MEN chce poluzować wymogi wobec nauczycieli przedszkoli. Oburzenie wśród pedagogów

Co musisz wiedzieć?
- Ministerstwo Edukacji Narodowej planuje umożliwić zatrudnianie w przedszkolach osób bez dyplomu magistra pedagogiki.
- Decyzja o zatrudnieniu ma należeć do dyrektora placówki i wymagać zgody kuratora.
- Nauczyciele są oburzeni i mówią o „upokorzeniu” oraz „degradacji zawodu”.
- Powstała petycja przeciwko zmianom – podpisało ją już ponad 11,5 tys. osób.
Oburzenie wśród pedagogów
Czuję się, jakby MEN zmianą przepisów napluło mi w twarz i zrównało moje kompetencje z kompetencjami niani czy animatorki imprez
– napisała jedna z nauczycielek na forum internetowym, wyrażając nastroje panujące wśród pracowników przedszkoli.
Nowe przepisy zakładają, że zatrudnienie osoby bez wykształcenia kierunkowego będzie możliwe za zgodą kuratora i decyzją dyrektora przedszkola. Dla wielu wykwalifikowanych pedagogów to nie tylko degradacja zawodu, ale i poczucie zmarnowanego wysiłku, który włożyli w zdobycie dyplomów oraz rozwój zawodowy.
Dr Zuzanna Jastrzębska-Krajewska, znana w internecie jako Pani Zuzia, nie przebiera w słowach:
To jest policzek. Bo teraz już każdy będzie mógł być zatrudniony w przedszkolu. Ja wiem, że jest mnóstwo fantastycznych pasjonatów, ale ten zawód jest regulowany. I skoro mamy wakaty, to może ministerstwo zechciałoby się zastanowić, dlaczego ten zawód nie jest atrakcyjny? To, że załatają dziurę ludźmi, których można zatrudnić, nie rozwiązuje problemu. Co więcej, to jest po prostu karygodne. To jest kolejne w tym roku szkolnym upokorzenie nauczycieli wychowania przedszkolnego.
Na portalu społecznościowym ruszyła już petycja z żądaniem wycofania się z kontrowersyjnej propozycji. Podpisało ją już ponad 11,5 tysiąca osób.
Eksperci zwracają uwagę, że MEN zamiast tymczasowych rozwiązań, które mogłyby pomóc w przejściowym kryzysie, wybiera drogę „na skróty”, mogącą mieć długofalowe skutki dla dzieci i jakości opieki przedszkolnej.
Owszem, w przedszkolach brakuje nauczycieli, ale w kolejnych latach sytuacja będzie się dynamicznie zmieniać, nadchodzący niż demograficzny zacznie „nadgryzać” nauczycielskie stołki właśnie w najmłodszych grupach wychowanków. Dlatego lepszym rozwiązaniem pozwalającym na tymczasowe załatanie braków byłoby dopuszczenie studentów po trzecim roku pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej
– tłumaczy Robert Górniak, edukator i twórca inicjatywy Dealerzy Wiedzy.
- Relacja z granicy. "Niemcy pokazują środkowy palec i puszczają drony na polską stronę"
- „Po 26 latach żegnam się z TVN”. Znany prezenter odchodzi
- Komunikat dla mieszkańców Krakowa
- NFZ wydał pilny komunikat
- "Polski rząd godzi się na umowę z Mercosur". Wspólne oświadczenie rządów francuskiego i polskiego
- Nie żyje aktorka znanych polskich seriali
Burza wokół minister Nowackiej
To nie pierwszy raz, gdy kierowane przez Barbarę Nowacką Ministerstwo Edukacji Narodowej wzbudza silne emocje wśród nauczycieli. Wcześniej szeroką dyskusję wywołał pomysł likwidacji obowiązkowych prac domowych w szkołach podstawowych. Choć resort argumentował, że chodzi o „odciążenie dzieci i wspieranie ich zdrowia psychicznego”, wielu pedagogów odebrało to jako kolejne osłabienie autorytetu nauczyciela i ingerencję w autonomię placówek oświatowych.
Nauczyciele alarmowali, że brak prac domowych prowadzi do spadku systematyczności uczniów, utrudnia utrwalanie materiału i pogłębia różnice edukacyjne, zwłaszcza tam, gdzie dzieci nie mogą liczyć na pomoc w nauce w domu. W ocenie wielu środowisk zawodowych działania resortu nie tylko nie poprawiają jakości nauczania, ale wręcz obniżają jego standardy.