Samooszustwo profesora Antoniego Dudka

Wśród pierwszych ofiar kampanii prezydenckiej znalazła się intelektualna uczciwość profesora Antoniego Dudka. Wiele wskazuje na to, że sam zainteresowany próbuje ten fakt ukryć nie tylko przed innymi, ale i przed sobą.
Prof. Antoni Dudek
Prof. Antoni Dudek / Wikipedia CC BY-SA 4.0 / Szpila9

Niektórych komentatorów słucha się po to, by poczuć się lepiej – potwierdzają nasze przekonania, rozwiewają wątpliwości i dostarczają „amunicji” do dyskusji z adwersarzami. Choć z chęcią do nich wracamy, gdzieś w głębi bardziej szanujemy tych, którzy prawdę stawiają ponad komfortem własnego audytorium. To oni biorą na siebie cięgi z każdej strony, by uchronić nas od politycznego sekciarstwa i pomóc się rozwijać. Właśnie za kogoś takiego wielu uważało profesora Antoniego Dudka. Choć wielokrotnie był on krytykowany za „nieprawomyślności” i „wiarołomstwa”, warto pamiętać o ludzkiej tendencji do wyolbrzymiania krytyki skierowanej w naszą stronę i bagatelizowania tej, która dotyka przeciwników. Dla prawicy Dudek jako krytyk rządów PiS stał się pupilem lewicowo-liberalnych mediów. Z kolei zacietrzewiony „beton” Koalicji Obywatelskiej widział w nim ukrytą, sowicie opłacaną „opcję kaczystowską”. Tymczasem poziom jego krytyki wobec obu głównych stron sporu był – z grubsza rzecz biorąc – porównywalny (a i pomniejszych graczy raczej nie oszczędzał).

Wszystko zmieniło się wraz z wejściem do kampanii prezydenckiej kandydata wspieranego przez PiS – Karola Nawrockiego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym momencie chłodna analiza Dudka ustąpiła miejsca żarliwej krucjacie. Gdyby profesor potrafił przekonująco i systematycznie uzasadnić konieczność takiego przejścia – można by je nie tylko zrozumieć, ale i docenić. Problem w tym, że jakość jego nowych zarzutów poważnie odstaje od standardów, do których nas przyzwyczaił. 

 

Siewca strachu?

Pierwszym wystrzałem w ofensywie medialnej Antoniego Dudka było nazwanie Karola Nawrockiego „jedną z najbardziej niebezpiecznych postaci w polskim życiu publicznym”. Taka diagnoza zaskakiwała – zarówno gwałtownością zmiany dotychczas wyważonego tonu profesora, jak i samym kontekstem rywalizacji Karola Nawrockiego z Rafałem Trzaskowskim. Na podstawie szczątkowych wypowiedzi Dudka i przytaczanych na jego temat opinii można przypuszczać, że prezentuje on raczej umiarkowanie konserwatywną wizję ładu społecznego zakorzenioną w polskich normach kulturowych – wizję, której prezydentura Trzaskowskiego z całą pewnością nie sprzyja. Jeśli więc nawet Nawrocki nie jest jego kandydatem marzeń, to trudno zrozumieć, dlaczego ataki na niego są aż tak ostre – zwłaszcza w zestawieniu z ulgowym traktowaniem Rafała Trzaskowskiego. Skłania to do pytania, czy za tą asymetrią nie kryją się jakieś ukryte motywacje. Ale do tego jeszcze wrócimy.

Najbardziej rzuca się tu w oczy niekonsekwencja Antoniego Dudka. Przez lata profesor podkreślał, że polityki nie należy traktować w kategoriach apokaliptycznych – że wybory nie są końcem świata, a histeryczne reakcje na wynik głosowania są przejawem medialnej przesady. Tymczasem w przypadku Nawrockiego profesor sam rozpisuje scenariusze, które przypominają bardziej publicystykę Elizy Michalik niż chłodny komentarz naukowca. Otóż według Dudka Nawrocki ma „osobowość autorytarną”, najpewniej zdestabilizuje władzę, doprowadzi do brutalizacji życia publicznego, a w sprzyjających warunkach – nawet do dyktatury (sic!). Mówienie o dyktaturze w środku Europy, w kraju głęboko osadzonym w zachodnich strukturach międzynarodowych, brzmi jak groteska – a jednak wypowiadaj te słowa poważny historyk, dotąd niekojarzony z tak bujną wyobraźnią... Jego wizja jednak rozwija się dalej: Nawrocki miałby upolitycznić armię i doprowadzić do jej polaryzacji (swoją drogą – ciekawe, dlaczego profesor z góry wyklucza, że podobnych kroków nie podejmie Rafał Trzaskowski?), a potem – według tego scenariusza – Nawrocki doprowadzi do obalenia rządu Donalda Tuska i pogrąży kraj  w chaosie. Słowem: od wielu dekad polska demokracja nie zaznała takiego zagrożenia jak gdański szef IPN-u!

 

Bajka o żelaznym Karolu

Swoją wizję nadciągającego autorytaryzmu profesor Dudek opiera na przesłankach tak wątłych, że aż zaskakujących u komentatora, który dotąd uchodził za badacza zachowującego  dystans do politycznych emocji. Źródłem diagnozy „osobowości autorytarnej” Karola Nawrockiego są przede wszystkim relacje osób uwikłanych z nim w spory zawodowe oraz bliżej nieokreślone pogłoski, których – jak Dudek sam przyznaje – nie chce przytoczyć publicznie. Są i autorskie konstrukcje intelektualne Antoniego Dudka. Oto przykład jednej z nich: Nawrocki – zdaniem niektórych – nie rozumie, czym jest wolność badań naukowych, bo uważa, że pracownik IPN-u, chcąc wydać książkę poza instytucją, powinien mieć zgodę przełożonych. Jeśli nie rozumie wolności nauki, to nie rozumie wolności w ogóle. A skoro nie rozumie wolności – to jako prezydent stanie się zagrożeniem dla demokracji. I być może – jak sugeruje dalej Dudek – wprowadzi autorytaryzm. To rozumowanie aż się ugina pod ciężarem błędów poznawczych. Po pierwsze – mamy tu do czynienia z klasycznym nadmiernym uogólnieniem. Po drugie – z niepoważnym argumentem „z równi pochyłej”, który zakłada, że drobna nieprawidłowość pociągnie za sobą katastrofalne skutki. Po trzecie – z bezkrytycznym przyjęciem wersji jednej ze stron sporu, co podważa obiektywność analizy. A przecież Nawrocki jako szef IPN miał prawo w tej konkretnej sprawie mieć zdanie odmienne od pracownika – i nie oznacza to automatycznie, że dąży do podporządkowania swojej woli wolności akademickiej.

To zresztą nie jedyny przypadek, w którym Dudek dokonuje psychologizacji na podstawie wysoce podejrzanych „danych”. Kreślony przez niego portret psychologiczny Nawrockiego jest chaotyczny, zbudowany z przypadkowych faktów dobranych pod z góry założoną tezę, np. z osobowością Nawrockiego jest „coś nie tak”, bo lubi strzelać na strzelnicy. Pomija się natomiast świadectwa „nieautorytarne”, które mogłyby podważyć ten obraz – choćby jego społeczne zaangażowanie, empatię wobec przyszłej żony, która w młodym wieku znalazła się w trudnej sytuacji życiowej, czy prowadzenie dialogu z różnymi środowiskami w Muzeum II Wojny Światowej. Co więcej – powtarzana tu kategoria „osobowości autorytarnej”, po którą sięga Dudek, to neomarksistowska ramota, która nie funkcjonuje we współczesnych klasyfikacjach diagnostycznych. To wszystko świadczy o tym, że profesor nie próbuje nawet zrozumieć złożoności osobowości Nawrockiego. Jego celem nie jest poznanie, lecz potwierdzenie własnej tezy.

Kulminacją zakamuflowanej w „politologiczną analizę” czarnej propagandy jest metoda, o którą wcześniej nigdy byśmy akurat Dudka nie podejrzewali, czyli: „wiem, ale nie powiem”. Profesor regularnie wspomina o „pewnych sprawach”, które rzekomo obciążają Nawrockiego, lecz nie chce ich ujawniać, by nie narażać się na proces. Jednocześnie niedwuznacznie zachęca pracowników IPN, by „przestali milczeć”. Problem polega na tym, że to właśnie on – jako osoba publiczna, znana, uprzywilejowana i posiadająca potężnych sojuszników medialnych – znajduje się w znacznie lepszej pozycji, by takie nieprawidłowości ujawnić (gdyby zechciał, z pewnością potrafiłby to uczynić, zachowując tzw. ostrożność procesową). Zrzucanie odpowiedzialności na podwładnych Nawrockiego, którym (według obrazu kreślonego przez samego Dudka) mogłyby grozić za to surowe kary, jest zwykłym tchórzostwem. Zamiast zmierzyć się z zarzutami o oczerniające mnożenie podejrzeń, profesor odpowiada szermierką retoryczną: „inni też tak robią”, sugerując, że to przecież metoda znana choćby z repertuaru Jarosława Kaczyńskiego. Jednak ten „żartobliwy” unik nie jest niczym innym niż przyznaniem racji własnym krytykom. Skoro Dudek przywołuje jako uzasadnienie własnych działań właśnie te figury, które sam wcześniej piętnował za cynizm i instrumentalne traktowanie prawdy – to czy jeszcze wierzy w to, co mówi?

 

Konfitury i demoliberalna histeria

Widząc, jak nikłe przesłanki posłużyły Antoniemu Dudkowi do sformułowania skrajnie poważnych oskarżeń wobec Karola Nawrockiego, i znając jednocześnie jego przenikliwość, trudno nie zadać pytania: co właściwie sprawia, że sam staje się uczestnikiem „kultury przesady”, którą zwykł piętnować w polskiej polityce? Jakie emocje, przekonania lub może ambicje zaciemniają jego zazwyczaj trzeźwy ogląd? Pewien trop podsuwają nam jego własne słowa. We wstępie do „Historii politycznej Polski” z 2013 roku Dudek pisze: „bliska jest mi tradycja antykomunistycznej opozycji z czasów PRL, wiara w przewagę gospodarki rynkowej nad innymi modelami ekonomicznymi, a przede wszystkim demokratyczny system polityczny i związany z nim system wartości”. Z tego fragmentu jasno wynika, że to właśnie wartości demokratyczne stanowią dla Dudka fundament myślenia o polityce. Być może zatem mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem przesadnej czujności – kiedy ktoś szczególnie wrażliwy na zagrożenie zaczyna je dostrzegać nawet w przypadkowo przypominającym je kształcie? Byłoby to bardzo życzliwe wytłumaczenie dla profesora Dudka. Tak jak konserwatysta w drobnej zmianie obyczajów widzi zwiastun rewolucji, a lewicowiec – w każdym naruszeniu równości zalążek opresyjnego systemu, tak Dudek – jako liberalny demokrata – może już w samym słowie „porządek” czy „determinacja” usłyszeć echo nadchodzącego autorytaryzmu. Ale to tłumaczenie przestaje wystarczać, gdy zestawimy je z brakiem podobnej czujności wobec realnych i aktualnych zagrożeń dla demokracji ze strony „uśmiechniętej władzy”. Warto zauważyć, że Dudek nie poświęca ani ułamka tej energii na krytykę rzeczywistych patologii rządów Tuska, jaką kieruje na walkę z ledwie potencjalnym wyobrażonym zagrożeniem, które rzekomo niesie Nawrocki. Co więcej – gotów jest wręcz rozmywać obraz aktualnych problemów z praworządnością. Przykład? PiS-owi zabrano „tylko” część subwencji, upolitycznienie PKW to „proces”, który właściwie... nie ma winnych, wiceprzewodniczący KO jako prezydent oznacza „Polskę demokratyczną” itd.

Gdy zestawimy te zjawiska, pytanie nasuwa się samo: dlaczego Antoniemu Dudkowi opłaca się wierzyć, że zagrożenie płynie tylko z jednej strony? Czy wejście w rolę komentatora z pozycji mędrca i wyroczni – opiniotwórczego „eksperta salonu” – jest gratyfikacją na tyle kuszącą, by niepostrzeżenie przechylić się w stronę oczekiwań liberalnych mediów? A może gra toczy się o coś więcej – może chodzi o szansę na pozycję, wpływ, konkretne stanowisko? Tego jeszcze nie wiemy. Na razie jedno jest pewne: Antoni Dudek stał się bohaterem jednej strony politycznego sporu – i nie zamierza wymierzyć klapsa tym, którzy biją w Nawrockiego, by zachować równowagę i udowodnić swoją niezależność. Najwidoczniej przyszły czasy, w których symetryzm przestał się opłacać.


 

POLECANE
Ustawa o bezpieczeństwie ruchu drogowego. Jest decyzja Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Ustawa o bezpieczeństwie ruchu drogowego. Jest decyzja Karola Nawrockiego

Trybunał Konstytucyjny ma orzec, czy projekt ustawy uderzającej w piratów drogowych jest zgodny z ustawą zasadniczą - tak zadecydował prezydent Karol Nawrocki. Choć w uzasadnieniu można przeczytać, że cel ustawy jest słuszny, jednak wątpliwości prezydenta wzbudziły niektóre rozwiązania prawne.

Karol Nawrocki wzywa Donalda Tuska do budowy mniejszości blokującej ws. umowy z Marcosur z ostatniej chwili
Karol Nawrocki wzywa Donalda Tuska do budowy mniejszości blokującej ws. umowy z Marcosur

"Akceptacja dla tej umowy to katastrofa. Panie Premierze, trzeba budować mniejszość blokującą, a nie gadać!" – pisze na platformie X prezydent Karol Nawrocki, apelując do premiera Tuska ws. umowy z Mercosur.

Tylko 4 ugrupowania w Sejmie, spory wzrost partii Grzegorza Brauna. Zobacz najnowszy sondaż z ostatniej chwili
Tylko 4 ugrupowania w Sejmie, spory wzrost partii Grzegorza Brauna. Zobacz najnowszy sondaż

Koalicja Obywatelska utrzymuje prowadzenie, Prawo i Sprawiedliwość pozostaje drugą siłą, a Konfederacja notuje wyraźny spadek – tak wyglądają wyniki najnowszego sondażu parlamentarnego. Badanie pokazuje też, że do Sejmu weszłyby tylko cztery ugrupowania.

Degermanizacja Holokaustu tylko u nas
Degermanizacja Holokaustu

Jest to zjawisko obecne w publicystyce historycznej i przekazie medialnym, polegające na uwalnianiu Niemiec i Niemców od odpowiedzialności za projekt i realizację Zagłady. W narracji o Holokauście o zbrodnię ludobójstwa na Żydach oskarża się pozbawionych narodowości „nazistów”, którzy najpierw sterroryzowali porządnych Niemców, a później dopuścili się czynów w gruncie rzeczy przeciwnych prawdziwej, niemieckiej mentalności.

Odciąć im tlen. Fala odrażającego hejtu wobec górników strajkujących w kopalni Silesia z ostatniej chwili
"Odciąć im tlen". Fala odrażającego hejtu wobec górników strajkujących w kopalni "Silesia"

W poniedziałek – tuż przed Wigilią – górnicy z Przedsiębiorstwa Górniczego Silesia postanowili po zakończonej zmianie nie wyjeżdżać na powierzchnię kopalni i rozpoczęli akcję protestacyjną. W komentarzach do relacji z protestów w sieci pojawiło się wiele skandalicznych komentarzy.

Zaskakująca decyzja w PKP Cargo. Spółka bez wyjaśnień odwołuje prezesa z ostatniej chwili
Zaskakująca decyzja w PKP Cargo. Spółka bez wyjaśnień odwołuje prezesa

Agnieszka Wasilewska-Semail została w poniedziałek odwołana przez radę nadzorczą PKP Cargo z funkcji prezesa - poinformowała spółka. Zmiana następuje z upływem dnia 22 grudnia, przyczyn odwołania nie podano.

Wpadka radnej KO z Krakowa. Polityk „dokleiła się” do zdjęcia z Trzaskowskim? z ostatniej chwili
Wpadka radnej KO z Krakowa. Polityk „dokleiła się” do zdjęcia z Trzaskowskim?

Kompromitująca wpadka krakowskiej radnej KO Magdaleny Mazurkiewicz. Polityk opublikowała w mediach społecznościowych wspólne zdjęcie z Rafałem Trzaskowskim i Aleksandrem Miszalskim z wydarzenia w Krakowie, mimo że... nie brała w nim udziału. Okazało się, że fotografia została przerobiona – twarz radnej wklejono w miejsce jednego z uczestników wydarzenia.

Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Prokuratura umorzyła sprawę z ostatniej chwili
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Prokuratura umorzyła sprawę

Prokuratura Rejonowa w Augustowie umorzyła sprawę pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym, do którego doszło w kwietniu tego roku. Spłonęło wówczas 185 hektarów parku.

Jaka pogoda czeka nas w święta? IMGW wydał ostrzeżenia z ostatniej chwili
Jaka pogoda czeka nas w święta? IMGW wydał ostrzeżenia

Początek tygodnia będzie pochmurny. W poniedziałek wieczorem pojawią się silne zamglenia i mgły ograniczające widzialność do 200 m – poinformowała PAP synoptyczka Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Dorota Pacocha. IMGW wydał ostrzeżenia przed gęstą mgłą dla południa Polski.

Pierwsze w regionie inwestycje. Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego z ostatniej chwili
"Pierwsze w regionie inwestycje". Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego

Ogłosiliśmy przetargi na budowę obwodnic Limanowej i Wadowic, leżących na trasie drogi krajowej nr 28 – poinformowała w poniedziałek GDDKiA Oddział Kraków.

REKLAMA

Samooszustwo profesora Antoniego Dudka

Wśród pierwszych ofiar kampanii prezydenckiej znalazła się intelektualna uczciwość profesora Antoniego Dudka. Wiele wskazuje na to, że sam zainteresowany próbuje ten fakt ukryć nie tylko przed innymi, ale i przed sobą.
Prof. Antoni Dudek
Prof. Antoni Dudek / Wikipedia CC BY-SA 4.0 / Szpila9

Niektórych komentatorów słucha się po to, by poczuć się lepiej – potwierdzają nasze przekonania, rozwiewają wątpliwości i dostarczają „amunicji” do dyskusji z adwersarzami. Choć z chęcią do nich wracamy, gdzieś w głębi bardziej szanujemy tych, którzy prawdę stawiają ponad komfortem własnego audytorium. To oni biorą na siebie cięgi z każdej strony, by uchronić nas od politycznego sekciarstwa i pomóc się rozwijać. Właśnie za kogoś takiego wielu uważało profesora Antoniego Dudka. Choć wielokrotnie był on krytykowany za „nieprawomyślności” i „wiarołomstwa”, warto pamiętać o ludzkiej tendencji do wyolbrzymiania krytyki skierowanej w naszą stronę i bagatelizowania tej, która dotyka przeciwników. Dla prawicy Dudek jako krytyk rządów PiS stał się pupilem lewicowo-liberalnych mediów. Z kolei zacietrzewiony „beton” Koalicji Obywatelskiej widział w nim ukrytą, sowicie opłacaną „opcję kaczystowską”. Tymczasem poziom jego krytyki wobec obu głównych stron sporu był – z grubsza rzecz biorąc – porównywalny (a i pomniejszych graczy raczej nie oszczędzał).

Wszystko zmieniło się wraz z wejściem do kampanii prezydenckiej kandydata wspieranego przez PiS – Karola Nawrockiego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym momencie chłodna analiza Dudka ustąpiła miejsca żarliwej krucjacie. Gdyby profesor potrafił przekonująco i systematycznie uzasadnić konieczność takiego przejścia – można by je nie tylko zrozumieć, ale i docenić. Problem w tym, że jakość jego nowych zarzutów poważnie odstaje od standardów, do których nas przyzwyczaił. 

 

Siewca strachu?

Pierwszym wystrzałem w ofensywie medialnej Antoniego Dudka było nazwanie Karola Nawrockiego „jedną z najbardziej niebezpiecznych postaci w polskim życiu publicznym”. Taka diagnoza zaskakiwała – zarówno gwałtownością zmiany dotychczas wyważonego tonu profesora, jak i samym kontekstem rywalizacji Karola Nawrockiego z Rafałem Trzaskowskim. Na podstawie szczątkowych wypowiedzi Dudka i przytaczanych na jego temat opinii można przypuszczać, że prezentuje on raczej umiarkowanie konserwatywną wizję ładu społecznego zakorzenioną w polskich normach kulturowych – wizję, której prezydentura Trzaskowskiego z całą pewnością nie sprzyja. Jeśli więc nawet Nawrocki nie jest jego kandydatem marzeń, to trudno zrozumieć, dlaczego ataki na niego są aż tak ostre – zwłaszcza w zestawieniu z ulgowym traktowaniem Rafała Trzaskowskiego. Skłania to do pytania, czy za tą asymetrią nie kryją się jakieś ukryte motywacje. Ale do tego jeszcze wrócimy.

Najbardziej rzuca się tu w oczy niekonsekwencja Antoniego Dudka. Przez lata profesor podkreślał, że polityki nie należy traktować w kategoriach apokaliptycznych – że wybory nie są końcem świata, a histeryczne reakcje na wynik głosowania są przejawem medialnej przesady. Tymczasem w przypadku Nawrockiego profesor sam rozpisuje scenariusze, które przypominają bardziej publicystykę Elizy Michalik niż chłodny komentarz naukowca. Otóż według Dudka Nawrocki ma „osobowość autorytarną”, najpewniej zdestabilizuje władzę, doprowadzi do brutalizacji życia publicznego, a w sprzyjających warunkach – nawet do dyktatury (sic!). Mówienie o dyktaturze w środku Europy, w kraju głęboko osadzonym w zachodnich strukturach międzynarodowych, brzmi jak groteska – a jednak wypowiadaj te słowa poważny historyk, dotąd niekojarzony z tak bujną wyobraźnią... Jego wizja jednak rozwija się dalej: Nawrocki miałby upolitycznić armię i doprowadzić do jej polaryzacji (swoją drogą – ciekawe, dlaczego profesor z góry wyklucza, że podobnych kroków nie podejmie Rafał Trzaskowski?), a potem – według tego scenariusza – Nawrocki doprowadzi do obalenia rządu Donalda Tuska i pogrąży kraj  w chaosie. Słowem: od wielu dekad polska demokracja nie zaznała takiego zagrożenia jak gdański szef IPN-u!

 

Bajka o żelaznym Karolu

Swoją wizję nadciągającego autorytaryzmu profesor Dudek opiera na przesłankach tak wątłych, że aż zaskakujących u komentatora, który dotąd uchodził za badacza zachowującego  dystans do politycznych emocji. Źródłem diagnozy „osobowości autorytarnej” Karola Nawrockiego są przede wszystkim relacje osób uwikłanych z nim w spory zawodowe oraz bliżej nieokreślone pogłoski, których – jak Dudek sam przyznaje – nie chce przytoczyć publicznie. Są i autorskie konstrukcje intelektualne Antoniego Dudka. Oto przykład jednej z nich: Nawrocki – zdaniem niektórych – nie rozumie, czym jest wolność badań naukowych, bo uważa, że pracownik IPN-u, chcąc wydać książkę poza instytucją, powinien mieć zgodę przełożonych. Jeśli nie rozumie wolności nauki, to nie rozumie wolności w ogóle. A skoro nie rozumie wolności – to jako prezydent stanie się zagrożeniem dla demokracji. I być może – jak sugeruje dalej Dudek – wprowadzi autorytaryzm. To rozumowanie aż się ugina pod ciężarem błędów poznawczych. Po pierwsze – mamy tu do czynienia z klasycznym nadmiernym uogólnieniem. Po drugie – z niepoważnym argumentem „z równi pochyłej”, który zakłada, że drobna nieprawidłowość pociągnie za sobą katastrofalne skutki. Po trzecie – z bezkrytycznym przyjęciem wersji jednej ze stron sporu, co podważa obiektywność analizy. A przecież Nawrocki jako szef IPN miał prawo w tej konkretnej sprawie mieć zdanie odmienne od pracownika – i nie oznacza to automatycznie, że dąży do podporządkowania swojej woli wolności akademickiej.

To zresztą nie jedyny przypadek, w którym Dudek dokonuje psychologizacji na podstawie wysoce podejrzanych „danych”. Kreślony przez niego portret psychologiczny Nawrockiego jest chaotyczny, zbudowany z przypadkowych faktów dobranych pod z góry założoną tezę, np. z osobowością Nawrockiego jest „coś nie tak”, bo lubi strzelać na strzelnicy. Pomija się natomiast świadectwa „nieautorytarne”, które mogłyby podważyć ten obraz – choćby jego społeczne zaangażowanie, empatię wobec przyszłej żony, która w młodym wieku znalazła się w trudnej sytuacji życiowej, czy prowadzenie dialogu z różnymi środowiskami w Muzeum II Wojny Światowej. Co więcej – powtarzana tu kategoria „osobowości autorytarnej”, po którą sięga Dudek, to neomarksistowska ramota, która nie funkcjonuje we współczesnych klasyfikacjach diagnostycznych. To wszystko świadczy o tym, że profesor nie próbuje nawet zrozumieć złożoności osobowości Nawrockiego. Jego celem nie jest poznanie, lecz potwierdzenie własnej tezy.

Kulminacją zakamuflowanej w „politologiczną analizę” czarnej propagandy jest metoda, o którą wcześniej nigdy byśmy akurat Dudka nie podejrzewali, czyli: „wiem, ale nie powiem”. Profesor regularnie wspomina o „pewnych sprawach”, które rzekomo obciążają Nawrockiego, lecz nie chce ich ujawniać, by nie narażać się na proces. Jednocześnie niedwuznacznie zachęca pracowników IPN, by „przestali milczeć”. Problem polega na tym, że to właśnie on – jako osoba publiczna, znana, uprzywilejowana i posiadająca potężnych sojuszników medialnych – znajduje się w znacznie lepszej pozycji, by takie nieprawidłowości ujawnić (gdyby zechciał, z pewnością potrafiłby to uczynić, zachowując tzw. ostrożność procesową). Zrzucanie odpowiedzialności na podwładnych Nawrockiego, którym (według obrazu kreślonego przez samego Dudka) mogłyby grozić za to surowe kary, jest zwykłym tchórzostwem. Zamiast zmierzyć się z zarzutami o oczerniające mnożenie podejrzeń, profesor odpowiada szermierką retoryczną: „inni też tak robią”, sugerując, że to przecież metoda znana choćby z repertuaru Jarosława Kaczyńskiego. Jednak ten „żartobliwy” unik nie jest niczym innym niż przyznaniem racji własnym krytykom. Skoro Dudek przywołuje jako uzasadnienie własnych działań właśnie te figury, które sam wcześniej piętnował za cynizm i instrumentalne traktowanie prawdy – to czy jeszcze wierzy w to, co mówi?

 

Konfitury i demoliberalna histeria

Widząc, jak nikłe przesłanki posłużyły Antoniemu Dudkowi do sformułowania skrajnie poważnych oskarżeń wobec Karola Nawrockiego, i znając jednocześnie jego przenikliwość, trudno nie zadać pytania: co właściwie sprawia, że sam staje się uczestnikiem „kultury przesady”, którą zwykł piętnować w polskiej polityce? Jakie emocje, przekonania lub może ambicje zaciemniają jego zazwyczaj trzeźwy ogląd? Pewien trop podsuwają nam jego własne słowa. We wstępie do „Historii politycznej Polski” z 2013 roku Dudek pisze: „bliska jest mi tradycja antykomunistycznej opozycji z czasów PRL, wiara w przewagę gospodarki rynkowej nad innymi modelami ekonomicznymi, a przede wszystkim demokratyczny system polityczny i związany z nim system wartości”. Z tego fragmentu jasno wynika, że to właśnie wartości demokratyczne stanowią dla Dudka fundament myślenia o polityce. Być może zatem mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem przesadnej czujności – kiedy ktoś szczególnie wrażliwy na zagrożenie zaczyna je dostrzegać nawet w przypadkowo przypominającym je kształcie? Byłoby to bardzo życzliwe wytłumaczenie dla profesora Dudka. Tak jak konserwatysta w drobnej zmianie obyczajów widzi zwiastun rewolucji, a lewicowiec – w każdym naruszeniu równości zalążek opresyjnego systemu, tak Dudek – jako liberalny demokrata – może już w samym słowie „porządek” czy „determinacja” usłyszeć echo nadchodzącego autorytaryzmu. Ale to tłumaczenie przestaje wystarczać, gdy zestawimy je z brakiem podobnej czujności wobec realnych i aktualnych zagrożeń dla demokracji ze strony „uśmiechniętej władzy”. Warto zauważyć, że Dudek nie poświęca ani ułamka tej energii na krytykę rzeczywistych patologii rządów Tuska, jaką kieruje na walkę z ledwie potencjalnym wyobrażonym zagrożeniem, które rzekomo niesie Nawrocki. Co więcej – gotów jest wręcz rozmywać obraz aktualnych problemów z praworządnością. Przykład? PiS-owi zabrano „tylko” część subwencji, upolitycznienie PKW to „proces”, który właściwie... nie ma winnych, wiceprzewodniczący KO jako prezydent oznacza „Polskę demokratyczną” itd.

Gdy zestawimy te zjawiska, pytanie nasuwa się samo: dlaczego Antoniemu Dudkowi opłaca się wierzyć, że zagrożenie płynie tylko z jednej strony? Czy wejście w rolę komentatora z pozycji mędrca i wyroczni – opiniotwórczego „eksperta salonu” – jest gratyfikacją na tyle kuszącą, by niepostrzeżenie przechylić się w stronę oczekiwań liberalnych mediów? A może gra toczy się o coś więcej – może chodzi o szansę na pozycję, wpływ, konkretne stanowisko? Tego jeszcze nie wiemy. Na razie jedno jest pewne: Antoni Dudek stał się bohaterem jednej strony politycznego sporu – i nie zamierza wymierzyć klapsa tym, którzy biją w Nawrockiego, by zachować równowagę i udowodnić swoją niezależność. Najwidoczniej przyszły czasy, w których symetryzm przestał się opłacać.



 

Polecane