"W nowej ojczyźnie". Jak Ukraińcy układają sobie życie w Polsce

Swietłana przyjechała do Polski z 12-letnią córką Darią (Daszą) i 8-letnim synem Pawłem (Paszą) niespełna miesiąc po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Decyzja była szybka, ale wcale nie łatwa. – Kilka miesięcy wcześniej skończyliśmy kapitalny remont mieszkania, dobra praca jako główna księgowa, szkoła, rodzina, przyjaciele – wylicza. Ale zwyciężyła obawa o los dzieci, a przede wszystkim świadomość, jaki wpływ będzie miała wojna na ich psychikę.
Swietłana, jej 12-letnia córka Dasza i 8-letni syn Pasza
Swietłana, jej 12-letnia córka Dasza i 8-letni syn Pasza / fot. arch. rodzinne

Znała to z autopsji, obserwując rodziny, które przyjechały ze wschodniej Ukrainy, gdzie wojna rozpoczęła się kilka lat wcześniej. Sama też doświadczyła ogromnej traumy, gdy w pracy, słysząc alarmy przeciwlotnicze, nie mogła przestać myśleć o dzieciach, czy aby zdążyły zejść do schronu. Spakowała więc najpotrzebniejsze rzeczy i po 33-godzinnej podróży autobusem znalazła się w Polsce. Wiedziała, że może liczyć na wsparcie Marzenny, dalekiej krewnej mieszkającej w Rumi k. Gdyni. To ona pomagała jej i nadal pomaga we wszystkim. I dzięki niej mogła dosyć szybko się usamodzielnić, mimo że nigdy wcześniej nie była za granicą i nie znała języka polskiego.

Teraz ma pracę w MOPS-ie jako opiekunka i za to, co zarobi, wynajmuje dwupokojowe mieszkanie w Rumi. Dzieci chodzą tam do szkoły, a ona codziennie dojeżdża do swoich podopiecznych do Gdyni. Jest energiczna, miła, uśmiechnięta, ma w sobie dużo empatii, więc starsze osoby są zadowolone z jej pomocy. Tak jak moja sąsiadka, przez którą ją poznałam. Swietłana też nie narzeka, bo ma pewność zatrudnienia, ubezpieczenie, no i to, co pozwala im na skromne utrzymanie, czyli 500 plus.

Jak to się dziwnie plecie

Swietłana na ogół spotyka się z życzliwością osób, wśród których przebywa. Ale też zdarza się zupełnie niezasłużona wrogość. – Kiedyś w autobusie jakaś starsza pani, gdy usłyszała, że rozmawiam przez telefon po ukraińsku, zaczęła na mnie krzyczeć, że zabieram miejsce Polakom, że jadę bez biletu – opowiada zdenerwowana. – Musiałam wysiąść na następnym przystanku, zwłaszcza że nikt nie stanął w mojej obronie.

Próbuję znaleźć jakieś wytłumaczenie dla takiej postawy, że może to zadawnione rany, może jej rodzina zginęła z rąk Ukraińców… – Ale moja też – przerywa mi Swietłana. Okazuje się, że jej pradziadek Michał, Polak – po wkroczeniu na Wołyń Niemców – został zadenuncjowany przez swoich ukraińskich sąsiadów i zastrzelony. Oszczędzono jego żonę Ukrainkę i syna Włodymyra. Brat pradziadka uciekł wtedy do Polski i to właśnie Marzenna jest jego prawnuczką.

Cała rodzina Swietłany to taki konglomerat różnych nacji: jej ojciec był Białorusinem, ale obaj dziadkowie matki byli Polakami, zresztą nazwiska Frankowski i Potulnicki mówią same za siebie. Jedynie Rosjan nie było wśród jej przodków. Ale ma serdeczną przyjaciółkę Rosjankę Ludmiłę, chrzestną matkę Darii, z którą zawsze rozmawiała tylko po rosyjsku. – 24 lutego Ludmiła zapomniała ten język i zaczęła mówić po ukraińsku – mówi Swietłana.

Jest bardzo dumna ze swojego dziadka weterynarza, który był tak dobry w swoim zawodzie, że mógł odmówić wstąpienia do partii, gdy awansowano go na stanowisko głównego weterynarza w obwodzie. – Pani to rozumie? – upewnia się. Bardzo dobrze, przecież i u nas nie było inaczej.

Jest też dumna z brata Jury, który od razu po rosyjskiej inwazji zgłosił się do wojska. A nie musiał, bo ze względu na chorobę neurologiczną był ze służby wojskowej zwolniony. I choć dobrze zarabiał, zarządzając miejscowym oddziałem znanego banku, wziął bezpłatny urlop, pożegnał rodzinę i poszedł bronić ojczyzny. – Tak długo przebywa w okopach, że zdążył zaprzyjaźnić się z myszką – łagodzi dramatyczną opowieść o walkach Swietłana, bawiąc się z moim kotem. Bratanek w miasteczku akademickim, gdzie studiuje, należy do grupy obrony terytorialnej. Też nie próżnuje. – Była na przykład taka akcja zamalowywania na dachach domów czarnych krzyży, które pojawiły się dla ułatwienie bombardowań różnych obiektów – opowiada. Bratowa z córką wspierają, jak mogą, walczących w obronie ojczyzny. Jej matka, choć raz odwiedziła Polskę, nie chce myśleć o wyjeździe na dłużej, pragnie być blisko tych, którzy jej teraz bardziej potrzebują.

Gdzieś ty nas przywiozła?

Tu wcale nie ma dzieci – słyszała Swietłana od syna na początku pobytu w Polsce. Przyzwyczajony do zabawy na podwórku, wychodził przed dom i nie spotykał żadnych rówieśników. Dopiero gdy poszedł do szkoły i zapisał się do harcerstwa, wszystko się zmieniło. Jego siostrze też na początku nie było łatwo, zwłaszcza że chłopcy ze starszej klasy czasem jej dokuczali. Daria poszła więc do wychowawczyni, ale nie po to, żeby się poskarżyć, ale zaproponować przygotowanie prezentacji o Ukrainie. Nauczycielka bardzo jej pomogła i zaprosiła też klasę, do której chodzili ci chłopcy. Odniosło skutek, skończyły się złośliwe uwagi. A Swietłana podkreśla zaufanie, jakim córka obdarzyła wychowawczynię.

Dasza i Pasza należą do 120 tysięcy ukraińskich dzieci uczących się w polskich szkołach podstawowych. Zostali przyjęci o klasę niżej. Oni nie znali języka, a nauczyciele programu nauczania w szkołach ukraińskich, więc takie rozwiązanie było konieczne. Dziewczynka, która jest szczególnie uzdolniona plastycznie, poza szkołą podstawową, chodziła też do 5-letniej szkoły artystycznej, w której teraz kontynuuje naukę zdalnie, tzn. wykonuje przekazywane jej polecenia i swoje prace przesyła na Ukrainę. A ma się czym pochwalić, jako że zdobywała nagrody nawet na konkursach międzynarodowych.

Takim przełomowym momentem w adaptacji dzieci był obóz harcerski. Gdy tylko Swietłana poszła zapisać dzieci do harcerstwa, harcmistrzyni Aleksandra, drużynowa 17. Rumskiej Drużyny Harcerskiej im. Krystyny Krahelskiej, od razu zaproponowała wyjazd na letni obóz na Kaszubach. Najpierw z wielkimi obawami pojechała Daria. – Pierwszego dnia płakała mi w słuchawkę: nie znam języka, nikogo nie znam – wspomina jej matka. – A kolejnego dnia usłyszałam, że nie ma czasu ze mną rozmawiać.

Paweł jechał więc już na pewniaka. Nic dziwnego, że dzieci chciały też jechać na zimowisko. Jego koszty przekraczały jednak możliwości finansowe Swietłany. I tu z pomocą przyszła drużynowa Ola, która „wychodziła” dla nich pieniądze na opłatę wyjazdu.
Harcerstwo jest czymś, co łączy rodzeństwo z poprzednim etapem ich życia, kiedy to byli aktywnymi uczestnikami Płastu (Narodowej Organizacji Skautowej na Ukrainie). – Idee skautowe są na całym świecie takie same – podkreśla harcmistrzyni – więc nie mieli kłopotu z przystosowaniem się do nowych warunków. Oboje uczestniczą chętnie w wycieczkach, rajdach, biwakach, zbiórkach w terenie i ogniskach, zdobywają kolejne stopnie i sprawności. Szczególnie aktywna jest Daria, bardzo otwarta, lubiana i pomocna. Ostatnio zgłosiła się do prowadzenia warsztatów przygotowywania pisanek wielkanocnych.

Na tęsknotę nie ma czasu

Swietłana opiekuje się pięcioma osobami. Codziennie ma czworo podopiecznych (do niektórych przychodzi kilka razy w tygodniu). W piątkowe popołudnie zajęcia dla opiekunów medycznych w Cosinusie. W sobotę już o 7 rano u starszej pani, a później znów szkoła, podobnie jak w niedzielne przedpołudnie. Właśnie jest w połowie kursu, który trwa półtora roku. Dla dzieci nie ma więc za dużo czasu, to one pomagają jej w domu, pomagają też w nauce języka. No i zawsze można liczyć na wsparcie kuzynki, która mieszka w tym samym bloku.

Właśnie Marzenna była inicjatorką wypełnienia kart zgłoszeniowych do Pierwszej Komunii Świętej. Wystarczyło świadectwo chrztu i rodzeństwo zaczęło uczęszczać w soboty na katechezę przygotowującą do sakramentu. Teraz cała rodzina żyje tym wydarzeniem, są już gotowe alby, wszyscy myślą o pamiątkach. – To dla mnie ważne – podkreśla Swietłana, która z największą pieczołowitością przechowuje w domu ubranka i wszystko, co upamiętnia chrzest jej dzieci. Jeśli tylko może, przychodzi na zebrania rodziców dzieci pierwszokomunijnych, a gdy jest zajęta, zastępuje ją kuzynka. – Widać ich zaangażowanie, widać też, że dzieci dobrze się czują w tej wspólnocie – ocenia ksiądz prowadzący nauki.

Święta również były zgodne z polską, katolicką tradycją. To już druga Wielkanoc w nowej ojczyźnie. Pierwsza była wypełniona wielkim smutkiem. Nie mogło być inaczej niespełna miesiąc po opuszczeniu kraju ogarniętego wojną, strachem o los bliskich, obawami o własną przyszłość. Zamiast radości Zmartwychwstania był smutek rozstania. Teraz tym wszystkim troskom towarzyszy nadzieja, że zdołają przetrwać i rozpocząć życie na nowo. Już rozpoczęli.

Zostać w Polsce

Taką decyzję Swietłana podjęła, gdy zobaczyła, że dzieci zaadaptowały się do nowych warunków, a i ona zdołała odnaleźć się w tak zupełnie odmiennej od dotychczasowej profesji. Jaką przyszłość by dla siebie zaplanowała? – Planować to ja przestałam 24 lutego 2022 roku – mówi z gorzkim uśmiechem. – Jeszcze poprzedniego dnia rozmawiałam w sprawie nowej pracy, jeszcze umawiałam się na wyjazd na wakacje… Teraz żyjemy trochę z dnia na dzień.

Na pewno dużym ułatwieniem byłaby Karta Polaka. Chciałaby się o nią starać, ale nie jest pewna, czy uda jej się spełnić wszystkie warunki. I to zarówno te, które od niej nie zależą (polscy przodkowie), jak i te, na które ma wpływ, jak znajomość języka polskiego, choć tu duże znaczenie miałby zdany egzamin w Szkole Branżowej Cosinus. Może też mogłaby wtedy pokusić się o nostryfikację dyplomu ukończenia wyższej uczelni. Na razie jednak obywatele Ukrainy nie mogą składać w Polsce wniosków. Pozostaje więc oczekiwanie na rozwiązania, jakie rząd przyjmie wobec tych, którzy w Polsce chcieliby znaleźć swoją drugą ojczyznę.

Tekst pochodzi z 19 (1789) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
To ten człowiek stworzył z „polskiego programisty” symbol narodowy gorące
To ten człowiek stworzył z „polskiego programisty” symbol narodowy

To ten człowiek swoją misją edukacyjną stworzył z „polskiego programisty” symbol narodowy! To dzięki niemu i jego uczniom obok USA i Chin nasz kraj stał się liderem międzynarodowych olimpiad informatycznych.

Musimy to zrobić szybko. Zełenski wskazał warunek zakończenia wojny z ostatniej chwili
"Musimy to zrobić szybko". Zełenski wskazał warunek zakończenia wojny

Wołodymyr Zełenski sugeruje, że w zamian za członkostwo Kijowa w NATO jest gotowy na porozumienie z Rosją, nawet jeśli Moskwa nie odda od razu zajętych ukraińskich terenów - podała w piątek Sky News. Stacja podkreśliła, że jest to pierwszy wywiad, w którym ukraiński prezydent mówił o czasowej rezygnacji z ziem kontrolowanych obecnie przez Rosję.

Roszady na czele ukraińskiej armii. Jest nowy dowódca Wiadomości
Roszady na czele ukraińskiej armii. Jest nowy dowódca

Nowym dowódcą wojsk lądowych Ukrainy został generał Mychajło Drapaty, zaś zastępcą naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy płk Ołeh Apostoł – poinformował w piątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w mediach społecznościowych po posiedzeniu naczelnego dowództwa.

Pilne doniesienia z Pałacu Buckingham. Ważna decyzja króla Karola III z ostatniej chwili
Pilne doniesienia z Pałacu Buckingham. Ważna decyzja króla Karola III

Król Karol III podjął ważną decyzję dotyczącą swojego stylu życia. Monarcha postanowił wyeliminować czerwone mięso ze swojej diety. Jak ujawnił Tom Parker Bowles, syn królowej Kamili, zmiana ta może mieć związek z jego troską o zdrowie. 

Putin się nie zatrzyma. Alarmujące słowa brytyjskiego polityka z ostatniej chwili
"Putin się nie zatrzyma". Alarmujące słowa brytyjskiego polityka

Jeśli przywódca Rosji Władimir Putin zwasalizuje Ukrainę, to nie zatrzyma się na niej, a wówczas bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii, Francji, Europy, bezpieczeństwo transatlantyckie byłoby zagrożone - ostrzegł w piątek w Paryżu szef brytyjskiego wywiadu MI6 Richard Moore.

Pilny komunikat GIS. Produkt wycofano ze sprzedaży z ostatniej chwili
Pilny komunikat GIS. Produkt wycofano ze sprzedaży

GIS wydał nowe ostrzeżenie dla konsumentów. Na ten produkt należy uważać.

Nie żyje polski medalista mistrzostw Europy z ostatniej chwili
Nie żyje polski medalista mistrzostw Europy

Media obiegła informacja o śmierci Czesława Kura. Wybitny zawodnik, dwukrotny brązowy medalista mistrzostw Europy, odszedł w wieku 81 lat, zaledwie kilka dni po swoich urodzinach. Smutną wiadomość przekazał Polski Związek Judo, wspominając go jako „wielką ikonę”.

Problemy Polski 2050. Wiceminister odchodzi z resortu z ostatniej chwili
Problemy Polski 2050. Wiceminister odchodzi z resortu

Wiceminister aktywów Jacek Bartmiński z Polski 2050 poinformował w piątek na platformie X, że odchodzi z resortu. W oświadczeniu, opublikowanym przez Polskę 2050 Bartmiński napisał, że jego odwołanie jest dokonaną przez premiera oceną nadzorowania jednej ze spółek - PLL LOT.

Nie wiedziałem. Putin przeprasza Merkel za sytuację sprzed lat z ostatniej chwili
"Nie wiedziałem". Putin przeprasza Merkel za sytuację sprzed lat

Władimir Putin odniósł się do wspomnienia Angeli Merkel z 2007 roku, kiedy to podczas spotkania w Soczi przyprowadził swojego labradora, mimo że ówczesna kanclerz Niemiec bała się psów. Rosyjski prezydent zaprzeczył, jakoby jego intencją było przestraszenie Merkel. „Nie wiedziałem o jej strachu przed psami. Gdybym wiedział, nigdy bym tego nie zrobił” - zapewnił podczas konferencji prasowej.

Patostreamer Crawly zatrzymany przez policję w Warszawie z ostatniej chwili
Patostreamer Crawly zatrzymany przez policję w Warszawie

Warszawscy policjanci i Straż Graniczna zatrzymali patostreamera „Crawly” - podał rzecznik prasowy MSWiA Jacek Dobrzyński. Dodał też, że zostanie on wydalony z kraju. Crawly, choć deklaruje chęć życia w Rosji, jest z pochodzenia Ukraińcem.

REKLAMA

"W nowej ojczyźnie". Jak Ukraińcy układają sobie życie w Polsce

Swietłana przyjechała do Polski z 12-letnią córką Darią (Daszą) i 8-letnim synem Pawłem (Paszą) niespełna miesiąc po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Decyzja była szybka, ale wcale nie łatwa. – Kilka miesięcy wcześniej skończyliśmy kapitalny remont mieszkania, dobra praca jako główna księgowa, szkoła, rodzina, przyjaciele – wylicza. Ale zwyciężyła obawa o los dzieci, a przede wszystkim świadomość, jaki wpływ będzie miała wojna na ich psychikę.
Swietłana, jej 12-letnia córka Dasza i 8-letni syn Pasza
Swietłana, jej 12-letnia córka Dasza i 8-letni syn Pasza / fot. arch. rodzinne

Znała to z autopsji, obserwując rodziny, które przyjechały ze wschodniej Ukrainy, gdzie wojna rozpoczęła się kilka lat wcześniej. Sama też doświadczyła ogromnej traumy, gdy w pracy, słysząc alarmy przeciwlotnicze, nie mogła przestać myśleć o dzieciach, czy aby zdążyły zejść do schronu. Spakowała więc najpotrzebniejsze rzeczy i po 33-godzinnej podróży autobusem znalazła się w Polsce. Wiedziała, że może liczyć na wsparcie Marzenny, dalekiej krewnej mieszkającej w Rumi k. Gdyni. To ona pomagała jej i nadal pomaga we wszystkim. I dzięki niej mogła dosyć szybko się usamodzielnić, mimo że nigdy wcześniej nie była za granicą i nie znała języka polskiego.

Teraz ma pracę w MOPS-ie jako opiekunka i za to, co zarobi, wynajmuje dwupokojowe mieszkanie w Rumi. Dzieci chodzą tam do szkoły, a ona codziennie dojeżdża do swoich podopiecznych do Gdyni. Jest energiczna, miła, uśmiechnięta, ma w sobie dużo empatii, więc starsze osoby są zadowolone z jej pomocy. Tak jak moja sąsiadka, przez którą ją poznałam. Swietłana też nie narzeka, bo ma pewność zatrudnienia, ubezpieczenie, no i to, co pozwala im na skromne utrzymanie, czyli 500 plus.

Jak to się dziwnie plecie

Swietłana na ogół spotyka się z życzliwością osób, wśród których przebywa. Ale też zdarza się zupełnie niezasłużona wrogość. – Kiedyś w autobusie jakaś starsza pani, gdy usłyszała, że rozmawiam przez telefon po ukraińsku, zaczęła na mnie krzyczeć, że zabieram miejsce Polakom, że jadę bez biletu – opowiada zdenerwowana. – Musiałam wysiąść na następnym przystanku, zwłaszcza że nikt nie stanął w mojej obronie.

Próbuję znaleźć jakieś wytłumaczenie dla takiej postawy, że może to zadawnione rany, może jej rodzina zginęła z rąk Ukraińców… – Ale moja też – przerywa mi Swietłana. Okazuje się, że jej pradziadek Michał, Polak – po wkroczeniu na Wołyń Niemców – został zadenuncjowany przez swoich ukraińskich sąsiadów i zastrzelony. Oszczędzono jego żonę Ukrainkę i syna Włodymyra. Brat pradziadka uciekł wtedy do Polski i to właśnie Marzenna jest jego prawnuczką.

Cała rodzina Swietłany to taki konglomerat różnych nacji: jej ojciec był Białorusinem, ale obaj dziadkowie matki byli Polakami, zresztą nazwiska Frankowski i Potulnicki mówią same za siebie. Jedynie Rosjan nie było wśród jej przodków. Ale ma serdeczną przyjaciółkę Rosjankę Ludmiłę, chrzestną matkę Darii, z którą zawsze rozmawiała tylko po rosyjsku. – 24 lutego Ludmiła zapomniała ten język i zaczęła mówić po ukraińsku – mówi Swietłana.

Jest bardzo dumna ze swojego dziadka weterynarza, który był tak dobry w swoim zawodzie, że mógł odmówić wstąpienia do partii, gdy awansowano go na stanowisko głównego weterynarza w obwodzie. – Pani to rozumie? – upewnia się. Bardzo dobrze, przecież i u nas nie było inaczej.

Jest też dumna z brata Jury, który od razu po rosyjskiej inwazji zgłosił się do wojska. A nie musiał, bo ze względu na chorobę neurologiczną był ze służby wojskowej zwolniony. I choć dobrze zarabiał, zarządzając miejscowym oddziałem znanego banku, wziął bezpłatny urlop, pożegnał rodzinę i poszedł bronić ojczyzny. – Tak długo przebywa w okopach, że zdążył zaprzyjaźnić się z myszką – łagodzi dramatyczną opowieść o walkach Swietłana, bawiąc się z moim kotem. Bratanek w miasteczku akademickim, gdzie studiuje, należy do grupy obrony terytorialnej. Też nie próżnuje. – Była na przykład taka akcja zamalowywania na dachach domów czarnych krzyży, które pojawiły się dla ułatwienie bombardowań różnych obiektów – opowiada. Bratowa z córką wspierają, jak mogą, walczących w obronie ojczyzny. Jej matka, choć raz odwiedziła Polskę, nie chce myśleć o wyjeździe na dłużej, pragnie być blisko tych, którzy jej teraz bardziej potrzebują.

Gdzieś ty nas przywiozła?

Tu wcale nie ma dzieci – słyszała Swietłana od syna na początku pobytu w Polsce. Przyzwyczajony do zabawy na podwórku, wychodził przed dom i nie spotykał żadnych rówieśników. Dopiero gdy poszedł do szkoły i zapisał się do harcerstwa, wszystko się zmieniło. Jego siostrze też na początku nie było łatwo, zwłaszcza że chłopcy ze starszej klasy czasem jej dokuczali. Daria poszła więc do wychowawczyni, ale nie po to, żeby się poskarżyć, ale zaproponować przygotowanie prezentacji o Ukrainie. Nauczycielka bardzo jej pomogła i zaprosiła też klasę, do której chodzili ci chłopcy. Odniosło skutek, skończyły się złośliwe uwagi. A Swietłana podkreśla zaufanie, jakim córka obdarzyła wychowawczynię.

Dasza i Pasza należą do 120 tysięcy ukraińskich dzieci uczących się w polskich szkołach podstawowych. Zostali przyjęci o klasę niżej. Oni nie znali języka, a nauczyciele programu nauczania w szkołach ukraińskich, więc takie rozwiązanie było konieczne. Dziewczynka, która jest szczególnie uzdolniona plastycznie, poza szkołą podstawową, chodziła też do 5-letniej szkoły artystycznej, w której teraz kontynuuje naukę zdalnie, tzn. wykonuje przekazywane jej polecenia i swoje prace przesyła na Ukrainę. A ma się czym pochwalić, jako że zdobywała nagrody nawet na konkursach międzynarodowych.

Takim przełomowym momentem w adaptacji dzieci był obóz harcerski. Gdy tylko Swietłana poszła zapisać dzieci do harcerstwa, harcmistrzyni Aleksandra, drużynowa 17. Rumskiej Drużyny Harcerskiej im. Krystyny Krahelskiej, od razu zaproponowała wyjazd na letni obóz na Kaszubach. Najpierw z wielkimi obawami pojechała Daria. – Pierwszego dnia płakała mi w słuchawkę: nie znam języka, nikogo nie znam – wspomina jej matka. – A kolejnego dnia usłyszałam, że nie ma czasu ze mną rozmawiać.

Paweł jechał więc już na pewniaka. Nic dziwnego, że dzieci chciały też jechać na zimowisko. Jego koszty przekraczały jednak możliwości finansowe Swietłany. I tu z pomocą przyszła drużynowa Ola, która „wychodziła” dla nich pieniądze na opłatę wyjazdu.
Harcerstwo jest czymś, co łączy rodzeństwo z poprzednim etapem ich życia, kiedy to byli aktywnymi uczestnikami Płastu (Narodowej Organizacji Skautowej na Ukrainie). – Idee skautowe są na całym świecie takie same – podkreśla harcmistrzyni – więc nie mieli kłopotu z przystosowaniem się do nowych warunków. Oboje uczestniczą chętnie w wycieczkach, rajdach, biwakach, zbiórkach w terenie i ogniskach, zdobywają kolejne stopnie i sprawności. Szczególnie aktywna jest Daria, bardzo otwarta, lubiana i pomocna. Ostatnio zgłosiła się do prowadzenia warsztatów przygotowywania pisanek wielkanocnych.

Na tęsknotę nie ma czasu

Swietłana opiekuje się pięcioma osobami. Codziennie ma czworo podopiecznych (do niektórych przychodzi kilka razy w tygodniu). W piątkowe popołudnie zajęcia dla opiekunów medycznych w Cosinusie. W sobotę już o 7 rano u starszej pani, a później znów szkoła, podobnie jak w niedzielne przedpołudnie. Właśnie jest w połowie kursu, który trwa półtora roku. Dla dzieci nie ma więc za dużo czasu, to one pomagają jej w domu, pomagają też w nauce języka. No i zawsze można liczyć na wsparcie kuzynki, która mieszka w tym samym bloku.

Właśnie Marzenna była inicjatorką wypełnienia kart zgłoszeniowych do Pierwszej Komunii Świętej. Wystarczyło świadectwo chrztu i rodzeństwo zaczęło uczęszczać w soboty na katechezę przygotowującą do sakramentu. Teraz cała rodzina żyje tym wydarzeniem, są już gotowe alby, wszyscy myślą o pamiątkach. – To dla mnie ważne – podkreśla Swietłana, która z największą pieczołowitością przechowuje w domu ubranka i wszystko, co upamiętnia chrzest jej dzieci. Jeśli tylko może, przychodzi na zebrania rodziców dzieci pierwszokomunijnych, a gdy jest zajęta, zastępuje ją kuzynka. – Widać ich zaangażowanie, widać też, że dzieci dobrze się czują w tej wspólnocie – ocenia ksiądz prowadzący nauki.

Święta również były zgodne z polską, katolicką tradycją. To już druga Wielkanoc w nowej ojczyźnie. Pierwsza była wypełniona wielkim smutkiem. Nie mogło być inaczej niespełna miesiąc po opuszczeniu kraju ogarniętego wojną, strachem o los bliskich, obawami o własną przyszłość. Zamiast radości Zmartwychwstania był smutek rozstania. Teraz tym wszystkim troskom towarzyszy nadzieja, że zdołają przetrwać i rozpocząć życie na nowo. Już rozpoczęli.

Zostać w Polsce

Taką decyzję Swietłana podjęła, gdy zobaczyła, że dzieci zaadaptowały się do nowych warunków, a i ona zdołała odnaleźć się w tak zupełnie odmiennej od dotychczasowej profesji. Jaką przyszłość by dla siebie zaplanowała? – Planować to ja przestałam 24 lutego 2022 roku – mówi z gorzkim uśmiechem. – Jeszcze poprzedniego dnia rozmawiałam w sprawie nowej pracy, jeszcze umawiałam się na wyjazd na wakacje… Teraz żyjemy trochę z dnia na dzień.

Na pewno dużym ułatwieniem byłaby Karta Polaka. Chciałaby się o nią starać, ale nie jest pewna, czy uda jej się spełnić wszystkie warunki. I to zarówno te, które od niej nie zależą (polscy przodkowie), jak i te, na które ma wpływ, jak znajomość języka polskiego, choć tu duże znaczenie miałby zdany egzamin w Szkole Branżowej Cosinus. Może też mogłaby wtedy pokusić się o nostryfikację dyplomu ukończenia wyższej uczelni. Na razie jednak obywatele Ukrainy nie mogą składać w Polsce wniosków. Pozostaje więc oczekiwanie na rozwiązania, jakie rząd przyjmie wobec tych, którzy w Polsce chcieliby znaleźć swoją drugą ojczyznę.

Tekst pochodzi z 19 (1789) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe