Ryszard Czarnecki: Polityka nad modrym Dunajem

O Austrii znów głośno. Podobnie było, gdy wybory do parlamentu w Wiedniu wygrała Austriacka Partia Ludowa kierowana przez najmłodszego szefa MSZ w Europie Sebastiana Kurza. Zaraz potem został on najmłodszym premierem. Miał wtedy 31 lat. W tym samym czasie o Austrii było jeszcze głośniej z innego powodu: partia antyimigracyjna i antyunijna – jak to określał europejski establishment – czyli Wolnościowcy, weszła w skład rządu w Wiedniu.
 Ryszard Czarnecki: Polityka nad modrym Dunajem
/ pixabay.com

To był szok, ponieważ do tej pory na salonach rządowych w Europie takich partii nie goszczono. Wyjątkiem było ugrupowanie Jörga Haidera w 2000 r. w tejże Republice Austriackiej. 

Taktyczni przebierańcy – trend europejski 

Europa się jednak zmieniła: 19 lat temu Austria, po decyzji tych samych ludowców o koalicji z partią Haidera, zaczęła być bojkotowana na forum unijnym. Tym razem – cicho sza! To milczenie Brukseli jest spowodowane nie tylko względami taktycznymi – bez tych głosów chadecja w Wiedniu nie byłaby w stanie rządzić albo zmuszona zostałaby do ponownego utworzenia rządu w ramach tzw. wielkiej koalicji z socjalistami, a to wyborcy już zdecydowanie odrzucali. 

Jednak nie chodzi tu tylko o względy taktyczne, ale też… o podobną retorykę obu partii koalicyjnych tworzących rząd Republiki Austrii. Gdy chodzi o stosunek do imigrantów, szczególnie nielegalnych, ale nie tylko, to i Wolnościowcy, i ludowcy prześcigali się w retoryce antyimigracyjnej, a europejski salon jakoś milczał, bo przecież establishment potrzebował głosów. Zbliżona sytuacja miała miejsce wcześniej w Holandii, gdzie nominalni liberałowie z rządzącej Królestwem Niderlandów partii premiera Marka Ruttego w kampanii wyborczej nagle zaczęli używać retoryki antyimigracyjnej, choć przez cztery lata swoich rządów kreowali politykę otwartych drzwi dla imigrantów, w wielkiej mierze spoza Europy. W ten sposób wygrali po raz drugi wybory, choć odpowiadają za dosłownie wszystkie błędy polityki imigracyjnej tego kraju w ostatnich latach. Jednak w ten sposób zabrali wiatr z politycznych żagli konkurentom z antyimigracyjnej i antyunijnej prawicy. To kolejny spektakularny przykład tego, jak partie euroentuzjastycznego unijnego establishmentu taktycznie, ze względów li tylko wyborczych, przywdziewają eurosceptyczne i imigracyjnosceptyczne szatki. Cel jest jeden: utrzymać władzę. 

Co ciekawe, formacje, które tego nie uczyniły, jak np. włoska lewica ekspremiera Matteo Renziego, musiały oddać ster rządów i odejść. Świadczy to o zmianie nastrojów, jeśli chodzi o stosunek do Unii Europejskiej i imigrantów spoza Europy na całym Starym Kontynencie. 

Wiedeń, wybory i (rzekomo) rosyjskie pieniądze 

Wracając do „naszych baranów” (polityczna poprawność uniemożliwia mi napisanie metaforycznie „austriackich baranów”), to afera z Rosją w tle, która okazała się skądinąd dziennikarską prowokacją, pokazała z jednej strony autentyczną rusofilię części elit nad Dunajem, a z drugiej brak moralnych oporów, jeśli chodzi o branie pieniędzy na działalność publiczną (medialną) od wrogów Zachodu, czyli Moskwy. 

Najmłodszy szef rządu w Europie Sebastian Kurz zrezygnował z funkcji premiera, zgodził się na powołanie technicznego rządu z tymczasowym kanclerzem po to, aby po tym kroku do tyłu zrobić jesienią dwa kroki do przodu. Właśnie jesienią odbędą się wybory do parlamentu w Wiedniu, które zapewne przyniosą jeszcze większy triumf Austriackiej Partii Ludowej. Chadecy ewidentnie skonsumowali w wyniku tej afery część elektoratu Wolnościowców i są zdecydowanym liderem sondaży, a Kurz, jak się wydaje, ma tekę kanclerza Austrii w kieszeni. Świadczą zresztą o tym wyniki wyborów europejskich nad Dunajem, które miały miejsce już po wybuchu owej afery i które partia Kurza zdecydowanie wygrała z 34 proc. poparciem i olbrzymią przewagą nad innymi ugrupowaniami. Ciekawostką jest skądinąd, że bohater austriackiej afery z rosyjskimi pieniędzmi (rzekomymi, jak się okazało) w tle – Heinz-Christian Strache – też w jakimś sensie jest wygranym, bo startując z ostatniego miejsca w wyborach do Parlamentu Europejskiego, w cuglach zdobył mandat. Inna sprawa, że nie wiadomo, czy go obejmie – choć jak pokazuje kazus Roberta Biedronia „z mandatu raz zdobytego się nie rezygnuje”. 

Pierwsi nad Dunajem... 

Słowo o obecnym rządzie Austrii oraz byłym – i zapewne przyszłym – premierze, jak również obecnej pani kanclerz. Otóż Sebastian Kurz był najkrócej urzędującym szefem rządu w historii Republiki Austrii, a odwołanie jego rządu było na dość stabilnej austriackiej scenie politycznej pierwszym udanym przegłosowanym wotum nieufności dla Rady Ministrów. Nowa pani kanclerz Brigitte Bierlein też jest „pierwsza” – jest bowiem pierwszą kobietą na stanowisku kanclerza Austrii. Wcześniej była prezesem austriackiego odpowiednika naszego Trybunału Konstytucyjnego, czyli Sądu Konstytucyjnego. 

Quo vadis, Austrio? 

Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego potwierdziły ogólnoeuropejską tendencję, jeśli chodzi o straty lewicy. Dystans między chadecją a Socjalistyczną Partią Austrii powiększył się do niemal 12 proc. (35,4 do 23,5 proc.). Co prawda socjaliści zachowali tę samą liczbę mandatów, czyli pięć – w sumie Austria ma ich raptem 18 – ale uzyskali poniżej tego, co dawały im uśrednione sondaże za cały 2019 r. (spadek o 2,5 proc. z 26 proc.). Wyraźny wzrost w porównaniu z sondażami (jeszcze bardziej wzmocnili swoją pozycją w Niemczech i Wielkiej Brytanii) zanotowali Zieloni, z których skądinąd wywodzi się prezydent tego państwa, Alexander Van der Bellen. Jego macierzysta formacja z 8 proc. doszła aż do 13,6 proc. A i tak oznaczało to... spadek liczby ich mandatów z trzech do dwóch. Straciła też Wolnościowa Partia Austrii, która wspólnie z socjalistami obaliła rząd Kurza. Miała cztery mandaty, ma ich teraz tylko trzy. Z analizy rezultatów wyborów wynika, że chadecja – co może być odebrane jako swoisty paradoks – pożywiła się zarówno na skrajnej prawicy, zabierając jeden mandat Wolnościowcom, jak i na centrolewie, zabierając jeden mandat Zielonym. 

Dlaczego cały artykuł poświeciłem Austrii? Ponieważ jeszcze niedawno niektórzy prawicowi politycy i dziennikarze dość naiwnie widzieli w tym naddunajskim kraju państwo, które nie tylko poszerzy Grupę Wyszehradzką (!), ale też stanie w jednym antyimigracyjnym szeregu z Polską i krajami nowej Unii. Tymczasem to właśnie rząd w Wiedniu atakował nas na szczytach Unii Europejskiej w kontekście łamania praworządności i opowiadał się za uruchomieniem artykułu 7. Zostawmy złudzenia, zachowując jednocześnie poczucie, że warto obserwować kraj, który leży blisko nas i na pewno ma więcej interesów w naszym regionie niż choćby kraje Europy Południowej.

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (17.06.2019)

 

 

 

 
































 

 

POLECANE
Drony nad Polską. Jest komunikat Sztabu Generalnego z ostatniej chwili
Drony nad Polską. Jest komunikat Sztabu Generalnego

Oficjalnie potwierdzono naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez wojskowe drony. Jest nowy komunikat Sztabu Generalnego

MSWiA: Nie było konieczności wysyłania alertów RCB z ostatniej chwili
MSWiA: Nie było konieczności wysyłania alertów RCB

Państwo w nocy czuwało, czuwało wojsko, MON, MSWiA i wszystkie służby, żeby obywatele mogli spać. Wysłanie komunikatu RCB w nocy lub rankiem, gdy nie było bezpośredniego zagrożenia zdrowia lub życia, spowodowałoby niebywałą panikę - stwierdziła podczas spotkania z dziennikarzami rzecznik MSWiA Karolina Gałecka.

Jeden z dronów uderzył w budynek mieszkalny. Trwa akcja służb z ostatniej chwili
Jeden z dronów uderzył w budynek mieszkalny. Trwa akcja służb

Jeden z dronów, które naruszyły dzisiaj polską przestrzeń powietrzną, uderzył w dom mieszkalny w miejscowości Wyryki w woj. lubelskim. Maszyna uszkodziła dach budynku i samochód stojący nieopodal domu.

Drony nad Polską i uruchomienie art. 4 NATO. Co to oznacza dla Polski? z ostatniej chwili
Drony nad Polską i uruchomienie art. 4 NATO. Co to oznacza dla Polski?

Nocny atak dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną, może mieć poważne konsekwencje polityczne i wojskowe. Premier Donald Tusk poinformował w Sejmie, że Polska uruchamia artykuł 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. Co to właściwie oznacza i jak może wpłynąć na nasze bezpieczeństwo?

Tusk: Uruchamiamy art. 4 Traktatu NATO pilne
Tusk: Uruchamiamy art. 4 Traktatu NATO

Premier Donald Tusk poinformował w Sejmie, że Polska uruchamia artykuł 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. Szef rządu zaznaczył, że decyzja została podjęta wspólnie z prezydentem.

Drony nad Polską. Jest stanowisko Białorusi z ostatniej chwili
Drony nad Polską. Jest stanowisko Białorusi

Po bezprecedensowych naruszeniach polskiej przestrzeni powietrznej głos zabrała Białoruś. Szef tamtejszego Sztabu Generalnego, generał major Paweł Murawiejko, opublikował oświadczenie, w którym odniósł się do zdarzeń z nocy z wtorku na środę, gdy polskie i sojusznicze siły NATO zestrzeliły drony nad terytorium naszego kraju, których część nadleciała z Białorusi.

Donald Tusk: Atak był od strony Białorusi pilne
Donald Tusk: Atak był od strony Białorusi

Polska znalazła się w centrum niebezpiecznej eskalacji. W nocy naszą przestrzeń powietrzną wielokrotnie naruszyły rosyjskie drony. Donald Tusk potwierdził, że trzy z nich zostały zestrzelone, a aż 19 odnotowano jako bezpośrednie wtargnięcia.

Agencja Reutera: Według wstępnych danych wtargnięcie rosyjskich dronów do Polski było celowe z ostatniej chwili
Agencja Reutera: Według wstępnych danych wtargnięcie rosyjskich dronów do Polski było celowe

Wstępne dane wskazują, że wtargnięcie rosyjskich dronów w przestrzeń powietrzną Polski było celowe – poinformowało Agencję Reutera źródło w NATO. Jak dodało, Sojusz nie traktuje tego zdarzenia jako ataku. Według źródła było to 6–10 bezzałogowych statków powietrznych.

Konferencja prasowa Karola Nawrockiego: Dyskutowaliśmy o uruchomieniu art. 4 NATO z ostatniej chwili
Konferencja prasowa Karola Nawrockiego: "Dyskutowaliśmy o uruchomieniu art. 4 NATO"

– W dowództwie operacyjnym spotkałem się także z panem premierem Donaldem Tuskiem. Tam podjąłem decyzję o zorganizowaniu specjalnej narady w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. (…) W czasie tego spotkania dyskutowaliśmy o możliwości uruchomienia artykułu 4 Traktatu Północnoatlantyckiego – powiedział prezydent podczas konferencji prasowej związanej z bezprecedensowym naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej.

Drony nad Polską. Jest komunikat MSWiA pilne
Drony nad Polską. Jest komunikat MSWiA

Operowanie polskiego i sojuszniczego lotnictwa związane z naruszeniami polskiej przestrzeni powietrznej zakończyło się – poinformowało Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych.

REKLAMA

Ryszard Czarnecki: Polityka nad modrym Dunajem

O Austrii znów głośno. Podobnie było, gdy wybory do parlamentu w Wiedniu wygrała Austriacka Partia Ludowa kierowana przez najmłodszego szefa MSZ w Europie Sebastiana Kurza. Zaraz potem został on najmłodszym premierem. Miał wtedy 31 lat. W tym samym czasie o Austrii było jeszcze głośniej z innego powodu: partia antyimigracyjna i antyunijna – jak to określał europejski establishment – czyli Wolnościowcy, weszła w skład rządu w Wiedniu.
 Ryszard Czarnecki: Polityka nad modrym Dunajem
/ pixabay.com

To był szok, ponieważ do tej pory na salonach rządowych w Europie takich partii nie goszczono. Wyjątkiem było ugrupowanie Jörga Haidera w 2000 r. w tejże Republice Austriackiej. 

Taktyczni przebierańcy – trend europejski 

Europa się jednak zmieniła: 19 lat temu Austria, po decyzji tych samych ludowców o koalicji z partią Haidera, zaczęła być bojkotowana na forum unijnym. Tym razem – cicho sza! To milczenie Brukseli jest spowodowane nie tylko względami taktycznymi – bez tych głosów chadecja w Wiedniu nie byłaby w stanie rządzić albo zmuszona zostałaby do ponownego utworzenia rządu w ramach tzw. wielkiej koalicji z socjalistami, a to wyborcy już zdecydowanie odrzucali. 

Jednak nie chodzi tu tylko o względy taktyczne, ale też… o podobną retorykę obu partii koalicyjnych tworzących rząd Republiki Austrii. Gdy chodzi o stosunek do imigrantów, szczególnie nielegalnych, ale nie tylko, to i Wolnościowcy, i ludowcy prześcigali się w retoryce antyimigracyjnej, a europejski salon jakoś milczał, bo przecież establishment potrzebował głosów. Zbliżona sytuacja miała miejsce wcześniej w Holandii, gdzie nominalni liberałowie z rządzącej Królestwem Niderlandów partii premiera Marka Ruttego w kampanii wyborczej nagle zaczęli używać retoryki antyimigracyjnej, choć przez cztery lata swoich rządów kreowali politykę otwartych drzwi dla imigrantów, w wielkiej mierze spoza Europy. W ten sposób wygrali po raz drugi wybory, choć odpowiadają za dosłownie wszystkie błędy polityki imigracyjnej tego kraju w ostatnich latach. Jednak w ten sposób zabrali wiatr z politycznych żagli konkurentom z antyimigracyjnej i antyunijnej prawicy. To kolejny spektakularny przykład tego, jak partie euroentuzjastycznego unijnego establishmentu taktycznie, ze względów li tylko wyborczych, przywdziewają eurosceptyczne i imigracyjnosceptyczne szatki. Cel jest jeden: utrzymać władzę. 

Co ciekawe, formacje, które tego nie uczyniły, jak np. włoska lewica ekspremiera Matteo Renziego, musiały oddać ster rządów i odejść. Świadczy to o zmianie nastrojów, jeśli chodzi o stosunek do Unii Europejskiej i imigrantów spoza Europy na całym Starym Kontynencie. 

Wiedeń, wybory i (rzekomo) rosyjskie pieniądze 

Wracając do „naszych baranów” (polityczna poprawność uniemożliwia mi napisanie metaforycznie „austriackich baranów”), to afera z Rosją w tle, która okazała się skądinąd dziennikarską prowokacją, pokazała z jednej strony autentyczną rusofilię części elit nad Dunajem, a z drugiej brak moralnych oporów, jeśli chodzi o branie pieniędzy na działalność publiczną (medialną) od wrogów Zachodu, czyli Moskwy. 

Najmłodszy szef rządu w Europie Sebastian Kurz zrezygnował z funkcji premiera, zgodził się na powołanie technicznego rządu z tymczasowym kanclerzem po to, aby po tym kroku do tyłu zrobić jesienią dwa kroki do przodu. Właśnie jesienią odbędą się wybory do parlamentu w Wiedniu, które zapewne przyniosą jeszcze większy triumf Austriackiej Partii Ludowej. Chadecy ewidentnie skonsumowali w wyniku tej afery część elektoratu Wolnościowców i są zdecydowanym liderem sondaży, a Kurz, jak się wydaje, ma tekę kanclerza Austrii w kieszeni. Świadczą zresztą o tym wyniki wyborów europejskich nad Dunajem, które miały miejsce już po wybuchu owej afery i które partia Kurza zdecydowanie wygrała z 34 proc. poparciem i olbrzymią przewagą nad innymi ugrupowaniami. Ciekawostką jest skądinąd, że bohater austriackiej afery z rosyjskimi pieniędzmi (rzekomymi, jak się okazało) w tle – Heinz-Christian Strache – też w jakimś sensie jest wygranym, bo startując z ostatniego miejsca w wyborach do Parlamentu Europejskiego, w cuglach zdobył mandat. Inna sprawa, że nie wiadomo, czy go obejmie – choć jak pokazuje kazus Roberta Biedronia „z mandatu raz zdobytego się nie rezygnuje”. 

Pierwsi nad Dunajem... 

Słowo o obecnym rządzie Austrii oraz byłym – i zapewne przyszłym – premierze, jak również obecnej pani kanclerz. Otóż Sebastian Kurz był najkrócej urzędującym szefem rządu w historii Republiki Austrii, a odwołanie jego rządu było na dość stabilnej austriackiej scenie politycznej pierwszym udanym przegłosowanym wotum nieufności dla Rady Ministrów. Nowa pani kanclerz Brigitte Bierlein też jest „pierwsza” – jest bowiem pierwszą kobietą na stanowisku kanclerza Austrii. Wcześniej była prezesem austriackiego odpowiednika naszego Trybunału Konstytucyjnego, czyli Sądu Konstytucyjnego. 

Quo vadis, Austrio? 

Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego potwierdziły ogólnoeuropejską tendencję, jeśli chodzi o straty lewicy. Dystans między chadecją a Socjalistyczną Partią Austrii powiększył się do niemal 12 proc. (35,4 do 23,5 proc.). Co prawda socjaliści zachowali tę samą liczbę mandatów, czyli pięć – w sumie Austria ma ich raptem 18 – ale uzyskali poniżej tego, co dawały im uśrednione sondaże za cały 2019 r. (spadek o 2,5 proc. z 26 proc.). Wyraźny wzrost w porównaniu z sondażami (jeszcze bardziej wzmocnili swoją pozycją w Niemczech i Wielkiej Brytanii) zanotowali Zieloni, z których skądinąd wywodzi się prezydent tego państwa, Alexander Van der Bellen. Jego macierzysta formacja z 8 proc. doszła aż do 13,6 proc. A i tak oznaczało to... spadek liczby ich mandatów z trzech do dwóch. Straciła też Wolnościowa Partia Austrii, która wspólnie z socjalistami obaliła rząd Kurza. Miała cztery mandaty, ma ich teraz tylko trzy. Z analizy rezultatów wyborów wynika, że chadecja – co może być odebrane jako swoisty paradoks – pożywiła się zarówno na skrajnej prawicy, zabierając jeden mandat Wolnościowcom, jak i na centrolewie, zabierając jeden mandat Zielonym. 

Dlaczego cały artykuł poświeciłem Austrii? Ponieważ jeszcze niedawno niektórzy prawicowi politycy i dziennikarze dość naiwnie widzieli w tym naddunajskim kraju państwo, które nie tylko poszerzy Grupę Wyszehradzką (!), ale też stanie w jednym antyimigracyjnym szeregu z Polską i krajami nowej Unii. Tymczasem to właśnie rząd w Wiedniu atakował nas na szczytach Unii Europejskiej w kontekście łamania praworządności i opowiadał się za uruchomieniem artykułu 7. Zostawmy złudzenia, zachowując jednocześnie poczucie, że warto obserwować kraj, który leży blisko nas i na pewno ma więcej interesów w naszym regionie niż choćby kraje Europy Południowej.

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (17.06.2019)

 

 

 

 
































 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe