Mariusz Staniszewski: Słony rachunek za KPO

Rozpoczynając rządzenie od łamania prawa, obecna ekipa niemal całkowicie uzależniła się od politycznych elit UE. Nie jest zdolna do sprzeciwu wobec unijnej polityki, bo bez poparcia Brukseli szybko straciłaby popularność w kraju. Może więc jedynie starać się kupić rolników, ale nie rozwiązać ich problemy.
Euro - zdjęcie poglądowe Mariusz Staniszewski: Słony rachunek za KPO
Euro - zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com

Jeszcze trzy miesiące temu odblokowanie pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy byłoby wydarzeniem, które mogłoby zmienić polityczny układ sił. Gdyby podczas ogłaszania, że do Polski popłynie szeroka rzeka pieniędzy od Ursuli von der Leyen, uśmiechał się Mateusz Morawiecki, jego ugrupowanie mogłoby wygrać wybory. Miałby dowód na zakończenie fundamentalnego sporu między Warszawą i Brukselą, co musiałoby zmienić nastroje znacznej części społeczeństwa. Te miliardy euro mogłyby się stać tzw. gamechangerem.

Gdy jednak dłoń szefowej Komisji Europejskiej ściskał Donald Tusk i to on ogłaszał, że wreszcie środki z KPO przestaną być blokowane przez unijną administrację, nawet niemiecka prasa przyjęła to z mieszanymi uczuciami. Przyznała, że pod względem prawnym nic się w Polsce na lepsze nie zmieniło, a to każe podejrzewać, że nie chodziło o praworządność, ale o polityczną afiliację rządu w Warszawie. O ile w Polsce dla dużej części polityków, publicystów, ekspertów, naukowców oraz wyborców było to oczywiste, to w Niemczech nikt tego do tej pory oficjalnie nie przyznawał.

Zresztą obecny premier – poza oczywistą, teatralną radością podczas wspólnej konferencji z Ursulą von der Leyen – nie eksploatuje za bardzo tego sukcesu. Może dlatego, że zna cenę polityczną, jaką będzie musiał zapłacić za tę chwilę triumfu.

Polityczna zagrywka

Trzeba przyznać, że szefowa Komisji Europejskiej partię o KPO rozegrała koncertowo. Przez miesiące wodziła za nos premiera Morawieckiego, by ostatecznie ogłosić odblokowanie środków wspólnie z Donaldem Tuskiem. Nie tylko umiejętnie wpływała na nastroje polityczne w Polsce, lecz także metodą faktów dokonanych rozszerzyła kompetencje KE i całej brukselskiej administracji na sferę wymiaru sprawiedliwości. Jako doświadczony polityk potrafiła wykorzystać kryzys wywołany pandemią COVID-19 do realizacji własnych planów.

Konserwatywny polski rząd okazał się bezradny wobec Brukseli, gdyż o wypłacie pieniędzy nie decydowały kwestie merytoryczne, ale czysto polityczne. Na koniec Ursula von der Leyen, ogłaszając odblokowanie środków dla Polski, nie tylko zapewniła sobie poparcie Warszawy dla własnej kandydatury na drugą kadencję szefowej KE, ale dodatkowo wymusiła na rządzie RP realizację polityki gospodarczej zgodnej z wytycznymi Unii. Przecież blisko sześćdziesiąt procent z około 160 mld zł (ok. 107 mld dotacji i ok. 52 mld preferencyjnej pożyczki) – bezpośrednio lub pośrednio – zostanie przeznaczonych na cele związane z transformacją energetyczną. Innymi słowy, na wprowadzenie w życie zapisów Zielonego Ładu. Dla wielu Polaków – nie tylko rolników – będzie to proces kosztowny i uciążliwy. Ale dziś można odtrąbić zwycięstwo.

O ile jeszcze można było sądzić, że rząd PiS będzie starał się wspierać takie inwestycje, które nie uderzałyby w polski przemysł i podnosiłyby konkurencyjność gospodarki, o tyle pole manewru gabinetu Donalda Tuska jest znacznie mniejsze, a właściwie niemal zerowe. Nawet gdyby nie chciał, zostanie prymusem zielonej rewolucji. A gdyby przyszło mu do głowy zgłaszać wątpliwości, zostanie szybko przywołany do porządku.

Zakładnik Brukseli

Rozpoczęcie rządów od ostentacyjnego łamania prawa sprawiło, że premier Tusk ustawił się w roli klienta unijnych elit politycznych. Jakikolwiek sprzeciw wobec polityki Brukseli może skończyć się wdrożeniem procedury praworządności, wstrzymaniem wypłaty środków z KPO lub innych funduszy czy oskarżeniem o łamanie wolności słowa. I co gorsza, bym razem byłoby one prawdziwe.
O ile tego rodzaju zarzuty stawiane rządowi PiS nie robiły na konserwatywnych wyborcach większego wrażenia – wszak wiadomo, że ogarnięta lewicowym szaleństwem unijna biurokracja chronicznie nie znosi prawicy i wszelkimi sposobami stara się ją zwalczać – o tyle dla wyborców lewicowych i liberalnych Bruksela jest jak nowy Rzym. Nawet drobny sygnał, że rząd Donalda Tuska nie jest dość europejski i postępowy, wprawiłby elektorat KO w stan niepewności oraz zakłopotania. Podkopałby zaufanie do jego kompetencji i tak mocno podkreślanych salonowych koneksji.

Dlatego jest jasne, że obecny rząd nie wystąpi twardo przeciwko zniesieniu ceł na produkty rolne z Ukrainy. Jedyne na co będzie go stać, to ciche wspieranie blokady granic przez rolników, co w dużej mierze ogranicza napływ żywności do Polski. Ale i to na krótką metę.
Mglista oferta, którą premier złożył protestującym, czyli około półtora miliarda euro z KPO dla małych i średnich producentów żywności, tylko potwierdza, że o żadnych dalekosiężnych rozwiązaniach nie może być mowy. Tusk nie jest w stanie przeciwstawić się wyniszczającym zapisom Zielonego Ładu, ale za pomocą kolejnych dotacji dla rolników zamierza go wprowadzać w życie. Nie chce usunąć skutków protestu, a jedynie spróbować go wyciszyć szybkim zastrzykiem gotówki.

Dla rolników takie rozwiązanie oznacza jednak bankructwo, może trochę odłożone w czasie, ale nieuchronne. Interwencyjne dopłaty czy łatwiejszy dostęp do kredytów nie zmienią ich sytuacji. Problemem jest Zielony Ład i wynikające z niego ograniczenie produkcji rolnej, a co za tym idzie – mniejsza jej opłacalność oraz napływ taniej żywności z Ukrainy, która nie podlega tak restrykcyjnej kontroli jak unijna. Farmerzy z Ukrainy, a właściwie ogromne latyfundia, w które zainwestowały fundusze zarejestrowane np. w Luksemburgu czy na Cyprze, mogą stosować wiele środków ochrony roślin od dawna zakazanych w UE. Przez to ich produkcja jest tańsza, ale także bardziej zanieczyszczona niż unijna.

Absurd tej sytuacji jest oczywisty, a więc łatwy do zakwestionowania na forum UE. Nietrudno byłoby także stworzyć koalicję, która dokonałby znaczących korekt w polityce Unii. Obecny polski rząd nie tylko nie odważy się jednak na taki krok, ale nie byłby wiarygodny w swoich postulatach. Jego uzależnienie od Brukseli jest oczywiste i powszechnie znane.

Kula śniegowa

Prędzej czy później będzie więc musiało dojść do konfrontacji z protestującymi rolnikami. Już podczas środowego protestu widać było, że premier jest na to gotowy. Policyjne oddziały prewencji brutalnie atakujące demonstrantów przypomniały o starciach z poprzedniej kadencji PO – PSL.

Poza zakończeniem protestu rozwiązanie siłowe ma dla szefa rządu jeszcze jedno zasadnicze znaczenie – może zapobiec rozszerzaniu się buntu na inne grupy społeczne. W środę do marszu przyłączyli się leśnicy, myśliwi i NSZZ „Solidarność”, ale przecież wkrótce Zielony Ład uderzy w kolejne grupy społeczne. W Niemczech jest on jedną z przyczyn kryzysu w budownictwie. Absurdalne normy termoizolacyjne podniosły ceny materiałów, a w efekcie mieszkań. Dzieła destrukcji dokończyła rosnąca inflacja, która spowodowała, że wiele firm deweloperskich za Odrą straciło płynność i ogłosiło bankructwo.

W Polskę, która jest europejskim liderem produkcji materiałów budowlanych, kryzys w Niemczech może uderzyć rykoszetem. Ratunkiem mogłyby być pieniądze z KPO, ale te są przecież w dużej mierze znaczone – w większości mogą trafiać na cele związane z transformacją energetyczną. A więc na ocieplanie domów owszem, ale na budowanie nowych już nie za bardzo. Na dodatek Donald Tusk przejawia wyjątkową niechęć do dużych państwowych inwestycji.

Czas walki

Premia dla lidera PO w postaci uwolnienia pieniędzy z KPO ma jeszcze jedną cenę. Skoro szefowa Komisji Europejskiej była pod wrażeniem reform, które premier wdraża w celu przywracania praworządności, to znaczy, że jego metody zyskały w Brukseli poparcie. Łamanie prawa w imię przywracania praworządności przypomina co prawda komunistyczne hasło „walki o pokój”, ale przecież właśnie taka logika zyskuje poklask w stolicy UE.

Nawet jeśli eskalacja przemocy w Polsce powoli zaczyna męczyć wyborców – a przed podwójnymi wyborami Donald Tusk pragnie pokazać nieco bardziej przyjazną twarz – to musi przygotować się do kolejnych batalii. O Trybunał Konstytucyjny, instytucje kultury, wymiar sprawiedliwości czy wreszcie o naukę, edukację i aborcję.

Do koalicjantów premiera już dociera, że eskalowanie konfliktów społecznych prowadzi donikąd, a właściwie do zderzenia z tłumem zdesperowanych ludzi, którzy frustrację spowodowaną utratą miejsc pracy czy rosnącymi kosztami życia połączą ze złością i oporem przeciw obyczajowej rewolucji. Im więcej będzie unijnych regulacji uderzających w polskie firmy – przemysł drzewny, meblarski, samochodowy, energetyczny, IT czy wspomniany budowlany – tym szybciej rząd będzie tracił poparcie. Platforma Obywatelska to wytrzyma, ale Lewica i Trzecia Droga już niekoniecznie.

Tusk ma więc coraz mniej czasu, by się z protestami uporać. Jeśli nadal będą paraliżowały drogi w kraju i ulice w Warszawie, koalicjanci mogą to odebrać jako słabość i zagrożenie dla utrzymania władzy. Ponieważ Tusk nie może przeciwstawić się Brukseli i wymusić na niej zmiany polityki, musi uporać się z własnym społeczeństwem. Inaczej odda władzę.

CZYTAJ TAKŻE: Solidarność ostrzega przed Zielonym Ładem od niemal 20 lat

Tekst pochodzi z 11 (1832) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Witold Waszczykowski: Lewicowych dietetyków atak na rolnictwo tylko u nas
Witold Waszczykowski: Lewicowych "dietetyków" atak na rolnictwo

W wielu państwach trwają protesty rolników przeciwko umowie handlowej Unii Europejskiej z państwami Ameryki Południowej z ugrupowania Mercosur. Rolnicy obawiają się napływu taniej żywności z regionu gdzie nie obowiązują europejskie normy i standardy. W tym duchu redaktor Monika Rutke zadała niedawno zasadne pytanie ministrowi Radosławowi Sikorskiemu, czy Polska przyłączy się do francuskiego sprzeciwu wobec umowie z Mercosur.

Kim wszedł do wojny. To alarm także dla Azji tylko u nas
Kim wszedł do wojny. To alarm także dla Azji

Udział kilkunastu tysięcy żołnierzy Korei Północnej nie zmieni biegu wojny Rosji z Ukrainą. Wszyscy skupiamy się na tym, co zyskuje Putin. A moim zdaniem więcej może zyskać Kim Dzong Un. I to nie jest dobra wiadomość dla azjatyckiego Dalekiego Wschodu. Rosja postrzega agresywną Koreę Północną jako użyteczny sposób na zajęcie, odwrócenie uwagi i zagrożenie siłom USA w regionie Azji i Pacyfiku, podczas gdy Rosja realizuje ważniejsze priorytety w Europie.

Koniec transrewolucji? Koncerny wracają do wyklętej J.K. Rowling z ostatniej chwili
Koniec transrewolucji? Koncerny wracają do "wyklętej" J.K. Rowling

Autorka takich powieści jak "Harry Potter" i "Fantastyczne zwierzęta" J.K. Rowling publicznie sprzeciwia się ideologii gender. Jednakże kilka lat wystarczyło, aby branża filmowa porzuciła walkę z Rowling. Obecnie jest zaangażowana w nową produkcję HBO.

Ambasador USA Mark Brzeziński rezygnuje ze stanowiska pilne
Ambasador USA Mark Brzeziński rezygnuje ze stanowiska

Jak przekazał portal Interia ambasador USA w Polsce Mark Brzeziński poinformował o swojej rezygnacji ze stanowiska. 

Francja namawia Warszawę. Chodzi o ograniczenie dzieciom dostępu do mediów społecznościowych z ostatniej chwili
Francja namawia Warszawę. Chodzi o ograniczenie dzieciom dostępu do mediów społecznościowych

Francuski rząd ponawia próbę przeforsowania w UE przepisów ograniczających dostęp dzieciom poniżej 15. roku życia do mediów społecznościowych.

Krzysztof Stanowski atakowany za zapowiedź wywiadu z Januszem Walusiem. Jest oświadczenie dziennikarza pilne
Krzysztof Stanowski atakowany za zapowiedź wywiadu z Januszem Walusiem. Jest oświadczenie dziennikarza

Założyciel Kanału Zero Krzysztof Stanowski wystosował oświadczenie ws. zapowiedzi wywiadu z Januszem Walusiem.

Problemy Polski 2050. PKW zgłasza liczne zastrzeżenia polityka
Problemy Polski 2050. PKW zgłasza liczne zastrzeżenia

Jak informuje Rzeczpospolita, PKW ma zastrzeżenia co do Polski 2050 Szymona Hołowni. Pomimo, że jej sprawozdanie finansowe zostało przyjęte, to organ wskazał na liczne uchybienia.

Zabójca południowoafrykańskiego komunisty Janusz Waluś będzie gościem Kanału Zero z ostatniej chwili
Zabójca południowoafrykańskiego komunisty Janusz Waluś będzie gościem Kanału Zero

Kanał Zero poinformował, że po powrocie do Polski Janusz Waluś, zabójca Chrisa Chaniego, przywódcy południowoafrykańskich komunistycznych bojówek, będzie gościem Krzysztofa Stanowskiego.

Kobieta wygrała sprawę z farmaceutycznym gigantem. To pierwszy taki wyrok w Polsce z ostatniej chwili
Kobieta wygrała sprawę z farmaceutycznym gigantem. To pierwszy taki wyrok w Polsce

W 2007 r. Waleria rzuciła się pod pociąg metra i straciła obie nogi. Zażywała ona leki na Parkinsona firmy GSK. Po zapoznaniu się z amerykańską i brytyjską treścią ulotki pozwała do sądu koncern farmaceutyczny, a w tym roku wygrała z nimi w sądzie w sprawie o odszkodowanie.

Trzaskowski ma wrócić do pomysłu ulicy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie gorące
Trzaskowski ma wrócić do pomysłu ulicy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie

Zdaniem Gazety Wyborczej, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zamierza sięgnąć po prawicowy elektorat. W tym celu planuje pojawić się na ingresie nowego metropolity warszawskiego abp. Adriana Galbasa oraz wrócić do pomysłu nadania imieniem ś.p. Lecha Kaczyńskiego jednej z warszawskich ulic.

REKLAMA

Mariusz Staniszewski: Słony rachunek za KPO

Rozpoczynając rządzenie od łamania prawa, obecna ekipa niemal całkowicie uzależniła się od politycznych elit UE. Nie jest zdolna do sprzeciwu wobec unijnej polityki, bo bez poparcia Brukseli szybko straciłaby popularność w kraju. Może więc jedynie starać się kupić rolników, ale nie rozwiązać ich problemy.
Euro - zdjęcie poglądowe Mariusz Staniszewski: Słony rachunek za KPO
Euro - zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com

Jeszcze trzy miesiące temu odblokowanie pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy byłoby wydarzeniem, które mogłoby zmienić polityczny układ sił. Gdyby podczas ogłaszania, że do Polski popłynie szeroka rzeka pieniędzy od Ursuli von der Leyen, uśmiechał się Mateusz Morawiecki, jego ugrupowanie mogłoby wygrać wybory. Miałby dowód na zakończenie fundamentalnego sporu między Warszawą i Brukselą, co musiałoby zmienić nastroje znacznej części społeczeństwa. Te miliardy euro mogłyby się stać tzw. gamechangerem.

Gdy jednak dłoń szefowej Komisji Europejskiej ściskał Donald Tusk i to on ogłaszał, że wreszcie środki z KPO przestaną być blokowane przez unijną administrację, nawet niemiecka prasa przyjęła to z mieszanymi uczuciami. Przyznała, że pod względem prawnym nic się w Polsce na lepsze nie zmieniło, a to każe podejrzewać, że nie chodziło o praworządność, ale o polityczną afiliację rządu w Warszawie. O ile w Polsce dla dużej części polityków, publicystów, ekspertów, naukowców oraz wyborców było to oczywiste, to w Niemczech nikt tego do tej pory oficjalnie nie przyznawał.

Zresztą obecny premier – poza oczywistą, teatralną radością podczas wspólnej konferencji z Ursulą von der Leyen – nie eksploatuje za bardzo tego sukcesu. Może dlatego, że zna cenę polityczną, jaką będzie musiał zapłacić za tę chwilę triumfu.

Polityczna zagrywka

Trzeba przyznać, że szefowa Komisji Europejskiej partię o KPO rozegrała koncertowo. Przez miesiące wodziła za nos premiera Morawieckiego, by ostatecznie ogłosić odblokowanie środków wspólnie z Donaldem Tuskiem. Nie tylko umiejętnie wpływała na nastroje polityczne w Polsce, lecz także metodą faktów dokonanych rozszerzyła kompetencje KE i całej brukselskiej administracji na sferę wymiaru sprawiedliwości. Jako doświadczony polityk potrafiła wykorzystać kryzys wywołany pandemią COVID-19 do realizacji własnych planów.

Konserwatywny polski rząd okazał się bezradny wobec Brukseli, gdyż o wypłacie pieniędzy nie decydowały kwestie merytoryczne, ale czysto polityczne. Na koniec Ursula von der Leyen, ogłaszając odblokowanie środków dla Polski, nie tylko zapewniła sobie poparcie Warszawy dla własnej kandydatury na drugą kadencję szefowej KE, ale dodatkowo wymusiła na rządzie RP realizację polityki gospodarczej zgodnej z wytycznymi Unii. Przecież blisko sześćdziesiąt procent z około 160 mld zł (ok. 107 mld dotacji i ok. 52 mld preferencyjnej pożyczki) – bezpośrednio lub pośrednio – zostanie przeznaczonych na cele związane z transformacją energetyczną. Innymi słowy, na wprowadzenie w życie zapisów Zielonego Ładu. Dla wielu Polaków – nie tylko rolników – będzie to proces kosztowny i uciążliwy. Ale dziś można odtrąbić zwycięstwo.

O ile jeszcze można było sądzić, że rząd PiS będzie starał się wspierać takie inwestycje, które nie uderzałyby w polski przemysł i podnosiłyby konkurencyjność gospodarki, o tyle pole manewru gabinetu Donalda Tuska jest znacznie mniejsze, a właściwie niemal zerowe. Nawet gdyby nie chciał, zostanie prymusem zielonej rewolucji. A gdyby przyszło mu do głowy zgłaszać wątpliwości, zostanie szybko przywołany do porządku.

Zakładnik Brukseli

Rozpoczęcie rządów od ostentacyjnego łamania prawa sprawiło, że premier Tusk ustawił się w roli klienta unijnych elit politycznych. Jakikolwiek sprzeciw wobec polityki Brukseli może skończyć się wdrożeniem procedury praworządności, wstrzymaniem wypłaty środków z KPO lub innych funduszy czy oskarżeniem o łamanie wolności słowa. I co gorsza, bym razem byłoby one prawdziwe.
O ile tego rodzaju zarzuty stawiane rządowi PiS nie robiły na konserwatywnych wyborcach większego wrażenia – wszak wiadomo, że ogarnięta lewicowym szaleństwem unijna biurokracja chronicznie nie znosi prawicy i wszelkimi sposobami stara się ją zwalczać – o tyle dla wyborców lewicowych i liberalnych Bruksela jest jak nowy Rzym. Nawet drobny sygnał, że rząd Donalda Tuska nie jest dość europejski i postępowy, wprawiłby elektorat KO w stan niepewności oraz zakłopotania. Podkopałby zaufanie do jego kompetencji i tak mocno podkreślanych salonowych koneksji.

Dlatego jest jasne, że obecny rząd nie wystąpi twardo przeciwko zniesieniu ceł na produkty rolne z Ukrainy. Jedyne na co będzie go stać, to ciche wspieranie blokady granic przez rolników, co w dużej mierze ogranicza napływ żywności do Polski. Ale i to na krótką metę.
Mglista oferta, którą premier złożył protestującym, czyli około półtora miliarda euro z KPO dla małych i średnich producentów żywności, tylko potwierdza, że o żadnych dalekosiężnych rozwiązaniach nie może być mowy. Tusk nie jest w stanie przeciwstawić się wyniszczającym zapisom Zielonego Ładu, ale za pomocą kolejnych dotacji dla rolników zamierza go wprowadzać w życie. Nie chce usunąć skutków protestu, a jedynie spróbować go wyciszyć szybkim zastrzykiem gotówki.

Dla rolników takie rozwiązanie oznacza jednak bankructwo, może trochę odłożone w czasie, ale nieuchronne. Interwencyjne dopłaty czy łatwiejszy dostęp do kredytów nie zmienią ich sytuacji. Problemem jest Zielony Ład i wynikające z niego ograniczenie produkcji rolnej, a co za tym idzie – mniejsza jej opłacalność oraz napływ taniej żywności z Ukrainy, która nie podlega tak restrykcyjnej kontroli jak unijna. Farmerzy z Ukrainy, a właściwie ogromne latyfundia, w które zainwestowały fundusze zarejestrowane np. w Luksemburgu czy na Cyprze, mogą stosować wiele środków ochrony roślin od dawna zakazanych w UE. Przez to ich produkcja jest tańsza, ale także bardziej zanieczyszczona niż unijna.

Absurd tej sytuacji jest oczywisty, a więc łatwy do zakwestionowania na forum UE. Nietrudno byłoby także stworzyć koalicję, która dokonałby znaczących korekt w polityce Unii. Obecny polski rząd nie tylko nie odważy się jednak na taki krok, ale nie byłby wiarygodny w swoich postulatach. Jego uzależnienie od Brukseli jest oczywiste i powszechnie znane.

Kula śniegowa

Prędzej czy później będzie więc musiało dojść do konfrontacji z protestującymi rolnikami. Już podczas środowego protestu widać było, że premier jest na to gotowy. Policyjne oddziały prewencji brutalnie atakujące demonstrantów przypomniały o starciach z poprzedniej kadencji PO – PSL.

Poza zakończeniem protestu rozwiązanie siłowe ma dla szefa rządu jeszcze jedno zasadnicze znaczenie – może zapobiec rozszerzaniu się buntu na inne grupy społeczne. W środę do marszu przyłączyli się leśnicy, myśliwi i NSZZ „Solidarność”, ale przecież wkrótce Zielony Ład uderzy w kolejne grupy społeczne. W Niemczech jest on jedną z przyczyn kryzysu w budownictwie. Absurdalne normy termoizolacyjne podniosły ceny materiałów, a w efekcie mieszkań. Dzieła destrukcji dokończyła rosnąca inflacja, która spowodowała, że wiele firm deweloperskich za Odrą straciło płynność i ogłosiło bankructwo.

W Polskę, która jest europejskim liderem produkcji materiałów budowlanych, kryzys w Niemczech może uderzyć rykoszetem. Ratunkiem mogłyby być pieniądze z KPO, ale te są przecież w dużej mierze znaczone – w większości mogą trafiać na cele związane z transformacją energetyczną. A więc na ocieplanie domów owszem, ale na budowanie nowych już nie za bardzo. Na dodatek Donald Tusk przejawia wyjątkową niechęć do dużych państwowych inwestycji.

Czas walki

Premia dla lidera PO w postaci uwolnienia pieniędzy z KPO ma jeszcze jedną cenę. Skoro szefowa Komisji Europejskiej była pod wrażeniem reform, które premier wdraża w celu przywracania praworządności, to znaczy, że jego metody zyskały w Brukseli poparcie. Łamanie prawa w imię przywracania praworządności przypomina co prawda komunistyczne hasło „walki o pokój”, ale przecież właśnie taka logika zyskuje poklask w stolicy UE.

Nawet jeśli eskalacja przemocy w Polsce powoli zaczyna męczyć wyborców – a przed podwójnymi wyborami Donald Tusk pragnie pokazać nieco bardziej przyjazną twarz – to musi przygotować się do kolejnych batalii. O Trybunał Konstytucyjny, instytucje kultury, wymiar sprawiedliwości czy wreszcie o naukę, edukację i aborcję.

Do koalicjantów premiera już dociera, że eskalowanie konfliktów społecznych prowadzi donikąd, a właściwie do zderzenia z tłumem zdesperowanych ludzi, którzy frustrację spowodowaną utratą miejsc pracy czy rosnącymi kosztami życia połączą ze złością i oporem przeciw obyczajowej rewolucji. Im więcej będzie unijnych regulacji uderzających w polskie firmy – przemysł drzewny, meblarski, samochodowy, energetyczny, IT czy wspomniany budowlany – tym szybciej rząd będzie tracił poparcie. Platforma Obywatelska to wytrzyma, ale Lewica i Trzecia Droga już niekoniecznie.

Tusk ma więc coraz mniej czasu, by się z protestami uporać. Jeśli nadal będą paraliżowały drogi w kraju i ulice w Warszawie, koalicjanci mogą to odebrać jako słabość i zagrożenie dla utrzymania władzy. Ponieważ Tusk nie może przeciwstawić się Brukseli i wymusić na niej zmiany polityki, musi uporać się z własnym społeczeństwem. Inaczej odda władzę.

CZYTAJ TAKŻE: Solidarność ostrzega przed Zielonym Ładem od niemal 20 lat

Tekst pochodzi z 11 (1832) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe