Przy pomocy "europejskiej armii" Niemcy chcą zbudować "europejskie państwo"

Nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni Berlin via Bruksela wykorzystuje sytuację kryzysu, aby wzmocnić i rozszerzyć swoje kompetencje i przejąć kontrolę nad państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Najpierw mieliśmy pandemię Covid-19, którą Bruksela wykorzystała do stworzenia zrębów wspólnego systemu fiskalnego w postaci wspólnego zaciągnięcia długu na Fundusz Odbudowy (Recovery Fund), teraz natomiast w sposób równie bezwzględny wykorzystuje wojnę na Ukrainie, aby przejąć kolejne prerogatywy – tym razem w obszarze obronności i polityki zagranicznej, ale nie po to, aby bronić granic, ale posiadać siły szybkiego reagowania dla tłumienia masowych protestów, których eurokraci spodziewają się wskutek łamania przez nich prawa i rabunkowej polityki gospodarczo-społecznej. Jeżeli uważnie przyjrzymy się przyjętej „Białej Księdze” uderzy nie tylko próba uwspólnotowienia obszaru szeroko rozumianego bezpieczeństwa, ale realne sekowanie Stanów Zjednoczonych a także innych pozaeuropejskich dostawców broni z europejskiego systemu zbrojeń, ze współpracy w dziedzinie wojskowości, stosując przy tym wyraźnie klucz ideologiczny.
USA na celowniku Brukseli
I tak rezolucja „uważa, że UE musi pilnie podjąć działania w celu zapewnienia sobie autonomicznego bezpieczeństwa, wzmacniając partnerstwa z partnerami o podobnych poglądach i znacznie zmniejszając zależność od krajów spoza UE”. „Uważa, że UE i jej Państwa Członkowskie muszą wybierać między połączeniem sił i jednolitą pracą w celu przezwyciężenia zagrożeń i ataków na bezpieczeństwo UE a pozostawieniem siebie na łasce agresywnych przeciwników i nieprzewidywalnych partnerów” – dodaje. Widać zatem wyraźnie, że UE wyobraża sobie współpracę militarną jedynie z partnerami, którzy podzielają jej pogląd na rzeczywistość i są „przewidywalni” czyli działają w konkretnym ideologicznym kluczu. Aluzja do nowej administracji Stanów Zjednoczonych jest tu aż nadto widoczna.
Celem UE – zgodnie z zapisami „Białej Księgi” jest osiągnięcie „wspólnej europejskiej obrony”. „Uważa zatem, że nadszedł czas na odnowioną ambicję polityczną, aby działać i przekształcić UE w prawdziwego dostawcę bezpieczeństwa, zwiększyć gotowość obronną UE i zbudować prawdziwą Europejską Unię Obrony; przypomina, że przyjęcie Strategicznego Kompasu było dobrym punktem wyjścia, ale zauważa, że jego terminowe wdrożenie nadal jest konieczne; z zadowoleniem przyjmuje niedawno wprowadzone instrumenty obronne UE i nalega na pilną potrzebę zwiększenia skali, ponieważ wysiłki obronne UE nie mogą pozostać ograniczone pod względem wielkości, rozdrobnione pod względem zakresu i długotrwałe w realizacji; wzywa do skoku kwantowego i nowego podejścia do obrony, w tym zdecydowanych decyzji, planu działania oraz krótkoterminowych i długoterminowych planów inwestycji w obronność; podkreśla, że wymaga to wizji, konkretności i wspólnych zobowiązań, zarówno w obszarze ściśle wojskowym, jak i w sektorach przemysłu, technologii i wywiadu” – czytamy w dokumencie. Szczególnie niebezpieczny wydaje się pomysł stworzenia Europejskie Unii Obrony, ponieważ Polska miała już doświadczenia, jak kończą się wspólne działania w ramach Unii Europejskiej. Wystarczy przypomnieć brak wypłat na KPO z Europejskiego Funduszu Odbudowy. Nie sposób nie podejrzewać, że w sytuacji wspólnych zakupów uzbrojenia Polska może zostać pod byle pretekstem odcięta od sprzętu, który współfinansowała, na przykład z powodu niewypełniania w sposób zadowalający ideologicznej agendy lewicowego mainstreamu. Przecież dokładnie tego doświadczaliśmy po pandemii Covidu.
„Europejska obronność”
Przyjęta rezolucja „oczekuje, że biała księga na temat przyszłości europejskiej obronności określi najpilniejsze zagrożenia, ryzyko strukturalne i konkurentów oraz określi zakres, w jakim UE może opracować plany awaryjne, aby zapewnić wzajemne wsparcie w przypadku kryzysów bezpieczeństwa na dużą skalę, a także pomóc Europie przewidywać, przygotowywać się i odstraszać potencjalnych agresorów oraz bronić się w perspektywie krótkoterminowej i długoterminowej, aby stać się wiarygodną potęgą i europejskim filarem w NATO”. I tutaj również ukryty jest haczyk. Otóż nie może być niczego takiego jak „europejska obronność”, ponieważ każdy z krajów członkowskich posiada własne interesy i jest narażony na zupełnie inne zagrożenia, inaczej też te ostatnie definiuje. Budując swoją obronność dany kraj musi najpierw przewidzieć, skąd może nadejść zagrożenie, następnie rozpisać możliwe scenariusze wydarzeń, następnie strategię stawienia czoła zagrożeniom i dopiero w oparciu o to kompletować potencjał obronny. Mówienie o „europejskiej obronności” to nic innego, jak tylko próba uczynienia z Unii Europejskiej jednolitego superpaństwa. W takiej sytuacji decyzję o tym, co lub kto stanowi zagrożenie podejmować będzie hegemon, czyli Niemcy, i pod tym kątem będzie gromadził niezbędny sprzęt. W tym miejscu należy zauważyć, że Niemcy już otwarcie mówią o przywróceniu stosunków handlowych z Rosją, w szczególności jeżeli chodzi o gaz. Co więcej, wpuściły i nadal wpuszczają na swoje terytorium niebezpiecznych migrantów o terrorystycznych życiorysach, a nawet więcej – zmuszają wszystkie kraje europejskie do ich przyjmowania, prowadząc do ich destabilizacji. To nie jest odpowiedzialne działanie państwa, któremu zależy na bezpieczeństwie Europy.
Na kpinę zakrawa zatem zapis w „Białej Księdze”, który „wzywa do podjęcia natychmiastowych środków w celu zwiększenia bezpieczeństwa i obrony północno-wschodniej granicy UE z Rosją i Białorusią poprzez ustanowienie kompleksowej i odpornej linii obrony obejmującej obszar lądowy, powietrzny i morski w celu przeciwdziałania zagrożeniom militarnym i hybrydowym, w tym uczynienia z energii broni, sabotażowi infrastruktury i instrumentalizacji migracji; podkreśla potrzebę koordynacji i integracji wysiłków krajowych za pośrednictwem unijnych instrumentów regulacyjnych i finansowych w celu przyspieszenia wdrażania”. W świetle działań niemieckiego rządu jest on pusty i zupełnie pozbawiony sprawczości.
Dokument wzywa państwa członkowskie UE do przeznaczenia co najmniej 0,25 % swojego PKB na pomoc wojskową dla Ukrainy, co w sytuacji hiperkorupcji w tym kraju jest co najmniej działaniem niezrozumiałym. Najpierw należałoby bowiem zmusić Ukraińców, aby zakończyli istniejące w ich kraju patologie. Nie może być tak, że zachodni sprzęt trafia w ręce Rosjan, czy na czarny rynek broni, co niestety coraz częściej ma miejsce.
Interesy państwa członkowskiego mają być podrzędne
Rezolucja „podkreśla potrzebę zmniejszenia przeszkód w obowiązujących przepisach krajowych i unijnych, które osłabiają skuteczność europejskiej obronności i bezpieczeństwa”. Z tego zapisu jasno wynika, że to nie państwo członkowskie ma posiadać zdolności obronne, ale bliżej nieokreślona „Europa” czyli wspomniane przeze mnie superpaństwo. Należy zauważyć, że „europejska obronność” i „europejskie bezpieczeństwo” może stać w sprzeczności z dobrze rozumianym bezpieczeństwem państwa członkowskiego. Najlepszy przykład mamy w postaci polityki migracyjnej. Wspomniany dokument domaga się, aby „bezpieczeństwo europejskie” było wartością nadrzędną wobec bezpieczeństwa państwa członkowskiego.
„Biała Księga” wzywa do „znacznego zwiększenia wspólnych zamówień państw członkowskich na wymagany europejski sprzęt i zdolności obronne. Ponadto „wzywa państwa członkowskie do agregacji popytu poprzez wspólne zakupy sprzętu obronnego, z możliwością udzielenia Komisji mandatu do dokonywania zakupów w ich imieniu, w idealnym przypadku zapewniając długoterminową perspektywę planowania dla EDTIB, a tym samym poprawiając zdolności produkcyjne EDTIB i interoperacyjność europejskich sił zbrojnych oraz efektywnie wykorzystując pieniądze podatników dzięki efektowi skali”.
Zakrawa na skandal, że Komisja Europejska rękami Parlamentu Europejskiego przyznaje sobie prawo do dokonywania zakupów uzbrojenia w imieniu i za pieniądze państw członkowskich. Wystarczy przypomnieć, jak wyglądał zakup szczepionek na Covid-19. Cofając się w czasie nieco dalej, do lat, kiedy Ursula von der Leyen była niemiecką minister obrony należy zauważyć jej dokonania jeżeli chodzi o doprowadzenie niemieckiej armii do kompletnej ruiny. Teraz ta sama osoba ma odpowiadać za zakup uzbrojenia dla europejskiego superpaństwa!
Rezolucja „jest zdania, że krajowe plany odbudowy i odporności powinny zostać zmienione, aby umożliwić nowe finansowanie obronności; apeluje, aby te inwestycje uwzględniały również słabości zarówno potencjału militarnego, jak i struktury społecznej, umożliwiając nam walkę ze wszystkimi zagrożeniami dla naszych wartości, modelu społecznego, bezpieczeństwa i obrony”. Czy wypłatę i tych pieniędzy KE zatrzyma w sytuacji, gdy nie spodoba jej się demokratyczny wybór obywateli danego państwa członkowskiego, jak uczyniła to z polskim KPO?
Polityka klimatyczna pogrąży przemysł zbrojeniowy
Rezolucja „z zadowoleniem przyjmuje wniosek w sprawie europejskich projektów obronnych będących przedmiotem wspólnego zainteresowania dotyczący rozwijania wspólnych zdolności wykraczających poza możliwości finansowe pojedynczego państwa członkowskiego; uważa, że projekty te powinny być wykorzystywane do wspierania zdolności przemysłowych i technologicznych stanowiących podstawę głównych wspólnych priorytetów poszczególnych państw członkowskich oraz w takich dziedzinach jak ochrona granic zewnętrznych i obrona, w szczególności w obszarze lądowym, a także strategicznych czynników wspomagających, w szczególności w przestrzeni kosmicznej i europejskiej obronie powietrznej, aby działać w obliczu całego spektrum zagrożeń, mobilności wojskowej, w szczególności strategicznego i taktycznego transportu lotniczego, głębokich uderzeń, technologii dronów i antydronów, pocisków rakietowych i amunicji oraz sztucznej inteligencji, w celu rozwijania suwerennej infrastruktury i kluczowych czynników wspomagających; podkreśla, że pragmatyzm musi zwyciężyć ze względu na ogromną liczbę priorytetów i potrzebę mobilizacji nowych zasobów; uważa w związku z tym, że UE powinna skupić się, w miarę możliwości, na szybko dostępnych i sprawdzonych technologiach europejskich, które stopniowo zmniejszają nasze zależności i poprawiają nasze bezpieczeństwo; podkreśla potrzebę wspierania rozwoju paneuropejskich łańcuchów wartości w ramach współpracy UE w dziedzinie obronności poprzez włączanie przedsiębiorstw z całej Unii i zwiększanie konkurencyjności w tym sektorze za pomocą różnych środków, takich jak fuzje i czempioni; uważa ponadto, że zamiast koncentrować się na sprawiedliwym zwrocie, nasza polityka obronna powinna zachęcać do rozwoju unijnych centrów doskonałości”.
Ten zapis to nic innego jak zapowiedź faworyzowania niemieckiego i francuskiego przemysłu obronnego. Niemcy produkują 50 czołgów rocznie. Mogą nieco więcej, ale to i tak nie zaspokoi zapotrzebowania krajów flanki wschodniej NATO zagrożonych rosyjską agresją. Nie lepiej wygląda sytuacja w innych zakładach produkcyjnych i to mimo zarządzonych ostatnio zbrojeń. Na realizację zapotrzebowania trzeba będzie czekać przez wiele lat, których Polska nie ma – sprzętu potrzebujemy teraz, natychmiast. Jeszcze inną rzeczą jest jakość niemieckiego sprzętu wojskowego, zdecydowanie gorszego od np. amerykańskiego. Amerykańskie Abramsy biją niemieckie Leopardy na głowę i żadne zaklęcia Ursuli von der Leyen tego nie zmienią. Próba zatem ograniczenia zakupów broni jedynie do Europy to działanie na szkodę a nie w interesie bezpieczeństwa poszczególnych państw członkowskich.
Osobną kwestię stanowi uderzająca w europejski przemysł zbrojeniowy unijna polityka klimatyczna i zielone daniny, już teraz dławiące przemysł metalurgiczny. Jeżeli ona zostanie utrzymana, to nawet jeśli jakimś cudem przemysłowi zbrojeniowemu uda się przetrwać, to ceny produkowanego przez niego w UE sprzętu będą tak wysokie, że państwa będą zmuszone zaciągać wielomiliardowe kredyty na zakup odpowiedniej ilości. Który budżet to wytrzyma?
KE będzie kontrolowała produkcję militarną
Niepokojący jest również enigmatyczny zapis, w którym dokument „przypomina o konieczności zapewnienia spójności polityk publicznych UE, które nie mogą generować zobowiązań sprzecznych z ogólnymi celami obronnymi, zwłaszcza w czasie kryzysu bezpieczeństwa, w którym należy wprowadzić koncepcję 'wyjątku strategicznego’; wzywa do stworzenia prawdziwego środowiska obronnego sprzyjającego obronie, które mogłoby wspierać wysiłki na rzecz zwiększenia produkcji przemysłowej poprzez lepsze wykorzystanie wielosektorowych instrumentów Komisji poprzez kontrolę, przegląd i, w razie potrzeby, rewizję istniejących instrumentów w celu zapewnienia, że nie podważają one celów polityki obronnej UE”. Zgodnie z nim Komisja Europejska miałaby kontrolę nad produkcją i zamówieniami w ramach wspólnej polityki obronnej.
Dokument „wzywa do utworzenia rady ministrów obrony oraz do przejścia od jednomyślności do głosowania większością kwalifikowaną w przypadku decyzji podejmowanych w Radzie Europejskiej, Radzie Ministrów i agencjach UE, takich jak EDA, z wyłączeniem operacji wojskowych o charakterze wykonawczym”. Jest to nic innego, jak próba stworzenia nowego organu unijnego, który w dalszej perspektywie ma otrzymać prerogatywy ministerialne tworzonego właśnie superpaństwa. Zresztą „Biała Księga” nie pozostawia co do tego żadnych złudzeń proponując „wzmocnienie nadzoru i kontroli Parlamentu [Europejskiego – red.], zgodnie z rozszerzeniem roli UE w dziedzinie obronności; wzywa do mianowania przedstawiciela Parlamentu do nowej Rady ds. Gotowości Przemysłu Obronnego zaproponowanej w EDIP, ponieważ obecnie nie przewidziano takiego przedstawiciela”.
Rezolucja ponadto „odrzuca scenariusz, w którym fundusze UE przyczyniają się do utrwalania lub pogłębiania zależności od podmiotów spoza Europy, zarówno w zakresie produkcji zdolności, jak i ich rozmieszczania”, co jest kolejnym uderzeniem w Stany Zjednoczone. Interesujące jest to, iż jednocześnie dokument deklaruje współpracę z NATO, co stanowi sprzeczność. Nie sposób odczytywać tego inaczej jak tylko jako grę na rozbicie NATO i wypchnięcie Stanów Zjednoczonych z Europy. Jeżeli taki scenariusz rzeczywiście doczekałby się realizacji, stanowiłoby to poważne zagrożenie dla wszystkich krajów flanki wschodniej.
Komunistyczna wizja europejskiej armii
„Białej Księgi o przyszłości europejskiej obrony” nie sposób interpretować w oderwaniu od innego, pokrewnego dokumentu: „Białej Księgi o przyszłości Unii Europejskiej”, trzonem której jest Manifest z Ventotene autorstwa trockisty Altiero Spinellego. Skrajny komunista wyraźnie pisze w niej, że nowe państwo europejskie „będzie to stabilne państwo federalne, dysponujące europejską armią w miejsce wojsk narodowych. Nieodwołalnie pokonane zostanie dążenie do gospodarczej samowystarczalności poszczególnych krajów – kręgosłup reżimów totalitarnych. Państwo to wyposażone będzie w organy i narzędzia pozwalające na wyegzekwowanie w sfederowanych państwach uchwał służących utrzymaniu wspólnego porządku, przy czym państwa te zachowają autonomię, pozwalającą na obranie takiego kształtu życia politycznego, jaki zgodny jest ze specyfiką danego ludu”. Oznacza to, że europejska armia nie jest potrzebna eurokratom do obrony granic, ale do utrzymania tworzącego się właśnie reżimu komunistycznego, czyli do pacyfikacji przewidywanych protestów obywateli.