to z kolei sprawiło, że w pierwszej fazie polskich przemian związek osłaniał swoim parasolem najbardziej radykalne antypracownicze posunięcia Leszka Balcerowicza. Co weszło do historii jako „klęska Solidarności” – opisana kilka lat później w książce amerykańskiego politologa Davida Osta pod tym samym tytułem.

Ale ja lubię tezę Modzelewskiego jeszcze pociągnąć, rozbudować i poszerzyć o dalsze wnioski. Uważam na przykład, że Jaruzelski 13 grudnia 1981 roku dokonał faktycznego i ostatecznego demontażu tzw. demokracji ludowej. Oczywiście, że demokracja ludowa nie była nigdy systemem pluralistycznym i liberalnym, ale nie było też tak, że był to ustrój przez cztery dekady swojego istnienia dokładnie jednakowy. Był stalinizm, ale był też okres Gierkowski – dwa światy różniące się od siebie jak noc i dzień. A po stanie wojennym przyszedł regres. Polska stała się na całą dekadę lat 80. faktyczną wojskową dyktaturą, nie bardzo odbiegającą stylem rządzenia od podobnych reżimów w Ameryce Południowej czy Afryce. Już w przededniu stanu wojennego Jaruzelski skomasował w jednym ręku wszystkie ośrodki władzy na wszystkich poprzednich etapach istnienia PRL-u jednak (i nie bez przyczyny) rozdzielone. Od lutego 1981 roku był więc premierem, w październiku tego samego roku został pierwszym sekretarzem KC PZPR, a wojsko kontrolował już przecież od dawna. 13 grudnia był domknięciem puczu i oznaczał zaprowadzenie faktycznej dyktatury jednego ośrodka władzy ze wszystkimi tego faktu brzydkimi konsekwencjami, takimi jak zwiększenie brutalności aparatu represji, pogłębienie kryzysu politycznego w kraju oraz faktyczne załamanie gospodarki (za co generałowie próbowali oczywiście obwinić poprzedników, sobie nie mając nic do zarzucenia – o czym za chwilę).

Jaruzelski jako rzecznik nowej klasy

W tych warunkach Jaruzelski – idąc śladem współczesnych mu wojskowych dyktatorów w stylu choćby Augusta Pinocheta – miał zupełnie wolne ręce do wprowadzania w Polsce radykalnej zmiany ustroju, w tamtym wypadku kapitalizmu. Od pewnego momentu według logiki, by podzielić się władzą polityczną z tą bardziej układną częścią opozycji, ale przy jednoczesnym zachowaniu kontroli nad najcenniejszymi zasobami: gospodarczymi oraz propagandowymi. Całą tę zmianę ukryto za parawanem „wolnego rynku” również po to, by uzyskać przychylność Zachodu. Oczywiście, że to nie Wojciech Jaruzelski był tego planu głównym autorem. Tamta idea wyszła od młodszych. Politycznie symbolami tamtego „ostatniego pokolenia PZPR-u” będą twórcy późniejszych sukcesów SLD: Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller czy Marek Belka, ale to też tylko symbole. Aktorzy wzięci do sztuki firmowania przemiany na scenie politycznej. Reprezentowali oni ambitne pokolenie, które chciało zrzucić cisnący ich gors realnego socjalizmu. To stały schemat opisany najlepiej przez Milovana Dżilasa w jego „Nowej klasie”, a żywy i prawdziwy w Polsce lat 80 i 90. XX wieku. Większość z inicjatorów tamtego polskiego skoku w kapitalizm na zawsze pozostanie w cieniu, gdzieś na styku służb mundurowych, biznesu, dyplomacji, mediów. Dyktator Jaruzelski był z tego punktu widzenia elementem nieodzownym. Dał czas i możliwość przygotowania i przeprowadzenia całej operacji. Solidarnościowców, którzy ten proces podżyrowali swoim opozycyjnym autorytetem, znaleziono bez trudu. Udzielili oni komunie oficjalnej absolucji. A z tych, co nie chcieli się z tym pogodzić, zrobiono „oszołomów”. Tak w skrócie wyglądał przepis na III RP. Bez 13 grudnia musiałby wyglądać inaczej.

Ale przecież lekcja tamtych doświadczeń nie kończy się na sporach o naturę polskiego kapitalizmu oraz tego, kto zajmie jakie miejsce w nowym porządku dziobania. Mamy jeszcze samo doświadczenie grudniowego wojskowego puczu. Architekci stanu wojennego przedstawiali i będą go przedstawiać jako akt wyższej konieczności. Sposób na ocalenie kraju przed radziecką interwencją. Spór o to, czy „by weszli czy nie”, pozostanie pewnie na zawsze nierozwiązany. Warto tu jednak zwrócić uwagę na coś innego. Niezależnie od odpowiedzi na pytanie o radziecką interwencję za decyzją junty Jaruzelskiego o grudniowym zamachu stały także inne cele. Każda historyczna decyzja ma przecież wiele motywacji. Nie inaczej było wtedy. I właśnie wśród tamtych motywacji musiała być także chęć zalegitymizowania się ówczesnych władców PRL w oczach społeczeństwa. Musimy przecież pamiętać, że wtedy (grudzień 1981) generalska ekipa była wciąż relatywnie nowa. Mijał właśnie dopiero rok z kawałkiem od obalenia Edwarda Gierka przez połączone wysiłki Jaruzelskiego i Stanisława Kani. Ale z sukcesją w PRL-u zawsze było problem. To nie była przecież żadną miarą demokracja parlamentarna, gdzie napięcia rozładowuje się poprzez mechanizm wyborów i zmiany rządu. W PRL-u sukcesje zawsze odbywały się w sposób bardziej dramatyczny – poprzez pałacowe przewroty. I za każdym razem „nowi” stawali wobec wyzwania, by jednak w jakiś tam sposób wytłumaczyć tę zmianę społeczeństwu i zyskać przynajmniej wstępną wiarę, że teraz „będzie lepiej”. Zarówno Władysław Gomułka (1956), jak i Gierek (1970/1971) swoje intronizacje organizowali w sposób aksamitny. Nie było wsadzania poprzedników do więzienia, pokazowych procesów, upokarzania ani nawet szczególnego rozliczania przegranych. Konflikty zamiatano pod dywan, wysyłając rywali na dalsze odcinki albo na emeryturę.

Polak do Polaka strzelać nie powinien

To Jaruzelski potraktował swoich poprzedników jak wrogów publicznych. Gierka i jego ekipę wyrzucono z partii i na pewien czas zamknięto do więzienia. Jeden z członków tej ekipy Zdzisław Grudzień nawet w obozie internowania w Głębokiem umarł. Podjęto też rozbudowaną ofensywę propagandową, która miała pokazać, że „co złego, to tamci”, a winą za wszystko obarczono „życie na kredyt epoki Gierkowskiej”. W ten sposób generałowie liczyli, że dostaną czystą kartę i kredyt zaufania od społeczeństwa. To jednak… nie nastąpiło. Ta metoda ostrego rozliczenia po prostu nie zadziałała, z czego może płynąć morał, że w Polsce stawianie spraw na ostro, z użyciem wojska oraz przemocy nie przynosi pożądanych skutków. Aż do końca dekady lat 80. ekipa Jaruzelskiego nie zdołała oprzeć swojej władzy na autentycznym szerokim poparciu ludzi. Pod tym względem nie mieli nawet tego, co miał Gomułka na początku swojego panowania albo Gierek do roku 1976. I to też jest bardzo ważna lekcja, że Polak do Polaka strzelać nie może, ani nawet nie powinien wsadzać go do więzienia. Również dlatego, że się to… nie opłaca. Paradoksalnie dopiero otwarcie procesu dogadywania się z opozycją przyniosło komunistom sukces. A osobiście Jaruzelskiemu nawet pewien rodzaj legendy (o tym, że – niczym Michaił Gorbaczow – dobrowolnie podzielił się władzą). Ale jak się to dokonało i co z tego wynikło, to już oczywiście temat na zupełnie inną polityczno-historyczną opowieść.

Autor jest publicystą portalu Salon24.pl.

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe