ROZSZERZENIE UNII: CHĘCI I HAMULCE

ROZSZERZENIE UNII: CHĘCI I HAMULCE

Po Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej nie ma już innego kandydata wśród krajów członkowskich Unii Europejskiej do kolejnego „exitu”. Jeżeli już w jakiś krajach toczy się w ogóle dyskusja o opuszczeniu szeregów, to nie UE, a strefy euro. Mamy natomiast szereg państw chętnych do akcesji. Chodzi o kraje Bałkanów Zachodnich oraz parę dawnych republik sowieckich, które od przeszło trzech dekad cieszą się własną państwowością. Stopień przygotowań tych państw do członkostwa we Wspólnotach Europejskich jest różny. Wymieńmy je jednak wszystkie. Są to, po stronie Bałkanów: Czarnogóra (Montenegro), Macedonia Północna, Serbia, Albania. Nie wymieniam tutaj w sposób celowy Bośni i Hercegowiny oraz Kosowa, bo akces tych państw nawet w perspektywie kilkunastu lat wydaje się bardzo mało prawdopodobny. Choćby dlatego, że Kosowa wciąż nie uznaje kilka krajów członkowskich UE (dla przykładu: Hiszpania i Słowacja), mających większe lub… jeszcze większe problemy z mniejszościami narodowymi na swoim terytorium. Co do Bośni i Hercegowiny to przy całym szacunku dla państwa ze stolicą w Sarajewie, jest ono, proszę wybaczyć, tworem dość sztucznym, w którym na siłę upchnięto trzy narody reprezentujące trzy religie: Chorwatów – katolików, Serbów – prawosławnych i Bośniaków – muzułmanów.

 

Nikt tego głośno nie powie, ale…

 

Wejście na unijny pokład Albanii jest możliwe i prawdopodobne, ale raczej po Skopie, Podgoricy czy Belgradzie. Akces Tirany oznaczać bowiem będzie, że w Unii znajdzie się pierwsze państwo z większością muzułmańską, może nie dominującą, bo blisko 60% obywateli tego kraju to wyznawcy Allaha (z tendencją wzrostową ), ale jednak. Nikt tego nigdy w UE głośno nie powie, ale szereg państw, także ze względu na  rosnące na ich terytorium w szybkim tempie wspólnoty islamskie, będzie prawdopodobnie chciało proces ten opóźnić. Tirana dostarcza sama pretekstów czy powodów, żeby nie być w pierwszej grupie krajów przyjętych do Wspólnot w ramach tak zwanego dużego rozszerzenia.

 

Na dziś z Bałkanów Zachodnich najszybciej do Unii „zapisać się” mogą kraje niezbyt wielkie i niegenerujące Brukseli problemów, choćby z sąsiadami, jak Serbia (jej spór z Kosowem niestety opóźnia akces do UE, czego należy żałować, bo tą kartą grać będzie Rosja, starając się utrzymać swoje historyczne, religijne i gospodarcze wpływy w tym państwie). To, co jest atutem Macedonii Północnej (zmiana nazwy z "Macedonia", wymuszona przez Grecję, która ze względów historycznych żądała, aby Skopie nie używało nazwy, do której Hellada odwoływała się ze względów historycznych) oraz Czarnogóry - jest, uwaga, wielkim minusem dla Kijowa. Chodzi o wielkość państwa. Unia Europejska może czasem, choć czyni to rzadko, robić ustępstwa i wyjątkowo dawać „fory” w negocjacjach akcesyjnych przy konkretnych rozdziałach „traktatu o członkostwie" danego państwa w UE. Nie może jednak tego czynić wobec kraju bardzo dużego, bo wówczas multiplikowałaby korzyści dla drugiej strony, co zwielokrotniłoby koszty akcesji dla Brukseli i UE-27.

 

Jako przykład podam moją rozmowę sprzed ponad 26 laty! Będąc ministrem do spraw europejskich (szefem Komitetu Integracji Europejskiej), odwiedziłem w czasie prezydencji brytyjskiej Londyn i rozmawiałem z moim brytyjskim odpowiednikiem w pierwszym gabinecie premiera Jej Królewskiej Mości Tony Blaira. Był nim Douglas Henderson. W pewnym momencie zapytałem go: „Doug, powiedz szczerze, co twoim zdaniem jest największym problemem mojego kraju w negocjacjach z Unią Europejską?” Henderson, wcześniej działacz związkowy, pasjonat biegania, którego potem gościłem we Wrocławiu (tam też oczywiście biegał, co wtedy jeszcze budziło zdziwienie urzędników i opinii publicznej), zamyślił się i po dłuższej chwili odpowiedział: „Size”. No, właśnie. Większe państwo z definicji musi mieć większe problemy z Brukselą przy akcesji, bo ustępstwa wobec niego po prostu więcej  kosztują Unię i kraje członkowskie.

 

Jaka akcesja dla Ukrainy?

 

Ukraina ma w oczywisty sposób atuty, nazwijmy to, ,„moralne” dla przyspieszenia swojej akcesji do UE. Napadnięta przez antyzachodnią Rosję, poniosła znaczące ofiary krwi, demograficzne (spadek liczby ludności żyjącej na jej terytorium z ponad 40 milionów do 32 – tak wynika z danych podawanych we Francji, bo ze zrozumiałych względów Kijów unika tego tematu) i gospodarcze. Jednak poza rozmiarami są też i inne przeszkody. Realnymi powodami (albo znowu pretekstami) dla opóźnienia członkostwa Ukrainy w UE może

 być nawet nie tyle wojna, bo ta zapewne ustanie, gdy Kijów przystąpi już do konkretnych negocjacji. Może nią być jednak  kwestia wciąż gigantycznej korupcji, układów oligarchicznych, braku reformy wymiaru sprawiedliwości (!) i reformy samorządowej. Żeby było jasne: trudno tego wszystkiego oczekiwać teraz od naszego wschodniego sąsiada broniącego swojej niepodległości i integralności terytorialnej. Jednak zdecydowane działania w tych obszarach będą ze strony Brukseli niewątpliwie wymagane.

 

Musimy mieć też świadomość, że szereg krajów członkowskich Unii tylko werbalnie popiera akces Ukrainy, a zwłaszcza szybkie wejście Kijowa do unijnego klubu.

Części krajów chodzi o to, aby „nie drażnić Rosji”, a innym z kolei (choć po części tym samym), aby nie uszczuplać i to znacząco unijnego tortu środków strukturalnych oraz przeznaczonych na CAP (czyli Wspólną Politykę Rolną). W przypadku obu „kranów finansowych” UE to Ukraina przecież będzie głównym beneficjentem. Cokolwiek dzisiaj powie prezydent Macron czy premierzy Meloni, Sanchez, Costa lub Mitsotakis, to gdy dojdzie do konkretnych negocjacji to kraje rolnicze – główni „udziałowcy” Common Agriculture Policy - takie jak Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia czy Grecja, zazdrośni o środki dla swoich farmerów, które mogą w dużej części być przekierowane dla rolników , a przede wszystkim dla oligarchów czy wielkich zagranicznych firm w sektorze rolnym na Ukrainie. Oczywiście można sobie teoretycznie wyobrazić sytuację, w której Unia wróci do koncepcji niemieckiego polityka, przez kilka kadencji szefa Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego Elmara Broka, który przed ponad dekada głosił, że należy przyjąć Kijów do Unii na zasadzie egzekwowania od niej wszystkich obowiązków, wynikających z członkostwa w UE, ale jednocześnie zagwarantować dostęp tylko do niektórych przywilejów (!). Oczywiście inna była wówczas sytuacja geopolityczna, Ukraina nie była wyczerpana dwuletnią wojną z imperialną Rosją . Obecnie próba przeforsowania takiej koncepcji dla Kijowa- niczym „idei wędrującej w czasie” polskiego socjologa Ludwika Krzywickiego - mogłaby być oprotestowana ze względów „moralnych” nie tylko przez Kijów, ale także przez część międzynarodowej opinii publicznej. Bardziej więc prawdopodobne jest zapewne to, że akces Ukrainy będzie przeciągany w czasie, ale będzie miała jednak raczej zagwarantowany dostęp do tych samych przywilejów, którymi cieszyć się będą inne kraje członkowskie Unii.

 

Rumunia jako „ambasador” Mołdawii

 

Ukrainę, ale także Gruzję (3,7 miliona mieszkańców) i Mołdawię (2,6 miliona mieszkańców) łączy fakt, że część terytoriów tych trzech krajów jest okupowana przez Rosję (Naddniestrze w Mołdawii, Osetia Południowa i Abchazja w Gruzji, Krym i Donbas na Ukrainie). Różni ich fakt, że Gruzja nie ma takiego kluczowego „ambasadora”, jakim dla Mołdawii jest Rumunia, z którą wiążą ją ścisłe więzy historyczne, językowe i kulturowe. Zapewne jednak negocjacje obu tych krajów z Brukselą będą łatwiejsze niż Kijowa.

 

Proces rozszerzenia UE – mimo, jak się wydaje, głębokiego kryzysu Unii –jest nieodwracalny.

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (04.03.2024)


 

POLECANE
Lewandowski wrócił na boisko. Fani Barcelony długo czekali na ten moment z ostatniej chwili
Lewandowski wrócił na boisko. Fani Barcelony długo czekali na ten moment

Robert Lewandowski wrócił na boisko po trzytygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją. Polski napastnik wszedł na ostatni kwadrans niedzielnego spotkania ligowego Barcelony, która na własnym terenie pokonała Elche 3:1. Bramki gospodarzy strzegł Wojciech Szczęsny.

Tragedia na Mazurach. Odnaleziono ciała zaginionych braci Wiadomości
Tragedia na Mazurach. Odnaleziono ciała zaginionych braci

Po trzech dniach nieustannych poszukiwań zakończył się dramatyczny finał akcji nad mazurskim jeziorem Kruklin. W niedzielę służby odnalazły ciała dwóch braci z Ełku, którzy wyruszyli na ryby i zaginęli bez śladu.

Grafzero: Podsumowanie jesień 2025 + mały Openboxing + książka, na którą czekałem 3 lata z ostatniej chwili
Grafzero: Podsumowanie jesień 2025 + mały Openboxing + książka, na którą czekałem 3 lata

W dzisiejszym Bookhaulu Grafzero vlog literacki książka, na którą czekałem trzy lata, trochę postmodernizmu, trochę modernizmu, trochę literatury religijnej. Czyli ogólnie rzecz biorąc literacki miszmasz!

Berlin: 22-latek zatrzymany za planowanie zamachu bombowego Wiadomości
Berlin: 22-latek zatrzymany za planowanie zamachu bombowego

W stolicy Niemiec doszło do poważnej akcji służb. W sobotę (1 listopada) specjalny oddział policji zatrzymał 22-letniego mężczyznę podejrzanego o działalność terrorystyczną. Według informacji przekazanych przez berlińską prokuraturę, sprawa może mieć podłoże islamistyczne.

Tylko w tym tygodniu. Zełenski ujawnił skalę rosyjskich ataków Wiadomości
"Tylko w tym tygodniu". Zełenski ujawnił skalę rosyjskich ataków

Rosja atakuje Ukrainę niemal każdej nocy; w mijającym tygodniu użyła w tym celu blisko 1,5 tys. dronów, 1170 kierowanych bomb lotniczych i ponad 70 rakiet - oświadczył w niedzielę ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski.

Znany aktor walczy z nieuleczalną chorobą Wiadomości
Znany aktor walczy z nieuleczalną chorobą

Eric Dane, znany z ról w „Chirurgach” i „Euforii”, zmaga się z dramatyczną diagnozą. W kwietniu 2025 roku aktor ujawnił, że cierpi na stwardnienie zanikowe boczne (ALS) - chorobę, która stopniowo odbiera władzę nad mięśniami. „Wszystko zaczęło się od osłabienia prawej dłoni. Myślałem, że to przemęczenie albo skutek pisania zbyt wielu SMS-ów” – wspominał. Kilka miesięcy później nie był już w stanie poruszać ręką, a dziś porusza się na wózku inwalidzkim.

Pościg pod Warszawą zakończony groźnym wypadkiem radiowozu. Poszukiwany zbiegły kierowca z ostatniej chwili
Pościg pod Warszawą zakończony groźnym wypadkiem radiowozu. Poszukiwany zbiegły kierowca

Po policyjnym pościgu w Pęcicach (pow. pruszkowski) radiowóz wypadł z drogi i uderzył w drzewo. Jeden z funkcjonariuszy trafił do szpitala. Policja nadal szuka kierowcy osobowej skody, który nie zatrzymał się do kontroli.

Dramat polskiego piłkarza. Poważna kontuzja i miesiące przerwy Wiadomości
Dramat polskiego piłkarza. Poważna kontuzja i miesiące przerwy

Trener Feyenoordu Rotterdam Robin Van Persie po ligowym zwycięstwie nad FC Volendam 3:1 zakomunikował, że Jakub Moder przeszedł operację. Wyklucza to polskiego piłkarza, który zmaga się z kontuzją pleców, z gry przez kilka miesięcy.

„Newsweek” zaatakował Rymanowskiego. Jest odpowiedź z ostatniej chwili
„Newsweek” zaatakował Rymanowskiego. Jest odpowiedź

Najnowsza okładka „Newsweeka” przedstawiająca Bogdana Rymanowskiego jako człowieka „zapraszającego wyznawców teorii spiskowych dla klików” wywołała burzę. Krytyka tygodnika została natychmiast skontrowana przez komentatorów, którzy stają murem za dziennikarzem i jego prawem do wolności słowa. Sam Rymanowski odpowiada na atak tygodnika: "Żadni ‚policjanci myśli’ nie mogą dyktować dziennikarzowi kogo może, a kogo nie może zapraszać.”

Sprawa sprzedaży działki pod infrastrukturę CPK. Jest oświadczenie Roberta Telusa z ostatniej chwili
Sprawa sprzedaży działki pod infrastrukturę CPK. Jest oświadczenie Roberta Telusa

Były minister rolnictwa Robert Telus zabrał głos w sprawie sprzedaży działki w Zabłotni. W opublikowanym na platformie X oświadczeniu odniósł się do zarzutów pojawiających się w mediach i wyjaśnił swoje stanowisko. Jak podkreślił, nie miał żadnej wiedzy o tej transakcji, a jego nazwisko jest „niesłusznie wciągane w medialną burzę”.

REKLAMA

ROZSZERZENIE UNII: CHĘCI I HAMULCE

ROZSZERZENIE UNII: CHĘCI I HAMULCE

Po Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej nie ma już innego kandydata wśród krajów członkowskich Unii Europejskiej do kolejnego „exitu”. Jeżeli już w jakiś krajach toczy się w ogóle dyskusja o opuszczeniu szeregów, to nie UE, a strefy euro. Mamy natomiast szereg państw chętnych do akcesji. Chodzi o kraje Bałkanów Zachodnich oraz parę dawnych republik sowieckich, które od przeszło trzech dekad cieszą się własną państwowością. Stopień przygotowań tych państw do członkostwa we Wspólnotach Europejskich jest różny. Wymieńmy je jednak wszystkie. Są to, po stronie Bałkanów: Czarnogóra (Montenegro), Macedonia Północna, Serbia, Albania. Nie wymieniam tutaj w sposób celowy Bośni i Hercegowiny oraz Kosowa, bo akces tych państw nawet w perspektywie kilkunastu lat wydaje się bardzo mało prawdopodobny. Choćby dlatego, że Kosowa wciąż nie uznaje kilka krajów członkowskich UE (dla przykładu: Hiszpania i Słowacja), mających większe lub… jeszcze większe problemy z mniejszościami narodowymi na swoim terytorium. Co do Bośni i Hercegowiny to przy całym szacunku dla państwa ze stolicą w Sarajewie, jest ono, proszę wybaczyć, tworem dość sztucznym, w którym na siłę upchnięto trzy narody reprezentujące trzy religie: Chorwatów – katolików, Serbów – prawosławnych i Bośniaków – muzułmanów.

 

Nikt tego głośno nie powie, ale…

 

Wejście na unijny pokład Albanii jest możliwe i prawdopodobne, ale raczej po Skopie, Podgoricy czy Belgradzie. Akces Tirany oznaczać bowiem będzie, że w Unii znajdzie się pierwsze państwo z większością muzułmańską, może nie dominującą, bo blisko 60% obywateli tego kraju to wyznawcy Allaha (z tendencją wzrostową ), ale jednak. Nikt tego nigdy w UE głośno nie powie, ale szereg państw, także ze względu na  rosnące na ich terytorium w szybkim tempie wspólnoty islamskie, będzie prawdopodobnie chciało proces ten opóźnić. Tirana dostarcza sama pretekstów czy powodów, żeby nie być w pierwszej grupie krajów przyjętych do Wspólnot w ramach tak zwanego dużego rozszerzenia.

 

Na dziś z Bałkanów Zachodnich najszybciej do Unii „zapisać się” mogą kraje niezbyt wielkie i niegenerujące Brukseli problemów, choćby z sąsiadami, jak Serbia (jej spór z Kosowem niestety opóźnia akces do UE, czego należy żałować, bo tą kartą grać będzie Rosja, starając się utrzymać swoje historyczne, religijne i gospodarcze wpływy w tym państwie). To, co jest atutem Macedonii Północnej (zmiana nazwy z "Macedonia", wymuszona przez Grecję, która ze względów historycznych żądała, aby Skopie nie używało nazwy, do której Hellada odwoływała się ze względów historycznych) oraz Czarnogóry - jest, uwaga, wielkim minusem dla Kijowa. Chodzi o wielkość państwa. Unia Europejska może czasem, choć czyni to rzadko, robić ustępstwa i wyjątkowo dawać „fory” w negocjacjach akcesyjnych przy konkretnych rozdziałach „traktatu o członkostwie" danego państwa w UE. Nie może jednak tego czynić wobec kraju bardzo dużego, bo wówczas multiplikowałaby korzyści dla drugiej strony, co zwielokrotniłoby koszty akcesji dla Brukseli i UE-27.

 

Jako przykład podam moją rozmowę sprzed ponad 26 laty! Będąc ministrem do spraw europejskich (szefem Komitetu Integracji Europejskiej), odwiedziłem w czasie prezydencji brytyjskiej Londyn i rozmawiałem z moim brytyjskim odpowiednikiem w pierwszym gabinecie premiera Jej Królewskiej Mości Tony Blaira. Był nim Douglas Henderson. W pewnym momencie zapytałem go: „Doug, powiedz szczerze, co twoim zdaniem jest największym problemem mojego kraju w negocjacjach z Unią Europejską?” Henderson, wcześniej działacz związkowy, pasjonat biegania, którego potem gościłem we Wrocławiu (tam też oczywiście biegał, co wtedy jeszcze budziło zdziwienie urzędników i opinii publicznej), zamyślił się i po dłuższej chwili odpowiedział: „Size”. No, właśnie. Większe państwo z definicji musi mieć większe problemy z Brukselą przy akcesji, bo ustępstwa wobec niego po prostu więcej  kosztują Unię i kraje członkowskie.

 

Jaka akcesja dla Ukrainy?

 

Ukraina ma w oczywisty sposób atuty, nazwijmy to, ,„moralne” dla przyspieszenia swojej akcesji do UE. Napadnięta przez antyzachodnią Rosję, poniosła znaczące ofiary krwi, demograficzne (spadek liczby ludności żyjącej na jej terytorium z ponad 40 milionów do 32 – tak wynika z danych podawanych we Francji, bo ze zrozumiałych względów Kijów unika tego tematu) i gospodarcze. Jednak poza rozmiarami są też i inne przeszkody. Realnymi powodami (albo znowu pretekstami) dla opóźnienia członkostwa Ukrainy w UE może

 być nawet nie tyle wojna, bo ta zapewne ustanie, gdy Kijów przystąpi już do konkretnych negocjacji. Może nią być jednak  kwestia wciąż gigantycznej korupcji, układów oligarchicznych, braku reformy wymiaru sprawiedliwości (!) i reformy samorządowej. Żeby było jasne: trudno tego wszystkiego oczekiwać teraz od naszego wschodniego sąsiada broniącego swojej niepodległości i integralności terytorialnej. Jednak zdecydowane działania w tych obszarach będą ze strony Brukseli niewątpliwie wymagane.

 

Musimy mieć też świadomość, że szereg krajów członkowskich Unii tylko werbalnie popiera akces Ukrainy, a zwłaszcza szybkie wejście Kijowa do unijnego klubu.

Części krajów chodzi o to, aby „nie drażnić Rosji”, a innym z kolei (choć po części tym samym), aby nie uszczuplać i to znacząco unijnego tortu środków strukturalnych oraz przeznaczonych na CAP (czyli Wspólną Politykę Rolną). W przypadku obu „kranów finansowych” UE to Ukraina przecież będzie głównym beneficjentem. Cokolwiek dzisiaj powie prezydent Macron czy premierzy Meloni, Sanchez, Costa lub Mitsotakis, to gdy dojdzie do konkretnych negocjacji to kraje rolnicze – główni „udziałowcy” Common Agriculture Policy - takie jak Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia czy Grecja, zazdrośni o środki dla swoich farmerów, które mogą w dużej części być przekierowane dla rolników , a przede wszystkim dla oligarchów czy wielkich zagranicznych firm w sektorze rolnym na Ukrainie. Oczywiście można sobie teoretycznie wyobrazić sytuację, w której Unia wróci do koncepcji niemieckiego polityka, przez kilka kadencji szefa Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego Elmara Broka, który przed ponad dekada głosił, że należy przyjąć Kijów do Unii na zasadzie egzekwowania od niej wszystkich obowiązków, wynikających z członkostwa w UE, ale jednocześnie zagwarantować dostęp tylko do niektórych przywilejów (!). Oczywiście inna była wówczas sytuacja geopolityczna, Ukraina nie była wyczerpana dwuletnią wojną z imperialną Rosją . Obecnie próba przeforsowania takiej koncepcji dla Kijowa- niczym „idei wędrującej w czasie” polskiego socjologa Ludwika Krzywickiego - mogłaby być oprotestowana ze względów „moralnych” nie tylko przez Kijów, ale także przez część międzynarodowej opinii publicznej. Bardziej więc prawdopodobne jest zapewne to, że akces Ukrainy będzie przeciągany w czasie, ale będzie miała jednak raczej zagwarantowany dostęp do tych samych przywilejów, którymi cieszyć się będą inne kraje członkowskie Unii.

 

Rumunia jako „ambasador” Mołdawii

 

Ukrainę, ale także Gruzję (3,7 miliona mieszkańców) i Mołdawię (2,6 miliona mieszkańców) łączy fakt, że część terytoriów tych trzech krajów jest okupowana przez Rosję (Naddniestrze w Mołdawii, Osetia Południowa i Abchazja w Gruzji, Krym i Donbas na Ukrainie). Różni ich fakt, że Gruzja nie ma takiego kluczowego „ambasadora”, jakim dla Mołdawii jest Rumunia, z którą wiążą ją ścisłe więzy historyczne, językowe i kulturowe. Zapewne jednak negocjacje obu tych krajów z Brukselą będą łatwiejsze niż Kijowa.

 

Proces rozszerzenia UE – mimo, jak się wydaje, głębokiego kryzysu Unii –jest nieodwracalny.

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (04.03.2024)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe