Kazimierz Świtoń i walka o Wolne Związki Zawodowe: historia oporu na Śląsku

W czwartek, 4 września 1980 r., dochodziła północ, kiedy dwóch mężczyzn wysiadło z nyski zaparkowanej przy ul. Mikołowskiej w Katowicach i weszło do kamienicy stojącej w pobliżu kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Esbecy obserwujący dom pod numerem 30 skrzętnie zanotowali numer rejestracyjny samochodu: SZ 3293. Pół godziny później zapisali również, że tychże dwóch mężczyzn wyszło w towarzystwie Kazimierza Świtonia. Wsiedli do nyski i odjechali w kierunku Dąbrowy Górniczej.
Kazimierz Świtoń Kazimierz Świtoń i walka o Wolne Związki Zawodowe: historia oporu na Śląsku
Kazimierz Świtoń / fot. wzz.ipn.gov.pl

Od kilku dni w Hucie Katowice, sztandarowym zakładzie wybudowanym w latach 70., trwał strajk, który wybuchł na wieść o protestach robotników z Wybrzeża. Na czele strajku stał Andrzej Rozpłochowski, trzydziestoletni mechanik, który do pracy w Zagłębiu Dąbrowskim przyjechał w 1977 r. z Inowrocławia. 

Sierpień ’80

W sierpniu 1980 r. Kazimierz Świtoń brał udział w pielgrzymce z Warszawy do Częstochowy. Tam dowiedział się o tym, że strajkują kierowcy komunikacji w Warszawie, że strajkuje Wybrzeże. Świtoń postanowił, że tam pojedzie, ale najpierw wróci do Katowic, i tak się stało 16 sierpnia. W domu Świtoń odświeżył się, zmienił ubranie i wyszedł na dworzec. Było kilkanaście minut po godzinie 16, gdy Świtoń szedł w towarzystwie córek ul. Stalmacha. Został zatrzymany i trafił do Komendy Miejskiej MO w Sosnowcu. Tam siedział w celi ze złodziejami. Wypuszczono go w poniedziałek, 18 sierpnia, o godz. 16, po 48 godzinach. Przed komendą czekała już na niego ekipa tajniaków z SB. Ulicą 22 Lipca doszedł wolnym krokiem do ul. Bieruta, gdzie wszedł na teren plebanii kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Tam spotkał się z duchownym, z którym serdecznie się przywitał, i wszedł z nim na plebanię. Był tam nieco ponad godzinę, a po wyjściu przeszedł na ul. Nowotki, gdzie wsiadł w autobus linii nr 8, którym dojechał do Katowic na ul. Armii Czerwonej. 

Po powrocie do domu Świtoń rzadko z niego wychodził. Regularnie jedynie brał udział w nabożeństwach w pobliskim kościele pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Czasami wyszedł na krótki spacer lub po gazety do kiosku. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest pod permanentną obserwacją SB.

 

Świtoń na strajku 

Wśród tych, którzy przyjechali po Świtonia, był Jacek Jagiełka, którego latem 1979 r. zwolniono bezprawnie z pracy w Hucie Katowice. Jagiełka zwrócił się o pomoc do Świtonia, który rok wcześniej założył Wolne Związki Zawodowe. Za namową współzałożyciela WZZ Jagiełka odwołał się do Okręgowego Sądu Pracy w Katowicach i już w grudniu został przywrócony do pracy. Świtoń był obecny na każdej rozprawie, a Jagiełka zaczął przychodzić na spotkania WZZ. 

Rankiem 5 września 1980 r. Rozpłochowski wspólnie ze Świtoniem objechali hutę. Strajkujący robotnicy serdecznie witali Świtonia, a załoga walcowni postanowiła, że będzie on honorowym członkiem ich wydziałowej organizacji. 

W ten sposób Świtoń stał się jedynym przedstawicielem WZZ w strajku, który doprowadził do czwartego porozumienia podpisanego wtedy ze stroną rządową. Stało się to 11 września 1980 r. 

Pierwsze WZZ

Wczesnym popołudniem 22 lutego 1978 r. z katowickiej komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej nadano szyfrogram do Departamentu III MSW w Warszawie, w którym pisano m.in.: „W dniu 21.02.1978 Kazimierz Świtoń powołał komitet organizacyjny o nazwie Komitet Pracowniczy Wolnych Związków, w skład którego weszli: Świtoń Kazimierz, Kściuczek Roman, Pines Ignacy, Kicki Tadeusz, Sulecki Władysław. 

Kazimierz Świtoń przekazał do Warszawy przedstawicielowi ROPCiO Kazimierzowi Januszowi skład osobowy komitetu oraz przedstawicielowi KSS KOR Henrykowi Wujcowi skład osobowy oraz tekst założycielski”. 

Pomysł, by założyć związki zawodowe niezależne od państwa i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, narodził się w roku 1977, podczas głodówki w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Już od sierpnia tego samego roku Świtoń prowadził w swoim mieszkaniu Punkt Konsultacyjno-Informacyjny Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela.

Był już więc znany Służbie Bezpieczeństwa, która żmudnie rozpracowywała niepokornego mieszkańca Katowic. Zastosowano wobec Świtonia obserwację i inwigilację, ale też próbowano wobec niego oszczerstw, czasami wręcz prymitywnych, jak wówczas, gdy na klatce kamienicy, w której mieszkał przy ul. Mikołowskiej 30, kila dni przed założeniem WZZ, ktoś – czyli „nieznani sprawcy”, napisał na ścianie: „Tu mieszka złodziej, który okrada kościół”. 

 

Tamten Śląsk 

Choć SB meldowała, że WZZ powstały w Katowicach 21 lutego, w istocie stało się to dwa dni później, co wyjaśnia dr Jarosław Neja z katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej: „Właściwa inauguracja jej działalności została zaplanowana przez Świtonia na czwartek, 23 lutego 1978 r. Miała się więc ona odbyć w czasie przypadającego na ten dzień kolejnego spotkania w ramach Punktu Konsultacyjno-Informacyjnego. Tę właśnie datę Świtoń podawał później konsekwentnie jako dzień powstania katowickich WZZ”.

O tamtym Śląsku z przełomu lat 70. i 80. Świtoń tak opowiadał w książce Zygmunta Trziszki „Na pohybel”: „Na Śląsku nie mogliśmy do 1980 roku nawiązać kontaktów z inteligencją. Na każdy proces musieliśmy prosić adwokatów z Warszawy: mec. Siłę-Nowickiego, Jana Olszewskiego lub mec. Piotra Andrzejewskiego. Śląsk w tym okresie był niesamowicie zastraszony, naszpikowany był Służbą Bezpieczeństwa i to powodowało, że liczyć można było tylko na robotników. Dlatego nasze działania nie rozwijały się tak intensywnie jak na Wybrzeżu”.

Już dwa miesiące po powołaniu na Śląsku WZZ taka sama organizacja powstała na Wybrzeżu. 28 kwietnia 1978 r. Andrzej Gwiazda, Antoni Sokołowski i Krzysztof Wyszkowski podpisali „Deklarację Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża”. Był temu przeciwny Jacek Kuroń, o czym tak Andrzej Gwiazda opowiadał w książce Remigiusza Okraski i Agnieszki Niewińskiej „Historia przyznała nam rację”: „Kiedy spadły na nich represje [WZZ w Katowicach], cały ciężar obrony musiał przejąć warszawski KOR. Od tej pory Kuroń sprzeciwiał się powołaniu WZZ w Gdańsku, argumentując to fiaskiem śląskiej inicjatywy”.

Świtoń zaś wspominał, że Kuroń krzyczał na niego na wieść o założeniu WZZ:
– Jak to wy możecie wychodzić z inicjatywami, które obiecują robotnikom rzeczy nieosiągalne w tym ustroju, w tym państwie nie może być wolnych związków zawodowych! Jesteście szaleńcami, obiecujecie robotnikom kiełbasę, której sami nie macie. Co będą te związki robić? Zajmować się szafkami lub stołami do świetlic i szatni? 

 

Fiasko czy sukces?

Można postawić tezę, że bez Wolnych Związków Zawodowych, tych na Śląsku i tych na Wybrzeżu, nie byłoby Solidarności, która narodziła się w sierpniu 1980 r. w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Bezpośrednią przyczyną strajku, który wybuchł w Gdańsku 14 sierpnia, było zwolnienie tydzień wcześniej z pracy Anny Walentynowicz, działaczki WZZ Wybrzeża.

Deklaracja założycielska katowickiego komitetu WZZ podpisana przez Świtonia oraz jego współpracowników brzmiała: 
„Samotni, niezorganizowani pracownicy wobec scentralizowanego wszechwładnego aparatu władzy, dyrekcji przedsiębiorstw i poganiaczy robotników – tzw. Związków Zawodowych – są bezsilni. Jesteśmy eksploatowani i wyzyskiwani, a za z trudnością zarobione pieniądze niewiele możemy kupić. Wymaga się od nas coraz to większego wysiłku, w zamian za co warunki bytowania nasze i naszych rodzin są coraz cięższe”. 

Dalej działacze śląskich WZZ pisali, że stan taki będzie trwał tak długo, jak długo Polacy, robotnicy nie będą potrafili się zjednoczyć i zorganizować, by stawić skuteczny opór wyzyskującemu aparatowi państwowemu i gospodarczemu. Z czasem w WZZ „powinny powstać sekcje branżowe skupiające ludzi różnych zawodów”. „Robotnicy i pracownicy Górnego Śląska i Zagłębia jako pierwsi przystępują do formowania Wolnych Związków Zawodowych”. Świtoń i jego współpracownicy wzywali robotników z całego kraju, by tworzyli WZZ, gdyż „tylko wspólnymi siłami mamy szanse wydobyć się z wyzysku, stworzyć lepsze życie dla naszych rodzin i nas samych”.

Już w kwietniu opozycjoniści z WZZ wydali odezwę „Do robotników i pracowników Górnego Śląska i Zagłębia”, wezwanie „Do robotników i pracowników w całej Polsce”, „Apel do związków zawodowych całego świata”, a w czerwcu „Apel do Międzynarodowej Organizacji Pracy w Genewie, organizacji związkowych wolnego świata oraz do wszystkich uczciwych ludzi w Kraju i na świecie”.

Jednakże skala działalności była mniejsza niż WZZ Wybrzeża, gdyż – jak słusznie zauważa dr Jarosław Neja – w odróżnieniu od trójmiejskich i zachodniopomorskich działaczy WZZ, założonych w październiku 1979 r., większość działaczy „była związana z tamtejszymi kluczowymi przedsiębiorstwami i zakładami chociażby poprzez stosunek pracy”, a śląscy wolnozwiązkowcy „stanowili grupę kontestatorów niemających – niestety – odpowiedniego oparcia w środowiskach pracowniczych dużych zakładów i przedsiębiorstw województwa katowickiego”.

Ponadto SB nie tylko intensywnie represjonowała „kontestatorów”, ale również robiła wszystko, by ich zdyskredytować w oczach społeczeństwa. Na Śląsku kolportowane były ulotki, z których wynikało, że w czasie okupacji Kazimierz Świtoń „służył hitlerowskim najeźdźcom, znęcał się i mordował Polaków. Chodził w wysokich butach oficerskich z pejczem i katował polskie dzieci i starców”. I pal sześć, że Świtoń w momencie wybuchu wojny miał… 8 lat. 

 

Czułem się niczym lekarz

Póki komuniści nie odebrali Świtoniowi koncesji na prowadzenie własnej działalności, ze względu na zaangażowanie opozycyjne, przez kilka lat naprawiał ludziom zepsute telewizory. Żona Dorota przyjmowała zamówienia napraw, a mąż, mając samochód – przedwojennego fiata 1100, jeździł po domach klientów. 

Kazimierz Świtoń prawie całe życie związany był z Katowicami, jedynie w latach 50. mieszkał z żoną w Węgorzewie na Mazurach. Urodził się w 1931 r. w Ochojcu, dziś to dzielnica Katowic. Jego mama zmarła, gdy miał pięć lat, tata był ogrodnikiem. „To on wszczepił mi nienawiść do komunizmu; całe życie poświęcił przestrzeganiu przed totalitaryzmem stalinowskim – wspominał Kazimierz Świtoń. – Tak więc ja, wychowany w absolutnej wrogości do komunizmu, w tak zwanej Polsce Ludowej nie należałem nigdy do żadnych komsomolców chowu rodzimego. To było wprost oczywiste”. 
Mając sześcioro dzieci, w 1960 r. postanowił zrezygnować z pracy na etat i zaczął prowadzić własny warsztat naprawy telewizorów, o czym tak opowiadał w książce „Na pohybel”: „Czułem się niczym lekarz, który chodzi po domach i ratuje życie «gadającym pudłom», wtedy bardzo cennym, bo nie było ich tak wiele. Taki mechanik jak ja był po prostu hołubiony”.

Świtoń opozycjonista, związkowiec i polityk narodził się w maju 1977 r., gdy dowiedział się, że w Warszawie w kościele św. Marcina trwa głodówka w obronie więzionych wciąż robotników z Radomia i Ursusa oraz opozycjonistów. Katowiczanin postanowił, że tam pojedzie i wesprze protestujących. Żonie zostawił kartkę, że wyrusza do Warszawy i pojechał pociągiem do stolicy. W kościele spotkał poetę Stanisława Barańczaka i razem z nim poszedł do głodujących. Początkowo protestujący nieufnie podchodzili do nieznajomego mężczyzny ze Śląska, dopiero zyskał przychylność po trzech dniach, kiedy już go sprawdzono. 

Gdy w 1980 r. powstała Solidarność, Świtoń włączył się w działalność niezależnego i samorządnego związku zawodowego. Niestety, w wyniku esbeckich intryg i osobistych animozji rozeszły się jego drogi z Andrzejem Rozpłochowskim, który został przewodniczącym katowickiego Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego. 

W 1983 r. Świtoń wspólnie z Anną Walentynowicz próbował zamontować na ogrodzeniu kopalni „Wujek” tablicę poświęconą górnikom zastrzelonym 16 grudnia 1981 r. 

W wolnej Polsce, w latach 1991–1993, był posłem z ramienia Górnośląskiej Chrześcijańskiej Demokracji.


 

POLECANE
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada z ostatniej chwili
Od północy kontrole na granicach. Szef MSWiA zapowiada

Szef MSWiA Tomasz Siemoniak poinformował w niedzielę, że z meldunków otrzymanych m.in. od wojewodów i służb wynika, że jesteśmy w pełni gotowi do wprowadzenia od północy tymczasowych kontroli na granicach z Niemcami oraz Litwą.

Niemcy: odparliśmy atak polskiego drona z ostatniej chwili
Niemcy: "odparliśmy atak polskiego drona"

Niemiecka policja federalna przekazała, że powstrzymała drona nadlatującego z Polski. Policja rozważa postępowanie karne i administracyjne wobec operatora drona.

Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje z ostatniej chwili
Płoną hale magazynowe w Kędzierzynie-Koźlu. Nowe informacje

W Kędzierzynie-Koźlu pali się hurtownia ze sprzętem elektrycznym. Na miejscu pracuje już ponad stu strażaków. Dwóch ratowników jest poszkodowanych. Ogłoszono alert RCB z apelem, by w promieniu kilometra od pożaru zamykać okna.

Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami z ostatniej chwili
Prowokator wyprowadzony podczas konferencji Jarosława Kaczyńskiego na granicy z Niemcami

Podczas konferencji szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego w Rosówku na granicy polsko-niemieckiej doszło do incydentu – policja wyprowadziła jednego z prowokatorów.

Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski z ostatniej chwili
Prezes PZPN: Wiem, kto zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski

Prezes PZPN Cezary Kulesza wybrał już selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski – informują media. Jak przekazało Radio Zet, trwa ustalanie warunków i wkrótce ma zostać wydany komunikat w sprawie następcy Michała Probierza. Dokładna data nie jest znana.

Komunikat dla mieszkańców Poznania z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Poznania

Od 7 lipca kolejne zwężenia i objazdy na S11 pod Poznaniem – sprawdź, gdzie zwolnić i jak ominąć remont.

Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu Wiadomości
Kłęby dymu nad miastem. Płonie hala w Kędzierzynie-Koźlu

W niedzielę, 6 lipca, w Kędzierzynie-Koźlu wybuchły dwa pożary. Strażacy najpierw gasili las, potem halę z rowerami i hulajnogami.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak poinformował Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Europa Wschodnia, Południowa oraz zachodnie krańce będą pod wpływem wyżów, a pozostała część kontynentu - pod wpływem niżów znad Skandynawii oraz północnych Włoch z pofalowanym frontem atmosferycznym.

Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska? z ostatniej chwili
Tak miał wyglądać przepis, który miał zdejmować odpowiedzialność z przestępców w rządzie Tuska?

Grupa „bodnarowców” ma już gotową ustawę bezkarnościową! Miałaby ona zapewnić bezkarność środowisku związanym z obecną władzą w związku z ich bezprawnymi działaniami po 15 października 2023 roku – przekazał dziennikarz Michał Karnowski na antenie Telewizji wPolsce24.

Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka Wiadomości
Tragedia nad jeziorem Długie. Nie żyje 12-letnia dziewczynka

Do dramatycznego zdarzenia doszło w sobotni wieczór, 5 lipca, nad jeziorem Długie w Rzepinie. Służby otrzymały zgłoszenie o zaginięciu 12-letniej dziewczynki po godzinie 18. Na miejsce natychmiast skierowano duże siły ratownicze – w tym strażaków, ratowników medycznych i policję.

REKLAMA

Kazimierz Świtoń i walka o Wolne Związki Zawodowe: historia oporu na Śląsku

W czwartek, 4 września 1980 r., dochodziła północ, kiedy dwóch mężczyzn wysiadło z nyski zaparkowanej przy ul. Mikołowskiej w Katowicach i weszło do kamienicy stojącej w pobliżu kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Esbecy obserwujący dom pod numerem 30 skrzętnie zanotowali numer rejestracyjny samochodu: SZ 3293. Pół godziny później zapisali również, że tychże dwóch mężczyzn wyszło w towarzystwie Kazimierza Świtonia. Wsiedli do nyski i odjechali w kierunku Dąbrowy Górniczej.
Kazimierz Świtoń Kazimierz Świtoń i walka o Wolne Związki Zawodowe: historia oporu na Śląsku
Kazimierz Świtoń / fot. wzz.ipn.gov.pl

Od kilku dni w Hucie Katowice, sztandarowym zakładzie wybudowanym w latach 70., trwał strajk, który wybuchł na wieść o protestach robotników z Wybrzeża. Na czele strajku stał Andrzej Rozpłochowski, trzydziestoletni mechanik, który do pracy w Zagłębiu Dąbrowskim przyjechał w 1977 r. z Inowrocławia. 

Sierpień ’80

W sierpniu 1980 r. Kazimierz Świtoń brał udział w pielgrzymce z Warszawy do Częstochowy. Tam dowiedział się o tym, że strajkują kierowcy komunikacji w Warszawie, że strajkuje Wybrzeże. Świtoń postanowił, że tam pojedzie, ale najpierw wróci do Katowic, i tak się stało 16 sierpnia. W domu Świtoń odświeżył się, zmienił ubranie i wyszedł na dworzec. Było kilkanaście minut po godzinie 16, gdy Świtoń szedł w towarzystwie córek ul. Stalmacha. Został zatrzymany i trafił do Komendy Miejskiej MO w Sosnowcu. Tam siedział w celi ze złodziejami. Wypuszczono go w poniedziałek, 18 sierpnia, o godz. 16, po 48 godzinach. Przed komendą czekała już na niego ekipa tajniaków z SB. Ulicą 22 Lipca doszedł wolnym krokiem do ul. Bieruta, gdzie wszedł na teren plebanii kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Tam spotkał się z duchownym, z którym serdecznie się przywitał, i wszedł z nim na plebanię. Był tam nieco ponad godzinę, a po wyjściu przeszedł na ul. Nowotki, gdzie wsiadł w autobus linii nr 8, którym dojechał do Katowic na ul. Armii Czerwonej. 

Po powrocie do domu Świtoń rzadko z niego wychodził. Regularnie jedynie brał udział w nabożeństwach w pobliskim kościele pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Czasami wyszedł na krótki spacer lub po gazety do kiosku. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest pod permanentną obserwacją SB.

 

Świtoń na strajku 

Wśród tych, którzy przyjechali po Świtonia, był Jacek Jagiełka, którego latem 1979 r. zwolniono bezprawnie z pracy w Hucie Katowice. Jagiełka zwrócił się o pomoc do Świtonia, który rok wcześniej założył Wolne Związki Zawodowe. Za namową współzałożyciela WZZ Jagiełka odwołał się do Okręgowego Sądu Pracy w Katowicach i już w grudniu został przywrócony do pracy. Świtoń był obecny na każdej rozprawie, a Jagiełka zaczął przychodzić na spotkania WZZ. 

Rankiem 5 września 1980 r. Rozpłochowski wspólnie ze Świtoniem objechali hutę. Strajkujący robotnicy serdecznie witali Świtonia, a załoga walcowni postanowiła, że będzie on honorowym członkiem ich wydziałowej organizacji. 

W ten sposób Świtoń stał się jedynym przedstawicielem WZZ w strajku, który doprowadził do czwartego porozumienia podpisanego wtedy ze stroną rządową. Stało się to 11 września 1980 r. 

Pierwsze WZZ

Wczesnym popołudniem 22 lutego 1978 r. z katowickiej komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej nadano szyfrogram do Departamentu III MSW w Warszawie, w którym pisano m.in.: „W dniu 21.02.1978 Kazimierz Świtoń powołał komitet organizacyjny o nazwie Komitet Pracowniczy Wolnych Związków, w skład którego weszli: Świtoń Kazimierz, Kściuczek Roman, Pines Ignacy, Kicki Tadeusz, Sulecki Władysław. 

Kazimierz Świtoń przekazał do Warszawy przedstawicielowi ROPCiO Kazimierzowi Januszowi skład osobowy komitetu oraz przedstawicielowi KSS KOR Henrykowi Wujcowi skład osobowy oraz tekst założycielski”. 

Pomysł, by założyć związki zawodowe niezależne od państwa i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, narodził się w roku 1977, podczas głodówki w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Już od sierpnia tego samego roku Świtoń prowadził w swoim mieszkaniu Punkt Konsultacyjno-Informacyjny Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela.

Był już więc znany Służbie Bezpieczeństwa, która żmudnie rozpracowywała niepokornego mieszkańca Katowic. Zastosowano wobec Świtonia obserwację i inwigilację, ale też próbowano wobec niego oszczerstw, czasami wręcz prymitywnych, jak wówczas, gdy na klatce kamienicy, w której mieszkał przy ul. Mikołowskiej 30, kila dni przed założeniem WZZ, ktoś – czyli „nieznani sprawcy”, napisał na ścianie: „Tu mieszka złodziej, który okrada kościół”. 

 

Tamten Śląsk 

Choć SB meldowała, że WZZ powstały w Katowicach 21 lutego, w istocie stało się to dwa dni później, co wyjaśnia dr Jarosław Neja z katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej: „Właściwa inauguracja jej działalności została zaplanowana przez Świtonia na czwartek, 23 lutego 1978 r. Miała się więc ona odbyć w czasie przypadającego na ten dzień kolejnego spotkania w ramach Punktu Konsultacyjno-Informacyjnego. Tę właśnie datę Świtoń podawał później konsekwentnie jako dzień powstania katowickich WZZ”.

O tamtym Śląsku z przełomu lat 70. i 80. Świtoń tak opowiadał w książce Zygmunta Trziszki „Na pohybel”: „Na Śląsku nie mogliśmy do 1980 roku nawiązać kontaktów z inteligencją. Na każdy proces musieliśmy prosić adwokatów z Warszawy: mec. Siłę-Nowickiego, Jana Olszewskiego lub mec. Piotra Andrzejewskiego. Śląsk w tym okresie był niesamowicie zastraszony, naszpikowany był Służbą Bezpieczeństwa i to powodowało, że liczyć można było tylko na robotników. Dlatego nasze działania nie rozwijały się tak intensywnie jak na Wybrzeżu”.

Już dwa miesiące po powołaniu na Śląsku WZZ taka sama organizacja powstała na Wybrzeżu. 28 kwietnia 1978 r. Andrzej Gwiazda, Antoni Sokołowski i Krzysztof Wyszkowski podpisali „Deklarację Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża”. Był temu przeciwny Jacek Kuroń, o czym tak Andrzej Gwiazda opowiadał w książce Remigiusza Okraski i Agnieszki Niewińskiej „Historia przyznała nam rację”: „Kiedy spadły na nich represje [WZZ w Katowicach], cały ciężar obrony musiał przejąć warszawski KOR. Od tej pory Kuroń sprzeciwiał się powołaniu WZZ w Gdańsku, argumentując to fiaskiem śląskiej inicjatywy”.

Świtoń zaś wspominał, że Kuroń krzyczał na niego na wieść o założeniu WZZ:
– Jak to wy możecie wychodzić z inicjatywami, które obiecują robotnikom rzeczy nieosiągalne w tym ustroju, w tym państwie nie może być wolnych związków zawodowych! Jesteście szaleńcami, obiecujecie robotnikom kiełbasę, której sami nie macie. Co będą te związki robić? Zajmować się szafkami lub stołami do świetlic i szatni? 

 

Fiasko czy sukces?

Można postawić tezę, że bez Wolnych Związków Zawodowych, tych na Śląsku i tych na Wybrzeżu, nie byłoby Solidarności, która narodziła się w sierpniu 1980 r. w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Bezpośrednią przyczyną strajku, który wybuchł w Gdańsku 14 sierpnia, było zwolnienie tydzień wcześniej z pracy Anny Walentynowicz, działaczki WZZ Wybrzeża.

Deklaracja założycielska katowickiego komitetu WZZ podpisana przez Świtonia oraz jego współpracowników brzmiała: 
„Samotni, niezorganizowani pracownicy wobec scentralizowanego wszechwładnego aparatu władzy, dyrekcji przedsiębiorstw i poganiaczy robotników – tzw. Związków Zawodowych – są bezsilni. Jesteśmy eksploatowani i wyzyskiwani, a za z trudnością zarobione pieniądze niewiele możemy kupić. Wymaga się od nas coraz to większego wysiłku, w zamian za co warunki bytowania nasze i naszych rodzin są coraz cięższe”. 

Dalej działacze śląskich WZZ pisali, że stan taki będzie trwał tak długo, jak długo Polacy, robotnicy nie będą potrafili się zjednoczyć i zorganizować, by stawić skuteczny opór wyzyskującemu aparatowi państwowemu i gospodarczemu. Z czasem w WZZ „powinny powstać sekcje branżowe skupiające ludzi różnych zawodów”. „Robotnicy i pracownicy Górnego Śląska i Zagłębia jako pierwsi przystępują do formowania Wolnych Związków Zawodowych”. Świtoń i jego współpracownicy wzywali robotników z całego kraju, by tworzyli WZZ, gdyż „tylko wspólnymi siłami mamy szanse wydobyć się z wyzysku, stworzyć lepsze życie dla naszych rodzin i nas samych”.

Już w kwietniu opozycjoniści z WZZ wydali odezwę „Do robotników i pracowników Górnego Śląska i Zagłębia”, wezwanie „Do robotników i pracowników w całej Polsce”, „Apel do związków zawodowych całego świata”, a w czerwcu „Apel do Międzynarodowej Organizacji Pracy w Genewie, organizacji związkowych wolnego świata oraz do wszystkich uczciwych ludzi w Kraju i na świecie”.

Jednakże skala działalności była mniejsza niż WZZ Wybrzeża, gdyż – jak słusznie zauważa dr Jarosław Neja – w odróżnieniu od trójmiejskich i zachodniopomorskich działaczy WZZ, założonych w październiku 1979 r., większość działaczy „była związana z tamtejszymi kluczowymi przedsiębiorstwami i zakładami chociażby poprzez stosunek pracy”, a śląscy wolnozwiązkowcy „stanowili grupę kontestatorów niemających – niestety – odpowiedniego oparcia w środowiskach pracowniczych dużych zakładów i przedsiębiorstw województwa katowickiego”.

Ponadto SB nie tylko intensywnie represjonowała „kontestatorów”, ale również robiła wszystko, by ich zdyskredytować w oczach społeczeństwa. Na Śląsku kolportowane były ulotki, z których wynikało, że w czasie okupacji Kazimierz Świtoń „służył hitlerowskim najeźdźcom, znęcał się i mordował Polaków. Chodził w wysokich butach oficerskich z pejczem i katował polskie dzieci i starców”. I pal sześć, że Świtoń w momencie wybuchu wojny miał… 8 lat. 

 

Czułem się niczym lekarz

Póki komuniści nie odebrali Świtoniowi koncesji na prowadzenie własnej działalności, ze względu na zaangażowanie opozycyjne, przez kilka lat naprawiał ludziom zepsute telewizory. Żona Dorota przyjmowała zamówienia napraw, a mąż, mając samochód – przedwojennego fiata 1100, jeździł po domach klientów. 

Kazimierz Świtoń prawie całe życie związany był z Katowicami, jedynie w latach 50. mieszkał z żoną w Węgorzewie na Mazurach. Urodził się w 1931 r. w Ochojcu, dziś to dzielnica Katowic. Jego mama zmarła, gdy miał pięć lat, tata był ogrodnikiem. „To on wszczepił mi nienawiść do komunizmu; całe życie poświęcił przestrzeganiu przed totalitaryzmem stalinowskim – wspominał Kazimierz Świtoń. – Tak więc ja, wychowany w absolutnej wrogości do komunizmu, w tak zwanej Polsce Ludowej nie należałem nigdy do żadnych komsomolców chowu rodzimego. To było wprost oczywiste”. 
Mając sześcioro dzieci, w 1960 r. postanowił zrezygnować z pracy na etat i zaczął prowadzić własny warsztat naprawy telewizorów, o czym tak opowiadał w książce „Na pohybel”: „Czułem się niczym lekarz, który chodzi po domach i ratuje życie «gadającym pudłom», wtedy bardzo cennym, bo nie było ich tak wiele. Taki mechanik jak ja był po prostu hołubiony”.

Świtoń opozycjonista, związkowiec i polityk narodził się w maju 1977 r., gdy dowiedział się, że w Warszawie w kościele św. Marcina trwa głodówka w obronie więzionych wciąż robotników z Radomia i Ursusa oraz opozycjonistów. Katowiczanin postanowił, że tam pojedzie i wesprze protestujących. Żonie zostawił kartkę, że wyrusza do Warszawy i pojechał pociągiem do stolicy. W kościele spotkał poetę Stanisława Barańczaka i razem z nim poszedł do głodujących. Początkowo protestujący nieufnie podchodzili do nieznajomego mężczyzny ze Śląska, dopiero zyskał przychylność po trzech dniach, kiedy już go sprawdzono. 

Gdy w 1980 r. powstała Solidarność, Świtoń włączył się w działalność niezależnego i samorządnego związku zawodowego. Niestety, w wyniku esbeckich intryg i osobistych animozji rozeszły się jego drogi z Andrzejem Rozpłochowskim, który został przewodniczącym katowickiego Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego. 

W 1983 r. Świtoń wspólnie z Anną Walentynowicz próbował zamontować na ogrodzeniu kopalni „Wujek” tablicę poświęconą górnikom zastrzelonym 16 grudnia 1981 r. 

W wolnej Polsce, w latach 1991–1993, był posłem z ramienia Górnośląskiej Chrześcijańskiej Demokracji.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe