Waldemar Żyszkiewicz: O smoku transformacji. Trylogia III RP

III RP trwała przez blisko ćwierćwiecze, prężąc swe cielsko i raz po raz zionąc ogniem, jak to czynią smoki, Nie pozostawiła po sobie dobrych wspomnień, ani pięknych obrazów.
 Waldemar Żyszkiewicz: O smoku transformacji. Trylogia III RP
/ screen YouTube
Wciąż nazbyt powoli, jeśli wziąć pod uwagę oczekiwania Polaków, oraz dość niezdarnie, chwilami chciałoby się powiedzieć, że wręcz ociężale, od jesieni 2015 ruszył jednak proces odzyskiwania polskiego państwa zagarniętego po czerwcowych wyborach w 1989 roku przez wielogłowego smoka tzw. transformacji. Zważywszy na apetyty oraz polonożerstwo tego smoka proces uwalniania się Rzeczypospolitej z opresji nie będzie ani łatwy, ani krótki. Będzie za to wymagał odwagi, determinacji, niezłomności.
 
Jak ukraść państwo
Oczywiście wejście smoka, jak zawsze, odbyło się pod fałszywą flagą. Tym razem, profesjonaliści od społecznych przewrotów wymachiwali sztandarami liberalnej demokracji, przy wielogłosie haseł w rodzaju: niewidzialna ręka rynku, kapitał nie ma narodowości, pierwszy milion trzeba ukraść. Wszystko odbywało się przy uczestniczącej obecności doradców z brygad Marriotta oraz innych ‘przyjaciół’ z zagranicy, którzy kłębili się w gmachach istotnych dla dobrego interesu ministerstw. Że już o zespołach muzycznych w rodzaju duetu Bagsik-Gąsiorowski czy comba Jankilewicz-Smołokowski nie wspomnę.

Sukces operacji przejmowania majątku narodowego, likwidowania polskiego przemysłu, demontażu armii i utrwalania niesuwerenności, tyle że wobec innych podmiotów zewnętrznych, był możliwy nie tylko dzięki bezzasadnej, cokolwiek dziecięcej ufności społeczeństwa, ale także z powodu braku patriotycznych elit przygotowanych do sprawowania władzy w tych nowych warunkach. Pytanie, czy gdyby nawet te elity istniały, dostałyby szansę podjęcia działań na rzecz uzdrowienia agend państwa i rozwoju gospodarki.

Faktem jest, że w latach 80., gdy Jaruzelski zamroził na osiem lat ozdrowieńcze procesy społeczne, na stypendia do USA wyjeżdżali niemal wyłącznie potomkowie właścicieli PRL. Co gorsza, w wyniku zręcznie przeprowadzonych tzw. przekształceń własnościowych, z udziałem komisji likwidacyjnej RSW, w praktyce został zachowany monopol w mediach, które wytrwale kontynuowały osłonę i wsparcie dla interesów z polską racją stanu niemających nic wspólnego.
 
Szekspir i Hollywood w jednym
III RP trwała, prężąc swe cielsko i raz po raz zionąc ogniem, jak to czynią smoki, przez blisko ćwierćwiecze. Nie pozostawiła po sobie dobrych wspomnień, ani pięknych obrazów, lecz sporo budzącej odrazę brzydoty, której jednak w towarzyszących i sprzyjających smokom mediach próżno by szukać. A przecież mityczna niewidzialna ręka rynku zarządzająca tamtym światkiem miała całkiem ostre pazury: funkcjonariusze z czasów PRL w bankach udzielających kredyty, wszechogarniająca korupcja, selektywne dziennikarstwo śledcze z mentorami ze służb, dilerzy obsługujący mniej czy bardziej artystycznych celebrytów, specjaliści od aranżowanych wypadków drogowych.

Różne odmiany kapitalizmu politycznego, czyli fortuny oligarchów powstające na styku biznes-służby-państwo. Majątki powstające z niczego oraz znikający nagle ich posiadacze, jedno i drugie za sprawą sił bez wątpienia demonicznych... Te najbardziej efektowne zdarzenia gościły oczywiście w mediach, ale jedynie przez chwilę i z reguły bez dostatecznego zgłębienia sprawy. Co poskutkowało tym, że o definitywnym wyjaśnieniu zbrodni i afer, o ukaraniu sprawcy czy sprawców Polacy przestawali już nawet marzyć.

W III RP nie udało się przecież ustalić, ani kto zabił małżeństwo Jaroszewiczów, ani odnaleźć sprawcy śmierci gen. Papały, komendanta głównego policji, wprawdzie już byłego, ale jednak. Dziwny atak serca Michała Falzmanna od FOZZ; zniknięcie dziennikarza Jarosława Ziętary; śmierć szefa NIK Waleriana Pańki; wypadek Marka Karpia, który założył OSW; wypadek-egzekucja europosła Filipa Adwenta; dekapitacja Piotra Głowali.
 
Jeśli dodać do tego krwawe i skuteczne porachunki gangsterów, czy aktywność tzw. seryjnego samobójcy po tragedii smoleńskiej, z którym najprawdopodobniej spotkali się m.in. gen. Petelicki oraz Andrzej Lepper, to widać, że w III RP życiem ludzkim szafowano po szekspirowsku, a krew się lała niczym w Hollywood. Najczęściej zresztą w piątek, bo w weekendy prokuratura nie działała, więc po substancjach ewentualnie zwiotczających mięśnie do poniedziałku nie mogło już być żadnych śladów. A przecież to daleko nie wszystkie z głośnych i niewyjaśnionych przez śledczych przypadków śmierci.
 
Dwudziesta pierwsza trzydzieści siedem
Zaryzykuję jednak tezę, że uogólniony obraz tamtego ćwierćwiecza, czasu pełnego niesprawiedliwości i ludzkiej krzywdy, zbrodni oraz niegodziwości, moralnej degrengolady, upadku obyczajów, a nawet – w subiektywnym odbiorze – zwycięstwa patologii, otrzymał swoistą dokumentację artystyczną, został utrwalony w beletrystyce.

Mam tu na myśli przywołaną w tytule tego tekstu trylogię III RP, na którą – to moja całkiem prywatna inicjatywa – składają się powieści Żywina Rafała Ziemkiewicza, Dziś Stefana Pastuszewskiego i Dolina nicości Bronisława Wildsteina. Książki Ziemkiewicza i Wildsteina wyszły w roku 2008, prozę Pastuszewskiego wydano dwa lata później. Wszyscy trzej pisali jednak niezależnie od siebie, w żaden sposób swych twórczych zamierzeń nie uzgadniając. Postaci z ich powieści, poza retrospektywnym wątkiem w Dolinie nicości, działają w tym samym (mniej więcej) czasie, toteż ta trzyczęściowa opowieść o Polsce z przełomu wieków nie jest bynajmniej diachroniczna, jak klasyczna trylogia, lecz raczej synchroniczna, niejako trójpoziomowa.

Ziemkiewicz, kotwicząc węzeł fabularny swej interesującej prozy, w zakończonym śmiercią wypadku samochodowym Józefa Żywca, posła Samoobrony, opowiada o Polsce powiatowej w dwadzieścia lat po nominalnym wyjściu z komunizmu. Przeplatając wątek osobistej, ważnej przemiany reportażysty Derechowicza-Ziemkiewicza, z cierpką diagnozą stanu polskiej prowincji, gdzie ludzie w dojmującym poczuciu beznadziei statystują w rozgrywkach kilku miejscowych baronów, autor Żywiny, oprócz fikcji fabularnej dostarcza czytelnikom rzetelnego opisu współczesności, co w dzisiejszej praktyce literackiej bynajmniej nie jest regułą.

Ziemkiewicz, misternie splatając wątki, uprawdopodabniając motywacje zachowań, również w przypadku postaci dalszego planu, podejmuje refleksję nad egzystencjalnym oraz metafizycznym wymiarem polskiego losu. Opłakiwanie Jana Pawła II. Karnawał Solidarności. Konstytucja 3-go Maja. Obrona Częstochowy… Chwile narodowych i religijnych uniesień, pamięć zwycięstw, które pozwalają oswoić małość posła Żywiny, znieść diaboliczność byłego esbeka Pasztelana, zapanować nad własnymi słabościami, nie eliminując przecież licznych dręczących rozterek. I nie uchylając bynajmniej odważnych pytań.

Co się stało z ludźmi dawnej Solidarności, że nie potrafili upilnować pięknego sierpniowego zwycięstwa? Dlaczego lokalny działacz Bernaś dostał udaru po opublikowaniu tzw. listy Wildsteina? I co naprawdę spowodowało, że pewnego kwietniowego wieczoru, trochę po wpół do dziesiątej, Radek Derechowicz wyszedł z groźnego wypadku właściwie bez szwanku?
 
Gdzie zapadają decyzje strategiczne
Żywina Ziemkiewicza, literacko może subtelniejsza, była portretem Polski powiatowej, natomiast powieść Pastuszewskiego, dziennikarza, solidarnościowca, posła na Sejm I kadencji i polityka – świetnie skonstruowana, intelektualnie przenikliwa, z pewnymi innowacjami formalnymi – konkretyzuje „układ miejski” na poziomie województwa średniej wielkości.
 
Akcja Dziś Pastuszewskiego rozgrywa się w B., co dzięki postaci autora rozszyfrowujemy jako Bydgoszcz, ale przedstawiony modus operandi władzy oraz tych operatorów, którzy rządzą tutaj naprawdę, można odnieść do wielu innych miejsc. Autor nie pozostawia żadnych wątpliwości: choroba na śmierć trawi dziś całą Polskę... Środki publiczne, które z miejskiej kasy przepływają na konta firm opłacających się największym partiom, zapewniają lokalnym elitom życie w zbytku. Decyzje finansowe przesądzają o być albo nie być. Nominalnie pieniędzmi „rządzi” narcystyczny burmistrz, ale o tym, ile i komu przekazać, decyduje nieformalne środowisko biznesowe, ukryte za szyldem „Loży Lokalnej Przedsiębiorczości”.

Całym tym, pozornie izolowanym układem, dzięki podejmowanym grom operacyjnym, efektywnie sterują ludzie z różnych służb specjalnych, realizując zlecenia swych centrali, no i przy okazji chapiąc dla siebie spory kawałek tortu. Toteż ani Żyd Rafael, faktyczny lider miejscowego biznesu, ani konkurujący z nim przemysłowiec „Szwajcar”, ani tym bardziej zbuntowany dziennikarz Czesław, podejmujący daremne próby kontestacji w imię wartości, o które w latach 80. walczył w Solidarności jego ojciec, lecz dobrze wyszkolona, bezkarna agentura oraz (przynajmniej teoretycznie) ściśle adresowane strumienie pieniędzy kształtują Polskę przełomu wieków. Pytanie jednak, gdzie zapadają decyzje strategiczne.

W świecie, w którym Bernie Madoff jest w stanie oszukańczo zgarniać przez lata miliardy dolarów, nie ma nic za darmo. Nawet szklanki wody w aptece dla brudnej Cyganki z zagranicy... Co najistotniejsze, Stefan Pastuszewski, poeta i prozaik, w te ludzkie marionetki sterowane żądzą władzy, pieniądza, folgujące wszelkim zachciankom swych zmysłów, potrafił tchnąć życie, dlatego jego powieść dobrze się czyta.
 
Gnijąca głowa ryby   
Bronisław Wildstein nagrodzoną Mackiewiczowskim laurem Dolinę nicości, podobnie jak zrobili to Pastuszewski czy Ziemkiewicz, oparł na doświadczeniach własnych, bardzo osobistych, bolesnych. O ile Pastuszewski pozostaje jednak zdystansowany wobec kreowanego przez siebie obrazu Bydgoszczy, a Ziemkiewicz prowadzi żartobliwą grę konwencjami narracyjnymi, o tyle proza Wildsteina, nieco trudna do gatunkowej kwalifikacji, jest pisana bardzo serio. I przypomina rodzący się pod presją emocji pamiętnik, chwilami wręcz dziennik.

Główne dramatis personae Wilczycki, Return, Czułno, Bogatyrowicz to praktykujący i topowi dziennikarze, co nie dziwi, bo powieść Wildsteina rozgrywa się pomiędzy dwiema stołecznymi metropoliami Polski: dawną i nową. Nie dziwi zatem, że Dolina nicości, w zbliżeniu pozwalającym niemal poczuć odór gnicia, ukazuje metaforyczną głowę psującej się ryby.

Gry polityczne i topografia kawiarniano-dziennikarskiej Warszawy, dziś już zresztą niezbyt aktualna. Powrót do Krakowa z lat studiów, do młodzieńczych miłości, literackich fascynacji, wreszcie ideowego knucia, którego zbrodniczy – za sprawą zdrady – finał nawet po latach uruchamia przemożne emocje... Jak trafnie zauważył po ukazaniu się powieści prof. Maciej Urbanowski, partie krakowskie, z nocnym spacerem po mieście włącznie, to najbardziej porywające artystycznie fragmenty książki Wildsteina.

Dolinę nicości można oczywiście czytać jako powieść z kluczem, deszyfrując pierwowzory literackich postaci, ale autorowi szło raczej o przedstawienie realnie działających mechanizmów zdrady, korupcji, kłamstwa, manipulacji” – brzmiała w roku 2009 puenta laudacji, pióra Elżbiety Morawiec.  
 
Udaremnić powrót smoka
Warto wrócić do lektury trylogii III RP. Dlaczego? Bo pokazuje ona, że jesteśmy już dużo dalej niż wtedy, że może opornie, ale jednak wychodzimy z grzęzawiska. Namawiam do lektury tych wszystkich, którzy mają różne, po części słuszne zastrzeżenia do obecnej sytuacji. Ale zachęcam też do tej lektury rządzących dziś Polską. Żeby wiedzieli, że nie wolno im się cofnąć ani o krok. Że w przypadku prawdy żadne ustępstwo nie wchodzi w grę. Że w imię kalkulacji politycznych nie wolno im rezygnować z zasad. Bo to naprawdę grozi recydywą III RP.

Postscriptum
Panie Premierze, w Monachium zachował się Pan znakomicie. Tak, jak trzeba. Nowelizacja ustawy o IPN jest naprawdę niezbędna. Dwaj historycy piszą, że przeszkodzi w badaniach? Ale dotąd przecież Temida nie krępowała Klio. Z jakim skutkiem? Polskie obozy, polski systemowy współudział, polskie sprawstwo... – rozbrzmiewa w świecie kłamliwy refren. Najwyższy czas, żeby położyć temu kres.
 
Waldemar Żyszkiewicz

 

POLECANE
Tȟašúŋke Witkó: Niemcy – najwięksi degeneraci Europy z ostatniej chwili
Tȟašúŋke Witkó: Niemcy – najwięksi degeneraci Europy

Ostatnimi czasy, opinię publiczną w Polsce rozgrzewa głownie konflikt izraelsko-irański, a także działalność ruchu na rzecz ponownego liczenia głosów oddanych w wyborach prezydenckich, któremu patronuje i którego działaniom nadaje ton pewien znany mecenas, obecnie tryskający tężyzną fizyczną, choć – jak wiemy z doniesień medialnych – nie zawsze cieszył się on końskim zdrowiem.

Odszedł, aby podziwiać widok. Tragiczna śmierć Polaka we Włoszech Wiadomości
"Odszedł, aby podziwiać widok". Tragiczna śmierć Polaka we Włoszech

Do tragicznego wypadku doszło w piątek w rejonie Gargnano, miejscowości położonej nad malowniczym jeziorem Garda na północy Włoch. Podczas rowerowej wycieczki z przyjaciółmi zginął 43-letni turysta z Polski.

Putin grozi Ukrainie: „Brudna bomba byłaby ostatnią pomyłką” Wiadomości
Putin grozi Ukrainie: „Brudna bomba byłaby ostatnią pomyłką”

Rosyjski przywódca Władimir Putin oświadczył w piątek podczas Forum Ekonomicznego w Petersburgu, że Rosjanie i Ukraińcy to ten sam lud i w tym sensie "cała Ukraina" należy do Rosji.

Rosyjska „flota cieni” na celowniku Zachodu. Polska dołącza do sojuszu 14 państw z ostatniej chwili
Rosyjska „flota cieni” na celowniku Zachodu. Polska dołącza do sojuszu 14 państw

Czternaście krajów, w tym Polska, zobowiązało się do podjęcia skoordynowanych działań przeciwko rosyjskiej "flocie cieni" operującej na wodach Morza Bałtyckiego i Północnego – poinformowało w piątek brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych.

„Nie mogłabym wtedy spać spokojnie”. Trenerka szczerze o Idze Świątek Wiadomości
„Nie mogłabym wtedy spać spokojnie”. Trenerka szczerze o Idze Świątek

Po rozstaniu Igi Świątek z Tomaszem Wiktorowskim pojawiło się wiele spekulacji, kto mógłby zostać nowym trenerem jednej z najlepszych tenisistek świata. Wśród potencjalnych nazwisk wymieniano także Sandrę Zaniewską - uznaną polską trenerkę, obecnie pracującą z Martą Kostiuk. Sama zainteresowana rozwiała jednak wszelkie wątpliwości.

Znany prezenter w Tańcu z gwiazdami? Padła jasna deklaracja Wiadomości
Znany prezenter w "Tańcu z gwiazdami"? Padła jasna deklaracja

Trwają intensywne przygotowania do kolejnej edycji „Tańca z gwiazdami”. Polsat już kompletuje listę uczestników, a wśród medialnych spekulacji pojawiło się nazwisko Karola Strasburgera. Czy zobaczymy go na parkiecie? Sam zainteresowany nie pozostawia wątpliwości.

3000 PLN. Są pierwsze kary dla autorów niestandardowych protestów wyborczych z ostatniej chwili
3000 PLN. Są pierwsze kary dla autorów "niestandardowych" protestów wyborczych

Sąd Najwyższy proceduje dziesiątki tysięcy protestów wyborczych złożonych przez zwolenników Romana Giertycha. Są już pierwsze kary dla autorów wulgarnych protestów.

„Khatanga” odholowana. Rosyjski wrak po 8 latach zniknął z Portu Gdynia z ostatniej chwili
„Khatanga” odholowana. Rosyjski wrak po 8 latach zniknął z Portu Gdynia

Po ośmiu latach przymusowego postoju w Porcie Gdynia rosyjski zbiornikowiec „Khatanga” został w końcu odholowany. Jak poinformował minister infrastruktury Dariusz Klimczak, jednostka została przygotowana do usunięcia z portu i trafi do zezłomowania w Danii.

Skandaliczna próba profanacji w konkatedrze w Lubaczowie Wiadomości
Skandaliczna próba profanacji w konkatedrze w Lubaczowie

Do szokującego incydentu doszło podczas Mszy świętej w uroczystość Bożego Ciała w konkatedrze w Lubaczowie. W trakcie liturgii agresywny mężczyzna pod wpływem alkoholu wtargnął do prezbiterium i rzucił butelką w stronę tabernakulum, próbując zakłócić przebieg uroczystości.

Akcja przeszukania w klasztorze Dominikanów bezzasadna. Sąd jednoznacznie o działaniach prokuratury pilne
Akcja przeszukania w klasztorze Dominikanów bezzasadna. Sąd jednoznacznie o działaniach prokuratury

W grudniu ub.r. 19 do klasztoru dominikanów w Lublinie wtargnęli uzbrojeni policjanci w kominiarkach, wspomagani przez drony. Funkcjonariusze poszukiwali posła Marcina Romanowskiego, a przeszukanie zostało zlecone przez prokuraturę na podstawie donosu przez niezweryfikowanego anonima.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: O smoku transformacji. Trylogia III RP

III RP trwała przez blisko ćwierćwiecze, prężąc swe cielsko i raz po raz zionąc ogniem, jak to czynią smoki, Nie pozostawiła po sobie dobrych wspomnień, ani pięknych obrazów.
 Waldemar Żyszkiewicz: O smoku transformacji. Trylogia III RP
/ screen YouTube
Wciąż nazbyt powoli, jeśli wziąć pod uwagę oczekiwania Polaków, oraz dość niezdarnie, chwilami chciałoby się powiedzieć, że wręcz ociężale, od jesieni 2015 ruszył jednak proces odzyskiwania polskiego państwa zagarniętego po czerwcowych wyborach w 1989 roku przez wielogłowego smoka tzw. transformacji. Zważywszy na apetyty oraz polonożerstwo tego smoka proces uwalniania się Rzeczypospolitej z opresji nie będzie ani łatwy, ani krótki. Będzie za to wymagał odwagi, determinacji, niezłomności.
 
Jak ukraść państwo
Oczywiście wejście smoka, jak zawsze, odbyło się pod fałszywą flagą. Tym razem, profesjonaliści od społecznych przewrotów wymachiwali sztandarami liberalnej demokracji, przy wielogłosie haseł w rodzaju: niewidzialna ręka rynku, kapitał nie ma narodowości, pierwszy milion trzeba ukraść. Wszystko odbywało się przy uczestniczącej obecności doradców z brygad Marriotta oraz innych ‘przyjaciół’ z zagranicy, którzy kłębili się w gmachach istotnych dla dobrego interesu ministerstw. Że już o zespołach muzycznych w rodzaju duetu Bagsik-Gąsiorowski czy comba Jankilewicz-Smołokowski nie wspomnę.

Sukces operacji przejmowania majątku narodowego, likwidowania polskiego przemysłu, demontażu armii i utrwalania niesuwerenności, tyle że wobec innych podmiotów zewnętrznych, był możliwy nie tylko dzięki bezzasadnej, cokolwiek dziecięcej ufności społeczeństwa, ale także z powodu braku patriotycznych elit przygotowanych do sprawowania władzy w tych nowych warunkach. Pytanie, czy gdyby nawet te elity istniały, dostałyby szansę podjęcia działań na rzecz uzdrowienia agend państwa i rozwoju gospodarki.

Faktem jest, że w latach 80., gdy Jaruzelski zamroził na osiem lat ozdrowieńcze procesy społeczne, na stypendia do USA wyjeżdżali niemal wyłącznie potomkowie właścicieli PRL. Co gorsza, w wyniku zręcznie przeprowadzonych tzw. przekształceń własnościowych, z udziałem komisji likwidacyjnej RSW, w praktyce został zachowany monopol w mediach, które wytrwale kontynuowały osłonę i wsparcie dla interesów z polską racją stanu niemających nic wspólnego.
 
Szekspir i Hollywood w jednym
III RP trwała, prężąc swe cielsko i raz po raz zionąc ogniem, jak to czynią smoki, przez blisko ćwierćwiecze. Nie pozostawiła po sobie dobrych wspomnień, ani pięknych obrazów, lecz sporo budzącej odrazę brzydoty, której jednak w towarzyszących i sprzyjających smokom mediach próżno by szukać. A przecież mityczna niewidzialna ręka rynku zarządzająca tamtym światkiem miała całkiem ostre pazury: funkcjonariusze z czasów PRL w bankach udzielających kredyty, wszechogarniająca korupcja, selektywne dziennikarstwo śledcze z mentorami ze służb, dilerzy obsługujący mniej czy bardziej artystycznych celebrytów, specjaliści od aranżowanych wypadków drogowych.

Różne odmiany kapitalizmu politycznego, czyli fortuny oligarchów powstające na styku biznes-służby-państwo. Majątki powstające z niczego oraz znikający nagle ich posiadacze, jedno i drugie za sprawą sił bez wątpienia demonicznych... Te najbardziej efektowne zdarzenia gościły oczywiście w mediach, ale jedynie przez chwilę i z reguły bez dostatecznego zgłębienia sprawy. Co poskutkowało tym, że o definitywnym wyjaśnieniu zbrodni i afer, o ukaraniu sprawcy czy sprawców Polacy przestawali już nawet marzyć.

W III RP nie udało się przecież ustalić, ani kto zabił małżeństwo Jaroszewiczów, ani odnaleźć sprawcy śmierci gen. Papały, komendanta głównego policji, wprawdzie już byłego, ale jednak. Dziwny atak serca Michała Falzmanna od FOZZ; zniknięcie dziennikarza Jarosława Ziętary; śmierć szefa NIK Waleriana Pańki; wypadek Marka Karpia, który założył OSW; wypadek-egzekucja europosła Filipa Adwenta; dekapitacja Piotra Głowali.
 
Jeśli dodać do tego krwawe i skuteczne porachunki gangsterów, czy aktywność tzw. seryjnego samobójcy po tragedii smoleńskiej, z którym najprawdopodobniej spotkali się m.in. gen. Petelicki oraz Andrzej Lepper, to widać, że w III RP życiem ludzkim szafowano po szekspirowsku, a krew się lała niczym w Hollywood. Najczęściej zresztą w piątek, bo w weekendy prokuratura nie działała, więc po substancjach ewentualnie zwiotczających mięśnie do poniedziałku nie mogło już być żadnych śladów. A przecież to daleko nie wszystkie z głośnych i niewyjaśnionych przez śledczych przypadków śmierci.
 
Dwudziesta pierwsza trzydzieści siedem
Zaryzykuję jednak tezę, że uogólniony obraz tamtego ćwierćwiecza, czasu pełnego niesprawiedliwości i ludzkiej krzywdy, zbrodni oraz niegodziwości, moralnej degrengolady, upadku obyczajów, a nawet – w subiektywnym odbiorze – zwycięstwa patologii, otrzymał swoistą dokumentację artystyczną, został utrwalony w beletrystyce.

Mam tu na myśli przywołaną w tytule tego tekstu trylogię III RP, na którą – to moja całkiem prywatna inicjatywa – składają się powieści Żywina Rafała Ziemkiewicza, Dziś Stefana Pastuszewskiego i Dolina nicości Bronisława Wildsteina. Książki Ziemkiewicza i Wildsteina wyszły w roku 2008, prozę Pastuszewskiego wydano dwa lata później. Wszyscy trzej pisali jednak niezależnie od siebie, w żaden sposób swych twórczych zamierzeń nie uzgadniając. Postaci z ich powieści, poza retrospektywnym wątkiem w Dolinie nicości, działają w tym samym (mniej więcej) czasie, toteż ta trzyczęściowa opowieść o Polsce z przełomu wieków nie jest bynajmniej diachroniczna, jak klasyczna trylogia, lecz raczej synchroniczna, niejako trójpoziomowa.

Ziemkiewicz, kotwicząc węzeł fabularny swej interesującej prozy, w zakończonym śmiercią wypadku samochodowym Józefa Żywca, posła Samoobrony, opowiada o Polsce powiatowej w dwadzieścia lat po nominalnym wyjściu z komunizmu. Przeplatając wątek osobistej, ważnej przemiany reportażysty Derechowicza-Ziemkiewicza, z cierpką diagnozą stanu polskiej prowincji, gdzie ludzie w dojmującym poczuciu beznadziei statystują w rozgrywkach kilku miejscowych baronów, autor Żywiny, oprócz fikcji fabularnej dostarcza czytelnikom rzetelnego opisu współczesności, co w dzisiejszej praktyce literackiej bynajmniej nie jest regułą.

Ziemkiewicz, misternie splatając wątki, uprawdopodabniając motywacje zachowań, również w przypadku postaci dalszego planu, podejmuje refleksję nad egzystencjalnym oraz metafizycznym wymiarem polskiego losu. Opłakiwanie Jana Pawła II. Karnawał Solidarności. Konstytucja 3-go Maja. Obrona Częstochowy… Chwile narodowych i religijnych uniesień, pamięć zwycięstw, które pozwalają oswoić małość posła Żywiny, znieść diaboliczność byłego esbeka Pasztelana, zapanować nad własnymi słabościami, nie eliminując przecież licznych dręczących rozterek. I nie uchylając bynajmniej odważnych pytań.

Co się stało z ludźmi dawnej Solidarności, że nie potrafili upilnować pięknego sierpniowego zwycięstwa? Dlaczego lokalny działacz Bernaś dostał udaru po opublikowaniu tzw. listy Wildsteina? I co naprawdę spowodowało, że pewnego kwietniowego wieczoru, trochę po wpół do dziesiątej, Radek Derechowicz wyszedł z groźnego wypadku właściwie bez szwanku?
 
Gdzie zapadają decyzje strategiczne
Żywina Ziemkiewicza, literacko może subtelniejsza, była portretem Polski powiatowej, natomiast powieść Pastuszewskiego, dziennikarza, solidarnościowca, posła na Sejm I kadencji i polityka – świetnie skonstruowana, intelektualnie przenikliwa, z pewnymi innowacjami formalnymi – konkretyzuje „układ miejski” na poziomie województwa średniej wielkości.
 
Akcja Dziś Pastuszewskiego rozgrywa się w B., co dzięki postaci autora rozszyfrowujemy jako Bydgoszcz, ale przedstawiony modus operandi władzy oraz tych operatorów, którzy rządzą tutaj naprawdę, można odnieść do wielu innych miejsc. Autor nie pozostawia żadnych wątpliwości: choroba na śmierć trawi dziś całą Polskę... Środki publiczne, które z miejskiej kasy przepływają na konta firm opłacających się największym partiom, zapewniają lokalnym elitom życie w zbytku. Decyzje finansowe przesądzają o być albo nie być. Nominalnie pieniędzmi „rządzi” narcystyczny burmistrz, ale o tym, ile i komu przekazać, decyduje nieformalne środowisko biznesowe, ukryte za szyldem „Loży Lokalnej Przedsiębiorczości”.

Całym tym, pozornie izolowanym układem, dzięki podejmowanym grom operacyjnym, efektywnie sterują ludzie z różnych służb specjalnych, realizując zlecenia swych centrali, no i przy okazji chapiąc dla siebie spory kawałek tortu. Toteż ani Żyd Rafael, faktyczny lider miejscowego biznesu, ani konkurujący z nim przemysłowiec „Szwajcar”, ani tym bardziej zbuntowany dziennikarz Czesław, podejmujący daremne próby kontestacji w imię wartości, o które w latach 80. walczył w Solidarności jego ojciec, lecz dobrze wyszkolona, bezkarna agentura oraz (przynajmniej teoretycznie) ściśle adresowane strumienie pieniędzy kształtują Polskę przełomu wieków. Pytanie jednak, gdzie zapadają decyzje strategiczne.

W świecie, w którym Bernie Madoff jest w stanie oszukańczo zgarniać przez lata miliardy dolarów, nie ma nic za darmo. Nawet szklanki wody w aptece dla brudnej Cyganki z zagranicy... Co najistotniejsze, Stefan Pastuszewski, poeta i prozaik, w te ludzkie marionetki sterowane żądzą władzy, pieniądza, folgujące wszelkim zachciankom swych zmysłów, potrafił tchnąć życie, dlatego jego powieść dobrze się czyta.
 
Gnijąca głowa ryby   
Bronisław Wildstein nagrodzoną Mackiewiczowskim laurem Dolinę nicości, podobnie jak zrobili to Pastuszewski czy Ziemkiewicz, oparł na doświadczeniach własnych, bardzo osobistych, bolesnych. O ile Pastuszewski pozostaje jednak zdystansowany wobec kreowanego przez siebie obrazu Bydgoszczy, a Ziemkiewicz prowadzi żartobliwą grę konwencjami narracyjnymi, o tyle proza Wildsteina, nieco trudna do gatunkowej kwalifikacji, jest pisana bardzo serio. I przypomina rodzący się pod presją emocji pamiętnik, chwilami wręcz dziennik.

Główne dramatis personae Wilczycki, Return, Czułno, Bogatyrowicz to praktykujący i topowi dziennikarze, co nie dziwi, bo powieść Wildsteina rozgrywa się pomiędzy dwiema stołecznymi metropoliami Polski: dawną i nową. Nie dziwi zatem, że Dolina nicości, w zbliżeniu pozwalającym niemal poczuć odór gnicia, ukazuje metaforyczną głowę psującej się ryby.

Gry polityczne i topografia kawiarniano-dziennikarskiej Warszawy, dziś już zresztą niezbyt aktualna. Powrót do Krakowa z lat studiów, do młodzieńczych miłości, literackich fascynacji, wreszcie ideowego knucia, którego zbrodniczy – za sprawą zdrady – finał nawet po latach uruchamia przemożne emocje... Jak trafnie zauważył po ukazaniu się powieści prof. Maciej Urbanowski, partie krakowskie, z nocnym spacerem po mieście włącznie, to najbardziej porywające artystycznie fragmenty książki Wildsteina.

Dolinę nicości można oczywiście czytać jako powieść z kluczem, deszyfrując pierwowzory literackich postaci, ale autorowi szło raczej o przedstawienie realnie działających mechanizmów zdrady, korupcji, kłamstwa, manipulacji” – brzmiała w roku 2009 puenta laudacji, pióra Elżbiety Morawiec.  
 
Udaremnić powrót smoka
Warto wrócić do lektury trylogii III RP. Dlaczego? Bo pokazuje ona, że jesteśmy już dużo dalej niż wtedy, że może opornie, ale jednak wychodzimy z grzęzawiska. Namawiam do lektury tych wszystkich, którzy mają różne, po części słuszne zastrzeżenia do obecnej sytuacji. Ale zachęcam też do tej lektury rządzących dziś Polską. Żeby wiedzieli, że nie wolno im się cofnąć ani o krok. Że w przypadku prawdy żadne ustępstwo nie wchodzi w grę. Że w imię kalkulacji politycznych nie wolno im rezygnować z zasad. Bo to naprawdę grozi recydywą III RP.

Postscriptum
Panie Premierze, w Monachium zachował się Pan znakomicie. Tak, jak trzeba. Nowelizacja ustawy o IPN jest naprawdę niezbędna. Dwaj historycy piszą, że przeszkodzi w badaniach? Ale dotąd przecież Temida nie krępowała Klio. Z jakim skutkiem? Polskie obozy, polski systemowy współudział, polskie sprawstwo... – rozbrzmiewa w świecie kłamliwy refren. Najwyższy czas, żeby położyć temu kres.
 
Waldemar Żyszkiewicz


 

Polecane
Emerytury
Stażowe