Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Świadectwo z Donbasu

Geologiczne wykształcenie Siergieja Lebiediewa pozwoliło mu stworzyć najważniejszą, kluczową dla jego pisarstwa metaforę: Rosja jako uskok geologiczny, jako pokłady nierozliczonej, obolałej, przemilczanej pamięci o zbrodniach.
Siergiej Lebiediew, „Biała Pani. Pięć dni w lipcu 2014 roku”, tłum. Grzegorz Szymczak Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Świadectwo z Donbasu
Siergiej Lebiediew, „Biała Pani. Pięć dni w lipcu 2014 roku”, tłum. Grzegorz Szymczak / fot. Wydawnictwo Claroscuro, Warszawa 2025

Z reguły nie piszę o jednej książce więcej niż raz, obawiając się, że powtórzę koncept, przekonany, że nowe tytuły powinny być oceniane z różnych stron, przez różnych recenzentów. Ale w przypadku Sergieja Lebiediewa, rosyjskiego pisarza, który od ośmiu lat przebywa na emigracji, przychodzi mi tę regułę zawiesić, bo to, co pisze, jest zbyt ważne. Również – to, jak pisze. 

„Wybitny rosyjski prozaik na emigracji politycznej?”. W początkach XX wieku takie hasło odsyłałoby pewnie do Maksyma Gorkiego. Współcześnie pierwsze skojarzenie, przynajmniej w naszej części Europy, to ciągle jeszcze, choć zmarł kilkanaście lat temu, Aleksandr Sołżenicyn. Owszem, to bezsporna wielkość, nawet z poprawką na jego dystans do idei niepodległej Ukrainy i Białorusi. Jest to jednak skojarzenie, od którego Siergiej Lebiediew stroni, myśląc o innym sposobie uprawiania literatury, innej estetyce. Śledząc jego pisarstwo od lat (szczęśliwie niemal wszystkie jego powieści, począwszy od „Granicy zapomnienia”, przełożono na polski), nadal mam kłopot ze wskazaniem jakichkolwiek podobnych mu autorów. Może – odrobinę – zapomniany trochę, a bezspornie wielki, również w swoim czasie nagrodzony Noblem wbrew Kremlowi, Borys Pasternak? Może, szukając autorów innych języków i bliższych nam w czasie, W.G. Sebald? Może. Gdyby przyszło mi pisać akapit o Lebiediewie do podręcznika, określiłbym go jako pisarza dogłębnie, obsesyjnie niemal, świadomego koszmarów rosyjskiej i sowieckiej historii XX wieku, bezmiaru cierpień, które przyniosła – opisując je jednak z perspektywy nam współczesnej: nie więźnia łagrów, nie ofiar przesłuchań, lecz „późnego wnuka”, patrzącego na Rosję skalaną dokonanymi zbrodniami, nie tylko nieodpokutowanymi, lecz najczęściej nienazwanymi. A jednocześnie, trzeba dodać, opisuje to, panując nad emocjami, dbając o przejrzystą, geometryczną niemal strukturę swojej narracji – i o oddanie urody i szczegółów świata. To poeta języka rosyjskiego, który wziął na siebie ciężar pisania o rosyjskim skalaniu – ale postanawiając nawet na chwilę nie zrezygnować z tworzenia literatury najwyższej jakości na rzecz reportażu, „świadectwa” czy pisarstwa interwencyjnego. 

Kolejne jego powieści odwołują się do bardzo konkretnych losów i przedmiotów: do wywodzących się z XIX wieku, zagubionych w chaosie rewolucji rodów, do zniszczonych burzą (jaki to rosyjski obraz!) sadów, do misternych zabawek dziecięcych, wykonanych za miskę bałandy przez łagierników. W tle niemal zawsze pojawia się ziemia i jej warstwy: skały, pokłady kruszcu, źródła, kopalnie uranu czy syberyjska zmarzlina. Można to uznać za wyjątkowo fortunną inspirację rodzinną i młodzieńczą – rodzice Sergieja Lebiediewa byli geologami, on sam studiował ten przedmiot i wędrował z ekspedycjami badawczymi – ale też za „metametaforę”, za klucz do wyobraźni pisarza: w podobny sposób postrzega on dwudziestowieczne dzieje Rosji/ZSRS, z niedostępnymi, ale wszechobecnymi, pokładami ofiar, ze studniami, zapadliskami i źródłami pamięci. 

 

"Biała Pani" - opowieść o fikcyjnej osadzie górniczej na wschodnich kresach

W „Białej Pani” sięgnął do tych wyobrażeń raz jeszcze, opisując fikcyjną, ale niesłychanie bliską rzeczywistości osadę górniczą na wschodnich kresach Ukrainy, gdzieś w Donbasie, w kilka tygodni po rozpoczęciu „pełzającej”, zamaskowanej jako „ruch ochotniczy” rosyjskiej inwazji 2014 roku. Ludzie w większości mówią tam po rosyjsku, język nie jest barierą: a jednocześnie przybysze rozpoczynają wyjątkową bandycką i pozbawioną reguł falę terroru. W pewnym momencie – tu powieść jeszcze bardziej zbliża się do niedawnej historii – przybyli z Moskwy „specjalsi” omyłkowo strącają rakietą zachodni samolot pasażerski, którego szczątki spadają na pola wokół wioski…

Siergiej Lebiediew nie maluje wielkiego fresku historycznego czy reporterskiego: to, co najważniejsze, rozgrywa się przez kilka dni między młodą, osieroconą niedawno dziewczyną, miejscowym żulikiem, który z obawy przed sprawiedliwością i za chlebem trafił do Moskwy, a teraz wrócił jako jeden z „ochotników”, generałem FSB, który po latach powraca, by przejąć agenturę i dokończyć dawne śledztwo – oraz ostatnią, na poły nierealną, reprezentującą potrzebę sprawiedliwości postacią. 

Sposób, w jaki Lebiediew rozgrywa relacje między tymi czterema osobami, jest mistrzowski: można by go porównać do sprawności, z jaką nastolatki układają czasem jeszcze kostkę Rubika albo do komputerowej symulacji obracającego się, przejrzystego wielościanu: bezustannie zmieniają się kąty widzenia, przenikają się płaszczyzny, rośnie lub maleje na przemian dystans między postaciami. W tle – równie precyzyjnie, jak bezlitośnie postrzegane praktyki rosyjskich służb specjalnych: kiedy trzeba, wymuszających okup i rabujących samochody, kiedy trzeba, prowadzących finezyjne gry z agenturą i pamięcią. A pod ziemią, pod betonowym czopem, którym zatknięto nieczynny szyb – kamieniejące, (nie)obecne zwłoki ofiar strajków z roku 1905, zwłoki białych i czerwonych z lat rewolucji i wojny domowej, zwłoki niezliczonych ofiar czystek lat 30., wreszcie – zwłoki ofiar Zagłady, która dotarła aż tutaj wraz z zagonami pancernymi III Rzeszy. Genialny tytuł historyka Timothy’ego Snydera, określającego obszar między Dnieprem i Wołgą a Odrą mianem „Skrwawionych ziem” – okazuje się aż nadto prawomocny, kiedy czytamy o nieczynnym szybie kopalni nazwanej, na cześć francuskiego jakobina i królobójcy, „Marat”. 

 

Panna „S” w kadrze 

„Człowiek z żelaza”, to jasne – przy całej gorączce, jaka towarzyszyła jego powstaniu, obraz wzorcowy, do dziś kształtujący wyobraźnię tych, którzy nie widzieli Sierpnia na własne oczy. Oczywiście, „Wigilia ’81” Leszka Wosiewicza, tak wtedy ważna, dziś mało pamiętana. „Zabić księdza”, gorzki, ale ważny i chętnie w latach 80. oglądany film Agnieszki Holland. Groteskowe, przerysowane, ale jednak bardziej dokładające czerwonym niż konspiratorom „Rozmowy kontrolowane” Stanisława Tyma, nadal żywe źródło kilku grepsów. Jeśli ktoś gromadzi curiosa – „Godność” Romana Wionczka, w której dobry, branżowy związkowiec zaszczuwany jest przez radykałów z „S”. Co jeszcze? 

Krzysztof Kornacki i Tomasz Bielecki zestawili w bibliografii przeszło sto filmów z Solidarnością, jej działaczami, zwykłymi ludźmi, którzy zaangażowali się w ruch – i jeszcze kilkadziesiąt marginaliów, obrazów, w których „S” stanowi element tła czy rodowodu. Skupili się na szeroko pojętych filmach fabularnych (włączając do tej grupy również seriale, spektakle Teatru Telewizji, fabuły zagraniczne), usiłując dojść jednego: jaki wizerunek strajku, ruchu i konspiracji został stworzony i umocniony przez sztukę zarazem wysoką i popularną, jaką jest film? 

Trzeba przy tym pamiętać, że świadectwo filmowe o Solidarności powstawało w bardzo szczególnych warunkach i rytmy wielkiej polityki nakładały się na wyobraźnię artystyczną: jeśli nie liczyć zmontowanych w rekordowym tempie „Robotników ’80” (będących jednak zapisem dokumentalnym), „Człowiek z żelaza” stanowił jeden z niewielu filmów traktujących o zrywie w Stoczni, które udało się ukończyć przed grudniem 1981 r. W kolejnych latach twórcy skazani będą na dręczące kompromisy z cenzurą, emigrację, tworzenie „półkowników” – i jednocześnie tworzyć będą pod ciśnieniem własnej goryczy i zawodu: stąd choćby skrajnie depresyjne „Bez końca” Krzysztofa Kieślowskiego z 1985 r. Potem zaś przyjdzie przełom 1989 r. – i po kilku zapisach desperacji pokolenia stanu wojennego („Chce mi się wyć”, „Ostatni dzwonek”) to „S” przyjdzie płacić za transformację i upadek dawnych autorytetów. O Solidarności opowiadać się będzie odtąd w tonie groteskowym. 

Dwaj filmoznawcy świetnie panują nad materiałem i historią, omawiają zarówno konstrukcję, jak i obsadę filmów, ich zbieżność z prawdą historyczną i granice fikcji. Dla wszystkich ciekawych wyobrażenia „S” w pamięci zbiorowej to niezbędna lektura. Kto ma temperament chochlika – odnotuje jeden twist obsadowy: ile mówi nam o aktorach, ale i o dekadzie lat 80. to, że Bogusław Linda, grający w „Człowieku z żelaza” przejętego i wściekłego na sprawców masakry grudniowej Dzidka – w jedenaście lat później tak sprawnie, tak proteuszowo wcieli się we Franza Maurera… 


 

POLECANE
Prognoza IMGW. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
Prognoza IMGW. Oto co nas czeka

Nad Polską przeważać będzie zachmurzenie ze spodziewanymi przelotnymi opadami deszczu ze śniegiem i wiatrem do 70 km/h – poinformował PAP synoptyk IMGW Michał Folwarski. Dla północnej części kraju zostały wydane również ostrzeżenia przed silnym wiatrem do 75 km/h.

Gen. Leon Komornicki: Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji z ostatniej chwili
Gen. Leon Komornicki: Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji

Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji – uważa gen. Leon Komornicki. Wywiad z wojskowym opublikował Instytut Myśli Schumana.

Fałszywy alarm systemu AI. Nastolatek skuty przez policję Wiadomości
Fałszywy alarm systemu AI. Nastolatek skuty przez policję

W jednym z liceów w Baltimore doszło do niecodziennej sytuacji. System sztucznej inteligencji, który miał wykrywać zagrożenia, błędnie uznał, że uczeń ma przy sobie broń. Na miejsce przyjechało osiem radiowozów, a 16-latek został skuty kajdankami.

Były kanclerz Niemiec z przeszłością w Hitlerjugend: To uniemożliwia przywództwo Niemiec w Europie tylko u nas
Były kanclerz Niemiec z przeszłością w Hitlerjugend: To uniemożliwia przywództwo Niemiec w Europie

Były kanclerz Niemiec Helmut Schmidt, który w młodości należał do Hitlerjugend, jeszcze przed śmiercią oceniał, że historyczne zbrodnie III Rzeszy uniemożliwiają Niemcom przywództwo w Europie. W jego ocenie ciężar Auschwitz i wojny Hitlera wciąż ciąży na europejskiej świadomości, co podważa ambicje Berlina do odgrywania roli lidera w Unii Europejskiej.

„Nasz nowy dom” poruszył widzów. Pierwszy taki przypadek w programie Wiadomości
„Nasz nowy dom” poruszył widzów. Pierwszy taki przypadek w programie

W najnowszym odcinku programu „Nasz nowy dom” widzowie byli świadkami wyjątkowej historii. Tym razem ekipa Polsatu nie tylko wyremontowała dom, ale również pomogła spełnić wielkie marzenie młodej dziewczyny.

Tajemnicze odkrycie pod tarnowską katedrą. Archeolodzy nie kryli zaskoczenia Wiadomości
Tajemnicze odkrycie pod tarnowską katedrą. Archeolodzy nie kryli zaskoczenia

Podczas najnowszych badań podziemi tarnowskiej bazyliki katedralnej naukowcy dokonali niezwykłego odkrycia. W największej z krypt, należącej niegdyś do majętnych mieszczan, odnaleziono jeszcze jedną - ukrytą pod spodem.

Terror LGBT w Niemczech. Znany naukowiec usłyszał zarzuty z ostatniej chwili
Terror LGBT w Niemczech. Znany naukowiec usłyszał zarzuty

Niemiecka policja wkroczyła do domu konserwatywnego profesora w związku z tweetem krytykującym ideologię woke.

Nie żyje ceniony autor scenariuszy i dramatów Wiadomości
Nie żyje ceniony autor scenariuszy i dramatów

W czwartek zmarł Maciej Karpiński, prozaik, dramaturg, scenarzysta i pedagog. O jego śmierci poinformował portal filmpolski.pl.

My od rana dyskutujemy nad programem, inni - nad nowym logo partii. Gorące komentarze z kongresu PiS z ostatniej chwili
"My od rana dyskutujemy nad programem, inni - nad nowym logo partii". Gorące komentarze z kongresu PiS

Podczas kongresu Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach nie zabrakło mocnych przytyków pod adresem Platformy Obywatelskiej, która dokonuje dziś rebrandigu. – Gdy my od rana dyskutujemy nad programem, inni dyskutują nad nowym logo partii – komentuje były wiceminister Michał Woś.

Polski fizyk twierdzi, że ciemna energia we wszechświecie nie istnieje: zmieniam paradygmat fizyki gorące
Polski fizyk twierdzi, że "ciemna energia" we wszechświecie nie istnieje: "zmieniam paradygmat fizyki"

Polski naukowiec, który od lat idzie pod prąd światowej fizyce, twierdzi, że „ciemna energia” może być jedynie złudzeniem. Prof. Marek Czachor z Politechniki Gdańskiej pracuje nad teorią, która — jeśli się potwierdzi — może zmienić sposób, w jaki rozumiemy prawa rządzące kosmosem.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Świadectwo z Donbasu

Geologiczne wykształcenie Siergieja Lebiediewa pozwoliło mu stworzyć najważniejszą, kluczową dla jego pisarstwa metaforę: Rosja jako uskok geologiczny, jako pokłady nierozliczonej, obolałej, przemilczanej pamięci o zbrodniach.
Siergiej Lebiediew, „Biała Pani. Pięć dni w lipcu 2014 roku”, tłum. Grzegorz Szymczak Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Świadectwo z Donbasu
Siergiej Lebiediew, „Biała Pani. Pięć dni w lipcu 2014 roku”, tłum. Grzegorz Szymczak / fot. Wydawnictwo Claroscuro, Warszawa 2025

Z reguły nie piszę o jednej książce więcej niż raz, obawiając się, że powtórzę koncept, przekonany, że nowe tytuły powinny być oceniane z różnych stron, przez różnych recenzentów. Ale w przypadku Sergieja Lebiediewa, rosyjskiego pisarza, który od ośmiu lat przebywa na emigracji, przychodzi mi tę regułę zawiesić, bo to, co pisze, jest zbyt ważne. Również – to, jak pisze. 

„Wybitny rosyjski prozaik na emigracji politycznej?”. W początkach XX wieku takie hasło odsyłałoby pewnie do Maksyma Gorkiego. Współcześnie pierwsze skojarzenie, przynajmniej w naszej części Europy, to ciągle jeszcze, choć zmarł kilkanaście lat temu, Aleksandr Sołżenicyn. Owszem, to bezsporna wielkość, nawet z poprawką na jego dystans do idei niepodległej Ukrainy i Białorusi. Jest to jednak skojarzenie, od którego Siergiej Lebiediew stroni, myśląc o innym sposobie uprawiania literatury, innej estetyce. Śledząc jego pisarstwo od lat (szczęśliwie niemal wszystkie jego powieści, począwszy od „Granicy zapomnienia”, przełożono na polski), nadal mam kłopot ze wskazaniem jakichkolwiek podobnych mu autorów. Może – odrobinę – zapomniany trochę, a bezspornie wielki, również w swoim czasie nagrodzony Noblem wbrew Kremlowi, Borys Pasternak? Może, szukając autorów innych języków i bliższych nam w czasie, W.G. Sebald? Może. Gdyby przyszło mi pisać akapit o Lebiediewie do podręcznika, określiłbym go jako pisarza dogłębnie, obsesyjnie niemal, świadomego koszmarów rosyjskiej i sowieckiej historii XX wieku, bezmiaru cierpień, które przyniosła – opisując je jednak z perspektywy nam współczesnej: nie więźnia łagrów, nie ofiar przesłuchań, lecz „późnego wnuka”, patrzącego na Rosję skalaną dokonanymi zbrodniami, nie tylko nieodpokutowanymi, lecz najczęściej nienazwanymi. A jednocześnie, trzeba dodać, opisuje to, panując nad emocjami, dbając o przejrzystą, geometryczną niemal strukturę swojej narracji – i o oddanie urody i szczegółów świata. To poeta języka rosyjskiego, który wziął na siebie ciężar pisania o rosyjskim skalaniu – ale postanawiając nawet na chwilę nie zrezygnować z tworzenia literatury najwyższej jakości na rzecz reportażu, „świadectwa” czy pisarstwa interwencyjnego. 

Kolejne jego powieści odwołują się do bardzo konkretnych losów i przedmiotów: do wywodzących się z XIX wieku, zagubionych w chaosie rewolucji rodów, do zniszczonych burzą (jaki to rosyjski obraz!) sadów, do misternych zabawek dziecięcych, wykonanych za miskę bałandy przez łagierników. W tle niemal zawsze pojawia się ziemia i jej warstwy: skały, pokłady kruszcu, źródła, kopalnie uranu czy syberyjska zmarzlina. Można to uznać za wyjątkowo fortunną inspirację rodzinną i młodzieńczą – rodzice Sergieja Lebiediewa byli geologami, on sam studiował ten przedmiot i wędrował z ekspedycjami badawczymi – ale też za „metametaforę”, za klucz do wyobraźni pisarza: w podobny sposób postrzega on dwudziestowieczne dzieje Rosji/ZSRS, z niedostępnymi, ale wszechobecnymi, pokładami ofiar, ze studniami, zapadliskami i źródłami pamięci. 

 

"Biała Pani" - opowieść o fikcyjnej osadzie górniczej na wschodnich kresach

W „Białej Pani” sięgnął do tych wyobrażeń raz jeszcze, opisując fikcyjną, ale niesłychanie bliską rzeczywistości osadę górniczą na wschodnich kresach Ukrainy, gdzieś w Donbasie, w kilka tygodni po rozpoczęciu „pełzającej”, zamaskowanej jako „ruch ochotniczy” rosyjskiej inwazji 2014 roku. Ludzie w większości mówią tam po rosyjsku, język nie jest barierą: a jednocześnie przybysze rozpoczynają wyjątkową bandycką i pozbawioną reguł falę terroru. W pewnym momencie – tu powieść jeszcze bardziej zbliża się do niedawnej historii – przybyli z Moskwy „specjalsi” omyłkowo strącają rakietą zachodni samolot pasażerski, którego szczątki spadają na pola wokół wioski…

Siergiej Lebiediew nie maluje wielkiego fresku historycznego czy reporterskiego: to, co najważniejsze, rozgrywa się przez kilka dni między młodą, osieroconą niedawno dziewczyną, miejscowym żulikiem, który z obawy przed sprawiedliwością i za chlebem trafił do Moskwy, a teraz wrócił jako jeden z „ochotników”, generałem FSB, który po latach powraca, by przejąć agenturę i dokończyć dawne śledztwo – oraz ostatnią, na poły nierealną, reprezentującą potrzebę sprawiedliwości postacią. 

Sposób, w jaki Lebiediew rozgrywa relacje między tymi czterema osobami, jest mistrzowski: można by go porównać do sprawności, z jaką nastolatki układają czasem jeszcze kostkę Rubika albo do komputerowej symulacji obracającego się, przejrzystego wielościanu: bezustannie zmieniają się kąty widzenia, przenikają się płaszczyzny, rośnie lub maleje na przemian dystans między postaciami. W tle – równie precyzyjnie, jak bezlitośnie postrzegane praktyki rosyjskich służb specjalnych: kiedy trzeba, wymuszających okup i rabujących samochody, kiedy trzeba, prowadzących finezyjne gry z agenturą i pamięcią. A pod ziemią, pod betonowym czopem, którym zatknięto nieczynny szyb – kamieniejące, (nie)obecne zwłoki ofiar strajków z roku 1905, zwłoki białych i czerwonych z lat rewolucji i wojny domowej, zwłoki niezliczonych ofiar czystek lat 30., wreszcie – zwłoki ofiar Zagłady, która dotarła aż tutaj wraz z zagonami pancernymi III Rzeszy. Genialny tytuł historyka Timothy’ego Snydera, określającego obszar między Dnieprem i Wołgą a Odrą mianem „Skrwawionych ziem” – okazuje się aż nadto prawomocny, kiedy czytamy o nieczynnym szybie kopalni nazwanej, na cześć francuskiego jakobina i królobójcy, „Marat”. 

 

Panna „S” w kadrze 

„Człowiek z żelaza”, to jasne – przy całej gorączce, jaka towarzyszyła jego powstaniu, obraz wzorcowy, do dziś kształtujący wyobraźnię tych, którzy nie widzieli Sierpnia na własne oczy. Oczywiście, „Wigilia ’81” Leszka Wosiewicza, tak wtedy ważna, dziś mało pamiętana. „Zabić księdza”, gorzki, ale ważny i chętnie w latach 80. oglądany film Agnieszki Holland. Groteskowe, przerysowane, ale jednak bardziej dokładające czerwonym niż konspiratorom „Rozmowy kontrolowane” Stanisława Tyma, nadal żywe źródło kilku grepsów. Jeśli ktoś gromadzi curiosa – „Godność” Romana Wionczka, w której dobry, branżowy związkowiec zaszczuwany jest przez radykałów z „S”. Co jeszcze? 

Krzysztof Kornacki i Tomasz Bielecki zestawili w bibliografii przeszło sto filmów z Solidarnością, jej działaczami, zwykłymi ludźmi, którzy zaangażowali się w ruch – i jeszcze kilkadziesiąt marginaliów, obrazów, w których „S” stanowi element tła czy rodowodu. Skupili się na szeroko pojętych filmach fabularnych (włączając do tej grupy również seriale, spektakle Teatru Telewizji, fabuły zagraniczne), usiłując dojść jednego: jaki wizerunek strajku, ruchu i konspiracji został stworzony i umocniony przez sztukę zarazem wysoką i popularną, jaką jest film? 

Trzeba przy tym pamiętać, że świadectwo filmowe o Solidarności powstawało w bardzo szczególnych warunkach i rytmy wielkiej polityki nakładały się na wyobraźnię artystyczną: jeśli nie liczyć zmontowanych w rekordowym tempie „Robotników ’80” (będących jednak zapisem dokumentalnym), „Człowiek z żelaza” stanowił jeden z niewielu filmów traktujących o zrywie w Stoczni, które udało się ukończyć przed grudniem 1981 r. W kolejnych latach twórcy skazani będą na dręczące kompromisy z cenzurą, emigrację, tworzenie „półkowników” – i jednocześnie tworzyć będą pod ciśnieniem własnej goryczy i zawodu: stąd choćby skrajnie depresyjne „Bez końca” Krzysztofa Kieślowskiego z 1985 r. Potem zaś przyjdzie przełom 1989 r. – i po kilku zapisach desperacji pokolenia stanu wojennego („Chce mi się wyć”, „Ostatni dzwonek”) to „S” przyjdzie płacić za transformację i upadek dawnych autorytetów. O Solidarności opowiadać się będzie odtąd w tonie groteskowym. 

Dwaj filmoznawcy świetnie panują nad materiałem i historią, omawiają zarówno konstrukcję, jak i obsadę filmów, ich zbieżność z prawdą historyczną i granice fikcji. Dla wszystkich ciekawych wyobrażenia „S” w pamięci zbiorowej to niezbędna lektura. Kto ma temperament chochlika – odnotuje jeden twist obsadowy: ile mówi nam o aktorach, ale i o dekadzie lat 80. to, że Bogusław Linda, grający w „Człowieku z żelaza” przejętego i wściekłego na sprawców masakry grudniowej Dzidka – w jedenaście lat później tak sprawnie, tak proteuszowo wcieli się we Franza Maurera… 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe