Chcesz być eko? Kupuj od polskiego rolnika

Bycie eko jest w modzie, bez dwóch zdań. Często jednak jest to tylko ekologizm powierzchowny, wykorzystywany na potrzeby nośnych hasztagów, robienia sobie pozytywnego PR-u albo zaspokajania potrzeb swojego ego, które chce, byśmy zrobili coś dla planety. Wtedy kupienie koncernowego produktu z naklejką „bio” lub „eko” załatwia sprawę: sumienie staje się czyste, a my w swoim mniemaniu ratujemy Ziemię. A tak się składa, że prawdziwy ekologizm ma więcej wspólnego z patriotyzmem niż globalną modą.
protest rolników / Chcesz być eko? Kupuj od polskiego rolnika
protest rolników / / Tygodnik Solidarność

Ekologizm realny
 

Po pracy lubię zahaczyć o lokalny warzywniak – małą budkę, wokół której rozstawione są kosze oraz palety z warzywami i owocami. Nie wygląda to najestetyczniej, próżno też szukać wygód takich jak wózek albo apka na telefon, która pokazuje, na co jest aktualnie promocja. W zasadzie tam w ogóle nie ma promocji. Nie ma też naklejek „bio”, „eko”, „bez dodatku konserwantów”. „Kurczę, jak to tak?!” – myślę sobie. To te ziemniaki nie są eko? W ogóle jakieś takie brudne, całe w ziemi. A przecież w dyskoncie, 200 metrów dalej, można kupić ładne, już obrane, zafoliowane w zielonym opakowaniu…
 
To się może wydawać śmieszne, ale w podświadomości ludzi wychowanych w sterylnych, miejskich warunkach tak to mniej więcej wygląda. Nie żebyśmy tak myśleli na głos, ale cała machina marketingowa globalnych koncernów podpowiada nam, jak powinniśmy się zachowywać. Co kupować, jak się odżywiać. Może zauważyliście, że w supermarketach te produkty o nazwie „bio” i „eko” przeważnie mają matowe, nieco szorstkie opakowania, tak by fakturą przywodziły nam na myśl coś „naturalnego”, takiego bliżej ziemi. Konieczne jest też połączenie koloru zielonego z jasnym brązem. Czasem te produkty faktycznie są lepszej jakości i bardziej ekologiczne od ich tańszych zamienników, ale często to zwyczajny chwyt marketingowy. Te same produkty ładowane są w inne opakowania i sprzedawane w wyższych cenach, no bo jak eko, to wiadomo, że drożej.
 
Tymczasem po rzeczy prawdziwie ekologiczne trzeba się właśnie nieco bardziej schylić. Wiadomo, że wygodniej jest pojechać raz w tygodniu do jednego sklepu i tam kupić jednocześnie warzywa, wędliny, papier toaletowy, napoje i szampon do włosów. W dzisiejszym zabieganym świecie taki supermarket ze wszystkim, bardzo ułatwia życie. No ale właśnie – chcemy, żeby było łatwo, czy faktycznie traktujemy ekologizm jako drogę do lepszego życia, nie tylko naszego, ale też innych ludzi, przyszłych pokoleń?
 
Zaopatrując się w takim małym warzywniaku, praktycznie macie pewność, że wszystko jest tam eko. Nawet możecie spytać, skąd sprzedawca sprowadza dane produkty. I ja np. wiem, że kupuję marchewki, które pochodzą z gospodarstwa z tej samej gminy, a np. ogórki ze skupu w sąsiedniej wiosce. Co prawda z trudem rozumiem sympatycznego pana, który mi to wyjaśnia, ale takie czasy. Imigrant? A gdzie tam! Kaszub. Dla niego to ja jestem imigrantem, który nie ogarnia „kaszëbsczi gôdki”. U niego nie kupuje się jak w markecie, patrząc na ceny i promocje. Kupuje się zmysłami: wzrokiem, węchem. Jest tylko jeden zapach, który może konkurować z wonią unoszącą się w takim warzywniaku – zapach po wejściu do lokalnego sklepu mięsnego. Może to i bardzo subiektywne wrażenie, ale widok i zapach wiszących pęt kiełbas, poukładanych wędlin i schabów jest najlepszym bodźcem zakupowym. I właśnie takimi zakupami zmniejszam swój ślad węglowy! Zdziwieni?

Czytaj także: Platforma nie zrezygnuje z prób zniszczenia projektu budowy CPK

 

Zmniejszaj ślad węglowy
 

 

Kupując lokalne produkty, generujemy o wiele mniejszy ślad węglowy, niż w sytuacji gdybyśmy mieli nabywać te same artykuły, często gorszej jakości, wyprodukowane w innej części Polski, a nawet świata. Transport lotniczy, morski, lądowy – to wszystko generuje duże zużycie energii, emisję spalin i gazów cieplarnianych. 
 
Jakże krótszą drogę jednym środkiem transportu musi pokonać ogórek od znajomego rolnika w porównaniu z tym samym warzywem, które wyrosło choćby kilka województw dalej. A to i tak delikatny przykład, bo nieraz widzimy w markecie cebule wyprodukowane w Holandii. Albo jajka pochodzące z Łotwy. A co to, w Polsce cebule nie rosną i kury się nie niosą? Te biedne, wrażliwe jaja muszą jechać przez Łotwę, Litwę, Podlasie, Warmię, Pomorze, by dotrzeć do Biedronki na Kaszubach? Ile z nich się rozbije po drodze? I choćby były z wolnego wybiegu, to ni chu chu nie można ich nazwać „eko”.
 
Nie żebym był jakimś kategorycznym przeciwnikiem zagranicznych produktów. Niech Łotysze czy Holendrzy śmiało sprzedają i eksportują urobek swojej pracy, ale bądźmy rozsądni. O ile zdrowsze dla świata jest kupowanie lokalnej żywności? Taka cebula z Holandii najpierw musi zostać zapakowana do auta dostawczego, przetransportowana do skupu/hurtowni, potem na większą ciężarówkę, następnie jedzie przez pół Europy, parkuje w centrali logistycznej, znowu trafia do mniejszej furgonetki i finalnie do sklepu. A Polska cebula od naszego rolnika? Jeden kurs od rolnika do warzywniaka. To jest dopiero EKO.
 
Ta sama zasada – a nawet bardziej – dotyczy mięsa. Dodatkowo to pochodzące z mniejszych ubojni jest żywnością zdrowszą, lepszej jakości, bo nie jest produkowane na skalę przemysłową. Tam zwierzęta nie są tak faszerowane sterydami i antybiotykami, wszystko odbywa się naturalniej. Przez to może być drożej, ale przynajmniej jecie mięso, a nie kurczaka zombi, który w swoim jednomiesięcznym życiu ani razu trawy nie skubnął i nie widział słońca.
 
Wiadomo, że wiele warzyw i owoców w Polsce czy Europie nie da się uprawiać. Nie ma jak pozyskać „lokalnego banana”. Nie chodzi tu o jakiś antyglobalistyczny zamordyzm. Korzystajmy z dóbr cywilizacji i globalizacji, ale miejmy na uwadze, że choć jedzenie awokado jest modne i wydaje się eko, to bardziej „zielone” jest jednak zjedzenie ziemniaka, kupionego bezpośrednio od sąsiada naszego wujka na wsi, który ma swoją małą rolę. Tylko że ziemniak nie wygląda tak dobrze na Instagramie, co nie?
 

Diagnoza dobra, rozwiązanie złe

 

Tę rzeczywistość nawet dobrze odczytuje postępowa liberalna lewica, ale wyciąga złe wnioski. Bo zamiast promować lokalne rolnictwo, lokalną produkcję, planuje ją kompletnie zaorać, zastępując zamiennikami, których globalna produkcja nie jest tak energochłonna i wysokoemisyjna.
 
Przemysłowa produkcja mięsa pochłania znaczne ilości wody, zużywa sporo energii, do tego sama w sobie potrzebuje produkcji pasz dla zwierząt. Stąd pomysły, by na naszych talerzach mięso było powoli zastępowane przez robaki, które hodować jest o wiele taniej. Złośliwi powiedzą, że taki substytut białka w postaci robaków to i na g*wnie można wyhodować. Abstrahując od uprzedzeń do jedzenia owadów, to nie ich smak jest tu najważniejszy, a błędne rozwiązanie realnego problemu.
 
Mięso produkowane masowo nie jest najzdrowsze, nie jest najsmaczniejsze, a do tego nie jest ekologiczne. Zatem naprawmy jego produkcję, przenieśmy ją na wiele mniejszych, lokalnych gospodarstw, zamiast załamywać ręce, że w Chinach stawia się 26-piętrową chlewnię, rocznie wypuszczającą 1,2 miliona ubitych świń, które trafią na europejskie talerze.
 
Niech Unia powie: „Nie, my jesteśmy eko i nie będziemy kupować waszych świń zombi, będziemy jeść nasze świnie: z Polski, Francji czy Rumunii”. Zamiast tego Unia uczy Europejczyków jedzenia substytutów mięsa, a jednocześnie wypycha rolnictwo z Europy, bo to jest „nieekologiczne”.
 
W swoich szczytnych planach unijni urzędnicy i politycy widzą Europę jako region neutralny klimatycznie. Przy obecnych technologiach oznacza to likwidację przemysłu i rolnictwa, które chcąc nie chcąc, muszą zużywać sporo energii i emitować gazy różnej maści. I to jest dopiero cyniczny fasadowy ekologizm. 
 
Europa może i sama w sobie będzie neutralna dla środowiska, nie będzie emitować gazów cieplarnianych, ale tylko dlatego, że wszystko, co te gazy emituje, zostanie wyoutsource’owane poza Unię.
 
Przemysł? Przecież gros rzeczy można produkować w Azji przy znacznie niższych kosztach pracowniczych, płacąc ludziom dosłownie miskę ryżu za wykonaną robotę, za którą w Europie pracownik należący do związku zawodowego zażądałby godnej płacy.
 
Rolnictwo? A nie wystarczy postawić na rolników w Afryce czy Ameryce Południowej? A że technologicznie odstają, to nie problem. Zamontujemy u nich europejskie agroholdingi, które dostarczą odpowiedni sprzęt, know-how, będą zarządzać całym procesem, a potem w miarę tanio przetransportują owoce tej pracy do Europy.
 
Tak się teraz myśli w Brukseli.

Czytaj także: Exodus ministrów Tuska: co kryje się startem czołowych polityków KO do Parlamentu Europejskiego?

 

Lekcja dla Europy
 

 

Pandemia i wojna na Ukrainie powinny dla nas wszystkich być lekcją, że długie łańcuchy dostaw łatwo można przerwać, a wtedy zostaje się z niczym. Tak było na początku pandemii, gdy nagle okazało się, że większość sprzętu ochrony sanitarnej i leki produkuje się w Chinach. W niektórych państwach Europy na sklepowych półkach brakowało żywności, bo załamały się łańcuchy eksportu i importu. W Polsce jedzenia nie brakowało, bo mamy silne rolnictwo. Jeszcze.
 
Naprawdę warto zadbać o siebie, lokalną społeczność, jednocześnie dbając o planetę. W krótkiej perspektywie takie ekologiczne wybory mogą wydawać się droższe, bardziej obciążające nasze portfele, ale w dłuższej zwrócą się nam z nawiązką. A polskie rolnictwo to jest element naszej suwerenności.
 


 

POLECANE
Niespokojnie na granicy. Straż Graniczna wydała komunikat z ostatniej chwili
Niespokojnie na granicy. Straż Graniczna wydała komunikat

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej.

Kandydat Lewicy na prezydenta. Nowe informacje z ostatniej chwili
Kandydat Lewicy na prezydenta. Nowe informacje

Przed Bożym Narodzeniem planowane jest ogłoszenie decyzji ws. kandydata Lewicy na prezydenta; ostateczną decyzję podejmie Rada Krajowa Nowej Lewicy – poinformował PAP rzecznik NL Łukasz Michnik. Dodał, że w środę partia otrzyma wyniki sondażu sprawdzającego poparcie potencjalnych kandydatów Lewicy.

Nowy Jork: Polski film dokumentalny międzynarodową nagrodą Emmy z ostatniej chwili
Nowy Jork: Polski film dokumentalny międzynarodową nagrodą Emmy

W poniedziałek na nowojorskiej gali uhonorowany został międzynarodową nagrodą Emmy polski dokument „Pianoforte” w reżyserii Jakuba Piątka. Wyróżnienia przyznaje Międzynarodowa Akademia Sztuki Telewizyjnej i Nauki (IATAS) za produkcje zrealizowane poza Stanami Zjednoczonymi.

Trzęsienie ziemi w Pałacu Buckingham. Książę Harry znów to zrobił z ostatniej chwili
Trzęsienie ziemi w Pałacu Buckingham. Książę Harry znów to zrobił

Konflikt w brytyjskiej rodzinie królewskiej trwa w najlepsze. Teraz książę Harry i Meghan Markle zdecydowali się na kolejny krok.

W Norwegii dla mordercy śpiewają kolorowe ptaki tylko u nas
W Norwegii dla mordercy śpiewają kolorowe ptaki

To, co dzieje się w Norwegii w sprawie Andersa Breivika - masowego mordercy, który przed 13 laty pozbawił życia siedemdziesięciu siedmiu niewinnych ludzi i zranił trzystu dziewiętnastu, powinno wykluczyć Norwegię z grona cywilizowanych krajów.

Zawieszenie broni w Libanie. Biden i Macron mają ogłosić je w ciągu 36 godzin z ostatniej chwili
Zawieszenie broni w Libanie. Biden i Macron mają ogłosić je w ciągu 36 godzin

Jak podaje agencja Reutera, prezydenci USA i Francji Joe Biden i Emmanuel Macron mają w przeciągu 36 godzin ogłosić zawieszenie broni w wojnie, którą Izrael toczy przeciwko Hezbollahowi w Libanie.

MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe polityka
MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe

Rzecznik francuskiego MSZ Christophe Lemoine, komentując w poniedziałek nakaz aresztowania premiera Izraela Benjamina Netanjahu wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny, oznajmił, że Francja respektuje prawo międzynarodowe.

Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii polityka
Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii

W poniedziałek gościem Przemysława Szubartowicza w programie "Punkt Widzenia" w Polsacie News był Mariusz Błaszczak. Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS został zapytany o kwestię bezpartyjności Karola Nawrockiego.

Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie z ostatniej chwili
Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie

Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie, ale robimy wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo naszym żołnierzom w Europie - powiedział w poniedziałek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. W sposób zawoalowany przyznał, że USA zezwoliły Ukrainie na używanie ATACMS wewnątrz Rosji.

Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce z ostatniej chwili
Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce

Niemiecka gazeta „Bild” poinformowała, że Berlin jest zaniepokojony ewentualnym atakiem Rosji na NATO. W tym celu niemieckie władze mają opracowywać plan budowy bunkrów.

REKLAMA

Chcesz być eko? Kupuj od polskiego rolnika

Bycie eko jest w modzie, bez dwóch zdań. Często jednak jest to tylko ekologizm powierzchowny, wykorzystywany na potrzeby nośnych hasztagów, robienia sobie pozytywnego PR-u albo zaspokajania potrzeb swojego ego, które chce, byśmy zrobili coś dla planety. Wtedy kupienie koncernowego produktu z naklejką „bio” lub „eko” załatwia sprawę: sumienie staje się czyste, a my w swoim mniemaniu ratujemy Ziemię. A tak się składa, że prawdziwy ekologizm ma więcej wspólnego z patriotyzmem niż globalną modą.
protest rolników / Chcesz być eko? Kupuj od polskiego rolnika
protest rolników / / Tygodnik Solidarność

Ekologizm realny
 

Po pracy lubię zahaczyć o lokalny warzywniak – małą budkę, wokół której rozstawione są kosze oraz palety z warzywami i owocami. Nie wygląda to najestetyczniej, próżno też szukać wygód takich jak wózek albo apka na telefon, która pokazuje, na co jest aktualnie promocja. W zasadzie tam w ogóle nie ma promocji. Nie ma też naklejek „bio”, „eko”, „bez dodatku konserwantów”. „Kurczę, jak to tak?!” – myślę sobie. To te ziemniaki nie są eko? W ogóle jakieś takie brudne, całe w ziemi. A przecież w dyskoncie, 200 metrów dalej, można kupić ładne, już obrane, zafoliowane w zielonym opakowaniu…
 
To się może wydawać śmieszne, ale w podświadomości ludzi wychowanych w sterylnych, miejskich warunkach tak to mniej więcej wygląda. Nie żebyśmy tak myśleli na głos, ale cała machina marketingowa globalnych koncernów podpowiada nam, jak powinniśmy się zachowywać. Co kupować, jak się odżywiać. Może zauważyliście, że w supermarketach te produkty o nazwie „bio” i „eko” przeważnie mają matowe, nieco szorstkie opakowania, tak by fakturą przywodziły nam na myśl coś „naturalnego”, takiego bliżej ziemi. Konieczne jest też połączenie koloru zielonego z jasnym brązem. Czasem te produkty faktycznie są lepszej jakości i bardziej ekologiczne od ich tańszych zamienników, ale często to zwyczajny chwyt marketingowy. Te same produkty ładowane są w inne opakowania i sprzedawane w wyższych cenach, no bo jak eko, to wiadomo, że drożej.
 
Tymczasem po rzeczy prawdziwie ekologiczne trzeba się właśnie nieco bardziej schylić. Wiadomo, że wygodniej jest pojechać raz w tygodniu do jednego sklepu i tam kupić jednocześnie warzywa, wędliny, papier toaletowy, napoje i szampon do włosów. W dzisiejszym zabieganym świecie taki supermarket ze wszystkim, bardzo ułatwia życie. No ale właśnie – chcemy, żeby było łatwo, czy faktycznie traktujemy ekologizm jako drogę do lepszego życia, nie tylko naszego, ale też innych ludzi, przyszłych pokoleń?
 
Zaopatrując się w takim małym warzywniaku, praktycznie macie pewność, że wszystko jest tam eko. Nawet możecie spytać, skąd sprzedawca sprowadza dane produkty. I ja np. wiem, że kupuję marchewki, które pochodzą z gospodarstwa z tej samej gminy, a np. ogórki ze skupu w sąsiedniej wiosce. Co prawda z trudem rozumiem sympatycznego pana, który mi to wyjaśnia, ale takie czasy. Imigrant? A gdzie tam! Kaszub. Dla niego to ja jestem imigrantem, który nie ogarnia „kaszëbsczi gôdki”. U niego nie kupuje się jak w markecie, patrząc na ceny i promocje. Kupuje się zmysłami: wzrokiem, węchem. Jest tylko jeden zapach, który może konkurować z wonią unoszącą się w takim warzywniaku – zapach po wejściu do lokalnego sklepu mięsnego. Może to i bardzo subiektywne wrażenie, ale widok i zapach wiszących pęt kiełbas, poukładanych wędlin i schabów jest najlepszym bodźcem zakupowym. I właśnie takimi zakupami zmniejszam swój ślad węglowy! Zdziwieni?

Czytaj także: Platforma nie zrezygnuje z prób zniszczenia projektu budowy CPK

 

Zmniejszaj ślad węglowy
 

 

Kupując lokalne produkty, generujemy o wiele mniejszy ślad węglowy, niż w sytuacji gdybyśmy mieli nabywać te same artykuły, często gorszej jakości, wyprodukowane w innej części Polski, a nawet świata. Transport lotniczy, morski, lądowy – to wszystko generuje duże zużycie energii, emisję spalin i gazów cieplarnianych. 
 
Jakże krótszą drogę jednym środkiem transportu musi pokonać ogórek od znajomego rolnika w porównaniu z tym samym warzywem, które wyrosło choćby kilka województw dalej. A to i tak delikatny przykład, bo nieraz widzimy w markecie cebule wyprodukowane w Holandii. Albo jajka pochodzące z Łotwy. A co to, w Polsce cebule nie rosną i kury się nie niosą? Te biedne, wrażliwe jaja muszą jechać przez Łotwę, Litwę, Podlasie, Warmię, Pomorze, by dotrzeć do Biedronki na Kaszubach? Ile z nich się rozbije po drodze? I choćby były z wolnego wybiegu, to ni chu chu nie można ich nazwać „eko”.
 
Nie żebym był jakimś kategorycznym przeciwnikiem zagranicznych produktów. Niech Łotysze czy Holendrzy śmiało sprzedają i eksportują urobek swojej pracy, ale bądźmy rozsądni. O ile zdrowsze dla świata jest kupowanie lokalnej żywności? Taka cebula z Holandii najpierw musi zostać zapakowana do auta dostawczego, przetransportowana do skupu/hurtowni, potem na większą ciężarówkę, następnie jedzie przez pół Europy, parkuje w centrali logistycznej, znowu trafia do mniejszej furgonetki i finalnie do sklepu. A Polska cebula od naszego rolnika? Jeden kurs od rolnika do warzywniaka. To jest dopiero EKO.
 
Ta sama zasada – a nawet bardziej – dotyczy mięsa. Dodatkowo to pochodzące z mniejszych ubojni jest żywnością zdrowszą, lepszej jakości, bo nie jest produkowane na skalę przemysłową. Tam zwierzęta nie są tak faszerowane sterydami i antybiotykami, wszystko odbywa się naturalniej. Przez to może być drożej, ale przynajmniej jecie mięso, a nie kurczaka zombi, który w swoim jednomiesięcznym życiu ani razu trawy nie skubnął i nie widział słońca.
 
Wiadomo, że wiele warzyw i owoców w Polsce czy Europie nie da się uprawiać. Nie ma jak pozyskać „lokalnego banana”. Nie chodzi tu o jakiś antyglobalistyczny zamordyzm. Korzystajmy z dóbr cywilizacji i globalizacji, ale miejmy na uwadze, że choć jedzenie awokado jest modne i wydaje się eko, to bardziej „zielone” jest jednak zjedzenie ziemniaka, kupionego bezpośrednio od sąsiada naszego wujka na wsi, który ma swoją małą rolę. Tylko że ziemniak nie wygląda tak dobrze na Instagramie, co nie?
 

Diagnoza dobra, rozwiązanie złe

 

Tę rzeczywistość nawet dobrze odczytuje postępowa liberalna lewica, ale wyciąga złe wnioski. Bo zamiast promować lokalne rolnictwo, lokalną produkcję, planuje ją kompletnie zaorać, zastępując zamiennikami, których globalna produkcja nie jest tak energochłonna i wysokoemisyjna.
 
Przemysłowa produkcja mięsa pochłania znaczne ilości wody, zużywa sporo energii, do tego sama w sobie potrzebuje produkcji pasz dla zwierząt. Stąd pomysły, by na naszych talerzach mięso było powoli zastępowane przez robaki, które hodować jest o wiele taniej. Złośliwi powiedzą, że taki substytut białka w postaci robaków to i na g*wnie można wyhodować. Abstrahując od uprzedzeń do jedzenia owadów, to nie ich smak jest tu najważniejszy, a błędne rozwiązanie realnego problemu.
 
Mięso produkowane masowo nie jest najzdrowsze, nie jest najsmaczniejsze, a do tego nie jest ekologiczne. Zatem naprawmy jego produkcję, przenieśmy ją na wiele mniejszych, lokalnych gospodarstw, zamiast załamywać ręce, że w Chinach stawia się 26-piętrową chlewnię, rocznie wypuszczającą 1,2 miliona ubitych świń, które trafią na europejskie talerze.
 
Niech Unia powie: „Nie, my jesteśmy eko i nie będziemy kupować waszych świń zombi, będziemy jeść nasze świnie: z Polski, Francji czy Rumunii”. Zamiast tego Unia uczy Europejczyków jedzenia substytutów mięsa, a jednocześnie wypycha rolnictwo z Europy, bo to jest „nieekologiczne”.
 
W swoich szczytnych planach unijni urzędnicy i politycy widzą Europę jako region neutralny klimatycznie. Przy obecnych technologiach oznacza to likwidację przemysłu i rolnictwa, które chcąc nie chcąc, muszą zużywać sporo energii i emitować gazy różnej maści. I to jest dopiero cyniczny fasadowy ekologizm. 
 
Europa może i sama w sobie będzie neutralna dla środowiska, nie będzie emitować gazów cieplarnianych, ale tylko dlatego, że wszystko, co te gazy emituje, zostanie wyoutsource’owane poza Unię.
 
Przemysł? Przecież gros rzeczy można produkować w Azji przy znacznie niższych kosztach pracowniczych, płacąc ludziom dosłownie miskę ryżu za wykonaną robotę, za którą w Europie pracownik należący do związku zawodowego zażądałby godnej płacy.
 
Rolnictwo? A nie wystarczy postawić na rolników w Afryce czy Ameryce Południowej? A że technologicznie odstają, to nie problem. Zamontujemy u nich europejskie agroholdingi, które dostarczą odpowiedni sprzęt, know-how, będą zarządzać całym procesem, a potem w miarę tanio przetransportują owoce tej pracy do Europy.
 
Tak się teraz myśli w Brukseli.

Czytaj także: Exodus ministrów Tuska: co kryje się startem czołowych polityków KO do Parlamentu Europejskiego?

 

Lekcja dla Europy
 

 

Pandemia i wojna na Ukrainie powinny dla nas wszystkich być lekcją, że długie łańcuchy dostaw łatwo można przerwać, a wtedy zostaje się z niczym. Tak było na początku pandemii, gdy nagle okazało się, że większość sprzętu ochrony sanitarnej i leki produkuje się w Chinach. W niektórych państwach Europy na sklepowych półkach brakowało żywności, bo załamały się łańcuchy eksportu i importu. W Polsce jedzenia nie brakowało, bo mamy silne rolnictwo. Jeszcze.
 
Naprawdę warto zadbać o siebie, lokalną społeczność, jednocześnie dbając o planetę. W krótkiej perspektywie takie ekologiczne wybory mogą wydawać się droższe, bardziej obciążające nasze portfele, ale w dłuższej zwrócą się nam z nawiązką. A polskie rolnictwo to jest element naszej suwerenności.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe