Aleksandra Fedorska pokazała, że ani Niemcy ani Tusk nie są nietykalni i za to spotkał ją brutalny atak

Po tym, jak niemiecki radiowóz przekroczył granicę i pozostawił po polskiej stronie rodzinę migrantów, co wywołało oburzenie opinii publicznej, premier Donald Tusk postanowił udowodnić swoją stanowczość i zapowiedział rozmowę z kanclerzem Olafem Scholzem. Nasza dziennikarka Aleksandra Fedorska skontaktowała się ze służbami prasowymi niemieckiego rządu i te wskazały, że nic nie wiedzą o takiej rozmowie. To spowodowało medialną burzę i serię ataków na naszą dziennikarkę.
Granica polsko-niemiecka  Aleksandra Fedorska pokazała, że ani Niemcy ani Tusk nie są nietykalni i za to spotkał ją brutalny atak
Granica polsko-niemiecka / Marcin Bielecki / PAP

W połowie czerwca na jaw wyszło, że radiowóz niemieckiej policji przekroczył przejście graniczne w Osinowie Dolnym i po polskiej stronie pozostawił rodzinę afgańskich migrantów.

Sprawa ta wywołała lawinę oburzenia dotyczącą bezczelności działań niemieckich służb, które postanowiły szybko pozbyć się swojego problemu. W dyskusji, w której brali udział zarówno politycy, dziennikarze, jak i zwykli internauci, nie brakowało mocnych oskarżeń pod adresem rządu Donalda Tuska, który atakowany był m.in. za spolegliwość wobec Niemiec.

Samo zjawisko cofania migrantów na granicy polsko-niemieckiej nie jest niczym nowym. Tylko od początku bieżącego roku do końca maja – według danych niemieckiej policji – nasz sąsiad zawrócił do Polski ponad 4 tys. osób.

Czytaj także: Ujawniamy kulisy sprawy: Bodnar znowu zawiesił sędziów. Eksperci krótko: „To demolka”

Donald Tusk chciał pokazać kły

Premier Donald Tusk postanowił zmierzyć się z narastającą falą gniewu opinii publicznej i postanowił pokazać – przynajmniej opinii publicznej – że jest on twardym liderem, który nie boi się wygarnąć nawet Niemcom, chociaż ma łatkę polityka proniemieckiego.

We wpisie zamieszczonym w serwisie X 17 czerwca około godziny 18:00 zadeklarował, że rozmówi się z kanclerzem Olafem Scholzem i doprowadzi do wyjaśnienia tej sprawy. – Będę za chwilę rozmawiał z kanclerzem Scholzem o niedopuszczalnym incydencie z udziałem niemieckiej policji i rodziny migrantów po naszej stronie granicy. Sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona – przekazał.

Zapowiedź ta spotkała się z gorącym przyjęciem przez tę część strony medialnej, która nawet nie próbuje ukrywać tego, że mocno sympatyzuje z obecnym szefem polskiego rządu. Czytając różnego rodzaju relacje, można było odnieść wrażenie, że oto niebawem Donald Tusk będzie rozliczał Olafa Scholza. Tyle że potem żadna informacja na temat tego, czy do spotkania w ogóle doszło, się nie pojawiła. Być może premier Tusk doszedł do wniosku, że nie ma sensu informować obywateli o przebiegu rozmów, a może po prostu uznał, że nikt nie będzie tego dociekał, skoro przecież obiecał rozmowę.

Tak się jednak złożyło, że współpracująca z nami dziennikarka Aleksandra Fedorska postanowiła powiedzieć „sprawdzam” i skontaktowała się z Biurem Prasowym i Informacyjnym Rządu Federalnego, aby dowiedzieć się, czy zgodnie z zapowiedzią doszło do rozmowy pomiędzy liderami rządów. Telefon wykonała następnego dnia około godziny 12.00. Usłyszała jednak, że nie tylko do tej rozmowy w ogóle nie doszło, ale także, że nie jest ona planowana.

Czytaj także: Stanisław Żaryn: Rząd obniża polską zdolność do prowadzenia polityki zagranicznej

Atak na Aleksandrę Fedorską

Po opublikowaniu przez naszą dziennikarkę na Tysol.pl tej informacji niemal natychmiast rozpoczął się na nią atak polityczno-medialny. Z odsieczą premierowi, którego wiarygodność została podważona, ruszyli zaprzyjaźnieni dziennikarze i zwolennicy obozu rządzącego.

Emocje postanowił podgrzać także sam Donald Tusk. Od razu po powrocie do Polski z nieformalnego szczytu Rady Europejskiej wyraźnie zdenerwowany bezpardonowo zaatakował osoby wskazujące na wątpliwości co do tego, czy doszło do rozmowy.

– Rozmawiałem z kanclerzem Scholzem, więc możecie trolli PiS-owskich uspokoić. Szkoda, że nawet byli premierzy występują w roli putinowskiego trolla. Kanclerz Scholz zobowiązał się do wyjaśnienia tej sprawy

– odgrażał się. Jego słowa wspierane były także komunikatami niemieckiego rządu, który przekazał „Deustche Welle”, że do rozmowy miało dojść w kuluarach szczytu.

Do wielkiej fali ataku na Aleksandrę Fedorską dochodziło także w internecie, gdzie wszelkiej maści zwolennicy rządu – zarówno prywatni, jak i prasowi – mocno oskarżali dziennikarkę o to, że szerzy ona dezinformację. Robili to mimo tego, że na poparcie swoich tez mieli jedynie niczym niepoparte stanowiska Tuska i niemieckiego rządu.  Aleksandra Fedorska na potwierdzenie swoich słów miała natomiast nagranie.
I dlatego na naszym portalu opublikowaliśmy rozmowę dziennikarki z niemiecką urzędniczką. Przedstawiliśmy ją także przetłumaczoną z języka niemieckiego na język polski.

Czytaj także: Chaos we Francji: Lewica nie może pogodzić się z wyborczą porażką [WIDEO]

Zapis rozmowy przetłumaczonej przez Mariana Panica:

– Nazywam się Aleksandra Fedorska. Jestem niezależną korespondentką. Chciałam krótko zapytać, czy wczoraj lub dzisiaj rano doszło do rozmowy Donalda Tuska z kanclerzem Olafem Scholzem. Chodzi o pewien incydent na niemiecko-polskiej granicy.

– Hm. Proszę zaczekać. Zaraz wypytam [tutaj muzyka na oczekiwanie wznowienia połączenia]. Nie, do żadnej rozmowy czy czegoś podobnego w żadnym wypadku nie doszło.

– To znaczy, że nic takiego się nie zdarzyło?

– Nie, według mojej wiedzy, nie.

– Czy ewentualnie mogłoby do takiej rozmowy jeszcze dojść?

– Nie, aktualnie nic takiego nie jest planowane.

Niemiecka presja

Ogłoszenie w mediach społecznościowych, że pojawi się nagranie rozmowy potwierdzające, że Aleksandra Fedorska naprawdę pozyskała takie informacje, wywołało wręcz zadziwiającą reakcję. Zadzwonił do niej niemiecki urzędnik wyższego szczebla – Sebastian Feldmeier, który postanowił odwieźć ją od publikacji nagrania. Jego słowa z języka niemieckiego również przetłumaczył Marian Panic.

Na początku próbować on tłumaczyć odpowiedź swojej koleżanki. – Wie pani, moja koleżanka otrzymuje zwykle telefony od znajomych dziennikarzy. Dla mojej koleżanki i dla zwykle dzwoniących jest oczywiste, że jest to centrum prasowe przy urzędzie kanclerskim. Dlatego najwidoczniej nie poinformowała pani w sposób wyczerpujący – przekonywał. – Koleżanka nie powiedziała, że ta rozmowa się nie odbyła, tylko że nie dysponujemy na ten temat na razie żadnymi informacjami. Musi pani wiedzieć, że tu, do centrum prasowego, trafia całe mnóstwo informacji, ale nie wszystkie. Niektóre musimy sami pozyskiwać. Prawidłowo byłoby, aby zwróciła się do pana [nazwisko nieczytelne – przyp. red.], który był na miejscu, na tym szczycie Unii, i wtedy otrzymalibyśmy informację. Trwałoby to co prawda kilka godzin. I dopiero wtedy otrzymałaby pani odpowiedź. Ona popełniła ten błąd, że spojrzała na swoje biurko, do swoich materiałów i stwierdziła, że nie ma na ten temat żadnych informacji. I tę informację przekazała pani dalej za pośrednictwem frau [nazwisko znane redakcji]. I rozumiem, że pani zrozumiała, iż taka rozmowa [Tusk – Scholz] się nie odbyła. Właśnie w tym miejscu nastąpiło głupie nieporozumienie. Potem pani jeszcze zapytała, czy taka rozmowa jest w ogóle zaplanowana, więc koleżanka znów zajrzała do swojego kalendarium i odpowiedziała, że nie – mówił.

Dodatkowo stwierdził on, że do rozmowy pomiędzy Donaldem Tuskiem a Olafem Scholzem doszło w ramach szczytu UE i tam mieli według niego rozmawiać na ten temat. Jego tłumaczenia wydają się jednak co najmniej dziwne. Przekonywał, że rozmowy miały charakter prywatny i nie powstała z tego żadna notatka prasowa. Skoro więc rozmowy były prywatne, to dlaczego Donald Tusk zapowiedział, że będzie rozmawiał, skoro potem nie zamierzał przedstawiać żadnych ustaleń? Na to pytanie odpowiedzi jednak nie znamy. – Z prywatnych rozmów z reguły nie powstają żadne notatki prasowe. U nas w Niemczech nie było wcześniej żadnych informacji o tym, że Tusk ma zamiar rozmawiać w tej sprawie z kanclerzem. Ta rozmowa się po prostu odbyła. Dlatego nie mieliśmy powodu tego upublicznić, choć pewnie by się to stało, gdybyśmy skierowali pytanie. Pani skierowała swoje pytanie o godzinie 12.00 i to nie zostało u nas prawidłowo potraktowane. Normalnym trybem byłoby poproszenie o wysłanie maila z pytaniem. Tymczasem nie zostało to zrobione, tylko spojrzano do notatek i przekazano pani, że nie ma w tej sprawie żadnych informacji – tłumaczył Sebastian Feldmeier.

Co więcej, niemiecki urzędnik próbował wywrzeć presję na Aleksandrę Fedorską, tłumacząc, że w Niemczech nie wolno publikować nagrań bez zgody i zaczął grozić jej konsekwencjami prawnymi. – U nas w Niemczech jest w zasadzie karalne publikowanie nagrań, nie pytając o zgodę – przekonywał. – Ja bym radził się z tym wstrzymać, również z powodów prawnych. Jeśli byłoby to tylko zrobione w formie notatki, to OK, ale jeśli opublikowane byłoby nagranie, to – jak już powiedziałem – byłoby to karalne – mówił. – Pracowałem kiedyś w radiu i wiem, że tak robić nie wolno. Ja rozumiem, że tu chodzi o pani dobre imię, że nie chce pani wyjść na kogoś, kto wypuszcza fejki – dodał. Dlatego jestem gotów to wszystko jeszcze raz dokładnie wyjaśnić i z tą osobą, którą pani nagrała, porozmawiać – proponował.

Czytaj także: Joe Biden chce udowodnić, że nie jest za stary

Opinia eksperta 

O opinię na temat próby powstrzymania publikacji nagrania zapytaliśmy mecenasa Bartosza Lewandowskiego, byłego rektora Collegium Intermarium.

– Zarzut dotyczący publikowania nagrania bez zgody rozmówcy w stosunku do dziennikarza jest nieporozumieniem. Pani redaktor działała na podstawie polskiego prawa prasowego i w naszym kraju możliwe jest rejestrowanie rozmowy, w której uczestniczy rozmówca. Nie jest to czyn zabroniony i nie stanowi to przestępstwa. Warto pamiętać, że rozmowa była prowadzona z przedstawicielem urzędu niemieckiego w formie oficjalnego pytania, a nie rozmowy prywatnej. W Polsce dziennikarze bardzo często rejestrują rozmowy bez uprzedniego powiadomienia rozmówcy w celu zapobieżenia zarzutów o manipulację czy podanie nieprawdy w materiale prasowym. Dodatkowo – w tym konkretnym przypadku – ważny jest kontekst. Rozmowa dotyczyła zapowiadanej przez polskiego premiera istotnej rozmowy o znaczeniu międzynarodowym w związku ze skandalicznymi praktykami niemieckich służb

– powiedział.

– Należy przypomnieć, że nacisk na dziennikarza, aby nie publikować określonych materiałów prasowych, w tym także formułowanie gróźb związanych z nielegalnością jego działania, może być – w świetle art. 44 ust. 1 Prawa prasowego – uznane za karalne tłumienie krytyki prasowej

– dodał.

Czytaj także: Szokujące doniesienia o warunkach przetrzymywania ks. Olszewskiego. Jest reakcja Suwerennej Polski

Echa

Oczywiście nie wiemy, czy do rozmowy Donalda Tuska z Olafem Scholzem doszło, czy też może odbyła się już po tym, jak wybuchła afera. Niewykluczone jest także, że faktycznie biuro prasowe wprowadziło w błąd Aleksandrę Fedorską. Istotne jest jednak, że nasza dziennikarka faktycznie skontaktowała się z niemieckim biurem i ono przekazało jej, że żadnych rozmów nie było, co jest potwierdzone nagraniem. Strona rządowo-niemiecka nie ma natomiast żadnych dowodów na to, że do takiej rozmowy doszło. Nie została sporządzona żadna notatka, nie pokazano nawet zdjęcia potwierdzającego faktyczne rozmowy. Tym bardziej dziwi, że część środowiska medialnego bierze za pewnik słowa Donalda Tuska i przedstawicieli ze strony Niemiec, a jednocześnie wściekle atakuje Aleksandrę Fedorską, która wykonała rzetelną dziennikarską pracę.

Trudno ocenić, czy ma to jakiś związek, ale być może faktycznie udało się coś wskórać Donaldowi Tuskowi, czy też Aleksandrze Fedorskiej, drążąc ten temat, ponieważ według niemieckich mediów rodzina, która została przywieziona przez niemiecki patrol na terytorium Polski, wróciła do Niemiec. „Pięcioosobowa rodzina afgańska posiadająca polski status azylu, która nielegalnie przedostała się do Brandenburgii, wróciła do Niemiec. Według anonimowego źródła policji federalnej po protestach Polaków rodzinę przewieziono do Karlsruhe. Kolejne przerwanie tamy na nielegalnych wejściach może być nieuniknione” – napisano na niemieckim konserwatywnym i opozycyjnym portalu Tichys Einblick.
 


 

POLECANE
Wojewoda dolnośląski odwołany. Wiadomo, kto go zastąpi z ostatniej chwili
Wojewoda dolnośląski odwołany. Wiadomo, kto go zastąpi

Jak podaje Centrum Informacyjne Rządu, na wniosek szefa resortu Spraw Wewnętrznych i Administracji, premier Donald Tusk powołał Annę Żabską na nowego wojewodę dolnośląskiego. 

Czy Ukraińcy i Białorusini chcą zostać w Polsce? Najnowszy raport NBP pilne
Czy Ukraińcy i Białorusini chcą zostać w Polsce? Najnowszy raport NBP

W poniedziałek NBP upubliczniło raport, poświęcony sytuacji ekonomicznej przebywających w Polsce osób narodowości ukraińskiej i białoruskiej. Jaki procent przybyszów ze wschodu rozważa wyjazd z naszego kraju w inne strony świata?

Eksperci zalecają ostrożność. Chodzi o sytuację w polskim przemyśle z ostatniej chwili
Eksperci zalecają ostrożność. Chodzi o sytuację w polskim przemyśle

W poniedziałek Główny Urząd Statystyczny przekazał, że produkcja przemysłowa w Polsce urosła w październiku 2024 r. o 4,7 proc. rok do roku. Wcześniej prognozy mówiły o 1,8 proc. wzroście. 

Trzy nowe odcinkowe pomiary prędkości. Tutaj pojawiły się nowe kamery Wiadomości
Trzy nowe odcinkowe pomiary prędkości. Tutaj pojawiły się nowe kamery

W całym 2023 roku odcinkowy pomiar prędkości wykrył 320 tys. przypadków jej przekroczenia. Za tą skutecznością w wyłapywaniu kierowców lubiących docisnąć gaz idzie rozbudowa sieci tych urządzeń .

Przedstawiciel NATO: Kraje Sojuszu będą musiały wydawać na obronę 3 proc. PKB z ostatniej chwili
Przedstawiciel NATO: Kraje Sojuszu będą musiały wydawać na obronę 3 proc. PKB

Przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO Rob Bauer powiedział, że wdrożenie nowych planów obronnych Sojuszu będzie wymagało od państw członkowskich przeznaczania około 3 proc., a nie 2 proc. PKB.

Ważny komunikat GIF. To igranie ze śmiercią pilne
Ważny komunikat GIF. "To igranie ze śmiercią"

Główny inspektor farmaceutyczny ostrzega przed kupowaniem leków w internecie. "50 proc. leków dostępnych w sieci jest sfałszowanych, a z leków na receptę sprzedawanych nielegalnie w internecie 96 proc. to fałszywki" - alarmuje Łukasz Pietrzak.

Sąd: Urzędnik ma prawo się pomylić. Uniewinnienia w aferze reprywatyzacyjnej z ostatniej chwili
Sąd: "Urzędnik ma prawo się pomylić". Uniewinnienia w aferze reprywatyzacyjnej

"Prokuratura wie, że urzędnikowi przysługuje prawo do swobodnej oceny dowodu. Urzędnik ma prawo się pomylić" - uzasadnia sąd uniewinnienie urzędników w aferze reprywatyzacyjnej.

Niekompetentny babsztyl z politycznego nadania. Burza po emisji popularnego programu Wiadomości
"Niekompetentny babsztyl z politycznego nadania". Burza po emisji popularnego programu

"Pytanie na śniadanie" to poranny program telewizji publicznej, emitowany w TVP2. Po siłowym przejęciu telewizji w grudniu 2023 roku jego popularność bardzo spadła. Telewizja próbuje odbudować pozycję programu, ale jak na razie ze słabym skutkiem.

Nawrocki kandydatem na prezydenta. Tak zareagowały wschodnie media polityka
Nawrocki kandydatem na prezydenta. Tak zareagowały wschodnie media

Prezes IPN dr Karol Nawrocki zasłynął z m.in. twardej postawy w relacjach polsko-ukraińskich. Ukraiński portal Espresso.tv przypomniał o jego propolskiej narracji historycznej, szczególnie w kwestii akcji "Wisła".

Wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń został odwołany z ostatniej chwili
Wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń został odwołany

Jak podaje Radio Wrocław w poniedziałek po południu, wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń został odwołany.

REKLAMA

Aleksandra Fedorska pokazała, że ani Niemcy ani Tusk nie są nietykalni i za to spotkał ją brutalny atak

Po tym, jak niemiecki radiowóz przekroczył granicę i pozostawił po polskiej stronie rodzinę migrantów, co wywołało oburzenie opinii publicznej, premier Donald Tusk postanowił udowodnić swoją stanowczość i zapowiedział rozmowę z kanclerzem Olafem Scholzem. Nasza dziennikarka Aleksandra Fedorska skontaktowała się ze służbami prasowymi niemieckiego rządu i te wskazały, że nic nie wiedzą o takiej rozmowie. To spowodowało medialną burzę i serię ataków na naszą dziennikarkę.
Granica polsko-niemiecka  Aleksandra Fedorska pokazała, że ani Niemcy ani Tusk nie są nietykalni i za to spotkał ją brutalny atak
Granica polsko-niemiecka / Marcin Bielecki / PAP

W połowie czerwca na jaw wyszło, że radiowóz niemieckiej policji przekroczył przejście graniczne w Osinowie Dolnym i po polskiej stronie pozostawił rodzinę afgańskich migrantów.

Sprawa ta wywołała lawinę oburzenia dotyczącą bezczelności działań niemieckich służb, które postanowiły szybko pozbyć się swojego problemu. W dyskusji, w której brali udział zarówno politycy, dziennikarze, jak i zwykli internauci, nie brakowało mocnych oskarżeń pod adresem rządu Donalda Tuska, który atakowany był m.in. za spolegliwość wobec Niemiec.

Samo zjawisko cofania migrantów na granicy polsko-niemieckiej nie jest niczym nowym. Tylko od początku bieżącego roku do końca maja – według danych niemieckiej policji – nasz sąsiad zawrócił do Polski ponad 4 tys. osób.

Czytaj także: Ujawniamy kulisy sprawy: Bodnar znowu zawiesił sędziów. Eksperci krótko: „To demolka”

Donald Tusk chciał pokazać kły

Premier Donald Tusk postanowił zmierzyć się z narastającą falą gniewu opinii publicznej i postanowił pokazać – przynajmniej opinii publicznej – że jest on twardym liderem, który nie boi się wygarnąć nawet Niemcom, chociaż ma łatkę polityka proniemieckiego.

We wpisie zamieszczonym w serwisie X 17 czerwca około godziny 18:00 zadeklarował, że rozmówi się z kanclerzem Olafem Scholzem i doprowadzi do wyjaśnienia tej sprawy. – Będę za chwilę rozmawiał z kanclerzem Scholzem o niedopuszczalnym incydencie z udziałem niemieckiej policji i rodziny migrantów po naszej stronie granicy. Sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona – przekazał.

Zapowiedź ta spotkała się z gorącym przyjęciem przez tę część strony medialnej, która nawet nie próbuje ukrywać tego, że mocno sympatyzuje z obecnym szefem polskiego rządu. Czytając różnego rodzaju relacje, można było odnieść wrażenie, że oto niebawem Donald Tusk będzie rozliczał Olafa Scholza. Tyle że potem żadna informacja na temat tego, czy do spotkania w ogóle doszło, się nie pojawiła. Być może premier Tusk doszedł do wniosku, że nie ma sensu informować obywateli o przebiegu rozmów, a może po prostu uznał, że nikt nie będzie tego dociekał, skoro przecież obiecał rozmowę.

Tak się jednak złożyło, że współpracująca z nami dziennikarka Aleksandra Fedorska postanowiła powiedzieć „sprawdzam” i skontaktowała się z Biurem Prasowym i Informacyjnym Rządu Federalnego, aby dowiedzieć się, czy zgodnie z zapowiedzią doszło do rozmowy pomiędzy liderami rządów. Telefon wykonała następnego dnia około godziny 12.00. Usłyszała jednak, że nie tylko do tej rozmowy w ogóle nie doszło, ale także, że nie jest ona planowana.

Czytaj także: Stanisław Żaryn: Rząd obniża polską zdolność do prowadzenia polityki zagranicznej

Atak na Aleksandrę Fedorską

Po opublikowaniu przez naszą dziennikarkę na Tysol.pl tej informacji niemal natychmiast rozpoczął się na nią atak polityczno-medialny. Z odsieczą premierowi, którego wiarygodność została podważona, ruszyli zaprzyjaźnieni dziennikarze i zwolennicy obozu rządzącego.

Emocje postanowił podgrzać także sam Donald Tusk. Od razu po powrocie do Polski z nieformalnego szczytu Rady Europejskiej wyraźnie zdenerwowany bezpardonowo zaatakował osoby wskazujące na wątpliwości co do tego, czy doszło do rozmowy.

– Rozmawiałem z kanclerzem Scholzem, więc możecie trolli PiS-owskich uspokoić. Szkoda, że nawet byli premierzy występują w roli putinowskiego trolla. Kanclerz Scholz zobowiązał się do wyjaśnienia tej sprawy

– odgrażał się. Jego słowa wspierane były także komunikatami niemieckiego rządu, który przekazał „Deustche Welle”, że do rozmowy miało dojść w kuluarach szczytu.

Do wielkiej fali ataku na Aleksandrę Fedorską dochodziło także w internecie, gdzie wszelkiej maści zwolennicy rządu – zarówno prywatni, jak i prasowi – mocno oskarżali dziennikarkę o to, że szerzy ona dezinformację. Robili to mimo tego, że na poparcie swoich tez mieli jedynie niczym niepoparte stanowiska Tuska i niemieckiego rządu.  Aleksandra Fedorska na potwierdzenie swoich słów miała natomiast nagranie.
I dlatego na naszym portalu opublikowaliśmy rozmowę dziennikarki z niemiecką urzędniczką. Przedstawiliśmy ją także przetłumaczoną z języka niemieckiego na język polski.

Czytaj także: Chaos we Francji: Lewica nie może pogodzić się z wyborczą porażką [WIDEO]

Zapis rozmowy przetłumaczonej przez Mariana Panica:

– Nazywam się Aleksandra Fedorska. Jestem niezależną korespondentką. Chciałam krótko zapytać, czy wczoraj lub dzisiaj rano doszło do rozmowy Donalda Tuska z kanclerzem Olafem Scholzem. Chodzi o pewien incydent na niemiecko-polskiej granicy.

– Hm. Proszę zaczekać. Zaraz wypytam [tutaj muzyka na oczekiwanie wznowienia połączenia]. Nie, do żadnej rozmowy czy czegoś podobnego w żadnym wypadku nie doszło.

– To znaczy, że nic takiego się nie zdarzyło?

– Nie, według mojej wiedzy, nie.

– Czy ewentualnie mogłoby do takiej rozmowy jeszcze dojść?

– Nie, aktualnie nic takiego nie jest planowane.

Niemiecka presja

Ogłoszenie w mediach społecznościowych, że pojawi się nagranie rozmowy potwierdzające, że Aleksandra Fedorska naprawdę pozyskała takie informacje, wywołało wręcz zadziwiającą reakcję. Zadzwonił do niej niemiecki urzędnik wyższego szczebla – Sebastian Feldmeier, który postanowił odwieźć ją od publikacji nagrania. Jego słowa z języka niemieckiego również przetłumaczył Marian Panic.

Na początku próbować on tłumaczyć odpowiedź swojej koleżanki. – Wie pani, moja koleżanka otrzymuje zwykle telefony od znajomych dziennikarzy. Dla mojej koleżanki i dla zwykle dzwoniących jest oczywiste, że jest to centrum prasowe przy urzędzie kanclerskim. Dlatego najwidoczniej nie poinformowała pani w sposób wyczerpujący – przekonywał. – Koleżanka nie powiedziała, że ta rozmowa się nie odbyła, tylko że nie dysponujemy na ten temat na razie żadnymi informacjami. Musi pani wiedzieć, że tu, do centrum prasowego, trafia całe mnóstwo informacji, ale nie wszystkie. Niektóre musimy sami pozyskiwać. Prawidłowo byłoby, aby zwróciła się do pana [nazwisko nieczytelne – przyp. red.], który był na miejscu, na tym szczycie Unii, i wtedy otrzymalibyśmy informację. Trwałoby to co prawda kilka godzin. I dopiero wtedy otrzymałaby pani odpowiedź. Ona popełniła ten błąd, że spojrzała na swoje biurko, do swoich materiałów i stwierdziła, że nie ma na ten temat żadnych informacji. I tę informację przekazała pani dalej za pośrednictwem frau [nazwisko znane redakcji]. I rozumiem, że pani zrozumiała, iż taka rozmowa [Tusk – Scholz] się nie odbyła. Właśnie w tym miejscu nastąpiło głupie nieporozumienie. Potem pani jeszcze zapytała, czy taka rozmowa jest w ogóle zaplanowana, więc koleżanka znów zajrzała do swojego kalendarium i odpowiedziała, że nie – mówił.

Dodatkowo stwierdził on, że do rozmowy pomiędzy Donaldem Tuskiem a Olafem Scholzem doszło w ramach szczytu UE i tam mieli według niego rozmawiać na ten temat. Jego tłumaczenia wydają się jednak co najmniej dziwne. Przekonywał, że rozmowy miały charakter prywatny i nie powstała z tego żadna notatka prasowa. Skoro więc rozmowy były prywatne, to dlaczego Donald Tusk zapowiedział, że będzie rozmawiał, skoro potem nie zamierzał przedstawiać żadnych ustaleń? Na to pytanie odpowiedzi jednak nie znamy. – Z prywatnych rozmów z reguły nie powstają żadne notatki prasowe. U nas w Niemczech nie było wcześniej żadnych informacji o tym, że Tusk ma zamiar rozmawiać w tej sprawie z kanclerzem. Ta rozmowa się po prostu odbyła. Dlatego nie mieliśmy powodu tego upublicznić, choć pewnie by się to stało, gdybyśmy skierowali pytanie. Pani skierowała swoje pytanie o godzinie 12.00 i to nie zostało u nas prawidłowo potraktowane. Normalnym trybem byłoby poproszenie o wysłanie maila z pytaniem. Tymczasem nie zostało to zrobione, tylko spojrzano do notatek i przekazano pani, że nie ma w tej sprawie żadnych informacji – tłumaczył Sebastian Feldmeier.

Co więcej, niemiecki urzędnik próbował wywrzeć presję na Aleksandrę Fedorską, tłumacząc, że w Niemczech nie wolno publikować nagrań bez zgody i zaczął grozić jej konsekwencjami prawnymi. – U nas w Niemczech jest w zasadzie karalne publikowanie nagrań, nie pytając o zgodę – przekonywał. – Ja bym radził się z tym wstrzymać, również z powodów prawnych. Jeśli byłoby to tylko zrobione w formie notatki, to OK, ale jeśli opublikowane byłoby nagranie, to – jak już powiedziałem – byłoby to karalne – mówił. – Pracowałem kiedyś w radiu i wiem, że tak robić nie wolno. Ja rozumiem, że tu chodzi o pani dobre imię, że nie chce pani wyjść na kogoś, kto wypuszcza fejki – dodał. Dlatego jestem gotów to wszystko jeszcze raz dokładnie wyjaśnić i z tą osobą, którą pani nagrała, porozmawiać – proponował.

Czytaj także: Joe Biden chce udowodnić, że nie jest za stary

Opinia eksperta 

O opinię na temat próby powstrzymania publikacji nagrania zapytaliśmy mecenasa Bartosza Lewandowskiego, byłego rektora Collegium Intermarium.

– Zarzut dotyczący publikowania nagrania bez zgody rozmówcy w stosunku do dziennikarza jest nieporozumieniem. Pani redaktor działała na podstawie polskiego prawa prasowego i w naszym kraju możliwe jest rejestrowanie rozmowy, w której uczestniczy rozmówca. Nie jest to czyn zabroniony i nie stanowi to przestępstwa. Warto pamiętać, że rozmowa była prowadzona z przedstawicielem urzędu niemieckiego w formie oficjalnego pytania, a nie rozmowy prywatnej. W Polsce dziennikarze bardzo często rejestrują rozmowy bez uprzedniego powiadomienia rozmówcy w celu zapobieżenia zarzutów o manipulację czy podanie nieprawdy w materiale prasowym. Dodatkowo – w tym konkretnym przypadku – ważny jest kontekst. Rozmowa dotyczyła zapowiadanej przez polskiego premiera istotnej rozmowy o znaczeniu międzynarodowym w związku ze skandalicznymi praktykami niemieckich służb

– powiedział.

– Należy przypomnieć, że nacisk na dziennikarza, aby nie publikować określonych materiałów prasowych, w tym także formułowanie gróźb związanych z nielegalnością jego działania, może być – w świetle art. 44 ust. 1 Prawa prasowego – uznane za karalne tłumienie krytyki prasowej

– dodał.

Czytaj także: Szokujące doniesienia o warunkach przetrzymywania ks. Olszewskiego. Jest reakcja Suwerennej Polski

Echa

Oczywiście nie wiemy, czy do rozmowy Donalda Tuska z Olafem Scholzem doszło, czy też może odbyła się już po tym, jak wybuchła afera. Niewykluczone jest także, że faktycznie biuro prasowe wprowadziło w błąd Aleksandrę Fedorską. Istotne jest jednak, że nasza dziennikarka faktycznie skontaktowała się z niemieckim biurem i ono przekazało jej, że żadnych rozmów nie było, co jest potwierdzone nagraniem. Strona rządowo-niemiecka nie ma natomiast żadnych dowodów na to, że do takiej rozmowy doszło. Nie została sporządzona żadna notatka, nie pokazano nawet zdjęcia potwierdzającego faktyczne rozmowy. Tym bardziej dziwi, że część środowiska medialnego bierze za pewnik słowa Donalda Tuska i przedstawicieli ze strony Niemiec, a jednocześnie wściekle atakuje Aleksandrę Fedorską, która wykonała rzetelną dziennikarską pracę.

Trudno ocenić, czy ma to jakiś związek, ale być może faktycznie udało się coś wskórać Donaldowi Tuskowi, czy też Aleksandrze Fedorskiej, drążąc ten temat, ponieważ według niemieckich mediów rodzina, która została przywieziona przez niemiecki patrol na terytorium Polski, wróciła do Niemiec. „Pięcioosobowa rodzina afgańska posiadająca polski status azylu, która nielegalnie przedostała się do Brandenburgii, wróciła do Niemiec. Według anonimowego źródła policji federalnej po protestach Polaków rodzinę przewieziono do Karlsruhe. Kolejne przerwanie tamy na nielegalnych wejściach może być nieuniknione” – napisano na niemieckim konserwatywnym i opozycyjnym portalu Tichys Einblick.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe