Tęczowa rewolucja zdycha w konwulsjach zwierzęcego rechotu

Co musisz wiedzieć?
- Charlie Kirk został postrzelony w trakcie wystąpienia na Utah Valley University
- Prezydent Donald Trump i wiceprezydent J.D. Vance wzywali do modlitwy za Kirka
- Kirk był założycielem organizacji Turning Point USA i jednym z najbardziej wpływowych działaczy amerykańskiej prawicy.
- Po śmierci Kirka progresywni wystąpiła fala hejtu i "radości" progresywnych aktywistów
Było, ponieważ mam wrażenie, że obserwujemy jego ostatnie podrygi, po raz kolejny krwawe. Tym razem krwawe krwią amerykańskiego konserwatysty Charliego Kirka.
"Rewolucja" śmierdzi trupem
Dopiero co "tęczowa rewolucja" we wszystkich jej aspektach wydawała się tak potężna. Kłaniały jej się w pas całe zachodnie rządy ustępując kolejnym żądaniom przywilejów dla "nieheteroseksualnych" nadludzi. Dopiero co zacofani "heterycy" uznawani byli, logicznie, za zacofanych i słusznie pozbawianych prawa głosu podludzi. Dopiero co potężne, operujące obrzydliwymi pierdyliardami koncerny futrowały każdego, kto w ten czy w inny sposób zgodził się zaprzedać tęczowemu aktywizmowi. Dopiero co światowi celebryci kastrowali swoje, czasem adoptowane dzieci, traktując je jak obowiązkowy, świadczący statusie gadżet, jak nowe Lamborghini, czy nową torebkę Louis Vuitton. A tutaj śmierdzi już trupem.
UE jak ZSRR
Oczywiście, że inne aspekty tej samej rewolucji, "kult świętego imigranta", czy klimatyzm, jeszcze się trzymają. Pomimo potężnych protestów, operatorzy stateczków finansowanych przez niemiecki rząd "organizacji humanitarnych" robią za przemytników ludzi z Afryki do Europy. Pomimo tego, że widać, że wyprowadzenie produkcji z Europy do Chin, czy rolnictwa z Europy do Ameryki Południowej nie spowodowało globalnego "spadku emisji CO2", a wręcz spowodowało jego wzrost, Komisja Europejska z Ursulą von der Leyen na czele, niczym Komitet Centralny ZSRR w latach osiemdziesiątych, mówi "ani kroku wstecz, ideały marksizmu-leninizmu muszą być realizowane". Wydaje się jednak, że i one są realizowane z coraz większym oporem społecznym i na dłuższą metę, choć również Polsce zdążą zrobić jeszcze wiele krzywdy, są nie do utrzymania (niestety krwawy aborcjonizm trzyma się w tym wszystkim najmocniej). I pytanie jest tylko czy zakończą się ostatecznie jakąś pokojową kontrrewolucją, czy gilotynami.
Obrona "skrzywdzonych"
Marksistowskie rewolucje we wszystkich swoich formach broniły zawsze jakichś "skrzywdzonych". I często w zakresie diagnozy miewały rację. Tak jak w przypadku podnoszenia kwestii wyzysku robotników. Nigdy jednak nie przedstawiały jakiejś skutecznej wizji alternatywy do zastanego świata. Ich pomysły były dosyć konkretne jeśli chodzi o etap niszczenia, jednak już etap budowy na gruzach miały rozpracowany w sposób dosyć mglisty, choć często równie krwawy. I tak w krajach "dyktatury robotniczo-chłopskiej" robotnicy i chłopi wcale nie mieli lepiej, przeciwnie, żyli w biedzie, byli często traktowani jak niewolnicy, a w przypadku chłopów, wręcz wrogowie publiczni. I ostatecznie, jak w ogarniętej Solidarnością Polsce, a później w całym bloku państw "demokracji ludowej" marksistowskie rewolucje upadał obalane rękoma robotników i chłopów właśnie.
Podobnie dzieje się również w przypadku neomarksistowskiej tęczowej rewolucji. Robotników i chłopów zastąpiła sobie "mniejszościami seksualnymi", które w jej ideologii stały się swego rodzaju ubermenschami, obronie przywilejów których miały "obowiązek" poświęcić się powolne "aktywistom" państwa Zachodu. "Aktywiści" stali się odpowiednikami hołubionych przez system, ale w tym wypadku futrowanych ciężkimi pieniędzmi darmozjadów-komsomolców, ogarniętych histerią przypominającą histerię zrewoltowanej chińskiej młodzieży podczas Rewolucji Kulturalnej, gotowej do największych świństw i przemocy.
Rewolucja zjada swoje dzieci
I tak jak zawsze wcześniej rewolucja zaczęła zjadać swoje dzieci. Na przykład w przypadku feministek, które zostały wrogami "nowej fali rewolucji". Logicznie, jeśli kwestionuje się definicję płci, to obrona "praw kobiet" traci rację bytu. Ale też w przypadku samych transseksualistów, z których niektórzy połapali się, że kastracja z mężczyzn nie czyni kobiet, a doszycie sobie czegokolwiek nie czyni z kobiety mężczyzny. I tak mamy do czynienia z falą detranzycji i coraz większym tłumem detranzycjonerów, którzy wytaczają procesy tym, którzy im obiecali, że "zmienia im płeć" i nie dotrzymali słowa. Ci ludzie będą kalekami już do końca życia. Zresztą, trudno nie odnieść wrażenia, że i homoseksualiści mają w coraz większym stopniu dosyć nowych "bolszewików", którzy wcale nie traktują ich podmiotowo, a wyłącznie jako narzędzie powiększania swojej władzy.
Role "ofiary" i oprawcy
Tak czy siak warunkiem sine qua non żywotności "rewolucji" jest stawianie się w roli ofiary. W momencie kiedy większość orientuje się, że rzekome "ofiary" są w istocie zakłamanymi oprawcami, oznacza to, że "rewolucja" przekroczyła szczyt swojego "rozwoju" i zaczyna się staczać w przepaść. I tak, mam wrażenie dzieje się po śmierci Charliego Kirka. Oczywiście, że erupcje nieludzkiej satysfakcji zdarzały się nowym bolszewikom wielokrotnie wcześniej i w wielu tragicznych przypadkach. Jednak tym razem ma to charakter globalny, przynajmniej na Zachodzie. Nawet w Polsce zdarzają się przypadku aktywistów-idiotów, publicznie epatujących dziką radością po śmierci amerykańskiego konserwatysty. Przypomina to jakiś zbiorowy, demoniczny obłęd. Jednocześnie jednak jest dowodem na prawdziwą naturę "aktywistów" w stanie czystym.
Poziom zwierzęcia
Oczywiście z Charlie Kirkiem można się nie zgadzać. Tak bywa. Oczywiście komuś przesłanie Charliego Kirka może się nie podobać, ale nawet nie trzeba być chrześcijaninem żeby być człowiekiem na tyle ludzkim żeby nie skakać z radości, nie tańczyć, nie śmiać się i radośnie nie śpiewać, kiedy ktoś zamorduje człowieka, który z szacunkiem do adwersarza wyraża swoje poglądy. Zamorduje dlatego, że brakuje mu argumentów. Zamorduje dlatego, że sam pozostając piewcą "różnorodności" śmiertelnie w istocie nienawidzi każdego kto jest inny od niego. Trudno nie odnieść wrażenia, że ta zwierzęca reakcja jest również pokłosiem ideologii sprowadzania człowieka do tego co komu w jakie jamy ciała wtyka. Czyli do poziomu zwierzęcia.
Tak oto matrosy współczesnej neomarksistowskiej rewolucji same sprowadziły się nie tylko do poziomu zwierzęcia, ale również wyszły otwarcie z kłamliwej roli "ofiary", a ujawniły się w prawdziwej roli oprawcy. Jestem głęboko przekonany, że zadały sobie tym samym samobójczy cios o wiele groźniejszy niż to, że koncerny już od jakiegoś czasu przestają ich finansować.
Reszta jest kwestią czasu.