Z królem Lesotho o Rosji i jej wojnie...

Z królem Lesotho o Rosji i jej wojnie...

Z królem Lesotho Letsie III rozmawiam w jego rezydencji. Jest skromniejsza niż budynek, w którym mieści się rząd z kancelarią premiera i MSZ na czele. Tak jakby w ten sposób ktoś chciał zaznaczyć, która władza: królewska czy wybieralna jest ważniejsza. A przecież monarcha ma tu wielokroć większą rolę niż król Karol w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, którego Lesotho było kiedyś kolonia.  Tam, nad Tamizą 10, Downing Street – siedziba premiera Jego Królewskiej Mości, jest znacznie skromniejsza (wiem, bo parę razy tam byłem) niż królewskie pałace brytyjskich monarchów. I właśnie w Londynie, jak i w Maseru(stolica Lesotho) ci ze skromniejszych rezydencji mają realną władzę...
Jego Królewską Mość pytam o wojnę w Europie Wschodniej. W odpowiedzi słyszę, że jego rząd tym się nie zajmuje, ale rosyjska agresja absolutnie nie powinna się zdarzyć. Parę razy używa słowa „inwazja”. Podkreśla, co ważne w kontekście nielegalnej inkorporacji czterech regionów Ukrainy, integralność terytorialną państwa ukraińskiego. Król Letsie III swoim klasycznym oxfordzkim angielskim dobitnie mówi, że Rosja powinna wycofać się z tych terenów. Ale też szczerze przyznaje, że nie wie jak to zrobić? Monarcha jest, jak się okaże za parę godzin, znacznie lepiej zorientowany w temacie wojny niż nie znająca podstawowych faktów minister spraw zagranicznych pani Matsepo Ramakoae.


Lesotho jak Watykan i San Marino


Królestwo Lesotho, w którym ląduję po blisko 24-godzinnej podróży na trasie Warszawa – Zurych - Johannesburg - Maseru, jest państwem wyjątkowym. Po pierwsze dlatego, że jako jedyne na świecie w całości (!) położone jest na wysokości ponad 1000 metrów nad poziomem morza. Po drugie, dlatego, że jest enklawą na terenie innego państwa – a konkretnie RPA. Tylko dwa inne kraje są w takiej sytuacji: chodzi o położone na terytorium Republiki Włoskiej – Watykan i San Marino. Po trzecie, żaden chyba inny kraj nie ma w swojej oficjalnej dewizie słowa „deszcz”. Tymczasem dewizą kraju, który kiedyś nazywał się Basuto, są trzy słowa w jednym z jego dwóch oficjalnych języków – sotho (drugim jest angielski): „Khotso, Pula, Nala”, czyli „Pokój, Deszcz, Dobrobyt”. Wreszcie dlatego Muso oa Lesotho czyli Królestwo Lesotho jest wyjątkowe, bo jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, a byłem w blisko setce krajów, aby starszy, siwy gość ze straży granicznej na widok polskiego paszportu powiedział, kiwając głową z najwyższym uznaniem: „Lewandowski! Lubański! Kazimies Deyna”… Nie kryję, od razu poczułem się imperialnie.


Zielone wzgórza Królestwa...
Jednak wcześniej na lotnisku wita mnie król Letsie III, a raczej jego portret. Poniżej portret premiera dr Moekstsi Majoro. Jego Królewska Mość wygląda majestatycznie. Prezentuje się godnie szczególnie na tle prezesa tutejszej Rady Ministrów. Może wygląd to istotne kryterium przy wyborze premiera…

Jest początek października i choć ranek w Johannesburgu, w RPA, po dziesięciogodzinnym locie z Europy wita nas gorącem, to w Maseru, późnym popołudniem nie jest wilgotno, nie ma żaru, jest ciepło, ale nie za bardzo. To inne doświadczenie niż w kilkunastu krajach Afryki, w których byłem, a w których spływało się potem natychmiast po wyjściu z samolotu i to nawet w nocy. Może z wyjątkami w postaci Kenii i Namibii.
Wszędzie żywa zieleń. Po prawej wzgórza, po lewej wzgórza, ale tak naprawdę to, co jest po środku czyli wydawałoby się nizina, też jest wyżyną, bo leży kilometr n. p. m.
Na lotnisku, potem na ulicach i w końcu w hotelu widzę, że mieszkanki tego kraju o powierzchni przeszło 11 razy mniejszej niż Polska nie są fanatyczkami diety i wiele z nich mogłoby startować w konkursach dla puszystych pań. Z okien busiku wiozącego mnie z lotniska do hotelu Avani patrzę nie tylko na krajobrazy, ale też na ludzi. Nastolatek z dającą cień na głowie zieloną galazka niczym z greckim laurem. Gromady chłopców grających w piłkę. Blisko dwudziestokilometrowa trasa z lotniska Maseru Moshoeshoe do centrum nie dłuży się wcale, choć auto co chwile gwałtownie hamuje, aby z wolna pokonać wielkie dziury na drodze. Slalom między kraterami robi wrażenie.


Brytyjska spuścizna i  „kratery” na drogach


Jest wtorek, ale tu jest święto, bo to Dzień Niepodległości, uzyskanej od Brytyjczyków w 1966 roku, a więc w roku, w którym państwo polskie obchodziło swoje 1000-lecie. Na ulicach i wzdłuż drogi na lotnisko są tłumy, nie tylko dlatego, że to święto narodowe : przyjeżdżam tutaj na finiszu kampanii wyborczej -  za trzy dni wybory do dwuizbowego parlamentu. Zresztą ustrój wzorowany jest na brytyjskim: też król, też senat, też izba niższa.
Tłumy są dwukolorowe : zwolennicy  „Kenako” w niebieskich koszulkach i ich oponenci w „czerwonych”. Kobiety w wyborczych t-shirtach tańczą wprost na ulicach. Tak, kampania wyborcza w Lesotho przebiega zupełnie inaczej niż w Europie.
Moją uwagę zwracają przedpotopowe wysokie drewniane słupy telegraficzne, takie jak pół wieku temu czy więcej w Polsce.

Na jezdni ekwilibrystyczne porusza się młody chłopak z wielkim talerzem z szaszłykami, umiejętnie starając się znaleźć miejsce między sunącymi w obie strony samochodami terenowymi, które są tutaj głównym środkiem lokomocji. Dalej przy drodze nastolatek sprzedaje pomarańcze. Podziwiam ukształtowanie terenu. Tyle, że samochodem na tych wertepach trzęsie niemożebnie, do tego stopnia, że prawie nie sposób notować.

My jedziemy, ale ludzie kilometrami idą. I znów gwałtownie hamujemy – to jasny znak, że zbliżyliśmy się do kolejnego krateru na drodze. Mają tu jakąś manię budowania czegoś na kształt małych łuków triumfalnych. Taki kształt mają nawet kładki, przez które przechodzą mieszkańcy Maseru ponad ruchliwymi drogami.

Mijamy hotel „Elżbieta II”. Królestwo Lesotho nie jest brytyjską kolonią od 56 lat, ale jak widać, sentyment do brytyjskiej korony pozostał.

Lesotho liczy niespełna dwa miliony mieszkańców i nie jest dużym krajem, ale doprawdy, nie wiem, czemu wodę mineralną i soki musi sprowadzać z RPA? Piwo jednak produkuje własne, ale tylko jedno, to „Maluti”. Reklamują je, że do jego produkcji używana jest woda z gór – no, akurat o to tutaj nietrudno. Mocne nie jest, ma tylko 4,8%. Od tutejszego, takiego sobie piwa zdecydowanie wolę kawę z miodem, którą poczęstował mnie król. Kawy nie piję, tak jak mój dziadek, ojciec i synowie, ale przecież trudno odmówić Jej Królewskiej Mości…

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (11.10.2022)


 

POLECANE
Znamy laureatów Nagrody BohaterONy 2025 im. Powstańców Warszawskich tylko u nas
Znamy laureatów Nagrody BohaterONy 2025 im. Powstańców Warszawskich

Nagrody BohaterONy 2025 im. Powstańców Warszawskich zostały przyznane już po raz siódmy. To wyjątkowe wyróżnienie, ustanowione przez organizatorów kampanii BohaterON, ma na celu uhonorowanie osób, firm i instytucji, które w szczególny sposób angażują się w promowanie wiedzy o historii Polski z lat 1918–1989 oraz w edukację historyczno-patriotyczną.

Niepokojące doniesienia z Niemiec. Dziki wirus wykryty w ściekach z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia z Niemiec. Dziki wirus wykryty w ściekach

W próbce ścieków w Niemczech wykryto dzikiego wirusa polio typu 1 (WPV1). To pierwszy taki przypadek w kraju od 30 lat, a zarazem pierwsze potwierdzenie obecności dzikiego wirusa w badaniach środowiskowych od rozpoczęcia w Niemczech tego rutynowego monitoringu w 2021 roku.

Samuel Pereira: Co łączy Polaka i Portugalczyka? Odpowiadam Jarosławowi Kaczyńskiemu tylko u nas
Samuel Pereira: Co łączy Polaka i Portugalczyka? Odpowiadam Jarosławowi Kaczyńskiemu

Przez centrum Warszawy przeszło wczoraj około 250 tysięcy ludzi, by świętować Narodowy Dzień Niepodległości. Morze biało-czerwonych flag, dzieci na ramionach ojców, starsi z kwiatami i modlitwą — to nie inscenizacja, lecz żywy puls wspólnoty.

Dziwny wpis na profilu Pawła Rubcowa, niedługo po zapewnieniach Waldemara Żurka, że nie miał z nim kontaktów gorące
Dziwny wpis na profilu Pawła Rubcowa, niedługo po zapewnieniach Waldemara Żurka, że nie miał z nim kontaktów

Nowy wpis na profilu Pawła Rubcowa – znanego jako Pablo González, byłego agenta rosyjskich służb – wywołał falę komentarzy w sieci. Pojawił się dzień po tym, jak Waldemar Żurek w nagraniu zaprzeczył, że miał z nim jakiekolwiek kontakty. Wpis Rubcowa odnosi się do zarzutów o powiązania z osobami w Polsce, choć nie wymienia Żurka z nazwiska.

GIF wycofuje trzy popularne leki. Sprawdź, czy nie masz ich w domu Wiadomości
GIF wycofuje trzy popularne leki. Sprawdź, czy nie masz ich w domu

Główny Inspektor Farmaceutyczny (GIF) wydał komunikat o wycofaniu z obrotu trzech leków, które są szeroko stosowane w Polsce. Chodzi o Vendal retard, Euthyrox oraz Storvas CRT.

Wybuch gazu w Chełmnie. Nie żyje jedna osoba, są ranni z ostatniej chwili
Wybuch gazu w Chełmnie. Nie żyje jedna osoba, są ranni

Jedna osoba zginęła, a trzy zostały ranne po wybuchu gazu w jednym z domów w Chełmnie (Kujawsko-Pomorskie). Akcja ratunkowa zakończyła się. Budynek wymaga dodatkowego sprawdzenia, więc tymczasowo został wyłączony z użytkowania. Mieszkańcy trafili do rodzin.

Nie żyje znana amerykańska aktorka Wiadomości
Nie żyje znana amerykańska aktorka

Sally Kirkland, wybitna amerykańska aktorka, zmarła 11 listopada 2025 roku w Palm Springs w Kalifornii. Informację o jej śmierci potwierdził menadżer artystki, Michael Greene. Ostatnie miesiące życia spędziła w hospicjum, walcząc z postępującą demencją.

Demagog.org.pl wykazał, że Donald Tusk kłamał ws. zwolnienia Polski z paktu migracyjnego Wiadomości
Demagog.org.pl wykazał, że Donald Tusk kłamał ws. zwolnienia Polski z paktu migracyjnego

Serwis Demagog.org.pl wykazał, że Donald Tusk podał nieprawdziwe informacje na temat paktu migracyjnego. Szef polskiego rządu niedawno twierdził, że Polska „nie będzie przyjmować migrantów” i że „to już decyzja”.

Krzysztof Stanowski zagroził Elizie Michalik procesem, usunęła wpis, ale w sieci nic nie ginie Wiadomości
Krzysztof Stanowski zagroził Elizie Michalik procesem, usunęła wpis, ale w sieci nic nie ginie

Eliza Michalik odniosła się na platformie X do publikacji użytkownika o pseudonimie Pan Tony. Jego wpis dotyczył rzekomych nieprawidłowości wokół sponsora Kanału Zero, firmy UncensorVPN. Autor posta sugerował, że osoby powiązane z tym projektem mogły mieć w przeszłości problemy z prawem. Dziennikarka po tym, jak Krzysztof Stanowski zagroził jej pozwem, szybko usunęła swój wpis, jednak w sieci nic nie ginie.

Komisja Europejska przedstawiła szczegóły Europejskiej Tarczy Demokracji. Nawet Orwell tego nie przewidział z ostatniej chwili
Komisja Europejska przedstawiła szczegóły Europejskiej Tarczy Demokracji. Nawet Orwell tego nie przewidział

Komisja Europejska przedstawiła szczegóły Europejskiej Tarczy Demokracji. Przewiduje ona cenzurę oraz finansowanie określonej grupy mediów ze środków unijnych.

REKLAMA

Z królem Lesotho o Rosji i jej wojnie...

Z królem Lesotho o Rosji i jej wojnie...

Z królem Lesotho Letsie III rozmawiam w jego rezydencji. Jest skromniejsza niż budynek, w którym mieści się rząd z kancelarią premiera i MSZ na czele. Tak jakby w ten sposób ktoś chciał zaznaczyć, która władza: królewska czy wybieralna jest ważniejsza. A przecież monarcha ma tu wielokroć większą rolę niż król Karol w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, którego Lesotho było kiedyś kolonia.  Tam, nad Tamizą 10, Downing Street – siedziba premiera Jego Królewskiej Mości, jest znacznie skromniejsza (wiem, bo parę razy tam byłem) niż królewskie pałace brytyjskich monarchów. I właśnie w Londynie, jak i w Maseru(stolica Lesotho) ci ze skromniejszych rezydencji mają realną władzę...
Jego Królewską Mość pytam o wojnę w Europie Wschodniej. W odpowiedzi słyszę, że jego rząd tym się nie zajmuje, ale rosyjska agresja absolutnie nie powinna się zdarzyć. Parę razy używa słowa „inwazja”. Podkreśla, co ważne w kontekście nielegalnej inkorporacji czterech regionów Ukrainy, integralność terytorialną państwa ukraińskiego. Król Letsie III swoim klasycznym oxfordzkim angielskim dobitnie mówi, że Rosja powinna wycofać się z tych terenów. Ale też szczerze przyznaje, że nie wie jak to zrobić? Monarcha jest, jak się okaże za parę godzin, znacznie lepiej zorientowany w temacie wojny niż nie znająca podstawowych faktów minister spraw zagranicznych pani Matsepo Ramakoae.


Lesotho jak Watykan i San Marino


Królestwo Lesotho, w którym ląduję po blisko 24-godzinnej podróży na trasie Warszawa – Zurych - Johannesburg - Maseru, jest państwem wyjątkowym. Po pierwsze dlatego, że jako jedyne na świecie w całości (!) położone jest na wysokości ponad 1000 metrów nad poziomem morza. Po drugie, dlatego, że jest enklawą na terenie innego państwa – a konkretnie RPA. Tylko dwa inne kraje są w takiej sytuacji: chodzi o położone na terytorium Republiki Włoskiej – Watykan i San Marino. Po trzecie, żaden chyba inny kraj nie ma w swojej oficjalnej dewizie słowa „deszcz”. Tymczasem dewizą kraju, który kiedyś nazywał się Basuto, są trzy słowa w jednym z jego dwóch oficjalnych języków – sotho (drugim jest angielski): „Khotso, Pula, Nala”, czyli „Pokój, Deszcz, Dobrobyt”. Wreszcie dlatego Muso oa Lesotho czyli Królestwo Lesotho jest wyjątkowe, bo jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, a byłem w blisko setce krajów, aby starszy, siwy gość ze straży granicznej na widok polskiego paszportu powiedział, kiwając głową z najwyższym uznaniem: „Lewandowski! Lubański! Kazimies Deyna”… Nie kryję, od razu poczułem się imperialnie.


Zielone wzgórza Królestwa...
Jednak wcześniej na lotnisku wita mnie król Letsie III, a raczej jego portret. Poniżej portret premiera dr Moekstsi Majoro. Jego Królewska Mość wygląda majestatycznie. Prezentuje się godnie szczególnie na tle prezesa tutejszej Rady Ministrów. Może wygląd to istotne kryterium przy wyborze premiera…

Jest początek października i choć ranek w Johannesburgu, w RPA, po dziesięciogodzinnym locie z Europy wita nas gorącem, to w Maseru, późnym popołudniem nie jest wilgotno, nie ma żaru, jest ciepło, ale nie za bardzo. To inne doświadczenie niż w kilkunastu krajach Afryki, w których byłem, a w których spływało się potem natychmiast po wyjściu z samolotu i to nawet w nocy. Może z wyjątkami w postaci Kenii i Namibii.
Wszędzie żywa zieleń. Po prawej wzgórza, po lewej wzgórza, ale tak naprawdę to, co jest po środku czyli wydawałoby się nizina, też jest wyżyną, bo leży kilometr n. p. m.
Na lotnisku, potem na ulicach i w końcu w hotelu widzę, że mieszkanki tego kraju o powierzchni przeszło 11 razy mniejszej niż Polska nie są fanatyczkami diety i wiele z nich mogłoby startować w konkursach dla puszystych pań. Z okien busiku wiozącego mnie z lotniska do hotelu Avani patrzę nie tylko na krajobrazy, ale też na ludzi. Nastolatek z dającą cień na głowie zieloną galazka niczym z greckim laurem. Gromady chłopców grających w piłkę. Blisko dwudziestokilometrowa trasa z lotniska Maseru Moshoeshoe do centrum nie dłuży się wcale, choć auto co chwile gwałtownie hamuje, aby z wolna pokonać wielkie dziury na drodze. Slalom między kraterami robi wrażenie.


Brytyjska spuścizna i  „kratery” na drogach


Jest wtorek, ale tu jest święto, bo to Dzień Niepodległości, uzyskanej od Brytyjczyków w 1966 roku, a więc w roku, w którym państwo polskie obchodziło swoje 1000-lecie. Na ulicach i wzdłuż drogi na lotnisko są tłumy, nie tylko dlatego, że to święto narodowe : przyjeżdżam tutaj na finiszu kampanii wyborczej -  za trzy dni wybory do dwuizbowego parlamentu. Zresztą ustrój wzorowany jest na brytyjskim: też król, też senat, też izba niższa.
Tłumy są dwukolorowe : zwolennicy  „Kenako” w niebieskich koszulkach i ich oponenci w „czerwonych”. Kobiety w wyborczych t-shirtach tańczą wprost na ulicach. Tak, kampania wyborcza w Lesotho przebiega zupełnie inaczej niż w Europie.
Moją uwagę zwracają przedpotopowe wysokie drewniane słupy telegraficzne, takie jak pół wieku temu czy więcej w Polsce.

Na jezdni ekwilibrystyczne porusza się młody chłopak z wielkim talerzem z szaszłykami, umiejętnie starając się znaleźć miejsce między sunącymi w obie strony samochodami terenowymi, które są tutaj głównym środkiem lokomocji. Dalej przy drodze nastolatek sprzedaje pomarańcze. Podziwiam ukształtowanie terenu. Tyle, że samochodem na tych wertepach trzęsie niemożebnie, do tego stopnia, że prawie nie sposób notować.

My jedziemy, ale ludzie kilometrami idą. I znów gwałtownie hamujemy – to jasny znak, że zbliżyliśmy się do kolejnego krateru na drodze. Mają tu jakąś manię budowania czegoś na kształt małych łuków triumfalnych. Taki kształt mają nawet kładki, przez które przechodzą mieszkańcy Maseru ponad ruchliwymi drogami.

Mijamy hotel „Elżbieta II”. Królestwo Lesotho nie jest brytyjską kolonią od 56 lat, ale jak widać, sentyment do brytyjskiej korony pozostał.

Lesotho liczy niespełna dwa miliony mieszkańców i nie jest dużym krajem, ale doprawdy, nie wiem, czemu wodę mineralną i soki musi sprowadzać z RPA? Piwo jednak produkuje własne, ale tylko jedno, to „Maluti”. Reklamują je, że do jego produkcji używana jest woda z gór – no, akurat o to tutaj nietrudno. Mocne nie jest, ma tylko 4,8%. Od tutejszego, takiego sobie piwa zdecydowanie wolę kawę z miodem, którą poczęstował mnie król. Kawy nie piję, tak jak mój dziadek, ojciec i synowie, ale przecież trudno odmówić Jej Królewskiej Mości…

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (11.10.2022)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe