Amerykańscy naukowcy: Wyborcy prawicy bardziej cenią sobie wolność słowa niż wyborcy lewicy

Naukowcy z USA pokazują: wyborcy prawicy bardziej cenią sobie wolność słowa niż lewicowcy. Podobne trendy obserwujemy na całym świecie: obecna lewica bez cenzury nie mogłaby istnieć. W niektórych krajach za złamanie lewicowych tabu można trafić na wiele lat do więzienia!
Cenzura. Ilustracja poglądowa Amerykańscy naukowcy: Wyborcy prawicy bardziej cenią sobie wolność słowa niż wyborcy lewicy
Cenzura. Ilustracja poglądowa / pixabay.com

Co musisz wiedzieć?

  • Amerykańscy naukowcy przeprowadzili badanie stosunku do wolności słowa w zależności od postaw politycznych
  • Według badania wyborcy prawicy są bardziej przywiązani do idei wolności słowa niż wyborcy lewicy
  • Polityczne formy poprawności politycznej są formą pozbawiania prawa do wolności słowa

 

Wolność słowa to jeden z fundamentów demokracji, ale czy wszyscy cenimy ją tak samo? Najnowsze badanie opublikowane w British Journal of Social Psychology sugeruje, że osoby o poglądach prawicowych bardziej wspierają wolność wypowiedzi niż te o przekonaniach lewicowych, zwłaszcza w przypadku „kontrowersyjnych” tematów. Jak jednak naukowcy doszli do takich wniosków? I czy lewica przestanie (przestała?) w końcu udawać, że wspiera wolność?

 

Pakiety poglądów

Badanie pt. Attitude networks as intergroup realities („Sieci postaw jako rzeczywistość międzygrupowa”) przeprowadzone przez zespół pod kierownictwem dr. Paula J. Mahera, miało na celu sprawdzenie, jak tożsamość polityczna – czyli to, czy ktoś identyfikuje się jako lewicowiec, prawicowiec, demokrata czy republikanin – wpływa na stosunek do wolności słowa. Naukowcy zainteresowali się szczególnie "kontrowersyjnymi" tematami, które polaryzują społeczeństwo, takimi jak imigracja, aborcja czy prawa różnych mniejszości. Badacze starali się – innymi słowy - zrozumieć, dlaczego ludzie o różnych poglądach mogą mieć odmienne podejście do tego, co wolno mówić publicznie, a co powinno być (niby) tabu.

Aby zbadać ten problem, naukowcy wykorzystali innowacyjną metodę zwaną Response-Item Network (ResIN), czyli sieć odpowiedzi i elementów. To podejście pozwala analizować, jak różne opinie i tożsamości łączą się ze sobą w złożony sposób, podobnie jak mapa powiązań w sieci społecznościowej albo różne punkty geograficzne, połączone drogami. Poglądy rzadko bowiem istnieją w próżni: zamiast tego znajdują się w pakietach zależnych od siebie wzajemnie opinii.

Jak jeszcze inaczej można wyobrazić sobie badania nad ResINem? Dla przykładu, naukowcy proszą osoby testowane podczas eksperymentu o wypełnienie ankiety, w której odpowiadają na pytania na różne tematy, takie jak imigracja, wolność słowa czy zmiany klimatyczne, a także o to, jak określają swoją tożsamość: „jestem prawicowcem” lub „popieram ekologię”. Każda odpowiedź staje się punktem na mapie, a linie między punktami pokazują, jak często pewne opinie występują razem u tych samych osób. Na przykład, jeśli ktoś popiera wolność słowa i jednocześnie uważa, że imigracja powinna być ograniczona, te dwa punkty będą blisko siebie na mapie. Tym bliżej, im więcej osób pokaże u siebie taką korelację.

W przeciwieństwie do zwykłych ankiet, które tylko liczą, ile osób zgadza się z danym stwierdzeniem, ResIN pokazuje, jak opinie współgrają i tworzą większy obraz. To jak różnica między zdjęciem a filmem – ResIN daje pełniejszy, dynamiczny obraz naszego sposobu myślenia. Dzięki niemu naukowcy lepiej rozumieją, dlaczego ludzie o różnych poglądach politycznych różnie podchodzą do tych samych spraw.

 

Demokraci kontra republikanie

Badanie przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych na dwóch grupach osób. Pierwsza grupa składała się z 305 dorosłych Amerykanów, którzy wypełniali ankietę online. Pytano ich o poglądy na różne tematy, takie jak imigracja, aborcja, mniejszości LGBT czy ekonomia. Dodatkowo respondenci określali swoją tożsamość polityczną (np. demokrata, republikanin, niezależny) oraz odpowiadali na pytania dotyczące poparcia dla wolności słowa, np. czy popierają prawo do wyrażania kontrowersyjnych opinii bez cenzury.

Druga grupa liczyła 248 osób i była podobna do pierwszej, ale ta ankieta koncentrowała się na nieco innych tematach, takich jak polityka zagraniczna czy zmiany klimatyczne, aby sprawdzić, czy wyniki się powtórzą. To normalne w takich badaniach: dzięki powtórzeniu ma się od razu potwierdzenie.

W obu grupach uczestnicy oceniali swoje opinie nie zero-jedynkowo, a w skali (np. od "zdecydowanie się zgadzam" do "zdecydowanie się nie zgadzam"). Następnie naukowcy przeanalizowali dane za pomocą metody ResIN, tworząc wizualne sieci, które pokazywały, jak tożsamość polityczna łączy się z konkretnymi poglądami i stosunkiem do wolności słowa.

 

Lewicowa cenzura

Wyniki badania pokazały, że osoby identyfikujące się jako republikanie (czyli mniej więcej nasza polska prawica) znacznie częściej popierały wolność słowa, nawet jeśli oznaczało to dopuszczenie kontrowersyjnych lub obraźliwych opinii. Na przykład, republikanie byli bardziej skłonni zgodzić się, że ludzie powinni móc publicznie wyrażać poglądy przeciwko imigracji czy tradycyjnym wartościom rodzinnym, bez obawy o konsekwencje. To oznacza, oczywiście, że amerykańska prawica nie chciała cenzurować nawet tych wypowiedzi, z którymi sama się nie zgadzała. W przeciwnym razie, republikanie domagaliby się kar za krytykowanie tradycyjnych wartości.

Inaczej było po drugiej stronie. Osoby identyfikujące się jako demokraci (czyli odpowiednik polskiej lewicy) były bardziej powściągliwe w popieraniu wolności słowa, szczególnie w przypadkach, gdy jakieś wypowiedzi mogły być uznane za „krzywdzące dla mniejszości lub grup marginalizowanych”. Demokraci częściej popierali ograniczenia w imię ochrony uczuć innych ludzi.

Dodatkowo wśród republikanów wolność słowa była silnie powiązana z ich tożsamością polityczną i poglądami na tematy takie jak imigracja czy gospodarka. U demokratów takich wyraźnych powiązań nie stwierdzono – ich stosunek do wolności słowa był bardziej rozproszony i zależał od konkretnego pytania. Czasem lewicowcy chcieli cenzury, a czasem nie – ich odpowiedzi były mniej spójne z jakimś nadrzędnym systemem wartości.

Oczywiście, różnice między obiema grupami mogą wynikać z tego, jak każda grupa postrzega wolność słowa. Dla prawicy wolność wypowiedzi jest często symbolem indywidualnej wolności i oporu wobec "poprawności politycznej". Republikanie mogą więc widzieć w niej sposób na obronę swoich poglądów, które często spotykają się z krytyką mainstreamie.

Lewica z kolei częściej „idzie w empatię”, mianując sama siebie obrońcą grup uciskanych i podkreślając rzekomą potrzebę ochrony innych przed „mową nienawiści”. To jednak stoi w sprzeczności z lewicowymi założeniami o równości – jeżeli wszyscy są równi, to czemu dość arbitralnie wybrane podgrupy wymagają specjalnej ochrony? Demokraci mogą również postrzegać wolność słowa jako mniej absolutną wartość, jeśli jej skutkiem jest krzywda dla innych. Krzywda jest tutaj jednak rozumiana jako „zranione uczucia”, a nie faktyczna, mierzalna szkoda.

 

Światowe tendencje

Oczywiście, ankiety online nie są końcową wyrocznią o rzeczywistości. Amerykanie mogą też być w wielu aspektach wyjątkowi. Ostatecznie, wyjątkowa jest ich konstytucja, gwarantująca im absolutną wolność słowa. Może dzisiejsi republikanie honorują zwyczajnie swoje państwowe tradycje i dlatego sprzeciwiają się cenzurze, a demokraci to rewolucjoniści, którzy buntują się zwyczajnie przeciw tradycji przodków?

To, rzecz jasna, możliwe. Jednak wiele trendów z innych krajów potwierdza to, co przetestowano właśnie w USA: lewica próbuje cenzurować wypowiedzi, a prawica takim próbom zwykle się opiera. Widać to dobrze na przykładzie Niemiec, Szkocji i Australii.

Za Odrą cenzura wjechała ostatecznie w minionym roku. Niemiecka ustawa o samookreślaniu płci (Selbstbestimmungsgesetz), przyjęta w 2024 roku przez koalicję SPD, Zielonych i FDP, umożliwia bowiem karanie za „deadnaming” i „misgendering”, czyli używanie pierwotnego imienia lub zgodnych z rzeczywistością zaimków wobec transseksualistów. Publiczne użycie poprzedniego imienia „osoby trans” w mediach lub na platformach społecznościowych może skutkować teraz sankcjami administracyjnymi. Grzywny mogą wynosić do kilku tysięcy euro za pojedyncze naruszenie, a w przypadku powtarzających się incydentów możliwe są dalsze sankcje. W skrajnych przypadkach, jeśli deadnaming lub misgendering zostanie uznane za mowę nienawiści, może dojść do postępowania karnego i... 3 lat więzienia.

Podobnie jest na Wyspach, gdzie szkocka ustawa z 2021 o „hate crime” (mowa nienawiści - przyp. red.) rozszerzyła definicję mowy nienawiści o czyny motywowane uprzedzeniami wobec „tożsamości płciowej”. Obejmuje to publiczne wypowiedzi, które mogą być uznane za obraźliwe, w tym wspomniany wyżej misgendering lub deadnaming.

Ustawa pozwala też na ściganie wypowiedzi, które są uznane za nienawistne, nawet jeśli nie prowadzą one do bezpośredniego aktu przemocy. Na przykład publiczne komentarze w mediach społecznościowych, które ignorują fikcyjną tożsamość transseksualistów, mogą być zgłoszone jako mowa nienawiści i ukarane... do 7 latami więzienia.

I na koniec: na południu naszej planety wcale nie jest lepiej, bo w Australii (dokładnie: w Wiktorii) weszła już ponad dwie dekady temu ustawa pt. Racial and Religious Tolerance Act (Prawo o rasowej i religijnej tolerancji), która zakazuje publicznego „podżegania do nienawiści, pogardy lub poważnego ośmieszania osób ze względu na ich religię”. Celem nowelizacji miała być ochrona mniejszości religijnych – szczególnie ochrona przed „islamofobią”. Jeżeli ktoś więc obrazi tam Allaha, to może trafić za kraty na pół roku.

Wszystkie te ustawy wprowadziła, oczywiście, lokalna lewica, która porzuciła udawanie, że zależy jej na wolności słowa. Nowe badania z USA uchwyciły więc pewnie coś więcej, niż tylko amerykańską tożsamość, a mianowicie ważną zmianę w światowej polityce i fakt, że obecnie to prawica bardziej stoi po stronie wolności.


 

POLECANE
Niemcy oszukali Ukraińców. Któż mógłby się spodziewać Wiadomości
Niemcy oszukali Ukraińców. "Któż mógłby się spodziewać"

Jak poinformował minister obrony Niemiec Boris Pistorius, rząd Friedricha Merza nie rozważa przekazania Ukrainie pocisków Taurus.

Iran wystrzelił rakiety w stronę Izraela z ostatniej chwili
Iran wystrzelił rakiety w stronę Izraela

W piątek po godz. 20 czasu polskiego Iran rozpoczął atak odwetowy na Izrael. W całym Izraelu obowiązują alarmy rakietowe.

Izrael zaatakował Iran. Polskie MSZ bije na alarm z ostatniej chwili
Izrael zaatakował Iran. Polskie MSZ bije na alarm

Polskie MSZ odradza wszelkie podróże do Izraela. Informuje też, że tymczasowo zamknięta jest przestrzeń powietrzna, a ruch lotniczy został wstrzymany.

Noc długich noży w Platformie Obywatelskiej Wiadomości
"Noc długich noży w Platformie Obywatelskiej"

Jak twierdzi Marcin Torz kilku radnych miejskich z Wrocławia może zostać wyrzuconych z Platformy Obywatelskiej.

Tȟašúŋke Witkó: Stan gry po Stambule tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Stan gry po Stambule

Moi wspaniali Czytelnicy zapewne zwrócili uwagę, że z przestrzeni dyplomatyczno-medialnej zniknął – lub został zahibernowany i to dość dawno temu – pomysł wysłania europejskiego kontyngentu zbrojnego, którego zadaniem miałoby być rozdzielenie walczących wojsk rosyjskich i ukraińskich oraz strzeżenie pasa ziemi niczyjej, tworzącego strefę buforową pomiędzy zwaśnionymi stronami.

Już od 1 lipca rząd Tuska zaplanował potężne uderzenie w kieszenie Polaków Wiadomości
Już od 1 lipca rząd Tuska zaplanował potężne uderzenie w kieszenie Polaków

Od 1 lipca tego roku - po zakończeniu obowiązywania ustawy chroniącej odbiorców przed podwyżkami - realne wzrosty cen ciepła dotkną 56 proc. systemów ciepłowniczych. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiada przyspieszenie transformacji energetycznej.

Niepokojące doniesienia z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb

Niemiecka policja opublikowała kolejne raporty z granicy polsko-niemieckiej. 7 czerwca 2025 r. służby z Niemiec odesłały do Polski trzech Somalijczyków.

Nowy rozdział. Meghan Markle podzieliła się radosną nowiną z ostatniej chwili
"Nowy rozdział". Meghan Markle podzieliła się radosną nowiną

Meghan Markle rozwija markę As Ever. Teraz szykuje hotele i restauracje, by dzielić się swoją pasją do gotowania i gościnności – informuje The Sun.

Józef Stós - Więzień Pierwszego Transportu [Polaków] do KL Auschwitz Wiadomości
Józef Stós - Więzień Pierwszego Transportu [Polaków] do KL Auschwitz

Urodziłem się zbyt późno, by móc poznać byłych więźniów KL Auschwitz osobiście. Gdy zainteresowałem się tematyką obozową – z racji mojego miejsca zamieszkania – zdecydowana większość byłych więźniów była już starszymi osobami po osiemdziesiątce. Mimo wszystko, miałem jednak szczęście spotkać kilku z nich i porozmawiać.

Minister rządu Tuska wyraziła entuzjastyczne poparcie dla pakietu FitFor55 Wiadomości
Minister rządu Tuska wyraziła entuzjastyczne poparcie dla pakietu FitFor55

- Naprawdę zaczynamy dostrzegać wartość prawodawstwa takiego jak, Fit for 55 - powiedziała wiceminister klimatu i środowiska Urszula Zielińska podczas 10.edycji Globalnej Konferencji IEA w Brukseli.

REKLAMA

Amerykańscy naukowcy: Wyborcy prawicy bardziej cenią sobie wolność słowa niż wyborcy lewicy

Naukowcy z USA pokazują: wyborcy prawicy bardziej cenią sobie wolność słowa niż lewicowcy. Podobne trendy obserwujemy na całym świecie: obecna lewica bez cenzury nie mogłaby istnieć. W niektórych krajach za złamanie lewicowych tabu można trafić na wiele lat do więzienia!
Cenzura. Ilustracja poglądowa Amerykańscy naukowcy: Wyborcy prawicy bardziej cenią sobie wolność słowa niż wyborcy lewicy
Cenzura. Ilustracja poglądowa / pixabay.com

Co musisz wiedzieć?

  • Amerykańscy naukowcy przeprowadzili badanie stosunku do wolności słowa w zależności od postaw politycznych
  • Według badania wyborcy prawicy są bardziej przywiązani do idei wolności słowa niż wyborcy lewicy
  • Polityczne formy poprawności politycznej są formą pozbawiania prawa do wolności słowa

 

Wolność słowa to jeden z fundamentów demokracji, ale czy wszyscy cenimy ją tak samo? Najnowsze badanie opublikowane w British Journal of Social Psychology sugeruje, że osoby o poglądach prawicowych bardziej wspierają wolność wypowiedzi niż te o przekonaniach lewicowych, zwłaszcza w przypadku „kontrowersyjnych” tematów. Jak jednak naukowcy doszli do takich wniosków? I czy lewica przestanie (przestała?) w końcu udawać, że wspiera wolność?

 

Pakiety poglądów

Badanie pt. Attitude networks as intergroup realities („Sieci postaw jako rzeczywistość międzygrupowa”) przeprowadzone przez zespół pod kierownictwem dr. Paula J. Mahera, miało na celu sprawdzenie, jak tożsamość polityczna – czyli to, czy ktoś identyfikuje się jako lewicowiec, prawicowiec, demokrata czy republikanin – wpływa na stosunek do wolności słowa. Naukowcy zainteresowali się szczególnie "kontrowersyjnymi" tematami, które polaryzują społeczeństwo, takimi jak imigracja, aborcja czy prawa różnych mniejszości. Badacze starali się – innymi słowy - zrozumieć, dlaczego ludzie o różnych poglądach mogą mieć odmienne podejście do tego, co wolno mówić publicznie, a co powinno być (niby) tabu.

Aby zbadać ten problem, naukowcy wykorzystali innowacyjną metodę zwaną Response-Item Network (ResIN), czyli sieć odpowiedzi i elementów. To podejście pozwala analizować, jak różne opinie i tożsamości łączą się ze sobą w złożony sposób, podobnie jak mapa powiązań w sieci społecznościowej albo różne punkty geograficzne, połączone drogami. Poglądy rzadko bowiem istnieją w próżni: zamiast tego znajdują się w pakietach zależnych od siebie wzajemnie opinii.

Jak jeszcze inaczej można wyobrazić sobie badania nad ResINem? Dla przykładu, naukowcy proszą osoby testowane podczas eksperymentu o wypełnienie ankiety, w której odpowiadają na pytania na różne tematy, takie jak imigracja, wolność słowa czy zmiany klimatyczne, a także o to, jak określają swoją tożsamość: „jestem prawicowcem” lub „popieram ekologię”. Każda odpowiedź staje się punktem na mapie, a linie między punktami pokazują, jak często pewne opinie występują razem u tych samych osób. Na przykład, jeśli ktoś popiera wolność słowa i jednocześnie uważa, że imigracja powinna być ograniczona, te dwa punkty będą blisko siebie na mapie. Tym bliżej, im więcej osób pokaże u siebie taką korelację.

W przeciwieństwie do zwykłych ankiet, które tylko liczą, ile osób zgadza się z danym stwierdzeniem, ResIN pokazuje, jak opinie współgrają i tworzą większy obraz. To jak różnica między zdjęciem a filmem – ResIN daje pełniejszy, dynamiczny obraz naszego sposobu myślenia. Dzięki niemu naukowcy lepiej rozumieją, dlaczego ludzie o różnych poglądach politycznych różnie podchodzą do tych samych spraw.

 

Demokraci kontra republikanie

Badanie przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych na dwóch grupach osób. Pierwsza grupa składała się z 305 dorosłych Amerykanów, którzy wypełniali ankietę online. Pytano ich o poglądy na różne tematy, takie jak imigracja, aborcja, mniejszości LGBT czy ekonomia. Dodatkowo respondenci określali swoją tożsamość polityczną (np. demokrata, republikanin, niezależny) oraz odpowiadali na pytania dotyczące poparcia dla wolności słowa, np. czy popierają prawo do wyrażania kontrowersyjnych opinii bez cenzury.

Druga grupa liczyła 248 osób i była podobna do pierwszej, ale ta ankieta koncentrowała się na nieco innych tematach, takich jak polityka zagraniczna czy zmiany klimatyczne, aby sprawdzić, czy wyniki się powtórzą. To normalne w takich badaniach: dzięki powtórzeniu ma się od razu potwierdzenie.

W obu grupach uczestnicy oceniali swoje opinie nie zero-jedynkowo, a w skali (np. od "zdecydowanie się zgadzam" do "zdecydowanie się nie zgadzam"). Następnie naukowcy przeanalizowali dane za pomocą metody ResIN, tworząc wizualne sieci, które pokazywały, jak tożsamość polityczna łączy się z konkretnymi poglądami i stosunkiem do wolności słowa.

 

Lewicowa cenzura

Wyniki badania pokazały, że osoby identyfikujące się jako republikanie (czyli mniej więcej nasza polska prawica) znacznie częściej popierały wolność słowa, nawet jeśli oznaczało to dopuszczenie kontrowersyjnych lub obraźliwych opinii. Na przykład, republikanie byli bardziej skłonni zgodzić się, że ludzie powinni móc publicznie wyrażać poglądy przeciwko imigracji czy tradycyjnym wartościom rodzinnym, bez obawy o konsekwencje. To oznacza, oczywiście, że amerykańska prawica nie chciała cenzurować nawet tych wypowiedzi, z którymi sama się nie zgadzała. W przeciwnym razie, republikanie domagaliby się kar za krytykowanie tradycyjnych wartości.

Inaczej było po drugiej stronie. Osoby identyfikujące się jako demokraci (czyli odpowiednik polskiej lewicy) były bardziej powściągliwe w popieraniu wolności słowa, szczególnie w przypadkach, gdy jakieś wypowiedzi mogły być uznane za „krzywdzące dla mniejszości lub grup marginalizowanych”. Demokraci częściej popierali ograniczenia w imię ochrony uczuć innych ludzi.

Dodatkowo wśród republikanów wolność słowa była silnie powiązana z ich tożsamością polityczną i poglądami na tematy takie jak imigracja czy gospodarka. U demokratów takich wyraźnych powiązań nie stwierdzono – ich stosunek do wolności słowa był bardziej rozproszony i zależał od konkretnego pytania. Czasem lewicowcy chcieli cenzury, a czasem nie – ich odpowiedzi były mniej spójne z jakimś nadrzędnym systemem wartości.

Oczywiście, różnice między obiema grupami mogą wynikać z tego, jak każda grupa postrzega wolność słowa. Dla prawicy wolność wypowiedzi jest często symbolem indywidualnej wolności i oporu wobec "poprawności politycznej". Republikanie mogą więc widzieć w niej sposób na obronę swoich poglądów, które często spotykają się z krytyką mainstreamie.

Lewica z kolei częściej „idzie w empatię”, mianując sama siebie obrońcą grup uciskanych i podkreślając rzekomą potrzebę ochrony innych przed „mową nienawiści”. To jednak stoi w sprzeczności z lewicowymi założeniami o równości – jeżeli wszyscy są równi, to czemu dość arbitralnie wybrane podgrupy wymagają specjalnej ochrony? Demokraci mogą również postrzegać wolność słowa jako mniej absolutną wartość, jeśli jej skutkiem jest krzywda dla innych. Krzywda jest tutaj jednak rozumiana jako „zranione uczucia”, a nie faktyczna, mierzalna szkoda.

 

Światowe tendencje

Oczywiście, ankiety online nie są końcową wyrocznią o rzeczywistości. Amerykanie mogą też być w wielu aspektach wyjątkowi. Ostatecznie, wyjątkowa jest ich konstytucja, gwarantująca im absolutną wolność słowa. Może dzisiejsi republikanie honorują zwyczajnie swoje państwowe tradycje i dlatego sprzeciwiają się cenzurze, a demokraci to rewolucjoniści, którzy buntują się zwyczajnie przeciw tradycji przodków?

To, rzecz jasna, możliwe. Jednak wiele trendów z innych krajów potwierdza to, co przetestowano właśnie w USA: lewica próbuje cenzurować wypowiedzi, a prawica takim próbom zwykle się opiera. Widać to dobrze na przykładzie Niemiec, Szkocji i Australii.

Za Odrą cenzura wjechała ostatecznie w minionym roku. Niemiecka ustawa o samookreślaniu płci (Selbstbestimmungsgesetz), przyjęta w 2024 roku przez koalicję SPD, Zielonych i FDP, umożliwia bowiem karanie za „deadnaming” i „misgendering”, czyli używanie pierwotnego imienia lub zgodnych z rzeczywistością zaimków wobec transseksualistów. Publiczne użycie poprzedniego imienia „osoby trans” w mediach lub na platformach społecznościowych może skutkować teraz sankcjami administracyjnymi. Grzywny mogą wynosić do kilku tysięcy euro za pojedyncze naruszenie, a w przypadku powtarzających się incydentów możliwe są dalsze sankcje. W skrajnych przypadkach, jeśli deadnaming lub misgendering zostanie uznane za mowę nienawiści, może dojść do postępowania karnego i... 3 lat więzienia.

Podobnie jest na Wyspach, gdzie szkocka ustawa z 2021 o „hate crime” (mowa nienawiści - przyp. red.) rozszerzyła definicję mowy nienawiści o czyny motywowane uprzedzeniami wobec „tożsamości płciowej”. Obejmuje to publiczne wypowiedzi, które mogą być uznane za obraźliwe, w tym wspomniany wyżej misgendering lub deadnaming.

Ustawa pozwala też na ściganie wypowiedzi, które są uznane za nienawistne, nawet jeśli nie prowadzą one do bezpośredniego aktu przemocy. Na przykład publiczne komentarze w mediach społecznościowych, które ignorują fikcyjną tożsamość transseksualistów, mogą być zgłoszone jako mowa nienawiści i ukarane... do 7 latami więzienia.

I na koniec: na południu naszej planety wcale nie jest lepiej, bo w Australii (dokładnie: w Wiktorii) weszła już ponad dwie dekady temu ustawa pt. Racial and Religious Tolerance Act (Prawo o rasowej i religijnej tolerancji), która zakazuje publicznego „podżegania do nienawiści, pogardy lub poważnego ośmieszania osób ze względu na ich religię”. Celem nowelizacji miała być ochrona mniejszości religijnych – szczególnie ochrona przed „islamofobią”. Jeżeli ktoś więc obrazi tam Allaha, to może trafić za kraty na pół roku.

Wszystkie te ustawy wprowadziła, oczywiście, lokalna lewica, która porzuciła udawanie, że zależy jej na wolności słowa. Nowe badania z USA uchwyciły więc pewnie coś więcej, niż tylko amerykańską tożsamość, a mianowicie ważną zmianę w światowej polityce i fakt, że obecnie to prawica bardziej stoi po stronie wolności.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe