Ryszard Czarnecki: Europa: Na prawo patrz!
Przed pięcioma laty przed wyborami do Parlamentu Europejskiego akcje prawicy szły w górę. Zbiegało się to z wyraźnym spadkiem sondażowym dwóch największych frakcji w PE czyli Europejskiej Partii Ludowej (tam gdzie PO i PSL)oraz socjalistycznej (tam gdzie Nowa Lewica). Trzecia co do wielkości wówczas grupa polityczna czyli Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR),ale też eurosceptycy liczyli na to, że europarlament mocno skręci w prawo.
Tymczasem wynik wyborów z maja 2019 roku oczekiwań zwolenników Europy Ojczyzn nie spełnił. To, co stracili ludowcy z EPL i lewica zostało zrekompensowane sporym wzrostem liczby mandatów dla liberałów (którzy w międzyczasie zmienili nazwę z ALDE na Renew Europe) i Zielonych. Można powiedzieć, że mainstream utrzymał wtedy kontrolę nad parlamentem w Brukseli i Strasburgu mimo wzrostu mandatów eurosceptyków i przy spadku, niestety, konserwatystów, którzy z trzeciej pozycji spadli na szóstą.
Prawica rośnie w siłę
Dziś słyszymy podobne zapowiedzi jak pięć lat temu. Tym razem jednak koniunktura dla prawicy jest zdecydowanie lepsza z trzech powodów. Po pierwsze, prawica wygrywa wybory w wielu krajach europejskich albo zajmuje miejsce drugie lub trzecie na politycznym podium i współrządzi. Drugi powód jest taki, że centroprawica, chcąc nie chcąc, aby rządzić, musi zawrzeć koalicję rządową (Finlandia, a teraz zapewne Portugalia) czy parlamentarną (Szwecja) z formacjami odwołującymi się do idei Europy Narodów i walki z eurobiurokracją. Po trzecie sondaże z ostatnich trzech miesięcy pokazują jednoznacznie katastrofalny spadek "Zielonych" w całej Europie . Dobry jest tu przykład ostatnich wyborów w Portugalii, gdzie dwie partie odwołujące się do ekologii w ogóle nie weszły do parlamentu, mimo że jedna zawiązała sojusz z… komunistami, akurat w tym kraju tradycyjnie, przez parę dziesięcioleci po upadku dyktatury Antonio Salazara - silnymi. Zatem dołują partie, które w eurowyborach przed pięcioma laty uratowały unijny establiszment-Zieloni i liberałowie. Spadek w sondażach notuje też EPL, choć jest relatywnie niewielki ,ale też znacznie większy – lewica.
Oznacza to, że tym razem Parlament Europejski, akurat w 45-lecie swoich pierwszych bezpośrednich wyborów (wcześniej PE był wybierany na zasadzie delegowania do niego reprezentantów z parlamentów narodowych) rzeczywiście mocno przesunie się w prawo. Wyniki wyborów w państwach UE-27 nie kłamią. Nawet tam, gdzie prawica nie utrzymała władzy (Polska) czy jej nie zdobyła (Hiszpania), to wygrała wybory arytmetycznie, nawet jeśli nie jest w stanie stworzyć koalicji. Jednak europarlament premiuje tych, którzy wygrywają wybory. Nic więc dziwnego, że nawet według sondaży euroentuzjastycznych „think-tanków” frakcje tworzone z ugrupowań eurosceptycznych, jak Tożsamość i Demokracja (ID) i eurorealistycznych - Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR) zajmą w nowym PE miejsce trzecie i czwarte pod względem liczby mandatów. Jednak jeśli połączą swoje siły – będą frakcją „numer 1” w PE! Jest to możliwe, przynajmniej na papierze, po raz pierwszy w historii brukselsko- strasburskiego parlamentu.
Wyraźny skręt w prawo, ale czy to wystarczy?
Nie sądzę jednak, aby mimo wyraźnego skrętu w prawo w państwach tworzących Unię było możliwe zdobycie bezwzględnej większości w Parlamencie Europejskim. Na pewno jednak jest bardzo prawdopodobne, że bez nas nie będą możliwe kluczowe decyzje w obszarach polityki imigracyjnej i klimatycznej – choć nie tylko w nich.
Wyborczy eurokalendarz przedstawia się następująco: czerwiec - wybory do europarlamentu, lipiec - ukonstytuowanie się PE, wrzesień - wybór przewodniczącego Komisji Europejskiej i ukonstytuowanie się KE, grudzień – wybór szefa Rady Europejskiej.
W Unii rewolucji nie będzie, ale na znaczące przesunięcia w układzie sił – szanse są spore.
- Tekst ukazał się w „Gazecie Bankowej” (marzec 2024)
ZOBACZ RÓWNIEŻ:"To robi wrażenie". Von der Leyen o Polsce w UE
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Ks. Janusz Chyła: Europy nie można zrozumieć i ocalić bez Chrystusa