2 sierpnia 1943 - bunt w Treblince. Przywódcą konspiracji był oficer Wojska Polskiego

Co musisz wiedzieć:
- Obóz zagłady w Treblince Niemcy założyli w lipcu 42 roku. Obóz służył eksterminacji ludności żydowskiej
- Bunt więźniów w Treblince miał miejsce w 2 sierpnia 1943 roku
- Konspiracja w obozie w Treblince rozwijała się pod dowództwem oficera Wojska Polskiego dr Juliana Chorążyckiego
Więźniowie zaatakowali wachmanów, nie wiadomo, czy i ilu zabili. Podpalili obozowe budynki, ale nie udało się im zniszczyć komór gazowych. Niemcy i Ukraińcy zaczęli ostrzeliwać buntowników. Cała rewolta trwała około 20-30 minut. Ci, którzy nie zostali zastrzeleni, wybiegli z obozu. Niemcy ruszyli za nimi w pościg.
Dlaczego nie stawiano oporu
Bunt nie mógł być rozpoczęty przez ludzi, których w wagonach przywożono na śmierć. Byli wycieńczeni nieludzkimi warunkami podróży, wygłodniali, spragnieni wody, często chorzy. Wystraszeni, zdezorientowani, niewiedzący, co ich czeka. Wielu ufało niemieckim obietnicom, że jadą do obozów pracy „na wschód”, gdzie czeka ich życie w lepszych warunkach, niż w warszawskim getcie. Tacy ludzie nie byli, rzecz oczywista, ani zdolni do jakiegokolwiek buntu, ani w żaden sposób do niego psychicznie i fizycznie przygotowani. Najmniejszy protest, opieszałość, jakakolwiek odmowa natychmiastowego wypełnienia niemieckich poleceń, była karana błyskawiczną śmiercią w drodze do komór gazowych, które były przedstawiane jako łaźnie. Dlatego zdarzały się jedynie sporadyczne przypadki niesubordynacji ze strony więźniów.
Kłamstwo, terror i nadzieja
Niemcy stosowali dwie metody, które powodowały, że do komór gazowych przez miesiące - bez protestu - płynął strumień ludzi. Jedną było oszukiwanie przywożonych na śmierć. Do samego końca dawano im złudzenie, że przeżyją. Drugą metodą było stosowanie terroru i przemocy. Droga od peronu kolejowego do komory gazowej odbywała się wśród krzyków i bicia. Trzeci czynnik wykluczający bunt był naturalnie „zainstalowany” w ludziach kierowanych do komór gazowych. To nadzieja, która zawsze umiera ostatnia. U skazanych na śmierć, naturalny mechanizm psychologiczny podtrzymywał w nich wiarę, że uda im się - mimo zagrożeń - przeżyć. Natomiast jakikolwiek opór oznaczał pewną i natychmiastową śmierć.
Arbeitsjuden
Jednak poza ludźmi skazanymi na komory gazowe bezpośrednio po przyjeździe do obozu, była jeszcze druga kategoria – tak zwani „Arbeitsjuden”. Niemcy dążyli wykorzystania Żydów w procesie ludobójstwa. Mechanizm obozu wymagał, żeby wszelkie prace fizyczne były wykonywane przez więźniów. To oni opróżniali wagony, odbierali bagaże od przyjezdnych, zabierali im odzież, strzygli kobiety, sortowali zagrabione przedmioty i kosztowności. To byli więźniowie tzw. „dolnego obozu” i liczba ich wahała się od około 700 do nawet 1500. Inna grupa (około 300 osobowa) spośród „Arbeitsjuden” była zatrudniona w tzw. „górnym obozie”. Opróżniali oni komory gazowe, pozbawiali zmarłych złotych zębów, grzebali ich ciała w zbiorowych grobach a w późniejszym okresie – palili je na metalowych rusztach. Dlatego z nadchodzących transportów Niemcy wybierali najmniej wyniszczonych mężczyzn do prac obozowych.
Ludzie ci byli traktowani przez niemiecką obsługę obozu z brutalnością i okrucieństwem, mordowani pod każdym możliwym pretekstem lub bez powodu - wyłącznie po to, żeby odbierać im jakąkolwiek wolę oporu. Takie bezwzględne traktowanie „Arbeitsjuden” powodowało częste zastępowanie zamordowanych więźniami z kolejnych transportów. Obniżało to „wydajność” pracy. Dlatego nowy komendant, który objął stanowisko we wrześniu 1942 roku zarządził utworzenie stałych komand roboczych. Zmniejszono liczbę egzekucji „Arbeitsjuden”, a warunki ich życia uległy poprawie. W nowych warunkach, więźniowie nawiązywali przyjaźnie ułatwiające konspirację.
W tej sytuacji Arbeitsjuden mogli zacząć myśleć o swoim losie. Wiedzieli, że są potrzebni teraz, ale będą dla Niemców - jako świadkowie zbrodni - niebezpieczni, więc wkrótce muszą umrzeć. Gdy zabraknie kolejnych transportów Żydów przywożonych na śmierć, lub gdy zbliży się front, zostaną wymordowani. Właśnie wówczas dotarły do nich informacje o klęskach niemieckiej armii. Likwidacja obozu stawała się coraz bardziej prawdopodobna. W tym samym czasie Niemcy zaostrzyli kontrole w obozie, co uniemożliwiło indywidualne ucieczki. W tej sytuacji wśród Arbeitsjuden narodziła się myśl o zorganizowanym buncie i zbiorowej ucieczce.
Oficer Wojska Polskiego przywódcą buntu
Plany ucieczki omawiane były w nocnych rozmowach. W początku 1943 roku w „dolnym obozie” powstał „Komitetu Organizacyjny” powstania z inicjatywy i pod dowództwem dr Juliana Chorążyckiego. Był on - co kluczowe - oficerem Wojska Polskiego, legionistą i uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej. Niestety, został zamordowany przez zastępcę komendanta obozu, Kurta Franza przed wybuchem rewolty. Początkowo, powstanie miało rozpocząć się 15 czerwca. Celem było podpalenie budynków, zniszczenie komór gazowych i zabicie personelu obozowego. Broń próbowano kupić od ukraińskich strażników lub przemycić do obozu z zewnątrz. Śmierć Chorążyckiego pokrzyżowała te plany. Zdecydowano, że broń musi zostać zdobyta wewnątrz obozu. Podczas naprawy drzwi pancernych w zbrojowni, więźniowie - zatrudnieni jako ślusarze - zdobyli wzór klucza i zrobili jego kopię. Umożliwiło to zdobycie skrzynki granatów.
Przeżyło siedemdziesięciu
W sumie z około 850 więźniów, będących wówczas w obozie, około 350–400 zginęło podczas rewolty, w tym jej nowy przywódca - inż. Marceli Galewski - kapitan Wojska Polskiego i prawa ręka Chorążyckiego - Želomir Bloch, porucznik armii czechosłowackiej. Z obozu uciekło prawie 400 więźniów, około setce z nich udało się zmylić pogoń. Wojnę przeżyło prawdopodobnie siedemdziesięciu. Dzięki nim świat dowiedział się o zbrodni ludobójstwa, popełnionej przez państwo niemieckie w Treblince.
Po stłumieniu rewolty, Niemcy zagazowali jeszcze kilka transportów Żydów, w tym ponad 7 tysięcy ludzi z getta w Białymstoku. W listopadzie obóz został zlikwidowany, ponieważ akcja wymordowania polskich Żydów, została zakończona. Jesienią 1943 r. niemieccy ludobójcy rozebrali wszystkie budynki, łącznie z komorami gazowymi, a teren obozu zaorali i obsiali łubinem, żeby zatrzeć ślady swojej zbrodni.
Niemcy w komorach gazowych Treblinki wymordowali w ciągu 15 miesięcy około 800 tysięcy Żydów, przede wszystkim z Polski. Wśród nich około 250 tysięcy stanowili mieszkańcy getta warszawskiego.
Po wojnie
W roku 1945, obaj przywódcy buntu - Julian Chorążycki i Marceli Galewski - zostali odznaczeni pośmiertnie Krzyżem Walecznych.
Najpotworniejszy morderca i sadysta Treblinki - Kurt Franz (najpierw zastępca komendanta obozu, a później jego komendant) dopiero 20 lat po wojnie stanął przed sądem w Düsseldorfie. Skazany na dożywocie w roku 1965, został jednak zwolniony z więzienia i ostatnie lata życia, aż do śmierci w roku 1998, spędził w niemieckim domu spokojnej starości.