Okazywanie niechęci do Ukraińców staje się w Polsce modne

Uprzedzenia wobec Ukraińców, oparte na poczuciu zagrożenia oraz kompleksach, wywołują emocje, które mają świadczyć o przywiązaniu do patriotyzmu i odwadze. W rzeczywistości jednak antyukraińskie mity nie znajdują potwierdzenia w faktach.
Flaga Ukrainy  Okazywanie niechęci do Ukraińców staje się w Polsce modne
Flaga Ukrainy / flickr

Pojawienie się kilku milionów Ukraińców zmieniło Polskę z kraju w zasadzie homogenicznego w wielonarodowy. Dodatkowo przestaliśmy być państwem emigracyjnym, a staliśmy się miejscem, w którym pragną się osiedlać przybysze z miejsc bliskich i dalekich nam kulturowo. Ponieważ stało się to w zaledwie kilka lat, jako społeczeństwo nie zdążyliśmy się do tego przygotować. 

Po okresie solidarności z atakowanym przez Rosjan narodem, nastąpił więc moment zderzenia z nową rzeczywistością, która nieco nas zaskoczyła. Musiały się więc pojawić negatywne emocje. 

Przyjrzyjmy się więc kilku mitom

Żyją na nasz koszt?

Na koniec pierwszego kwartału bieżącego roku w ZUS było zarejestrowanych 1,1 mln ubezpieczonych obcokrajowców, z czego najliczniejszą grupę stanowili Ukraińcy. Blisko 60% płacących składki było zatrudnionych na umowę o pracę, pozostali na umowę o dzieło lub w oparciu o inne formy. 

Właśnie z tego powodu ZUS odnotował największą liczbę pracujących w historii. Z danych tej instytucji wynika, że w kwietniu liczba osób płacących składki emerytalne wyniosła 15,805 mln i było to o 50 tys. więcej niż w marcu i o 321 tys. więcej w porównaniu z lutym 2020 r. Ubezpieczeniem zdrowotnym było zaś objętych 17,7 mln osób. ZUS podaje, że 6% ubezpieczonych to obcokrajowy i to oni właśnie powodują, że suma składek rośnie. 

Oczywiście trudno podać precyzyjną liczbę stale pracujących i przebywających w Polsce obywateli Ukrainy. Od ubiegłego roku ulega ona jednak niewielkim zmianom. Z wyliczeń za rok 2023 wynika, że koszt pobytu w naszym kraju przybyszów zza południowo-wschodniej granicy wynosił 4,9 mld zł. Składały się na to świadczenia rodzinne (ok. 2 mld zł oraz wydatki na edukację 2,9 mld zł). Z kolei daniny (składki i podatki), które odprowadzali pracujący tu Ukraińcy wynosiły 5,5 mld zł. 

Ztego bardzo uproszczonego rachunku (nie uwzględniono tu wydatków gmin oraz składek na NFZ) wynika więc, że jako państwo zyskujemy na przybyszach z Ukrainy około pół miliarda złotych rocznie.

Zabierają nam miejsca pracy?

Przedstawione powyżej wyliczenie nie uwzględnia oczywiście zysków firm, które zarabiają na pracy imigrantów. W raporcie zlikwidowanego niedawno Instytutu Pokolenia „Szanse i wyzwania związane z masową imigracją Ukraińców” czytamy: „Można przyjąć, że uchodźcy z Ukrainy będą dodawać ok. 0,21–0,14 pkt. proc. rocznie przez kolejnych 20 lat (wpływ na PKB będzie malał z czasem). Zyski będą więc długotrwałe”. 

Na sytuację tę należy patrzeć w kontekście zapaści demograficznej, którą przeżywa obecnie Polska – mamy najniższy wskaźnik dzietności w historii. Imigranci – a tu największą grupę stanowią Ukraińcy – zapełniają więc lukę, która powstaje na rynku pracy. Warto zauważyć, że mimo pojawienia się w Polsce około 2,5 mln obcokrajowców (biorąc pod uwagę imigrację sprzed 2022 roku i tę po wybuchu wojny) mamy obecnie najniższe bezrobocie w historii. 

Zresztą polski biznes nie jest już w stanie obyć się bez pracowników z Ukrainy. Dane z „Barometru rynku pracy 2024” Gi Group pokazują, że 18,4% firm w Polsce zatrudnia obecnie obcokrajowców (z tego 83% to Ukraińcy). Co więcej, według deklaracji liczba ta ma jeszcze wzrosnąć w najbliższym roku, gdyż przedsiębiorstwa chcą rekrutować cudzoziemców. Niemal co piąte zamierza zatrudniać właśnie obywateli Ukrainy. 

Zainteresowanie przybyszami wynika z faktu, że w Polsce w wielu branżach brakuje już rąk do pracy. Jedynym sposobem utrzymania rozwoju – w wymiarze poszczególnych firm oraz makroekonomicznym – jest więc pozyskiwanie pracowników z zagranicy.

Z danych OECD [Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – przyp. red.] wynika, że Polska jest krajem, w którym przybysze z tego ogarniętego wojną kraju wykazują się najwyższą aktywnością zawodową. Dodatkowo w latach 2022–2023 Ukraińcy zarejestrowali w naszym kraju 44,5 tys. jednoosobowych działalności gospodarczych. Oznacza to, że co dziesiątą tego rodzaju mikrofirmę założyli imigranci z sąsiedniego państwa.  

Czy polski rząd jest uległy wobec Kijowa?

Tak zwani polityczni realiści powtarzają tezę, że władze w Warszawie są zbyt proukraińskie, by nie powiedzieć, że reprezentują bardziej interesy Kijowa niż własne. Warto w takiej sytuacji przyjrzeć się faktom. 

Wojna wywołana przez Rosję zupełnie zmieniła cele polityki zagranicznej. Nie wchodząc w rozważania o tym, jak daleko na Zachód zamierzał ze swoją armią zapuścić się Władimir Putin, nie ulega wątpliwości, Rosja jest największym militarnym zagrożeniem dla Polski. Wspieranie kraju, który stawia czynny opór, a mówiąc wprost, zabija rosyjskich żołnierzy i niszczy potencjał wojskowy agresora, jest najlepszym sposobem osłabiania strategicznego wroga. W rzeczywistości jest najniższą ceną, jaką można zapłacić za to, że armia rosyjska się wykrwawia.

Z drugiej strony Polska zyskała status państwa o znaczeniu strategicznym jako kraj graniczny. Widać to szczególnie w polityce amerykańskiej. USA nie tylko zwiększyły obecność wojskową u nas oraz wyraziły zgodę na sprzedaż naszej armii najnowocześniejszego uzbrojenia, ale także zmieniły strategię wobec Europy. Uznały, że ich obecność wojskowa i polityczna w tym regionie, szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej, ma fundamentalne znaczenie. 

Z punktu widzenia interesów Polski – niekoniecznie dostrzeganych przez obecny rząd – zaangażowanie Amerykanów w Europie jest gwarantem stabilizacji i blokuje niebezpieczną dla nas francusko-niemiecką koncepcję „strategicznej autonomii”, czyli wypchnięcia USA z Europy i przejęcia przez Paryż i Berlin kwestii bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. Dla Polski realizacja tego pomysłu oznaczałaby absolutną marginalizację.

Warto w tym miejscu dodać, że Polska jest obecnie drugim po Chinach i największym w Europie eksporterem towarów na Ukrainę. W ubiegłym roku sprzedaliśmy tam towary za 6,6 mld dolarów, przy imporcie na poziomie 4,7 mld dolarów. Zachowujemy więc dodatni bilans handlowy. 

Polska się zukrainizuje? 

Kolejnym często powtarzanym lękiem jest stwierdzenie, że kultura ukraińska wyprze kulturę polską, a nasz kraj się zukrainizuje. Najsilniejszym argumentem potwierdzającym tę tezę są reklamy z ukraińskimi napisami, wystawianie sztuk tamtejszych artystów czy wreszcie język ukraiński obecny powszechnie w przestrzeni publicznej. 

Czasem trudno uwierzyć, że tego rodzaju sądy powtarzają osoby z gruntownym wykształceniem humanistycznym. Niczego nie ujmując kulturze ukraińskiej, polska jest znacznie bardziej atrakcyjna i bogatsza. Dodatkowo Polacy nie są szczególnie zainteresowani zagłębianiem się w meandry tamtejszej literatury, muzyki czy sztuki. 

Z kolei sami Ukraińcy, chcąc robić w naszym kraju kariery, są zmuszeni nie tylko do uczenia się języka polskiego, ale też poznawania naszego kodu kulturowego, gdyż bez tego zawsze pozostaną na marginesie. O tym, jak działa ten mechanizm, przekonał się każdy, kto choć trochę czasu spędził za granicą. Napływ Polaków i imigrantów z innych państw nie spowodował wynarodowienia się Anglii, Niemiec czy Islandii. Jest raczej odwrotnie – ci, którzy pragną skorzystać z możliwości, jakie daje nowy kraj, muszą jak najszybciej się w niego wtopić. 

W przypadku Ukraińców, a zwłaszcza Ukrainek, widać, że proces ten przebiega według tego właśnie schematu. Kobiety z tego kraju szybko zorientowały się na przykład, że w Polsce obowiązują inne normy – prawne i kulturowe – relacji damsko-męskich. U nas są mniej paternalistyczne, a zdecydowanie oparte na partnerstwie. Szybko przejmują ten wzorzec jako bardziej dla nich atrakcyjny. 

Czytaj także: Nie żyje gwiazda marvelowskich hitów

Czytaj także: Wzruszające nagranie: zobacz, jak mąż Aleksandry Mirosław cieszył się z jej złotego medalu

Realne zagrożenia

W rzeczywistości znacznie groźniejsze jest alienowanie się Ukraińców z polskiego społeczeństwa i tworzenie całkowicie lub częściowo zamkniętych enklaw. Jeśli tak się stanie, mogą powstać strefy poza kontrolą polskiego państwa, a za to bardzo podatne na wpływy obcej propagandy.

O tym, jak jest to groźne, przekonali się Niemcy, którzy w latach 90. zeszłego wieku i na początku obecnego w zwartych skupiskach osiedlali swoich rodaków z Rosji. Ludzie ci znaleźli się na granicy kultur niemieckiej i rosyjskiej, ale Moskwa zapewniła im dostęp do swojej prasy, kultury czy telewizji. W efekcie stworzyła na terytorium Republiki Federalnej grupę podatną na kremlowską propagandę. To właśnie rosyjscy Niemcy po agresji na Ukrainę organizowali w Dreźnie, Lipsku i innych dużych miastach demonstracje poparcia dla Władimira Putina i wymachiwali flagami z literą „Z”, symbolem zbrodniczej napaści. 

Najpoważniejszy problem może się jednak pojawić po zakończeniu wojny, a wydaje się, że dziś nie jesteśmy na niego zupełnie przygotowani. Gdy ustaną walki do Polski może przyjechać kilkaset tysięcy mężczyzn, których żony i partnerki już się u nas osiedliły. Wielu z nich będzie miało trudności adaptacyjne, które są skutkiem samego udziału w wojnie. Osoby z zaburzeniami wynikającymi ze stresu bojowego będą potrzebowały pomocy. W przeciwnym razie mogą stać się realnym problemem społecznym, gdyż nie tylko są przyzwyczajone do przemocy, ale też doskonale potrafią posługiwać się bronią. 
 


 

POLECANE
Nie żyje były senator Platformy Obywatelskiej Robert Smoktunowicz z ostatniej chwili
Nie żyje były senator Platformy Obywatelskiej Robert Smoktunowicz

Nie żyje były senator Platformy Obywatelskiej Robert Smoktunowicz, o czym informują liczne profile w sieci.

Podkarpacie: W szkole rozpylono gaz pieprzowy, ucierpiały uczennice Wiadomości
Podkarpacie: W szkole rozpylono gaz pieprzowy, ucierpiały uczennice

W szkole rozpylono gaz pieprzowy; trzy uczennice trafiły do szpitala.

Znany biznesmen skazany za liczne gwałty Wiadomości
Znany biznesmen skazany za liczne gwałty

82-letni kanadyjski magnat odzieżowy Peter Nygard został w poniedziałek skazany na 11 lat więzienia za gwałty na czterech kobietach, w tym nieletnich – poinformował sędzia Sadu Najwyższego Robert Goldstein.

Jako społeczeństwo nie stajemy po stronie ofiar tylko u nas
Jako społeczeństwo nie stajemy po stronie ofiar

Czytam takie zdanie: „Za wymienione czyny grozi kara nawet do 20 lat pozbawienia wolności” i dostrzegam, jak w jednym słowie „nawet” skupia się jak w soczewce cała etyczna nędza świata, w którym żyjemy. Ohydne barbarzyństwo naszego systemu prawnego.

Nie żyje finalista programu „X Factor” Wiadomości
Nie żyje finalista programu „X Factor”

Nie żyje finalista brytyjskiej wersji programu „X Factor” Ben Thapa. Zmarł w wieku 42 lat.

Niemcy wprowadzają kontrole na wszystkich granicach Wiadomości
Niemcy wprowadzają kontrole na wszystkich granicach

Od 16 września ruszą tymczasowe kontrole na wszystkich granicach lądowych Niemiec – poinformowała w poniedziałek podczas konferencji prasowej ministra spraw wewnętrznych Nancy Faeser. Kontrole mają potrwać początkowo sześć miesięcy.

Znany polski piosenkarz trafił do szpitala. Są zdjęcia Wiadomości
Znany polski piosenkarz trafił do szpitala. Są zdjęcia

Smolasty poinformował, że znajduje się w szpitalu.

„Ty j***** pisiorze”. Oskar Szafarowicz zaatakowany gorące
„Ty j***** pisiorze”. Oskar Szafarowicz zaatakowany

Oskar Szafarowicz w swoich mediach społecznościowych poinformował, że został zaatakowany.

Król strzelców z mundialu trafił do szpitala w stanie ciężkim Wiadomości
Król strzelców z mundialu trafił do szpitala w stanie ciężkim

„Toto” Schillaci w ciężkim stanie w szpitalu.

Wspólne oświadczenie środowisk prawniczych ws. czystek zapowiadanych przez Tuska i Bodnara gorące
Wspólne oświadczenie środowisk prawniczych ws. czystek zapowiadanych przez Tuska i Bodnara

Środowiska prawnicze wydały wspólne stanowisko ws. czystek sędziowskich zapowiedzianych przez polskie władze.

REKLAMA

Okazywanie niechęci do Ukraińców staje się w Polsce modne

Uprzedzenia wobec Ukraińców, oparte na poczuciu zagrożenia oraz kompleksach, wywołują emocje, które mają świadczyć o przywiązaniu do patriotyzmu i odwadze. W rzeczywistości jednak antyukraińskie mity nie znajdują potwierdzenia w faktach.
Flaga Ukrainy  Okazywanie niechęci do Ukraińców staje się w Polsce modne
Flaga Ukrainy / flickr

Pojawienie się kilku milionów Ukraińców zmieniło Polskę z kraju w zasadzie homogenicznego w wielonarodowy. Dodatkowo przestaliśmy być państwem emigracyjnym, a staliśmy się miejscem, w którym pragną się osiedlać przybysze z miejsc bliskich i dalekich nam kulturowo. Ponieważ stało się to w zaledwie kilka lat, jako społeczeństwo nie zdążyliśmy się do tego przygotować. 

Po okresie solidarności z atakowanym przez Rosjan narodem, nastąpił więc moment zderzenia z nową rzeczywistością, która nieco nas zaskoczyła. Musiały się więc pojawić negatywne emocje. 

Przyjrzyjmy się więc kilku mitom

Żyją na nasz koszt?

Na koniec pierwszego kwartału bieżącego roku w ZUS było zarejestrowanych 1,1 mln ubezpieczonych obcokrajowców, z czego najliczniejszą grupę stanowili Ukraińcy. Blisko 60% płacących składki było zatrudnionych na umowę o pracę, pozostali na umowę o dzieło lub w oparciu o inne formy. 

Właśnie z tego powodu ZUS odnotował największą liczbę pracujących w historii. Z danych tej instytucji wynika, że w kwietniu liczba osób płacących składki emerytalne wyniosła 15,805 mln i było to o 50 tys. więcej niż w marcu i o 321 tys. więcej w porównaniu z lutym 2020 r. Ubezpieczeniem zdrowotnym było zaś objętych 17,7 mln osób. ZUS podaje, że 6% ubezpieczonych to obcokrajowy i to oni właśnie powodują, że suma składek rośnie. 

Oczywiście trudno podać precyzyjną liczbę stale pracujących i przebywających w Polsce obywateli Ukrainy. Od ubiegłego roku ulega ona jednak niewielkim zmianom. Z wyliczeń za rok 2023 wynika, że koszt pobytu w naszym kraju przybyszów zza południowo-wschodniej granicy wynosił 4,9 mld zł. Składały się na to świadczenia rodzinne (ok. 2 mld zł oraz wydatki na edukację 2,9 mld zł). Z kolei daniny (składki i podatki), które odprowadzali pracujący tu Ukraińcy wynosiły 5,5 mld zł. 

Ztego bardzo uproszczonego rachunku (nie uwzględniono tu wydatków gmin oraz składek na NFZ) wynika więc, że jako państwo zyskujemy na przybyszach z Ukrainy około pół miliarda złotych rocznie.

Zabierają nam miejsca pracy?

Przedstawione powyżej wyliczenie nie uwzględnia oczywiście zysków firm, które zarabiają na pracy imigrantów. W raporcie zlikwidowanego niedawno Instytutu Pokolenia „Szanse i wyzwania związane z masową imigracją Ukraińców” czytamy: „Można przyjąć, że uchodźcy z Ukrainy będą dodawać ok. 0,21–0,14 pkt. proc. rocznie przez kolejnych 20 lat (wpływ na PKB będzie malał z czasem). Zyski będą więc długotrwałe”. 

Na sytuację tę należy patrzeć w kontekście zapaści demograficznej, którą przeżywa obecnie Polska – mamy najniższy wskaźnik dzietności w historii. Imigranci – a tu największą grupę stanowią Ukraińcy – zapełniają więc lukę, która powstaje na rynku pracy. Warto zauważyć, że mimo pojawienia się w Polsce około 2,5 mln obcokrajowców (biorąc pod uwagę imigrację sprzed 2022 roku i tę po wybuchu wojny) mamy obecnie najniższe bezrobocie w historii. 

Zresztą polski biznes nie jest już w stanie obyć się bez pracowników z Ukrainy. Dane z „Barometru rynku pracy 2024” Gi Group pokazują, że 18,4% firm w Polsce zatrudnia obecnie obcokrajowców (z tego 83% to Ukraińcy). Co więcej, według deklaracji liczba ta ma jeszcze wzrosnąć w najbliższym roku, gdyż przedsiębiorstwa chcą rekrutować cudzoziemców. Niemal co piąte zamierza zatrudniać właśnie obywateli Ukrainy. 

Zainteresowanie przybyszami wynika z faktu, że w Polsce w wielu branżach brakuje już rąk do pracy. Jedynym sposobem utrzymania rozwoju – w wymiarze poszczególnych firm oraz makroekonomicznym – jest więc pozyskiwanie pracowników z zagranicy.

Z danych OECD [Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – przyp. red.] wynika, że Polska jest krajem, w którym przybysze z tego ogarniętego wojną kraju wykazują się najwyższą aktywnością zawodową. Dodatkowo w latach 2022–2023 Ukraińcy zarejestrowali w naszym kraju 44,5 tys. jednoosobowych działalności gospodarczych. Oznacza to, że co dziesiątą tego rodzaju mikrofirmę założyli imigranci z sąsiedniego państwa.  

Czy polski rząd jest uległy wobec Kijowa?

Tak zwani polityczni realiści powtarzają tezę, że władze w Warszawie są zbyt proukraińskie, by nie powiedzieć, że reprezentują bardziej interesy Kijowa niż własne. Warto w takiej sytuacji przyjrzeć się faktom. 

Wojna wywołana przez Rosję zupełnie zmieniła cele polityki zagranicznej. Nie wchodząc w rozważania o tym, jak daleko na Zachód zamierzał ze swoją armią zapuścić się Władimir Putin, nie ulega wątpliwości, Rosja jest największym militarnym zagrożeniem dla Polski. Wspieranie kraju, który stawia czynny opór, a mówiąc wprost, zabija rosyjskich żołnierzy i niszczy potencjał wojskowy agresora, jest najlepszym sposobem osłabiania strategicznego wroga. W rzeczywistości jest najniższą ceną, jaką można zapłacić za to, że armia rosyjska się wykrwawia.

Z drugiej strony Polska zyskała status państwa o znaczeniu strategicznym jako kraj graniczny. Widać to szczególnie w polityce amerykańskiej. USA nie tylko zwiększyły obecność wojskową u nas oraz wyraziły zgodę na sprzedaż naszej armii najnowocześniejszego uzbrojenia, ale także zmieniły strategię wobec Europy. Uznały, że ich obecność wojskowa i polityczna w tym regionie, szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej, ma fundamentalne znaczenie. 

Z punktu widzenia interesów Polski – niekoniecznie dostrzeganych przez obecny rząd – zaangażowanie Amerykanów w Europie jest gwarantem stabilizacji i blokuje niebezpieczną dla nas francusko-niemiecką koncepcję „strategicznej autonomii”, czyli wypchnięcia USA z Europy i przejęcia przez Paryż i Berlin kwestii bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. Dla Polski realizacja tego pomysłu oznaczałaby absolutną marginalizację.

Warto w tym miejscu dodać, że Polska jest obecnie drugim po Chinach i największym w Europie eksporterem towarów na Ukrainę. W ubiegłym roku sprzedaliśmy tam towary za 6,6 mld dolarów, przy imporcie na poziomie 4,7 mld dolarów. Zachowujemy więc dodatni bilans handlowy. 

Polska się zukrainizuje? 

Kolejnym często powtarzanym lękiem jest stwierdzenie, że kultura ukraińska wyprze kulturę polską, a nasz kraj się zukrainizuje. Najsilniejszym argumentem potwierdzającym tę tezę są reklamy z ukraińskimi napisami, wystawianie sztuk tamtejszych artystów czy wreszcie język ukraiński obecny powszechnie w przestrzeni publicznej. 

Czasem trudno uwierzyć, że tego rodzaju sądy powtarzają osoby z gruntownym wykształceniem humanistycznym. Niczego nie ujmując kulturze ukraińskiej, polska jest znacznie bardziej atrakcyjna i bogatsza. Dodatkowo Polacy nie są szczególnie zainteresowani zagłębianiem się w meandry tamtejszej literatury, muzyki czy sztuki. 

Z kolei sami Ukraińcy, chcąc robić w naszym kraju kariery, są zmuszeni nie tylko do uczenia się języka polskiego, ale też poznawania naszego kodu kulturowego, gdyż bez tego zawsze pozostaną na marginesie. O tym, jak działa ten mechanizm, przekonał się każdy, kto choć trochę czasu spędził za granicą. Napływ Polaków i imigrantów z innych państw nie spowodował wynarodowienia się Anglii, Niemiec czy Islandii. Jest raczej odwrotnie – ci, którzy pragną skorzystać z możliwości, jakie daje nowy kraj, muszą jak najszybciej się w niego wtopić. 

W przypadku Ukraińców, a zwłaszcza Ukrainek, widać, że proces ten przebiega według tego właśnie schematu. Kobiety z tego kraju szybko zorientowały się na przykład, że w Polsce obowiązują inne normy – prawne i kulturowe – relacji damsko-męskich. U nas są mniej paternalistyczne, a zdecydowanie oparte na partnerstwie. Szybko przejmują ten wzorzec jako bardziej dla nich atrakcyjny. 

Czytaj także: Nie żyje gwiazda marvelowskich hitów

Czytaj także: Wzruszające nagranie: zobacz, jak mąż Aleksandry Mirosław cieszył się z jej złotego medalu

Realne zagrożenia

W rzeczywistości znacznie groźniejsze jest alienowanie się Ukraińców z polskiego społeczeństwa i tworzenie całkowicie lub częściowo zamkniętych enklaw. Jeśli tak się stanie, mogą powstać strefy poza kontrolą polskiego państwa, a za to bardzo podatne na wpływy obcej propagandy.

O tym, jak jest to groźne, przekonali się Niemcy, którzy w latach 90. zeszłego wieku i na początku obecnego w zwartych skupiskach osiedlali swoich rodaków z Rosji. Ludzie ci znaleźli się na granicy kultur niemieckiej i rosyjskiej, ale Moskwa zapewniła im dostęp do swojej prasy, kultury czy telewizji. W efekcie stworzyła na terytorium Republiki Federalnej grupę podatną na kremlowską propagandę. To właśnie rosyjscy Niemcy po agresji na Ukrainę organizowali w Dreźnie, Lipsku i innych dużych miastach demonstracje poparcia dla Władimira Putina i wymachiwali flagami z literą „Z”, symbolem zbrodniczej napaści. 

Najpoważniejszy problem może się jednak pojawić po zakończeniu wojny, a wydaje się, że dziś nie jesteśmy na niego zupełnie przygotowani. Gdy ustaną walki do Polski może przyjechać kilkaset tysięcy mężczyzn, których żony i partnerki już się u nas osiedliły. Wielu z nich będzie miało trudności adaptacyjne, które są skutkiem samego udziału w wojnie. Osoby z zaburzeniami wynikającymi ze stresu bojowego będą potrzebowały pomocy. W przeciwnym razie mogą stać się realnym problemem społecznym, gdyż nie tylko są przyzwyczajone do przemocy, ale też doskonale potrafią posługiwać się bronią. 
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe