[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Gene Poteat: szpieg dżentelmen

Gene Poteat (1930–2022) był moim kolegą z pracy w The Institute of World Politics (IWP). Ale przede wszystkim był dżentelmenem z amerykańskiego Południa. Zawsze elegancko ubrany, bez bycia ostentacyjnym, mierzył nas i innych swoimi twardymi, lecz dobrymi niebieskimi oczyma.
 [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Gene Poteat: szpieg dżentelmen
/ Foto T. Gutry

Gene to również „Q”. Tak przynajmniej lubiłem go przedstawiać. Tak jak w filmie o Jamesie Bondzie, z tym, że nasz „Q” był szefem nowych technologii w CIA. Tak jak większość jego środowiska sprawy wywiadu i kontrwywiadu traktował jako powołanie. Służył sprawie większej niż my sami. Chyba najważniejszą cechą rzucającą się zaraz w oczy była odruchowa dyskrecja charakteryzująca tego wywiadowcę.

Miał nieskazitelne maniery. Nie był gadatliwy. Nauczył się sztuki wymieniania uprzejmości bez widocznego wysiłku, w niewymuszony sposób, który był zupełnie autentyczny, niezakłamany. Nawet wśród bliskich osób, u przyjaciół, którzy zaskarbili sobie jego zaufanie, Gene nie popisywał się gadatliwością. Naturalnie dzielił się rozmaitymi wiadomościami, choćby opowiadał o swoich dzieciach z dumą. Jedna z córek była ekspertką od kontrterroryzmu w Departamencie Sprawiedliwości. Szczególnie lubił uśmiechać się, wspominając o jednej z córek, która była pilotem jak on. Gene uwielbiał latać, tak zresztą jak jego zmarła wcześniej żona, z którą przeżyli w małżeństwie ponad 50 lat.

Skrywał wiele tajemnic swojego fachu, ale właściwie niczym się nie dzielił. Był bardzo dyskretny. Na przykład na temat działalności CIA w Skandynawii w połowie lat siedemdziesiątych opowiedział mi taką historię: „Gdy wracałem samolotem z Norwegii, wylądowałem na fotelu obok Jimmy’ego Cartera. I mu powiedziałem: «Gdy zostanie Pan prezydentem...». Zapamiętał to sobie. Potem mi przypomniał, że nie powiedziałem: «Jeśli zostanie Pan prezydentem», tylko «Gdy zostanie Pan prezydentem»”. „Bardzo intrygujące” – odparłem, ale Gene nigdy nie podzielił się ze mną historią, dlaczego był w Norwegii (oprócz tego, że zrobił malutką aluzję, że była to operacja). Ani nie wspomniał, dlaczego prezydent Carter go potem odszukał. Uważał, że takich rzeczy po prostu się nie mówi. Tajemnica obowiązywała go na zawsze.

Pamiętam, jak rozmawiałem z nim o zdrajcy Edwardzie Snowdenie. Ja uważałem (i dalej tak uważam), że powinniśmy go porwać i postawić przed sądem. Można by poprosić Czeczeńców, aby go porwali z Moskwy do Krakowa, ale nie ma gwarancji, że przeżyje serdeczność kaukaskich górali po drodze do ciepłych uścisków ze strony FBI. Jednak w tym wypadku postanowiłem zagrać adwokata diabła. Przywołałem obronę libertariańską. Snowden chciał tylko wolności i transparentności. Chciał nas ocalić od wszędobylskiego państwa. Gene był całkiem niezadowolony. „Istnieją odpowiednie kanały, aby ostrzec społeczeństwo” (whistleblowing). To się spytałem: „A co robić, gdy potworni biurokraci zablokują wszystkie istniejące kanały?”. Gene odparł: „Wtedy musisz honorowo zrezygnować z pracy. Nie chodzi się do mediów, nie sprzedaje się tajemnic ościennemu państwu”.

Profesor Poteat doskonale o tym wiedział. Dekady temu „Q” odegrał rolę osoby informującej na temat bardzo ważnej sprawy wywiadowczej, której korzenie ukryto. Wtedy to, w połowie lat sześćdziesiątych, powiedział władzy prawdę. Chodziło o sprawę okrętu wojennego amerykańskiego USS Maddox w 1964 r., który miał być rzekomo zaatakowany przez wietnamskich komunistów w Zatoce Tonkińskiej. Gene ocenił, że ten atak nigdy nie nastąpił. Biały Dom odmówił uznania tego werdyktu i wymusił na Kongresie rezolucję Tonkin Gulf, która oficjalnie doprowadziła do eskalacji wojny w Wietnamie.

Ostatnią krucjatą naszego przyjaciela była sprawa smoleńska dotycząca tragedii polskiego samolotu prezydenckiego w kwietniu 2010 r. Zginął w nim prezydent Lech Kaczyński i jego ekipa. Lecieli do Katynia. Gene zgadzał się z innym naszym profesorem, a swoim kolegą, Kenem deGraffenreidem, który zawsze podkreślał, że „czekiści są winni, dopóki nie udowodnią, że są niewinni”. Profesor Poteat działał pro bono na tym polu z wielkim oddaniem, dzięki niemu posiadamy techniczną analizę katastrofy na najwyższym poziomie. Kilku Polaków, którzy to wiedzieli, dziękowali mu wylewnie. Gene działał zwykle bardzo dyskretnie. Rzadko zgadzał się na wywiad prasowy czy pisał coś o Smoleńsku. Jednak czynił tak, mimo że było to niezgodne z jego zwykłym stylem. Naciskał, że w sprawie Smoleńska należy dojść do prawdy. Sprawiedliwość musi być, nawet za cenę wyjścia z cienia przez Gene’a.

Raz Gene Poteat współorganizował w Langley konferencję czy też uroczystość upamiętniającą płk. Ryszarda Kuklińskiego, który właśnie zmarł na Florydzie. Zbigniew Brzeziński nazwał go „pierwszym polskim oficerem w NATO”. CIA chciała zaprosić ambasadora RP, ale dyplomata ten, wywodzący się z komuny, się wymigiwał. Napisałem prywatny e-mail do ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego, który nakazał dyplomacie obecność. Przybył ze swoją eskortą do Langley. Podczas akademii zwróciłem się do Gene’a i powiedziałem: „Kukliński musiał być najwspanialszym oficerem wywiadu w historii. Ukradł przynajmniej 40 000 stron tajnych sowieckich dokumentów”.

Inny nasz profesor z IWP, śp. generał Walter Jajko z wywiadu wojskowego (DIA) powiedział mi, że zdobycz zawierała plany czołgów krasnoarmiejskich, co pozwoliło USA na opracowanie technologii niszczenia tanków, które były niezbędne do zwycięstwa nad bronią pancerną wywodzącą się z Sowdepii w obu wojnach irackich.
Gene przyznał, że płk Kukliński był świetny. Ale dodał chochlikowato: „Był on naszym najlepszym szpiegiem, o którym publiczność wie”. Czyli, że USA ma jeszcze inne, znacznie bardziej poważne sukcesy i penetracje, ale pozostają one wciąż tajemnicą. A profesor Poteat nie zamierzał o tym mówić. Jak zwykle.


Innym razem rozmawialiśmy o sztuce obserwacji i tzw. martwych podrzutkach („dead drops”) – tajnych miejscach, gdzie zostawia się wartościowe przedmioty czy raporty. Czasami mogą przypominać kamienie czy skamieliny wydrążone w środku, świetne na mikrofilmy czy diamenty. Zostawia się je tam, a inny szpieg odbiera te przedmioty po jakimś czasie. „Są też inne ich zastosowania – stwierdził Gene z tajemniczym uśmiechem. – Wiem o kamieniach w pewnym moskiewskim parku, które wysyłają wciąż do mnie sygnały, po tylu latach! A w Estonii istniały drzewa, które robiły to samo. Sam sprawdziłem to miejsce, gdy państwa bałtyckie odzyskały niepodległość”. Gene powiedział w ten sposób, że sprzęt, który jego sekcja zainstalowała podczas zimnej wojny w Sowdepii, działał jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Był to wielki sukces inżynierii i kunsztu szpiegowskiego. Ale proszę nie pytać mnie o szczegóły, bo ich nie znam.


Samuel Eugene Poteat („Gene”) był oficerem wywiadowcą oraz wykładowcą w IWP. Zresztą ukończył naszą uczelnię z trzema stopniami magistra. I został, aby uczyć (techint – techniczny wywiad; SIGINT – wywiad sygnałowy; oraz o kobietach w służbach wywiadowczych) – zamiast wylegiwać się na plażach Florydy czy grać w golfa w Arizonie. Otrzymał honorowy stopień doktorski w IWP. I bawił się z nami tak długo, jak mu na to pozwoliło zdrowie. Gene Poteat urodził się i wychował w Karolinie Północnej i Południowej. Służył w wojsku podczas II wojny światowej w Europe. Potem wrócił do domu, studiował w Citadel, gdzie otrzymał stopień bakałarza (licencjat) w inżynierii elektrycznej. Pracował w Bell Labs, gdzie skoncentrował się na systemach naprowadzających rakiet. Stamtąd został zrekrutowany do CIA. Zajmował się m.in. U-2 samolotem szpiegowskim oraz samolotem Lockheed Martin S-71, do którego skonstruował system kamuflujący (cloaking device). Skoncentrował się następnie na systemach rekonesansu kosmicznego i morskiego. Doglądał system monitorujący na całym świecie dla CIA. Pełnił służbę m.in. w Wielkiej Brytanii, Skandynawii, Azji oraz na Bliskim Wschodzie. W rezultacie CIA odznaczyła go Medalem Zasługi, a Narodowe Biuro Rozpoznania – Odznaką Zasług Cywilnych.
Po oficjalnym odejściu na emeryturę (ludzie tacy jak on nigdy nie przechodzą na emeryturę w rzeczywistości) Gene nadal uczył w IWP, szefował organizacji byłych oficerów wywiadu – The Association of Former Intelligence Officers (AFIO), oraz służył w zarządzie Międzynarodowego Muzeum Szpiegostwa w Waszyngtonie.
Dżentelmen z Południa Gene Poteat odszedł od nas, prawdopodobnie tańczy przed naszym Panem, co było jego drugim najbardziej ulubionym hobby po lataniu samolotami.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 9 listopada 2022 r.
Intel z DC

 

 

 

 


 

POLECANE
Niepokojące doniesienia z granicy. Straż Graniczna wydała komunikat z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia z granicy. Straż Graniczna wydała komunikat

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej.

Stan zagrożenia życia. Żona polskiego piłkarza trafiła pilnie do szpitala Wiadomości
"Stan zagrożenia życia". Żona polskiego piłkarza trafiła pilnie do szpitala

Media obiegły niepokojące wiadomości. Żona jednego z najlepszych polskich piłkarzy Krzysztofa Piątka trafiła do szpitala. Jej stan jest poważny

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka Wiadomości
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka

Polska znajduje się pod wpływem frontu atmosferycznego, który przynosi opady deszczu i zmienne temperatury. Sprawdź szczegóły prognozy pogody na najbliższe dni.

Niepokojące doniesienia w sprawie gwiazdy programu Taniec z gwiazdami z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia w sprawie gwiazdy programu "Taniec z gwiazdami"

Majka Jeżowska, mimo kontuzji stopy, nie zrezygnowała z udziału w "Tańcu z gwiazdami". Artystka, wspierana przez fanów, walczy dalej na parkiecie.

Dramat pacjentów w Polsce. Premier powinien jak najszybciej zdymisjonować minister Leszczynę gorące
Dramat pacjentów w Polsce. "Premier powinien jak najszybciej zdymisjonować minister Leszczynę"

– Jakoś tak się dziwnie składa, że za każdym razem, kiedy rządzą liberałowie z Platformy, to nagle tych pieniędzy jest mniej. (…) Moim zdaniem premier Tusk powinien jak najszybciej zdymisjonować minister Leszczynę – twierdzi poseł PiS Radosław Fogiel.

Nieoficjalnie: Prokuratura postawi dziś nowe zarzuty ks. Olszewskiemu i dwóm urzędniczkom pilne
Nieoficjalnie: Prokuratura postawi dziś nowe zarzuty ks. Olszewskiemu i dwóm urzędniczkom

We wtorek Prokuratura Krajowa postawi nowe zarzuty ks. Michałowi Olszewskiemu oraz dwóm urzędniczkom resortu sprawiedliwości, Urszuli i Karolinie – informuje serwis niezalezna.pl.

Nie żyje Liam Payne. Ujawniono, co zażył przed śmiercią z ostatniej chwili
Nie żyje Liam Payne. Ujawniono, co zażył przed śmiercią

Badania toksykologiczne potwierdziły obecność kokainy w ciele Liama Payne’a, który zmarł po upadku z balkonu w Buenos Aires – informuje serwis Infobae.

Skąd ten tłum Hitlerów? tylko u nas
Skąd ten tłum "Hitlerów"?

Slyszymy to każdego dnia. Każdego dnia dowiadujemy się, że Trump to Hitler, Kaczyński to Hitler, Netanjahu to Hitler, Marine Le Pen to Hitler, Orban to Hitler itd. Mnóstwo tych "Hitlerów" w dzisiejszej polityce. Cały tłum. A to przecież tak naprawdę tylko jedna i ta sama paranoja oraz propagandowa manipulacja! To "reductio ad Hitlerum" trwa od dziesięcioleci i narasta.

Krzysztof Stanowski ostro atakuje Radio ZET: To ŻAŁOSNE! Wiadomości
Krzysztof Stanowski ostro atakuje Radio ZET: "To ŻAŁOSNE!"

Krzysztof Stanowski oskarża Radio ZET o nieuczciwe działania reklamowe. Padły mocne słowa.

TVN zostanie sprzedany? Docierają do nas informacje… gorące
TVN zostanie sprzedany? "Docierają do nas informacje…"

"Docierają do nas informacje, że TVN może zostać zakupiony przez węgierski lub czeski holding" – pisze poseł Prawa i Sprawiedliwości Kazimierz Smoliński.

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Gene Poteat: szpieg dżentelmen

Gene Poteat (1930–2022) był moim kolegą z pracy w The Institute of World Politics (IWP). Ale przede wszystkim był dżentelmenem z amerykańskiego Południa. Zawsze elegancko ubrany, bez bycia ostentacyjnym, mierzył nas i innych swoimi twardymi, lecz dobrymi niebieskimi oczyma.
 [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Gene Poteat: szpieg dżentelmen
/ Foto T. Gutry

Gene to również „Q”. Tak przynajmniej lubiłem go przedstawiać. Tak jak w filmie o Jamesie Bondzie, z tym, że nasz „Q” był szefem nowych technologii w CIA. Tak jak większość jego środowiska sprawy wywiadu i kontrwywiadu traktował jako powołanie. Służył sprawie większej niż my sami. Chyba najważniejszą cechą rzucającą się zaraz w oczy była odruchowa dyskrecja charakteryzująca tego wywiadowcę.

Miał nieskazitelne maniery. Nie był gadatliwy. Nauczył się sztuki wymieniania uprzejmości bez widocznego wysiłku, w niewymuszony sposób, który był zupełnie autentyczny, niezakłamany. Nawet wśród bliskich osób, u przyjaciół, którzy zaskarbili sobie jego zaufanie, Gene nie popisywał się gadatliwością. Naturalnie dzielił się rozmaitymi wiadomościami, choćby opowiadał o swoich dzieciach z dumą. Jedna z córek była ekspertką od kontrterroryzmu w Departamencie Sprawiedliwości. Szczególnie lubił uśmiechać się, wspominając o jednej z córek, która była pilotem jak on. Gene uwielbiał latać, tak zresztą jak jego zmarła wcześniej żona, z którą przeżyli w małżeństwie ponad 50 lat.

Skrywał wiele tajemnic swojego fachu, ale właściwie niczym się nie dzielił. Był bardzo dyskretny. Na przykład na temat działalności CIA w Skandynawii w połowie lat siedemdziesiątych opowiedział mi taką historię: „Gdy wracałem samolotem z Norwegii, wylądowałem na fotelu obok Jimmy’ego Cartera. I mu powiedziałem: «Gdy zostanie Pan prezydentem...». Zapamiętał to sobie. Potem mi przypomniał, że nie powiedziałem: «Jeśli zostanie Pan prezydentem», tylko «Gdy zostanie Pan prezydentem»”. „Bardzo intrygujące” – odparłem, ale Gene nigdy nie podzielił się ze mną historią, dlaczego był w Norwegii (oprócz tego, że zrobił malutką aluzję, że była to operacja). Ani nie wspomniał, dlaczego prezydent Carter go potem odszukał. Uważał, że takich rzeczy po prostu się nie mówi. Tajemnica obowiązywała go na zawsze.

Pamiętam, jak rozmawiałem z nim o zdrajcy Edwardzie Snowdenie. Ja uważałem (i dalej tak uważam), że powinniśmy go porwać i postawić przed sądem. Można by poprosić Czeczeńców, aby go porwali z Moskwy do Krakowa, ale nie ma gwarancji, że przeżyje serdeczność kaukaskich górali po drodze do ciepłych uścisków ze strony FBI. Jednak w tym wypadku postanowiłem zagrać adwokata diabła. Przywołałem obronę libertariańską. Snowden chciał tylko wolności i transparentności. Chciał nas ocalić od wszędobylskiego państwa. Gene był całkiem niezadowolony. „Istnieją odpowiednie kanały, aby ostrzec społeczeństwo” (whistleblowing). To się spytałem: „A co robić, gdy potworni biurokraci zablokują wszystkie istniejące kanały?”. Gene odparł: „Wtedy musisz honorowo zrezygnować z pracy. Nie chodzi się do mediów, nie sprzedaje się tajemnic ościennemu państwu”.

Profesor Poteat doskonale o tym wiedział. Dekady temu „Q” odegrał rolę osoby informującej na temat bardzo ważnej sprawy wywiadowczej, której korzenie ukryto. Wtedy to, w połowie lat sześćdziesiątych, powiedział władzy prawdę. Chodziło o sprawę okrętu wojennego amerykańskiego USS Maddox w 1964 r., który miał być rzekomo zaatakowany przez wietnamskich komunistów w Zatoce Tonkińskiej. Gene ocenił, że ten atak nigdy nie nastąpił. Biały Dom odmówił uznania tego werdyktu i wymusił na Kongresie rezolucję Tonkin Gulf, która oficjalnie doprowadziła do eskalacji wojny w Wietnamie.

Ostatnią krucjatą naszego przyjaciela była sprawa smoleńska dotycząca tragedii polskiego samolotu prezydenckiego w kwietniu 2010 r. Zginął w nim prezydent Lech Kaczyński i jego ekipa. Lecieli do Katynia. Gene zgadzał się z innym naszym profesorem, a swoim kolegą, Kenem deGraffenreidem, który zawsze podkreślał, że „czekiści są winni, dopóki nie udowodnią, że są niewinni”. Profesor Poteat działał pro bono na tym polu z wielkim oddaniem, dzięki niemu posiadamy techniczną analizę katastrofy na najwyższym poziomie. Kilku Polaków, którzy to wiedzieli, dziękowali mu wylewnie. Gene działał zwykle bardzo dyskretnie. Rzadko zgadzał się na wywiad prasowy czy pisał coś o Smoleńsku. Jednak czynił tak, mimo że było to niezgodne z jego zwykłym stylem. Naciskał, że w sprawie Smoleńska należy dojść do prawdy. Sprawiedliwość musi być, nawet za cenę wyjścia z cienia przez Gene’a.

Raz Gene Poteat współorganizował w Langley konferencję czy też uroczystość upamiętniającą płk. Ryszarda Kuklińskiego, który właśnie zmarł na Florydzie. Zbigniew Brzeziński nazwał go „pierwszym polskim oficerem w NATO”. CIA chciała zaprosić ambasadora RP, ale dyplomata ten, wywodzący się z komuny, się wymigiwał. Napisałem prywatny e-mail do ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego, który nakazał dyplomacie obecność. Przybył ze swoją eskortą do Langley. Podczas akademii zwróciłem się do Gene’a i powiedziałem: „Kukliński musiał być najwspanialszym oficerem wywiadu w historii. Ukradł przynajmniej 40 000 stron tajnych sowieckich dokumentów”.

Inny nasz profesor z IWP, śp. generał Walter Jajko z wywiadu wojskowego (DIA) powiedział mi, że zdobycz zawierała plany czołgów krasnoarmiejskich, co pozwoliło USA na opracowanie technologii niszczenia tanków, które były niezbędne do zwycięstwa nad bronią pancerną wywodzącą się z Sowdepii w obu wojnach irackich.
Gene przyznał, że płk Kukliński był świetny. Ale dodał chochlikowato: „Był on naszym najlepszym szpiegiem, o którym publiczność wie”. Czyli, że USA ma jeszcze inne, znacznie bardziej poważne sukcesy i penetracje, ale pozostają one wciąż tajemnicą. A profesor Poteat nie zamierzał o tym mówić. Jak zwykle.


Innym razem rozmawialiśmy o sztuce obserwacji i tzw. martwych podrzutkach („dead drops”) – tajnych miejscach, gdzie zostawia się wartościowe przedmioty czy raporty. Czasami mogą przypominać kamienie czy skamieliny wydrążone w środku, świetne na mikrofilmy czy diamenty. Zostawia się je tam, a inny szpieg odbiera te przedmioty po jakimś czasie. „Są też inne ich zastosowania – stwierdził Gene z tajemniczym uśmiechem. – Wiem o kamieniach w pewnym moskiewskim parku, które wysyłają wciąż do mnie sygnały, po tylu latach! A w Estonii istniały drzewa, które robiły to samo. Sam sprawdziłem to miejsce, gdy państwa bałtyckie odzyskały niepodległość”. Gene powiedział w ten sposób, że sprzęt, który jego sekcja zainstalowała podczas zimnej wojny w Sowdepii, działał jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Był to wielki sukces inżynierii i kunsztu szpiegowskiego. Ale proszę nie pytać mnie o szczegóły, bo ich nie znam.


Samuel Eugene Poteat („Gene”) był oficerem wywiadowcą oraz wykładowcą w IWP. Zresztą ukończył naszą uczelnię z trzema stopniami magistra. I został, aby uczyć (techint – techniczny wywiad; SIGINT – wywiad sygnałowy; oraz o kobietach w służbach wywiadowczych) – zamiast wylegiwać się na plażach Florydy czy grać w golfa w Arizonie. Otrzymał honorowy stopień doktorski w IWP. I bawił się z nami tak długo, jak mu na to pozwoliło zdrowie. Gene Poteat urodził się i wychował w Karolinie Północnej i Południowej. Służył w wojsku podczas II wojny światowej w Europe. Potem wrócił do domu, studiował w Citadel, gdzie otrzymał stopień bakałarza (licencjat) w inżynierii elektrycznej. Pracował w Bell Labs, gdzie skoncentrował się na systemach naprowadzających rakiet. Stamtąd został zrekrutowany do CIA. Zajmował się m.in. U-2 samolotem szpiegowskim oraz samolotem Lockheed Martin S-71, do którego skonstruował system kamuflujący (cloaking device). Skoncentrował się następnie na systemach rekonesansu kosmicznego i morskiego. Doglądał system monitorujący na całym świecie dla CIA. Pełnił służbę m.in. w Wielkiej Brytanii, Skandynawii, Azji oraz na Bliskim Wschodzie. W rezultacie CIA odznaczyła go Medalem Zasługi, a Narodowe Biuro Rozpoznania – Odznaką Zasług Cywilnych.
Po oficjalnym odejściu na emeryturę (ludzie tacy jak on nigdy nie przechodzą na emeryturę w rzeczywistości) Gene nadal uczył w IWP, szefował organizacji byłych oficerów wywiadu – The Association of Former Intelligence Officers (AFIO), oraz służył w zarządzie Międzynarodowego Muzeum Szpiegostwa w Waszyngtonie.
Dżentelmen z Południa Gene Poteat odszedł od nas, prawdopodobnie tańczy przed naszym Panem, co było jego drugim najbardziej ulubionym hobby po lataniu samolotami.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 9 listopada 2022 r.
Intel z DC

 

 

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe