Mamy raczej rząd zacofania i zastoju niż postępu

Lewicowo-liberalna koalicja wygrała wybory, proponując skok w nowoczesność. Nie zauważyła jednak, że dla Polaków oznacza to raczej budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego niż pigułkę „dzień po” i aborcję na życzenie.
Donald Tusk Mamy raczej rząd zacofania i zastoju niż postępu
Donald Tusk / fot. PAP/Leszek Szymański

Wściekłość, którą w politykach rządzącej koalicji wywołał społeczny ruch wspierania budowy CPK, w pierwszej chwili trudno zrozumieć. Przecież lewicowo-liberalny rząd, reagując pozytywnie na aspiracje większości Polaków, mógłby łatwo zyskać dodatkowe punkty poparcia i wzmocnić swoją pozycję – zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Jest jednak inaczej: ekipa premiera Donalda Tuska nie wystąpiła o dofinansowanie z budżetu UE połączeń kolejowych, które są elementem CPK, wojewoda zwrócił do uzupełnienia decyzję środowiskową, a kolejni politycy PO starają się podważać sensowność tej inwestycji. Z dużym prawdopodobieństwem można dziś stwierdzić, że ekipa Donalda Tuska zrobi wszystko, by ten port nie powstał.

Strach w oczach

Można oczywiście uznać, że rząd premiera Tuska za wszelką cenę próbuje wstrzymać tę inwestycję, bo tak każą mu Niemcy. Podobnie jest zresztą z rozbudową portu kontenerowego w Świnoujściu, budową fabryk Intela czy firmy CATL, która zajmuje się bateriami samochodowymi, oraz stawianiem elektrowni atomowych. Wszystkie te projekty bezpośrednio lub pośrednio rzeczywiście odbiją się na niemieckiej gospodarce – albo zmniejszają one wpływy do budżetu tego kraju, albo zwiększają polską konkurencyjność, albo stanowią zagrożenie dla niemieckich firm.

Nawet jeśli tego rodzaju bodźce naprawdę mają wpływ na decyzje polskiego rządu, to przecież PO przeciwstawiała się także innym wielkim projektom, które nie uderzały w Niemcy. Chodzi choćby o przekop Mierzei Wiślanej czy budowę drogi Via Carpatia, która ma biec od Kłajpedy na Litwie przez Polskę, Węgry, Rumunię, Bułgarię do Grecji.

Nie chodzi więc tylko o strach przed zagrożeniem interesom Berlina, ale także brak umiejętności do realizowania dużych projektów. Wielki plan budowy autostrad na Euro 2012 nie dość, że nie został zrealizowany na czas, to jeszcze – co gorsza – doprowadził do serii bankructw polskich podwykonawców, które wywołały poważny kryzys branży budowlanej. Projekt budowy elektrowni atomowej za poprzednich rządów skończył się na powołaniu spółki celowej, której głównym osiągnięciem było sponsorowanie żeńskiej ligowej drużyny koszykówki. Prace nad uruchomieniem gazoportu, który dziś jest fundamentem naszej niezależności energetycznej i gwarantem rozwoju, zostały opóźnione o ponad dwa lata. Jeszcze gorzej było z gazowym połączeniem z Norwegią – projekt Baltic Pipe został zarzucony w ogóle.

Dla lewicowo-liberalnej koalicji postęp i nowoczesność nie oznaczają innowacyjnej gospodarki, zaawansowanych technologicznie fabryk i kształcenia specjalistów o unikalnych w świecie kompetencjach, ale zmiany kulturowe oraz obyczajowe. To one są dla nich miarą postępu, bo pozwalają wyzwolić się z ograniczeń tradycyjnego społeczeństwa. Ich niewątpliwą zaletą jest także fakt, że umożliwiają zarządzanie emocjami. Budowanie jest nudne i mozolne, natomiast aborcja, pigułka „po” czy edukacja seksualna w szkole wywołują natychmiastową burzę.

Nienawiść na wyciągnięcie ręki

Dlatego początkowo argumentem przeciwko budowie CPK miała być megalomania i gigantomania poprzedników. Zwykle tego rodzaju zabiegi działały, ponieważ przychylne Donaldowi Tuskowi media zawsze chętnie śmiały się z wizji Jarosława Kaczyńskiego. Tym razem stało się jednak inaczej. Wielu ekspertów, a nawet wspierających zwykle rząd dziennikarzy, wskazało, że ten port nie tylko nie będzie największy w Europie, ale co ważniejsze szybko zacznie przynosić dochody. Fachowcy na tyle precyzyjnie obalali wszystkie argumenty przeciwników inwestycji, że ci bali się nawet uczestniczyć w debatach na jej temat.

Wówczas Donald Tusk, a za nim jego posłowie i akolici, sięgnęli po inną sprawdzoną broń – oczernianie. Sygnał padł podczas posiedzenia rady gabinetowej, gdy premier epatował sumami wydanymi m.in. na promocję i „propagandę”. Natychmiast dodał, że to właśnie te pieniądze są powodem wyjątkowo szerokiego poparcia wielu ekspertów i publicystów dla tej inwestycji.

To jest zabieg, który PO stosowała wielokrotnie – zastąpić merytoryczną dyskusję eksplozją emocji. Obecny premier nie wyliczył przecież, na co w rzeczywistości zostały wydane te pieniądze. Gdyby to zrobił, okazałoby się, że znaczna część trafiła do lokalnych społeczności, które trzeba było informować o etapie prac, zasadach wykupu nieruchomości, lokalizacji tego projektu itp. Każda firma realizująca dużą inwestycję musi pozyskać przychylność miejscowych, dlatego organizuje dla nich festyny, wspiera szkoły, parafie, koła gospodyń wiejskich czy ochotniczą straż pożarną. To jednak brzmi banalnie. Znacznie więcej zawiści i niechęci wzbudzi przekaz, że oto kilku sprzedajnych ekspertów przytuliło ponad dwadzieścia pięć milionów i dlatego teraz gardłują za powstaniem CPK. Nie w interesie całego społeczeństwa, wzrostu gospodarczego, rozwoju kraju, ale własnym.

Ta narracja, mimo prób rozliczania ekspertów i wciągania ich w dyskusję o sowitych honorariach, nie utrzymała się długo. Raczej obnażyła stosunek Donalda Tuska i jego rządu do aktywnej części społeczeństwa, która domaga się od władzy działań prorozwojowych. Właściwie spowodowała efekt odwrotny – spontanicznie powstało stowarzyszenie #TakdlaCPK, którego celem jest doprowadzenie do realizacji inwestycji. W ciągu kilku dni liczba jego członków przekroczyła dwadzieścia dwa tysiące i stale rośnie. Politycy rządzącej koalicji nie spodziewali się, że banalna z ich punktu widzenia sprawa, jak inwestycja w infrastrukturę, zmobilizuje tak wiele grup społecznych – różnych pod względem dochodów, poglądów politycznych czy miejsca zamieszkania. Tych ludzi połączyły aspiracje i ambicje, których ekipa Donalda Tuska nie rozumie. Istotą jego polityki jest tylko podnoszenie temperatury sporu.

CZYTAJ TAKŻE: Niemiecki rząd ugina się przed protestem rolników

Postęp to rewolucja

Premier doskonale wie, że jest to skuteczna metoda, gdyż tego oczekują od niego jego wyborcy. Wbrew retoryce miłości i uśmiechu osoby o poglądach lewicowych i liberalnych wykazują się znacznie wyższym poziom niechęci do osób o poglądach konserwatywnych niż odwrotnie. Pokazały to na przykład opracowania Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego z 2019 r. Osoby o poglądach lewicowych i liberalnych znacznie częściej odhumanizowują ludzi o przekonaniach konserwatywnych, prawie czterokrotnie częściej deklarują, że nie byłyby w stanie pracować w jednym miejscu z osobami o odmiennych poglądach, znacznie rzadziej deklarują też do nich zaufanie. Ponadto wyborcy partii lewicowych i liberalnych znacząco przeceniali niechęć ze strony konserwatystów, przy czym deklarowali znacznie rzadsze niż konserwatyści kontakty z politycznymi oponentami.

Próby wykluczania grup społecznych – dużych i małych – z powodu ich poglądów czy dążeń trafiały więc do tej pory na bardzo podatny grunt. Sprzeciw wobec rezygnacji z budowy CPK jest nowością, ale nie zmieni zasadniczo polityki obecnego rządu.

Już teraz widać jasno, że jego priorytetem jest otwarcie możliwie największej liczby frontów światopoglądowych, które zmuszą obywateli do opowiedzenia się po jednej ze stron. Nie będzie więc wielkiej narodowej debaty o modernizacji armii, energetyce jądrowej, rozwoju transportu, skutkach ograniczania emisji CO2 czy rolnictwie. Zamiast tego czeka nas spór o aborcję, pigułkę „dzień po”, eliminowanie z programów szkolnych wzorców patriotycznych, zastępowanie utworów romantyków twórczością Olgi Tokarczuk.

Realny rozwój musi ustąpić miejsca wojnie ideologicznej, która pozwala zajmować coraz to nowsze obszary zbiorowej świadomości. Jak bardzo jest to skuteczna strategia, pokazała hiszpańska lewica. Co prawda, doprowadziła ona kraj do kryzysu – np. bezrobocie wśród młodych od dawna jest najwyższe w Europie – ale za to jest ona w stanie długo utrzymywać władzę.

Sprawnie przeprowadzona inżynieria społeczna – a przecież rząd premiera Tuska dysponuje wszelkimi narzędziami, by takie metody stosować: przychylne media, elity akademickie i prawnicze, wsparcie administracji Unii Europejskiej – spowoduje, że każdy, nawet najbardziej merytoryczny spór, stanie się elementem wojny ideologicznej. Rozwój przemysłu zostanie uznany za zagrożenie dla klimatu, podobnie jak jedzenie mięsa czy jeżdżenie samochodem. Mieszkanie stanie się prawem, a nie towarem, będzie więc można – jak w Hiszpanii – kwestionować prawo własności.

W efekcie prowadzi to do zaniechania prac nad dużymi projektami prorozwojowymi i skutkuje skupieniem się na rewolucji w każdej dziedzinie życia. Dla strażników ideologii nie są istotne: poziom życia obywateli, rozwój firm, miejsca pracy czy poziom nauki, ale zbiorowa społeczna terapia, która ma stworzyć lepszego, bardziej świadomego i nowocześniejszego człowieka, a ostateczne zerwać ze starym porządkiem. Nawet jeśli oznacza to cofnięcie się w realnym rozwoju.

CZYTAJ TAKŻE: Tortury, bestialstwo, zapomnienie. Wyklętych skazywano na podwójną śmierć

Tekst pochodzi z 9 (1830) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Odrażający, antychrześcijański skandal na otwarciu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu [VIDEO, FOTO] z ostatniej chwili
Odrażający, antychrześcijański skandal na otwarciu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu [VIDEO, FOTO]

Dziś ma miejsc otwarcie Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Nie obyło się bez skandalu.

Nowe świadczenie. Posłowie zdecydowali ws. renty wdowiej z ostatniej chwili
Nowe świadczenie. Posłowie zdecydowali ws. renty wdowiej

Sejm uchwalił nowelizację ustawy o emeryturach i rentach, która wprowadza tzw. "rentę wdowią". Nowe przepisy przewidują dodatkowe świadczenie dla owdowiałych od 1 stycznia 2027 roku.

Niepokojące doniesienia z granicy polsko-niemieckiej. Niemieckie służby podały dane z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia z granicy polsko-niemieckiej. Niemieckie służby podały dane

Niemieckie służby opublikowały raport dotyczący sytuacji na polsko-niemieckiej granicy. Podano dane.

Skandal w Niemczech. W Berlinie miały powstać mieszkania socjalne, powstało co innego tylko u nas
Skandal w Niemczech. W Berlinie miały powstać mieszkania socjalne, powstało co innego

Przy ulicy Lisa-Fittko-Straße w Berlinie miało powstać 215 mieszkań socjalnych. Koszty wynajmu mieszkań to jeden z najważniejszych tematów i bolączką niemieckiej stolicy.

Burza wokół pogrzebu Jacka Jaworka. Mieszkańcy mówią wprost z ostatniej chwili
Burza wokół pogrzebu Jacka Jaworka. Mieszkańcy mówią wprost

Nikt do tej pory nie zgłosił się po odebranie ciała Jacka Jaworka. Prokuratura czeka na decyzję rodziny, ale wszystko wskazuje na to, że potrójnego zabójcę z Borowców będzie musiała pochować opieka społeczna.

Pilna ewakuacja w Paryżu. Policja odnalazła podejrzaną paczkę z ostatniej chwili
Pilna ewakuacja w Paryżu. Policja odnalazła podejrzaną paczkę

Tuż przed startem ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu policja zdecydowała o pilnej ewakuacji placu nieopodal trasy pochodu sportowców.

Nowa składka zdrowotna dla przedsiębiorców. Minister Finansów podał datę z ostatniej chwili
Nowa składka zdrowotna dla przedsiębiorców. Minister Finansów podał datę

Minister Finansów Andrzej Domański zapowiedział w Sejmie, że od 1 stycznia 2025 roku zlikwidowana zostanie składka zdrowotna dla przedsiębiorców od sprzedaży środków trwałych.

Znany program znika z TVP2 po 33 latach z ostatniej chwili
Znany program znika z TVP2 po 33 latach

Po ponad 30 latach z anteny TVP2 znika "Panorama". Nowa "Panorama" ma mieć teraz nową formułę i będzie emitowana w TVP Info.

Nergal nie odpowie za znieważenie godła. Jest decyzja prokuratury z ostatniej chwili
Nergal nie odpowie za znieważenie godła. Jest decyzja prokuratury

Prokuratura Regionalna w Gdańsku poinformowała o wycofaniu zarzutów wobec Adama "Nergala" Darskiego i jego współpracowników dotyczących znieważenia polskiego godła.

Przełomowe odkrycie na Marsie. Naukowcy są zdumieni z ostatniej chwili
Przełomowe odkrycie na Marsie. Naukowcy są zdumieni

Łazik Perseverance dokonał na Marsie niezwykłego odkrycia. Chodzi o skałę o nazwie "Cheyava Falls", która może zawierać ślady dawnego życia na Czerwonej Planecie.

REKLAMA

Mamy raczej rząd zacofania i zastoju niż postępu

Lewicowo-liberalna koalicja wygrała wybory, proponując skok w nowoczesność. Nie zauważyła jednak, że dla Polaków oznacza to raczej budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego niż pigułkę „dzień po” i aborcję na życzenie.
Donald Tusk Mamy raczej rząd zacofania i zastoju niż postępu
Donald Tusk / fot. PAP/Leszek Szymański

Wściekłość, którą w politykach rządzącej koalicji wywołał społeczny ruch wspierania budowy CPK, w pierwszej chwili trudno zrozumieć. Przecież lewicowo-liberalny rząd, reagując pozytywnie na aspiracje większości Polaków, mógłby łatwo zyskać dodatkowe punkty poparcia i wzmocnić swoją pozycję – zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Jest jednak inaczej: ekipa premiera Donalda Tuska nie wystąpiła o dofinansowanie z budżetu UE połączeń kolejowych, które są elementem CPK, wojewoda zwrócił do uzupełnienia decyzję środowiskową, a kolejni politycy PO starają się podważać sensowność tej inwestycji. Z dużym prawdopodobieństwem można dziś stwierdzić, że ekipa Donalda Tuska zrobi wszystko, by ten port nie powstał.

Strach w oczach

Można oczywiście uznać, że rząd premiera Tuska za wszelką cenę próbuje wstrzymać tę inwestycję, bo tak każą mu Niemcy. Podobnie jest zresztą z rozbudową portu kontenerowego w Świnoujściu, budową fabryk Intela czy firmy CATL, która zajmuje się bateriami samochodowymi, oraz stawianiem elektrowni atomowych. Wszystkie te projekty bezpośrednio lub pośrednio rzeczywiście odbiją się na niemieckiej gospodarce – albo zmniejszają one wpływy do budżetu tego kraju, albo zwiększają polską konkurencyjność, albo stanowią zagrożenie dla niemieckich firm.

Nawet jeśli tego rodzaju bodźce naprawdę mają wpływ na decyzje polskiego rządu, to przecież PO przeciwstawiała się także innym wielkim projektom, które nie uderzały w Niemcy. Chodzi choćby o przekop Mierzei Wiślanej czy budowę drogi Via Carpatia, która ma biec od Kłajpedy na Litwie przez Polskę, Węgry, Rumunię, Bułgarię do Grecji.

Nie chodzi więc tylko o strach przed zagrożeniem interesom Berlina, ale także brak umiejętności do realizowania dużych projektów. Wielki plan budowy autostrad na Euro 2012 nie dość, że nie został zrealizowany na czas, to jeszcze – co gorsza – doprowadził do serii bankructw polskich podwykonawców, które wywołały poważny kryzys branży budowlanej. Projekt budowy elektrowni atomowej za poprzednich rządów skończył się na powołaniu spółki celowej, której głównym osiągnięciem było sponsorowanie żeńskiej ligowej drużyny koszykówki. Prace nad uruchomieniem gazoportu, który dziś jest fundamentem naszej niezależności energetycznej i gwarantem rozwoju, zostały opóźnione o ponad dwa lata. Jeszcze gorzej było z gazowym połączeniem z Norwegią – projekt Baltic Pipe został zarzucony w ogóle.

Dla lewicowo-liberalnej koalicji postęp i nowoczesność nie oznaczają innowacyjnej gospodarki, zaawansowanych technologicznie fabryk i kształcenia specjalistów o unikalnych w świecie kompetencjach, ale zmiany kulturowe oraz obyczajowe. To one są dla nich miarą postępu, bo pozwalają wyzwolić się z ograniczeń tradycyjnego społeczeństwa. Ich niewątpliwą zaletą jest także fakt, że umożliwiają zarządzanie emocjami. Budowanie jest nudne i mozolne, natomiast aborcja, pigułka „po” czy edukacja seksualna w szkole wywołują natychmiastową burzę.

Nienawiść na wyciągnięcie ręki

Dlatego początkowo argumentem przeciwko budowie CPK miała być megalomania i gigantomania poprzedników. Zwykle tego rodzaju zabiegi działały, ponieważ przychylne Donaldowi Tuskowi media zawsze chętnie śmiały się z wizji Jarosława Kaczyńskiego. Tym razem stało się jednak inaczej. Wielu ekspertów, a nawet wspierających zwykle rząd dziennikarzy, wskazało, że ten port nie tylko nie będzie największy w Europie, ale co ważniejsze szybko zacznie przynosić dochody. Fachowcy na tyle precyzyjnie obalali wszystkie argumenty przeciwników inwestycji, że ci bali się nawet uczestniczyć w debatach na jej temat.

Wówczas Donald Tusk, a za nim jego posłowie i akolici, sięgnęli po inną sprawdzoną broń – oczernianie. Sygnał padł podczas posiedzenia rady gabinetowej, gdy premier epatował sumami wydanymi m.in. na promocję i „propagandę”. Natychmiast dodał, że to właśnie te pieniądze są powodem wyjątkowo szerokiego poparcia wielu ekspertów i publicystów dla tej inwestycji.

To jest zabieg, który PO stosowała wielokrotnie – zastąpić merytoryczną dyskusję eksplozją emocji. Obecny premier nie wyliczył przecież, na co w rzeczywistości zostały wydane te pieniądze. Gdyby to zrobił, okazałoby się, że znaczna część trafiła do lokalnych społeczności, które trzeba było informować o etapie prac, zasadach wykupu nieruchomości, lokalizacji tego projektu itp. Każda firma realizująca dużą inwestycję musi pozyskać przychylność miejscowych, dlatego organizuje dla nich festyny, wspiera szkoły, parafie, koła gospodyń wiejskich czy ochotniczą straż pożarną. To jednak brzmi banalnie. Znacznie więcej zawiści i niechęci wzbudzi przekaz, że oto kilku sprzedajnych ekspertów przytuliło ponad dwadzieścia pięć milionów i dlatego teraz gardłują za powstaniem CPK. Nie w interesie całego społeczeństwa, wzrostu gospodarczego, rozwoju kraju, ale własnym.

Ta narracja, mimo prób rozliczania ekspertów i wciągania ich w dyskusję o sowitych honorariach, nie utrzymała się długo. Raczej obnażyła stosunek Donalda Tuska i jego rządu do aktywnej części społeczeństwa, która domaga się od władzy działań prorozwojowych. Właściwie spowodowała efekt odwrotny – spontanicznie powstało stowarzyszenie #TakdlaCPK, którego celem jest doprowadzenie do realizacji inwestycji. W ciągu kilku dni liczba jego członków przekroczyła dwadzieścia dwa tysiące i stale rośnie. Politycy rządzącej koalicji nie spodziewali się, że banalna z ich punktu widzenia sprawa, jak inwestycja w infrastrukturę, zmobilizuje tak wiele grup społecznych – różnych pod względem dochodów, poglądów politycznych czy miejsca zamieszkania. Tych ludzi połączyły aspiracje i ambicje, których ekipa Donalda Tuska nie rozumie. Istotą jego polityki jest tylko podnoszenie temperatury sporu.

CZYTAJ TAKŻE: Niemiecki rząd ugina się przed protestem rolników

Postęp to rewolucja

Premier doskonale wie, że jest to skuteczna metoda, gdyż tego oczekują od niego jego wyborcy. Wbrew retoryce miłości i uśmiechu osoby o poglądach lewicowych i liberalnych wykazują się znacznie wyższym poziom niechęci do osób o poglądach konserwatywnych niż odwrotnie. Pokazały to na przykład opracowania Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego z 2019 r. Osoby o poglądach lewicowych i liberalnych znacznie częściej odhumanizowują ludzi o przekonaniach konserwatywnych, prawie czterokrotnie częściej deklarują, że nie byłyby w stanie pracować w jednym miejscu z osobami o odmiennych poglądach, znacznie rzadziej deklarują też do nich zaufanie. Ponadto wyborcy partii lewicowych i liberalnych znacząco przeceniali niechęć ze strony konserwatystów, przy czym deklarowali znacznie rzadsze niż konserwatyści kontakty z politycznymi oponentami.

Próby wykluczania grup społecznych – dużych i małych – z powodu ich poglądów czy dążeń trafiały więc do tej pory na bardzo podatny grunt. Sprzeciw wobec rezygnacji z budowy CPK jest nowością, ale nie zmieni zasadniczo polityki obecnego rządu.

Już teraz widać jasno, że jego priorytetem jest otwarcie możliwie największej liczby frontów światopoglądowych, które zmuszą obywateli do opowiedzenia się po jednej ze stron. Nie będzie więc wielkiej narodowej debaty o modernizacji armii, energetyce jądrowej, rozwoju transportu, skutkach ograniczania emisji CO2 czy rolnictwie. Zamiast tego czeka nas spór o aborcję, pigułkę „dzień po”, eliminowanie z programów szkolnych wzorców patriotycznych, zastępowanie utworów romantyków twórczością Olgi Tokarczuk.

Realny rozwój musi ustąpić miejsca wojnie ideologicznej, która pozwala zajmować coraz to nowsze obszary zbiorowej świadomości. Jak bardzo jest to skuteczna strategia, pokazała hiszpańska lewica. Co prawda, doprowadziła ona kraj do kryzysu – np. bezrobocie wśród młodych od dawna jest najwyższe w Europie – ale za to jest ona w stanie długo utrzymywać władzę.

Sprawnie przeprowadzona inżynieria społeczna – a przecież rząd premiera Tuska dysponuje wszelkimi narzędziami, by takie metody stosować: przychylne media, elity akademickie i prawnicze, wsparcie administracji Unii Europejskiej – spowoduje, że każdy, nawet najbardziej merytoryczny spór, stanie się elementem wojny ideologicznej. Rozwój przemysłu zostanie uznany za zagrożenie dla klimatu, podobnie jak jedzenie mięsa czy jeżdżenie samochodem. Mieszkanie stanie się prawem, a nie towarem, będzie więc można – jak w Hiszpanii – kwestionować prawo własności.

W efekcie prowadzi to do zaniechania prac nad dużymi projektami prorozwojowymi i skutkuje skupieniem się na rewolucji w każdej dziedzinie życia. Dla strażników ideologii nie są istotne: poziom życia obywateli, rozwój firm, miejsca pracy czy poziom nauki, ale zbiorowa społeczna terapia, która ma stworzyć lepszego, bardziej świadomego i nowocześniejszego człowieka, a ostateczne zerwać ze starym porządkiem. Nawet jeśli oznacza to cofnięcie się w realnym rozwoju.

CZYTAJ TAKŻE: Tortury, bestialstwo, zapomnienie. Wyklętych skazywano na podwójną śmierć

Tekst pochodzi z 9 (1830) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe