Ideologizacja europarlamentu i rekordowa absencja wyborcza w Polsce

Gdy zaczynałem pierwszą kadencję 2004-09, więcej tam mówiło się o gospodarce. W tej, która się kończy 2014-19 częściej europarlamentarzyści częściej forsują swoje, zwykle lewicowe czy liberalne, ideologie, koncentrują swoje wysiłki, żeby wpisywać do rezolucji i dyrektyw sprawy natury moralnej czy obyczajowej, które z podejmowanymi tematami nie mają żadnego związku. A przecież powinno chodzić o konkretne, gospodarcze sprawy. Zabiegam zawsze o to, żeby gdy pojawia się kwestia pomocy rozwojowej – a państwa Unii mają obowiązek jej udzielać w wysokości do 1 proc budżetu – partnerami Polski w tej kwestii nie stawały się kraje Afryki, gdzie nie mamy swoich interesów, tylko państwa powstałe po rozpadzie ZSRR, gdzie nie tylko mamy swoje cele, kontakty i interesy, ale również skupiska Polaków, o których trzeba zadbać, potomków wywiezionych mieszkańców Kresów.

Proponuje lekturę wywiadu, którego udzieliłem po raz pierwszy dla portalu  wio.waw.pl. Rozszyfrujmy skrót: „wio” – nie jest bynajmniej w tym kontekście okrzykiem do konia, tylko skrótem od „Warszawa i okolice”.  Moją debiutancką rozmowę dla tego medium prowadził redaktor Łukasz Warzecha.  

 

W Parlamencie Europejskim zasiada Pan od 15 lat. W polityce 15 lat oznacza spory czas i okazję do porównań? 

- W tym roku obchodzimy 30 rocznicę wolnych wyborów do Senatu i częściowo wolnych do Sejmu. Z kolei ten czas można podzielić na dwa okresy po piętnaście lat każdy. W pierwszym z nich Polska aspirowała najpierw do członkostwa w Unii Europejskiej, potem dopiero do NATO – przyjęto bowiem błędne założenie, że Rosja będzie skutecznie blokować wejście dawnych państw socjalistycznych do Sojuszu. Nie okazało się ono trafne: wstąpiliśmy do NATO w 1999 roku, a do Unii dopiero pięć lat później. O tym teraz się nie mówi, ale elity III RP przyjęły też kolejne błędne założenie, że akcesja do UE nastąpi w 2000 roku. Właśnie ta data powtarzała się w negocjacjach. Gdy w 1997 r. prezydent Francji Jacques Chirac ją potwierdził w przemówieniu w polskim Sejmie – zapanował entuzjazm. W tym czasie byłem eurorealistą. Studziłem emocje, że w polityce -międzynarodowej także- różne rzeczy się mówi w kategoriach obietnic. Strona polska popełniła w negocjacjach błąd, bo zakładając ten 2000 rok jako pewnik zniosła jednostronnie bariery celne. Dlatego przez całe 4 lata towary z Unii trafiały tu bez cła, a nasze nie były w Unii obecne na podobnych zasadach. Oznaczało to niekorzystną dla nas asymetrię. Oczywiście nie tylko Polska popełniła błąd w negocjacjach akcesyjnych. Pomyliła się Hiszpania, wstępując do UE w 1986 roku, gdy nie zastrzegła korzystnej dla siebie i swoich rybaków dużej strefy połowowe, tylko mniejsze akweny. Tyle, że Hiszpanie spostrzegli ten błąd i go nadrobili. Po 6 latach zaszantażowali Brukselę, kiedy Polska, Węgry i Czechosłowacja- ta w ostatnim roku istnienia jako jednolite państwo jeszcze razem ze Słowacją- miały podpisać ze Wspólnotami Europejskimi umowę stowarzyszeniową. Hiszpanie po prostu zagrozili, że ją zawetują. Unia musiała im ustąpić w kwestii rybołówstwa, przystać na rozszerzenie ich strefy połowów. To pokazuje, że w Unii trzeba negocjować twardo. 

- Do Unii jednak weszliśmy, nikt tego nie zawetował. Spójrzmy na ten przełomowy 2004 rok i obecny 2019. Jak zmienił się Parlament Europejski przez te 15 lat? 

- Niestety stał się bardziej ideologiczny. Gdy zaczynałem pierwszą kadencję 2004-09, więcej tam mówiło się o gospodarce. W tej, która się kończy 2014-19 częściej europarlamentarzyści częściej forsują swoje, zwykle lewicowe czy liberalne, ideologie, koncentrują swoje wysiłki, żeby wpisywać do rezolucji i dyrektyw sprawy natury moralnej czy obyczajowej, które z podejmowanymi tematami nie mają żadnego związku. A przecież powinno chodzić o konkretne, gospodarcze sprawy. Zabiegam zawsze o to, żeby gdy pojawia się kwestia pomocy rozwojowej – a państwa Unii mają obowiązek jej udzielać w wysokości do 1 proc budżetu – partnerami Polski w tej kwestii nie stawały się kraje Afryki, gdzie nie mamy swoich interesów, tylko państwa powstałe po rozpadzie ZSRR, gdzie nie tylko mamy swoje cele, kontakty i interesy, ale również skupiska Polaków, o których trzeba zadbać, potomków wywiezionych mieszkańców Kresów. 

- A polska reprezentacja w Brukseli i Strasburgu, jak ona się zmieniała? 

- Ciekawe, że w pierwszej kadencji, w której w europarlamencie zasiedliśmy, posłowie z Polski głosowali ponad krajowymi podziałami, tak żeby było to jak najbardziej korzystne dla Polski. Wtedy graliśmy w jednej drużynie. Teraz eksportuje się krajowe spory do Brukseli, do Strasburga. Gdy europosłowie PiS zorganizowali konferencję w sprawie niemieckich odszkodowań dla Polski – nie zjawili się na niej europosłowie z opozycyjnych ugrupowań. Kiedy na ten sam temat konferencję przygotowali Grecy – wzięli w niej udział wszyscy ich eurodeputowani od lewicowej Syrizy po skrajna prawicę. Znajduję też drugi przykład: opozycja z Polski atakuje na forum europarlamentu rząd Rzeczypospolitej, a podczas debaty w PE o sytuacji w Czechach czescy eurodeputowani opozycyjni nie krytykowali premiera Andreja Babisa - bo owszem, ostro go zwalczają, ale tylko w kraju, nie w Brukseli czy Strasburgu. 

- Jakie trwałe zmiany zaznaczyły się na forum europarlamentu? 

- Zmieniło się podejście do państwa Izrael. W pierwszej mojej kadencji obserwowałem, że dominuje poparcie, potem nastąpiło ochłodzenie. Nie ma to związku ze sposobem, w jaki władze izraelskie traktują Palestyńczyków, bo ten się nie zmienił. Wzrosła natomiast liczba muzułmańskich wyborców w krajach Zachodu i rządy tych państw i sami eurodeputowani zaczęli się bardziej z ich zdaniem liczyć. 

- Cały czas rozmawiamy o ważnych sprawach, którymi europarlament się zajmuje. Dlaczego Polacy nie głosują w wyborach do Parlamentu Europejskiego choćby równie chętnie jak w parlamentarnych lub prezydenckich, tylko frekwencja okazuje się najniższa, zawsze poniżej 25 proc? 

 - Nie usprawiedliwiam oczywiście faktu, że Polacy nie doceniają ważności tych wyborów, tylko informuję, że jest to problem całej Unii. Niestety, Polska wraz z Litwą i Słowacją zalicza się do trzech państw, w których frekwencja do europarlamentu jest najniższa. Ale problem mają też inni, wszędzie uczestnictwo w krajowych wyborach – parlamentarnych lub prezydenckich - tam gdzie one są, bo przypomnę, że w UE mamy 7 królestw - okazuje się bardziej masowe niż w europejskich. Sporo Polaków uważa, że to wybory „egzotyczne”, dotyczące spraw, które toczą się daleko. Do nich również kieruję swój apel: idźmy i głosujmy 26 maja w wyborach do Parlamentu Europejskiego. O trzech czwartych polskiego ustawodawstwa decyduje się już teraz przecież w Brukseli i Strasburgu i obojętnie jak ten fakt oceniamy-jest on rzeczywistością . Poza tym za 10 lat Polska stanie się w Unii płatnikiem netto, czyli do kasy w Brukseli zacznie wpłacać więcej, niż z niej będzie brać . Dlatego wykorzystajmy maksymalnie dla Polski czas, jaki nam do tego momentu pozostał. W drugiej połowie 2020 roku zapadną decyzje dotyczące ostatniego budżetu, którego będziemy beneficjantami. Nie wolno tej szansy zmarnować. Dziwię się, że na razie Komisja Europejska z panią komisarz Elżbieta Bieńkowska (PO) w składzie przedstawiła bardzo niekorzystny dla nas projekt, zakładający przesunięcie środków nie tylko z Polski, ale i z całego naszego regionu na rzecz Europy Południowej, a nawet najbogatszej: Europy Północnej. Ten projekt Komisji, w tym byłej wicepremier Bieńkowskiej zakłada „rozsmarowanie” środków budżetowych tak, żeby większa niż dotąd ich część trafiła do najbogatszych państw. Dlatego właśnie powtarzam: idźmy i głosujmy. Pójdźmy na wybory i spowodujmy wybór takich polityków, którzy dzięki swojemu doświadczeniu i patriotyzmowi zmienia niekorzystny dla Polski unijny budżet. 

 - Wierzy Pan, że to się uda? 

- Tak. Ale muszę dodać jedna uwagę. Otóż w XXI wieku drogowskazem w polityce na forum europejskim są dalej, jak kiedyś, interesy państw i narodów- a nie organizacji międzynarodowych! Dlatego proponuję: spierajmy się ostro w kraju, ale wspólnie walczmy o polskie interesy w strukturach międzynarodowych. Wykorzystajmy Parlament Europejski do przeforsowania najkorzystniejszych dla Polski rozwiązań. 

 


 

POLECANE
KE przyspiesza ws. Mercosur? Jacek Saryusz-Wolski alarmuje z ostatniej chwili
KE przyspiesza ws. Mercosur? Jacek Saryusz-Wolski alarmuje

"Komisja Europejska planuje w przyszłym tygodniu w środę 3 września przedstawić tekst dwóch porozumień handlowych z Mercosurem i Meksykiem, rozpoczynając proces ratyfikacji" – alarmuje były europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski.

Komunikat dla mieszkańców Katowic z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Katowic

Trwa remont cząstkowy fragmentu ul. Poniatowskiego w centrum Katowic. Prace obejmują wymianę nawierzchni asfaltowej na odcinku od ul. Mikołowskiej do ul. Głowackiego – informuje miasto Katowice.

Drastyczny wzrost cen ogrzewania. Ponad 600 zł więcej z ostatniej chwili
Drastyczny wzrost cen ogrzewania. "Ponad 600 zł więcej"

Mieszkańcy Rudy Śląskiej dostają pisma o wzroście opłat za ciepło nawet o 90 proc. Powodem wzrostu opłat jest zakończenie rządowego mechanizmu dopłat z dniem 1 lipca 2025 r.

Katastrofa F-16 w Radomiu. Odnaleziono kamerę z ostatniej chwili
Katastrofa F-16 w Radomiu. Odnaleziono kamerę

– Na miejscu wypadku samolotu F-16 odnaleziona została kamera; najprawdopodobniej należała do pilota, który zginął w czwartkowej katastrofie – przekazał PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Antoni Skiba.

Sawicki wbija szpilę Hołowni: Nie potrafi dobierać ludzi z ostatniej chwili
Sawicki wbija szpilę Hołowni: "Nie potrafi dobierać ludzi"

– Pani Cienkowska, podobnie jak inne panie z Polski 2050 pełniące funkcje ministerialne, powinny podać się do dymisji i zrezygnować z pełnienia swoich funkcji – stwierdził w rozmowie z "Super Expressem" poseł PSL Marek Sawicki.

TVN24 ujawnił nagrania rzekomo z katastrofy F-16 w Radomiu. Jest reakcja prokuratury z ostatniej chwili
TVN24 ujawnił nagrania rzekomo z katastrofy F-16 w Radomiu. Jest reakcja prokuratury

Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie potwierdza autentyczności nagrań z Radomia ujawnionych w sobotę przez TVN24.

Wyłączenia prądu w Łodzi. Ważny komunikat dla mieszkańców z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu w Łodzi. Ważny komunikat dla mieszkańców

Operator energetyczny zapowiedział kolejne przerwy w dostawie prądu na terenie Łodzi. Wyłączenia rozpoczną się od 1 września 2025 r. i obejmą różne dzielnice miasta. Sprawdź, czy twój adres znajduje się na liście.

Kanał Zero stara się o koncesję telewizyjną. Stanowski zabrał głos z ostatniej chwili
Kanał Zero stara się o koncesję telewizyjną. Stanowski zabrał głos

Kanał Zero wystąpił do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o przyznanie koncesji telewizyjnej – poinformował w piątek serwis press.pl. W sobotę informacje potwierdził Krzysztof Stanowski, założyciel Kanału Zero.

Zakaz debat o imigracji w niemieckim mieście tylko u nas
Zakaz debat o imigracji w niemieckim mieście

W przededniu wyborów samorządowych w Nadrenii Północnej-Westfalii, które odbędą się 14 września 2025 roku, Kolonia stała się areną gorącej debaty politycznej. Siedem partii – CDU, SPD, Zieloni, FDP, Lewica, Volt oraz Die Partei – podpisało tzw. „Porozumienie o uczciwości” (Fairness-Abkommen), zainicjowane przez stowarzyszenie „Koloński Okrągły Stół na rzecz Integracji”.

Afera czołgowa w MON. Mariusz Błaszczak złożył wniosek do prokuratury z ostatniej chwili
"Afera czołgowa" w MON. Mariusz Błaszczak złożył wniosek do prokuratury

Przekazanie sprawnego czołgu swojemu współpracownikowi i znajomemu, to skandaliczne nadużycie uprawnień; kieruję wniosek do prokuratury wobec wiceszefa MON Pawła Bejdy - zapowiedział szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, odnosząc się do artykułu Onetu. W odpowiedzi wiceminister Bejda podkreśla, że czołg został w 2016 r. wycofany z użycia.

REKLAMA

Ideologizacja europarlamentu i rekordowa absencja wyborcza w Polsce

Gdy zaczynałem pierwszą kadencję 2004-09, więcej tam mówiło się o gospodarce. W tej, która się kończy 2014-19 częściej europarlamentarzyści częściej forsują swoje, zwykle lewicowe czy liberalne, ideologie, koncentrują swoje wysiłki, żeby wpisywać do rezolucji i dyrektyw sprawy natury moralnej czy obyczajowej, które z podejmowanymi tematami nie mają żadnego związku. A przecież powinno chodzić o konkretne, gospodarcze sprawy. Zabiegam zawsze o to, żeby gdy pojawia się kwestia pomocy rozwojowej – a państwa Unii mają obowiązek jej udzielać w wysokości do 1 proc budżetu – partnerami Polski w tej kwestii nie stawały się kraje Afryki, gdzie nie mamy swoich interesów, tylko państwa powstałe po rozpadzie ZSRR, gdzie nie tylko mamy swoje cele, kontakty i interesy, ale również skupiska Polaków, o których trzeba zadbać, potomków wywiezionych mieszkańców Kresów.

Proponuje lekturę wywiadu, którego udzieliłem po raz pierwszy dla portalu  wio.waw.pl. Rozszyfrujmy skrót: „wio” – nie jest bynajmniej w tym kontekście okrzykiem do konia, tylko skrótem od „Warszawa i okolice”.  Moją debiutancką rozmowę dla tego medium prowadził redaktor Łukasz Warzecha.  

 

W Parlamencie Europejskim zasiada Pan od 15 lat. W polityce 15 lat oznacza spory czas i okazję do porównań? 

- W tym roku obchodzimy 30 rocznicę wolnych wyborów do Senatu i częściowo wolnych do Sejmu. Z kolei ten czas można podzielić na dwa okresy po piętnaście lat każdy. W pierwszym z nich Polska aspirowała najpierw do członkostwa w Unii Europejskiej, potem dopiero do NATO – przyjęto bowiem błędne założenie, że Rosja będzie skutecznie blokować wejście dawnych państw socjalistycznych do Sojuszu. Nie okazało się ono trafne: wstąpiliśmy do NATO w 1999 roku, a do Unii dopiero pięć lat później. O tym teraz się nie mówi, ale elity III RP przyjęły też kolejne błędne założenie, że akcesja do UE nastąpi w 2000 roku. Właśnie ta data powtarzała się w negocjacjach. Gdy w 1997 r. prezydent Francji Jacques Chirac ją potwierdził w przemówieniu w polskim Sejmie – zapanował entuzjazm. W tym czasie byłem eurorealistą. Studziłem emocje, że w polityce -międzynarodowej także- różne rzeczy się mówi w kategoriach obietnic. Strona polska popełniła w negocjacjach błąd, bo zakładając ten 2000 rok jako pewnik zniosła jednostronnie bariery celne. Dlatego przez całe 4 lata towary z Unii trafiały tu bez cła, a nasze nie były w Unii obecne na podobnych zasadach. Oznaczało to niekorzystną dla nas asymetrię. Oczywiście nie tylko Polska popełniła błąd w negocjacjach akcesyjnych. Pomyliła się Hiszpania, wstępując do UE w 1986 roku, gdy nie zastrzegła korzystnej dla siebie i swoich rybaków dużej strefy połowowe, tylko mniejsze akweny. Tyle, że Hiszpanie spostrzegli ten błąd i go nadrobili. Po 6 latach zaszantażowali Brukselę, kiedy Polska, Węgry i Czechosłowacja- ta w ostatnim roku istnienia jako jednolite państwo jeszcze razem ze Słowacją- miały podpisać ze Wspólnotami Europejskimi umowę stowarzyszeniową. Hiszpanie po prostu zagrozili, że ją zawetują. Unia musiała im ustąpić w kwestii rybołówstwa, przystać na rozszerzenie ich strefy połowów. To pokazuje, że w Unii trzeba negocjować twardo. 

- Do Unii jednak weszliśmy, nikt tego nie zawetował. Spójrzmy na ten przełomowy 2004 rok i obecny 2019. Jak zmienił się Parlament Europejski przez te 15 lat? 

- Niestety stał się bardziej ideologiczny. Gdy zaczynałem pierwszą kadencję 2004-09, więcej tam mówiło się o gospodarce. W tej, która się kończy 2014-19 częściej europarlamentarzyści częściej forsują swoje, zwykle lewicowe czy liberalne, ideologie, koncentrują swoje wysiłki, żeby wpisywać do rezolucji i dyrektyw sprawy natury moralnej czy obyczajowej, które z podejmowanymi tematami nie mają żadnego związku. A przecież powinno chodzić o konkretne, gospodarcze sprawy. Zabiegam zawsze o to, żeby gdy pojawia się kwestia pomocy rozwojowej – a państwa Unii mają obowiązek jej udzielać w wysokości do 1 proc budżetu – partnerami Polski w tej kwestii nie stawały się kraje Afryki, gdzie nie mamy swoich interesów, tylko państwa powstałe po rozpadzie ZSRR, gdzie nie tylko mamy swoje cele, kontakty i interesy, ale również skupiska Polaków, o których trzeba zadbać, potomków wywiezionych mieszkańców Kresów. 

- A polska reprezentacja w Brukseli i Strasburgu, jak ona się zmieniała? 

- Ciekawe, że w pierwszej kadencji, w której w europarlamencie zasiedliśmy, posłowie z Polski głosowali ponad krajowymi podziałami, tak żeby było to jak najbardziej korzystne dla Polski. Wtedy graliśmy w jednej drużynie. Teraz eksportuje się krajowe spory do Brukseli, do Strasburga. Gdy europosłowie PiS zorganizowali konferencję w sprawie niemieckich odszkodowań dla Polski – nie zjawili się na niej europosłowie z opozycyjnych ugrupowań. Kiedy na ten sam temat konferencję przygotowali Grecy – wzięli w niej udział wszyscy ich eurodeputowani od lewicowej Syrizy po skrajna prawicę. Znajduję też drugi przykład: opozycja z Polski atakuje na forum europarlamentu rząd Rzeczypospolitej, a podczas debaty w PE o sytuacji w Czechach czescy eurodeputowani opozycyjni nie krytykowali premiera Andreja Babisa - bo owszem, ostro go zwalczają, ale tylko w kraju, nie w Brukseli czy Strasburgu. 

- Jakie trwałe zmiany zaznaczyły się na forum europarlamentu? 

- Zmieniło się podejście do państwa Izrael. W pierwszej mojej kadencji obserwowałem, że dominuje poparcie, potem nastąpiło ochłodzenie. Nie ma to związku ze sposobem, w jaki władze izraelskie traktują Palestyńczyków, bo ten się nie zmienił. Wzrosła natomiast liczba muzułmańskich wyborców w krajach Zachodu i rządy tych państw i sami eurodeputowani zaczęli się bardziej z ich zdaniem liczyć. 

- Cały czas rozmawiamy o ważnych sprawach, którymi europarlament się zajmuje. Dlaczego Polacy nie głosują w wyborach do Parlamentu Europejskiego choćby równie chętnie jak w parlamentarnych lub prezydenckich, tylko frekwencja okazuje się najniższa, zawsze poniżej 25 proc? 

 - Nie usprawiedliwiam oczywiście faktu, że Polacy nie doceniają ważności tych wyborów, tylko informuję, że jest to problem całej Unii. Niestety, Polska wraz z Litwą i Słowacją zalicza się do trzech państw, w których frekwencja do europarlamentu jest najniższa. Ale problem mają też inni, wszędzie uczestnictwo w krajowych wyborach – parlamentarnych lub prezydenckich - tam gdzie one są, bo przypomnę, że w UE mamy 7 królestw - okazuje się bardziej masowe niż w europejskich. Sporo Polaków uważa, że to wybory „egzotyczne”, dotyczące spraw, które toczą się daleko. Do nich również kieruję swój apel: idźmy i głosujmy 26 maja w wyborach do Parlamentu Europejskiego. O trzech czwartych polskiego ustawodawstwa decyduje się już teraz przecież w Brukseli i Strasburgu i obojętnie jak ten fakt oceniamy-jest on rzeczywistością . Poza tym za 10 lat Polska stanie się w Unii płatnikiem netto, czyli do kasy w Brukseli zacznie wpłacać więcej, niż z niej będzie brać . Dlatego wykorzystajmy maksymalnie dla Polski czas, jaki nam do tego momentu pozostał. W drugiej połowie 2020 roku zapadną decyzje dotyczące ostatniego budżetu, którego będziemy beneficjantami. Nie wolno tej szansy zmarnować. Dziwię się, że na razie Komisja Europejska z panią komisarz Elżbieta Bieńkowska (PO) w składzie przedstawiła bardzo niekorzystny dla nas projekt, zakładający przesunięcie środków nie tylko z Polski, ale i z całego naszego regionu na rzecz Europy Południowej, a nawet najbogatszej: Europy Północnej. Ten projekt Komisji, w tym byłej wicepremier Bieńkowskiej zakłada „rozsmarowanie” środków budżetowych tak, żeby większa niż dotąd ich część trafiła do najbogatszych państw. Dlatego właśnie powtarzam: idźmy i głosujmy. Pójdźmy na wybory i spowodujmy wybór takich polityków, którzy dzięki swojemu doświadczeniu i patriotyzmowi zmienia niekorzystny dla Polski unijny budżet. 

 - Wierzy Pan, że to się uda? 

- Tak. Ale muszę dodać jedna uwagę. Otóż w XXI wieku drogowskazem w polityce na forum europejskim są dalej, jak kiedyś, interesy państw i narodów- a nie organizacji międzynarodowych! Dlatego proponuję: spierajmy się ostro w kraju, ale wspólnie walczmy o polskie interesy w strukturach międzynarodowych. Wykorzystajmy Parlament Europejski do przeforsowania najkorzystniejszych dla Polski rozwiązań. 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe