81. rocznica zwycięstwa w bitwie o Monte Cassino

18 maja 1944 r. żołnierze 2. Korpusu Polskiego zdobyli ruiny klasztoru na Monte Cassino. Walczyli nawet po wyczerpaniu amunicji - rzucali w Niemców kamieniami, śpiewając dla dodania sobie ducha "Mazurka Dąbrowskiego".
Ruiny klasztoru Monte Cassino 81. rocznica zwycięstwa w bitwie o Monte Cassino
Ruiny klasztoru Monte Cassino / Wikipedia / domena publiczna

Co musisz wiedzieć?

  • 18 maja 1944 r. żołnierze 2. Korpusu Polskiego zdobyli ruiny klasztoru na Monte Cassino, kończąc jedną z najcięższych bitew II wojny światowej.
  • Bitwa była częścią przełamywania Linii Gustawa, potężnego niemieckiego systemu obronnego we Włoszech.
  • Wcześniejsze ataki aliantów (amerykańskich, brytyjskich, hinduskich i nowozelandzkich) zakończyły się krwawymi porażkami.
  • Polacy walczyli w ekstremalnych warunkach: w górach, pod ostrzałem, na zaminowanym terenie, bez wsparcia lotnictwa i czołgów.
  • Kluczowe wzgórze nr 593 zostało zdobyte przez 2. Batalion Strzelców Karpackich.
  • Walki były tak zacięte, że żołnierze w pewnym momencie rzucali w Niemców kamieniami, śpiewając „Mazurek Dąbrowskiego”.
  • Bitwa kosztowała życie 923 polskich żołnierzy, ponad 2900 zostało rannych.

Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej

Matthew Parker, autor książki „Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej”, przedstawiając położenie wzgórza klasztornego i jego znaczenie pisał: „Masyw Cassino, na którym stał klasztor, był kluczowym stanowiskiem w linii Gustawa, systemie połączonych niemieckich linii obronnych, biegnącym przez całą szerokość najwęższej części Włoch między Gaetą i Ortoną. Był to przykład imponującej inżynierii wojskowej, najpotężniejszy system obronny, z jakim podczas wojny zetknęli się Brytyjczycy i Amerykanie. W znacznej części górował nad rzekami o stromych brzegach, w szczególności Garigliano i Rapido, lub też rozciągał się na nadbrzeżnych bagnach lub na wysokich górskich szczytach.

Naturalne korzyści, jakie dawało górskie położenie, zostały wzmocnione przez Niemców dzięki usunięciu budynków i drzew i poszerzeniu w ten sposób pola rażenia. W innych miejscach powiększono występujące w tej okolicy naturalne jaskinie, a pozycje obronne wzmocniono dźwigarami kolejowymi i betonem. Wykopano ziemianki, połączone podziemnymi przejściami. Umocnienia nie były jedną linią, a raczej wieloma liniami z tak zaplanowanymi stanowiskami, żeby można było natychmiast przeprowadzić kontrnatarcia na utraconych obszarach frontu”.

Pierwsza nieudane natarcie na Monte Cassino przeprowadziły w połowie stycznia 1944 r. siły amerykańskie i brytyjskie. Druga bitwa o Monte Cassino rozpoczęła się 15 lutego. Wziął w niej udział korpus nowozelandzki oraz jednostki hinduskie. Pomimo wsparcia artylerii i lotnictwa, które przed atakiem zrzuciło na wzgórze klasztorne 576 ton bomb, również i to natarcie nie przyniosło powodzenia.

Kolejny atak aliantów nastąpił 15 marca. Poprzedziło go trwające 3,5 godziny bombardowanie miasta Cassino. W walkach ponownie uczestniczył korpus nowozelandzki, wspierany przez dywizję hinduską. Jednak i tym razem po trwającej 11 dni bitwie sprzymierzeni wycofali się, ponosząc ogromne straty. W czwartej, decydującej bitwie o Monte Cassino, wzięli udział żołnierze 2. Korpusu Polskiego.

Po trzech nieudanych próbach przełamania Linii Gustawa w rejonie masywu Monte Cassino i doliny Liri alianckie dowództwo doszło do wniosku, że stosowana dotąd taktyka osobnych uderzeń brygad i dywizji niczego poza jeszcze większymi stratami nie przyniesie. Konieczny był jednoczesny i skoordynowany atak na całej szerokości tego odcinka frontu.

Na niemieckie pozycje równoczesną ofensywę miały więc teraz przeprowadzić: 2. Korpus Amerykański, który posuwając się wzdłuż wybrzeża Morza Tyrreńskiego, miał zaatakować rejon drogi nr 7 i sąsiadującego z nią pasma górskiego Aurunci; 13. Korpus Brytyjski, 1. Korpus Kanadyjski oraz Francuski Korpus Ekspedycyjny, które w tym samym czasie miały szturmować dolinę rzeki Liri wraz z drogą nr 6.

2. Korpus Polski wyznaczony do zaatakowania masywu Monte Cassino od północnego zachodu, a głównym celem Polaków nie było zdobycie klasztoru, lecz związanie sił niemieckich i uniemożliwianie im (lub przynajmniej ograniczenie) prowadzenia ostrzału drogi nr 6 i doliny Liri. Dzięki temu obrona w tym miejscu miała zostać przerwana.

Decyzja, że Polacy będą uczestniczyć w ofensywie, zapadła 24 marca na spotkaniu dowódcy brytyjskiej 8. Armii z gen. Andersem. Jej przebieg polski dowódca szczegółowo opisał we wspomnieniach. Twierdził, że zdobywanie Monte Cassino zaproponował mu gen. Oliver Leese, a on po krótkim zastanowieniu się zgodził.

„Mimo że z miasta Cassino zostały tylko gruzy, Niemcy utrzymali ten punkt oporu i nadal zamykali drogę do Rzymu. Zdawałem sobie jednak sprawę, że Korpus i na innym odcinku miałby duże straty. Natomiast wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu”

– pisał Anders w książce „Bez ostatniego rozdziału” o swojej rozmowie z brytyjskim generałem.

Część historyków uważa jednak, że Anders po prostu dostał taki rozkaz. Na froncie przełożeni nie składają bowiem propozycji, a Anders wraz ze swoim 2. Korpusem podlegał brytyjskiemu generałowi.

Polacy w bitwie o Monte Cassino

W pobliżu Monte Cassino Polacy znaleźli się między 25 a 27 kwietnia 1944 r. W ciągu trzech kolejnych nocy (w dzień byliby narażeni na ostrzał) transportowali na pozycje wyjściowe sprzęt oraz pół miliona pocisków artyleryjskich i 40 tys. moździerzowych. W niektórych miejscach przenosili to wszystko na własnych plecach, a tam, gdzie teren nie był zbyt stromy - na mułach.

W myśl rozkazów Polacy mieli opanować południowo-zachodnie stoki Monte Cassino, ważne strategicznie wzgórze nr 593 (położone kilkaset metrów od klasztoru) i odciąć walczących tam obrońców od innych niemieckich pozycji. Dopiero jeśliby się to udało, mógł nastąpić ewentualny szturm na klasztor.

Dowodzący 18. Lwowskim Batalionem Strzelców ppłk Ludwik Domoń szacował, że do skutecznego natarcia potrzeba sześciu brygad piechoty wspartych przez artylerię i lotnictwo.

2. Korpus nie dysponował aż tak dużymi siłami. Składało się na nie pięć brygad piechoty, a ponadto trzy bataliony czołgów, ale te w trudnym górzystym terenie były mało przydatne. Na niewiele się zdała również przewaga brytyjskiego i amerykańskiego lotnictwa nad Luftwaffe, bo bombardowani Niemcy wykorzystywali ruiny jako swego rodzaju schrony.

W tych okolicznościach o powodzeniu bitwy miały zdecydować przede wszystkim determinacja – zarówno obrońców, jak i nacierających. Jedni i drudzy zdawali sobie sprawę z tego, że Monte Cassino stanowi kluczową przeszkodę przed Rzymem.

Mimowolnie nacierającym pomógł Hitler. Wprawdzie Niemcy zdawali sobie sprawę, że pomimo trzech nieudanych prób wróg nie zrezygnuje z opanowania Monte Cassino, ale nie znali terminu kolejnej ofensywy. Na przekór sygnałom własnego wywiadu, że może do niej dojść w każdej chwili, Hitler wezwał do Berlina kluczowych dla obrony masywu dowódców: gen. Heinricha von Vietinghoffa oraz gen. Fridolina von Sengera. Ten ostatni zdążył wrócić do Włoch 17 maja, ale bitwa o Monte Cassino była już w tym momencie praktycznie rozstrzygnięta.

Pomimo nieobecności tych dowódców Niemcy i tak solidnie przygotowali się do obrony. Doskonale wykorzystywali ukształtowanie terenu, schrony i liczne jaskinie na stokach, które przygotowali tak, by wytrzymywały ataki bombowe. Zaminowali newralgiczne miejsca i użyli do obrony nawet wraki brytyjskich czołgów zniszczonych w poprzednich natarciach.

"Długo czekaliśmy na tę chwilę..."

11 maja czekającym na rozkaz do rozpoczęcia natarcia żołnierzom polskim odczytano rozkaz gen. Andersa: „Kochani moi Bracia i Dzieci. Nadeszła chwila bitwy. Długo czekaliśmy na tę chwilę odwetu i zemsty nad odwiecznym naszym wrogiem. Obok nas walczyć będą dywizje brytyjskie, amerykańskie, kanadyjskie, nowozelandzkie, walczyć będą Francuzi, Włosi oraz dywizje hinduskie. Zadanie, które nam przypadło, rozsławi na cały świat imię żołnierza polskiego. W chwilach tych będą z nami myśli i serca całego Narodu, podtrzymywać nas będą duchy poległych naszych towarzyszy broni. Niech lew mieszka w Waszym sercu.Żołnierze - za bandycką napaść Niemców na Polskę, za rozbiór Polski wraz z bolszewikami, za tysiące zrujnowanych miast i wsi, za morderstwa i katowanie setek tysięcy naszych sióstr i braci, za miliony wywiezionych Polaków jako niewolników do Niemiec, za niedolę i nieszczęście Kraju, za nasze cierpienia i tułaczkę - z wiarą w sprawiedliwość Opatrzności Boskiej idziemy naprzód ze świętym hasłem w sercach naszych "Bóg, Honor i Ojczyzna".

Atak wojsk alianckich rozpoczął się 11 maja o godz. 23.00 od silnego ostrzału artyleryjskiego.

Po północy na wzgórze ruszyło polskie natarcie. W walkach wzięły udział wszystkie jednostki 2 Korpusu: 3 Dywizja Strzelców Karpackich gen. bryg. Bronisława Ducha, 5 Kresowa Dywizja Piechoty gen. bryg. Nikodema Sulika, 2 Samodzielna Brygada Pancerna gen. bryg. Bronisława Rakowskiego, wspierane przez Armijną Grupę Artylerii płk Ludwika Ząbkowskiego. Naprzeciw nich stały elitarne jednostki niemieckie: 1 Dywizja Spadochronowa oraz 5 Dywizja Górska.W ciemnościach Polacy ginęli od ognia z karabinów maszynowych i na minach. Kilka plutonów na całą dobę zostało przygwożdżonych do ziemi - nie mogli posunąć się naprzód ani wrócić na pozycje wyjściowe.

A jednak 2. Batalion Strzelców Karpackich opanował kluczowe dla ofensywy wzgórze 593. Gorzej poszło 1. Batalionowi, choć wspierały go czołgi, które na zaminowanym terenie nie zdołały się daleko posunąć - dwa zostały zniszczone, a pozostałe utknęły. Drogi próbowali rozminować saperzy, ale spośród 20 wysłanych do tego zadania przeżyło jedynie dwóch.

13. i 15. Wileńskie Bataliony Strzelców (atakowały tzw. wzgórze Widmo) straciły co piątego żołnierza, a potem jeszcze więcej, gdy natarły na pobliski grzbiet San Angelo. Aby uniknąć ich całkowitej zagłady, dowódcy nakazali odwrót.

O zaciętości walk może świadczyć np. taki fragment wspomnień gen. Andersa: „Pole bitwy przedstawiało okropny widok. Wszędzie leżały ciała polskich i niemieckich żołnierzy, czasem splątanych w śmiertelnym uścisku, a powietrze wypełniał odór rozkładających się trupów”.

To właśnie odór rozkładających się ciał, a nie zapach maków, był najczęstszym motywem w relacjach uczestników bitwy. Jan Marniok, Ślązak z 4 Batalionu 3. Dywizji Strzelców Karpackich wspominał: „Całe było usłane ciałami poległych. Obłaziły je olbrzymie muchy i robactwo, wyłaziły z oczu, uszu, ust. Ciała puchły tak, że aż ubrania pękały”.

Pierwszy dzień natarcia na Monte Cassino mocno utkwił w pamięci także Tadeuszowi Czerkawskiemu. W książce „Byłem żołnierzem generała Andersa” wspominał: „Rozgorzała bardzo ostra bitwa. Niemcy stawiają twardy opór.(...) Sześć razy kontratakował nieprzyjaciel - zaprawione w bojach na Krecie i pod Smoleńskiem kompanie spadochroniarzy. Sześć razy odparto te wściekłe i zażarte ataki. Następnego nie było już kim odpierać. Piechota, masakrowana przez artylerię niemiecką, przez moździerze i nebelwerfery (wyrzutnie rakietowe, były odpowiednikami katiusz – PAP), zarzucona granatami, rozstrzeliwana z broni maszynowej i przez strzelców wyborowych ze wszystkich stron: z klasztoru, ze wzgórza 475, z Gardzieli, Albanety i wzgórza 575, została wybita. Na wzgórzach 569 i 593 pozostały tylko mizerne resztki kompanii, zabici i ranni, którzy sami nie mogli zejść na punkty opatrunkowe. Polska krew mieszała się z niemiecką. Nikłe resztki ocalałych z tej rzezi piechurów wycofały się na podstawy wyjściowe bez dowódców, którzy polegli lub zostali ranni, bez łączności, zniszczonej nawałą ognia, bez czołgów, które wyleciały na minach bądź zostały zniszczone ogniem pancerfaustów. Piechota kresowa w takim samym stanie musiała wycofać się z Widma".

Walka na otwartym terenie, zaminowanym i obstawionym niemieckimi kryjówkami, spowodowała duże straty w szeregach polskich, pozwoliła jednak na rozpoznanie terenu, ważne przy kolejnych atakach. Wiążąc niemieckie siły, dała także oddziałom brytyjskim możliwość wyparcia Niemców z dolnych rejonów Monte Cassino i z miasta Cassino.

W następnych dniach bitwa przekształciła się w oderwane od siebie potyczki kilkuosobowych grup, a poszczególne odcinki przechodziły z rąk do rąk.

Odwrót następował wówczas, gdy jednej ze stron wyczerpała się amunicja. Nawet wtedy jednak zdarzało się, że walka nie ustawała. Na stokach jednego ze wzgórz Polacy rzucali w Niemców kamieniami, śpiewając dla dodania sobie ducha "Mazurka Dąbrowskiego".

Po nieudanym ataku żołnierze mieli jednak poczucie porażki i żadnym pocieszeniem nie było dla nich to, że załamały się także ataki aliantów na innych odcinkach.

13 maja po południu do sztabu Andersa przybył gen. Leese. Miał chwalić Polaków za dzielność, ale według niektórych źródeł w rozmowie padło też wiele ostrych słów. Leese podobno zarzucił polskiemu dowódcy błędne decyzje skutkujące niepotrzebnymi ofiarami i zakazał kolejnych ataków. Uzależnił je od postępów Brytyjczyków, Amerykanów i Francuzów na innych odcinkach.

Polacy do czasu kolejnego szturmu wyłącznie patrolowali rejon masywu, zmuszając Niemców do stałej uwagi i uniemożliwiając im przerzucenie sił na inne odcinki.

Kolejny atak nastąpił 16 maja. Polacy i tym razem mieli zająć wzgórze 593, a walki o nie były jeszcze bardziej zacięte niż poprzednie.

Decydujące natarcie na wzgórze klasztorne

Decydujące, jak się okazało, natarcie na wzgórze klasztorne przypuszczono 17 maja.

Tak ten dzień wspominał kpt. Bronisław Dzikiewicz: „Po bardzo ciężkich, krwawych natarciach i przeciwnatarciach dywizja kresowa zdobyła Widmo o godzinie siódmej (...), utrzymała tę pozycję, a następnie opanowała małe San Angelo, ale na właściwe San Angelo, mimo wielu uderzeń, nie zdołała się wedrzeć. Kolejne natarcia dywizji karpackiej na wzgórze 593 zostały odparte. Straty były ogromne. Zabrakło nam odwodów. Ale te całodzienne walki poważnie nadwyrężyły też zwartość niemieckiej obrony. Nieprzyjaciel był także wyczerpany, może nawet bardziej niż my. I oto nastąpił moment krytyczny bitwy, kiedy to przeciwnicy leżą naprzeciw siebie, niezdolni, zdawałoby się, do niczego. W takiej sytuacji zwycięstwo przypada temu, kto ma silniejszą wolę, kto zdobędzie się na jeszcze jeden wysiłek. Aby to uczynić, wprowadzono do walki komandosów, część 15 pułku ułanów, ściągniętych z odcinka obrony, oraz dwa bataliony improwizowane, złożone z obsługi pułku dział przeciwlotniczych, kierowców samochodowych, warsztatowców, pocztowców itp.”

Wspomniana przez kapitana Dzikiewicza jednostka komandosów powstała na bazie 2. Batalionu Strzelców 1. Samodzielnej Brygady Strzelców. Żołnierzy tego oddziału potocznie nazywano „kratkowanymi lwiątkami”, od odznaki na mundurach. Dowodził nimi kapitan Władysław Smrokowski, przed wojną oficer Strzelców Podhalańskich - elitarnego oddziału piechoty górskiej Wojska Polskiego. Komandosi Smrokowskiego byli jedynymi polskimi żołnierzami, którzy wzięli udział w dwóch atakach na Monte Cassino. Przed tym udanym – z maja 1944 r., użyto ich również w zakończonym fiaskiem ataku cztery miesiące wcześniej. Wsławili się już w tym pierwszym – przeprowadzili samotny rajd na niemieckie tyły, w trakcie którego zniszczyli sztab wroga.

W nocy z 17 na 18 maja dowództwo 1 Dywizji Spadochronowej, na rozkaz dowódcy naczelnego wojsk niemieckich we Włoszech feldmarszałka Alberta Kesselringa, rozpoczęło wycofywanie oddziałów ze wzgórza klasztornego.

Rankiem 18 maja 3 Dywizja Strzelców Karpackich zdobyła ostatecznie wzgórze 593.

Sukces został okupiony olbrzymimi stratami. Gdy strzały ucichły, żołnierze jeszcze długo byli w szoku. „Nie mogli spać, majaczyli po nocach. Dwóch, trzech wartowników stale ich pilnowało. Dopiero po paru dniach przyszli do siebie. Z naszego oddziału ze wzgórza 593 zeszło o własnych siłach tylko 34 żołnierzy, a gdy ruszaliśmy do ataku, było nas 124” - notował kapral Marniok.

Na wzgórzu zginął m.in., prowadząc żołnierzy do ataku, ppłk Karol Fanslau, dowódca 5. Batalionu w 2. Brygadzie Strzelców Karpackich. Podkomendni nazywali go „bacą”, a słynął z okrzyku: „Naprzód, chłopcy, za mną, dzieci!”, którym podrywał ich do ataku. Padł trafiony w samo serce.

O godzinie 10.20 patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich, dowodzony przez ppor. Kazimierza Gurbiela, zajął ruiny klasztoru na Monte Cassino. W krypcie św. Benedykta polscy żołnierze znaleźli jedynie kilkunastu rannych spadochroniarzy. Trzech, w najcięższym stanie, leżało niedaleko ołtarza na złocistych szatach liturgicznych wśród trumien z ciałami kolegów.

Wkraczający na Monte Cassino Polacy nie mieli ze sobą biało-czerwonej flagi, więc Gurbiel kazał swemu podkomendnemu Józefowi Brulińskiemu wywiesić pułkowy, amarantowo-granatowy proporczyk. O 11.30 do ruin dotarł jednak pluton ppor. Adama Lorenza, już z flagą, którą wywieszono kwadrans później. Jakiś czas potem poniżej zawisła brytyjska.

Pod polską flagą punktualnie w południe plutonowy Emil Czech, przed wojną trębacz w orkiestrze wojskowej, zagrał hejnał mariacki. Widzieli to już brytyjscy i amerykańscy korespondenci wojenni - następnego dnia dzięki ich relacjom świat dowiedział się, że Monte Cassino zdobyli Polacy.

Przełamanie Linii Gustawa nie przyniosło aliantom takiego sukcesu, jak powinno. Zmarnowana została szansa, by zamknąć w okrążeniu całą niemiecką 10. Armię, której udało się wycofać na północ. Stawiała potem opór aż do początku maja 1945 r., a w trakcie tej długiej kampanii alianci ponieśli równie duże straty jak Niemcy.

Odpowiedzialność za to ponosił przede wszystkim dowódca amerykańskiej 5. Armii. gen. Mark Clark. Zależało mu na sławie "zdobywcy Rzymu", więc zamiast zamknąć Niemców w tzw. kotle pod Valmontone, rozkazał dowódcy podległego sobie 6. Korpusu pomaszerować na stolicę Włoch. Amerykanie zajęli Wieczne Miasto bez walki już 4 czerwca, ale Clark nie osiągnął upragnionej sławy. Dwa dni później bowiem rozpoczęło się lądowanie aliantów w Normandii i walki na Półwyspie Apenińskim zeszły na plan dalszy.

W czasie walk o Monte Cassino poległo 923 żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, 2931 zostało rannych, a 345 uznano za zaginionych. W 1945 r. na Monte Cassino otwarto polski cmentarz wojenny, na którym spoczęło 1072 polskich żołnierzy. W 1970 r. pochowany tam został również gen. Anders. 


 

POLECANE
Śmierć w lokalu wyborczym. Głosowanie nie zostało przerwane Wiadomości
Śmierć w lokalu wyborczym. Głosowanie nie zostało przerwane

Tragiczne wydarzenie miało miejsce w jednym z lokali wyborczych w Bielsku-Białej. Zmarł starszy mężczyzna. To już druga śmierć w lokalu wyborczym w niedzielę.

Nie żyje gwiazda popularnego programu TVN Wiadomości
Nie żyje gwiazda popularnego programu TVN

W niedzielę do mediów dotarły tragiczne wieści o śmierci Soni Szklanowskiej - uczestniczki drugiej edycji programu „Hotel Paradise”. Informację potwierdzili jej znajomi, m.in. Matt Palmer oraz influencerka Ata Postek.

Nowy dziennikarz dołącza do Kanału Zero Wiadomości
Nowy dziennikarz dołącza do Kanału Zero

Grzegorz Ślubowski, były korespondent Polskiego Radia w Moskwie i do niedawna konsul generalny RP w Sankt Petersburgu, rozpoczął współpracę z Kanałem Zero. Dziennikarz będzie zajmował się tematyką międzynarodową, ze szczególnym uwzględnieniem polityki wschodniej.

Awantura w lokalu wyborczym. Mężczyzna ugryzł jednego z członków komisji z ostatniej chwili
Awantura w lokalu wyborczym. Mężczyzna ugryzł jednego z członków komisji

W okręgu Bielsko-Biała do lokalu wyborczego wtargnął agresywny mężczyzna, który w wyniku awantury ugryzł członka komisji - poinformował przewodniczący PKW Sylwester Marciniak. Do godz. 10 odnotowano cztery przestępstwa i 69 wykroczeń oraz 66 wykroczeń w trybie wyborczym

Polski siatkarz kontuzjowany w półfinale Ligi Mistrzów. Trafił na SOR Wiadomości
Polski siatkarz kontuzjowany w półfinale Ligi Mistrzów. Trafił na SOR

Półfinał Ligi Mistrzów siatkarzy nie zakończył się szczęśliwie dla Norberta Hubera. Reprezentant Polski podczas meczu w łódzkiej Atlas Arenie został trafiony piłką w okolice oka i musiał opuścić boisko. Groźnie wyglądające zdarzenie miało miejsce w czwartym secie, przy stanie 17:22.

Ceny nieruchomości w gorącej Europie. W Porto prawie jak w Sopocie, Alicante tańsze od Kołobrzegu Wiadomości
Ceny nieruchomości w gorącej Europie. W Porto prawie jak w Sopocie, Alicante tańsze od Kołobrzegu

Według z najnowszej analizy przeprowadzonej przez Grupę Morizon-Gratka Polacy coraz bardziej interesują się nieruchomościami w cieplejszych miejscach Europy. Nic dziwnego, bo coraz częściej ceny z tamtych regionów są niższe od cen, jakie trzeba zapłacić za nieruchomości w polskich kurortach.  

Wybory prezydenckie. PKW podała pierwsze dane o frekwencji Wiadomości
Wybory prezydenckie. PKW podała pierwsze dane o frekwencji

O godzinie 13:30 rozpoczęła się druga niedzielna konferencja prasowa Państwowej Komisji Wyborczej. Frekwencja w wyborach prezydenckich na godz. 12 wyniosła 20,28 proc.- poinformowano w oficjalnym komunikacie.

Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego

Ostatniego dnia maja rusza “Kolej na Beskidy”, coroczny program wycieczek Kolei Śląskich umożliwiający pasażerom poznawanie Beskidów wraz z przewodnikiem PTTK w cenie biletu za przejazd koleją - donosi portal transinfo.pl.

Niemcy: Matka Chrzestna Nord Stream 2 upiera się, że państwo musi wspierać NGO-sy tylko u nas
Niemcy: Matka Chrzestna Nord Stream 2 upiera się, że państwo musi wspierać NGO-sy

W odpowiedzi na krytyczną interpelację w sprawie landowego finansowania organizacji pozarządowych rząd landowy w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, którego szefową jest skompromitowana Manuela Schwesig (SPD), odpowiada, że finansowanie przez państwo organizacji pozarządowych społeczeństwa obywatelskiego jest prawnym obowiązkiem państwa.

Co zobaczyli średniowieczni uczeni? Astronomowie znów patrzą w niebo Wiadomości
Co zobaczyli średniowieczni uczeni? Astronomowie znów patrzą w niebo

W 1217 roku opat Burchard, przełożony opactwa Usberg, opisał w swojej kronice niezwykłe zjawisko. Każdej nocy widział gwiazdę, która świeciła słabo. Aż nagle pewnego dnia rozbłysła bardzo jasnym światłem. Ten blask utrzymywał się przez kilka dni. Czy był to jeden z najrzadszych fenomenów na niebie - tzw. nowa powrotna?

REKLAMA

81. rocznica zwycięstwa w bitwie o Monte Cassino

18 maja 1944 r. żołnierze 2. Korpusu Polskiego zdobyli ruiny klasztoru na Monte Cassino. Walczyli nawet po wyczerpaniu amunicji - rzucali w Niemców kamieniami, śpiewając dla dodania sobie ducha "Mazurka Dąbrowskiego".
Ruiny klasztoru Monte Cassino 81. rocznica zwycięstwa w bitwie o Monte Cassino
Ruiny klasztoru Monte Cassino / Wikipedia / domena publiczna

Co musisz wiedzieć?

  • 18 maja 1944 r. żołnierze 2. Korpusu Polskiego zdobyli ruiny klasztoru na Monte Cassino, kończąc jedną z najcięższych bitew II wojny światowej.
  • Bitwa była częścią przełamywania Linii Gustawa, potężnego niemieckiego systemu obronnego we Włoszech.
  • Wcześniejsze ataki aliantów (amerykańskich, brytyjskich, hinduskich i nowozelandzkich) zakończyły się krwawymi porażkami.
  • Polacy walczyli w ekstremalnych warunkach: w górach, pod ostrzałem, na zaminowanym terenie, bez wsparcia lotnictwa i czołgów.
  • Kluczowe wzgórze nr 593 zostało zdobyte przez 2. Batalion Strzelców Karpackich.
  • Walki były tak zacięte, że żołnierze w pewnym momencie rzucali w Niemców kamieniami, śpiewając „Mazurek Dąbrowskiego”.
  • Bitwa kosztowała życie 923 polskich żołnierzy, ponad 2900 zostało rannych.

Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej

Matthew Parker, autor książki „Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej”, przedstawiając położenie wzgórza klasztornego i jego znaczenie pisał: „Masyw Cassino, na którym stał klasztor, był kluczowym stanowiskiem w linii Gustawa, systemie połączonych niemieckich linii obronnych, biegnącym przez całą szerokość najwęższej części Włoch między Gaetą i Ortoną. Był to przykład imponującej inżynierii wojskowej, najpotężniejszy system obronny, z jakim podczas wojny zetknęli się Brytyjczycy i Amerykanie. W znacznej części górował nad rzekami o stromych brzegach, w szczególności Garigliano i Rapido, lub też rozciągał się na nadbrzeżnych bagnach lub na wysokich górskich szczytach.

Naturalne korzyści, jakie dawało górskie położenie, zostały wzmocnione przez Niemców dzięki usunięciu budynków i drzew i poszerzeniu w ten sposób pola rażenia. W innych miejscach powiększono występujące w tej okolicy naturalne jaskinie, a pozycje obronne wzmocniono dźwigarami kolejowymi i betonem. Wykopano ziemianki, połączone podziemnymi przejściami. Umocnienia nie były jedną linią, a raczej wieloma liniami z tak zaplanowanymi stanowiskami, żeby można było natychmiast przeprowadzić kontrnatarcia na utraconych obszarach frontu”.

Pierwsza nieudane natarcie na Monte Cassino przeprowadziły w połowie stycznia 1944 r. siły amerykańskie i brytyjskie. Druga bitwa o Monte Cassino rozpoczęła się 15 lutego. Wziął w niej udział korpus nowozelandzki oraz jednostki hinduskie. Pomimo wsparcia artylerii i lotnictwa, które przed atakiem zrzuciło na wzgórze klasztorne 576 ton bomb, również i to natarcie nie przyniosło powodzenia.

Kolejny atak aliantów nastąpił 15 marca. Poprzedziło go trwające 3,5 godziny bombardowanie miasta Cassino. W walkach ponownie uczestniczył korpus nowozelandzki, wspierany przez dywizję hinduską. Jednak i tym razem po trwającej 11 dni bitwie sprzymierzeni wycofali się, ponosząc ogromne straty. W czwartej, decydującej bitwie o Monte Cassino, wzięli udział żołnierze 2. Korpusu Polskiego.

Po trzech nieudanych próbach przełamania Linii Gustawa w rejonie masywu Monte Cassino i doliny Liri alianckie dowództwo doszło do wniosku, że stosowana dotąd taktyka osobnych uderzeń brygad i dywizji niczego poza jeszcze większymi stratami nie przyniesie. Konieczny był jednoczesny i skoordynowany atak na całej szerokości tego odcinka frontu.

Na niemieckie pozycje równoczesną ofensywę miały więc teraz przeprowadzić: 2. Korpus Amerykański, który posuwając się wzdłuż wybrzeża Morza Tyrreńskiego, miał zaatakować rejon drogi nr 7 i sąsiadującego z nią pasma górskiego Aurunci; 13. Korpus Brytyjski, 1. Korpus Kanadyjski oraz Francuski Korpus Ekspedycyjny, które w tym samym czasie miały szturmować dolinę rzeki Liri wraz z drogą nr 6.

2. Korpus Polski wyznaczony do zaatakowania masywu Monte Cassino od północnego zachodu, a głównym celem Polaków nie było zdobycie klasztoru, lecz związanie sił niemieckich i uniemożliwianie im (lub przynajmniej ograniczenie) prowadzenia ostrzału drogi nr 6 i doliny Liri. Dzięki temu obrona w tym miejscu miała zostać przerwana.

Decyzja, że Polacy będą uczestniczyć w ofensywie, zapadła 24 marca na spotkaniu dowódcy brytyjskiej 8. Armii z gen. Andersem. Jej przebieg polski dowódca szczegółowo opisał we wspomnieniach. Twierdził, że zdobywanie Monte Cassino zaproponował mu gen. Oliver Leese, a on po krótkim zastanowieniu się zgodził.

„Mimo że z miasta Cassino zostały tylko gruzy, Niemcy utrzymali ten punkt oporu i nadal zamykali drogę do Rzymu. Zdawałem sobie jednak sprawę, że Korpus i na innym odcinku miałby duże straty. Natomiast wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu”

– pisał Anders w książce „Bez ostatniego rozdziału” o swojej rozmowie z brytyjskim generałem.

Część historyków uważa jednak, że Anders po prostu dostał taki rozkaz. Na froncie przełożeni nie składają bowiem propozycji, a Anders wraz ze swoim 2. Korpusem podlegał brytyjskiemu generałowi.

Polacy w bitwie o Monte Cassino

W pobliżu Monte Cassino Polacy znaleźli się między 25 a 27 kwietnia 1944 r. W ciągu trzech kolejnych nocy (w dzień byliby narażeni na ostrzał) transportowali na pozycje wyjściowe sprzęt oraz pół miliona pocisków artyleryjskich i 40 tys. moździerzowych. W niektórych miejscach przenosili to wszystko na własnych plecach, a tam, gdzie teren nie był zbyt stromy - na mułach.

W myśl rozkazów Polacy mieli opanować południowo-zachodnie stoki Monte Cassino, ważne strategicznie wzgórze nr 593 (położone kilkaset metrów od klasztoru) i odciąć walczących tam obrońców od innych niemieckich pozycji. Dopiero jeśliby się to udało, mógł nastąpić ewentualny szturm na klasztor.

Dowodzący 18. Lwowskim Batalionem Strzelców ppłk Ludwik Domoń szacował, że do skutecznego natarcia potrzeba sześciu brygad piechoty wspartych przez artylerię i lotnictwo.

2. Korpus nie dysponował aż tak dużymi siłami. Składało się na nie pięć brygad piechoty, a ponadto trzy bataliony czołgów, ale te w trudnym górzystym terenie były mało przydatne. Na niewiele się zdała również przewaga brytyjskiego i amerykańskiego lotnictwa nad Luftwaffe, bo bombardowani Niemcy wykorzystywali ruiny jako swego rodzaju schrony.

W tych okolicznościach o powodzeniu bitwy miały zdecydować przede wszystkim determinacja – zarówno obrońców, jak i nacierających. Jedni i drudzy zdawali sobie sprawę z tego, że Monte Cassino stanowi kluczową przeszkodę przed Rzymem.

Mimowolnie nacierającym pomógł Hitler. Wprawdzie Niemcy zdawali sobie sprawę, że pomimo trzech nieudanych prób wróg nie zrezygnuje z opanowania Monte Cassino, ale nie znali terminu kolejnej ofensywy. Na przekór sygnałom własnego wywiadu, że może do niej dojść w każdej chwili, Hitler wezwał do Berlina kluczowych dla obrony masywu dowódców: gen. Heinricha von Vietinghoffa oraz gen. Fridolina von Sengera. Ten ostatni zdążył wrócić do Włoch 17 maja, ale bitwa o Monte Cassino była już w tym momencie praktycznie rozstrzygnięta.

Pomimo nieobecności tych dowódców Niemcy i tak solidnie przygotowali się do obrony. Doskonale wykorzystywali ukształtowanie terenu, schrony i liczne jaskinie na stokach, które przygotowali tak, by wytrzymywały ataki bombowe. Zaminowali newralgiczne miejsca i użyli do obrony nawet wraki brytyjskich czołgów zniszczonych w poprzednich natarciach.

"Długo czekaliśmy na tę chwilę..."

11 maja czekającym na rozkaz do rozpoczęcia natarcia żołnierzom polskim odczytano rozkaz gen. Andersa: „Kochani moi Bracia i Dzieci. Nadeszła chwila bitwy. Długo czekaliśmy na tę chwilę odwetu i zemsty nad odwiecznym naszym wrogiem. Obok nas walczyć będą dywizje brytyjskie, amerykańskie, kanadyjskie, nowozelandzkie, walczyć będą Francuzi, Włosi oraz dywizje hinduskie. Zadanie, które nam przypadło, rozsławi na cały świat imię żołnierza polskiego. W chwilach tych będą z nami myśli i serca całego Narodu, podtrzymywać nas będą duchy poległych naszych towarzyszy broni. Niech lew mieszka w Waszym sercu.Żołnierze - za bandycką napaść Niemców na Polskę, za rozbiór Polski wraz z bolszewikami, za tysiące zrujnowanych miast i wsi, za morderstwa i katowanie setek tysięcy naszych sióstr i braci, za miliony wywiezionych Polaków jako niewolników do Niemiec, za niedolę i nieszczęście Kraju, za nasze cierpienia i tułaczkę - z wiarą w sprawiedliwość Opatrzności Boskiej idziemy naprzód ze świętym hasłem w sercach naszych "Bóg, Honor i Ojczyzna".

Atak wojsk alianckich rozpoczął się 11 maja o godz. 23.00 od silnego ostrzału artyleryjskiego.

Po północy na wzgórze ruszyło polskie natarcie. W walkach wzięły udział wszystkie jednostki 2 Korpusu: 3 Dywizja Strzelców Karpackich gen. bryg. Bronisława Ducha, 5 Kresowa Dywizja Piechoty gen. bryg. Nikodema Sulika, 2 Samodzielna Brygada Pancerna gen. bryg. Bronisława Rakowskiego, wspierane przez Armijną Grupę Artylerii płk Ludwika Ząbkowskiego. Naprzeciw nich stały elitarne jednostki niemieckie: 1 Dywizja Spadochronowa oraz 5 Dywizja Górska.W ciemnościach Polacy ginęli od ognia z karabinów maszynowych i na minach. Kilka plutonów na całą dobę zostało przygwożdżonych do ziemi - nie mogli posunąć się naprzód ani wrócić na pozycje wyjściowe.

A jednak 2. Batalion Strzelców Karpackich opanował kluczowe dla ofensywy wzgórze 593. Gorzej poszło 1. Batalionowi, choć wspierały go czołgi, które na zaminowanym terenie nie zdołały się daleko posunąć - dwa zostały zniszczone, a pozostałe utknęły. Drogi próbowali rozminować saperzy, ale spośród 20 wysłanych do tego zadania przeżyło jedynie dwóch.

13. i 15. Wileńskie Bataliony Strzelców (atakowały tzw. wzgórze Widmo) straciły co piątego żołnierza, a potem jeszcze więcej, gdy natarły na pobliski grzbiet San Angelo. Aby uniknąć ich całkowitej zagłady, dowódcy nakazali odwrót.

O zaciętości walk może świadczyć np. taki fragment wspomnień gen. Andersa: „Pole bitwy przedstawiało okropny widok. Wszędzie leżały ciała polskich i niemieckich żołnierzy, czasem splątanych w śmiertelnym uścisku, a powietrze wypełniał odór rozkładających się trupów”.

To właśnie odór rozkładających się ciał, a nie zapach maków, był najczęstszym motywem w relacjach uczestników bitwy. Jan Marniok, Ślązak z 4 Batalionu 3. Dywizji Strzelców Karpackich wspominał: „Całe było usłane ciałami poległych. Obłaziły je olbrzymie muchy i robactwo, wyłaziły z oczu, uszu, ust. Ciała puchły tak, że aż ubrania pękały”.

Pierwszy dzień natarcia na Monte Cassino mocno utkwił w pamięci także Tadeuszowi Czerkawskiemu. W książce „Byłem żołnierzem generała Andersa” wspominał: „Rozgorzała bardzo ostra bitwa. Niemcy stawiają twardy opór.(...) Sześć razy kontratakował nieprzyjaciel - zaprawione w bojach na Krecie i pod Smoleńskiem kompanie spadochroniarzy. Sześć razy odparto te wściekłe i zażarte ataki. Następnego nie było już kim odpierać. Piechota, masakrowana przez artylerię niemiecką, przez moździerze i nebelwerfery (wyrzutnie rakietowe, były odpowiednikami katiusz – PAP), zarzucona granatami, rozstrzeliwana z broni maszynowej i przez strzelców wyborowych ze wszystkich stron: z klasztoru, ze wzgórza 475, z Gardzieli, Albanety i wzgórza 575, została wybita. Na wzgórzach 569 i 593 pozostały tylko mizerne resztki kompanii, zabici i ranni, którzy sami nie mogli zejść na punkty opatrunkowe. Polska krew mieszała się z niemiecką. Nikłe resztki ocalałych z tej rzezi piechurów wycofały się na podstawy wyjściowe bez dowódców, którzy polegli lub zostali ranni, bez łączności, zniszczonej nawałą ognia, bez czołgów, które wyleciały na minach bądź zostały zniszczone ogniem pancerfaustów. Piechota kresowa w takim samym stanie musiała wycofać się z Widma".

Walka na otwartym terenie, zaminowanym i obstawionym niemieckimi kryjówkami, spowodowała duże straty w szeregach polskich, pozwoliła jednak na rozpoznanie terenu, ważne przy kolejnych atakach. Wiążąc niemieckie siły, dała także oddziałom brytyjskim możliwość wyparcia Niemców z dolnych rejonów Monte Cassino i z miasta Cassino.

W następnych dniach bitwa przekształciła się w oderwane od siebie potyczki kilkuosobowych grup, a poszczególne odcinki przechodziły z rąk do rąk.

Odwrót następował wówczas, gdy jednej ze stron wyczerpała się amunicja. Nawet wtedy jednak zdarzało się, że walka nie ustawała. Na stokach jednego ze wzgórz Polacy rzucali w Niemców kamieniami, śpiewając dla dodania sobie ducha "Mazurka Dąbrowskiego".

Po nieudanym ataku żołnierze mieli jednak poczucie porażki i żadnym pocieszeniem nie było dla nich to, że załamały się także ataki aliantów na innych odcinkach.

13 maja po południu do sztabu Andersa przybył gen. Leese. Miał chwalić Polaków za dzielność, ale według niektórych źródeł w rozmowie padło też wiele ostrych słów. Leese podobno zarzucił polskiemu dowódcy błędne decyzje skutkujące niepotrzebnymi ofiarami i zakazał kolejnych ataków. Uzależnił je od postępów Brytyjczyków, Amerykanów i Francuzów na innych odcinkach.

Polacy do czasu kolejnego szturmu wyłącznie patrolowali rejon masywu, zmuszając Niemców do stałej uwagi i uniemożliwiając im przerzucenie sił na inne odcinki.

Kolejny atak nastąpił 16 maja. Polacy i tym razem mieli zająć wzgórze 593, a walki o nie były jeszcze bardziej zacięte niż poprzednie.

Decydujące natarcie na wzgórze klasztorne

Decydujące, jak się okazało, natarcie na wzgórze klasztorne przypuszczono 17 maja.

Tak ten dzień wspominał kpt. Bronisław Dzikiewicz: „Po bardzo ciężkich, krwawych natarciach i przeciwnatarciach dywizja kresowa zdobyła Widmo o godzinie siódmej (...), utrzymała tę pozycję, a następnie opanowała małe San Angelo, ale na właściwe San Angelo, mimo wielu uderzeń, nie zdołała się wedrzeć. Kolejne natarcia dywizji karpackiej na wzgórze 593 zostały odparte. Straty były ogromne. Zabrakło nam odwodów. Ale te całodzienne walki poważnie nadwyrężyły też zwartość niemieckiej obrony. Nieprzyjaciel był także wyczerpany, może nawet bardziej niż my. I oto nastąpił moment krytyczny bitwy, kiedy to przeciwnicy leżą naprzeciw siebie, niezdolni, zdawałoby się, do niczego. W takiej sytuacji zwycięstwo przypada temu, kto ma silniejszą wolę, kto zdobędzie się na jeszcze jeden wysiłek. Aby to uczynić, wprowadzono do walki komandosów, część 15 pułku ułanów, ściągniętych z odcinka obrony, oraz dwa bataliony improwizowane, złożone z obsługi pułku dział przeciwlotniczych, kierowców samochodowych, warsztatowców, pocztowców itp.”

Wspomniana przez kapitana Dzikiewicza jednostka komandosów powstała na bazie 2. Batalionu Strzelców 1. Samodzielnej Brygady Strzelców. Żołnierzy tego oddziału potocznie nazywano „kratkowanymi lwiątkami”, od odznaki na mundurach. Dowodził nimi kapitan Władysław Smrokowski, przed wojną oficer Strzelców Podhalańskich - elitarnego oddziału piechoty górskiej Wojska Polskiego. Komandosi Smrokowskiego byli jedynymi polskimi żołnierzami, którzy wzięli udział w dwóch atakach na Monte Cassino. Przed tym udanym – z maja 1944 r., użyto ich również w zakończonym fiaskiem ataku cztery miesiące wcześniej. Wsławili się już w tym pierwszym – przeprowadzili samotny rajd na niemieckie tyły, w trakcie którego zniszczyli sztab wroga.

W nocy z 17 na 18 maja dowództwo 1 Dywizji Spadochronowej, na rozkaz dowódcy naczelnego wojsk niemieckich we Włoszech feldmarszałka Alberta Kesselringa, rozpoczęło wycofywanie oddziałów ze wzgórza klasztornego.

Rankiem 18 maja 3 Dywizja Strzelców Karpackich zdobyła ostatecznie wzgórze 593.

Sukces został okupiony olbrzymimi stratami. Gdy strzały ucichły, żołnierze jeszcze długo byli w szoku. „Nie mogli spać, majaczyli po nocach. Dwóch, trzech wartowników stale ich pilnowało. Dopiero po paru dniach przyszli do siebie. Z naszego oddziału ze wzgórza 593 zeszło o własnych siłach tylko 34 żołnierzy, a gdy ruszaliśmy do ataku, było nas 124” - notował kapral Marniok.

Na wzgórzu zginął m.in., prowadząc żołnierzy do ataku, ppłk Karol Fanslau, dowódca 5. Batalionu w 2. Brygadzie Strzelców Karpackich. Podkomendni nazywali go „bacą”, a słynął z okrzyku: „Naprzód, chłopcy, za mną, dzieci!”, którym podrywał ich do ataku. Padł trafiony w samo serce.

O godzinie 10.20 patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich, dowodzony przez ppor. Kazimierza Gurbiela, zajął ruiny klasztoru na Monte Cassino. W krypcie św. Benedykta polscy żołnierze znaleźli jedynie kilkunastu rannych spadochroniarzy. Trzech, w najcięższym stanie, leżało niedaleko ołtarza na złocistych szatach liturgicznych wśród trumien z ciałami kolegów.

Wkraczający na Monte Cassino Polacy nie mieli ze sobą biało-czerwonej flagi, więc Gurbiel kazał swemu podkomendnemu Józefowi Brulińskiemu wywiesić pułkowy, amarantowo-granatowy proporczyk. O 11.30 do ruin dotarł jednak pluton ppor. Adama Lorenza, już z flagą, którą wywieszono kwadrans później. Jakiś czas potem poniżej zawisła brytyjska.

Pod polską flagą punktualnie w południe plutonowy Emil Czech, przed wojną trębacz w orkiestrze wojskowej, zagrał hejnał mariacki. Widzieli to już brytyjscy i amerykańscy korespondenci wojenni - następnego dnia dzięki ich relacjom świat dowiedział się, że Monte Cassino zdobyli Polacy.

Przełamanie Linii Gustawa nie przyniosło aliantom takiego sukcesu, jak powinno. Zmarnowana została szansa, by zamknąć w okrążeniu całą niemiecką 10. Armię, której udało się wycofać na północ. Stawiała potem opór aż do początku maja 1945 r., a w trakcie tej długiej kampanii alianci ponieśli równie duże straty jak Niemcy.

Odpowiedzialność za to ponosił przede wszystkim dowódca amerykańskiej 5. Armii. gen. Mark Clark. Zależało mu na sławie "zdobywcy Rzymu", więc zamiast zamknąć Niemców w tzw. kotle pod Valmontone, rozkazał dowódcy podległego sobie 6. Korpusu pomaszerować na stolicę Włoch. Amerykanie zajęli Wieczne Miasto bez walki już 4 czerwca, ale Clark nie osiągnął upragnionej sławy. Dwa dni później bowiem rozpoczęło się lądowanie aliantów w Normandii i walki na Półwyspie Apenińskim zeszły na plan dalszy.

W czasie walk o Monte Cassino poległo 923 żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, 2931 zostało rannych, a 345 uznano za zaginionych. W 1945 r. na Monte Cassino otwarto polski cmentarz wojenny, na którym spoczęło 1072 polskich żołnierzy. W 1970 r. pochowany tam został również gen. Anders. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe