MONGOLIA: DAWNE IMPERIUM MIĘDZY ROSJĄ A CHINAMI Z POLSKIMI WĄTKAMI W TLE

MONGOLIA: DAWNE IMPERIUM MIĘDZY ROSJĄ A CHINAMI Z POLSKIMI WĄTKAMI W TLE

W Mongolii byłem po raz trzeci w ostatnich latach, ale tym razem najdłużej. Trwa spor czy kraj ten można zaliczyć do Azji Środkowej czy nie-nawet w Ułan-Bator dyskutowałem o tym z ambasador Unii Europejskiej Francuzką Axelle Nicaise, ale jeśli jednak tak to byłem w tym regionie dwadzieścia parę razy. Za mało ,by uznać się są eksperta, wystarczająco, aby pokusić się o analizę głębszą niż te które czytamy u nas odnośnie Azji postsowieckiej.

Kiedyś sformułowałam tezę-zastrzegam sobie tutaj prawa autorskie - że Mongolia to taka... Bułgaria Azji. Nie w sensie dostępu do morza, bo Mongołowie go nie mają, ale w sensie historycznej wdzięczności dla Rosji. Tak, jak rosyjski car bronił Sebow przed Turkami ,tak samo wymusił na Chinach w 1911 roku  zgodę na autonomię kraju ,które miało swojego króla  i swój rząd z ministrami spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych. To wcale nie przeszkadzało później już "czerwonej Rosji" całkowicie, na siedem dekad, zwasalizować państwo Mongołów, uwięzić i stracić dwóch jego premierów oraz eksploatować bogactwa naturalne tego kraju.

 

Współczesna Mongolia jest pod względem terytorium pięciokrotnie większa od Polski, a jednocześnie ma aż dwanaście razy mniej mieszkańców niż nasz kraj. Tak bardzo się różnimy, a jednocześnie mamy wiele wspólnego. Nie tylko wszak z sobą wojowaliśmy, jak pod Legnicą w 1241 roku za czasów księcia Henryka Pobożnego. Skądinąd w co najmniej dwóch mongolskich muzeach przedstawiana jest mapa ,na której imperium Dzyngiz-chana i jego następców: trzeciego w kolejności syna ,a potem wnuka obejmuje również... tereny Polski. Przekonywanie gospodarzy ,że mowa jedynie o paru miesiącach jest jak rzucanie grochem o ścianę. A przecież mieliśmy siedem wieków później wspólne doświadczenie komunizmu i wychodzenia z niego, transformacji ekonomiczno-politycznej. Mongolskie elity niepodległościowe nie ukrywały swojej fascynacji „Solidarnością” i chłonęły nasze doświadczenia. To właśnie do Mongolii wraz z grupą młodych ludzi i... powielaczami przyjechał pomagać przy pierwszych wolnych wyborach mój późniejszy kolega z Sejmu RP ,charyzmatyczny przewodniczący zakładowej „Solidarności” na Uniwersytecie Warszawskim i szef Związku na Mazowszu sp. Maciek Jankowski. Stare i nierzadko wyśmiewane polskie zawołanie: „Za Waszą i naszą wolność” na mongolskim stepie, gdzie na przełomie lat 1980 - i 90-ch hulał wicher wolności - nabiera szczególnej i wymowy i mocy.

 

Gdy wchodzę do saloniku na międzynarodowym lotnisku w stolicy kraju w telewizji nadają niesłychanie tutaj popularny polski serial „Czterej pancerni i pies”. Ciekawe, że choć podbił on Mongołów w czasach sowieckich, to po upadku komuny nic się nie zmieniło - poza pokoleniami widzów! Podobnie zresztą jest z innym serialem „made in Poland” -  „Stawka większa nad życie”. Nad Wisłą grymasimy nad ich ideologicznym wymiarem i politycznymi kontekstami - ale na obszarze między Chinami a Rosją ludzie oglądają je od kilkudziesięciu lat i odbierają je jako promocję Polski.

 

No, właśnie: Mongolia ma tylko dwóch wspomnianych sąsiadów, za to jakich! Z jednej strony Chińska Republika Ludowa, a z drugiej Federacja Rosyjska. A między nimi trochę ponad trzy miliony Mongołów. To dopiero wyzwanie! Ale to także w jakiejś tam mierze również kolejny wspólny mianownik z Polską, też przecież posiadająca historycznie biorąc bardzo trudnych sąsiadów.

 

Kolejna sprawą, która łączy Polaków i Mongołów jest gospodarka. W sklepach w Ułan-Bator (po mongolsku oznacza to „Czerwony-Bohater” na cześć Suche Batora, który zaprowadzał tu, przy pomocy Armii Czerwonej, komunizm) widać wielką ofensywę polskich towarów. Nasze pikle od Urbanka, soki Hortexu, polskie sery i buty od CCC i Ryłko. Kupują je miejscowi, bo naszych rodaków tu jak na lekarstwo - Polonia liczy około dwudziestu osób: parę polskich żon obywateli Mongolii (jedna z nich z mężem-artysta żyje w Karakorum przez pół roku, a drugie spędza we Francji), jeden zakonnik zajmujący się trudną młodzieżą, pojedynczy biznesmeni. Wielekroć więcej jest rodowitych Mongołów - absolwentów polskich uczelni. Ich liczba ma wynosić przeszło tysiąc. Szereg z nich zajmuje wysokie stanowiska w administracji centralnej lub regionalnej, ale też i w gospodarce: zarówno w sektorze państwowym, jak i prywatnym.

 

Spore zainteresowanie towarzyszy możliwościom przyjazdu do pracy do naszego kraju. Wydajemy tam około 80 wiz miesięcznie, a popyt jest ponad pięć razy większy. Nie ma w tym nic dziwnego: bezrobocie jest tutaj dwa razy większe niż w Polsce, a zarobki nieporównywalne. Odmów wiz jest kilkanaście procent. Mongołowie zainteresowani są także najmniej płatnymi zawodami: w magazynach, rozdziale kurczaków (choć np. w Szwecji mają mocną pozycję w produkcji... sushi!). Problemem są pośrednicy z Ukrainy i Białorusi, którzy chcą zmonopolizować „załatwianie” wiz. Oferują pakiety w cenie 1500 euro, łącznie z umówieniem wizyty w konsulacie! Polska dyplomacja stara się kontrować, między innymi losując wizyty w placówce dla starających się o wizę. Na szczęście nie ma problemów z mongolskimi obywatelami na obczyźnie: są indywidualistami, zatem nie tworzą band, gangów, jak szereg innych nacji.

 

Co roku młodzi Mongołowie trafiają na studia do Polski. Ta „kwota” roczna wynosi 22 osoby. Strona polska finansuje im studia, ich kraj zapewnia im pobyt. Dodatkowe dziesięć osób co roku przejeżdża na własny koszt. Państwo polskie zapewnią im naukę w języku polskim. Za to Węgrzy zapraszają  na studia w języku angielskim. Istnieje przekonanie, że ci „lepsi” jadą nad Dunaj, a nie nad Wisłę.

 

W sumie szacuje się, że w naszym kraju żyje ok. 1000 Mongołów. Jest to zatem pięćdziesiąt razy więcej niż Polaków w Mongolii. Dla porównania: w Czechach żyje 13 tysięcy rodaków Dzyngiz-chana. Także dlatego, że tygodniowo są dwa bezpośrednie połączenia lotnicze między Pragą a Ułan-Bator. My, Polacy musimy latać przez Frankfurt, Stambuł, a nawet Pekin. Rocznie z Polski przylatuje tu minimum kilkaset osób. Tu też widać asymetrie: studentów mongolskich jest u nas w sumie stu kilkunastu, a naszych studiuje w Mongolii około dziesięciu. I to mimo, że przecież istnieje na Uniwersytecie Warszawskim mongolistyka, zatem potencjalnych stażystów na wyjazd do głębokiej Azji jest sporo.

 

Tym, którzy chcą do kraju Mongołów przyjechać jako turyści informuję, że jest tak bezpiecznie, że nawet policja chodzi tu... bez broni. Poza stepem, zabytkami i muzeami czekają tu atrakcje kulinarne. Choćby sery Arur - twarde słodkie kulki. Dla koneserów alkoholi są lokalne wódki: Sombo, Dzyngiz i Ekstra. Ta ostatnia jest z... kumysu i wygląda na pierwszy rzut oka, jak woda.

 

Pierwszym naszym rodakiem ,który przybył na ziemię Mongołów był w 1240 roku wysłannik papieża Benedykt Polak - jeden z dwóch posłów Ojca Świetego. Ich celem było zawarcie sojuszu chrześcijańsko-mongolskiego przeciwko muzułmanom. Dziś są zupełnie inne czasy i inne sojusze. Ale warto, aby Polacy poznawali kraj, który ich rodak odwiedził jako jeden z pierwszych Europejczyków n.iemal osiem wieków temu.

.

*tekst ukazał się na portalu dorzeczy.pl (18.08.2024)


 

POLECANE
Silesius 2025 rozdany. Najlepsi poeci roku nagrodzeni we Wrocławiu z ostatniej chwili
Silesius 2025 rozdany. Najlepsi poeci roku nagrodzeni we Wrocławiu

Kacper Bartczak za całokształt twórczości, Marcin Czerkasow za książkę roku, Dominika Parszewska w kategorii debiut roku - to tegoroczni laureaci Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius.

Nie żyje uczestniczka popularnego programu TVN Wiadomości
Nie żyje uczestniczka popularnego programu TVN

Nie żyje Justyna Kurowska, która zwyciężyła w pierwszej edycji programu „Kawaler do wzięcia”. Show było emitowane w 2003 roku przez TVN. Informacja o śmierci kobiety pojawiła się 18 października 2025 roku.

Po latach znów na ekranie. Kultowa produkcja powraca Wiadomości
Po latach znów na ekranie. Kultowa produkcja powraca

W serwisie SkyShowtime zadebiutował nowy polski serial oryginalny „Glina. Nowy rozdział”, kontynuacja kultowej produkcji kryminalnej sprzed lat. 

Planetoida nazwana na cześć polskiego miasta Wiadomości
Planetoida nazwana na cześć polskiego miasta

Miasto Chorzów ma od teraz swoją nazwę w kosmosie. Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU) zatwierdziła nazwę „Chorzów” dla planetoidy o numerze 535266, odkrytej przez polskich astronomów Michała Kusiaka i Michała Żołnowskiego.

Komunikat dla mieszkańców Sosnowca Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Sosnowca

W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. św. Barbary w Sosnowcu ruszył nowy program leczenia ciężkiej osteoporozy pomenopauzalnej. Terapia biologiczna, finansowana przez NFZ, ma szansę znacząco zmniejszyć ryzyko złamań u pacjentek w wieku powyżej 60 lat.

Berlin w kryzysie. Miasto tonie w śmieciach i długach Wiadomości
Berlin w kryzysie. Miasto tonie w śmieciach i długach

Berlin, niegdyś duma Niemiec, dziś zmaga się z narastającymi problemami. Rosnące zadłużenie, przestępczość, brud i chaos sprawiają, że stolica coraz częściej staje się symbolem upadku niemieckiego modelu „różnorodności i otwartości”.

Prof. Romuald Szeremietiew: Chińscy komuniści mogą sięgnąć po środki militarne tylko u nas
Prof. Romuald Szeremietiew: Chińscy komuniści mogą sięgnąć po środki militarne

„Chiny budowały swoją siłę w świecie dzięki wymianie handlowej, rozwojowi gospodarczemu. Ale od pewnego czasu zdaje się zaczynają mieć kłopot z rozwojem gospodarczym. Jak wiadomo, w sytuacjach, kiedy pojawia się jakiś cięższy kryzys, komuniści mogą sięgnąć po środki militarne” - ocenia w rozmowie z portalem Tysol.pl prof. Romuald Szeremietiew, ekspert w dziedzinie wojskowości i bezpieczeństwa, komentując skandaliczne słowa przedstawicieli ChRL w Parlamencie Europejskim.

Konkurs w Hinzenbach: Kamil Stoch tuż za podium z ostatniej chwili
Konkurs w Hinzenbach: Kamil Stoch tuż za podium

Kamil Stoch zajął czwarte miejsce w sobotnim konkursie Letniej Grand Prix w skokach narciarskich na normalnym obiekcie w austriackim Hinzenbach. Wygrał Niemiec Philipp Raimund, przed Austriakami Danielem Tschofenigem i Janem Hoerlem.

Nie żyje aktor polskich filmów i seriali Wiadomości
Nie żyje aktor polskich filmów i seriali

Nie żyje Andrzej Mrożewski. Polski aktor miał 85 lat. Informację o jego śmierci przekazała rodzina w mediach społecznościowych.

W Braniewie odsłonięto pomnik Kresowych Żołnierzy Niezłomnych Wyklętych z ostatniej chwili
W Braniewie odsłonięto pomnik Kresowych Żołnierzy Niezłomnych Wyklętych

Pomnik Kresowych Żołnierzy Niezłomnych Wyklętych - poświęcony wszystkim poległym, zamordowanym, zmarłym żołnierzom kresowych brygad Armii Krajowej oraz innych struktur niepodległościowych - odsłonięto w sobotę w Braniewie.

REKLAMA

MONGOLIA: DAWNE IMPERIUM MIĘDZY ROSJĄ A CHINAMI Z POLSKIMI WĄTKAMI W TLE

MONGOLIA: DAWNE IMPERIUM MIĘDZY ROSJĄ A CHINAMI Z POLSKIMI WĄTKAMI W TLE

W Mongolii byłem po raz trzeci w ostatnich latach, ale tym razem najdłużej. Trwa spor czy kraj ten można zaliczyć do Azji Środkowej czy nie-nawet w Ułan-Bator dyskutowałem o tym z ambasador Unii Europejskiej Francuzką Axelle Nicaise, ale jeśli jednak tak to byłem w tym regionie dwadzieścia parę razy. Za mało ,by uznać się są eksperta, wystarczająco, aby pokusić się o analizę głębszą niż te które czytamy u nas odnośnie Azji postsowieckiej.

Kiedyś sformułowałam tezę-zastrzegam sobie tutaj prawa autorskie - że Mongolia to taka... Bułgaria Azji. Nie w sensie dostępu do morza, bo Mongołowie go nie mają, ale w sensie historycznej wdzięczności dla Rosji. Tak, jak rosyjski car bronił Sebow przed Turkami ,tak samo wymusił na Chinach w 1911 roku  zgodę na autonomię kraju ,które miało swojego króla  i swój rząd z ministrami spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych. To wcale nie przeszkadzało później już "czerwonej Rosji" całkowicie, na siedem dekad, zwasalizować państwo Mongołów, uwięzić i stracić dwóch jego premierów oraz eksploatować bogactwa naturalne tego kraju.

 

Współczesna Mongolia jest pod względem terytorium pięciokrotnie większa od Polski, a jednocześnie ma aż dwanaście razy mniej mieszkańców niż nasz kraj. Tak bardzo się różnimy, a jednocześnie mamy wiele wspólnego. Nie tylko wszak z sobą wojowaliśmy, jak pod Legnicą w 1241 roku za czasów księcia Henryka Pobożnego. Skądinąd w co najmniej dwóch mongolskich muzeach przedstawiana jest mapa ,na której imperium Dzyngiz-chana i jego następców: trzeciego w kolejności syna ,a potem wnuka obejmuje również... tereny Polski. Przekonywanie gospodarzy ,że mowa jedynie o paru miesiącach jest jak rzucanie grochem o ścianę. A przecież mieliśmy siedem wieków później wspólne doświadczenie komunizmu i wychodzenia z niego, transformacji ekonomiczno-politycznej. Mongolskie elity niepodległościowe nie ukrywały swojej fascynacji „Solidarnością” i chłonęły nasze doświadczenia. To właśnie do Mongolii wraz z grupą młodych ludzi i... powielaczami przyjechał pomagać przy pierwszych wolnych wyborach mój późniejszy kolega z Sejmu RP ,charyzmatyczny przewodniczący zakładowej „Solidarności” na Uniwersytecie Warszawskim i szef Związku na Mazowszu sp. Maciek Jankowski. Stare i nierzadko wyśmiewane polskie zawołanie: „Za Waszą i naszą wolność” na mongolskim stepie, gdzie na przełomie lat 1980 - i 90-ch hulał wicher wolności - nabiera szczególnej i wymowy i mocy.

 

Gdy wchodzę do saloniku na międzynarodowym lotnisku w stolicy kraju w telewizji nadają niesłychanie tutaj popularny polski serial „Czterej pancerni i pies”. Ciekawe, że choć podbił on Mongołów w czasach sowieckich, to po upadku komuny nic się nie zmieniło - poza pokoleniami widzów! Podobnie zresztą jest z innym serialem „made in Poland” -  „Stawka większa nad życie”. Nad Wisłą grymasimy nad ich ideologicznym wymiarem i politycznymi kontekstami - ale na obszarze między Chinami a Rosją ludzie oglądają je od kilkudziesięciu lat i odbierają je jako promocję Polski.

 

No, właśnie: Mongolia ma tylko dwóch wspomnianych sąsiadów, za to jakich! Z jednej strony Chińska Republika Ludowa, a z drugiej Federacja Rosyjska. A między nimi trochę ponad trzy miliony Mongołów. To dopiero wyzwanie! Ale to także w jakiejś tam mierze również kolejny wspólny mianownik z Polską, też przecież posiadająca historycznie biorąc bardzo trudnych sąsiadów.

 

Kolejna sprawą, która łączy Polaków i Mongołów jest gospodarka. W sklepach w Ułan-Bator (po mongolsku oznacza to „Czerwony-Bohater” na cześć Suche Batora, który zaprowadzał tu, przy pomocy Armii Czerwonej, komunizm) widać wielką ofensywę polskich towarów. Nasze pikle od Urbanka, soki Hortexu, polskie sery i buty od CCC i Ryłko. Kupują je miejscowi, bo naszych rodaków tu jak na lekarstwo - Polonia liczy około dwudziestu osób: parę polskich żon obywateli Mongolii (jedna z nich z mężem-artysta żyje w Karakorum przez pół roku, a drugie spędza we Francji), jeden zakonnik zajmujący się trudną młodzieżą, pojedynczy biznesmeni. Wielekroć więcej jest rodowitych Mongołów - absolwentów polskich uczelni. Ich liczba ma wynosić przeszło tysiąc. Szereg z nich zajmuje wysokie stanowiska w administracji centralnej lub regionalnej, ale też i w gospodarce: zarówno w sektorze państwowym, jak i prywatnym.

 

Spore zainteresowanie towarzyszy możliwościom przyjazdu do pracy do naszego kraju. Wydajemy tam około 80 wiz miesięcznie, a popyt jest ponad pięć razy większy. Nie ma w tym nic dziwnego: bezrobocie jest tutaj dwa razy większe niż w Polsce, a zarobki nieporównywalne. Odmów wiz jest kilkanaście procent. Mongołowie zainteresowani są także najmniej płatnymi zawodami: w magazynach, rozdziale kurczaków (choć np. w Szwecji mają mocną pozycję w produkcji... sushi!). Problemem są pośrednicy z Ukrainy i Białorusi, którzy chcą zmonopolizować „załatwianie” wiz. Oferują pakiety w cenie 1500 euro, łącznie z umówieniem wizyty w konsulacie! Polska dyplomacja stara się kontrować, między innymi losując wizyty w placówce dla starających się o wizę. Na szczęście nie ma problemów z mongolskimi obywatelami na obczyźnie: są indywidualistami, zatem nie tworzą band, gangów, jak szereg innych nacji.

 

Co roku młodzi Mongołowie trafiają na studia do Polski. Ta „kwota” roczna wynosi 22 osoby. Strona polska finansuje im studia, ich kraj zapewnia im pobyt. Dodatkowe dziesięć osób co roku przejeżdża na własny koszt. Państwo polskie zapewnią im naukę w języku polskim. Za to Węgrzy zapraszają  na studia w języku angielskim. Istnieje przekonanie, że ci „lepsi” jadą nad Dunaj, a nie nad Wisłę.

 

W sumie szacuje się, że w naszym kraju żyje ok. 1000 Mongołów. Jest to zatem pięćdziesiąt razy więcej niż Polaków w Mongolii. Dla porównania: w Czechach żyje 13 tysięcy rodaków Dzyngiz-chana. Także dlatego, że tygodniowo są dwa bezpośrednie połączenia lotnicze między Pragą a Ułan-Bator. My, Polacy musimy latać przez Frankfurt, Stambuł, a nawet Pekin. Rocznie z Polski przylatuje tu minimum kilkaset osób. Tu też widać asymetrie: studentów mongolskich jest u nas w sumie stu kilkunastu, a naszych studiuje w Mongolii około dziesięciu. I to mimo, że przecież istnieje na Uniwersytecie Warszawskim mongolistyka, zatem potencjalnych stażystów na wyjazd do głębokiej Azji jest sporo.

 

Tym, którzy chcą do kraju Mongołów przyjechać jako turyści informuję, że jest tak bezpiecznie, że nawet policja chodzi tu... bez broni. Poza stepem, zabytkami i muzeami czekają tu atrakcje kulinarne. Choćby sery Arur - twarde słodkie kulki. Dla koneserów alkoholi są lokalne wódki: Sombo, Dzyngiz i Ekstra. Ta ostatnia jest z... kumysu i wygląda na pierwszy rzut oka, jak woda.

 

Pierwszym naszym rodakiem ,który przybył na ziemię Mongołów był w 1240 roku wysłannik papieża Benedykt Polak - jeden z dwóch posłów Ojca Świetego. Ich celem było zawarcie sojuszu chrześcijańsko-mongolskiego przeciwko muzułmanom. Dziś są zupełnie inne czasy i inne sojusze. Ale warto, aby Polacy poznawali kraj, który ich rodak odwiedził jako jeden z pierwszych Europejczyków n.iemal osiem wieków temu.

.

*tekst ukazał się na portalu dorzeczy.pl (18.08.2024)



 

Polecane
Emerytury
Stażowe