Mateusz Morawiecki - Człowiek z krwi i kości

Sześć lat u steru rządu nadwyrężyłoby wizerunek każdego polityka. Czy przytłoczony bagażem niepopularnych decyzji, wpadek i kontrowersji Mateusz Morawiecki zdoła jeszcze ruszyć w wyścigu o przywództwo obozu niepodległościowego, czy ustąpi mniej zmęczonym rywalom?
Były premier Mateusz Morawiecki
Były premier Mateusz Morawiecki / fot. Krystian Maj / KPRM

Morawiecki nigdy nie cieszył się zbyt wysokim zaufaniem ogółu Polaków. W najlepszych czasach patrzono na niego tylko umiarkowanie przychylnie; dziś odpowiedzi „zdecydowanie nie ufam” w odniesieniu do jego osoby udziela 40% badanych. Nie jest to jeszcze poziom innego „długodystansowego” premiera – Donalda Tuska (49% braku zaufania), ale i tak plasuje Morawieckiego raczej w ogonie politycznego peletonu. Nie składa on jednak broni – podejmuje ożywioną aktywność medialną, by przekonać ludzi, że podczas swojego premierowania padł ofiarą fejków, pomówień i nieporozumień. Z jaką zmazą musi się borykać i czy próba naprawy wizerunku rokuje choćby częściowe powodzenie? 

Nowszy model

Decyzja z 2017 roku o wymianie lubianej wówczas premier Beaty Szydło na chłodnego technokratę Mateusza Morawieckiego dla wielu była niezrozumiała. Dowodem tego są liczne teorie spiskowe, mające w prosty sposób wyjaśnić nieoczekiwane przetasowanie w kręgach władzy. Te skrajne mówią o interwencji banksterskiej międzynarodówki, która chciała umieścić u sterów państwa polskiego swojego człowieka; te mniej – o wewnętrznym „zamachu partyjnym”. Zmianę można jednak wytłumaczyć mniej sensacyjnymi okolicznościami – chęcią ustawienia na czele rządu człowieka nieposiadającego własnej frakcji, który mógłby poprawić relacje z organami Unii Europejskiej, zdjąć odium „obciachu” z PiS-u, a w przyszłości zostać tolerowalnym przez wszystkie skłócone partyjne stronnictwa następcą Jarosława Kaczyńskiego. Do tego mogła wchodzić w grę kalkulacja, według której należało cenną Beatę Szydło u szczytu sławy „schować” do czasu kolejnych wyborów prezydenckich, by uniknęła politycznego zużycia. 

Nie bez znaczenia był również wizerunek Morawieckiego. Rządy interwencjonistyczne muszą dbać, by być postrzegane jako kompetentne w dziedzinie zarządzania, i dlatego ukazanie twarzy „dobrego gospodarza” jest w ich przypadku często stosowanym zabiegiem. W dzisiejszych czasach legitymację do takiej rangi posiada z pewnością menedżer z sukcesami, najlepiej mający już do czynienia z operowaniem wielkimi kwotami i prowadzeniem inicjatyw biznesowych. Dodatkowym atutem kandydata do sprawowania tej roli jest „mit herosa”, czyli w przypadku Morawieckiego poskromienie dużej części mafii vatowskiej działającej w Polsce. Do tego – wysoka inteligencja emocjonalna, czynnik decydujący o stosunku społeczeństwa do polityka. Wszystkie te cechy Morawiecki posiadał i wszystkie z dnia na dzień zostały zakwestionowane przez liberalne media salonowe, które ogłosiły: primo – Morawiecki to zimny lichwiarz, secundo – fałszerz swojej opozycyjnej przeszłości, tertio – prezes-nieudacznik, quarto – nie gospodarczy wizjoner, a bajkopisarz.

Morawiecki częściowo opierał się tym atakom. Posiadał swoisty (i nietypowy dla kadr PiS-u) nimb nowoczesności – wielkomiejskiego, zadbanego mężczyzny trącącego zachodnią kulturą korpo. Osobie wyposażonej w takie przymioty łatwo jest zarzucić jednowymiarowość, jednak w przypadku Morawieckiego skutecznie odpierały go korzenie Solidarności Walczącej i postać legendarnego ojca. Mimo to pewna biegunowość w porównaniu z Kornelem Morawieckim na linii ideowość – pragmatyka była wyczuwalna. Dzięki tym wszystkim cechom nowy premier przyniósł swojej partii istotne korzyści. Widać to choćby po rewizji ataków przypuszczanych przez jego przeciwników – za Morawieckiego hasło „pisowska wiocha” nieco zelżało, by zostać zastąpione dyskursem o rodzącej się dyktaturze. W kręgach skrajnie lewicowych Morawieckiego uznano za technokratycznego „wyzyskiwacza”, bezdusznie eksploatującego klasę pracowniczą i... planetę, a w liberalnych za zdrajcę i koniunkturalistę. Nie te zarzuty jednak okazały się najbardziej skuteczne.

Cztery sztylety

W wizerunek Mateusza Morawieckiego najcelniej trafiły cztery hasła: „miska ryżu”, „milion aut elektrycznych”, „podpisanie Zielonego Ładu” i „socjalistyczna myśl robotnicza”. Były powtarzane przez środowiska o różnych priorytetach politycznych i przylgnęły do premiera jak nieusuwalne przywry. Każde z nich było jednak uproszczeniem na granicy zafałszowania lub pełnym zafałszowaniem rzeczywistości.

Najstarszy zarzut – słynny fragment podsłuchanej rozmowy, w której pada wulgarne stwierdzenie o „zapie*****niu za miskę ryżu” – był nośny, ale wyrwany z kontekstu i nagminnie przekręcany. Morawiecki odnosił się wówczas do realiów globalnej gospodarki, a z jego wypowiedzi nijak nie wynikało, że Polacy powinni za tyle pracować, jak insynuowały wrogie mu media. Chwytliwość tego stwierdzenia sprawiła jednak, że przeniknęło ono do debaty publicznej i mimowolnie utrwalało przekonanie o antypracowniczej postawie Morawieckiego. Jak to zwykle bywa – jedno kłamstwo wymaga kilku zdań sprostowania, tak więc osobom poprzestającym na powierzchownej obserwacji krajowej polityki zostało ono wdrukowane dosyć skutecznie. Jest to tym zabawniejsze, że strona wolnorynkowa krytykowała Morawieckiego za postawę odwrotną, a mianowicie – propagowanie socjalistycznej myśli robotniczej. W grubo ciosanym przekazie łatwo było uczynić z bardziej złożonej (choć trzeba przyznać, że nieostrożnej) wypowiedzi premiera pochwałę „czerwonych”. W rzeczywistości Morawiecki po prostu zauważył, że w „PPS-owskiej tradycji rosła wrażliwość społeczna”, co jest stwierdzeniem dosyć banalnym. Fakt, że wrażliwość ta przeniknęła do ruchu Solidarności wraz z chrześcijańskim przesłaniem miłości bliźniego i razem wpłynęły na filozofię PiS, również nie budzi większych kontrowersji. Była to jednak wypowiedź raczej intelektualisty i analityka niż dbającego o dobry PR polityka, za co premier poniósł duże konsekwencje.

Sztylet „miliona aut elektrycznych” jest od początku do końca fałszem, co stwierdza nawet niechętny prawicy serwis fact-checkingowy Demagog. Rzeczywista wypowiedź Morawieckiego brzmiała: „Dzisiaj na świecie jeździ tylko milion aut elektrycznych. My rzeczywiście mamy taką aspirację, żeby w ciągu dziesięciu lat dynamicznie rozwinąć w kierunku takiej liczby naszą mobilność aut elektrycznych”, więc o żadnej obietnicy nie może być mowy, zaś mobilność nie jest równoznaczna z „wyprodukowaniem”. Prognozę miliona aut elektrycznych złożyło natomiast Ministerstwo Energii, z którym Morawiecki nie był wówczas związany. 

Trudniejsze do wyjęcia jest ostrze sztyletu „Zielonego Ładu”. Zarzut o jego „podpisanie” w dosłownej wersji jest fałszywy, ponieważ nie było pojedynczego podpisu pod Zielonym Ładem, który jest strategią, nie zaś umową. Morawiecki zgodził się za to na plan redukcji emisji CO2, a także na cel neutralności klimatycznej UE do 2050 roku, negocjując jednocześnie przychylniejsze warunki dla Polski. Prawdą jest, że osoby oczekujące, by w tej sprawie premier położył się Rejtanem, mogą czuć się zawiedzeni. Jednak twierdzenie, że w ogóle nie zawalczył o prawa polskich pracowników i konsumentów w kontekście transformacji energetycznej, nie znajduje pokrycia w faktach. Dodatkową okolicznością mogącą tłumaczyć względnie koncyliacyjne podejście premiera jest poziom euroentuzjazmu wśród Polaków. Całkowity bojkot samej koncepcji Zielonego Ładu doprowadziłby do gwałtownej eskalacji konfliktu z Unią Europejską, co mogłoby skutkować spadkiem poparcia dla rządu, rychłą utratą władzy i podpisaniem Zielonego Ładu przez nowo wybranego premiera lewicowo-liberalnego – w wersji znacznie mniej korzystnej dla Polski.

Do czterech sztyletów warto dodać jeden mały „sztylecik”, który Morawiecki zafundował sobie na własne życzenie – słaby występ w przedwyborczej debacie Telewizji Polskiej. Rozpoczęcie wypowiedzi od słów: „Wszyscy na jednego, banda rudego”, wywołało ciarki zażenowania u wszystkich, włącznie z częścią elektoratu PiS. Kryzys wizerunkowy był ewidentny. 

Nowy początek?

Utrata władzy przez PiS zmusiła Mateusza Morawieckiego do poszukiwania nowej roli politycznej. Mógł starać się o nominację obozu PiS na kandydata w wyborach prezydenckich, jednak nigdy nie wyraził tych ambicji wprost. Dostrzegalna była natomiast próba odbudowy wizerunku poprzez media społecznościowe. Morawiecki stara się pokazać jako człowiek z krwi i kości – ktoś, kto ma uczucia, pasje i życiowe wartości. Na początku ten kierunek budził mieszane reakcje, ale jego zwolennicy zwracają uwagę na czynione postępy. Wydaje się, że w zimnego technokratę wstępuje nowa, bardziej „ludzka” energia, którą potrafi zamanifestować w kolejnych wywiadach rzekach i rozmowach z dziennikarzami.

Nowy impuls dał Morawieckiemu jego wybór na przewodniczącego frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Wizerunek byłego premiera ma posłużyć do odświeżenia oblicza europejskiej prawicy – uczynienia jej bardziej nowoczesną, a jednocześnie kompetentną i merytoryczną. Z drugiej strony pojawia się pokusa dostosowania się do dominujących w Europie trendów, co widać choćby w jego krytyce „radykalnego skrzydła” antyaborcyjnego w PiS. To ryzykowna ścieżka, bo kto, jeżeli nie polska prawica, powinien przesuwać punkt ciężkości debaty wśród konserwatywnych ugrupowań Europy w stronę pro-life? Trudno jednak oczekiwać zwrotu w tej sprawie – wypowiedzi Morawieckiego sugerują, że jego chęć powrotu do „kompromisu aborcyjnego” wynika nie tylko z kalkulacji politycznej, ale i osobistego, emocjonalnego podejścia.

Ostatecznie to wyborcy zdecydują – PiS-owi musi się po prostu nie opłacać łagodzenie stanowiska w tej kwestii, tak by strach przed utratą konserwatywnego elektoratu był silniejszy niż nadzieja na pozyskanie umiarkowanego centrum. Nawet jeśli Morawiecki ma rację, twierdząc, że spadek poparcia dla PiS jesienią 2020 roku był efektem decyzji Trybunału Konstytucyjnego (co podważa wielu analityków), to wcale nie oznacza, że powrót do status quo ante pomoże odzyskać stracone głosy.

Po wieloletnich rządach, wbrew pozorom, Morawiecki okazuje się politykiem stosunkowo odpornym na czarną propagandę. Pomimo obciążeń wciąż utrzymuje się – może nie na fali, ale „na powierzchni” już tak. Czy w razie powrotu PiS do władzy ponownie obejmie stery? To wątpliwe, choćby ze względu na trudności w akceptacji jego kandydatury przez potencjalnych koalicjantów, bez których zdobycie większości wydaje się mało prawdopodobne. Natomiast europejska scena polityczna stoi dla niego otworem.


 

POLECANE
Tusk się wścieknie. „Ballada o Boguckim” hitem Internetu wideo
Tusk się wścieknie. „Ballada o Boguckim” hitem Internetu

Szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki doczekał się piosenki na swój temat. „Ballada o Boguckim” stała się hitem internetu. Promuje ją sam doradca prezydenta ds. europejskich Jacek Saryusz-Wolski.

Kreta nowym gorącym punktem migracyjnym z ostatniej chwili
Kreta nowym gorącym punktem migracyjnym

Jak informuje European Conservative, Kreta znajduje się pod rosnącą presją migracyjną, ponieważ przemytnicy w coraz większym stopniu przekierowują nielegalne przejścia w kierunku południowych wysp Grecji, odsłaniając granice kontroli granicznej UE i zmieniając trasy przez Morze Śródziemne.

Nie żyje legenda polskiego jazzu Wiadomości
Nie żyje legenda polskiego jazzu

W wieku 82 lat zmarł Michał Urbaniak - jazzman, kompozytor i aranżer. Zasłynął w świecie nagrywając płytę „Tutu” z legendą jazzu Milesem Davisem. Znany był jako współtwórca i kreator muzyki Fusion. Nagrał kilkadziesiąt autorskich płyt, był twórcą muzyki do filmów.

Nowa edycja „Tańca z Gwiazdami”. W mediach wrze przez jedno nazwisko Wiadomości
Nowa edycja „Tańca z Gwiazdami”. W mediach wrze przez jedno nazwisko

Wiosną 2026 roku na antenie Polsatu wróci osiemnasta edycja „Dancing With The Stars. Taniec z Gwiazdami”. Choć lista uczestników nie jest jeszcze oficjalna, nazwiska potencjalnych gwiazd już krążą w mediach.

Komunikat dla mieszkańców Kielc Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Kielc

W dwuetapowym konkursie zostanie wyłoniona koncepcja rozbudowy siedziby urzędu marszałkowskiego w Kielcach. Planowany obiekt ma liczyć około siedmiu kondygnacji i 10 tys. m kw. powierzchni użytkowej, z częścią biurową, konferencyjną oraz salą obrad sejmiku.

Niemcy mają dość migrantów? Jest sondaż Wiadomości
Niemcy mają dość migrantów? Jest sondaż

Większość Niemców zgadza się z ministrem spraw wewnętrznych Alexandrem Dobrindtem (CSU), który chce mocno ograniczyć napływ osób ubiegających się o azyl. Z badania instytutu YouGov dla agencji dpa (12–15 grudnia, ponad 2100 osób) wynika, że 53% badanych w pełni popiera ten cel, a 23% raczej go popiera. Tylko 15% jest przeciwko, a 9% nie ma zdania.

Domen Prevc wygrywa po raz piąty z rzędu. Jak wypadli Polacy? Wiadomości
Domen Prevc wygrywa po raz piąty z rzędu. Jak wypadli Polacy?

Kacper Tomasiak zajął 13. miejsce w sobotnim konkursie Pucharu Świata w szwajcarskim Engelbergu. Zwyciężył Słoweniec Domen Prevc. To jego piąty z rzędu triumf w konkursie Pucharu Świata.

Gratka dla miłośników astronomii. Zobacz, co pojawi się na niebie Wiadomości
Gratka dla miłośników astronomii. Zobacz, co pojawi się na niebie

W niedzielę 21 grudnia rozpocznie się astronomiczna zima. O godzinie 16.03 Słońce osiągnie punkt przesilenia zimowego, co oznacza najkrótszy dzień i najdłuższą noc w roku. Od tego momentu dni będą się stopniowo wydłużać, choć wieczory jeszcze długo pozostaną bardzo ciemne.

Francuska policja zabiła napastnika. Incydent w centrum Ajaccio Wiadomości
Francuska policja zabiła napastnika. Incydent w centrum Ajaccio

Francuska policja zabiła mężczyznę, który groził przechodniom i sprzedawcom nożem w centrum Ajaccio, stolicy Korsyki - poinformowała w sobotę rzeczniczka policji Agathe Foucault. W trakcie interwencji jeden z policjantów został lekko ranny.

Co robi papież, kiedy nie może spać? Internauci odkryli jego tajemnicę gorące
Co robi papież, kiedy nie może spać? Internauci odkryli jego tajemnicę

Gdy papież Leon XIV nie może w nocy spać, czasem uczy się np. języka niemieckiego w popularnej aplikacji - poinformowała w sobotę włoska „La Repubblica”. Wypatrzyli go tam inni użytkownicy tej platformy.

REKLAMA

Mateusz Morawiecki - Człowiek z krwi i kości

Sześć lat u steru rządu nadwyrężyłoby wizerunek każdego polityka. Czy przytłoczony bagażem niepopularnych decyzji, wpadek i kontrowersji Mateusz Morawiecki zdoła jeszcze ruszyć w wyścigu o przywództwo obozu niepodległościowego, czy ustąpi mniej zmęczonym rywalom?
Były premier Mateusz Morawiecki
Były premier Mateusz Morawiecki / fot. Krystian Maj / KPRM

Morawiecki nigdy nie cieszył się zbyt wysokim zaufaniem ogółu Polaków. W najlepszych czasach patrzono na niego tylko umiarkowanie przychylnie; dziś odpowiedzi „zdecydowanie nie ufam” w odniesieniu do jego osoby udziela 40% badanych. Nie jest to jeszcze poziom innego „długodystansowego” premiera – Donalda Tuska (49% braku zaufania), ale i tak plasuje Morawieckiego raczej w ogonie politycznego peletonu. Nie składa on jednak broni – podejmuje ożywioną aktywność medialną, by przekonać ludzi, że podczas swojego premierowania padł ofiarą fejków, pomówień i nieporozumień. Z jaką zmazą musi się borykać i czy próba naprawy wizerunku rokuje choćby częściowe powodzenie? 

Nowszy model

Decyzja z 2017 roku o wymianie lubianej wówczas premier Beaty Szydło na chłodnego technokratę Mateusza Morawieckiego dla wielu była niezrozumiała. Dowodem tego są liczne teorie spiskowe, mające w prosty sposób wyjaśnić nieoczekiwane przetasowanie w kręgach władzy. Te skrajne mówią o interwencji banksterskiej międzynarodówki, która chciała umieścić u sterów państwa polskiego swojego człowieka; te mniej – o wewnętrznym „zamachu partyjnym”. Zmianę można jednak wytłumaczyć mniej sensacyjnymi okolicznościami – chęcią ustawienia na czele rządu człowieka nieposiadającego własnej frakcji, który mógłby poprawić relacje z organami Unii Europejskiej, zdjąć odium „obciachu” z PiS-u, a w przyszłości zostać tolerowalnym przez wszystkie skłócone partyjne stronnictwa następcą Jarosława Kaczyńskiego. Do tego mogła wchodzić w grę kalkulacja, według której należało cenną Beatę Szydło u szczytu sławy „schować” do czasu kolejnych wyborów prezydenckich, by uniknęła politycznego zużycia. 

Nie bez znaczenia był również wizerunek Morawieckiego. Rządy interwencjonistyczne muszą dbać, by być postrzegane jako kompetentne w dziedzinie zarządzania, i dlatego ukazanie twarzy „dobrego gospodarza” jest w ich przypadku często stosowanym zabiegiem. W dzisiejszych czasach legitymację do takiej rangi posiada z pewnością menedżer z sukcesami, najlepiej mający już do czynienia z operowaniem wielkimi kwotami i prowadzeniem inicjatyw biznesowych. Dodatkowym atutem kandydata do sprawowania tej roli jest „mit herosa”, czyli w przypadku Morawieckiego poskromienie dużej części mafii vatowskiej działającej w Polsce. Do tego – wysoka inteligencja emocjonalna, czynnik decydujący o stosunku społeczeństwa do polityka. Wszystkie te cechy Morawiecki posiadał i wszystkie z dnia na dzień zostały zakwestionowane przez liberalne media salonowe, które ogłosiły: primo – Morawiecki to zimny lichwiarz, secundo – fałszerz swojej opozycyjnej przeszłości, tertio – prezes-nieudacznik, quarto – nie gospodarczy wizjoner, a bajkopisarz.

Morawiecki częściowo opierał się tym atakom. Posiadał swoisty (i nietypowy dla kadr PiS-u) nimb nowoczesności – wielkomiejskiego, zadbanego mężczyzny trącącego zachodnią kulturą korpo. Osobie wyposażonej w takie przymioty łatwo jest zarzucić jednowymiarowość, jednak w przypadku Morawieckiego skutecznie odpierały go korzenie Solidarności Walczącej i postać legendarnego ojca. Mimo to pewna biegunowość w porównaniu z Kornelem Morawieckim na linii ideowość – pragmatyka była wyczuwalna. Dzięki tym wszystkim cechom nowy premier przyniósł swojej partii istotne korzyści. Widać to choćby po rewizji ataków przypuszczanych przez jego przeciwników – za Morawieckiego hasło „pisowska wiocha” nieco zelżało, by zostać zastąpione dyskursem o rodzącej się dyktaturze. W kręgach skrajnie lewicowych Morawieckiego uznano za technokratycznego „wyzyskiwacza”, bezdusznie eksploatującego klasę pracowniczą i... planetę, a w liberalnych za zdrajcę i koniunkturalistę. Nie te zarzuty jednak okazały się najbardziej skuteczne.

Cztery sztylety

W wizerunek Mateusza Morawieckiego najcelniej trafiły cztery hasła: „miska ryżu”, „milion aut elektrycznych”, „podpisanie Zielonego Ładu” i „socjalistyczna myśl robotnicza”. Były powtarzane przez środowiska o różnych priorytetach politycznych i przylgnęły do premiera jak nieusuwalne przywry. Każde z nich było jednak uproszczeniem na granicy zafałszowania lub pełnym zafałszowaniem rzeczywistości.

Najstarszy zarzut – słynny fragment podsłuchanej rozmowy, w której pada wulgarne stwierdzenie o „zapie*****niu za miskę ryżu” – był nośny, ale wyrwany z kontekstu i nagminnie przekręcany. Morawiecki odnosił się wówczas do realiów globalnej gospodarki, a z jego wypowiedzi nijak nie wynikało, że Polacy powinni za tyle pracować, jak insynuowały wrogie mu media. Chwytliwość tego stwierdzenia sprawiła jednak, że przeniknęło ono do debaty publicznej i mimowolnie utrwalało przekonanie o antypracowniczej postawie Morawieckiego. Jak to zwykle bywa – jedno kłamstwo wymaga kilku zdań sprostowania, tak więc osobom poprzestającym na powierzchownej obserwacji krajowej polityki zostało ono wdrukowane dosyć skutecznie. Jest to tym zabawniejsze, że strona wolnorynkowa krytykowała Morawieckiego za postawę odwrotną, a mianowicie – propagowanie socjalistycznej myśli robotniczej. W grubo ciosanym przekazie łatwo było uczynić z bardziej złożonej (choć trzeba przyznać, że nieostrożnej) wypowiedzi premiera pochwałę „czerwonych”. W rzeczywistości Morawiecki po prostu zauważył, że w „PPS-owskiej tradycji rosła wrażliwość społeczna”, co jest stwierdzeniem dosyć banalnym. Fakt, że wrażliwość ta przeniknęła do ruchu Solidarności wraz z chrześcijańskim przesłaniem miłości bliźniego i razem wpłynęły na filozofię PiS, również nie budzi większych kontrowersji. Była to jednak wypowiedź raczej intelektualisty i analityka niż dbającego o dobry PR polityka, za co premier poniósł duże konsekwencje.

Sztylet „miliona aut elektrycznych” jest od początku do końca fałszem, co stwierdza nawet niechętny prawicy serwis fact-checkingowy Demagog. Rzeczywista wypowiedź Morawieckiego brzmiała: „Dzisiaj na świecie jeździ tylko milion aut elektrycznych. My rzeczywiście mamy taką aspirację, żeby w ciągu dziesięciu lat dynamicznie rozwinąć w kierunku takiej liczby naszą mobilność aut elektrycznych”, więc o żadnej obietnicy nie może być mowy, zaś mobilność nie jest równoznaczna z „wyprodukowaniem”. Prognozę miliona aut elektrycznych złożyło natomiast Ministerstwo Energii, z którym Morawiecki nie był wówczas związany. 

Trudniejsze do wyjęcia jest ostrze sztyletu „Zielonego Ładu”. Zarzut o jego „podpisanie” w dosłownej wersji jest fałszywy, ponieważ nie było pojedynczego podpisu pod Zielonym Ładem, który jest strategią, nie zaś umową. Morawiecki zgodził się za to na plan redukcji emisji CO2, a także na cel neutralności klimatycznej UE do 2050 roku, negocjując jednocześnie przychylniejsze warunki dla Polski. Prawdą jest, że osoby oczekujące, by w tej sprawie premier położył się Rejtanem, mogą czuć się zawiedzeni. Jednak twierdzenie, że w ogóle nie zawalczył o prawa polskich pracowników i konsumentów w kontekście transformacji energetycznej, nie znajduje pokrycia w faktach. Dodatkową okolicznością mogącą tłumaczyć względnie koncyliacyjne podejście premiera jest poziom euroentuzjazmu wśród Polaków. Całkowity bojkot samej koncepcji Zielonego Ładu doprowadziłby do gwałtownej eskalacji konfliktu z Unią Europejską, co mogłoby skutkować spadkiem poparcia dla rządu, rychłą utratą władzy i podpisaniem Zielonego Ładu przez nowo wybranego premiera lewicowo-liberalnego – w wersji znacznie mniej korzystnej dla Polski.

Do czterech sztyletów warto dodać jeden mały „sztylecik”, który Morawiecki zafundował sobie na własne życzenie – słaby występ w przedwyborczej debacie Telewizji Polskiej. Rozpoczęcie wypowiedzi od słów: „Wszyscy na jednego, banda rudego”, wywołało ciarki zażenowania u wszystkich, włącznie z częścią elektoratu PiS. Kryzys wizerunkowy był ewidentny. 

Nowy początek?

Utrata władzy przez PiS zmusiła Mateusza Morawieckiego do poszukiwania nowej roli politycznej. Mógł starać się o nominację obozu PiS na kandydata w wyborach prezydenckich, jednak nigdy nie wyraził tych ambicji wprost. Dostrzegalna była natomiast próba odbudowy wizerunku poprzez media społecznościowe. Morawiecki stara się pokazać jako człowiek z krwi i kości – ktoś, kto ma uczucia, pasje i życiowe wartości. Na początku ten kierunek budził mieszane reakcje, ale jego zwolennicy zwracają uwagę na czynione postępy. Wydaje się, że w zimnego technokratę wstępuje nowa, bardziej „ludzka” energia, którą potrafi zamanifestować w kolejnych wywiadach rzekach i rozmowach z dziennikarzami.

Nowy impuls dał Morawieckiemu jego wybór na przewodniczącego frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Wizerunek byłego premiera ma posłużyć do odświeżenia oblicza europejskiej prawicy – uczynienia jej bardziej nowoczesną, a jednocześnie kompetentną i merytoryczną. Z drugiej strony pojawia się pokusa dostosowania się do dominujących w Europie trendów, co widać choćby w jego krytyce „radykalnego skrzydła” antyaborcyjnego w PiS. To ryzykowna ścieżka, bo kto, jeżeli nie polska prawica, powinien przesuwać punkt ciężkości debaty wśród konserwatywnych ugrupowań Europy w stronę pro-life? Trudno jednak oczekiwać zwrotu w tej sprawie – wypowiedzi Morawieckiego sugerują, że jego chęć powrotu do „kompromisu aborcyjnego” wynika nie tylko z kalkulacji politycznej, ale i osobistego, emocjonalnego podejścia.

Ostatecznie to wyborcy zdecydują – PiS-owi musi się po prostu nie opłacać łagodzenie stanowiska w tej kwestii, tak by strach przed utratą konserwatywnego elektoratu był silniejszy niż nadzieja na pozyskanie umiarkowanego centrum. Nawet jeśli Morawiecki ma rację, twierdząc, że spadek poparcia dla PiS jesienią 2020 roku był efektem decyzji Trybunału Konstytucyjnego (co podważa wielu analityków), to wcale nie oznacza, że powrót do status quo ante pomoże odzyskać stracone głosy.

Po wieloletnich rządach, wbrew pozorom, Morawiecki okazuje się politykiem stosunkowo odpornym na czarną propagandę. Pomimo obciążeń wciąż utrzymuje się – może nie na fali, ale „na powierzchni” już tak. Czy w razie powrotu PiS do władzy ponownie obejmie stery? To wątpliwe, choćby ze względu na trudności w akceptacji jego kandydatury przez potencjalnych koalicjantów, bez których zdobycie większości wydaje się mało prawdopodobne. Natomiast europejska scena polityczna stoi dla niego otworem.



 

Polecane