Premier czy namiestnik - czyje interesy tak naprawdę realizuje Donald Tusk?

Donald Tusk znalazł się w politycznym klinczu. Nie umie na tyle odbudować swojej partii, by wygrywała w wyborach, jest więc w pełni zależny od pomocy z zewnątrz. Komfort rządzenia przy wsparciu z UE ma jednak swoją cenę.
Donald Tusk Premier czy namiestnik - czyje interesy tak naprawdę realizuje Donald Tusk?
Donald Tusk / PAP/Leszek Szymański

Trudno było o bardziej wymowny start kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej od tego, co wydarzyło się w Katowicach. Gdy przez Europę przetacza się fala narodowego i konserwatywnego przebudzenia, które jest reakcją na prowadzące Europę ku gospodarczej zapaści i obyczajowej rewolucji szaleństwo unijnych elit, politycy formacji Donalda Tuska pozują do zdjęć z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. To ona – niczym Lech Wałęsa w 1989 roku podczas pierwszych częściowo wolnych wyborów w Polsce – ma poprowadzić do zwycięstwa swoją drużynę. Ma być probierzem europejskości i gwarantem stabilności. Fotografia u jej boku zaś certyfikatem wiarygodności.

Politycy KO świadomie lub nie przyznali, że nie chcą reprezentować polskich interesów w Brukseli, ale brukselskie interesy w Polsce. Mają być przedłużeniem unijnej władzy w naszym kraju, a nie tak kształtować unijną rzeczywistość, by była zgodna z polską racją stanu. Taki jest sens zapisania się do ekipy szefowej KE. 

 

Wątpliwa przewodnicząca

 

Warto na chwilę zatrzymać się przy samej von der Leyen – symbolu nowej Unii Europejskiej. Gdy pełniła funkcję ministra obrony w rządzie RFN, w jej resorcie doszło do korupcyjnego skandalu. W skrócie polegał on za zamawianiu u zewnętrznych podmiotów niepotrzebnych, wartych wiele milionów euro analiz. Również w czasie zajmowania przez nią fotela szefowej Komisji Europejskiej wiele wątpliwości budził tryb zamawiania przez nią szczepionek przeciw COVID-19. Do dziś nie ujawniła swojej korespondencji z prezesem niemieckiej firmy farmaceutycznej Pfizer Albertem Bourlą.

Sprawę prowadzili początkowo belgijscy śledczy, ale potem przejęła ją prokuratura europejska. Dochodzenie wszczęto po skardze złożonej przez lobbystę Frédérica Baldana, ale później poparła ją także Polska rządzona przez prawicę. Po objęciu władzy przez koalicję pod wodzą Donalda Tuska rząd wycofał skargę. Stało się tak, mimo że Ursula von der Leyen do dziś nie ujawniła treści swojej korespondencji. Zresztą w ogóle cała sprawa przycichła. 

W czasie mijającej właśnie kadencji szefowa KE wsławiła się bezprecedensowym dążeniem do poszerzenia władzy Komisji, nawet jeśli wykraczało to poza uprawnienia wynikające z traktatów. Najbardziej jaskrawo było to widoczne w przypadku Polski i Węgier, wobec których KE wszczęła procedurę wynikającą z artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Miało to doprowadzić do ograniczenia praw członkowskich tych krajów. W przypadku Polski chodziło o zarzut zagrożenia praworządności w związku z reformą sądownictwa, czyli tą sferą, która pozostaje poza kompetencjami UE. 

Mimo oczywistego przekraczania traktatów von der Leyen była w stanie wymusić na Polsce i Węgrzech zmianę przepisów, co de facto oznaczało przyznanie Komisji nowych uprawnień. Metoda faktów dokonanych okazała się skuteczna, a rolę państw narodowych – oczywiście tych słabszych – udało się ograniczyć. 

 

Silna patronka

 

Mimo aury korupcyjnych skandali i przekraczania prawa Ursula von der Leyen pozostaje nietykalna. Kandydowała nawet do fotela sekretarza generalnego NATO, jednak rola ta prawdopodobnie przypadnie holenderskiemu premierowi. Dziś Niemka, jako jeden z najsilniejszych europejskich polityków, ubiega się o drugą kadencję przewodniczącej Komisji Europejskiej. 

Po odejściu na polityczną emeryturę Angeli Merkel to właśnie von der Leyen daje Donaldowi Tuskowi nadzieję na powrót na europejskie salony. Dołączenie do unijnego establishmentu było i jest jego celem, a funkcja premiera miała być tylko etapem do walki o eksponowane stanowisko w Brukseli. Nie było zresztą tajemnicą, że lider PO o to zabiegał. 

Stąd prawdopodobnie bierze się brutalność jego działania na scenie krajowej. Tusk pragnie udowodnić, że można rozprawić się z „nacjonalistyczno-populistyczną prawicą” (takiej terminologii używa liberalna i lewicowa prasa zachodnia), nie zważając na konstytucję, ustawy, polityczne zwyczaje czy kompetencje. Mając wsparcie Brukseli, można właściwie wszystko. Nie są potrzebne nawet szczególne pozory zachowywania procedur czy suwerenności państw członkowskich. 

Mimo tego, że stan prawny sądownictwa w Polsce nie zmienił się – a jeśli już, to na gorsze, gdyż władza wykonawcza ostentacyjnie ignoruje orzeczenia sądów – Ursula von der Leyen jednym pociągnięciem pióra zakończyła procedurę przeciwko Polsce. Uzasadniała to szeregiem zmian legislacyjnych w naszym kraju. Nie chodzi tylko o samo kłamstwo – od dawna wszyscy w Polsce wiedzieli, że powodem wstrzymywania wypłaty unijnych pieniędzy nie jest brak praworządności, a niechęć do rządu PiS – ale jego ostentację. Szefowa KE mówi nam: tak, kłamię; wiem, że kłamię; wiem, że wy wiecie, że kłamię; ale mimo to będę kłamać dalej. 
Dla Donalda Tuska, który ma podobne podejście do prawdy, tego rodzaju zachowanie jest dowodem posiadanej siły. Dla ludzi przywiązanych do demokracji opartej na zasadach moralnych i poczuciu dobra wspólnego ma to raczej smak siarczystego policzka. 

Czytaj także: W jakim kierunku powinien iść audyt w sprawie programu Kolej+? Zaskakująca opinia eksperta

 

Cena wsparcia z zewnątrz 

 

Donald Tusk musiał wiedzieć, że za złamanie wszelkich możliwych przepisów i zasad (nie będę ich wymieniał, gdyż Czytelnicy znają je na pamięć, a kilka ośrodków dokumentuje) w imię przywracania praworządności w Polsce nie spotka go żadna kara ze strony unijnej administracji. Co więcej, musiał mieć zapewnienie, że nawet najbardziej brutalne działania spotkają się z poparciem Ursuli von der Leyen i reszty Komisji. Bez zapewnienia sobie wsparcia z zewnątrz nie otworzyłby tak szerokiego frontu walki w kraju. 

Eskalowanie konfliktu nie przyniosło jednak spodziewanego efektu. PiS wygrało wybory samorządowe i ma wielkie szanse na sukces podczas głosowania na posłów do Parlamentu Europejskiego. Sondaże zapowiadają, że także w innych krajach Wspólnoty zwyciężyć mogą konserwatyści i narodowcy. Jeśli tak się stanie, ich wpływ na politykę europejską będzie znacznie większy, a to może oznaczać poważne zmiany w polityce klimatycznej, migracyjnej i światopoglądowej. Przede wszystkim jednak może ograniczyć wpływy unijnego establishmentu dążącego do budowy superpaństwa. 

Dla Tuska przegranie kolejnych wyborów w kraju będzie oznaczało osłabienie pozycji w koalicji oraz utratę społecznego zaufania. Porażka udowodni, że nie udało mu się spacyfikować konserwatystów, a widmo kolejnych przegranych stanie się realne. Dla niego oznaczałoby to polityczną śmierć.
Aby utrzymać się na powierzchni, będzie musiał więc jeszcze silniej zabiegać o wsparcie z zewnątrz, by bardziej brutalnie zwalczać opozycję wewnątrz. To z kolei oznacza wzrost zależności od protektorów z Brukseli i Berlina. Koszty poniesiemy jednak my wszyscy, gdyż ceną za poparcie protektorów będzie wstrzymywanie wszystkich projektów – gospodarczych, infrastrukturalnych czy politycznych – które zmierzałyby do wzmocnienia podmiotowości Polski. 

Czytaj także: Władze chcą postawić prezesa NBP przed Trybunałem Stanu. Prezes Kaczyński zabiera głos

Totalne uzależnienie

 

Ustawienie się w pozycji namiestnika zamiast w roli premiera suwerennego, ambitnego państwa już teraz całkowicie uzależniło Tuska i jego ekipę od unijnych elit. Po złamaniu wielu przepisów wie doskonale, że polityczni przeciwnicy prędzej czy później będą chcieli go z tego bezprawia rozliczyć. Przed zemstą, czy raczej sprawiedliwością, uchronić go mogą jedynie europejskie instytucje, które mogą zapewnić mu nietykalność, gdy przestanie być premierem. 

To jednak oznacza, że dziś jest w rzeczywistości ubezwłasnowolniony. Nie może bronić na forum UE polskich interesów narodowych, gdyż w razie konfliktu straci protektorów. Nie tylko mogą go pozostawić na pastwę dyszącego z chęci odwetu PiS, ale – co więcej – mają podstawy, by wszcząć procedury o naruszenie praworządności. To oznaczałoby dla niego kompromitację i rychłą utratę władzy. 

Tusk znalazł się więc w politycznym imadle. Z jednej strony dokręcają je PiS, które nie oddaje pola, oraz narastający społeczny sprzeciw wobec polityki obecnego rządu, z drugiej zaś – europejski establishment z Ursulą von der Leyen na czele. Ci domagają się szybszego wprowadzania w życie wszystkich unijnych szaleństw, które uderzają w polski przemysł oraz doprowadzą do zubożenia Polaków, a więc wzmogą społeczne protesty. 

 

Bruksela lub prezydentura 

 

Z tego klinczu obecny premier ma tylko dwie drogi ucieczki. Pierwsza to uzyskanie jakiegoś unijnego stanowiska i usunięcie się z polskiej polityki. Już raz taki manewr z sukcesem wykonał, więc drogę ma przetartą. Aby jednak ten scenariusz się zrealizował, pełnię władzy musi utrzymać jego protektorka. Gdy jednak będzie musiała liczyć się z silną frakcją konserwatywno-narodową, Tusk może stać się raczej kłopotliwym obciążeniem. 

Drugą możliwością ucieczki przed odpowiedzialnością za łamanie prawa jest start i zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Dlatego Tusk coraz częściej wysyła sygnały, że kandydatem PO w przyszłorocznych wyborach nie musi być Rafał Trzaskowski. Tu jednak obecny szef rządu ma doświadczenia niebyt przyjemne, gdyż w 2005 r. przegrał z Lechem Kaczyńskim. 

Dziś jest politykiem jeszcze mniej lubianym niż wówczas, więc szanse wcale nie muszą być większe. 


 

POLECANE
W Norwegii dla mordercy śpiewają kolorowe ptaki tylko u nas
W Norwegii dla mordercy śpiewają kolorowe ptaki

To, co dzieje się w Norwegii w sprawie Andersa Breivika - masowego mordercy, który przed 13 laty pozbawił życia siedemdziesięciu siedmiu niewinnych ludzi i zranił trzystu dziewiętnastu, powinno wykluczyć Norwegię z grona cywilizowanych krajów.

Zawieszenie broni w Libanie. Biden i Macron mają ogłosić je w ciągu 36 godzin z ostatniej chwili
Zawieszenie broni w Libanie. Biden i Macron mają ogłosić je w ciągu 36 godzin

Jak podaje agencja Reutera, prezydenci USA i Francji Joe Biden i Emmanuel Macron mają w przeciągu 36 godzin ogłosić zawieszenie broni w wojnie, którą Izrael toczy przeciwko Hezbollahowi w Libanie.

MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe polityka
MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe

Rzecznik francuskiego MSZ Christophe Lemoine, komentując w poniedziałek nakaz aresztowania premiera Izraela Benjamina Netanjahu wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny, oznajmił, że Francja respektuje prawo międzynarodowe.

Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii polityka
Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii

W poniedziałek gościem Przemysława Szubartowicza w programie "Punkt Widzenia" w Polsacie News był Mariusz Błaszczak. Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS został zapytany o kwestię bezpartyjności Karola Nawrockiego.

Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie z ostatniej chwili
Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie

Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie, ale robimy wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo naszym żołnierzom w Europie - powiedział w poniedziałek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. W sposób zawoalowany przyznał, że USA zezwoliły Ukrainie na używanie ATACMS wewnątrz Rosji.

Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce z ostatniej chwili
Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce

Niemiecka gazeta „Bild” poinformowała, że Berlin jest zaniepokojony ewentualnym atakiem Rosji na NATO. W tym celu niemieckie władze mają opracowywać plan budowy bunkrów.

KE egzekwuje prawo unijne. Platforma społecznościowa dla liberałów ma kłopoty z ostatniej chwili
KE egzekwuje prawo unijne. Platforma społecznościowa dla liberałów ma kłopoty

Rzecznik Komisji Europejskiej Thomas Regnier powiedział dziennikarzom w poniedziałek podczas briefingu w Brukseli, że platforma Bluesky narusza unijne przepisy dotyczące m.in. nakazu ujawniania informacji o liczbie użytkowników.

Protesty rolników w Europie. Ardanowski: Los rolnictwa europejskiego leży w polskich rękach tylko u nas
Protesty rolników w Europie. Ardanowski: Los rolnictwa europejskiego leży w polskich rękach

– Protesty rolnicze, moim zdaniem, będą się rozszerzały i będą miały coraz większy wpływ na rządy, jeżeli już nie na Komisję Europejską, to na rządy krajów członkowskich, żeby ratowały rolnictwo europejskie – mówi Jan Krzysztof Ardanowski w rozmowie z Moniką Rutke.

Serbia dalej od członkostwa w UE. Porażka dyplomatyczna Węgier polityka
Serbia dalej od członkostwa w UE. Porażka dyplomatyczna Węgier

Węgry zamierzały zorganizować unijną konferencję międzyrządową. Budapeszt liczył na otwarcie przez Serbię kolejnych rozdziałów negocjacyjnych z Unią Europejską. 

Polscy uczniowie niepokonani w Zawodach Matematycznych Państw Bałtyckich pilne
Polscy uczniowie niepokonani w Zawodach Matematycznych Państw Bałtyckich

Od 14 do 18 listopada w Tartu (Estonia) odbywały się XXXV Zawody Matematyczne Państw Bałtyckich (Baltic Way). Polska reprezentacja zajęła w nich pierwsze miejsce, pozostawiając konkurentów w tyle.

REKLAMA

Premier czy namiestnik - czyje interesy tak naprawdę realizuje Donald Tusk?

Donald Tusk znalazł się w politycznym klinczu. Nie umie na tyle odbudować swojej partii, by wygrywała w wyborach, jest więc w pełni zależny od pomocy z zewnątrz. Komfort rządzenia przy wsparciu z UE ma jednak swoją cenę.
Donald Tusk Premier czy namiestnik - czyje interesy tak naprawdę realizuje Donald Tusk?
Donald Tusk / PAP/Leszek Szymański

Trudno było o bardziej wymowny start kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej od tego, co wydarzyło się w Katowicach. Gdy przez Europę przetacza się fala narodowego i konserwatywnego przebudzenia, które jest reakcją na prowadzące Europę ku gospodarczej zapaści i obyczajowej rewolucji szaleństwo unijnych elit, politycy formacji Donalda Tuska pozują do zdjęć z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. To ona – niczym Lech Wałęsa w 1989 roku podczas pierwszych częściowo wolnych wyborów w Polsce – ma poprowadzić do zwycięstwa swoją drużynę. Ma być probierzem europejskości i gwarantem stabilności. Fotografia u jej boku zaś certyfikatem wiarygodności.

Politycy KO świadomie lub nie przyznali, że nie chcą reprezentować polskich interesów w Brukseli, ale brukselskie interesy w Polsce. Mają być przedłużeniem unijnej władzy w naszym kraju, a nie tak kształtować unijną rzeczywistość, by była zgodna z polską racją stanu. Taki jest sens zapisania się do ekipy szefowej KE. 

 

Wątpliwa przewodnicząca

 

Warto na chwilę zatrzymać się przy samej von der Leyen – symbolu nowej Unii Europejskiej. Gdy pełniła funkcję ministra obrony w rządzie RFN, w jej resorcie doszło do korupcyjnego skandalu. W skrócie polegał on za zamawianiu u zewnętrznych podmiotów niepotrzebnych, wartych wiele milionów euro analiz. Również w czasie zajmowania przez nią fotela szefowej Komisji Europejskiej wiele wątpliwości budził tryb zamawiania przez nią szczepionek przeciw COVID-19. Do dziś nie ujawniła swojej korespondencji z prezesem niemieckiej firmy farmaceutycznej Pfizer Albertem Bourlą.

Sprawę prowadzili początkowo belgijscy śledczy, ale potem przejęła ją prokuratura europejska. Dochodzenie wszczęto po skardze złożonej przez lobbystę Frédérica Baldana, ale później poparła ją także Polska rządzona przez prawicę. Po objęciu władzy przez koalicję pod wodzą Donalda Tuska rząd wycofał skargę. Stało się tak, mimo że Ursula von der Leyen do dziś nie ujawniła treści swojej korespondencji. Zresztą w ogóle cała sprawa przycichła. 

W czasie mijającej właśnie kadencji szefowa KE wsławiła się bezprecedensowym dążeniem do poszerzenia władzy Komisji, nawet jeśli wykraczało to poza uprawnienia wynikające z traktatów. Najbardziej jaskrawo było to widoczne w przypadku Polski i Węgier, wobec których KE wszczęła procedurę wynikającą z artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Miało to doprowadzić do ograniczenia praw członkowskich tych krajów. W przypadku Polski chodziło o zarzut zagrożenia praworządności w związku z reformą sądownictwa, czyli tą sferą, która pozostaje poza kompetencjami UE. 

Mimo oczywistego przekraczania traktatów von der Leyen była w stanie wymusić na Polsce i Węgrzech zmianę przepisów, co de facto oznaczało przyznanie Komisji nowych uprawnień. Metoda faktów dokonanych okazała się skuteczna, a rolę państw narodowych – oczywiście tych słabszych – udało się ograniczyć. 

 

Silna patronka

 

Mimo aury korupcyjnych skandali i przekraczania prawa Ursula von der Leyen pozostaje nietykalna. Kandydowała nawet do fotela sekretarza generalnego NATO, jednak rola ta prawdopodobnie przypadnie holenderskiemu premierowi. Dziś Niemka, jako jeden z najsilniejszych europejskich polityków, ubiega się o drugą kadencję przewodniczącej Komisji Europejskiej. 

Po odejściu na polityczną emeryturę Angeli Merkel to właśnie von der Leyen daje Donaldowi Tuskowi nadzieję na powrót na europejskie salony. Dołączenie do unijnego establishmentu było i jest jego celem, a funkcja premiera miała być tylko etapem do walki o eksponowane stanowisko w Brukseli. Nie było zresztą tajemnicą, że lider PO o to zabiegał. 

Stąd prawdopodobnie bierze się brutalność jego działania na scenie krajowej. Tusk pragnie udowodnić, że można rozprawić się z „nacjonalistyczno-populistyczną prawicą” (takiej terminologii używa liberalna i lewicowa prasa zachodnia), nie zważając na konstytucję, ustawy, polityczne zwyczaje czy kompetencje. Mając wsparcie Brukseli, można właściwie wszystko. Nie są potrzebne nawet szczególne pozory zachowywania procedur czy suwerenności państw członkowskich. 

Mimo tego, że stan prawny sądownictwa w Polsce nie zmienił się – a jeśli już, to na gorsze, gdyż władza wykonawcza ostentacyjnie ignoruje orzeczenia sądów – Ursula von der Leyen jednym pociągnięciem pióra zakończyła procedurę przeciwko Polsce. Uzasadniała to szeregiem zmian legislacyjnych w naszym kraju. Nie chodzi tylko o samo kłamstwo – od dawna wszyscy w Polsce wiedzieli, że powodem wstrzymywania wypłaty unijnych pieniędzy nie jest brak praworządności, a niechęć do rządu PiS – ale jego ostentację. Szefowa KE mówi nam: tak, kłamię; wiem, że kłamię; wiem, że wy wiecie, że kłamię; ale mimo to będę kłamać dalej. 
Dla Donalda Tuska, który ma podobne podejście do prawdy, tego rodzaju zachowanie jest dowodem posiadanej siły. Dla ludzi przywiązanych do demokracji opartej na zasadach moralnych i poczuciu dobra wspólnego ma to raczej smak siarczystego policzka. 

Czytaj także: W jakim kierunku powinien iść audyt w sprawie programu Kolej+? Zaskakująca opinia eksperta

 

Cena wsparcia z zewnątrz 

 

Donald Tusk musiał wiedzieć, że za złamanie wszelkich możliwych przepisów i zasad (nie będę ich wymieniał, gdyż Czytelnicy znają je na pamięć, a kilka ośrodków dokumentuje) w imię przywracania praworządności w Polsce nie spotka go żadna kara ze strony unijnej administracji. Co więcej, musiał mieć zapewnienie, że nawet najbardziej brutalne działania spotkają się z poparciem Ursuli von der Leyen i reszty Komisji. Bez zapewnienia sobie wsparcia z zewnątrz nie otworzyłby tak szerokiego frontu walki w kraju. 

Eskalowanie konfliktu nie przyniosło jednak spodziewanego efektu. PiS wygrało wybory samorządowe i ma wielkie szanse na sukces podczas głosowania na posłów do Parlamentu Europejskiego. Sondaże zapowiadają, że także w innych krajach Wspólnoty zwyciężyć mogą konserwatyści i narodowcy. Jeśli tak się stanie, ich wpływ na politykę europejską będzie znacznie większy, a to może oznaczać poważne zmiany w polityce klimatycznej, migracyjnej i światopoglądowej. Przede wszystkim jednak może ograniczyć wpływy unijnego establishmentu dążącego do budowy superpaństwa. 

Dla Tuska przegranie kolejnych wyborów w kraju będzie oznaczało osłabienie pozycji w koalicji oraz utratę społecznego zaufania. Porażka udowodni, że nie udało mu się spacyfikować konserwatystów, a widmo kolejnych przegranych stanie się realne. Dla niego oznaczałoby to polityczną śmierć.
Aby utrzymać się na powierzchni, będzie musiał więc jeszcze silniej zabiegać o wsparcie z zewnątrz, by bardziej brutalnie zwalczać opozycję wewnątrz. To z kolei oznacza wzrost zależności od protektorów z Brukseli i Berlina. Koszty poniesiemy jednak my wszyscy, gdyż ceną za poparcie protektorów będzie wstrzymywanie wszystkich projektów – gospodarczych, infrastrukturalnych czy politycznych – które zmierzałyby do wzmocnienia podmiotowości Polski. 

Czytaj także: Władze chcą postawić prezesa NBP przed Trybunałem Stanu. Prezes Kaczyński zabiera głos

Totalne uzależnienie

 

Ustawienie się w pozycji namiestnika zamiast w roli premiera suwerennego, ambitnego państwa już teraz całkowicie uzależniło Tuska i jego ekipę od unijnych elit. Po złamaniu wielu przepisów wie doskonale, że polityczni przeciwnicy prędzej czy później będą chcieli go z tego bezprawia rozliczyć. Przed zemstą, czy raczej sprawiedliwością, uchronić go mogą jedynie europejskie instytucje, które mogą zapewnić mu nietykalność, gdy przestanie być premierem. 

To jednak oznacza, że dziś jest w rzeczywistości ubezwłasnowolniony. Nie może bronić na forum UE polskich interesów narodowych, gdyż w razie konfliktu straci protektorów. Nie tylko mogą go pozostawić na pastwę dyszącego z chęci odwetu PiS, ale – co więcej – mają podstawy, by wszcząć procedury o naruszenie praworządności. To oznaczałoby dla niego kompromitację i rychłą utratę władzy. 

Tusk znalazł się więc w politycznym imadle. Z jednej strony dokręcają je PiS, które nie oddaje pola, oraz narastający społeczny sprzeciw wobec polityki obecnego rządu, z drugiej zaś – europejski establishment z Ursulą von der Leyen na czele. Ci domagają się szybszego wprowadzania w życie wszystkich unijnych szaleństw, które uderzają w polski przemysł oraz doprowadzą do zubożenia Polaków, a więc wzmogą społeczne protesty. 

 

Bruksela lub prezydentura 

 

Z tego klinczu obecny premier ma tylko dwie drogi ucieczki. Pierwsza to uzyskanie jakiegoś unijnego stanowiska i usunięcie się z polskiej polityki. Już raz taki manewr z sukcesem wykonał, więc drogę ma przetartą. Aby jednak ten scenariusz się zrealizował, pełnię władzy musi utrzymać jego protektorka. Gdy jednak będzie musiała liczyć się z silną frakcją konserwatywno-narodową, Tusk może stać się raczej kłopotliwym obciążeniem. 

Drugą możliwością ucieczki przed odpowiedzialnością za łamanie prawa jest start i zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Dlatego Tusk coraz częściej wysyła sygnały, że kandydatem PO w przyszłorocznych wyborach nie musi być Rafał Trzaskowski. Tu jednak obecny szef rządu ma doświadczenia niebyt przyjemne, gdyż w 2005 r. przegrał z Lechem Kaczyńskim. 

Dziś jest politykiem jeszcze mniej lubianym niż wówczas, więc szanse wcale nie muszą być większe. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe