"Właściwy moment" Chrisa Niedenthala – między fotografią a osobistymi refleksjami​

Nowy album Chrisa Niedenthala to wizualna uczta i zarazem lektura pełna rozczarowań – pełna znakomitych zdjęć, lecz spisana z przesadnym ego i banałem.
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Adrian Grycuk

Zdumiewająca książka – nie tylko przez swą cenną zawartość, ale i przez dwoistość odbioru. Tak ciekawa! I tak straszliwie irytująca! Oczywiście, nazwisko autora jest znakomitą marką: „Chris Niedenthal” – i wszystko jasne.

Pewnie wystarczyłoby tamto jedno, jedyne zdjęcie – transporter Skot na tle ośnieżonego kina Moskwa z banerem reklamującym „Czas Apokalipsy” Coppola – które stało się ikoną stanu wojennego, powielane na niezliczonej ilości wystaw, plakatów, na okładkach książek i w albumach, podziwiane, ba, przedrzeźniane. A przecież w swoim dorobku ma Niedenthal podobnych złotych strzałów co najmniej jeszcze kilka: kadry z papieskich pielgrzymek i Jarocin, Wadowice na wiadomość o zamachu na Jana Pawła, i zdeptany grób Nicolae Ceaușescu, zakonnicy-strażacy z Wadowic, strajk w Stoczni i odbudowywany Zamek Królewski: pamięć wzrokowa dwóch ostatnich dekad PRL i upadku systemu sowieckiego. Sporo tych „ikonicznych” zdjęć trafiło zresztą do tego albumu. 

 

Legenda Chrisa Niedenthala

I legendę ma Niedenthal nie do podważenia: syn Polaków, którzy trafili do Wielkiej Brytanii w zawierusze wojny światowej (ojciec, Jan Niedenthal, był przed wojną prokuratorem w Wilnie), „polonus”, który trafił do Polski gomułkowskiej jako nastolatek, swoisty łącznik między dwoma światami (chciałoby się coś napisać o tych Polakach „z zewnątrz”: o Niedenthalu, o Annie Erdman, wnuczce Wańkowicza, która trafiła do Warszawy w latach 70., jak oni z „Zachodu”, a zarazem tutejsi radzili sobie z dwoistością spojrzenia, z podwójną tożsamością?). Osiadł tu, ożenił się, zrobił fantastyczną karierę w amerykańskim stylu, od na poły amatora zasypującego zachodnie redakcje swoimi fotogramami po, już w latach 70., korespondenta „Newsweeka”. 

I zdjęcia – świetne, na pozór niedbałe, strzelone „z biodra” i trafiające – ha, trafny tytuł! – we właściwy moment: czyjegoś potknięcia się, trzaśnięcia okna, pochylenia przechodnia, kociego skoku – albo odwrotnie, nieoczekiwanej ciszy, zastygnięcia świata na czas błyśnięcia okiem, machnięcia skrzydłem, odwrócenia się zomowca, który strzeże wylotu Rakowieckiej w Puławską. Można powiedzieć – samograj dla wydawcy, tylko obrabiać negatywy i wydawać albumy. I wydano ich co najmniej kilka, najbardziej znane to „Rekwizyty PRL” oraz „13/12. Polska stanu wojennego”. Więc co mi się nie podoba tym razem?

Niestety, świetne wydawnictwo, jakim są Marginesy, postanowiło, jak pisze we wstępie Adam Pluszka, umilić życie udręczonemu covidowym lockdownem fotografowi: „Poprosiliśmy Chrisa, żeby przez kolejne sto dni przysyłał nam po jednym wybranym przez siebie zdjęciu. […] I żeby do każdego z nich dołączał opis: co na nim jest, kiedy powstało i co Chris pamięta z czasów, kiedy je zrobił”. A artysta, niestety, przyjął tę propozycję z ochotą. 

To już nie chodzi o to, że wykorzystał te krótkie teksty (dwa, czasem cztery akapity) do wciskania (jak sobie zapewne wyobrażał) publicystycznych szpileczek i do dzielenia się swoimi poglądami na rzeczy polityczne. Ani, że te poglądy są tak doskonale przewidywalne i wygłaszane z tak ogromną pewnością siebie: Marsz Niepodległości – zły (bo „co może być pozytywnego, kiedy widzi się, jak tylu ludzi, bądź co bądź o poglądach bliskich faszyzmowi, może sobie swobodnie i całkowicie bezkarnie przejść przez stolicę Polski. A kysz!”), Strajk Kobiet – dobry („Po tym, jak partia rządząca zaostrzyła prawo aborcyjne […], wściekłość sięgnęła zenitu”). KOD – dobry. Religia w najlepszym razie jakaś dziwna, bizarna: te wszystkie zakonnice, kilimki, sutanny – po co to? Ale sprzedaje się ta egzotyka. Leszek Balcerowicz – dobry. Vaclav Klaus – zły. I tak dalej, aż do naprawdę detalicznych kwestii. Marek Hłasko zastanawiał się w nieśmiertelnych „Pięknych dwudziestoletnich”, czy to tajniacy w życiu naśladują tajniaków filmowych, czy odwrotnie: ja nieraz zachodzę w głowę, czy bien pensants pokroju Chrisa Niedenthala sformatowani są pod wpływem publicystyki dawnej „Gazety Wyborczej” – czy to „Wyborcza” sprzed dwóch dekad profilowała się pod takich zajefajnych, światłych, wyluzowanych popintelektualistów z Zachodu. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. 

 

Docenienie wspomnień

Ale przewidywalność i osobliwość sympatii politycznych i kulturowych fotografa wydaje się w lekturze o wiele mniejszą przeszkodą niż jego ego. Te opowieści, które mogłyby stanowić fantastyczne uzupełnienia kadrów, opowieść o okolicznościach, ludziach, bodaj i pogodzie, stały się opowieścią o doznaniach i przemyśleniach autora. „Miałem dosyć”. „Drgnął mi palec”. „No dobrze, będę trochę złośliwy”. Byłem. Fotografowałem. Spałem. Ziewałem. Ja, ja, ja. Kto wie, może udało się przypadkiem dotrzeć do źródeł wielkiej traumy wybitnych fotoreporterów – może cały czas czekają, żeby to ONI znaleźli się w kadrze, zostali dostrzeżeni? 

Ale i męki ego można by znieść, kto ich nie zna. Naprawdę nieznośne są pierwsze: objaśnianie rzeczy podstawowych. Że jak pielgrzymka – to do Częstochowy, a w Jarocinie grano rock. Po wtóre – tak wyraźne, tak ostentacyjne podkreślanie dystansu wobec wielkich spraw, dziejących się na zdjęciach, jakby Niedenthal obawiał się, że ktoś wypomni mu niewczesne zaangażowanie. Deklaracja „nie byłem tam ze względów religijnych” pada przy mniej więcej co trzeciej relacji z papieskiej wizyty, klasztoru pijarów czy prawosławnych mniszek rumuńskich. Doprawdy, i raz byłoby niepotrzebne, wiemy, czym zajmuje się fotoreporter. No i wreszcie po trzecie – absolutnie nieśmieszne pointy. 

Bywają książki, które czyta się przez palce, bywają takie, w których dobry jest tylko pierwszy rozdział czy akt, niejedne wspomnienia cenię przede wszystkim za przypisy, którymi opatrzył je wydawca. Najnowszy album Chrisa Niedenthala polecam z czystym sumieniem pod warunkiem, że oglądać się będzie jedynie prawe kolumny rozkładówek, na których zreprodukowane zostały zdjęcia. Tylko recto! 

 

Chomikowe koło 

Fenomen ruchu przodowników pracy doczekał się swoich badaczy. Do dziś też trwają wśród nich spory, do którego momentu ten sowiecki koncept (przeszczepiony do krajów podporządkowanych Moskwie w okolicach roku 1948) był dosyć desperackim, ale autentycznym pomysłem na poprawę wyników gospodarczych, kiedy zaś stał się wyłącznie narzędziem propagandy, śrubowania nierealnych norm, a w konsekwencji – presji na półniewolne „masy robotnicze”. Kojarzeni są również, zwykle wspominani w krzywym zwierciadle, prawdziwi polscy przodownicy – Bernard Bugdoł i Wincenty Pstrowski – chociaż najbardziej znany jest ten fikcyjny, zrodzony w wyobraźni Aleksandra Ścibora-Rylskiego i Andrzeja Wajdy: Mateusz Birkut, murarz z Nowej Huty. To w jego epopei można rozpoznać świat, w którym rośli przodownicy: ich autentyczny zapał, nadzieję, żar – i otaczające ich oszustwo. 

Andrzej Janikowski opowiedział o ruchu przewodnickim w lekkim, reporterskim stylu, przywołując nie tylko Pstrowskiego i Bugdoła, ale rekordzistów wielu branż, zwracając uwagę na to, jakim wyzwaniem była organizacja ruchu współzawodnictwa w takich branżach jak rolnictwo czy wojskowość, nie mówiąc już o artes liberales: ile równań czy sonetów trzeba napisać, żeby zostać rekordzistą? 

Najciekawsza – i wydaje się, niedokończona – jest opowieść o schyłku ruchu przodownickiego. Wielki impet wygasł po Październiku, próby mobilizacji podejmowano jednak aż do Sierpnia i autor znalazł kilka ciekawych scen tego długiego zmierzchu. Jeśli jednak sięgnąć po reportaże, przedstawiające życie współczesnych stażystów w korporacjach, szpitalach czy kancelariach, można zadać sobie pytanie: czy poszukiwanie rekordzistów naprawdę się skończyło? 


 

POLECANE
Alarm na fińskiej granicy. Wzmaga się rosyjska aktywność na wschodniej granicy NATO gorące
Alarm na fińskiej granicy. Wzmaga się rosyjska aktywność na wschodniej granicy NATO

Rosja wzmacnia swój potencjał na wschodniej flance NATO. Przy granicy z Finlandią powstają nowe magazyny, hangary, stawiane są namioty wojskowe i przywożony jest sprzęt. Oficjalnie Kreml nie wprowadził mobilizacji w tym rejonie, lecz analitycy alarmują – to dopiero początek szerszego planu. – Robią to etapami. To nie są wielkie rozbudowy infrastruktury czy budowa nowej, ale przygotowują się – powiedział fiński generał Sami Nurmi.

Rośnie presja niemieckich mediów na scenariusz rumuński w Polsce gorące
Rośnie presja niemieckich mediów na "scenariusz rumuński" w Polsce

Niemieckie media kontynuują działania informacyjne, które skutkują zagrożeniami dla bezpieczeństwa informacyjnego Polski, mają cechy operacji wpływu na Polskę oraz zagrażają stabilności RP po wyborach prezydenckich. Niemieckie podmioty prywatne i państwowe od dłuższego czasu prezentują zmanipulowany obraz wyborów w Polsce, ich stawki i kandydatów. Obecnie suflują również odbiorcom, że w Polsce może dojść do scenariusza „rumuńskiego”. Skala zagrożeń związanych z tą działalnością rośnie.

Rating Warner Bros. Discovery obniżony do poziomu śmieciowego. Co z TVN? z ostatniej chwili
Rating Warner Bros. Discovery obniżony do poziomu śmieciowego. Co z TVN?

Jak informują media branżowe, agencja ratingowa S&P Global Ratings obniżyła rating kredytowy Warner Bros. Discovery do poziomu śmieciowego.

Radosław Sikorski: Grzegorz Braun powinien siedzieć Wiadomości
Radosław Sikorski: "Grzegorz Braun powinien siedzieć"

Podczas audycji w Programie Pierwszym Polskiego Radia Radosław Sikorski, komentujący wynik Grzegorza Brauna w pierwszej turze wyborów prezydenckich, stwierdził: Grzegorz Braun powinien już dawno siedzieć.

Nowy, unijny system EES nie zapobiegnie masowej migracji gorące
Nowy, unijny system EES nie zapobiegnie masowej migracji

Tymczasowe porozumienie osiągnięte przez Radę i Parlament Europejski pozwala państwom członkowskim na stopniowe wprowadzanie systemu zarządzania cyfrowymi granicami (EES) w ciągu sześciu miesięcy – poinformował Parlament Europejski w specjalnie wydanym komunikacie. I wprawdzie politycy już ogłaszają sukces, to nie jest on wcale taki pewny, i to nie tylko biorąc pod uwagę zawarte w dokumencie wyłączenia.

Karol Nawrocki podpisał deklarację toruńską Sławomira Mentzena z ostatniej chwili
Karol Nawrocki podpisał "deklarację toruńską" Sławomira Mentzena

Karol Nawrocki podpisał "deklarację toruńską" przedstawioną przez Sławomira Mentzena. Kandydat Konfederacji w pierwszej turze spotkał się z kandydatem popieranym przez PiS. Mentzen chciał, by Nawrockiego mogli ocenić wyborcy Konfederacji. Dlatego zadał mu szereg pytań dotyczących postulatów jego środowiska ujętą w tzw. "deklarację toruńską". Wśród nich znalazły się między innymi kwestie dotyczące podatków, obecności polskich żołnierzy na Ukrainie czy dostępu do broni.  

Rozwód PSL i Polski 2050? Petru: Nie widzę sensu kontynuowania tego projektu z ostatniej chwili
Rozwód PSL i Polski 2050? Petru: Nie widzę sensu kontynuowania tego projektu

– Współpraca w ramach Trzeciej Drogi jest dobra na poziomie liderów, ale nie na poziomie sejmowym; nie widzę sensu kontynuowania tego projektu – powiedział Ryszard Petru z Polski 2050. Podkreślił, że nie może być rekonstrukcji rządu bez rozmów z koalicjantami, których – jak dodał – nie było.

Politolog w Newsweeku narzeka, że w związku z brakiem pieniędzy z US AID w Polsce nie było tej energii w kampanii wyborczej polityka
Politolog w "Newsweeku" narzeka, że w związku z brakiem pieniędzy z US AID w Polsce "nie było tej energii" w kampanii wyborczej

Przemysław Sadura, politolog z UW związany z "Krytyką Polityczną", w wywiadzie z "Newsweekiem" przedstawił swoją opinię dotyczącą trwającej kampanii wyborczej.

TVN ogłosiła transmisję rozmowy Mentzena z Nawrockim i Trzaskowskim. Chcecie mi zajumać materiał? z ostatniej chwili
TVN ogłosiła transmisję rozmowy Mentzena z Nawrockim i Trzaskowskim. "Chcecie mi zajumać materiał?"

Rozmowa Sławomira Mentzena z Karolem Nawrockim odbędzie się w czwartek o godz. 13. Spotkanie z Trzaskowskim zaplanowane jest natomiast na sobotę na godz. 19. Obie rozmowy mają być transmitowane na kanale polityka Konfederacji. Jak się okazuje, TVN24 zapowiedziała, że będzie obie rozmowy retransmitować.

Komunikat dla podróżujących tanimi liniami lotniczymi Wiadomości
Komunikat dla podróżujących tanimi liniami lotniczymi

Organizacje konsumenckie z 12 krajów, w tym z Polski, wniosły do Komisji Europejskiej skargę na 7 tanich linii lotniczych. Chodzi o pobieranie opłat za przewóz bagażu podręcznego. 

REKLAMA

"Właściwy moment" Chrisa Niedenthala – między fotografią a osobistymi refleksjami​

Nowy album Chrisa Niedenthala to wizualna uczta i zarazem lektura pełna rozczarowań – pełna znakomitych zdjęć, lecz spisana z przesadnym ego i banałem.
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Adrian Grycuk

Zdumiewająca książka – nie tylko przez swą cenną zawartość, ale i przez dwoistość odbioru. Tak ciekawa! I tak straszliwie irytująca! Oczywiście, nazwisko autora jest znakomitą marką: „Chris Niedenthal” – i wszystko jasne.

Pewnie wystarczyłoby tamto jedno, jedyne zdjęcie – transporter Skot na tle ośnieżonego kina Moskwa z banerem reklamującym „Czas Apokalipsy” Coppola – które stało się ikoną stanu wojennego, powielane na niezliczonej ilości wystaw, plakatów, na okładkach książek i w albumach, podziwiane, ba, przedrzeźniane. A przecież w swoim dorobku ma Niedenthal podobnych złotych strzałów co najmniej jeszcze kilka: kadry z papieskich pielgrzymek i Jarocin, Wadowice na wiadomość o zamachu na Jana Pawła, i zdeptany grób Nicolae Ceaușescu, zakonnicy-strażacy z Wadowic, strajk w Stoczni i odbudowywany Zamek Królewski: pamięć wzrokowa dwóch ostatnich dekad PRL i upadku systemu sowieckiego. Sporo tych „ikonicznych” zdjęć trafiło zresztą do tego albumu. 

 

Legenda Chrisa Niedenthala

I legendę ma Niedenthal nie do podważenia: syn Polaków, którzy trafili do Wielkiej Brytanii w zawierusze wojny światowej (ojciec, Jan Niedenthal, był przed wojną prokuratorem w Wilnie), „polonus”, który trafił do Polski gomułkowskiej jako nastolatek, swoisty łącznik między dwoma światami (chciałoby się coś napisać o tych Polakach „z zewnątrz”: o Niedenthalu, o Annie Erdman, wnuczce Wańkowicza, która trafiła do Warszawy w latach 70., jak oni z „Zachodu”, a zarazem tutejsi radzili sobie z dwoistością spojrzenia, z podwójną tożsamością?). Osiadł tu, ożenił się, zrobił fantastyczną karierę w amerykańskim stylu, od na poły amatora zasypującego zachodnie redakcje swoimi fotogramami po, już w latach 70., korespondenta „Newsweeka”. 

I zdjęcia – świetne, na pozór niedbałe, strzelone „z biodra” i trafiające – ha, trafny tytuł! – we właściwy moment: czyjegoś potknięcia się, trzaśnięcia okna, pochylenia przechodnia, kociego skoku – albo odwrotnie, nieoczekiwanej ciszy, zastygnięcia świata na czas błyśnięcia okiem, machnięcia skrzydłem, odwrócenia się zomowca, który strzeże wylotu Rakowieckiej w Puławską. Można powiedzieć – samograj dla wydawcy, tylko obrabiać negatywy i wydawać albumy. I wydano ich co najmniej kilka, najbardziej znane to „Rekwizyty PRL” oraz „13/12. Polska stanu wojennego”. Więc co mi się nie podoba tym razem?

Niestety, świetne wydawnictwo, jakim są Marginesy, postanowiło, jak pisze we wstępie Adam Pluszka, umilić życie udręczonemu covidowym lockdownem fotografowi: „Poprosiliśmy Chrisa, żeby przez kolejne sto dni przysyłał nam po jednym wybranym przez siebie zdjęciu. […] I żeby do każdego z nich dołączał opis: co na nim jest, kiedy powstało i co Chris pamięta z czasów, kiedy je zrobił”. A artysta, niestety, przyjął tę propozycję z ochotą. 

To już nie chodzi o to, że wykorzystał te krótkie teksty (dwa, czasem cztery akapity) do wciskania (jak sobie zapewne wyobrażał) publicystycznych szpileczek i do dzielenia się swoimi poglądami na rzeczy polityczne. Ani, że te poglądy są tak doskonale przewidywalne i wygłaszane z tak ogromną pewnością siebie: Marsz Niepodległości – zły (bo „co może być pozytywnego, kiedy widzi się, jak tylu ludzi, bądź co bądź o poglądach bliskich faszyzmowi, może sobie swobodnie i całkowicie bezkarnie przejść przez stolicę Polski. A kysz!”), Strajk Kobiet – dobry („Po tym, jak partia rządząca zaostrzyła prawo aborcyjne […], wściekłość sięgnęła zenitu”). KOD – dobry. Religia w najlepszym razie jakaś dziwna, bizarna: te wszystkie zakonnice, kilimki, sutanny – po co to? Ale sprzedaje się ta egzotyka. Leszek Balcerowicz – dobry. Vaclav Klaus – zły. I tak dalej, aż do naprawdę detalicznych kwestii. Marek Hłasko zastanawiał się w nieśmiertelnych „Pięknych dwudziestoletnich”, czy to tajniacy w życiu naśladują tajniaków filmowych, czy odwrotnie: ja nieraz zachodzę w głowę, czy bien pensants pokroju Chrisa Niedenthala sformatowani są pod wpływem publicystyki dawnej „Gazety Wyborczej” – czy to „Wyborcza” sprzed dwóch dekad profilowała się pod takich zajefajnych, światłych, wyluzowanych popintelektualistów z Zachodu. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. 

 

Docenienie wspomnień

Ale przewidywalność i osobliwość sympatii politycznych i kulturowych fotografa wydaje się w lekturze o wiele mniejszą przeszkodą niż jego ego. Te opowieści, które mogłyby stanowić fantastyczne uzupełnienia kadrów, opowieść o okolicznościach, ludziach, bodaj i pogodzie, stały się opowieścią o doznaniach i przemyśleniach autora. „Miałem dosyć”. „Drgnął mi palec”. „No dobrze, będę trochę złośliwy”. Byłem. Fotografowałem. Spałem. Ziewałem. Ja, ja, ja. Kto wie, może udało się przypadkiem dotrzeć do źródeł wielkiej traumy wybitnych fotoreporterów – może cały czas czekają, żeby to ONI znaleźli się w kadrze, zostali dostrzeżeni? 

Ale i męki ego można by znieść, kto ich nie zna. Naprawdę nieznośne są pierwsze: objaśnianie rzeczy podstawowych. Że jak pielgrzymka – to do Częstochowy, a w Jarocinie grano rock. Po wtóre – tak wyraźne, tak ostentacyjne podkreślanie dystansu wobec wielkich spraw, dziejących się na zdjęciach, jakby Niedenthal obawiał się, że ktoś wypomni mu niewczesne zaangażowanie. Deklaracja „nie byłem tam ze względów religijnych” pada przy mniej więcej co trzeciej relacji z papieskiej wizyty, klasztoru pijarów czy prawosławnych mniszek rumuńskich. Doprawdy, i raz byłoby niepotrzebne, wiemy, czym zajmuje się fotoreporter. No i wreszcie po trzecie – absolutnie nieśmieszne pointy. 

Bywają książki, które czyta się przez palce, bywają takie, w których dobry jest tylko pierwszy rozdział czy akt, niejedne wspomnienia cenię przede wszystkim za przypisy, którymi opatrzył je wydawca. Najnowszy album Chrisa Niedenthala polecam z czystym sumieniem pod warunkiem, że oglądać się będzie jedynie prawe kolumny rozkładówek, na których zreprodukowane zostały zdjęcia. Tylko recto! 

 

Chomikowe koło 

Fenomen ruchu przodowników pracy doczekał się swoich badaczy. Do dziś też trwają wśród nich spory, do którego momentu ten sowiecki koncept (przeszczepiony do krajów podporządkowanych Moskwie w okolicach roku 1948) był dosyć desperackim, ale autentycznym pomysłem na poprawę wyników gospodarczych, kiedy zaś stał się wyłącznie narzędziem propagandy, śrubowania nierealnych norm, a w konsekwencji – presji na półniewolne „masy robotnicze”. Kojarzeni są również, zwykle wspominani w krzywym zwierciadle, prawdziwi polscy przodownicy – Bernard Bugdoł i Wincenty Pstrowski – chociaż najbardziej znany jest ten fikcyjny, zrodzony w wyobraźni Aleksandra Ścibora-Rylskiego i Andrzeja Wajdy: Mateusz Birkut, murarz z Nowej Huty. To w jego epopei można rozpoznać świat, w którym rośli przodownicy: ich autentyczny zapał, nadzieję, żar – i otaczające ich oszustwo. 

Andrzej Janikowski opowiedział o ruchu przewodnickim w lekkim, reporterskim stylu, przywołując nie tylko Pstrowskiego i Bugdoła, ale rekordzistów wielu branż, zwracając uwagę na to, jakim wyzwaniem była organizacja ruchu współzawodnictwa w takich branżach jak rolnictwo czy wojskowość, nie mówiąc już o artes liberales: ile równań czy sonetów trzeba napisać, żeby zostać rekordzistą? 

Najciekawsza – i wydaje się, niedokończona – jest opowieść o schyłku ruchu przodownickiego. Wielki impet wygasł po Październiku, próby mobilizacji podejmowano jednak aż do Sierpnia i autor znalazł kilka ciekawych scen tego długiego zmierzchu. Jeśli jednak sięgnąć po reportaże, przedstawiające życie współczesnych stażystów w korporacjach, szpitalach czy kancelariach, można zadać sobie pytanie: czy poszukiwanie rekordzistów naprawdę się skończyło? 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe